Rozdział 5

Przy stole panowała denerwująca cisza, w której rozbrzmiewały jedynie odgłosy pałeczek, uderzających o małe miseczki. Trzeba było przyznać, iż Ruri naprawdę się postarała z kolacją. Niewielkich rozmiarów, drewniany stół zastawiony był wieloma potrawami, w tym: gotowanymi rybami, białym ryżem, warzywami, pieczonymi pierożkami z serem, sushi i wieloma innymi. Sarota mogła przysiąc, że nigdy wcześniej sytuacja nie była podobna. Mieszkały z matką we dwie i nie czuły po prostu potrzeby szykowania zbyt wielu rzeczy do jedzenia, zadowalając się produktami do gotowania w pięć minut.
Trudno było powiedzieć, czy ich nowy lokator doceniał tę troskę. Wydawało się, iż traktuje to, jako rzecz najbardziej oczywistą na świecie. Pałaszował wszystko chętnie, dając wyraz, że mu smakuje, lecz również w milczeniu. Dziewczyna nie była do tego przyzwyczajona, gdyż z matką zawsze wymieniały się relacjami z minionego dnia, czasami zaśmiewając się do łez.
Teraz zaś, patrzyły na siebie niepewnie, wymieniając pytające spojrzenia, chcąc rozgryźć uczucia Hideo.
Zawieszona nad ich głowami lampa, co chwila mrugała denerwująco, rozpraszając myśli. Chłopak przymknął powieki, wciągając uspakajający wdech w pierś, po czym, odłożył miskę na stół.
— Dziękuje za posiłek — odezwał się wyuczonym tonem, jakby odwalał właśnie jeden z punktów dobrego wychowania, a następnie lekko się podniósł, niczym ktoś, kto nie wiele waży. Nie spojrzawszy ani na Sarotę, ani na jej matkę, skierował się do swojego pokoju.
— Smakowało mu chyba — Ruri przekrzywiła głowę, bardziej chcąc w to wierzyć, niż stwierdzając konkretny fakt.
Sarota uśmiechnęła się.
— To bardzo miły chłopak, mamo.
— Hm? Tak mówisz? — Pod uniesionymi w zdziwieniu brwiami, patrzyły na córkę wielkie, niewinne oczy.
— Tak — Przytaknęła z delikatnym, nieco rozmarzonym półuśmiechem. — Dzisiaj w szkole zobaczyłam, że ma w sobie wiele dobrych uczuć — Nieco przesadziła ze swą oceną, ale nie byłaby Sarotą Amura, gdyby zbyt łatwo nie dała się wkręcić w nowe uczucie.
Wymieniły wspólnie jeszcze kilka słów, a potem dziewczyna podziękowała za kolacje, i podobnie, jak Hideo, udała się na piętro. Zasuwając za sobą drzwi, nie mogła odpędzić od siebie myśli, które nieustannie lawirowały wokół chłopaka, siedzącego ścianę obok.
Rozmyślała o tym, co teraz robi, czy siedzi przy biurku i się uczy, czy też szykuje się, aby wziąć prysznic. Wyobrażała sobie jego nagi tors i ciemne włosy, po których ściekają kropelki wody. Serce zabiło jej tak gwałtownie, iż na moment przeraziła się tym, w obawie, że usłyszał to cały świat.
— Głupia, głupia, głupia! — Zwiniętymi w pięści dłońmi zaczęła uderzać się w skronie. Zaciskając mocno powieki, próbowała wybić go sobie z głowy. — Och, Nakayma ma racje, jestem strasznie kochliwa — westchnęła załamana, kiedy głowa rozbolała ją bardzo, a myśli o Hideo i tak nie zniknęły.
W końcu, westchnęła z rezygnacją, siadając przy biurku. Przez uchylone okno, do pokoju wdzierał się odgłos ulicy. Minęła już osiemnasta, zapaliły się uliczne latarnie, a gwar powoli cichł, ale do samego rana miały rozbrzmiewać dźwięki nocnych imprezowiczów, buszujących po śmieciach kotów i psów, a także alarmy samochodowe; do tego wszystkiego Sarota zdążyła się już przyzwyczaić.
Nagle jej wzrok padł na czerwony skoroszyt z Puccą, jeszcze czysty, niczym niezapisany. Dziewczyna przypomniała sobie o scenariuszu sztuki, jaki miała napisać na prośbę nauczycielki, Sensei Aoi. Sarota miała do tego smykałkę dzięki wybujałej wyobraźni. Sztuka mogła być o czymkolwiek, oczywiście przyzwoitym i nieraniącym niczyich uczuć, ale nietrwającym dłużej niż godzinę.
Do tej pory, Sarota nie znalazła jeszcze potrzebnego natchnienia, mimo, iż czas na napisanie scenariusza, kurczył się w zastraszającym tempie. Miała na to, jeszcze kilka dni.
Otworzyła skoroszyt na pierwszej stronie, biorąc ołówek w dłoń. Wcześniej nie wiedziała, o czym pisać, lecz teraz natchnienie przyszło samo. Przed oczami miała twarz Hideo Abukary. Dwoje pięknych, elfich oczu, które zdawały się skrywać mroczną tajemnicę nasączoną ciemną barwą tęczówek, skrytych między czarnymi pasmami przydługich włosów. Do tego kpiący uśmieszek, próbujący skryć ludzkie uczucia pod powierzchownością i obojętnością.
Sarota rozmarzyła się.
Nie wiedząc nawet, co prowokuje ją do pisania, sporządziła wielkimi literami tytuł sztuki, mając w głowie coraz bardziej rozwijającą się fabułę.
„Chłopiec z cienistej krainy” – napis ten uformował się pod jej dłonią.
***
Aya ziewnęła przeciągle, rozkładając ręce szeroko. Matka leżała w swoim łóżku z workiem lodu na głowie. Połknęła właśnie kilka tabletek wymieszanych w plastikowym kubku, po czym przymknęła oczy pod nową falą bólu.
— Proszę, nie hałasuj dzisiaj za bardzo.
— Tak, mamo — dziewczyna posłusznie pokiwała głową, okrywając rodzicielkę szczelniej atłasową pościelą.
— Wczoraj słyszałam twoje bieganie po schodach, to strasznie denerwujące — jęknęła boleśnie, dotykając drżącymi palcami skroni.
— Przepraszam, mamo. Położę się wcześniej spać i nie będę ci przeszkadzać. — obiecała.
— Wolałabym, żebyś się pouczyła. Sen jest ważny, ale masz sporo do nadrobienia.
— Dobrze, spróbuje, ale naprawdę jestem dzisiaj zmęczona, pewnie zasnę jak zabita. — Aya próbowała żartować, jednak matka nawet się nie uśmiechnęła.
Nie pozostało zatem nic innego, jak złożyć na chłodnym policzku rodzicielki czuły pocałunek. Potem na palcach wyszła z pokoju, jeszcze ciszej zasuwając za sobą drzwi.
Zostając sama na korytarzu, rozejrzała się po domu spowitym jasnym światłem żarówek. Wuj był aktualnie w delegacji, więc panoszyła się tutaj wszechogarniająca cisza.
Westchnęła. Wiedziała, że to, co robi jest złe, ale miała wrażenie, iż w czterech ścianach domu dusi się jak nigdzie na ziemi.
Na tyle głośno, by matka to słyszała, wspięła się po schodach i weszła do swojego pokoju. Zapaliwszy nocą lampkę, zaczęła w pośpiechu się przebierać. Zazwyczaj poświęcała dużo czasu na dobór odpowiedniego stroju, teraz zaś, wybrała to, co wydało jej się najciekawsze. Wcisnęła się zatem w kremową sukienkę o spódnicy w kształcie kielichu tulipana, która dodawała jej chłopięcym biodrom nieco krągłości. Drobne stópki włożyła w buty na kwadratowej koturnie, w czarnej oprawie skóry. Do tego, ozdobiła szyje i nagarski biżuterią, a włosy rozpuściła, przeczesując w palcach ich pasma. Na końcu umalowała się nieco bardziej wyzywająco niż zwykle i była gotowa do wyjścia.
Wpadła w lekką panikę, kiedy uświadomiła sobie, że musi działać ostrożnie. Matka brała silne leki nasenne, zatem było mało prawdopodobne, aby się zbudziła. Chyba nawet trzęsienie ziemi nie zdołałoby tego zrobić, ale Aya i tak się bała. Po za tym, była jeszcze ciocia Umeka, która mieszkała razem z nimi i mogła wszystko usłyszeć.
Poruszając się, jak we śnie, stawiając ostrożne kroki, wyszła z pokoju, zeszła po schodach, a potem ruszyła przez korytarz. Zamarła z przerażenia, kiedy niechcący trąciła stojąca lampę w przedpokoju, która wydała dźwięk chybotania. Zamknęła oczy, pilnując spokojnego oddechu.
Przy drzwiach była zmuszona wstukać odpowiedni numer, wyłączający zabezpieczenia domu. Kod znała na pamięć, ale kiedy wcisnęła enter, serce niemal zamarło dziewczynie w piersi. Na szczęście usłyszała głos odbezpieczającego się zamka. Szybko nacisnęła klamkę i wyszła na dwór.
Chłody wiatr uderzył ją w twarz. Nocne niebo rozpościerało się nad nią milionem gwiazd, a księżyc co rusz wyłaniał się z pomiędzy chmur. Rzuciła się biegiem przez podjazd, pilnując, aby nie zgubić torebki. Niestety nie potrafiła otworzyć bramy, która także była zabezpieczona, zatem wpięła się po prostu po murze i przeskoczyła na drugą stronę. 
Nigdy nie robiła czegoś podobnego, zatem przy upadku obiła sobie kolano i nieco ubrudziła sukienkę, co skomentowała siarczystym przekleństwem.
— Aya, dasz sobie radę, nie wpadaj w panikę — powiedziała do siebie poważnie, rozglądając po ulicy.
Nagle usłyszała cichy gwizd, który skierował ją w odpowiednią stronę. Czekał na nią czarny samochód do którego wsiadła bez chwili wahania.
— Udało ci się, no nie wierzę! — Yumi, siedząca na tylnym siedzeniu, obok Nany i Kamiki, krzyknęła teraz z podziwem.
— Myślałam, że dostanę zawału serca — odparła Aya ponuro, dopiero teraz odczuła na sobie skutki strachu, jaki dręczył ją wcześniej.
— Świetnie, że to zrobiłaś. Głupio byłoby bez ciebie — Kamika uśmiechnęła się uroczo do przyjaciółki, kiedy samochód ruszył.
***
Tetsu zerknął po raz ostatni na wyświetlacz komórki, nim wyłączył ją całkowicie i schował do lewej kieszeni, obcisłych spodni. Tego wieczora chciał się odizolować od szybkiego tempa życia i po prostu dobrze się bawić.
Życie studenta pociągało za sobą wiele obowiązków, jak i również niezapomnianych wspomnień. Koledzy z uczelni okazali się niebywałymi kompanami chwil. Co piątek wychodzili na miasto by odreagować od stresu nauki.
Strzelił gumą w ustach, wchodząc do jednego z barów karaoke. Poprawił na sobie dopasowany T-shirt, idąc sprężystym krokiem. Brązowe włosy związał wcześniej w luźny kucyk w stylu samuraja na czubku głowy.
Metalowe schody wydawały okropny pogłos, kiedy wspiął się po nich szybko. Był pewien, że wieczór spędzi tak, jak zwykle, czyli w wynajętym wcześniej pokoju z karaoke, gdzie miał pić do upadłego razem z kolegami bez obawy, że ktoś im przeszkodzi.
Lecz tym razem było inaczej. Zrozumiał to, kiedy przed drzwiami loży zobaczył istne piekło, jakie rozpętało się między jego kumplami a bandą dziewczyn, które przejawiały agresje drapieżnych kocic.
— Zaraz wam pokażemy, gnojki! Myślicie, że was oszukujemy? Wynajęłyśmy loże dokładnie na dzisiaj, na dziewiętnastą!
— Poczekaj, bo już ci uwierzę! — blondyn, imieniem Sawao wysunął się do przodu prowokująco. — Jesteś stukniętą laską. Od roku, w każdy piątek loża należy do nas i nie ma bata!
— W każdy piątek oprócz tego — jakaś dziewczyna z grzywką, w kremowej sukience, ostentacyjnie skrzyżowała ramiona na piersiach, patrząc na jego kolegów z ironią.
— Matko, co wy tu wyprawiacie? — Tetsu podszedł do szatyna, o imieniu Kuroki, i złapał go za ramię w momencie, gdy ten chciał szarpnąć krótkowłosą blondynką.
— Cześć stary, mamy tu chaos jak się patrzy — odparł Kuroki nieco spokojniej.
— Te laski twierdzą, że wynajęły naszą loże na dzisiaj, dokładnie o tej samej porze, o której zawsze się spotykamy — warknął z oburzeniem Sawao.
— Przecież nie kłamiemy do diaska! — krzyknęła blondynka, wymachując rękami. — Typowi z was, nadęci faceci. Wydaje wam się, iż wszystko się wam się należy, tak?
— Nie możliwe, żebyście wynajęły tę loże, ponieważ mamy ją zarezerwowaną na ten sam czas, z rocznym wyprzedzeniem — wyjaśnił cierpliwie Tetsu, chociaż ciśnienie i tak mu się podniosło, widząc grupkę małolat, które próbowały z nimi zaczynać.
— Upadłeś na głowę! — dziewczyna w kremowej sukience popatrzyła na niego ogniście. — Yumi jeszcze nigdy się nie pomyliła. Pogódźcie się z tym, że dzisiaj „was samczy światek” należy do nas.
Tetsu już miał na końcu języka cięta odpowiedź, kiedy pojawiła się drobna, wystraszona dziewczyna w pracowniczym uniformie.
— Rozmawiałam z kierownikiem — odezwała się nieśmiało ze spuszczonym wzrokiem. — Okazało się, że komputer popełnił błąd i zarejestrował dwie grupy na ten sam czas. Przepraszam, że tego nie wykryliśmy.
— Co? — Tetsu wystawił szeroko oczy. — Chcę nam pani powiedzieć, że ta loża należy dzisiaj zarówno do nas, jak i do tych postrzelonych nastolatek?
— Kogo nazywasz postrzelonym, hę? — Krótkowłosa blondynka rzuciła się na niego, obezwładniona w porę przez koleżanki.
— Przepraszam, to moja wina — pracownica pokłoniła się im pokornie, niemal drżąc na ciele. — Wcześniej się to nigdy nie zdarzyło. Nie mamy aktualnie wolnej loży do odstąpienia, ale… może zechcielibyście spędzić ten wieczór razem?
— No mowy nie ma! — Sawao jęknął, kręcąc głową.
— Z tą bandą orangutanów? Nigdy! — dziewczyna w kremowej sukience prychnęła głośno.
Między grupami rozpętała się chaotyczna wrzawa, jedni przekrzykiwali drugich, tworząc w powietrzu ogłuszający jazgot, trudno było w tej plątaninie zdań, wyłonić chociaż jedno, sensowne słowo.
Nagle Tetsu podniósł donośnie głos, uciszając gwar prawie natychmiast. Wszyscy popatrzyli na niego wyczekująco.
— Myślę… — dotknął palcami nasady nosa, zamykając oczy. — Myślę, że ten jeden wieczór uda nam się spędzić na zasadzie kompromisu.
— Co?! — krzyk rozbrzmiał jednocześnie w ustach wszystkich osób.
— Zapłaciliśmy za tę lożę, tak? — odezwał się cierpliwie. — W takim razie nikt z nas nie zrezygnuje, to chyba jasne. Możemy zatem stać tu i kłócić się do białego rana, albo spróbować się dobrze bawić wspólnie. Co wolicie? — spojrzał na nich znacząco.
Nikt z pośród zebranych nie miał zadowolonej miny, ale od spojrzenia do spojrzenia, niechętnie pokiwali głowami, popierając drugą propozycje.
— Świetnie — Tetsu wzniósł ręce w górę. — Zatem chodźmy się bawić — otworzył szeroko drzwi do loży.
***
Aya była pewna, że skądś kojarzy twarz chłopaka, który tak niespodziewanie wywalczył kompromis, nie mogła jednak przypomnieć sobie gdzie mogłaby go spotkać wcześniej.
Atmosfera w loży była napięta, dało się słyszeć pojedyncze, niezadowolone pomrukiwania. Yumi co chwila strzelała oczami, dając do zrozumienia, jak bardzo jej się to wszystko nie podoba. Nana i Kamika zerkały ciekawie w stronę studentów, widząc w nich dobrą partię do flirtów. Nie ważne, że nie miały praktycznie szans ze swoją piętnastką na karku, były po prostu sobą, ale nie miały odwagi niczego zrobić, kiedy ich liderka była niezadowolona.
Pokój miał ściany pomalowane na fioletowo z białym wykończeniem, wisiały na nich plakaty jakiś zespołów muzycznych. Na śliskim parkiecie stała czerwona, podłużna kanapa ze skóry. Przed nią znajdował się szklany stolik z wazonem z kwiatami, a naprzeciw mebli widniał ogromny telewizor w którym leciał tekst piosenki. Ponad to, znajdował się tam odtwarzacz płyt i zestaw głośników z dwoma mikrofonami.
Po chwili przyszli kelnerzy, gotowi by złożyć im zamówienia. Studenci poprosili głównie o alkohol i przekąski, natomiast dziewczyny zażyczyły sobie pizzy i coli, plus mrożone lody.
Z początku nikt się nie bawił, nikt nie pokusił się o wybranie konkretnej piosenki do śpiewania. Słuchali po prostu tego, co leciało w radiu. Zerkali na siebie niechętnie prawie bez przerwy, wymieniając od czasu do czasu złośliwe komentarze. Dopiero, kiedy alkohol zaszumiał studentom w głowie, atmosfera znacznie się poluźniła.
— Wiecie? Ja to już sam nie wiem o co się wkurzałem — odezwał się Sawao półprzytomnie. — Przecież tak jest o wiele weselej.
— Racja, racja — Kuroki poparł go energicznym ruchem głowy, uśmiechając się beztrosko.
Yumi prychnęła z ironią, zajadając powoli swoją porcję lodów. Odwróciła głowę nie chcąc tego słuchać, jednak Kamika złapała ją błagalnie za ramię.
— Pozwól nam z nimi porozmawiać…
— Właśnie, pierwszy raz mamy do czynienia ze studentami — jęknęła Nana.
— Mnie tam wszystko jedno — Aya wzruszyła ramionami, widząc spojrzenie liderki na sobie.
— Dobra, niech wam będzie, ale ostatni raz jestem dla was taka dobra — przewróciła oczami, ku radości dziewczyn.
To wystarczyło, aby po pięciu minutach towarzystwo pomieszało się między sobą, tworząc jedna, zaprzyjaźnioną ze sobą grupę.
Tylko Aya siedziała nieco na uboczu, podobnie jak chłopak, który wydał jej się znajomy. Zerknęła na niego, machając nogą założoną na nogę i udawała, że znudzenie. On także zdawał się być obojętny na dobrą zabawę reszty.
Nagle Aya zapragnęła zrobić cokolwiek, byle nie siedzieć bezczynie. Poderwała się do karaoke, sięgając po mikrofon. Drgnęła, kiedy jej dłoni dotknęły czyjeś palce.
— Co robisz? — posłała chłopakowi wściekłe spojrzenie. Wiedziała, że zrobił to przypadkowo, ale poczuła się oburzona.
— Chcę zaśpiewać — odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
— To sobie śpiewaj, ale jak ja skończę — uniosła dumnie podbródek, zaciskając w dłoni mikrofon.
Chłopak wydał z siebie niezadowolony pomruk, ale usunął się na bok. Muzyka włączyła się, a na ekranie pojawił się tekst. Aya nigdy nie miała problemu z publicznymi występami, chociaż, przez matkę, nie miała wiele okazji aby to robić.
Teraz poczuła się jak ryba w wodzie. Nikt jej nie słuchał, ale i tak ogarnęło ją przyjemne zadowolenie. Miała czystą barwę głosu, nie śpiewała wybitnie, ale też i słuchało się ją bez zmęczenia uszu.
Piosenka leciała za piosenką, a ona nie miała zamiaru kończyć. Po dwudziestu minutach, czekający na swoją kolej chłopak wreszcie nie wytrzymał, i kiedy miał pójść następny utwór, złapał za mikrofon Ayi.
— Może wreszcie zejdziesz ze sceny, co?
— Puść! Jeszcze nie skończyłam! — zaprotestowała, mocując się z nim uparcie.
— Teraz moja kolej, już dość się naśpiewałaś! — warknął, po czym złapał za drugi mikrofon, dając do zrozumienia, że zrobi to co chcę, bez względu na wole dziewczyny.
Aya popatrzyła na niego z oburzeniem, mając wrażenie, iż za chwile wybuchnie jak petarda.
— Bezczelny gnojek! — krzyknęła w jego stronę.
— Durna małolata! — odkrzyknął i zaczął śpiewać.
Gotując się ze złości, przystawiła mikrofon do ust i śpiewała razem z nim. Każde próbowało wznieść głos na wyższe tony, toteż po chwili wydzierali się w niebogłosy, drąc swe gardła bez litości.
Nic więc dziwnego, że po niespełna minucie zrobił się jazgot trudny do zniesienia dla reszty grupy. Czerwona od gniewu Yumi, wyrwała koleżance mikrofon, obdarzając ją spojrzeniem rasowego diabła.
— Mam takie małe pytanie do was: odbiło wam!? — wydarła się, wychylając do przodu, z dłońmi zaciśniętymi w twarde pięści.
Tetsu wzruszył ramionami, rezygnując z dalszego śpiewania.
— Powiedzmy, że nie przywykłem do imprezowania ze szczeniakami.
— Słucham, co powiedziałeś? — Aya otworzyła szeroko oczy, niedowierzając temu, co powiedział.
Yumi nie bez powodu dotknęła ramienia koleżanki, gdyż panienka Enoki wyrwała się do przodu z zamiarem przyłożenia delikwentowi.
— Mam się bać twojej małej, słodkiej piąsteczki? — chłopak zrobił minę, jaką zazwyczaj można spotkać u ludzi obcujących z uroczymi kociakami. Na dowód, pokazał własną pięść, przykładając ją do policzka, jakby ocierał łzy.
— Już ja ci pokaże słodkiej! — krzyknęła Aya, i chociaż koleżanki skutecznie ją trzymały, udało jej się złapać ręką t-shirt chłopaka, którego pociągnęła do siebie.
— Whoa! Ale z ciebie wariatka! — Gwizdnął Sawao, pomagając koledze.
— Trzymaj swoje brudne łapska przy sobie! — Tetu pchnął ją w ramiona, aż zatoczyła się w tył.
— Cóż, już nie takie słodkie, co? — uśmiechnęła się parszywie, nie zdając sobie sprawy, iż grzywkę ma rozmierzwioną na wszystkie, możliwe strony.
— Aya, spokojnie, tylko bez nerwów — Yumi, która zawsze pierwsza broniła tematu godności, teraz odegrała rolę tej spokojniejszej w grupie. Jej, niespotykanie, łagodny głos, odniósł sukces.
Panienka Enoki poprawiła na sobie sukienkę, patrząc na przeciwnika z dumą upokorzonej kobiety.
— Wal się, palancie! — Odwarknęła na koniec, by po chwili być już po za lożą.
Zmierzała wąskim korytarzem, zbiegając następnie po hałasujących schodach. Kiedy znalazła się na zimnym powietrzu, miała wrażenie, iż cały gniew ulatuje z niej parą, niczym białe obłoki z gejzerów. Na szczęście koleżanki poszły za nią, ratując przed koniecznością samotnego powrotu do domu.
— Wracamy, dość mam na dzisiaj imprez — Yumi była nachmurzona niczym gradowa chmura, ciskająca piorunami. Wszystkie cztery poczłapały w stronę ciemnego auta, które miało je odwieźć.
— Yumi — Aya zatrzymała liderkę przed drzwiami do wozu. — Przepraszam za to, co się stało. Nie wiem dlaczego dałam się tak sprowokować.
— Wybaczę ci, jak mi powiesz, że załatwiłaś co trzeba u Hideo — Blondynka spojrzała na nią z pod uniesionych brwi, krzyżując ramiona na piersiach.
— Ja… — Enoki spuściła głowę, czując się beznadziejnie. — … w sumie nie wiem, czy coś działałam. Ale z pewnością udało mi się go zniechęcić.
— To już coś — Yumi przyjęła tę wiadomość łaskawie.
— Boże, jak potraktowałaś Abukarę tak jak tego typka z loży, to nie odezwie się do ciebie nawet za tysiąc lat! — krzyknęła Kamika z rozbawieniem.
Nagle wszystkie trzy zaczęły się śmiać. 
.............................................
Długawy nieco, prawda? :D Trochę się rozpisałam, ze scenki z karaoke nie jestem zadowolona, ale nie wymęczę tego lepiej. Szczerze mówiąc, nie dysponuje zbyt obszernym poczuciem humoru, zatem nie najlepiej wychodzą mi momenty w których powinno być zabawnie :D No nic, mam nadzieje, że jednak i tak wam się podoba. Buziaki! :* 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz