Głos dobywający się z komórki brzmiał
ostro. Hideo marszczył nos, próbując przetrwać kolejną falę ojcowskiego gniewu.
Miarowo stąpał po pokoju, snując się z kąta w kąt, zmuszony wysłuchiwać obelg
pod swoim adresem.
— Ty bezużyteczny gnojku, hańbo rodziny,
ileż może zająć człowiekowi zbajerowanie jednej dziewczyny, co? A może
kompletnie nie odziedziczyłeś moich genów, tylko wdałeś się w swoją matkę? Ta
szmata już dawno powinna gryźć ziemie od stopu, dziwnie się, że jeszcze jej nie
zatłukłem. Ale możesz być pewien, że zatłukę ciebie, jeżeli zawalisz tą sprawę!
Spojrzał w stronę drzwi śmiertelnie
przerażony, że ktoś może podsłuchiwać, i nie daj Boże, wchłonąć uszami
ojcowskie słowa. Był, bowiem pewny, że jego wrzaski słychać w całej Osace.
Z trudem trzymał słuchawkę przy głowie,
nie chciał okazać się jeszcze większym mięczakiem i słuchać wyzwisk z wygodnej
dla bębenków odległości.
— Ojcze, daj mi czas — zadziwił go
spokój, jaki rozbrzmiał w jego głosie, kiedy tylko w słuchawce zapadła wreszcie
kompletna cisza. Był w tamtym momencie nieomal z siebie dumny, a przynajmniej
zadowolony, że chociaż w ten sposób oparł się tyranii rodzinnej. Udowodnił
sobie, że czasy, w których chował się pod łóżkiem przed ojcem już dawno minęły.
Teraz starał się go zadowolić. — Ta dziewczyna to prawdziwe wyzwanie. Jest
dumna i rozpieszczona. Nie łatwo ją zadowolić.
— Powiedz lepiej, że ty nie potrafisz
tego zrobić!! — wydarł się ojciec — Znam wielu chłopaków w twoim wieku, którzy
spokojnie wiedzieliby, jak zabrać się za uwiedzenie dziewczyny! Sam poderwałbym
dziesięć takich, jak Aya! Ale ty nie jesteś mężczyzna, tylko kupą babskiego
gówna! Pieprzony smarkacz!
Hideo mocniej zacisnął palce na
telefonie, pewny, że lada chwila z gniewnym rykiem roztrzaska go o ścianę.
— Przepraszam ojcze. Zawiodłem cię.
Przyrzekam, że od teraz podwoje moje starania. Znalazłem sposób, który pozwoli
mi się do niej zbliżyć. Zapewniam, że to zadziała. Daj mi tylko czas, zdobędę
względy Ayi Enoki, bądź tego pewien!
Zdawał sobie sprawę, że przysięga nie
tylko Panu Abukarze, ale również sobie. Musiał za wszelką cenę udowodnić, że
jest wart dziedzictwa swej rodziny. Nic nie bolało Hideo bardziej, niż wieczne
rozczarowanie w tęczówkach ojca, ilekroć na niego spoglądał.
W końcu Pan Abukara ustąpił, rozłączając
się nawet bez krótkiego pożegnania z synem. Hideo z ulgą opuścił dłoń, w której
trzymał telefon.
Dobrą minutę stał w bezruchu, wgapiając
się w ścianę niewidzącymi oczami. Potem bezsilnie opadł na łóżko, zwieszając
głowę między kolanami. Prawą stopą rytmicznie stukał od drewnianą podłogę,
próbując zebrać myśli.
Aya Enoki. Aya Enoki. Aya Enoki.
Wciąż grała w mu w głowie, niczym
natrętna muzyka, która przypadkiem wpadła w ucho i przez resztę nocy nie
chciała się odczepić.
— Będziesz moja, dziewczyno. Nie masz
wyjścia — odezwał się gardłowym głosem. Tęczówki chłopaka stały się ciemniejsze
od węgla.
***
— Aya! — Yumi złapała przyjaciółkę za
ramiona i potrząsnęła nią z niedowierzaniem. Jasne, krótkie włosy wesoło
zatańczyły wokół jej twarzy. — On? Naprawdę ON?! ON?!
Panienka Enoki wyrzuciła z ust ciche,
znudzone westchnięcie. Krzyżując ramiona na drobnych piersiach wymierzyła
liderce beznamiętne spojrzenie, kryjące się pod firanką kasztanowej grzywki.
— Ano ON. Chłopak z karaoke. Bogowie
mnie nienawidzą, taka prawda.
— I ty się złościsz? — Yumi parsknęła
niedowierzającym śmiechem. — Ten chłopak to było takie ciacho, że aż teraz nogi
mi mięknął z wrażenia, jak sobie o nim pomyślę. Zwłaszcza, że to z pewnością
pełnoletni facet.
Aya opadła na ławkę, zlokalizowaną przez
szkołą. Słońce od rana przygrzewało na niebie ozdobionym grubymi, wacianymi
chmurami, które leniwie sunęły przed siebie. Wiosenny wietrzyk przyjemnie
ocierał się o kosmyki włosów i gałęzie drzew, wprawiając liście w ciche
drganie.
Cieszyła się, że liderce nie towarzyszą
pozostałe, dwie koleżanki, gdyż z pewnością zaczęłyby piszczeć z uciechy, a
tego by nie zniosła.
— Właśnie, dobrze, że zauważyłaś jego
dorosłość. Nie zachowuj się, jakbym miała się w nim zakochać — prychnęła z
godnością.
— Och, Aya! A nie chciałabyś? — Oczy
Yumi błysnęły figlarnie — Tylko pomyśl, jaki to byłby dla ciebie prestiż. Nie
myślisz chyba o Hideo? Wiem, że ciągle ci się naprzykrza, a jednak pamiętaj, że
on jest mój i tylko mój — Palec liderki zawisł znacząco w powietrzu.
Aya przewróciła oczami.
— Boże nie, ten psychol? Nigdy mi się
nie spodoba. Tetsu zresztą też nie. Obaj są pokręceni i to zdrowo.
— Moja słodka kruszynko — Cmoknęła
przyjaciółka z dezaprobatą. — Czy istnieje ktokolwiek zdolny zdobyć twoje
serce?
— Obawiam się Yumi, że na razie świat aż
pęka od idiotów. A ja nie chcę zostać skrzywdzona, rozumiesz? Miłość nie
istnieje. Już ja wiem, co mówię. Doskonale pamiętam, co zrobił pieprzony stary
mojej matce. Na licho mi się z czymś takim użerać? — Spojrzała jej pytająco w
oczy. — Nie zakocham się. Nie ma nawet takiej opcji.
***
Sarota nie stawiała spiesznych kroków
idąc ze spokojem szkolnym korytarzem. Do rozpoczęcia pierwszych zajęć wciąż
pozostawała pełna godzina, dlatego cieszyła się wolnym czasem.
Niosła w kurczowo zaciśniętych ramionach
oryginalny egzemplarz scenariusza, gryząc nerwowo gumkę od ołówka. Wciąż nie
wiedziała, co począć. Jaką decyzje podjąć, aby potem niczego nie żałować.
Doszła nawet do wniosku, iż nie jest pewnym, czy Aya Enoki faktycznie pojawi się
na castingu. Trudno było ją zrozumieć, Sarota musiała to przyznać. Pozostałe
„Ślicznotki” były przewidywalne do bólu, Yumi rządziła nimi jak lalkami,
podczas gdy jej dwie przyjaciółeczki stanowiły jej wierną, aczkolwiek nieco
gorszą matrycę. Lecz nie Aya. Aya była zdecydowanie nie szablonowa. Chociaż
równie pusta i wyniosła, stanowiła epicentrum tak wielu, trudnych do
rozwikłania charakterów, iż Sarota Amura była zdecydowana nie znosić jej
najbardziej ze wszystkich. Nie wątpiła, że umysł Ayi jest zdolny do najgorszych
knowań.
Weszła do przestronnej, cichej sali, w
której dominowały białe ściany. Zdziwiła się, jak zaskakująco nienaturalnie
wygląda klasa bez uczniów. Niczym dawno zapomniany, opustoszały świat.
Pozostali zjawili się dopiero po pięciu
minutach wraz z nauczycielką. Sensei Aoi powołała specjalną ekipę, która miała
zająć się przygotowaniami do sztuki. Należało, bowiem przygotować odpowiednie
atrapy, kostiumy, zająć się muzyką oraz oświetleniem, a także dopracować
ostatnie szczegóły scenariusza. Nie zapomniano także ustalić, kto zasiądzie w
komisji castingowej. Kiedy imię Saroty padło na samym początku, co wynikało z
oczywistych względów, gdyż była scenarzystką, nie ucieszyła się tym wcale.
Powinna rozpierać ją w tamtym momencie ogromna duma. Zamiast tego, głębiej
wcisnęła się w ławkę, starając zachować emocje na wodzy.
Spotkanie zakończyło się na piętnaście
minut przez rozpoczęciem zajęć. Sarota z zadowoleniem wyszła z klasy, omal nie
gubiąc po drodze butów. Nie wiedziała, dokąd się jej tak śpieszyło, a mimo to
była zdolna poruszać się jedynie w biegu.
Nagle ktoś złapał ją za nadgarstek i
zaciągnął w kąt korytarza, gdzie rzadko można było spotkać jakiegoś ucznia.
Sarota sapnęła, gotowa zaprotestować,
kiedy olbrzymia dłoń zasłoniła jej usta. Pisnęła lękliwie, lecz zaraz spłynął
na nią spokój, kiedy spojrzała w oczy Hideo.
Chłopak mruknął coś z niezadowoleniem
pod nosem, a potem odsunął się od niej, mocniej naciągając na głowę kaptur.
— Nie mieliśmy, jak porozmawiać w domu —
odezwał się sucho — Dlatego teraz to konieczne.
— Oczywiście — Przytaknęła z szeroko
otwartymi oczami.
— Potrzebuje planu działania. Wzięcie
udziału w sztuce nie wystarczy. Muszę zrobić coś pond to, Sarota.
Zadrżała błogo, kiedy wymówił jej imię.
Brzmiało ono w ustach chłopaka, niczym najsłodsza na świecie symfonia dźwięków.
Nie ważne, że słowa ubierał jedynie w ostry ton.
— Chodzi o nią, tak? — zapytała głupio.
Odpowiedź była oczywista.
— O nią — Przytaknął z kamienną miną —
Gdybyś była Ayią Enoki to jak mógłbym cię uwieść, powiedz mi.
Wciągnęła potężny haust powietrza do
płuc. Tak naprawdę miała mu odpowiedzieć, iż wystarczy, że jest sobą i wygląda
tak, jak teraz, a padnie mu w ramiona, lecz zaraz obudziła się z niedorzecznych
myśli.
— Cóż. Nie jestem Ayią, to musisz
zrozumieć na początek, ale… — dodała, widząc jego rozczarowanie na twarzy — …
tak się składa, że wiem o „Ślicznotkach” całkiem sporo. No wiesz, wrogów trzeba
znać lepiej od przyjaciół. No i Ayia się w to wlicza.
— Świetnie — Jego wargi rozjaśnił
szeroki uśmiech.
— Ayi trudno zaimponować. Jest cholernie
bogata, ma wszystko i do tego jest ładna — westchnęła Sarota niejako z
zazdrością, której nie potrafiła kontrolować. — Słynie z tego, że nigdy nie
miała chłopaka. Mężczyźni lgnęli do niej, jak pszczoły do miodu, ale spławiała
wszystkich swoim ciętym językiem i zachowaniem choleryczki. Z czasem dali sobie
z nią spokój i teraz omijają ją szerokim łukiem.
— Zgadza się. Ta dziewczyna to jakieś
przekleństwo — Mruknął z goryczą Hideo, lecz szybko chrząknął, kiedy Sarota
spojrzała na niego z niedowierzaniem, zapewne zastanawiając się, po co w takim
razie zabiega o jej serce. — Ale zależy mi na niej.
— Sukcesem jest pojęcie, że Ayi nie kupi
się typowo romantycznymi zagrywkami. Wszelakie kwiaty, misie, bombonierki – to
wszystko możesz sobie już na starcie darować. Nic nie zdziałasz także
wierszami, drogą biżuterią, ani biletami na supergwiazdorski koncert. Aya to
odrzuci, możesz być pewien.
— W takim razie, co mi pozostaje? —
zdenerwował się — Mam jej dać księżyc?
Sarota zachichotała.
— Ayi Enoki nie kupisz nawet księżycem!
Przypuszczam, że robiłaby ci go na głowie! — Znów się zaśmiała.
Hideo podrapał się nerwowo po czole,
wciskając lewą dłoń do kieszeni spodni od mundurka. Był pewien, że robi się
coraz gęstniej.
— To, czy zdobycie Ayi jest w ogóle
możliwe? — zapytał wreszcie.
Panienka Amura zacisnęła usta
zastanawiając się chwilę.
— Jest — odpowiedź padła z lekkim wahaniem.
Spuściła wzrok niepewna tego, co zaraz miała powiedzieć. Nieśmiało znów uniosła
rzęsy, obdarzając chłopaka tajemniczym spojrzeniem. — Nikomu nie mówiłyśmy z
Nakayamą o tym odkryciu.
— Tak? — Uniósł brwi szczerze
zainteresowany. Tymczasem ona nerwowo bawiła się nitką od szarego swetra.
— Aya prowadzi bloga. Anonimowo.
Hideo drgnął, jakby przez jego ciało
przebiegł szczypiący prąd.
— Odkryła go Nakayama — mówiła cicho
Sarota nie zważając na jego reakcje. — Zawsze była w tym świetna. Niezły z niej
komputerowiec. Doszłyśmy do niego po jej kodzie ID, który wyskrobałyśmy z jej
maila. Nie jestem z tego dumna, dlatego szybko przestałam czytać tego bloga.
Nie lubię wcinać się w czyjąś prywatność, ale teraz…
— Myślisz, że jest tam wiele wskazówek,
co kryje jej dusza?
— Mhm — Niepewnie skinęła głową.
Obawiała się, że nie postępuje w porządku.
Jednak naraz przypomniała sobie o tym, jak Aya bez skrupułów rozesłała
jej miłosnego esemesa do całej klasy. Jakoś wtedy prywatność dla panienki Enoki
nie miała znaczenia. Sarota doszła, zatem do wniosku, że osobiście też nie
powinna się tym przejmować.
Nawet nie wiedziała, w którym momencie
sięgnęła po długopis i kartę, a adres bloga jednej z najgorszych „Ślicznotek”
znalazł się w posiadaniu Hideo Abukary.
Kiedy chłopak schował kartkę do kieszeni
było już za późno. Sarota starała się nie żałować, ale z jakiegoś powodu
żałowała.
— Dzięki, jesteś niezastąpiona i
najlepsza — Puścił do niej oczko, nim wybił dzwonek na lekcje.
Odprowadziła go wzrokiem aż do końca,
nim nie zniknął w czeluściach klasy w towarzystwie wianuszka adoratorek, które
korzystały z każdej, możliwej okazji, by zagadać nowego ucznia. Pocieszającym
było dla Saroty, iż kompletnie nic sobie nie robił z tak wielkiego
zainteresowania, a jednak czuła, że na dnie brzucha ciąży jej wielki kamień.
Dzień w szkole minął zastraszająco
szybko, dziewczyna nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy wylądowała na lodowisku,
sunąc łyżwami po zamarzniętej tafli. Chłodne powietrze wiejące z niestrudzenie
pracujących wentylatorów przyjemnie smagało twarz dziewczyny.
Jeździła z zamkniętymi oczami, znając
szerokość lodowej sceny na pamięć. Wyciągnęła przed siebie ręce wykonując
perfekcyjny układ na jednej nodze. Wyskok, obrót i z powrotem była na ziemi. W
uszach wyraźnie słyszała ocierające się o taflę ostrze łyżwy.
Czuła się wolna.
Nawet czujne oko trenerki nie było w
stanie zakłócić tego błogiego stanu. Sarota czuła się wolna od jarzma
„Ślicznotek”, a przede wszystkim od uczucia względem Hideo. Nieustannie
powtarzała sobie, że to tylko kolejne, bezsensowne zauroczenie. Kolejna, nic nieznacząca
miłostka, która minie, kiedy na horyzoncie pojawi się ktoś nowy. Przecież tak
łatwo się zakochiwała. Kiedyś to natrętne uczucie musi odejść.
— Przerwa! — Głos trenerki rozbrzmiał w
powietrzu. — Muszę na chwilę udać się do dyrektora. Mam nadzieje, że zadbasz o
siebie w tym czasie.
— Tak, Sensei — Sarota zrobiła szybki
ukłon, z zamiarem pojeżdżenia jeszcze przez chwilę. Już miała wcielić zamiar w
życie, kiedy na halę wszedł jakiś chłopak.
Początkowo nie była w stanie rozpoznać
twarz ze sporej odległości, jaka ich dzieliła, jednak po chwili rysy stały się
zaskakująco znajome.
— Ryu? — Wykrztusiła z niedowierzaniem.
Dolna szczęka opadła jej teatralnie ku obojczykowi, jakby lada chwila miała się
oderwać od reszty głowy.
— Widziałem, że trenerka wyszła, więc
postanowiłem skorzystać z okazji — odpowiedział chłopak z pewnym siebie głosem.
— Czego chcesz? — Zmieszała się
dotykając ręką policzka, potem odwróciła głowę. Była pewna, że wstyd związany z
tamtym esemesem teraz pogrzebie ją żywcem.
— Chcę byś dała mi szanse Saroto.
Otworzyła szeroko oczy, wciąż nie mając
odwagi na niego spojrzeć. Czyżby się przesłyszała?
— Hm… słucham?
— Źle się między nami zaczęło. No wiesz,
rozesłanie tego esemesa było złe. Nie powinna spotkać cię taka straszna rzecz,
przykro mi.
— Śmiałeś się ze mnie — Przypomniała
sobie, wreszcie zdobywając się na odwagę, by skierować na niego spojrzenie.
— Wiem — Uśmiechnął się przepraszająco —
Przepraszam cię za to. Dasz mi jeszcze jedną szansę? — Wyciągnął do niej rękę.
Wpatrywała się w nią nie wiele
rozumiejąc.
— Ale szansę, na co?
— No dobrze, przejdę do rzeczy. Umówisz
się ze mną?
— Chc-ces zaprosić mnie na r-r-randę?
— Acha, dokładnie tak — Kiwnął głową z
promiennym wyrazem.
***
Wybiło późne południe, kiedy Tetsu
opuścił granice uczelni. Był zmęczony, jak po każdym dniu spędzonym na
wykładach i pilnym robieniu notatek. Słynną z bycia dobrym uczniem, co
pozwoliło mu wyrobić sobie niezłe relacje z nauczycielami, a ponieważ chętnie
pomagał innym w nauce, nie narzekał też na brak przyjaciół. Czy byli oni tymi
prawdziwymi nie miał zielonego pojęcia, ale chętnie zapraszali go na piwo,
tudzież wypad na miasto, by dobrze się zbawić.
Teraz jednak nie w głowie były mu
podobne perspektywy na resztę dnia. Szybko wsiadł w samochód, gotowy by jechać
pod szkołę Ayi. Od jej rodzicielki uzyskał zgodę, by przeprowadzić korepetycje
gdzieś plenerze, uznał, bowiem, że taka forma nauki może okazać się o wiele
owocniejsza, niż nudne ślęczenie nad podręcznikami w salonie. O dziwo, pani Enoki
nie stawiała żadnych „ale” pod tym pomysłem, co z początku nieźle go zdziwiło. Odniósł,
bowiem wrażenie, iż kobieta była raczej z natury surowa. Nie musiał być
geniuszem, aby jasno stwierdzić, że między nią a córką średnio się układało.
Zaparkował auto przed szkołą, czekając
na koniec lekcji. Był pewien, iż znalezienie Ayi okaże się prawdziwym
wyzwaniem, kiedy lawina uczniów wytoczyła się z budynku, niczym niszczycielski
huragan, ale się mylił.
Panienka Enoki błyszczała na tle reszty
uczniów niczym królowa na tle pospólstwa. Wraz z otaczającymi ją koleżankami
sprawiała wrażenie najlepszej, najmądrzejszej, najsprytniejszej, co wywołało na
twarzy Tetsu ironiczny uśmieszek.
Wciąż pamiętał własne szkolne lata.
Pamiętał elitkę ładnych, ale głupiutkich panienek, które pastwiły się nad
innymi. Wprawdzie on sam nigdy nie miał z nimi problemu, jednak nie raz był
świadkiem, jak dręczyły, co mniej rozgarniętych uczniów, nie zdolnych się im
przeciwstawić.
— Co za żałosna dziewczyna — westchnął
pod nosem i pomyślał jednocześnie, iż usprawiedliwia ją jedynie fakt, że ma
kiepską matkę. Z pod ręki takiej kobiety nie mogła wyjść dziewczyna miła i
dobrze wychowana.
Podszedł do niej, zagradzając jej i jej
koleżankom drogę. Ayie ten widok prawił w totalne osłupienie.
— A ty, co tu robisz?!
— Zapomniałaś? — Skrzyżował ręce —
Dzisiaj nasze pierwsze zajęcia.
— Rany, to naprawdę ten koleś — Nana
wydała z siebie niekontrolowany dźwięk.
— Jaki przystojny — westchnęła druga.
— Dzisiaj nie mogę. Jestem umówiona z
dziewczynami — Aya wskazała na Yumi w geście obronnym. Ani myślała zadawać się
z Tetsu. Dlaczego przyjechał po nią pod szkołę? Myślała, że spotkają się w
domu.
— Wcale nie — Yumi uśmiechnęła się
przebiegle. — Dzisiaj każda z nas robi, co chcę.
— Ale…
— Nie mam czasu tu stać. Pośpiesz się —
Pociągnął ją za ramię.
— Puszczaj — Aya odepchnęła go
brutalnie. Z pomiędzy jej oczy wyzierał gniew. — Co ty tu w ogóle robisz?
— Zabieram cię gdzieś. Powiedzmy, że to
niespodzianka. Tam czeka mój samochód.
— Mam własnego szofera. Obejdzie się —
mruknęła
— Tak się składa, że właśnie go
oddelegowałem. Jak nie chcesz iść na piechotę tyle kilometrów to radzę ci za
mną iść — To mówiąc, ruszył przed siebie ani myśląc się oglądnąć.
— Co? Jak? — Aya zamrugała bezmyślnie
rzęsami, a potem ogarnął ją gniew. — Jaki z ciebie cholerny palant! —
Powiedziała sama do siebie i mając ochotę kopnąć jakiś kamień ruszył za
chłopakiem.
Nie zauważyła, że zza rogu budynku
śledziło ją uważne spojrzenie Hideo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz