Rozdział 8

Głos dobywający się z komórki brzmiał ostro. Hideo marszczył nos, próbując przetrwać kolejną falę ojcowskiego gniewu. Miarowo stąpał po pokoju, snując się z kąta w kąt, zmuszony wysłuchiwać obelg pod swoim adresem.
— Ty bezużyteczny gnojku, hańbo rodziny, ileż może zająć człowiekowi zbajerowanie jednej dziewczyny, co? A może kompletnie nie odziedziczyłeś moich genów, tylko wdałeś się w swoją matkę? Ta szmata już dawno powinna gryźć ziemie od stopu, dziwnie się, że jeszcze jej nie zatłukłem. Ale możesz być pewien, że zatłukę ciebie, jeżeli zawalisz tą sprawę!
Spojrzał w stronę drzwi śmiertelnie przerażony, że ktoś może podsłuchiwać, i nie daj Boże, wchłonąć uszami ojcowskie słowa. Był, bowiem pewny, że jego wrzaski słychać w całej Osace.
Z trudem trzymał słuchawkę przy głowie, nie chciał okazać się jeszcze większym mięczakiem i słuchać wyzwisk z wygodnej dla bębenków odległości.
— Ojcze, daj mi czas — zadziwił go spokój, jaki rozbrzmiał w jego głosie, kiedy tylko w słuchawce zapadła wreszcie kompletna cisza. Był w tamtym momencie nieomal z siebie dumny, a przynajmniej zadowolony, że chociaż w ten sposób oparł się tyranii rodzinnej. Udowodnił sobie, że czasy, w których chował się pod łóżkiem przed ojcem już dawno minęły. Teraz starał się go zadowolić. — Ta dziewczyna to prawdziwe wyzwanie. Jest dumna i rozpieszczona. Nie łatwo ją zadowolić.
— Powiedz lepiej, że ty nie potrafisz tego zrobić!! — wydarł się ojciec — Znam wielu chłopaków w twoim wieku, którzy spokojnie wiedzieliby, jak zabrać się za uwiedzenie dziewczyny! Sam poderwałbym dziesięć takich, jak Aya! Ale ty nie jesteś mężczyzna, tylko kupą babskiego gówna! Pieprzony smarkacz!
Hideo mocniej zacisnął palce na telefonie, pewny, że lada chwila z gniewnym rykiem roztrzaska go o ścianę.
— Przepraszam ojcze. Zawiodłem cię. Przyrzekam, że od teraz podwoje moje starania. Znalazłem sposób, który pozwoli mi się do niej zbliżyć. Zapewniam, że to zadziała. Daj mi tylko czas, zdobędę względy Ayi Enoki, bądź tego pewien!
Zdawał sobie sprawę, że przysięga nie tylko Panu Abukarze, ale również sobie. Musiał za wszelką cenę udowodnić, że jest wart dziedzictwa swej rodziny. Nic nie bolało Hideo bardziej, niż wieczne rozczarowanie w tęczówkach ojca, ilekroć na niego spoglądał.
W końcu Pan Abukara ustąpił, rozłączając się nawet bez krótkiego pożegnania z synem. Hideo z ulgą opuścił dłoń, w której trzymał telefon.
Dobrą minutę stał w bezruchu, wgapiając się w ścianę niewidzącymi oczami. Potem bezsilnie opadł na łóżko, zwieszając głowę między kolanami. Prawą stopą rytmicznie stukał od drewnianą podłogę, próbując zebrać myśli.
Aya Enoki. Aya Enoki. Aya Enoki.
Wciąż grała w mu w głowie, niczym natrętna muzyka, która przypadkiem wpadła w ucho i przez resztę nocy nie chciała się odczepić.
— Będziesz moja, dziewczyno. Nie masz wyjścia — odezwał się gardłowym głosem. Tęczówki chłopaka stały się ciemniejsze od węgla.
***
— Aya! — Yumi złapała przyjaciółkę za ramiona i potrząsnęła nią z niedowierzaniem. Jasne, krótkie włosy wesoło zatańczyły wokół jej twarzy. — On? Naprawdę ON?! ON?!
Panienka Enoki wyrzuciła z ust ciche, znudzone westchnięcie. Krzyżując ramiona na drobnych piersiach wymierzyła liderce beznamiętne spojrzenie, kryjące się pod firanką kasztanowej grzywki.
— Ano ON. Chłopak z karaoke. Bogowie mnie nienawidzą, taka prawda.
— I ty się złościsz? — Yumi parsknęła niedowierzającym śmiechem. — Ten chłopak to było takie ciacho, że aż teraz nogi mi mięknął z wrażenia, jak sobie o nim pomyślę. Zwłaszcza, że to z pewnością pełnoletni facet.
Aya opadła na ławkę, zlokalizowaną przez szkołą. Słońce od rana przygrzewało na niebie ozdobionym grubymi, wacianymi chmurami, które leniwie sunęły przed siebie. Wiosenny wietrzyk przyjemnie ocierał się o kosmyki włosów i gałęzie drzew, wprawiając liście w ciche drganie.
Cieszyła się, że liderce nie towarzyszą pozostałe, dwie koleżanki, gdyż z pewnością zaczęłyby piszczeć z uciechy, a tego by nie zniosła.
— Właśnie, dobrze, że zauważyłaś jego dorosłość. Nie zachowuj się, jakbym miała się w nim zakochać — prychnęła z godnością.
— Och, Aya! A nie chciałabyś? — Oczy Yumi błysnęły figlarnie — Tylko pomyśl, jaki to byłby dla ciebie prestiż. Nie myślisz chyba o Hideo? Wiem, że ciągle ci się naprzykrza, a jednak pamiętaj, że on jest mój i tylko mój — Palec liderki zawisł znacząco w powietrzu.
Aya przewróciła oczami.
— Boże nie, ten psychol? Nigdy mi się nie spodoba. Tetsu zresztą też nie. Obaj są pokręceni i to zdrowo.
— Moja słodka kruszynko — Cmoknęła przyjaciółka z dezaprobatą. — Czy istnieje ktokolwiek zdolny zdobyć twoje serce?
— Obawiam się Yumi, że na razie świat aż pęka od idiotów. A ja nie chcę zostać skrzywdzona, rozumiesz? Miłość nie istnieje. Już ja wiem, co mówię. Doskonale pamiętam, co zrobił pieprzony stary mojej matce. Na licho mi się z czymś takim użerać? — Spojrzała jej pytająco w oczy. — Nie zakocham się. Nie ma nawet takiej opcji.
***
Sarota nie stawiała spiesznych kroków idąc ze spokojem szkolnym korytarzem. Do rozpoczęcia pierwszych zajęć wciąż pozostawała pełna godzina, dlatego cieszyła się wolnym czasem.
Niosła w kurczowo zaciśniętych ramionach oryginalny egzemplarz scenariusza, gryząc nerwowo gumkę od ołówka. Wciąż nie wiedziała, co począć. Jaką decyzje podjąć, aby potem niczego nie żałować. Doszła nawet do wniosku, iż nie jest pewnym, czy Aya Enoki faktycznie pojawi się na castingu. Trudno było ją zrozumieć, Sarota musiała to przyznać. Pozostałe „Ślicznotki” były przewidywalne do bólu, Yumi rządziła nimi jak lalkami, podczas gdy jej dwie przyjaciółeczki stanowiły jej wierną, aczkolwiek nieco gorszą matrycę. Lecz nie Aya. Aya była zdecydowanie nie szablonowa. Chociaż równie pusta i wyniosła, stanowiła epicentrum tak wielu, trudnych do rozwikłania charakterów, iż Sarota Amura była zdecydowana nie znosić jej najbardziej ze wszystkich. Nie wątpiła, że umysł Ayi jest zdolny do najgorszych knowań.
Weszła do przestronnej, cichej sali, w której dominowały białe ściany. Zdziwiła się, jak zaskakująco nienaturalnie wygląda klasa bez uczniów. Niczym dawno zapomniany, opustoszały świat.
Pozostali zjawili się dopiero po pięciu minutach wraz z nauczycielką. Sensei Aoi powołała specjalną ekipę, która miała zająć się przygotowaniami do sztuki. Należało, bowiem przygotować odpowiednie atrapy, kostiumy, zająć się muzyką oraz oświetleniem, a także dopracować ostatnie szczegóły scenariusza. Nie zapomniano także ustalić, kto zasiądzie w komisji castingowej. Kiedy imię Saroty padło na samym początku, co wynikało z oczywistych względów, gdyż była scenarzystką, nie ucieszyła się tym wcale. Powinna rozpierać ją w tamtym momencie ogromna duma. Zamiast tego, głębiej wcisnęła się w ławkę, starając zachować emocje na wodzy.
Spotkanie zakończyło się na piętnaście minut przez rozpoczęciem zajęć. Sarota z zadowoleniem wyszła z klasy, omal nie gubiąc po drodze butów. Nie wiedziała, dokąd się jej tak śpieszyło, a mimo to była zdolna poruszać się jedynie w biegu.
Nagle ktoś złapał ją za nadgarstek i zaciągnął w kąt korytarza, gdzie rzadko można było spotkać jakiegoś ucznia.
Sarota sapnęła, gotowa zaprotestować, kiedy olbrzymia dłoń zasłoniła jej usta. Pisnęła lękliwie, lecz zaraz spłynął na nią spokój, kiedy spojrzała w oczy Hideo.
Chłopak mruknął coś z niezadowoleniem pod nosem, a potem odsunął się od niej, mocniej naciągając na głowę kaptur.
— Nie mieliśmy, jak porozmawiać w domu — odezwał się sucho — Dlatego teraz to konieczne.
— Oczywiście — Przytaknęła z szeroko otwartymi oczami.
— Potrzebuje planu działania. Wzięcie udziału w sztuce nie wystarczy. Muszę zrobić coś pond to, Sarota.
Zadrżała błogo, kiedy wymówił jej imię. Brzmiało ono w ustach chłopaka, niczym najsłodsza na świecie symfonia dźwięków. Nie ważne, że słowa ubierał jedynie w ostry ton.
— Chodzi o nią, tak? — zapytała głupio. Odpowiedź była oczywista.
— O nią — Przytaknął z kamienną miną — Gdybyś była Ayią Enoki to jak mógłbym cię uwieść, powiedz mi.
Wciągnęła potężny haust powietrza do płuc. Tak naprawdę miała mu odpowiedzieć, iż wystarczy, że jest sobą i wygląda tak, jak teraz, a padnie mu w ramiona, lecz zaraz obudziła się z niedorzecznych myśli.
— Cóż. Nie jestem Ayią, to musisz zrozumieć na początek, ale… — dodała, widząc jego rozczarowanie na twarzy — … tak się składa, że wiem o „Ślicznotkach” całkiem sporo. No wiesz, wrogów trzeba znać lepiej od przyjaciół. No i Ayia się w to wlicza.
— Świetnie — Jego wargi rozjaśnił szeroki uśmiech.
— Ayi trudno zaimponować. Jest cholernie bogata, ma wszystko i do tego jest ładna — westchnęła Sarota niejako z zazdrością, której nie potrafiła kontrolować. — Słynie z tego, że nigdy nie miała chłopaka. Mężczyźni lgnęli do niej, jak pszczoły do miodu, ale spławiała wszystkich swoim ciętym językiem i zachowaniem choleryczki. Z czasem dali sobie z nią spokój i teraz omijają ją szerokim łukiem.
— Zgadza się. Ta dziewczyna to jakieś przekleństwo — Mruknął z goryczą Hideo, lecz szybko chrząknął, kiedy Sarota spojrzała na niego z niedowierzaniem, zapewne zastanawiając się, po co w takim razie zabiega o jej serce. — Ale zależy mi na niej.
— Sukcesem jest pojęcie, że Ayi nie kupi się typowo romantycznymi zagrywkami. Wszelakie kwiaty, misie, bombonierki – to wszystko możesz sobie już na starcie darować. Nic nie zdziałasz także wierszami, drogą biżuterią, ani biletami na supergwiazdorski koncert. Aya to odrzuci, możesz być pewien.
— W takim razie, co mi pozostaje? — zdenerwował się — Mam jej dać księżyc?
Sarota zachichotała.
— Ayi Enoki nie kupisz nawet księżycem! Przypuszczam, że robiłaby ci go na głowie! — Znów się zaśmiała.
Hideo podrapał się nerwowo po czole, wciskając lewą dłoń do kieszeni spodni od mundurka. Był pewien, że robi się coraz gęstniej.
— To, czy zdobycie Ayi jest w ogóle możliwe? — zapytał wreszcie.
Panienka Amura zacisnęła usta zastanawiając się chwilę.
— Jest — odpowiedź padła z lekkim wahaniem. Spuściła wzrok niepewna tego, co zaraz miała powiedzieć. Nieśmiało znów uniosła rzęsy, obdarzając chłopaka tajemniczym spojrzeniem. — Nikomu nie mówiłyśmy z Nakayamą o tym odkryciu.
— Tak? — Uniósł brwi szczerze zainteresowany. Tymczasem ona nerwowo bawiła się nitką od szarego swetra.
— Aya prowadzi bloga. Anonimowo.
Hideo drgnął, jakby przez jego ciało przebiegł szczypiący prąd.
— Odkryła go Nakayama — mówiła cicho Sarota nie zważając na jego reakcje. — Zawsze była w tym świetna. Niezły z niej komputerowiec. Doszłyśmy do niego po jej kodzie ID, który wyskrobałyśmy z jej maila. Nie jestem z tego dumna, dlatego szybko przestałam czytać tego bloga. Nie lubię wcinać się w czyjąś prywatność, ale teraz…
— Myślisz, że jest tam wiele wskazówek, co kryje jej dusza?
— Mhm — Niepewnie skinęła głową. Obawiała się, że nie postępuje w porządku.  Jednak naraz przypomniała sobie o tym, jak Aya bez skrupułów rozesłała jej miłosnego esemesa do całej klasy. Jakoś wtedy prywatność dla panienki Enoki nie miała znaczenia. Sarota doszła, zatem do wniosku, że osobiście też nie powinna się tym przejmować.
Nawet nie wiedziała, w którym momencie sięgnęła po długopis i kartę, a adres bloga jednej z najgorszych „Ślicznotek” znalazł się w posiadaniu Hideo Abukary.
Kiedy chłopak schował kartkę do kieszeni było już za późno. Sarota starała się nie żałować, ale z jakiegoś powodu żałowała.
— Dzięki, jesteś niezastąpiona i najlepsza — Puścił do niej oczko, nim wybił dzwonek na lekcje.
Odprowadziła go wzrokiem aż do końca, nim nie zniknął w czeluściach klasy w towarzystwie wianuszka adoratorek, które korzystały z każdej, możliwej okazji, by zagadać nowego ucznia. Pocieszającym było dla Saroty, iż kompletnie nic sobie nie robił z tak wielkiego zainteresowania, a jednak czuła, że na dnie brzucha ciąży jej wielki kamień.
Dzień w szkole minął zastraszająco szybko, dziewczyna nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy wylądowała na lodowisku, sunąc łyżwami po zamarzniętej tafli. Chłodne powietrze wiejące z niestrudzenie pracujących wentylatorów przyjemnie smagało twarz dziewczyny.
Jeździła z zamkniętymi oczami, znając szerokość lodowej sceny na pamięć. Wyciągnęła przed siebie ręce wykonując perfekcyjny układ na jednej nodze. Wyskok, obrót i z powrotem była na ziemi. W uszach wyraźnie słyszała ocierające się o taflę ostrze łyżwy.
Czuła się wolna.
Nawet czujne oko trenerki nie było w stanie zakłócić tego błogiego stanu. Sarota czuła się wolna od jarzma „Ślicznotek”, a przede wszystkim od uczucia względem Hideo. Nieustannie powtarzała sobie, że to tylko kolejne, bezsensowne zauroczenie. Kolejna, nic nieznacząca miłostka, która minie, kiedy na horyzoncie pojawi się ktoś nowy. Przecież tak łatwo się zakochiwała. Kiedyś to natrętne uczucie musi odejść.
— Przerwa! — Głos trenerki rozbrzmiał w powietrzu. — Muszę na chwilę udać się do dyrektora. Mam nadzieje, że zadbasz o siebie w tym czasie.
— Tak, Sensei — Sarota zrobiła szybki ukłon, z zamiarem pojeżdżenia jeszcze przez chwilę. Już miała wcielić zamiar w życie, kiedy na halę wszedł jakiś chłopak.
Początkowo nie była w stanie rozpoznać twarz ze sporej odległości, jaka ich dzieliła, jednak po chwili rysy stały się zaskakująco znajome.
— Ryu? — Wykrztusiła z niedowierzaniem. Dolna szczęka opadła jej teatralnie ku obojczykowi, jakby lada chwila miała się oderwać od reszty głowy.
— Widziałem, że trenerka wyszła, więc postanowiłem skorzystać z okazji — odpowiedział chłopak z pewnym siebie głosem.
— Czego chcesz? — Zmieszała się dotykając ręką policzka, potem odwróciła głowę. Była pewna, że wstyd związany z tamtym esemesem teraz pogrzebie ją żywcem.
— Chcę byś dała mi szanse Saroto.
Otworzyła szeroko oczy, wciąż nie mając odwagi na niego spojrzeć. Czyżby się przesłyszała?
— Hm… słucham?
— Źle się między nami zaczęło. No wiesz, rozesłanie tego esemesa było złe. Nie powinna spotkać cię taka straszna rzecz, przykro mi.
— Śmiałeś się ze mnie — Przypomniała sobie, wreszcie zdobywając się na odwagę, by skierować na niego spojrzenie.
— Wiem — Uśmiechnął się przepraszająco — Przepraszam cię za to. Dasz mi jeszcze jedną szansę? — Wyciągnął do niej rękę.
Wpatrywała się w nią nie wiele rozumiejąc.
— Ale szansę, na co?
— No dobrze, przejdę do rzeczy. Umówisz się ze mną?
— Chc-ces zaprosić mnie na r-r-randę?
— Acha, dokładnie tak — Kiwnął głową z promiennym wyrazem.
***
Wybiło późne południe, kiedy Tetsu opuścił granice uczelni. Był zmęczony, jak po każdym dniu spędzonym na wykładach i pilnym robieniu notatek. Słynną z bycia dobrym uczniem, co pozwoliło mu wyrobić sobie niezłe relacje z nauczycielami, a ponieważ chętnie pomagał innym w nauce, nie narzekał też na brak przyjaciół. Czy byli oni tymi prawdziwymi nie miał zielonego pojęcia, ale chętnie zapraszali go na piwo, tudzież wypad na miasto, by dobrze się zbawić.
Teraz jednak nie w głowie były mu podobne perspektywy na resztę dnia. Szybko wsiadł w samochód, gotowy by jechać pod szkołę Ayi. Od jej rodzicielki uzyskał zgodę, by przeprowadzić korepetycje gdzieś plenerze, uznał, bowiem, że taka forma nauki może okazać się o wiele owocniejsza, niż nudne ślęczenie nad podręcznikami w salonie. O dziwo, pani Enoki nie stawiała żadnych „ale” pod tym pomysłem, co z początku nieźle go zdziwiło. Odniósł, bowiem wrażenie, iż kobieta była raczej z natury surowa. Nie musiał być geniuszem, aby jasno stwierdzić, że między nią a córką średnio się układało.
Zaparkował auto przed szkołą, czekając na koniec lekcji. Był pewien, iż znalezienie Ayi okaże się prawdziwym wyzwaniem, kiedy lawina uczniów wytoczyła się z budynku, niczym niszczycielski huragan, ale się mylił.
Panienka Enoki błyszczała na tle reszty uczniów niczym królowa na tle pospólstwa. Wraz z otaczającymi ją koleżankami sprawiała wrażenie najlepszej, najmądrzejszej, najsprytniejszej, co wywołało na twarzy Tetsu ironiczny uśmieszek.
Wciąż pamiętał własne szkolne lata. Pamiętał elitkę ładnych, ale głupiutkich panienek, które pastwiły się nad innymi. Wprawdzie on sam nigdy nie miał z nimi problemu, jednak nie raz był świadkiem, jak dręczyły, co mniej rozgarniętych uczniów, nie zdolnych się im przeciwstawić.
— Co za żałosna dziewczyna — westchnął pod nosem i pomyślał jednocześnie, iż usprawiedliwia ją jedynie fakt, że ma kiepską matkę. Z pod ręki takiej kobiety nie mogła wyjść dziewczyna miła i dobrze wychowana.
Podszedł do niej, zagradzając jej i jej koleżankom drogę. Ayie ten widok prawił w totalne osłupienie.
— A ty, co tu robisz?!
— Zapomniałaś? — Skrzyżował ręce — Dzisiaj nasze pierwsze zajęcia.
— Rany, to naprawdę ten koleś — Nana wydała z siebie niekontrolowany dźwięk.
— Jaki przystojny — westchnęła druga.
— Dzisiaj nie mogę. Jestem umówiona z dziewczynami — Aya wskazała na Yumi w geście obronnym. Ani myślała zadawać się z Tetsu. Dlaczego przyjechał po nią pod szkołę? Myślała, że spotkają się w domu.
— Wcale nie — Yumi uśmiechnęła się przebiegle. — Dzisiaj każda z nas robi, co chcę.
— Ale…
— Nie mam czasu tu stać. Pośpiesz się — Pociągnął ją za ramię.
— Puszczaj — Aya odepchnęła go brutalnie. Z pomiędzy jej oczy wyzierał gniew. — Co ty tu w ogóle robisz?
— Zabieram cię gdzieś. Powiedzmy, że to niespodzianka. Tam czeka mój samochód.
— Mam własnego szofera. Obejdzie się — mruknęła
— Tak się składa, że właśnie go oddelegowałem. Jak nie chcesz iść na piechotę tyle kilometrów to radzę ci za mną iść — To mówiąc, ruszył przed siebie ani myśląc się oglądnąć.
— Co? Jak? — Aya zamrugała bezmyślnie rzęsami, a potem ogarnął ją gniew. — Jaki z ciebie cholerny palant! — Powiedziała sama do siebie i mając ochotę kopnąć jakiś kamień ruszył za chłopakiem.
Nie zauważyła, że zza rogu budynku śledziło ją uważne spojrzenie Hideo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz