Aya stanęła w progu domu, trzymając teczkę w kurczowo
zaciśniętej dłoni. Uważnym spojrzeniem omiotła korytarz, w którym światła
zapalały się samoistnie, by stwierdzić obecność wszechobecnej ciszy.
Większość powiedziałaby, że Aya ma szczęście. Po pierwsze
nie wiele dzieciaków w Osace ma własny dom tak przestronny, po drugie nie każde
może się pochwalić matką aktorką. Wprawdzie Kumika Enoki zakończyła swoją
karierę dwanaście lat temu, na skutek tragicznego wypadku, ale pamiętano ją do
dzisiaj, jako jedną z najświetniejszych gwiazd japońskiego kina.
Aya jednak potrafiła się tylko cynicznie uśmiechać, ilekroć
ktoś przypominał te dwie, cudowne prawdy o jej życiu. Nie uważała niczego
wyjątkowego w swoim urodzeniu. Przyzwyczaiła się już do bogactwa, jednak
większość aspektów jej egzystencji była co najmniej nużąca.
Dom musiał być zawsze ogarnięty spokojem, gdyż matka
regularnie cierpiała na intensywne migreny, żadne leki, ani terapie nie
przynosiły poprawy, więc trzeba było ograniczyć hałas do minimum, jeżeli potem
nie chciało się sprowokować matczynego wykładu o poszanowaniu cudzego
cierpienia.
Sterylna czystość nie mogła być pod żadnym pozorem zmącona,
dlatego Aya zrzuciła buty jeszcze przed wejściem; miały tam zaczekać, aż ich
gosposia domowa, Umeka, starannie je wyczyści. Dziewczyna nie rozumiała
dlaczego tak musi być, skoro matce nie groziły żadne infekcje, ale zasada ta
była tak żelazna, że nie warto było jej łamać.
Dom wydawał się być ponurym, wielkie okna na nic się zdały,
skoro promieniom słonecznym stawały na przeszkodzie szczelnie zasłonięte
żaluzje, i biada nieszczęśnikowi, który wypuści do środka chociaż trochę
światła – przecież miało ono rażące działanie, drażniące dla migreny.
Aya nauczyła się akceptować te wszystkie dziwactwa, jednak
nie oznaczało to, iż marzeniami nie wkraczała w świat, w którym była dzieckiem
innej matki. Wolałaby gnieździć się teraz w małym domku, pełnym gwaru młodszego
rodzeństwa, w którym ojciec wracały zmęczony z pracy, a ona podawałaby mu z czułością
gotowany ryż.
Zamiast ojca i rodzeństwa, miała matkę, cierpiąca na bilion
dolegliwości, których połowa była wyssana z palca oraz wuja Ayuma, który
nieustannie przypominał jej i Kumiko, iż poświęcił się dla nich, zapewniając
opiekę. Fakt, że od dawna korzystał z ich pieniędzy, nie wydawał się już tak
istotny. Czasami Aya zastanawiała się, dlatego matka nie wytaczała tego
argumentu ilekroć w jej stronę padały wyrzuty. Matka miała wtedy dziwny zwyczaj
komentowania wszystkiego milczeniem.
Jedno było pewne — Aya nienawidziła wuja, a on zdawał się te
uczucia odwzajemniać. Od wielu lat zatem w ich domu utrzymywała się negatywna
aura, która z czasem osiadła także na duszach, czyniąc z nich ludzi tylko na
pozór szczęśliwych.
Aya nienawidziła go zatem w równym stopniu, co wuja, dlatego uciekała
z jego granic tak często, jak było to możliwe. A w praktyczne okazywało się to
nie lada wyzwaniem, gdyż matka nieustannie zaganiała ją do książek, próbując
ulepić z własnego dziecka prawnika, doktora bądź jakiejkolwiek maści człowieka
sukcesu, pamiętając, aby ów sukces nie miał nic wspólnego z branżą rozrywkową.
— To cię zniszczy, Aya — mawiała zwykle, kiedy dziewczyna
protestowała przeciw tyrani nauki. — Póki jesteś piękna sypią ci róże pod nogi,
ale potem dzieje się coś złego, co sprawia, że przestajesz być atrakcyjna, i
wyrzucają cię jak zużytą zabawkę. A wiedza? Dziecko, wiedzy nikt, nigdy ci nie
odbierze. Lekarzem możesz być do późnej starości.
Dziewczyna wysłuchiwała tych wynurzeń ze stoicką
cierpliwością, a potem pod byle pretekstem opuszczała dom, by z przyjaciółmi
oddać się wirowi wspaniałej zabawy. Zazwyczaj było to niewinne, gdyż dzieci z
Osaki nie miały w naturze sięgać po alkohol, kiedy im tego wzbraniano. Za to
imprezowały do późna przy głośnej muzyce, śpiewały w karaoke, bądź grały
godzinami w salonach gier — ku rozpaczy rodziców.
Aya szczyciła się do bólu mianem pustej panienki, tytułem
„Ślicznotki” oraz godnością imprezowiczki, gdyż tylko w ten sposób mogła
wyrazić głośny protest, przeciwko matce i jej smutnej egzystencji. Miało to
wiele wspólnego z marzeniem zostanie aktorką, które dziewczyna pielęgnowała w
sobie od dziecka. Już dawno zrozumiała, że nie wolno wyjawić tego matce, ale
przysięgała sobie wiernie, że pewnego dnia wsiądzie w pociąg, nie odwróci się za
siebie i osiągnie wielką sławę w stolicy.
Było to denne i dziecinne, wiedziała o tym. Po pierwsze to
wymagało ciężkiej pracy, której nie była nauczona, po drugie, bez względu na
charakter matki, kochała Kumiko nad życie i nie potrafiłaby jej zostawić, choćby
nie wiem co.
Zrobiła kilka ostrożnych kroków do przodu, kiedy usłyszała
głos matki dochodzący z sypialni.
— Aya? Dziecko, to ty?
Dziewczyna westchnęła ciężko, zaprzestając ostrożności.
Cokolwiek by nie robiła, rodzicielka i tak miała wewnętrzny radar, który
wykrywał obecność córki.
Stanęła w progu sypialni Kumiko, nie zwracając już większej
uwagi na panujące wewnątrz ciemności, ani duchotę.
— Witaj mamo — zrobiła ukłon w stronę leżącej.
— Dobrze, że już jesteś. Jak było w szkole?
— W porządku. Jak zawsze — odpowiedziała standardowym
tekstem.
Matka przyjrzała jej się uważnie, a potem poprawiła w
pościeli, krzyżując ramiona na piersi. Obok łóżka stał wózek inwalidzki, Kumiko
korzystała z niego od tamtego dnia, kiedy lina na której wisiała zerwała się, a
ona doznała tragicznego upadku, w którym złamała sobie kręgosłup.
— Aya, muszę z tobą poważnie porozmawiać. Usiądź proszę przy
mnie.
Kiedy dziewczyna posłusznie spełniła rodzicielską wolę,
matka dotknęła jej ręki, przyglądając jej się z uwagą.
— Ostatnio przybywa mi zmartwień z twojego powodu, a wiesz
dlaczego?
Aya przygryzła kącik wargi, kręcąc potulnie głowę. Już
wiedziała, że szykuje się tysięczna rozmowa na temat dorosłości i
odpowiedzialnego życia.
— Widzisz, pozwoliłam sobie wejść na stronę twojej szkoły i
przeglądnąć oceny, jakimi dysponujesz — zaczęła matka z westchnięciem.
Dziewczyna natomiast przeklęła w duchu elektroniczny wgląd do ocen,
wystarczyło, że jeden z rodziców miał odpowiednie hasło, a wiedział nieomal
wszystko o szkolnym życiu dziecka. — … to, co zobaczyłam lekko mówiąc
przeraziło mnie.
— Mamo…
— Nie, nie przerywaj mi kochanie, jeszcze nie skończyłam! To
prawda, że twoje oceny ze sztuki i malarstwa, gotowania, muzyki, a także
kaligrafii są dobre, ale chyba przestałaś skupiać się na przedmiotach ścisłych.
— Mamo, daje z siebie wszystko. Tyle ile mogę, przecież nie
zbieram najgorszych punktów — spojrzała na Kumiko z obroną.
— Kiedy to za mało. Za dwa lata egzaminy, a ty ciągle
chodzisz z głową w chmurach. Który moment wyda ci się odpowiedni na solidną
naukę? Aya, jak chcesz coś osiągnąć, będąc przeciętną, jak inni? Nie rozumiesz,
że musisz okazać się lepsza? — matka przyjrzała się dziewczynie z troską,
mocniej ściskając jej dłoń.
— Nie mam talentu do takich rzeczy. Jak mam stać się
idealna, kiedy to niemożliwe? — w tonie Ayi pojawiła się niespodziewana gorycz.
Prowadziły dokładnie taką samą rozmowę od wielu lat bez przerwy. Czy czasami
nie mogły poruszyć innych tematów? Dziewczyna nie raz pragnęła zwierzyć się
Kumiko z osobistych trosk.
— Talentu? Ach tak? — brwi rodzicielki powędrowały ku górze.
— Nie jesteś wobec mnie szczera, kochanie. Widzisz… podobno w piątki o
dziewiętnastej masz kółko chemiczne, prawda?
Ayi zrobiło się nagle gorąco, a ziemia zawirowała pod
stopami. Gdyby teraz nie siedziała na łóżku, z pewnością koniecznym byłoby
znalezienie jakiegoś krzesła.
— T-tak — zajęknęła się.
— Otóż i to udało mi się wnikliwie zbadać. Aya, nie ma
żadnego kółka. Za to nasza sąsiadka, pani Lee, widziała cię w klubie tanecznym.
— Byłam tam z przyjaciółkami! — dotknęła desperacko czoła,
czując, jak żołądek podchodzi jej do gardła. W duchu liczyła, że uda się ten
sekret na dłużej ustrzec przed matką.
— To nie ważne. Dla mnie istotnym jest, że kierujesz się ku
zgorszeniu. Nie mogę patrzeć, jak moja jedyna latorośl doznaje moralnego
upadku! — Kumiko zagrzmiała donośnie.
— Kiedy my tam tylko tańczymy, nic więcej!
— Ale za jaką cenę? Nie radzisz sobie kompletnie w szkole.
Myślisz, że będę to tolerować? Zabawa jest możliwa tylko wtedy, kiedy człowiek
wypełni już swe obowiązki względem dostatniego życia.
Aya spuściła wzrok. Co miała powiedzieć? Rozmowa z matką nie
miała przecież sensu, i tak zawsze musiała wyjść na swoje, stawiając córkę w
przegranym świetle.
— Kochanie — matka nieco złagodniała. — Robię to dla twojego
dobra. Teraz jesteś młoda i wielu rzeczy nie rozumiesz. Ale za parę lat
będziesz mi wdzięczna, bo uczynię z ciebie wartościowego człowieka i niczego
nie będzie ci brakować. Rozumiesz, co mówię?
Aya kiwnęła głową, milcząc.
— Dobrze — Kumiko z zadowoleniem wyprostowała się. Potem
dotknęła głową obolałego czoła i westchnęła. — Przynieś mi zatem zimny okład,
zaraz zwariuje z tego bólu.
***
Tetsu pchnął drzwi na lekkich zawiasach, wchodząc do
przytulnej, ale niebywale ciasnej restauracji. Było tu tylko kilka siedzeń do
spożycia posiłku, a kucharz gotował przy swoich klientach, dając im wgląd do
tego co robi. Kwadratowe okna obite były papierowym wnętrzem, natomiast z
sufitu zwisała mała, czerwona lampa.
Smakowite zapachy rozchodziły się w powietrzu, zachwalając
tym samym umiejętności kucharza. O dziwo, była nim kobieta.
Ta spracowana, czterdziestoletnia osóbka z chustką na głowie
robiła co mogła, aby utrzymać finanse rodzinny w nienagannym stanie. Jego
pojawienie się wywołało na jej twarzy pogodny, lecz zmęczony uśmiech.
— Testu, kochanie! Witaj w domu!
— Witaj mamo — ukłonił jej się, po czym dyskretnie rozejrzał
się po restauracji. — Klientów brak?
— Jak widzisz — westchnęła ciężko. — Ludzie nie ufają umiejętnościom
kulinarnym kobiety. Wolą zjeść gdzieś, gdzie gotuje mężczyzna.
Nie odpowiedział. Doskonale znał prawdę okrutnej
rzeczywistości. Kiedy dwa lata temu umarł ich ojciec, restauracja pogrążyła się
w długach. Pan Amura był niezastąpiony w kwestii wyczarowania z niczego coś do
jedzenia. Matka, chociaż podzielała ten talent, i tak nie zdołała utrzymać
świetności tego miejsca.
Tetsu domyślał się, jak ciężko bywa chwilami matce, dlatego
odkąd zdobył stypendium za wzorowe osiągniecia w nauce i wyprowadził się na
studia, postanowił utrzymywać się na własną rękę. Nie było to łatwe, bo nie
zdobył jeszcze potrzebnego wykształcenia na godziwa pracę, ale łapał się
dorywczych robót gdzie tylko się dało. Tam, gdzie udawało mu się lepiej
zarobić, przynosił potem rodzinie trochę grosza, czując się odpowiedzialnym za
ich szczęście. Został w końcu jedynym mężczyzną w rodzinie.
— Tetsu, ale nie przyszliśmy rozmawiać o mnie — matka
uściskała go przyjaźnie, jakby nie widzieli się co najmniej od wielu miesięcy.
— Chcę wiedzieć wszystko, co się wydarzyło u ciebie — dodała z błyskiem w oku.
— U mnie? — uniósł lewą brew, wertując ostatnie wydarzenia w
swoim życiu. — Nic się nie wydarzyło. Na studiach ciężka praca, ale już do niej
przywykłem.
Właśnie miał dodać coś jeszcze, kiedy do restauracji weszła
żywiołowa osóbka w postaci niziutkiej, pulchnej kobiety z wypiekami na twarzy.
Jej widok nie był tutaj niczym nowym, cieszyła się bowiem mianem stałej
klientki, a także dobrej siostry pani Amuro.
— Ojoj, ależ to dzisiaj mnie zabiegany dzień dopadł, nie ma
co — westchnęła głośno, kładąc siatki na ladzie. Widząc przed oczami Tetsu
uśmiechnęła się szeroko. — Ależ ty duży, z każdym dniem większy — to mówiąc,
złapała go za policzek i potarmosiła.
— Cou, widzielśmy się ledwie tydź emu — wykrztusił
nieskładnie, gdyż ani myślała go puścić. Pani Ling już dawno zapomniała, że
miała przed sobą dorosłego mężczyznę, w dodatku odpowiedzialnego za cały dom i
restauracje, dla niej Tetsu pozostał uroczym urwisem z czasów dzieciństwa i tak
zostało. Musiał przyznać, że chociaż bardzo ją lubił, czasami grała mu równo na
nerwach.
— Co tam słychać, Umeko? — zapytała z rozbawieniem pani
Amura, bez pytania przygotowując dla siostry smażone pierożki, prosto w
patelni. — Mam nadzieje, że Kumiko Enoki była dzisiaj w humorze.
— Humorze, owszem, ale paskudnym — pani Ling powiedziała
znacząco. — Przed chwilą wysłała mi esemesa z nowym poleceniem: mam znaleźć dla
jej córki jakiegoś korepetytora. Koniecznie najlepszego.
— No tak, słyszałam, że to dziecko to istny wulkan energii.
Chyba nie ciągnie jej do nauki — przytaknęła matka Testu, mając na myśli
artykuły z plotkarskich gazet, które z lubością rozpisywały się na temat
skandalicznych zachować córki byłej aktorki.
— Inaczej nie da się określić tego stworzenia —
odpowiedziała Umeka, kręcąc głową. — Ale to dobra dziewczyna, tylko smutne
życie wiedzie przy matce, czasami szczerze mi jej żal.
— Domyślam się. Dobrze, że mój Tetsu taki zdolny jest, może
kiedyś osiągnie równie wiele, co dzieci bogatych rodziców, ja dużo zapewnić mu
nie mogę, ale…
— Czekaj no siostrzyczko, momencik! — ciocia Umeka szybko
uniosła palec, przerywając. — No przecież!
— Co przecież? — Ruri Amura uniosła brwi.
— Przecież Testu mógłby uczyć Aye! — kobieta klasnęła w
dłonie, olśniona genialnym pomysłem.
— Hm? — sam zainteresowany na chwile znieruchomiał. Właśnie
miał zaparzyć zielonej herbaty ciotce, a potem pozmywać za matkę naczynia, ale
słysząc przebieg rozmowy, przeraził się.
— No nie wiem… on ma tyle zajęć — westchnęła sceptycznie
Ruri.
— Och, kiedy to doskonały pomysł! — ciocia Umeka poderwała
się z krzesła, by stanąć obok siostrzeńca z iście zadowoloną miną. — Wiesz, ile
ta aktorka ci zapłaci, chłopcze? A przecież będziesz robił to, w tym jesteś
naprawdę dobry!
— W uczeniu? — zapytał nieco głupkowato, aż trzepnęła go w
ramię.
— A co, nie jest tak może?
— Ja…
W tym momencie drzwi do restauracji rozsunęły się, a do
środka weszła Sarota. Tetsu zmarszczył brwi. Albo mu się zdawało, albo siostra
miała napuchnięte powieki i załzawione oczy. Ostatnimi czasy nieco zaniedbał
siostrę.
— Witajcie, już jestem. — przywitała się zgaszonym głosem.
Nawet nie zauważyła, że brat nawiedził ich z wizytą. Wyminęła ich, jakby nigdy
nic i poczłapała smętnie na górę.
— Co się stało naszemu kwiatuszkowi? — zapytała ciocia
Umeka, przystawiając czarkę herbaty do ust.
— Potem z nią porozmawiam — powiedziała Ruri. — Te problemy
wieku dojrzewania. Jest teraz w trudnym okresie.
— Mamo? — Sarota nagle zbiegła na dół ze zdziwieniem w
oczach. — Dlaczego wszystkie rzeczy Tetsu leżą w pudle na korytarzu? — dopiero
teraz zauważyła, że brat stoi w kuchni. — O, cześć! — uniosła z zażenowaniem
dłoń.
— Co? — chłopak drgnął, jak oparzony, by za chwile wyminąć
Sarotę na schodach. Stojąc potem w korytarzu przekonał się na własne oczy, że
siostra nie kłamała. — Co się tu dzieje?
— Przepraszam cię, synu — Ruri pokornie spuściła głowę. —
Postanowiłam na jakiś czas wynająć twój pokój.
— Ale dlaczego? — chciał wiedzieć.
— Widzisz, ostatnio skontaktował się ze mną mój dawny
przyjaciel ze szkoły. Mieszka w Tokio, ale chciałby zapisać swojego syna do
tego samego liceum do którego chodzi Sarota…
— No i? — nadal nie rozumiał.
— Powiedział mi, że jego syn powinien chociaż przez chwile
poznać życie przeciętnego Japończyka, dlatego szukał dla niego jakiejś
rodzinny, która wynajęłaby mu pokój na ten rok edukacji. To bogaty człowiek,
oferował dużo pieniędzy, więc od razu pomyślałam, że mogłabym zaproponować mu
nasz dom. Nie gniewaj się… — zaczęła łagodzić sprawę widząc zdenerwowanie w
oczach Tetsu. — … nam się nie przelewa, a ty i tak na razie mieszkasz w
internacie. Potrzebujemy trochę pieniędzy, restauracja nie przynosi zysków.
Tetsu nic nie odpowiedział, za bardzo wytrącony z równowagi.
Za to Sarota wzniosła głośny jęk:
— Bogacz w naszym domu? Jak na razie mam dość bogaczy jak na
jeden dzień! — to mówiąc, pobiegła do swojego pokoju, zasuwając drzwi z
trzaskiem.
— Co się dzieje z ta dziewczyną? — ciocia Umeka nie dawała
za wygrana, i wciąż próbowała dociec prawdy. Testu zszedł do niej ze stopni i z
ciężkim westchnięciem oznajmił:
— Ciociu, jeżeli polecisz mnie przed swoją pracodawczynią,
chętnie przyjmę rolę korepetytora dla jej córki. — czuł, że nie ma innego wyjścia.
Matka naprawdę ledwo co wiązała koniec z końcem.
— Och, jak wspaniale! — Umeka podskoczyła niczym młoda
nastolatka. — Oczywiście zawiadomię ja dopiero za kilka dni, żeby nie
pomyślała, iż znalazłam cię zbyt szybko.
I już jej nie było, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Tylko
niedopita herbata świadczyła o jej faktycznym istnieniu. Tetstu byłby się może
uśmiechnął z rozbawieniem, gdyby zbyt wiele spraw nie przytłoczyło go w tamtej
chwili.
— Wiesz, że nie musisz tego robić? — poczuł dłoń matki na
ramieniu.
— Wiem, ale chcę. Nie mogę zostawić cię z problemami
finansowymi samotną — powiedział, ujmując dłonie Ruri we własne. — Od śmierci
taty nie ma się tobą kto zająć, a także Sarotą.
— Synku, dobre z ciebie dziecko, ale powinieneś skupiać się
przede wszystkim na nauce.
— O to się nie martw. Jestem dość zdolny, aby sobie
poradzić. — uśmiechnął się z dumą, a potem pocałował matkę w czoło.
— No dobrze, na razie zjedz obiad. Jak już tu jesteś, to nie
wypuszczę cię aż tak szybko.
***
Sarota przysłuchiwała się ich rozmowie, siedząc na schodach
z głową opartą o ścianę. Przygnębienie coraz mocniej otaczało ciało dziewczyny.
Sama nie wiedziała w którym momencie, łzy same popłynęły jej z oczu. Nawet ich
nie starła, pozwalając, aby spływały swobodnie, tworząc małe rzeki na
policzkach.
Nie tylko rozpamiętywała idiotycznego esemesa, który dostał
się w posiadanie całej klasy, ale także odnajdywała w swoim sercu tęsknotę za ojcem.
On by wiedział, jak ją pocieszyć. Zawsze budował w dziewczynie poczucie
wartości, nieustannie powtarzając jak bardzo jest ważna. Tylko dzięki niemu
odnalazła w sobie pasję do łyżwiarstwa, które przyniosło jej stypendium w
prestiżowej szkole. Gdyby nie umarł na kilka miesięcy przed dostaniem się
Saroty do dobrego liceum, z pewnością byłby z niej bardzo dumny.
Siedziała tak długo nieruchomo, aż Tetsu wyszedł. Nawet się
nie pożegnali. Ostatnimi czasy ich relacje nieznacznie się pogorszyły. Ona
nieustannie lawirowała między nauką, a treningami, zaś on toczył boje ze
studencką rzeczywistością. Oboje byli zdolni i oboje poświęcali nauce tak wiele
czasu, ze nie starczało go już na budowanie relacji. Nie winiła go za taki stan
rzeczy, Tetsu miał teraz o wiele więcej zmartwień niż ona. Kiedy umierał
ojciec, to syn w Japonii przejmował rolę opiekuna w rodzinie. Wiedziała, że to
trudna rola.
Zaraz po wyjściu brata, rozległo się nieznaczne pukanie do
drzwi, które potem rozsunęły się.
Sarota ostrożnie wychyliła głowę zza ściany, chcąc zobaczyć
kto przyszedł.
— Nazywam się Hideo Abukara — chłopak stojący na zewnątrz
złożył pani Amura niski ukłon. — Jestem synem pana Kaito Amura. Zdaje się, że
tutaj miałem się zameldować.
— Tak, tak. Wejdź proszę, jestem Ruri, mam nadzieje, że nie
miałeś ciężkiej podróży, szkoda, że nie przyjechałeś wczoraj, nie musiałbyś
spędzać dzisiejszego dnia w szkole…
Sarota przestała słuchać matki. Wpatrywała się w chłopaka w
zdumieniu. Czy to nie ten na którego wpadła dzisiaj na korytarzu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz