4.Patrzeć głębiej

Chociaż noc była upalna, a duszne powietrze niemal zastygło, niczym gęsty sos, Choi spała spokojnie. Po wyczerpującym dniu ciało dziewczyny odmówiło wszelkiego posłuszeństwa, więc zwaliła się na łóżko w ubraniu i zasnęła w dość dziwnej pozycji z umysłem wolnym od wszelakich snów.
I chociaż mogłoby się wydawać, że nic ani nikt nie zdoła jej w tamtej chwili wyrwać z objęć Morfeusza, stało się inaczej. Nie była pewna, która wybiła godzina, kiedy do mrocznej otchłani jej świadomości przedarły się dziwne, tłumione ścianami dźwięki.
Otworzyła oczy, chwile wpatrując się bez emocji w pustkę. Nie wiedziała, co się dzieje, ale im bardziej odzyskiwała świadomość tym wyraźniejsze stawały się dźwięki. W końcu słyszała je bardzo dobrze.
To był jazgot. Najprawdziwszy w świecie jazgot gitary eklektycznej.
Zdumiona poderwała się na łóżku i, rzuciwszy przelotne spojrzenie w lustro, by ułagodzić rozmierzwioną fryzurę, wybiegła z pokoju. 

***

Z dwudziestki dobywały się diabelne dźwięki gitary elektrycznej. Grający na niej człowiek zapewne powziął szalony zamiar zburzenia ścian pensjonatu za pomocą wysokich decybeli.
Przy jego drzwiach tłoczyli się niezadowoleni goście, ubrani w piżamę, z poczuciem niesprawiedliwego oderwania ich od snu.
Wymieniając ze sobą wzburzone uwagi na temat poczytalności psychicznej przebywającego w środku człowieka, potrzebowali natychmiastowego ułagodzenia, co sprowadziło Choi na pierwsze piętro.
Nie musiała długo się zastanawiać, jakaż to niedogodność spotkała tych ludzi, ponieważ ogłuszające dźwięki, tylko częściowo tłumione przez ścianę, brutalnie wdarły się do uszu dziewczyny.
— O matko! — Zasłoniła usta dłonią, a potem zbliżyła się do drzwi, posyłając niezadowolonym gościom przepraszające spojrzenie. — Tak strasznie mi przykro. Wiem, że to dla państwa ogromny szok, zaraz coś z tym zrobię — dodała, pokrzepiona dłonią staruszki, która dotknęła jej ramienia. Starsza pani także nie mogła zasnąć, toteż, jak i połowa pensjonatu wyrwana ze snu, znalazła się pod dwudziestką, szukając rozwiązania.
— Tego debila należy natychmiast usunąć z pensjonatu! Co to za baran? — Jakiś zdenerwowany mężczyzna po czterdzieste posiniał ze wzburzenia, grożąc pięścią drzwiom, które nie chciały się otworzyć, mimo, iż Choi zawdzięczanie szarpnęła klamką. 
— To na pewno facet, nie sądzę, aby kobieta była zdolna do takiego zachowania — wygłosił ktoś opinię równie niezadowolonym tonem.
— Halo? Jest pan tam? — Dziewczyna najpierw zapukała ostrożnie drzwi, przytykając prawe ucho do szpary. Żadnej reakcji, za to była pewna, iż ogłuchła na to ucho zupełnie. Zwinęła dłoń w pięść i zaczęła walić w drzwi z całej siły, lecz to nie poskutkowało.
— Jeżeli zaraz nie uciszy tego jazgotu, wyważę drzwi! — krzyknął Posiniały Mężczyzna, który niewątpliwie miał naturę choleryka.
— Proszę zachować spokój, zaraz otworzymy te drzwi — odezwała się Choi, a potem skierowała wzrok na Kim. — Babciu idź po klucz zapasowy, on nam nie otworzy dobrowolnie.
Staruszka wzniosła oczy do nieba, klaszcząc w dłonie.
— Co też się wyrabia teraz ze światem? — Wzniosła ku niebiosom pytanie, na które odpowiedź – ku niespecjalnemu rozczarowaniu – nigdy nie nadeszła.
Dziewczynie zdało się, iż minęła wieczność nim postać staruszki wyłoniła się na korytarzu z pośpiechem biegnąc ku drzwiom z kluczem w ręce.
Choi bez wahania odebrała przedmiot krewniaczce i nerwowym, acz stanowczym, ruchem dłoni przekręciła zamek, by już po chwili wtargnąć do środka.
Stanęła, niczym unieruchomiona rzeźba. Bynajmniej powodem tej reakcji nie była wstrząsająca fala dźwięków, przypominająca huk walącej się góry, ale coś z goła innego. Bo, chociaż jazgot niewątpliwie posiadał zdolność odebrania zdrowemu słuchu, w zamian za ofiarowanie rozstroju nerwowego, to nawet to nie było w stanie wywołać takiego paraliżu w drobniutkim ciele Choi, jak to, co miała przed oczami.
 Grający na gitarze Jung Su Gim wykonywał jakieś niestworzone, przedziwne akrobacje będąc od stóp do głów takim, jakim Bóg go stworzył.
Doskonale widoczne, chude ciało wryło się tak głęboko w spojrzenie dziewczyny, iż zaniemówiła na amen. Rzęsy miarowo poruszały się nad policzkami, niczym wprawiane automatycznie w ruch skrzydła wahadłowca.
Niby bezwiednie, a jednak z jakąś nutą ciekawości zjechała nieco niżej ku dolnym partiom ciała, i wydając z siebie dźwięk, jaki może wydać tylko niewiasta, która z nagością obcowała jedynie w kościelnych rzeźbach cherubinów, odwróciła się raptownie, wypadając za drzwi.
— Co tam się dzieje? — zapytała z troską babcia Kim, kiedy wnuczka z impetem zamknęła je za sobą.
Choi oddychała z trudem. Jej psychika była doszczętnie zrujnowana, a policzki z każdą chwilą coraz intensywniej pokrywały się rumieńcami, niczym wyparzonymi przez dwa węgle z pieca.
— Masz gorączkę? — W przypływie niespodziewanej troski staruszka złapała za nadgarstek dziewczyny i zbadała puls – był szybki.
— Czy możemy liczyć na to, że ten gamoń wreszcie da nam spać? — Posiniały mężczyzna nie zamierzał tolerować dziwnego zachowania właścicielki pensjonatu.
Choi ocknęła się z letargu, ale tylko częściowo zyskując, jako taką poczytalność.
— Babuniu? — Sapnęła ciężko, wpatrzona hipnotycznie przed siebie. — On jest… GOŁY.
— Asz, co ty opowiadasz? — Kim zmarszczyła nos, najpewniej uznając, że wnuczka bredzi. — Goły, jak to goły?
— No goły taki… — Choi uniosła dłonie przed siebie, jakby chciała złapać coś w powietrzu. — … nieubrany kompletnie. I to, co widziałam… nigdy tego nie zapomnę. — Zamachała nimi nieskładnie, chcąc jak najlepiej wyrazić swe uczucia, a te mieszały się teraz w jej ciele w chaotycznych wirach, z których porządek wyłoni się za jakiś tryliard lat.
— Goły? — Ku zdziwieniu wszystkich odezwał się Posiniały Mężczyzna. — A to rozpustnik. Już ja mu pokaże! — Ruszył przed siebie z rwetesem godnym rozjuszonego goryla, ale na przeszkodzie stanęła mu Choi.
— Proszę nie. — Pisnęła grodząc drzwi. Nie wiedzieć, czemu ogarnęło nią jakieś podejrzane uczucie troski o tego w środku. — Ja się tym zajmę przysięgam. Babuniu? — Desperacko spojrzała w stronę Kim.
Staruszka bezradnie rozłożyła ręce.
— Przykro mi Skarbie, ale mam sześćdziesiąt dwa lata i sądzę, że przystoi mi oglądać nagich mężczyzn już tylko w formie aktów w galerii sztuki.
I tak wyszło, że nikt jej nie chciał pomóc, chyba, że ten wielki facet zaciskający pięści w twarde bryły, a nie miała wątpliwości, jaki byłby tego finał.
Zebrała, więc w sobie całą odwagę, a wiele jej nie miała, i przełykając z trudem ślinę nieznacznie uchyliła drzwi.
Łypnęła nieśmiało przez szczelinę, po czym oblizując nerwowo wargi wślizgnęła się do środka.
Dźwięk gitary elektrycznej ponownie ogłuszył ją diabelną falą.
— Su Gin! Wyłącz to! — Zawołała, lecz jej głos zginął w harmiderze. Widząc, że takim działaniem nie wiele osiągnie, skupiła się na szukaniu gniazdka i unikaniu patrzenia na chłopaka.
Po chwili znalazła, co chciała i brutalnie szarpnęła za kabel. Pokój wypełnił się ciszą, która zaczęła dzwonić w uszach jeszcze straszliwiej niż gitara.
Choi zastygła w bezruchu, niewątpliwie przekonana, że znalazła się teraz pod ostrzałem oczu chłopaka. Nieśmiało odwróciła głowę, nie zmieniając pozycji ciała. Musiała wyglądać przekomicznie, taką miała też minę.
Jun Su Gim faktycznie stał z gitarą w lewej ręce, wgapiając się w nią z lekko przechyloną na bok głową, jakby nie dowierzał temu, co widzi. Rozczochrane włosy sterczały mu, niczym rażone piorunem, gdyby tego było mało strzelił różową gumą potężnego balona. Kiedy uświadomiła sobie, że ona, zamiast patrzeć mu w oczy, gapi się nie tam, gdzie trzeba, odwróciła głowę z przestrachem.
— Yu Lin, mogę wiedzieć, co robisz i jak tu weszłaś?
— Przepraszam Pan… cię bardzo. — Odwróciła się pokornie, składając mu ukłon w pasie. — Ale tu nie wolno grać, zwłaszcza o tej porze. I weszłam dzięki zapasowemu kluczowi.
— Nie wolno? Pierwsze słyszę!
Wciągnęła uspakajający oddech, patrząc w podłogę.
— Tak, tak jest w regulaminie, który wisi w recepcji. Nie wolno grać, ani zagłuszać ciszy nocnej, a, pozwolę sobie zauważyć, jest dwunasta w nocy. Obudziłeś wszystkich w pensjonacie.
Chłopak posłał w kierunku drzwi zdziwione spojrzenie.
— Kiedy ja muszę, właśnie jestem pod natchnieniem weny, a ta jest kapryśną energią.
— Bardzo proszę już skończyć. — Choi poczuła, że właśnie budzi się w niej desperacja i, jeżeli ten człowiek nie zechcę jej posłuchać, wybuchnie płaczem. — Mam na karku cały tłum rozgniewanych gości.
— Tss… — Wzniósł oczy do nieba. — Zapewne nie rozumieją, co to znaczy być artystą, nie mają też dla takich szacunku.
— Błagam. — Z przykrością stwierdziła, że jej głos osiągnął właśnie ton histeryczki w stanie paniki. — Jeżeli mnie nie posłuchasz, wyprowadzą się i puścisz mnie z torbami. — Dokładnie w tym momencie przypomniała sobie o długach taty i lęk jeszcze mocniej złapał ją za serce.
Nie wiedzieć, kiedy pociągnęła nosem, a oczy jej zwilgotniały. Ostatnie, czego sobie życzyła to wyjść na mazgaję przed Su Ginem, ale nie potrafiła kontrolować emocji. Podbródek zaczął się niebezpiecznie trząść, a kilka łez spadło z kącików oczu prosto na ziemie.
Chłopak nie mógł tego przeoczyć, bo jednym, szerokim krokiem znalazł się przy niej i złapał ją za żuchwę.
— No ludzie, tylko nie becz. — Poprosił ze zdziwieniem. — Dzisiaj mogę wyjątkowo cię posłuchać, jutro zaś się dogadamy, co?
Kiwnęła głową ze wzrokiem na siłę utkwionym w suficie. Su Gim przyjrzał się jej z rozbawieniem.
— Wstydzisz się na mnie patrzeć?
Znów kiwnęła głową. Tym razem mocniej zacisnęła usta.
— Czy to ma coś wspólnego z tym, że jestem nagi?
Kiwnęła głową po raz trzeci, a Su Gim uśmiechnął się z ironią.
— Ależ z ciebie cnotka! — zawołał nie tyle prześmiewczo, co z niedowierzaniem. — Żaden artysta by się w tobie nie zakochał! Nie potrafisz patrzeć.
— Hm? — Na chwile zawstydzenie przegrało pod naporem zaskoczenia. — Jak to nie umiem patrzeć?
— Dla ciebie goły facet to goły facet. — Wzruszył ramionami. — Więc rumienisz się, jak ładny buraczek. — Ścisnął w dłoni jej policzki, upodabniając do pyzatego niemowlaka. — A w nagości też jest sztuka, tylko trzeba patrzeć głębiej.
— Głębiej? — Pisnęła nawet nie chcąc rozumieć, co ma przez to na myśli.
Roześmiał się pod nosem.
— Głębiej, czyli tak, by dostrzec ukryte informacje, jakie daje nam świat. Jego sekretne listy do człowieka.
Uniosła brwi, wciąż zakleszczona twarzą w jego palcach. O dziwo, zamiast gniewu odczuwała coraz większą fascynację. Mimo to, była pewna, iż bredzi. Nie rozumiała niczego, co mówi.
— Kiedyś nauczę cię tak patrzeć, jeśli chcesz — zaproponował, widać zadowolony z takiego obrotu spraw. Wtedy też ją puścił.
Cofnęła się raptownie w stronę drzwi, łapiąc za klamkę, niczym tonący ostatniej deski ratunku. Już miała otworzyć, kiedy zawahała się i wyszeptała niemal niesłyszanie.
— Naucz mnie tak patrzeć, chcę.
Potem wyszła, nie oglądając się za siebie. 


***

Siedziała, jak na szpilkach. Kremowy zapach lawendy roztaczał się po śnieżnobiałym salonie sukni ślubnych, którego ściany dodatkowo zdobił wzór złocistych róż.
Olbrzymie, designerskie lustro z żarówkami po bokach przedstawiało w brązowej ramie jej wystraszone oblicze. Trudno było się zresztą dziwić, bowiem przez głowę panienki Choi przeleciały nagle z prędkością światła wszystkie desery, jakie zjadła od momentu, kiedy zdjęli z niej miarę.
A jeżeli kiecka okaże się za ciasna?
Nerwowo stukała balerinkami o podłogę salonu, przygryzając kącik wargi. Czuła się, niczym małe dziecko w pierwszym dniu szkoły.
Klimatyzacja pracowała pełną parą, wpompowując do środka masę zimnego powietrza, podczas gdy na zewnątrz, za szklaną witryną, Gosun smażył się w letnim słońcu, niczym jajko na patelni.
W końcu właścicielka, ubrana w elegancki kostium przyniosła sukienkę, zapakowaną w szeleszczący pokrowiec.
Yu Lin wstrzymała oddech, zupełnie nie świadomie gładząc się po biodrach, z przerażeniem stwierdzając ich imponującą krągłość. Nie zmieści się- to więcej niż pewne!
Yuri poklepała ją krzepiąco po ramieniu, asystowały im też dwie, inne dziewczyny.
— Wszystko będzie dobrze, mała. Najwyżej będziemy poszerzać.
Cholera jasna, tylko nie to!
Ale było już za późno. Właścicielka z wystudiowanym i uspakajającym uśmiechem zaprosiła ją do przymierzalni. Była chętna również pomóc w razie jakichkolwiek problemów z zapięciem. Choi właśnie dowiedziała się, iż czasami nerwy zżerają człowieka tak silnie, że biedak nie jest w stanie zapiąć nawet głupiego guzika. 
Teoria przeszła do praktyki. Chociaż sukienka gładko opłynęła ciało przyszłej panny młodej, to dziwnym trafem nie raczyła się zapiąć, lecz nie na biodrach, tylko piersiach. Panika Choi sięgnęła zenitu, ale uprzejme koleżanki pośpieszyły z pomocą, po czym na koniec nie omieszkały pochwalić:
— Wyglądasz ślicznie!
— Jak księżniczka!
— To chyba twoja pierwsza, naprawdę gustowna sukienka, co Lin? — Uśmiechnęła się z wyższością Yuri. — Jak sobie przypomnę te szmaty, co masz w szafie to różnica jest kolosalna!
— To naprawdę jestem ja? — Choi wysunęła się z garderoby, niczym niesiona na wstęgach wiatru. Odbicie w designerskim lustrze musiało być zaczarowane, albo ona sama dosięgła mocy jakiejś magii, gdyż to, co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Chyba pierwszy raz w życiu pomyślała, że jest ładna.
Roześmiała się z niedorzecznych wątpliwości, czy sukienka będzie pasować, jej ciało miało przecież rozmiary chudej gałęzi, co raczej nie wpływało korzystnie na walory kobiece – a raczej ich totalny brak. Jednak sukienka odmieniła wszystko. Idealnie przylegała do ciała, nadając mu potrzebnych kształtów. Fakt, że nie chciała zapiąć się na piersiach, chociaż te miały rozmiar małych śliwek, teraz był uzasadniony. Gorset, bowiem owinął się wokół nich tak szczelnie i proporcjonalnie, iż wydały się duże i kształtne, jak nigdy wcześniej. 
Spodnia część sukienki natomiast miała lekko marszczony, sztywny kształt, nadając chłopięcym biodrom potrzebnych kilogramów, za to zwężała się tuż pod ich linią, tak, że nie mogła w niej robić szerokich kroków. Ozdobiona była całym milionem brokatowych świecidełek, wzorów i falbanek, tworząc aurę snobizmu i przepychu.
— O bogowie! Ileż ona musi kosztować! — Przeraziła się Choi, tracąc nagle cały entuzjazm. Jeszcze rok temu wcale się tym nie przejmowała, jednakże teraz wisiało nad nią surowe widmo ojcowskich długów.
Koleżanki roześmiały się dźwięcznie.
— To twój wielki dzień, musisz wyglądać cudownie! — odezwała się jedna z nich.
— Prawdopodobnie już nigdy nie będziesz wyglądać równie dobrze — dodała z przekąsem Yuri.
— Pewnie macie racje, ale mimo wszystko… — obróciła się bokiem do lustra. —  … czuje się, jakbym na tę sukienkę nie zasługiwała.
— Ależ, co Pani opowiada? — Głos zabrała właścicielka sklepu, uśmiechając się nieznacznie. — Kto, jak nie pani młoda ma podczas wesela przyćmić wszystkie kobiety na sali?
Choi nawet nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Na świecie żyły z pewnością miliony kobiet o wiele urodziwsze od niej.
— To prawda, Lin. — Yuri dotknęła jej ramienia i posłała uśmiech do odbicia. — Ten jeden wieczór będzie należał do ciebie, potem zaczniesz wieść życie smutnej mężatki, chyba warto zabawić się ten ostatni raz w życiu?
— Nudne życie mężatki? — Prychnęła z rozbawieniem. — Och, co ty opowiadasz? Przecież z Chungiem nie można wieść nudnego życia — zaprzeczyła.
— Jak uważasz. — Przyjaciółka obojętnie wzruszyła ramionami. — Ja po prostu nigdy nie dałabym się uwięzić pierścionkiem zaręczynowym. Ale ja to ja, ty zawsze szukałaś w życiu bezpieczeństwa, kogoś, kto się tobą zaopiekuje. — Pogładziła ją po włosach, po czym lekko się odsunęła.
Choi nie była pewna, czy to, co zobaczyła w lustrze było prawdą, a zdało jej się, iż właścicielka sklepu zrobiła zniesmaczoną minę w stronę jej przyjaciółki.
— Proszę nie słuchać — odezwała się starsza kobieta z pewnością w głosie. — My z mężem wciąż jesteśmy bardzo szczęśliwi, nawet po tylu latach.
Dziewczyna spojrzała na nią z niewymowną wdzięcznością. Mieszkańcy Gosunu zazwyczaj dobrze jej życzyli, starając wesprzeć na duchu, o czym przekonała się również w tamtej chwili.
Po raz ostatni spojrzała na swe odbicie w lustrze i, tłumiąc w sobie okropne wyrzuty sumienia, zdecydowała:
— Kocham tę sukienkę, jest idealna, to ile za nią płacę?


***


Palce Jung Su Gima smętnie ześlizgiwały się po strunach gitary; tym razem odpiął ją od wszystkich wzmacniaczy, zatem dźwięk, jaki wydawała brzmiał zwyczajnie. Trudno było orzec, co gra, z pewnością nic, co szczyciło się pozycją na liście koreańskich przebojów, bardziej prawdopodobne, że z pod palców wypływał jakiś twór własny.
Wsłuchiwał się jednocześnie w szum fal, siedząc pod rozłożystym drzewem, tuż koło werandy pensjonatu. Z obojętnością traktował każde posyłane ku niemu spojrzenie, goście od wczorajszej nocy przechodzili obok niego, niczym żebraka, który nie mył się od roku. Ci bardziej śmielsi nie omieszkali nawet mruknąć pod nosem, ale tak, by usłyszał cięty komentarz.
— Co za chłopaczysko, dlaczego nie weźmie się za jakąś godziwą robotę? Grać mu się na gitarze zachciało.
I wiele innych, kolorowych, jak sama tęcza wygłoszonych „mądrości”.
Lecz te kąśliwe uwagi spływały po chłopaku, niczym woda po gładkim szkle. Po pierwsze były wakacje, a więc miał takie samo prawo do nic nierobienia, jak oni, po drugie, niczym nie szczycił się tak bardzo, jak właśnie faktem, że brzemieniem artysty jest powszechne odrzucenie. Można być nieomal pewnym, że Jung Su Gim nie czerpałby tyle zadowolenia z tego, co robi, gdyby nie ów samotność, dająca mu dziwne poczucie wielkości.
Przestał grać, kiedy do pensjonatu podjechało czarne auto, a z jego wnętrza wysiadła Choi Yu Lin. Na lewym ramieniu miała przewieszoną jakąś rzecz, chyba sukienkę szczelnie zapakowaną. Tuż po niej wysiadła Yuri.
— Hej, ty! — Zawołał, kiedy obie chciały przejść obok niego niezauważone.
Zatrzymały się. Yuri wyglądała na znudzoną, natomiast Lin natychmiast zgubiła wzrok, rumieniąc się uroczo, co zresztą od początku go do niej przyciągało.
— Mnie wołasz? — zapytała nawet nie patrząc w stronę chłopaka.
— Tak ciebie — odparł, nieco bezczelnym tonem.
— Znasz tego kolesia? — zdziwiła się jej koleżanka.
— To jeden z gości — westchnęła skrępowana. — Muszę odnieść sukienkę — wyjaśniła mu przepraszająco, na co on uniósł tylko brwi.
— Ja ją zaniosę. — Yuri odebrała jej pakunek, uśmiechając się szeroko. — W końcu wiem, gdzie jest twój pokój.
I zniknęła, jak podmuch wiatru. Choi była gotowa zamordować ją żywcem, ale z drugiej strony obecność sam na sam z chłopakiem przyprawiała ją o przyjemny dreszcz.
— W czym mogę ci pomóc? — zapytała z potulnie opuszczoną głową i rękoma splecionymi tuż pod brzuchem.
— Kurczę, nie bądź taka oficjalna! — burknął — Ile masz lat? Piętnaście? A zachowujesz się, jak stara baba.
— Osiemnaście.
— Hm? — Spojrzał na nią ze zdumieniem.
— Mam osiemnaście lat. — Zdradziwszy to, jeszcze bardziej spuściła głowę, jakby wyjawiła wstydliwą prawdę o swoim życiu. — Wiem, że wyglądam, jak dziecko.
Su Gim wyczuł w głosie dziewczyny, jakąś żałość, jakby smutne westchnięcie, że prawda jawi się właśnie w takich kolorach, a nie innych.
Mimo to, zamiast współczuć jej, poczuł się niezwykle uradowany, prostując się jeszcze bardziej.
— A więc mogę cię już podrywać — stwierdził, śmiejąc się wesoło, kiedy wydała z siebie dziki okrzyk.
— Nie, przecież jesteś artystą! — zawołała, łapiąc się za ramie.
— I co z tego?
— Zapomniałeś? — Uśmiechnęła się nieznacznie. — Żaden artysta się we mnie nie zakocha. Sam tak powiedziałeś.
— Naprawdę? — Próbował sobie przypomnieć, ale dopiero, kiedy wprawił mózgowe trybiki w stan najwyższych obrotów, wspomnienie rozbłysło mu przed oczami. — Ach, racja! Nie umiesz patrzeć!
— …głębiej — zaznaczyła z powagą.
— Właśnie, głębiej.
— Po co właściwie mnie zaczepiłeś? O czym chcesz pogadać? — Zmieniła w końcu temat, chociaż musiała przyznać, że rozmowa była dla niej bardzo miła.
— O wczorajszym wieczorze.
— Tak? — Mimowolnie się przestraszyła. — Jeżeli chodzi o to, że byłeś goł… nagi — wykrztusiła to słowo z niemałym trudem. — … to naprawdę, ja nic nie widziałam.
I odwróciła wzrok.
— Hm? Co? Kiedy ja nie o tym! — Machnął ręką. — Chodzi o moją wenę. Musisz mnie poratować.
— Chyba nie rozumiem. — Pokręciła głową, a włosy wokół jej twarzy lekko zatańczyły.
— Skoro nie mogę tworzyć w pokoju, to muszę znaleźć sobie jakiś azyl, wiesz? Takie miejsce, gdzie mogę tworzyć dowoli, gdzie będę sam.
Nie odpowiedziała, patrząc na niego wielkimi oczami. Widząc, że nie odpowiada westchnął i pokręcił głową.
— Słuchaj. — Zbliżył się do niej, łapiąc za ramie, co trochę ją zaskoczyło. Kiedy się nachylił, dodał: — Na pewno znasz jakieś odludne miejsce, nie mogę przerwać grania. W końcu, to moja pasja i tylko tu, nad morzem mogę złapać wiatr w żagle.
— Rozumiem. — Kiwnęła głową ze wzrokiem utkwionym na linii torsu chłopaka. — Masz szczęście, znam takie miejsce.
— Naprawdę? — Ucieszył się, bo przez ułamek sekundy przeszło mu przez myśl, iż nic nie wskóra.
— Tylko pójdę po klucze — powiedziała, wyrywając się z jego uścisku. — Ale nie marudź, jak ci się nie spodoba.
— Dlaczego?
— Bo… — zawahała się — Tak się składa, że ten azyl należy do mnie. Na czas wakacji ci go wypożyczę. 


_________________________________
I jak się wam podobało? Liczę, że koszmaru tutaj wam nie odstawiłam jakiegoś. Jak zapewne widzicie rozdział wzbogacony o muzykę; pomyślałam sobie, że z muzyką lepiej się czyta, przynajmniej wytwarza się nastrój. Mam nadzieje, że dobrałam odpowiednie utwory i że słuchaliście.
Na koniec, ostatnio obejrzałam sobie przedziwną dramę ZOBACZ.
Czy już ją widzieliście, czy tylko ja taka spóźniona? W każdym razie, zdziwiła mnie obecność europejskiego aktora w serialu o.o! Nie powiem, całkiem ładny, gdyby nie to, że w wujku google znalazłam jego zdjęcia i wygląda gejowsko... taka prawda. Te jego miny - szkoda gadać! Ale w serialu całkiem niezły! Ponad to, ta drama jest dość różna od tych standardowych, bo, chociaż spokojnie znajdziemy w niej humor typowy dla takich produkcji, to wiele elementów jest dla nowych. A co wy o niej sądzicie?
I, już naprawdę kończąc, zmieniłam czcionkę tytułów rozdziałów, bo poprzednia nie miała polskich znaków. Czy ta jest dobra? Mnie się średnio podoba, ale będę jeszcze kombinować :) Pozdrawiam ciepło!

5 komentarzy:

  1. Między Choi, a Su Gin coś powoli się zaczyna ;D
    Wiesz co ? Padłam jak przeczytałam, że ona weszła do pokoju, a ten na golasa jakieś wygibasy robił. Od razu to sobie wyobraziłam, chociaż nie jestem zboczuszkiem ;P
    Haha. Pisz szybciutko następny. Jestem ciekawa co Su Gin jeszcze nabroi ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha no padłam ze śmiechu! Tak myślałam, że jeśli Choi wejdzie do jego pokoju to zastanie coś bardzo dziwnego, ale nie sądziłam, że zastanie go nagiego! Od razu moja wyobraźnia zaczęła pracować na zwiększonych obrotach ^^ już czuję, że między nimi zaczyna działać chemia i tylko czekać na to wielkie bum!
    Jak dla mnie tytuł posta jest o wiele za duży, mogłabyś go co najmniej o połowę zmniejszyć :) ach i za każdym razem chcę to napisać i zapominam: w napisie na belce masz błąd "dzieńmi" a chyba powinno być "dziećmi" prawda? xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się właśnie coś wydaje, że ten tytuł jest jakiś nieestetycznie wyglądający. Może masz racje i trzeba go zmniejszyć. Spróbuje coś z nim zrobić :) I, o Boże, faktycznie! Jak mogłam nie zauważyć tak rażącego błędy na belce? Co za wstyd! Dzięki kochana, już poprawiam! :)

      Usuń
  3. Na wstępie bardzo dziękuję Ci za komentarz. Oczywiście, że i ja Cię pamiętam! :) Co do mojego "Are you afraid?" - tak. Na koniec wszystko okaże się snem :). Odpisałam tutaj, by w razie w, nikt nie przeczytał :). Btw: Przepiękny szablon! *__________*.
    Su Gim to ma tupet, nie powiem. Żeby grać na gitarze elektrycznej o godzinie, w której wszyscy szykują się już spać. W dodatku robił to zupełnie nago. Yu Lin miała widoki, nie ma co *,* Ja to bym chyba zemdlała z wrażenia haha xD. Wyszła jak oparzona, ale niestety - musiała wrócić do pokoju i uciszyć naszego gitarzystę. W dodatku Su Gim jakby w ogóle nie przejmował się tym, że nie ma na sobie nawet bokserek i rozmawiał z naszą bohaterką bez żadnej krępacji. Lubię tego bohatera, jest niesamowity xD. Dusza artysty... Jestem ciekawa, czy Yu Lin naprawdę chce "nauczyć się" patrzeć na nagość w taki sposób, jak Su Gim. Muszę przyznać, że chłopak jest niesamowity i ma dar przyciągania. Nie dziwne, że dziewczyna się zgodziła :D.
    Nie wątpię, że Yu Lin wyglądała przepięknie w tej sukni ślubnej, ale mam ogromną nadzieję, iż do ślubu nie dojdzie. No, kurcze! Chung Lee nie jest tym jej wyśnionym Romeem. Jest nim Su Gim i mam nadzieję, że w porę to zrozumie! :).
    "Hej, ty!" - to takie popularne w dramach, że z niebywałą banalnością można sobie wyobrazić minę Su Gima, gdy wołał naszą bohaterkę xD. Widać, że wpadła mu w oko, choć udaje zupełnie obojętnego. Teraz, gdy dowiedział się, że dziewczyna jest pełnoletnia będzie do niej kręcił bajere. Ja to wiem. W dodatku udostępni mu jakiś swój azyl, co na pewno zbliży do siebie tych dwoje ;>. Jestem ciekawa dalszej akcji! Niesamowity rozdział, kochana *___* Czekam na nowość i oczywiście dodaje do obserwowanych. Pozdrawiam serdecznie! :*

    OdpowiedzUsuń