Rozdział 4


Przyjaciółki zostawiły ją na szkolnym dziedzińcu, machając ręką na pożegnanie. Aya wprost nie mogła się nadziwić, że tak łatwo dała się namówić na zachciankę Yumi. Bo jakże inaczej można było to nazwać?
            Napięła mocno ramiona by za chwile ciężko dać ujście powietrzu ze swych płuc. Zerknęła kątem oka na Hideo, który ruszył w jej stronę. Jego pewny siebie krok mocno ją zniechęcił, nigdy nie lubiła nadętych głąbów, a nie spodziewała się niczego ciekawego ze strony chłopaka.
          — Cześć, jestem Hideo Abukara — bezceremonialnie zatrzymał się przed nią i skłonił.
         — Tak, nie wiedziałam — wydęła górną wargę w niezadowolonym grymasie. — Czego ty właściwie ode mnie chcesz?
          — Hm? — uniósł brwi, pozorując całkowita niewinność.
      — Jak będziesz udawał, że nic się nie stało, to dam ci w twarz — powiedziała bez ogródek, stając do niego przodem. Był o połowę wyższy od niej, wiec zadarła mocno głowę do góry. — Śledzisz mnie, człowieku, nie spuszczasz mnie z oka.
            — Cieszę się, że zauważyłaś — odpowiedź nadeszła w beztroskim tonie. Jego zadowolenie podziałało na nią, jak wrzątek, zagotowała się ze złości.
            — Nie sądzę, abym mogła to przeoczyć, wiesz!? — zagrzmiała, mimowolnie tupiąc nogą. Wolałaby tego nie robić, ale nawyk wszedł jej w krew już we wczesnym dzieciństwie, a ona nie potrafiła się go pozbyć. — Pytam drugi raz: czego chcesz?
            — Jak to? — przyjrzał jej się z zaciekawieniem, uśmiechnięty nieznacznie. — Kiedy chłopakowi podoba się jakaś dziewczyna, wysyła jej odpowiednie sygnały.
            — Co? — z ust Ayi wymknął się zdziwiony śmiech. — Żartujesz? Ja te sygnały odebrałam, jako groźbę śmierci. Wzięłam cię za jakiegoś psychola!
            — Ale jednak zwróciłaś na mnie uwagę, prawda? — wzruszył ramionami. — Mniej więcej tego chciałem.
            — Nie wierzę! — Enoki uniosła dłoń by dotknąć palcami rozgrzanego czoła. To, co słyszała z ust chłopaka było stanowczo nie do przyjęcia. — Jesteś naprawdę szalony!
            Hideo roześmiał się, a jego oczy przeistoczyły się w dwie podłużne kreski, które niejedna dziewczyna odebrała jako niesamowicie urocze. Aya jednak była zbyt wściekła, aby reagować na jego wrodzony magnetyzm.
            — Aż taki straszny nie jestem, uwierz mi — machnął ręką, wciągając rześkie powietrze, a potem nachylił się nad nią tak mocno, że musiała odgiąć szyje w tył. — Bardzo, ale to bardzo mi się podobasz.
            Poczuła zapach miętowej pasy z ust chłopaka, a mimo to ją zemdliło. Była pewna, że lada chwila straci równowagę, gdyż napierał na nią z całej siły.
            — Słuchaj… — odezwała się, dotykając palcem jego nosa. — Naruszasz moja przestrzeń osobistą. — lekko popchnęła go w tył. Komplement zrobił jednak swoje, bo zarumieniła się ku własnemu zdenerwowaniu. Nie chciała reagować, jak większość, typowych dziewcząt, ale zrobiła to. Policzki Ayi oblały się soczystym rumieńcem, jednak w sercu szalał gniew, kiedy zobaczyła, iż Hido posłał jej tryumfujące spojrzenie.
            — To jak? Umówisz się ze mną? — zapytał, wciskając dłonie w kieszenie spodni od mundurka. Skąpany w blasku wiosennego słońca prezentował się naprawdę seksownie.
            — Jak chcesz się umówić z kimś fajnym to idź do Yumi Kohamy. U mnie nie masz żadnych szans, poważnie — dmuchnęła w swoją grzywkę, a potem pośpiesznie zakręciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.
            Zostawiła go za sobą ze zdumioną twarzą, której już nie widziała. Przeklinała jedynie w duchu po raz kolejny swoją głupotę. Dała się wmieszać w coś, czego nie chciała i wyszło, jak zwykle fatalnie. Powinna rozegrać to z większym sprytem, wątpiła, aby jej słowa wspomogły Yumi. Ale z pewnością sama wyszła na kretynkę z zerowym ilorazem inteligencji.
***
            Hideo podrapał się z niezadowoleniem po głowie, po czym kopnął leżący nieopodal kamień. Sądził, że z kimś pokroju Ayi Enoki pójdzie mu jak po lodzie. Wystarczył jeden dzień, aby zaczął ją postrzegać jako pustogłowa lalkę, która bez tuszu do rzęs nie przeżyje tygodnia. Zazwyczaj kobiety niczego mu nie odmawiały, spodziewał się zatem bezproblemowego sukcesu w kwestii z nią związanej. Tymczasem rzeczywistość sprowadziła go brutalnie na ziemię. Ojciec będzie wściekły kiedy się o tym dowie. Hideo aż zmroziło na samą myśl o tym.
            — Ej, ty czekaj! — wyciągnął rękę bez potrzeby w kierunku Saroty, która właśnie wychodziła z hali sportowej. Miała rozgrzaną twarz i włosy związane w niestaranny kucyk. Ściągnęła z siebie granatową marynarkę, pozostając w samej koszulce, wachlując się prawą ręką.
            — Co? Ja? — przystanęła porażona jego widokiem. Przewrócił oczami. Panienka Amura była płochliwsza niż ptak na płocie, przez co żywił wobec niej wyłącznie pogardę.
            — Tak, ty, chodź no tutaj — przywołał ją ruchem palców. Przełknęła ze wstydem ślinę, potem spuściła pokornie głowę, dreptając do niego nieśmiało. — Musimy wracać razem. — zażądał, kiedy nie odezwała się ani słowem. — W końcu nie mam pojęcia którędy iść do tej waszej restauracji.
            — Ach, prawda — energicznie poruszyła głową, zaciskając obie dłonie na czarnej teczce. — Przepraszam, że nie pomyślałam o tym wcześniej — zrobiła w jego stronę szybki ukłon.
            — Dobra, nie ważne. — machnął ręką, zakładając na głowę ciemny kaptur. Zdawał sobie sprawę, że Sarota nic mu nie zrobiła, zatem powinien być nieco milszy w stosunku do niej, ale porażka z Ayią całkowicie wytrąciła go z równowagi. — Nie masz tu prywatnego szofera? — zapytał widząc, że inne dzieciaki z lubością wsiadając do ekskluzywnych aut, otwieranych dla nich przez elegancko ubranych kierowców.
            — Przepraszam — znów zrobiła w jego stronę ukłon, jednocześnie nie zatrzymując się by dotrzymać ku kroku. — Wiem, że to dla ciebie utrudnienie, ale moja rodzina jest zbyt biedna, aby nam to zapewnić.
            — No cóż, pogadam z ojcem, może coś załatwi — zerknął szybko na zegarek, jakby lada chwila miał zjawić się na iście ważnym spotkaniu. — Jechałaś kiedyś limuzyną? — zapytał rozglądając się ciekawie na boki. Kątem oka wypatrzył panienkę Enoki wsiadającą do swojego auta. Musiał przyznać, że miała niezłe nogi.
            — Co? Nie, nie — Sarota roześmiała się nerwowo z trudem za nim nadążając.
            — Naprawdę? — prychnął ze zdziwieniem. — Myślałem, że masz tu jakiś bogatych kumpli, którzy będą hojni wobec ciebie.
            W odpowiedzi zamilkła. Owszem, miała Nakaymę, ale nigdy nie znalazła się okazja, aby wspólnie z przyjaciółką miały gdzieś pojechać jej drogim autem. Westchnęła zasępiona.
            — Nabijasz się ze mnie? — wydęła policzki niczym chomik. — To, że jesteś bogaty nie daje ci do tego prawa — burknęła z godnością. — Pieniądze to nie wszystko.           
            — Typowa gadka każdego biedaka — popatrzył na nią z wyższością. Już miała mu odpyskować, kiedy poderwała ręce do góry, potykając się o wystającą płytkę chodnika. Teczka poszybowała ku niebu by zaraz poddać się sile grawitacji, to samo stało się z marynarką.
            Sarota była pewna, że uderzy głową o grunt, kiedy w tali otoczyły ją sile ręce. Zamrugała kilka krotnie rzęsami zszokowana. Nie miała pojęcia co się dzieje. Hideo trzymał ją mocno w ramionach kilka centymetrów o ziemi. Jego przystojna twarz znalazła się zaś w niewielkiej odległości od jej własnej.
            — Masz nogi jak dwie niezdarne gałęzie — powiedział unosząc wysoko brwi. Mimo obelgi, w jego oczach zobaczyła coś przyjaznego i zatraciła się w ciemnych tęczówkach bez pamięci.
            — Ja… — bijące szybko serce nie tłoczyło dość krwi, aby zasiliła ona mózg. Świadomość Saroty spadła na najniższe obroty, kompletnie nie wiedziała co powiedzieć.
            Hideo postawił ją do pionu, a potem pozbierał z ziemi teczkę i marynarkę, którą, zanim jej oddał, starannie wytrzepał z chodnikowego kurzu.
            — Powinnaś bardziej uważać. Mogłaś złamać nogę — oddał jej przedmioty, a potem przyjrzał się dziewczynie z rozbawieniem. — Zaniemówiłaś? Przecież nie walnęłaś głową, więc o co chodzi? — skrzyżował ramiona na torsie.
            Złapałeś mnie. Nie dałeś mi upaść., myślała w duchu, poruszona do głębi. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie zrobił czegoś takie wobec niej. Mogłaby przysiąc, że Ryu zachowałby się podle i pozwoliłby jej uderzyć o ziemię.
            — Zgłupiałaś, czy jak? — pstryknął ją palcem w czoło. Natychmiast się ocknęła.
            — Och, przepraszam, przepraszam — energicznie poprawiła rozmierzwione włosy, chcąc doprowadzić się do względnego ładu. — Chodźmy, obiad pewnie na nas czeka!
           
***
            Na Ayi piękna posiadłość i szerokie ogrody nie robiły już wrażenia, kiedy wjechała na tylnym siedzeniu czarnego auta na posesje rodzinnego domu. Od razu wysiadła, zatrzaskując za sobą drzwi.
            — Dzięki za podwózkę, Yung! — pomachała szoferowi i zniknęła za drzwiami. Zrzuciła buty już na progu, cichym krokiem zmierzając na piętro, kiedy usłyszała na korytarzu, jak z salonu dobiegają ja czyjeś głosy.
            Ostrożnie zbliżyła się do krawędzi ściany, nadstawiając ucha. Okazało się, że matka nie odpoczywa, jak to zwykle, w duchocie sypialni, lecz siedzi na wózku inwalidzkim, rozmawiając z ciocią Umeką. Nie była to ich prawdziwa ciocia, ale Aya nazywała ją tak odkąd skończyła dziesięć lat. Nie wyobrażała sobie, jak okropnie byłoby życie bez żywiołowej gosposi. Tylko ona potrafiła wpłynąć na Kumiko i nie przejmować się zbytnio jej urojonymi dolegliwościami, a w każdej sprzeczce brała stronę panienki Enoki, za co Aya była jej ogromnie wdzięczna. Nie dawała się także zastraszyć wujowi, co czyniło ją trudną do zwalczenia przez wrogów.
            —… to mój siostrzeniec, bardzo bystry chłopak, bardzo bystry — ciocia Umeka pochyliła się w stronę pracodawczyni, pokazując jej niewielkich rozmiarów fotografie.
            — … no nie wiem — Kumiko ze sceptycyzmem wzięła zdjęcie w palce. — Wolałabym kogoś już po studiach, kogoś z tytułem Sensei’a.
            — Pani Enoki, ale po co? Taki Sensei przeważnie ma dobrą i czasochłonną pracę lub wyjeżdża zagranicę by dalej się kształcić. Mój Tetsu jest geniuszem w czystej formie, już jako pięciolatek był wpisany na listę dzieci Indygo. Urodził się wirtuozem, oraz ma smykałkę do przedmiotów ścisłych. Zdał egzaminy z maksymalną liczbą punktów. — przekonywała niestrudzenie ciocia Umeka.
            Udało jej się wzbudzić w Kumiko zainteresowanie, gdyż ciekawiej przyjrzała się chłopakowi z fotografii, pytając:
            — A ile on właściwie ma lat? Nie chciałabym, żeby Aya zawróciła nim sobie głowę, jest dość przystojny, trzeba przyznać.
            — Chłopak ma już dwadzieścia dwa lata. Z pewnością nie zawraca uwagi na młode dziewczęta — zaśmiała się z rozbawieniem gosposia, zadowolona ze zwycięstwa, które już stanęło po jej stronie, chociaż nie rozbrzmiało w słowach.
            — W porządku, daj mi numer jego telefonu, a skontaktuje się z nim w najbliższym czasie — odezwała się Kumiko z godnością, jakby jeszcze nie gotowa do podjęcia ostatecznej decyzji.
            Aya cicho prześlizgnęła się obok salonu i wbiegła po schodach do swojego pokoju. Sypialnia, która była od siódmego roku życia była jej niezachwianym królestwem i więzieniem w jednym, stanowiła ogrom przestrzeni z wielgachnym oknem, wychodzącym na spokojną, osacką dzielnicę. Za szybą widniały leniwie kołyszące się drzewa, inne domy położone wzdłuż uliczki po której sporadycznie jeździły samochody, słupy elektryczne i chodniki. W oddali, na horyzoncie majaczyły się wieżowce miasta, które nocą rozbłyskiwały kolorami o neonowym blasku.
            W samym pokoju znajdowało się ogromne łoże dla co najmniej trzech osób, wyścielone ozdobną pościelą w łososiowo-cremowych odcieniach w czarne kwiaty, szklane drzwi prowadzące do pomieszczenia, będącego garderobą, biurko emanujące porządkiem, na blacie nie walał się nawet jeden niepotrzebny papierek. Następnie drzwi do łazienki w której światła zapalały się automatycznie. Na zachodniej ścianie stworzono kącik relaksacyjny z niskim stoliczkiem, wieżą stereo, koszem z gazetami, półką pełną książek i wielkimi, czerwonymi kanapo - poduchami, które śmiesznie pierdziały ilekroć się na nich siadło.
            Tak, to było luksusowe miejsce, pełne przepychu. Aya jednak tęskniła za domem w którym się urodziła. Po wypadku Kumiko, kiedy ojciec zostawił je obie, musiały przeprowadzić się do budynku, przystosowanego dla osoby niepełnosprawnej. Stary dom nie nadawał się do przeróbek, gdyż koszy remontu były o wiele wyższe od zakupu nowej posiadłości, dlatego Kumiko zdecydowała się na drugą opcje, dodając, że stary dom niesie ze sobą zbyt wiele wspomnień.
            W jakiejś części serca, Aya przyznawała jej racje. W starym domu unosił się zapach ojca, jego drogich perfum, które niosły się wstęgą za jego krokami. Nigdy nie był człowiekiem gorącego serca, jednak dopiero kiedy spakował walizki i odjechał, odwiedziwszy żonę tylko raz w szpitalu, Aya zobaczyła, że był zimnym draniem. Od tamtej pory nie napisał nawet marnego esemesa do córki, jakby zapadł się pod ziemię. Ponoć robił interesy w Chinach, Indiach i Korei, nieustannie podróżując. W prasie czy intrenecie nie wiele o nim pisano mimo, iż był zatrważająco bogaty. Aya oduczyła się jednak po pewnym czasie szukać śladów jego istnienia. Kumiko nigdy o nim nie wspominała, zupełnie wymazując go z pamięci, a dziewczyna postanowiła uczynić to samo, chociaż twarz ojca wyłaniała się z mglistej pamięci podczas snów.
            Teraz dziewczyna opadła ze zmęczeniem na łóżko, gapiąc się idiotycznie w sufit z którego zwisały kolorowe koraliki. Zastanawiała się nad rozmową podsłuchaną w salonie, domyśliła się, że matka knuła coś za jej plecami, a wątpliwości nie ulegał fakt, że chodziło o edukacje córki.
            — Kiedy ty mi dasz święty spokój? — zapytała gniewnie, uderzając ręką w materac.
            Nagle usłyszała ciche piknięcie. Ekran jej notebook’a w błękitnej obudowie, rozjaśnił się, sygnalizując nadejście wiadomości.
            Aya niechętnie zwlokła się z pościeli, siadając przy biurku. Jedno uderzenie w klawisz wystarczyło, aby mail otworzył się na pulpicie.
            „Dzisiaj impreza w karaoke. Tam, gdzie zwykle. Wiem, że masz kłopoty z matką, ale liczymy na twą obecność. Nie spóźnij się! Yumi.”
            — Chyba żartujesz! — Aya przysunęła nos do ekranu, nie wierząc własnym oczom. Jak niby miała spełnić wole liderki? Głośny syk wyrwał się z jej ust, kiedy raptownie wyprostowała plecy.
            Naraz jednak odczuła głęboki żal. Cały tydzień nauki w szkole dał jej w kość, matka stworzyła w domu całodobowe hospicjum, więc pragnęła się desperacko wyrwać z jego granic. Teraz zaś, kiedy dowiedziała się, iż Kumiko planuje nająć jej korepetytora, ogarnęła ją wściekłość.
            — Mowy nie ma, żebym dała się tak stłamsić! — warknęła. — Jeżeli będzie trzeba, wymknę się z domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz