Chociaż noc była upalna, a duszne
powietrze niemal zastygło, niczym gęsty sos, Choi spała spokojnie. Po
wyczerpującym dniu ciało dziewczyny odmówiło wszelkiego posłuszeństwa, więc
zwaliła się na łóżko w ubraniu i zasnęła w dość dziwnej pozycji z umysłem
wolnym od wszelakich snów.
I chociaż mogłoby się wydawać, że nic
ani nikt nie zdoła jej w tamtej chwili wyrwać z objęć Morfeusza, stało się
inaczej. Nie była pewna, która wybiła godzina, kiedy do mrocznej otchłani jej
świadomości przedarły się dziwne, tłumione ścianami dźwięki.
Otworzyła oczy, chwile wpatrując się
bez emocji w pustkę. Nie wiedziała, co się dzieje, ale im bardziej odzyskiwała
świadomość tym wyraźniejsze stawały się dźwięki. W końcu słyszała je bardzo
dobrze.
To był jazgot. Najprawdziwszy w
świecie jazgot gitary eklektycznej.
Zdumiona poderwała się na łóżku i,
rzuciwszy przelotne spojrzenie w lustro, by ułagodzić rozmierzwioną fryzurę,
wybiegła z pokoju.
***
Z dwudziestki dobywały się diabelne
dźwięki gitary elektrycznej. Grający na niej człowiek zapewne powziął szalony
zamiar zburzenia ścian pensjonatu za pomocą wysokich decybeli.
Przy jego drzwiach tłoczyli się
niezadowoleni goście, ubrani w piżamę, z poczuciem niesprawiedliwego oderwania
ich od snu.
Wymieniając ze sobą wzburzone uwagi na
temat poczytalności psychicznej przebywającego w środku człowieka, potrzebowali
natychmiastowego ułagodzenia, co sprowadziło Choi na pierwsze piętro.
Nie musiała długo się zastanawiać,
jakaż to niedogodność spotkała tych ludzi, ponieważ ogłuszające dźwięki, tylko
częściowo tłumione przez ścianę, brutalnie wdarły się do uszu dziewczyny.
— O matko! — Zasłoniła usta dłonią, a
potem zbliżyła się do drzwi, posyłając niezadowolonym gościom przepraszające
spojrzenie. — Tak strasznie mi przykro. Wiem, że to dla państwa ogromny szok,
zaraz coś z tym zrobię — dodała, pokrzepiona dłonią staruszki, która dotknęła
jej ramienia. Starsza pani także nie mogła zasnąć, toteż, jak i połowa pensjonatu
wyrwana ze snu, znalazła się pod dwudziestką, szukając rozwiązania.
— Tego debila należy natychmiast
usunąć z pensjonatu! Co to za baran? — Jakiś zdenerwowany mężczyzna po
czterdzieste posiniał ze wzburzenia, grożąc pięścią drzwiom, które nie chciały
się otworzyć, mimo, iż Choi zawdzięczanie szarpnęła klamką.
— To na pewno facet, nie sądzę, aby
kobieta była zdolna do takiego zachowania — wygłosił ktoś opinię równie
niezadowolonym tonem.
— Halo? Jest pan tam? — Dziewczyna
najpierw zapukała ostrożnie drzwi, przytykając prawe ucho do szpary. Żadnej
reakcji, za to była pewna, iż ogłuchła na to ucho zupełnie. Zwinęła dłoń w
pięść i zaczęła walić w drzwi z całej siły, lecz to nie poskutkowało.
— Jeżeli zaraz nie uciszy tego
jazgotu, wyważę drzwi! — krzyknął Posiniały Mężczyzna, który niewątpliwie miał
naturę choleryka.
— Proszę zachować spokój, zaraz
otworzymy te drzwi — odezwała się Choi, a potem skierowała wzrok na Kim. —
Babciu idź po klucz zapasowy, on nam nie otworzy dobrowolnie.
Staruszka wzniosła oczy do nieba,
klaszcząc w dłonie.
— Co też się wyrabia teraz ze światem?
— Wzniosła ku niebiosom pytanie, na które odpowiedź – ku niespecjalnemu
rozczarowaniu – nigdy nie nadeszła.
Dziewczynie zdało się, iż minęła
wieczność nim postać staruszki wyłoniła się na korytarzu z pośpiechem biegnąc
ku drzwiom z kluczem w ręce.
Choi bez wahania odebrała przedmiot
krewniaczce i nerwowym, acz stanowczym, ruchem dłoni przekręciła zamek, by już
po chwili wtargnąć do środka.
Stanęła, niczym unieruchomiona rzeźba.
Bynajmniej powodem tej reakcji nie była wstrząsająca fala dźwięków,
przypominająca huk walącej się góry, ale coś z goła innego. Bo, chociaż jazgot
niewątpliwie posiadał zdolność odebrania zdrowemu słuchu, w zamian za ofiarowanie
rozstroju nerwowego, to nawet to nie było w stanie wywołać takiego paraliżu w
drobniutkim ciele Choi, jak to, co miała przed oczami.
Grający na gitarze Jung Su Gim wykonywał
jakieś niestworzone, przedziwne akrobacje będąc od stóp do głów takim, jakim
Bóg go stworzył.
Doskonale widoczne, chude ciało wryło
się tak głęboko w spojrzenie dziewczyny, iż zaniemówiła na amen. Rzęsy miarowo
poruszały się nad policzkami, niczym wprawiane automatycznie w ruch skrzydła
wahadłowca.
Niby bezwiednie, a jednak z jakąś nutą
ciekawości zjechała nieco niżej ku dolnym partiom ciała, i wydając z siebie
dźwięk, jaki może wydać tylko niewiasta, która z nagością obcowała jedynie w
kościelnych rzeźbach cherubinów, odwróciła się raptownie, wypadając za drzwi.
— Co tam się dzieje? — zapytała z
troską babcia Kim, kiedy wnuczka z impetem zamknęła je za sobą.
Choi oddychała z trudem. Jej psychika
była doszczętnie zrujnowana, a policzki z każdą chwilą coraz intensywniej
pokrywały się rumieńcami, niczym wyparzonymi przez dwa węgle z pieca.
— Masz gorączkę? — W przypływie
niespodziewanej troski staruszka złapała za nadgarstek dziewczyny i zbadała puls
– był szybki.
— Czy możemy liczyć na to, że ten
gamoń wreszcie da nam spać? — Posiniały mężczyzna nie zamierzał tolerować
dziwnego zachowania właścicielki pensjonatu.
Choi ocknęła się z letargu, ale tylko
częściowo zyskując, jako taką poczytalność.
— Babuniu? — Sapnęła ciężko, wpatrzona
hipnotycznie przed siebie. — On jest… GOŁY.
— Asz, co ty opowiadasz? — Kim
zmarszczyła nos, najpewniej uznając, że wnuczka bredzi. — Goły, jak to goły?
— No goły taki… — Choi uniosła dłonie
przed siebie, jakby chciała złapać coś w powietrzu. — … nieubrany kompletnie. I
to, co widziałam… nigdy tego nie zapomnę. — Zamachała nimi nieskładnie, chcąc
jak najlepiej wyrazić swe uczucia, a te mieszały się teraz w jej ciele w
chaotycznych wirach, z których porządek wyłoni się za jakiś tryliard lat.
— Goły? — Ku zdziwieniu wszystkich
odezwał się Posiniały Mężczyzna. — A to rozpustnik. Już ja mu pokaże! — Ruszył
przed siebie z rwetesem godnym rozjuszonego goryla, ale na przeszkodzie stanęła
mu Choi.
— Proszę nie. — Pisnęła grodząc drzwi.
Nie wiedzieć, czemu ogarnęło nią jakieś podejrzane uczucie troski o tego w
środku. — Ja się tym zajmę przysięgam. Babuniu? — Desperacko spojrzała w stronę
Kim.
Staruszka bezradnie rozłożyła ręce.
— Przykro mi Skarbie, ale mam
sześćdziesiąt dwa lata i sądzę, że przystoi mi oglądać nagich mężczyzn już
tylko w formie aktów w galerii sztuki.
I tak wyszło, że nikt jej nie chciał
pomóc, chyba, że ten wielki facet zaciskający pięści w twarde bryły, a nie
miała wątpliwości, jaki byłby tego finał.
Zebrała, więc w sobie całą odwagę, a
wiele jej nie miała, i przełykając z trudem ślinę nieznacznie uchyliła drzwi.
Łypnęła nieśmiało przez szczelinę, po
czym oblizując nerwowo wargi wślizgnęła się do środka.
Dźwięk gitary elektrycznej ponownie
ogłuszył ją diabelną falą.
— Su Gin! Wyłącz to! — Zawołała, lecz
jej głos zginął w harmiderze. Widząc, że takim działaniem nie wiele osiągnie,
skupiła się na szukaniu gniazdka i unikaniu patrzenia na chłopaka.
Po chwili znalazła, co chciała i
brutalnie szarpnęła za kabel. Pokój wypełnił się ciszą, która zaczęła dzwonić w
uszach jeszcze straszliwiej niż gitara.
Choi zastygła w bezruchu, niewątpliwie
przekonana, że znalazła się teraz pod ostrzałem oczu chłopaka. Nieśmiało
odwróciła głowę, nie zmieniając pozycji ciała. Musiała wyglądać przekomicznie,
taką miała też minę.
Jun Su Gim faktycznie stał z gitarą w
lewej ręce, wgapiając się w nią z lekko przechyloną na bok głową, jakby nie
dowierzał temu, co widzi. Rozczochrane włosy sterczały mu, niczym rażone
piorunem, gdyby tego było mało strzelił różową gumą potężnego balona. Kiedy
uświadomiła sobie, że ona, zamiast patrzeć mu w oczy, gapi się nie tam, gdzie
trzeba, odwróciła głowę z przestrachem.
— Yu Lin, mogę wiedzieć, co robisz i
jak tu weszłaś?
— Przepraszam Pan… cię bardzo. —
Odwróciła się pokornie, składając mu ukłon w pasie. — Ale tu nie wolno grać,
zwłaszcza o tej porze. I weszłam dzięki zapasowemu kluczowi.
— Nie wolno? Pierwsze słyszę!
Wciągnęła uspakajający oddech, patrząc
w podłogę.
— Tak, tak jest w regulaminie, który
wisi w recepcji. Nie wolno grać, ani zagłuszać ciszy nocnej, a, pozwolę sobie
zauważyć, jest dwunasta w nocy. Obudziłeś wszystkich w pensjonacie.
Chłopak posłał w kierunku drzwi
zdziwione spojrzenie.
— Kiedy ja muszę, właśnie jestem pod
natchnieniem weny, a ta jest kapryśną energią.
— Bardzo proszę już skończyć. — Choi
poczuła, że właśnie budzi się w niej desperacja i, jeżeli ten człowiek nie
zechcę jej posłuchać, wybuchnie płaczem. — Mam na karku cały tłum rozgniewanych
gości.
— Tss… — Wzniósł oczy do nieba. —
Zapewne nie rozumieją, co to znaczy być artystą, nie mają też dla takich
szacunku.
— Błagam. — Z przykrością stwierdziła,
że jej głos osiągnął właśnie ton histeryczki w stanie paniki. — Jeżeli mnie nie
posłuchasz, wyprowadzą się i puścisz mnie z torbami. — Dokładnie w tym momencie
przypomniała sobie o długach taty i lęk jeszcze mocniej złapał ją za serce.
Nie wiedzieć, kiedy pociągnęła nosem,
a oczy jej zwilgotniały. Ostatnie, czego sobie życzyła to wyjść na mazgaję
przed Su Ginem, ale nie potrafiła kontrolować emocji. Podbródek zaczął się
niebezpiecznie trząść, a kilka łez spadło z kącików oczu prosto na ziemie.
Chłopak nie mógł tego przeoczyć, bo
jednym, szerokim krokiem znalazł się przy niej i złapał ją za żuchwę.
— No ludzie, tylko nie becz. —
Poprosił ze zdziwieniem. — Dzisiaj mogę wyjątkowo cię posłuchać, jutro zaś się
dogadamy, co?
Kiwnęła głową ze wzrokiem na siłę
utkwionym w suficie. Su Gim przyjrzał się jej z rozbawieniem.
— Wstydzisz się na mnie patrzeć?
Znów kiwnęła głową. Tym razem mocniej
zacisnęła usta.
— Czy to ma coś wspólnego z tym, że
jestem nagi?
Kiwnęła głową po raz trzeci, a Su Gim
uśmiechnął się z ironią.
— Ależ z ciebie cnotka! — zawołał nie
tyle prześmiewczo, co z niedowierzaniem. — Żaden artysta by się w tobie nie
zakochał! Nie potrafisz patrzeć.
— Hm? — Na chwile zawstydzenie
przegrało pod naporem zaskoczenia. — Jak to nie umiem patrzeć?
— Dla ciebie goły facet to goły facet.
— Wzruszył ramionami. — Więc rumienisz się, jak ładny buraczek. — Ścisnął w
dłoni jej policzki, upodabniając do pyzatego niemowlaka. — A w nagości też jest
sztuka, tylko trzeba patrzeć głębiej.
— Głębiej? — Pisnęła nawet nie chcąc
rozumieć, co ma przez to na myśli.
Roześmiał się pod nosem.
— Głębiej, czyli tak, by dostrzec
ukryte informacje, jakie daje nam świat. Jego sekretne listy do człowieka.
Uniosła brwi, wciąż zakleszczona
twarzą w jego palcach. O dziwo, zamiast gniewu odczuwała coraz większą
fascynację. Mimo to, była pewna, iż bredzi. Nie rozumiała niczego, co mówi.
— Kiedyś nauczę cię tak patrzeć, jeśli
chcesz — zaproponował, widać zadowolony z takiego obrotu spraw. Wtedy też ją
puścił.
Cofnęła się raptownie w stronę drzwi,
łapiąc za klamkę, niczym tonący ostatniej deski ratunku. Już miała otworzyć,
kiedy zawahała się i wyszeptała niemal niesłyszanie.
— Naucz mnie tak patrzeć, chcę.
Potem wyszła, nie oglądając się za
siebie.
***
Siedziała, jak na szpilkach. Kremowy
zapach lawendy roztaczał się po śnieżnobiałym salonie sukni ślubnych, którego ściany
dodatkowo zdobił wzór złocistych róż.
Olbrzymie, designerskie lustro z
żarówkami po bokach przedstawiało w brązowej ramie jej wystraszone oblicze.
Trudno było się zresztą dziwić, bowiem przez głowę panienki Choi przeleciały
nagle z prędkością światła wszystkie desery, jakie zjadła od momentu, kiedy
zdjęli z niej miarę.
A jeżeli kiecka okaże się za ciasna?
Nerwowo stukała balerinkami o podłogę
salonu, przygryzając kącik wargi. Czuła się, niczym małe dziecko w pierwszym
dniu szkoły.
Klimatyzacja pracowała pełną parą,
wpompowując do środka masę zimnego powietrza, podczas gdy na zewnątrz, za
szklaną witryną, Gosun smażył się w letnim słońcu, niczym jajko na patelni.
W końcu właścicielka, ubrana w
elegancki kostium przyniosła sukienkę, zapakowaną w szeleszczący pokrowiec.
Yu Lin wstrzymała oddech, zupełnie nie
świadomie gładząc się po biodrach, z przerażeniem stwierdzając ich imponującą
krągłość. Nie zmieści się- to więcej niż pewne!
Yuri poklepała ją krzepiąco po
ramieniu, asystowały im też dwie, inne dziewczyny.
— Wszystko będzie dobrze, mała.
Najwyżej będziemy poszerzać.
Cholera jasna, tylko nie to!
Ale było już za późno. Właścicielka z
wystudiowanym i uspakajającym uśmiechem zaprosiła ją do przymierzalni. Była
chętna również pomóc w razie jakichkolwiek problemów z zapięciem. Choi właśnie
dowiedziała się, iż czasami nerwy zżerają człowieka tak silnie, że biedak nie
jest w stanie zapiąć nawet głupiego guzika.
Teoria przeszła do praktyki. Chociaż
sukienka gładko opłynęła ciało przyszłej panny młodej, to dziwnym trafem nie
raczyła się zapiąć, lecz nie na biodrach, tylko piersiach. Panika Choi sięgnęła
zenitu, ale uprzejme koleżanki pośpieszyły z pomocą, po czym na koniec nie
omieszkały pochwalić:
— Wyglądasz ślicznie!
— Jak księżniczka!
— To chyba twoja pierwsza, naprawdę
gustowna sukienka, co Lin? — Uśmiechnęła się z wyższością Yuri. — Jak sobie
przypomnę te szmaty, co masz w szafie to różnica jest kolosalna!
— To naprawdę jestem ja? — Choi
wysunęła się z garderoby, niczym niesiona na wstęgach wiatru. Odbicie w
designerskim lustrze musiało być zaczarowane, albo ona sama dosięgła mocy
jakiejś magii, gdyż to, co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Chyba pierwszy raz w życiu pomyślała,
że jest ładna.
Roześmiała się z niedorzecznych
wątpliwości, czy sukienka będzie pasować, jej ciało miało przecież rozmiary
chudej gałęzi, co raczej nie wpływało korzystnie na walory kobiece – a raczej
ich totalny brak. Jednak sukienka odmieniła wszystko. Idealnie przylegała do
ciała, nadając mu potrzebnych kształtów. Fakt, że nie chciała zapiąć się na
piersiach, chociaż te miały rozmiar małych śliwek, teraz był uzasadniony. Gorset,
bowiem owinął się wokół nich tak szczelnie i proporcjonalnie, iż wydały się
duże i kształtne, jak nigdy wcześniej.
Spodnia część sukienki natomiast miała
lekko marszczony, sztywny kształt, nadając chłopięcym biodrom potrzebnych
kilogramów, za to zwężała się tuż pod ich linią, tak, że nie mogła w niej robić
szerokich kroków. Ozdobiona była całym milionem brokatowych świecidełek, wzorów
i falbanek, tworząc aurę snobizmu i przepychu.
— O bogowie! Ileż ona musi kosztować!
— Przeraziła się Choi, tracąc nagle cały entuzjazm. Jeszcze rok temu wcale się
tym nie przejmowała, jednakże teraz wisiało nad nią surowe widmo ojcowskich
długów.
Koleżanki roześmiały się dźwięcznie.
— To twój wielki dzień, musisz
wyglądać cudownie! — odezwała się jedna z nich.
— Prawdopodobnie już nigdy nie
będziesz wyglądać równie dobrze — dodała z przekąsem Yuri.
— Pewnie macie racje, ale mimo
wszystko… — obróciła się bokiem do lustra. —
… czuje się, jakbym na tę sukienkę nie zasługiwała.
— Ależ, co Pani opowiada? — Głos
zabrała właścicielka sklepu, uśmiechając się nieznacznie. — Kto, jak nie pani
młoda ma podczas wesela przyćmić wszystkie kobiety na sali?
Choi nawet nie potrafiła sobie tego
wyobrazić. Na świecie żyły z pewnością miliony kobiet o wiele urodziwsze od
niej.
— To prawda, Lin. — Yuri dotknęła jej
ramienia i posłała uśmiech do odbicia. — Ten jeden wieczór będzie należał do
ciebie, potem zaczniesz wieść życie smutnej mężatki, chyba warto zabawić się
ten ostatni raz w życiu?
— Nudne życie mężatki? — Prychnęła z
rozbawieniem. — Och, co ty opowiadasz? Przecież z Chungiem nie można wieść
nudnego życia — zaprzeczyła.
— Jak uważasz. — Przyjaciółka
obojętnie wzruszyła ramionami. — Ja po prostu nigdy nie dałabym się uwięzić
pierścionkiem zaręczynowym. Ale ja to ja, ty zawsze szukałaś w życiu
bezpieczeństwa, kogoś, kto się tobą zaopiekuje. — Pogładziła ją po włosach, po czym
lekko się odsunęła.
Choi nie była pewna, czy to, co
zobaczyła w lustrze było prawdą, a zdało jej się, iż właścicielka sklepu
zrobiła zniesmaczoną minę w stronę jej przyjaciółki.
— Proszę nie słuchać — odezwała się
starsza kobieta z pewnością w głosie. — My z mężem wciąż jesteśmy bardzo
szczęśliwi, nawet po tylu latach.
Dziewczyna spojrzała na nią z
niewymowną wdzięcznością. Mieszkańcy Gosunu zazwyczaj dobrze jej życzyli,
starając wesprzeć na duchu, o czym przekonała się również w tamtej chwili.
Po raz ostatni spojrzała na swe
odbicie w lustrze i, tłumiąc w sobie okropne wyrzuty sumienia, zdecydowała:
— Kocham tę sukienkę, jest idealna, to
ile za nią płacę?
***
Palce Jung Su Gima smętnie
ześlizgiwały się po strunach gitary; tym razem odpiął ją od wszystkich
wzmacniaczy, zatem dźwięk, jaki wydawała brzmiał zwyczajnie. Trudno było orzec,
co gra, z pewnością nic, co szczyciło się pozycją na liście koreańskich
przebojów, bardziej prawdopodobne, że z pod palców wypływał jakiś twór własny.
Wsłuchiwał się jednocześnie w szum
fal, siedząc pod rozłożystym drzewem, tuż koło werandy pensjonatu. Z
obojętnością traktował każde posyłane ku niemu spojrzenie, goście od
wczorajszej nocy przechodzili obok niego, niczym żebraka, który nie mył się od
roku. Ci bardziej śmielsi nie omieszkali nawet mruknąć pod nosem, ale tak, by
usłyszał cięty komentarz.
— Co za chłopaczysko, dlaczego nie
weźmie się za jakąś godziwą robotę? Grać mu się na gitarze zachciało.
I wiele innych, kolorowych, jak sama
tęcza wygłoszonych „mądrości”.
Lecz te kąśliwe uwagi spływały po
chłopaku, niczym woda po gładkim szkle. Po pierwsze były wakacje, a więc miał
takie samo prawo do nic nierobienia, jak oni, po drugie, niczym nie szczycił
się tak bardzo, jak właśnie faktem, że brzemieniem artysty jest powszechne odrzucenie.
Można być nieomal pewnym, że Jung Su Gim nie czerpałby tyle zadowolenia z tego,
co robi, gdyby nie ów samotność, dająca mu dziwne poczucie wielkości.
Przestał grać, kiedy do pensjonatu
podjechało czarne auto, a z jego wnętrza wysiadła Choi Yu Lin. Na lewym
ramieniu miała przewieszoną jakąś rzecz, chyba sukienkę szczelnie zapakowaną.
Tuż po niej wysiadła Yuri.
— Hej, ty! — Zawołał, kiedy obie
chciały przejść obok niego niezauważone.
Zatrzymały się. Yuri wyglądała na
znudzoną, natomiast Lin natychmiast zgubiła wzrok, rumieniąc się uroczo, co
zresztą od początku go do niej przyciągało.
— Mnie wołasz? — zapytała nawet nie
patrząc w stronę chłopaka.
— Tak ciebie — odparł, nieco
bezczelnym tonem.
— Znasz tego kolesia? — zdziwiła się
jej koleżanka.
— To jeden z gości — westchnęła
skrępowana. — Muszę odnieść sukienkę — wyjaśniła mu przepraszająco, na co on
uniósł tylko brwi.
— Ja ją zaniosę. — Yuri odebrała jej pakunek,
uśmiechając się szeroko. — W końcu wiem, gdzie jest twój pokój.
I zniknęła, jak podmuch wiatru. Choi
była gotowa zamordować ją żywcem, ale z drugiej strony obecność sam na sam z
chłopakiem przyprawiała ją o przyjemny dreszcz.
— W czym mogę ci pomóc? — zapytała z
potulnie opuszczoną głową i rękoma splecionymi tuż pod brzuchem.
— Kurczę, nie bądź taka oficjalna! —
burknął — Ile masz lat? Piętnaście? A zachowujesz się, jak stara baba.
— Osiemnaście.
— Hm? — Spojrzał na nią ze zdumieniem.
— Mam osiemnaście lat. — Zdradziwszy
to, jeszcze bardziej spuściła głowę, jakby wyjawiła wstydliwą prawdę o swoim
życiu. — Wiem, że wyglądam, jak dziecko.
Su Gim wyczuł w głosie dziewczyny,
jakąś żałość, jakby smutne westchnięcie, że prawda jawi się właśnie w takich kolorach,
a nie innych.
Mimo to, zamiast współczuć jej, poczuł
się niezwykle uradowany, prostując się jeszcze bardziej.
— A więc mogę cię już podrywać —
stwierdził, śmiejąc się wesoło, kiedy wydała z siebie dziki okrzyk.
— Nie, przecież jesteś artystą! —
zawołała, łapiąc się za ramie.
— I co z tego?
— Zapomniałeś? — Uśmiechnęła się
nieznacznie. — Żaden artysta się we mnie nie zakocha. Sam tak powiedziałeś.
— Naprawdę? — Próbował sobie
przypomnieć, ale dopiero, kiedy wprawił mózgowe trybiki w stan najwyższych
obrotów, wspomnienie rozbłysło mu przed oczami. — Ach, racja! Nie umiesz
patrzeć!
— …głębiej — zaznaczyła z powagą.
— Właśnie, głębiej.
— Po co właściwie mnie zaczepiłeś? O
czym chcesz pogadać? — Zmieniła w końcu temat, chociaż musiała przyznać, że rozmowa
była dla niej bardzo miła.
— O wczorajszym wieczorze.
— Tak? — Mimowolnie się przestraszyła.
— Jeżeli chodzi o to, że byłeś goł… nagi — wykrztusiła to słowo z niemałym
trudem. — … to naprawdę, ja nic nie widziałam.
I odwróciła wzrok.
— Hm? Co? Kiedy ja nie o tym! —
Machnął ręką. — Chodzi o moją wenę. Musisz mnie poratować.
— Chyba nie rozumiem. — Pokręciła
głową, a włosy wokół jej twarzy lekko zatańczyły.
— Skoro nie mogę tworzyć w pokoju, to
muszę znaleźć sobie jakiś azyl, wiesz? Takie miejsce, gdzie mogę tworzyć dowoli,
gdzie będę sam.
Nie odpowiedziała, patrząc na niego
wielkimi oczami. Widząc, że nie odpowiada westchnął i pokręcił głową.
— Słuchaj. — Zbliżył się do niej,
łapiąc za ramie, co trochę ją zaskoczyło. Kiedy się nachylił, dodał: — Na pewno
znasz jakieś odludne miejsce, nie mogę przerwać grania. W końcu, to moja pasja
i tylko tu, nad morzem mogę złapać wiatr w żagle.
— Rozumiem. — Kiwnęła głową ze
wzrokiem utkwionym na linii torsu chłopaka. — Masz szczęście, znam takie
miejsce.
— Naprawdę? — Ucieszył się, bo przez
ułamek sekundy przeszło mu przez myśl, iż nic nie wskóra.
— Tylko pójdę po klucze — powiedziała,
wyrywając się z jego uścisku. — Ale nie marudź, jak ci się nie spodoba.
— Dlaczego?
— Bo… — zawahała się — Tak się składa,
że ten azyl należy do mnie. Na czas wakacji ci go wypożyczę.
_________________________________
I jak się wam podobało? Liczę, że koszmaru tutaj wam nie odstawiłam jakiegoś. Jak zapewne widzicie rozdział wzbogacony o muzykę; pomyślałam sobie, że z muzyką lepiej się czyta, przynajmniej wytwarza się nastrój. Mam nadzieje, że dobrałam odpowiednie utwory i że słuchaliście.
Na koniec, ostatnio obejrzałam sobie przedziwną dramę ZOBACZ.
Czy już ją widzieliście, czy tylko ja taka spóźniona? W każdym razie, zdziwiła mnie obecność europejskiego aktora w serialu o.o! Nie powiem, całkiem ładny, gdyby nie to, że w wujku google znalazłam jego zdjęcia i wygląda gejowsko... taka prawda. Te jego miny - szkoda gadać! Ale w serialu całkiem niezły! Ponad to, ta drama jest dość różna od tych standardowych, bo, chociaż spokojnie znajdziemy w niej humor typowy dla takich produkcji, to wiele elementów jest dla nowych. A co wy o niej sądzicie?
I, już naprawdę kończąc, zmieniłam czcionkę tytułów rozdziałów, bo poprzednia nie miała polskich znaków. Czy ta jest dobra? Mnie się średnio podoba, ale będę jeszcze kombinować :) Pozdrawiam ciepło!
Między Choi, a Su Gin coś powoli się zaczyna ;D
OdpowiedzUsuńWiesz co ? Padłam jak przeczytałam, że ona weszła do pokoju, a ten na golasa jakieś wygibasy robił. Od razu to sobie wyobraziłam, chociaż nie jestem zboczuszkiem ;P
Haha. Pisz szybciutko następny. Jestem ciekawa co Su Gin jeszcze nabroi ;)
Pozdrawiam.
Hahahaha no padłam ze śmiechu! Tak myślałam, że jeśli Choi wejdzie do jego pokoju to zastanie coś bardzo dziwnego, ale nie sądziłam, że zastanie go nagiego! Od razu moja wyobraźnia zaczęła pracować na zwiększonych obrotach ^^ już czuję, że między nimi zaczyna działać chemia i tylko czekać na to wielkie bum!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie tytuł posta jest o wiele za duży, mogłabyś go co najmniej o połowę zmniejszyć :) ach i za każdym razem chcę to napisać i zapominam: w napisie na belce masz błąd "dzieńmi" a chyba powinno być "dziećmi" prawda? xd
Tak mi się właśnie coś wydaje, że ten tytuł jest jakiś nieestetycznie wyglądający. Może masz racje i trzeba go zmniejszyć. Spróbuje coś z nim zrobić :) I, o Boże, faktycznie! Jak mogłam nie zauważyć tak rażącego błędy na belce? Co za wstyd! Dzięki kochana, już poprawiam! :)
UsuńNa wstępie bardzo dziękuję Ci za komentarz. Oczywiście, że i ja Cię pamiętam! :) Co do mojego "Are you afraid?" - tak. Na koniec wszystko okaże się snem :). Odpisałam tutaj, by w razie w, nikt nie przeczytał :). Btw: Przepiękny szablon! *__________*.
OdpowiedzUsuńSu Gim to ma tupet, nie powiem. Żeby grać na gitarze elektrycznej o godzinie, w której wszyscy szykują się już spać. W dodatku robił to zupełnie nago. Yu Lin miała widoki, nie ma co *,* Ja to bym chyba zemdlała z wrażenia haha xD. Wyszła jak oparzona, ale niestety - musiała wrócić do pokoju i uciszyć naszego gitarzystę. W dodatku Su Gim jakby w ogóle nie przejmował się tym, że nie ma na sobie nawet bokserek i rozmawiał z naszą bohaterką bez żadnej krępacji. Lubię tego bohatera, jest niesamowity xD. Dusza artysty... Jestem ciekawa, czy Yu Lin naprawdę chce "nauczyć się" patrzeć na nagość w taki sposób, jak Su Gim. Muszę przyznać, że chłopak jest niesamowity i ma dar przyciągania. Nie dziwne, że dziewczyna się zgodziła :D.
Nie wątpię, że Yu Lin wyglądała przepięknie w tej sukni ślubnej, ale mam ogromną nadzieję, iż do ślubu nie dojdzie. No, kurcze! Chung Lee nie jest tym jej wyśnionym Romeem. Jest nim Su Gim i mam nadzieję, że w porę to zrozumie! :).
"Hej, ty!" - to takie popularne w dramach, że z niebywałą banalnością można sobie wyobrazić minę Su Gima, gdy wołał naszą bohaterkę xD. Widać, że wpadła mu w oko, choć udaje zupełnie obojętnego. Teraz, gdy dowiedział się, że dziewczyna jest pełnoletnia będzie do niej kręcił bajere. Ja to wiem. W dodatku udostępni mu jakiś swój azyl, co na pewno zbliży do siebie tych dwoje ;>. Jestem ciekawa dalszej akcji! Niesamowity rozdział, kochana *___* Czekam na nowość i oczywiście dodaje do obserwowanych. Pozdrawiam serdecznie! :*
Prześliczny szablon! <3
OdpowiedzUsuń