Rozdział ღ Dwudziesty Trzeci




Jakież jest zdumienie Han Rae Mi, gdy sobotniego poranka dzwonek do drzwi wyrywa ją z płytkiego snu. Półprzytomna i odziana w skąpy, satynowy szlafroczek wsuwa stopy w kapcie i człapie do drzwi, by po chwili dojrzeć w progu starszą siostrę.
— Minji? — Starsza Han mogłaby równie dobrze zobaczyć ducha, a jej zdziwienie byłoby z pewnością mniejsze niż obecnie. — A co ty tutaj robisz?
— Hej. — Minji posyła jej skruszony uśmiech. Twarz znaczą jej ślady zmęczenia, których żaden podkład nie jest w stanie ukryć. — Wpuścisz do środka marnotrawną siostrę?
— No… wejdź. — Rae Mi niepewnie przesuwa się w głąb mieszkania. Mieszkania, którym ich matka tak bardzo się szczyci, rozprawiając na lewo i prawo wśród znajomych.
Minji musi obiektywnie stwierdzić, że kilkupokojowy apartament robi oszałamiające wrażenie. Jest nowoczesny i oszklony tak, że do środka wpada masa dziennego światła, a nocą pewnie rozpościera się widok na Gangnam.
— Ładnie tu — chwali szczerze, podchodząc do okna.
— Dziękuję. — Rae Mi uśmiecha się z zakłopotaniem. — Przepraszam za bałagan. Nie mam głowy do sprzątania.
Minji od razu przypomina sobie o Allenie i mimowolnie łapie ją skurcz serca. Nie widzieli się od kilku dni. Uważała, że rozłąka ogólnie dobrze im zrobi, ale teraz tęsknota prawie rozrywa ją na strzępki.
— A ja przepraszam, że nie byłam na parapetówce — odpowiada siostrze. To zadziwiające, ale w najcięższej chwili życia nagle zapragnęła ją spotkać.
— I tak by ci się nie spodobało. — Rae Mi siada na podłokietniku eleganckiej kanapy, zakładając nogę na nogę. — Zawsze byłaś dużo poważniejsza ode mnie.
— Racja. — Minji uśmiecha się, patrząc na swoje odbicie w szybie.
— Płakałaś? — Głos siostry brzmi niepewnie.
— Aż tak widać?
— Wyglądasz jak chodząca śmierć.
Kolejny uśmiech wykwita na wargach Minji.
— I chyba czuję się martwa — odpowiada z przygnębieniem.
— Chcesz zapić to winem? — proponuje siostra. — Mam najlepsze roczniki. Nieźle uderzają w głowę.
— Poważnie?
— A jak! Coś muszę robić, żeby przetrwać w tym cholernym show-biznesie. — Ton Rae Mi jest na tyle zgorzkniały, że Minji od razu posyła jej zaskoczone spojrzenie.
Nigdy nie sądziła, że jej młodsza siostra także może być nieszczęśliwa. To dla niej coś nowego. Zawsze miała ją za przykładną córunię mamusi. Tymczasem te piękne, wyraziste oczy są pełne smutku i zmęczenia.
— No co? — Rae Mi musi doskonale znać jej myśli, bo uśmiecha się kwaśno. — Myślisz, że kocham to, co robię? Każdego dnia myślę, że w końcu połknę garść tabletek i z tym skończę.
— Rae Mi! — Minji piorunuje ją zszokowanym spojrzeniem. — Nawet tak nie mów! Potrzebuję cię! — Niespodziewanie podbiega do niej i obejmuje z całej siły. — Obie potrzebujemy siebie nawzajem.
Czuje, jak siostra drży w jej ramionach. Wydaje się taka malutka i bezbronna. Trudno wyobrazić sobie, co przeszła w tak brutalnym świecie jak show-biznes.
— Przepraszam. — Minji całuje ją po włosach. — Obiecuję, że teraz będę lepszą siostrą.
— Ja tak samo. — Rae Mi prostuje się, ocierając drobne łzy. — A teraz wino! Musimy koniecznie spić się do nieprzytomności i opowiedzieć sobie wszystkie żale, zgoda? Żadna nie będzie przed drugą niczego ukrywać.
— Zgoda.

***
— Czego chcesz? — Jang Ju Yong spogląda na Allena wrogo, zmierzając ku niemu przez rozświetlony latarniami park blisko jego domu. Nad światem zapadł już zmierzch i jego postać wydaje się nieco upiorna. — Myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty niż odbierać smsy od ciebie? — Nawiązuje w ten sposób do wiadomości, którą otrzymał jakąś godzinę temu, w której Song prosił go o spotkanie we wskazanym miejscu.
— A jednak przyszedłeś — zauważa Allen spokojnie.
— Jeżeli masz ochotę na drugą rundę sprania ci mordy to zawsze jestem chętny — odpowiada Ju Yong bojowo.
— Nie ma takiej potrzeby. — Chłopak sięga do kieszeni spodni i wyjmuje z niej małego pendrive’a. — Chciałem cię przeprosić.
Ju Yong chwile milczy, wpatrując się w przedmiot na dłoni przyjaciela takim wzrokiem, jakby spodziewał się samozapłonu. Potem pyta z niedowierzaniem.
— Zupełnie oczadziałeś, Song?
— Nie. Chcę, żebyś to zobaczył.
— A co to kurwa jest?
— Prawda o moim ojcu. — Głos Allena jest zbolały. — Masz racje, to ktoś z mojej rodziny przyczynił się do twojej tragedii, ale jeżeli musisz kogoś winić, niech to przynajmniej będzie mój ojciec. Prawdziwy sprawca.
— O czym ty mówisz? — Ju Jong spogląda na niego z pod zmarszczonych brwi niczym na jakiegoś wariata. — Przerażasz mnie, chłopie.
— Po prostu to obejrzyj. Wtedy zrozumiesz.
Ju Jong się waha, ale ostatecznie bierze pendrive’a.
— Dobra, ale jak to jakiś wirus, który zjebie mi kompa, to urządzę ci piekło stulecia, rozumiesz Song?
— Tak.
Ju Jong cały czas przypatruje mu się jak jakiemuś dziwadłu. To, że Allen nie zamierza się bronić ani pyskować, jest dla chłopaka czymś zupełnie nowym i niezrozumiałym.
Allen odwraca się i zmierza drogą powrotną, gdy słyszy za plecami głos przyjaciela.
— Nakopię ci do dupy jak to jakiś żart! — I chociaż słowa nie brzmią przyjemnie, na twarzy Allena wykwita coś na kształt uśmiechu. Wcisnąwszy dłonie do kieszeni spodni, rusza przed siebie oświetloną dróżką parku miejskiego.

***
Niedzielny poranek wita Min Ji potężnym kacem, ohydnym smakiem wina w ustach i… denerwująco dzwoniącym telefonem, którego irytujący dźwięk ani na moment nie przestaje wdzierać się do uszu śpiącej obok siostry kobiety.
Po wczorajszej libacji Min Ji urwał się film i chyba nigdy w życiu nie wylała takiego morza łez, opowiadając Rae Mi zarówno o Hun Joonie jak i Allenie, złoszczące się na cały świat, że obdarzyła jakiegoś gówniarza tak silnym uczuciem.
Co dziwniejsze, Rae Mi wcale jej nie potępiła, nie włączyła trybu matki, głosząc wszem i wobec mądrości na temat podłości mężczyzn. Nie wyśmiała także ani nie oburzyła się różnicą wieku. Poklepała jedynie siostrę po ramieniu i z głębokim zamyśleniem rzekła.
— Miłość jest chorobą, musi boleć, ale wiesz co? Wbrew wszelkiemu rozsądkowi warto na nią zachorować.
Teraz Min Ji odpokutowuje tamten wieczór stanem porównywalnym do stanu zombie, kiedy sięga po komórkę i na oślep przeciąga zielony przycisk.
— Halo? — Nawet nie sprawdziła kto dzwoni.
— Han, to ty? Masz jakiś zmieniony głos.
— A kto mówi?
— Jak to? Nie poznajesz? To ja Gun.
— Ach, Gun, witaj. — Kobieta przeciera zmęczoną twarz i szturchnięta przez nogę siostry, zrozumiała, że ma się natychmiast wynieść z pokoju, bo ona nadal chce spać.
Zwleka się więc z łóżka i drepcze do kuchni z telefonem przy uchu.
— Coś ty robiła do tego czasu? — Po drugiej stronie słychać nerwowy głos mężczyzny. — Zaglądałaś w ogóle do sieci? Albo chociaż sięgnęłaś po gazetę?
Ręka Min Ji zastyga w połowie drogi do lodówki, gdzie ma nadzieje znaleźć coś do picia. No cóż, musi na razie się wstrzymać, bo oto wszystkie jej zmysły wyostrzają się czujnie.
— Nie? O co chodzi, Gun! Zawalił się świat czy jak?
— Siedzisz?
— Nie, a co?
— To usiądź, jak cię proszę.
— Gun, to nie jest śmieszne, ja się boję — oznajmia kategorycznie, ale posłusznie odsuwa sobie krzesło przy wyspie kuchennej i siada. — Dobra mów.
— Wybuchł ogólnokrajowy skandal, związany z naszym hotelem.
— Z La Rose?
— A pracujesz w innym hotelu, Han? — pada ironiczne pytanie, które nijak pasuje do Guna, a więc ogólnie świadczy, że mężczyzna jest poważnie wytrącony z równowagi.
— Ale co się dzieje? Jaki skandal? — Min czuje jak wczorajsze wino podchodzi jej do gardła.
— Najlepiej jak sama to sobie przeczytasz, ale w skrócie mówiąc, nasz dyrektor podtruwał własną żonę psychotropami, po których miała halucynacje, traciła zmysły… chciał ją uczynić niepoczytalną… Han, jesteś tam?
— Tak.
— I tyle? Nic nie powiesz? — Gun jest autentycznie zdziwiony.
— Nie wiem, co mam powiedzieć. — Min Ji czuje w sobie jedynie niewyobrażalną pustkę. Zero gniewu, zero czegokolwiek.
— Nie wydajesz się ani trochę zdziwiona. Han, masz pojęcie jakie mamy problemy? Jak nic La Rose pójdzie na dno, wszyscy stracimy pracę! Już teraz oburzeni klienci wymeldowują się z pokoju i większość rezerwacji została anulowana.
— O Boże…
— Właśnie. To poważna sprawa.
— Gun ja… muszę kończyć.
— Ale Han…
— Trzymaj się. Jeszcze zadzwonię. — Mówiąc to, rozłącza się szybko, a jej dłoń z telefonem bezwiednie opada na jej nogę.
Nie potrafi zebrać ani jednej sensownej myśli. To się stało.
Allen to zrobił.
Ostatecznie pogrążył ojca.
— Jezu, głowa mi pęka, jak nic potrzebuje aspiryny. — Do kuchni wchodzi rozespana Rae Mi.  — Zerka na siostrę kątem oka. — Wszystko gra?
— Chyba właśnie straciłam pracę — oznajmia Minji nieswoim głosem.
— Co? Jak to? — Rae Mi natychmiast zapomina o aspirynie, lokując całą uwagę w starszej siostrze. Kiedy nie uzyskuje odpowiedzi, zaczyna snuć własne domysły. — Chodzi o Allena? Odkryli wasz romans?
— Nie. Boże, nie miałam pojęcia, że w ogóle to zapamiętasz! I nie, nie mamy romansu! — burzy się Minji.
— Głupia, ja bym mu od razu wskoczyła do łóżka.
— Przestań! Słyszałaś, co powiedziałam?
— Jasne, ale wciąż nie rozumiem z jakiego powodu miałabyś stracić pracę, Min Ji. Przecież jesteś podporą tego hotelu, tak? Bez ciebie nie dadzą sobie rady.
— Wybuchł skandal. — Minji chowa twarz w dłoniach, głośno wzdychając. — Muszę zadzwonić do Allena, teraz. Natychmiast!
— Ale Minji! Czekaj! — Rae Mi wyciąga po nią rękę, ale kobieta już wybiega z kuchni, zawzięcie stukając na telefonie numer do niego.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz