Badaui
Suhoja znaczy „Strażnik morza”, tak nazywała się wysoka, wyrastająca z plaży
latarnia morska. Wielki olbrzym od lat nieczynny, niszczejący przez gniewne
wiatry i osadzającą się sól.
Stanowiła
w miasteczku obiekt wielu tajemniczych plotek i spekulacji. Przez lata
okupowały ją miejscowe żule, siejąc wokół niej i w środku istny chaos butelek,
papierosów i wszelakiego śmiecia, aż miastowe władze postanowiły coś z tym
zrobić.
Latarnie
morską zamknięto na klucz, a te, ku zaskoczeniu samego zainteresowanego,
trafiły w ręce starego Lun Yu. Były dwa powody: po pierwsze latarnia ulokowana
była nieopodal jego pensjonatu, zatem uznano, iż będzie mu niezwykle łatwo jej
doglądać i pilnować, po drugie powszechnie wiedziano, że mężczyzna kocha się w
starociach, będąc właścicielem sentymentalnej duszy.
Lun
Yu początkowo stanowczo się opierał, uważając, że taki zaszczyt nie godny jest
jego osoby – był przecież zwykłym człowiekiem, jego dziadek zaś przeciętnym
rybakiem jeszcze w latach dwudziestych. Lecz nieugiętość władz była równa jego
własnej, toteż po kilku bojowych dniach przyjął klucze ze wzruszeniem i
ściśniętym sercem.
Natomiast
Choi Yu Lin zaczęła się cieszyć własnością latarni mając około dziesięciu lat.
Jako zakompleksiona, dziwaczna dziewczyna z którą nie wiele dzieci chciało się
bawić poza Chungiem, potrzebowała swojego małego raju. Bezpiecznej przystani do
której mogłyby żeglować jej wybujane marzenia, toteż kochający ojciec przekazał
jej klucze, jako dowód najwyższego zaufania.
Od
tamtej pory, „Strażnik morza” stał się jej powiernikiem sekretów. Na samym
szczycie wieży uwiła sobie małe gniazdko, przesiadując tam nieraz od rana do
wieczora, z czasem zniosła tam też swoje rzeczy. Zapewne, by w niej spała,
gdyby za bardzo nie lękała się ciemności.
Kochała
latarnie morską tak bardzo, jak pensjonat, a nawet bardziej. Toteż, kiedy
zaprowadziła pod jej drzwi Jun Su Gima czuła, że być może popełnia błąd.
—
Latarnia? To jest twoje sekretne miejsce? — zdziwił się.
—
Dokładnie. — Nerwowo wsunęła klucze w stary zamek, który zazgrzytał opornie pod
siłą jej ręki. — Ale nie możesz nikomu powiedzieć, co tam zobaczysz, rozumiesz?
— poleciła stanowczo.
—
Jasne. I wierzysz, że tutaj odnajdę wenę?
Spojrzała
na niego z urazą.
—
Żartujesz? „Strażnik morza” to królestwo produkcyjne weny. Nigdzie nie
znajdziesz takiego natchnienia, jak tutaj. Już ja wiem, co mówię. To magiczne
miejsce.
Uśmiechnął
się szeroko, aczkolwiek z nutą ironii, słysząc jej słowa.
—
Może jednak masz coś z artystki?
Uniosła
kąciki ust, po czym pchnęła drzwi, zapraszając go do środka.
Wewnątrz
spotkali wszechobecny kurz i rozrastającą się wiekowość latarni. W powietrzu
unosił się zapach cegieł i tynku przeżartego przez wilgoć i sól. Odgłos
morskich fal rozbijających się na brzegu brzmiał tutaj inaczej, jakby dobywał
się z odległego świata. Pod stopami zaś chrzęścił piasek i żwir.
Czekała
ich wspinacza po krętych, kruszących się i iście niebezpiecznych schodach,
które pokonali w milczeniu. Chłopak wolał skupić się na oglądaniu wnętrza, niż
zadawaniu pytań, które cisnęły mu się na usta. Nie miał wątpliwości, że znalazł
się w wyjątkowym świecie.
Im
wyżej się pieli, tym ciaśniejsze były ściany. W końcu sięgnęli szczytu. Weszli
przez drzwiczki, które wymagały schylenia głowy, a przed nimi rozpostarł się
pokój.
Wprawdzie
trudno było to nazwać pokojem, lecz było to miejsce jako tako zadbane przez
rękę Choi Yu Lin. Okrągłe, o pobielonych ścianach i prostokątnych, karcianych,
wielgachnych oknach wychodzących na cztery strony świata tworzyło aurę
zapomnianej kryjówki pirackiej.
Stara
szafa stała w kącie, tuż obok leżał stosik książek ułożonych w równą kupkę.
Kiedy wzięło się je do ręki okazywały się być lekko przegnite i mokre. Pod
jednym z okien stał stolik z krzesłami, które zbił Lun Yu i przyniósł tutaj specjalnie
dla córki. Na środku zaś znajdował się szeroki materac z kocem.
—
Fajne gniazdko. — Pochwalił dotykając ścian.
—
Możesz tu tworzyć nawet najbardziej hałaśliwą muzykę świata — powiedziała z
uśmiechem.
—
Nie wątpię, lecz nie chciałbym zburzyć murów, wydają się słabe — westchnął. —
Niezwykłe miejsce, jeszcze mi powiedz, że mieszkają tu duchy — zażartował.
Choi
ułożyła w usta w dziubek, robiąc tajemniczą minę.
—
Właściwie… owszem, mieszka tu jeden.
Su
Gim drgnął gwałtownie, posyłając dziewczynie zdumione spojrzenie.
—
Żartujesz?
—
Chciałabym, ale nie. Widzisz, ta latarnia to pozostałość po japońskiej
okupacji. W czasie wojny Japończyków było tu całkiem sporo. Legendy mówią, że
chadza po latarni duch pięknej śpiewaczki. Przedwojennej, japońskiej piosenkarki,
którą kochał cały kraj — wyjaśniła z rozmarzeniem, dotykając myślami
przeszłości. — Nazywała się Rika Kaneko i, ponoć, była najpiękniejszą kobietą,
jaką świat widział. Raz wdała się w romans z jednym z żołnierzy. Zaszła w ciąże
po roku znajomości, a ponieważ kochanek ją porzucił, wyjawiając, że ma żonę,
pewnej, gwieździstej nocy udała się na plażę, by utopić nowonarodzonego synka.
Weszła w morzę, aż po pas, lecz w pewnej chwili opamiętała się i chciała
zawrócić. Niestety gniewni bogowie morza wysłali ku niej potężną falę, która
wyrwała jej niemowlę z rąk. Zrozpaczona matka nawoływała je całą noc, aż woda
pochłonęła także ją. Jej ciało znaleziono, lecz szczątki dziecka nie. Od tamtej
pory, rzekomo jej duch każdej nocy wspina się na latarnie, a stamtąd nawołuje
swoje dziecko po imieniu i prosi morze by oddało jej synka. Mówią, że pewnego
dnia fale oddadzą szczątki, a wówczas zazna wiekuistego spokoju. Póki jednak to
się nie stanie, każdej nocy będzie wołać i szukać, przepełniona rozpaczą.
—
To tylko głupie legendy — mruknął Su Gim nie chcąc się przyznać, że historia
wywołała w nim ciarki. — Nie wierzę w takie rzeczy — sprzeciwił się.
—
Tak? To dziwne. Myślałam, że każdy szanujący się artysta wierzy w coś takiego.
—
Też coś — prychnął gniewnie. — Artyści nie są debilami!
Wzruszyła
ramionami. Było jej nieco przykro, osobiście uwielbiała tą legendę. Oczami
wyobraźni widziała przepiękną Rikę Kaneko o anielskim głosie, która
nieszczęśliwa pozwala porwać się falom morza, by odnaleźć dziecko.
—
Widziałaś ją chociaż? — Jej rozmyślania przerwał Su Gim. — No wiesz… tą kobietę
widmo?
—
Raz, wydaje mi się, że raz ją widziałam — powiedziała z rozmarzeniem. — Kiedy
szłam późną porą do latarni, zdało mi się, że w oknie widzę jej postać w
falującej sukni.
—
Więc może był tam, jakiś człowiek, który się włamał? — zaproponował
racjonalnie. — Albo zwyczajnie miałaś zwidy.
Posłała
mu obrażone spojrzenie, krzyżując ramiona na piersiach.
—
Myśl sobie, co chcesz, mnie to obojętne. Więc jak? Będziesz tu tworzył, a
gościom dasz w nocy spać?
Zdziwił
go jej wrogi ton, ale nie zamierzał przepraszać.
—
Jasne, to miejsce jest idealne, o ile nie wypłoszy mnie stąd jakiś upiór —
zażartował złośliwie, co tylko jeszcze bardziej ją zdenerwowało.
—
Możesz się śmiać, ja i tak wiem swoje — mruknęła się, odwracając wzrok w
przeciwną stronę.
***
Pod
wieczór zebrały się ciężkie chmury. Niebo napęczniało złowrogą aurą, a ziemia
drżała w posagach, niczym gniewny bóg zmierzający na zagładę ludzkości.
Choi
Yu Lin oderwała się od zmywania naczyń, które obiecała wziąć na siebie, gdyż Ku
Ni, jakby przeczuwając, że pogoda zechcę się pogorszyć, poprosiła o
wcześniejsze wyjście do domu.
Dziewczyna
skierowała niepewny wzrok ku oknu, gdzie wiatr coraz porywiściej szarpał
koronami drzew, szumiąc wściekle między ich gałęziami. Czy Su Gim już wrócił?
Zdziwiła
się własną reakcją. Nigdy nie pomyślałaby, że w takiej chwili to właśnie on
pierwszy zakradnie się do jej myśli. Chcąc nie chcąc, musiała przed sobą
przyznać, że niepokój zahaczył o jej serce, rodząc nieprzyjemne scenariusze,
jakie mogą wydarzyć się w taką pogodę.
Nie
wiele myśląc skierowała się cicho na piętro i, z dyskrecją godną
międzynarodowego szpiega, przystawiła ucho do drzwi z numerem dwadzieścia.
Cisza.
Zdenerwowana
lekko nacisnęła klamkę, lecz zamek stawił opór.
—
Czyżby wciąż siedział w latarni? — szepnęła pod nosem, podnosząc przerażone
spojrzenie. — Ale przecież zaraz będzie sztorm! Co za bezmyślny człowiek!
Odeszła
od drzwi, nieświadomie zaciskając dłonie w pięści. Nieuzasadniona niczym
wściekłość mieszała się w dziewczynie z poczuciem, że musi coś zrobić.
—
Nie! — powiedziała cicho do siebie. — Nie będę się nim przejmować. To nie moja
sprawa, czy zmoknie czy nie.
Ale
zbiegając po schodach odruchowo spojrzała w stronę stojaka na parasolki. Coś
dławiło ją w gardło. Znów spojrzała za okno, z przykrością stwierdzając, że
niebo barwi się coraz ciemniejszą barwą i bynajmniej nie było to spowodowane
zapadającym zmierzchem.
Przymknęła
oczy, chcąc wydobyć z głębi swego wnętrza potrzebny spokój, a przede wszystkim
racjonalne myślenie.
—
Kiedy otworzę oczy zachowam się rozsądnie i nie będę się w to mieszać —
obiecała sobie solennie, wciąż nie unosząc powiek.
Raz…
dwa… trzy…
Złapała
z impetem za dwie parasolki i wybiegła na dwór.
***
Wiatr
uderzył w Choi Yu Lin z taką siłą i rwetesem, iż zdało jej się, że trafiła
głową w ścianę, albo znalazła się w centrum jakiegoś pola siłowego, które ani
myśli przepuścić ją dalej.
Mimo
to, brnęła dzielnie, chociaż w uszach dzwoniło jej wściekle. Na ulicach Gosunu
ani jednej żywej duszy, tylko odgłos morza unoszący się w powietrzu.
Koło
jednego z domów przewrócił się rower, foliowa reklamówka jeździła po chodniku z
prędkością motoru, co jakiś czas wznosząc się i opadając na usługach wichury.
Świat zdawał się być jedną, wielką wstęgą za którą szarpią żywioły.
Woda
była wzburzona. Wielkie fale rozbijały się o brzeg, a Choi Yu Lin zapadła się w
morski piasek, niczym w błotną breję.
A
przecież rankiem było tak pięknie.
Nie
wiedzieć co ją podkusiło, że spojrzała w stronę latarni i zobaczyła w oknie
niewyraźny ruch. Marszcząc brwi, próbowała rozeznać co to takiego. Nagle wydała
z siebie przerażony odgłos. W otwartym oknie dojrzała Su Gima, który stał na
parapecie i gapił się w morze. Czyżby chciał podzielić los japońskiej
piosenkarki?
Nadludzka
siła obudziła się w nogach dziewczyny, toteż pognała przed siebie, nieświadomie
gubiąc obydwie parasolki. Nie myślała o tym jednak. Dla niej najważniejsze było
życie chłopaka. Tego bezmyślnego kretyna, który z niewiadomych powodów chciał
odebrać sobie życie. Chociaż latarnia była wysoka, widziała go wyraźnie.
Zdyszana
dobiegła do drzwi i otworzyła je drżącym ruchem ręki. Biegnąc po krętych
schodach miała wrażenie, że płuca wyjdą jej przez gardło, a ona zakończy żywot
na jednym ze stopni. Nigdy nie miała dobrej kondycji.
Odgłos
jej kroków niósł się echem po kamiennych ścianach budowli. Kiedy otworzyła
drzwi do pokoiku, te skrzypnęły żałośnie, lecz kiedy weszła do środka, Su Gim
nie zdawał sobie sprawy z jej obecności. Nic dziwnego, skoro szum gniewnego
morza był tak głośny, iż pochłaniał większość dźwięków.
Dysząc
ciężko, upewniła się, że ma racje. Chłopak stał w otwartym oknie, na krawędzi
życia i śmierci, mając pod sobą perspektywę śmiertelnego upadku prosto w
rozochocone szpony wody, która tylko czekała, by połknąć go w całości.
—
Nie! — Z ust Choi Yu Lin padł cichy protest. Nie kłopocząc się z zamknięciem za
sobą drzwi, podbiegła do chłopaka i złapała go kurczowo za łydkę obiema rękami.
— Proszę nie rób tego! Zawsze jest jakieś wyjście, śmierć to najgorsze
rozwiązanie! — Nie wiedziała o czym plecie, po prostu brała byle jakie słowa na
wargi, chcąc powiedzieć cokolwiek.
Tymczasem
Su Gim, nie spodziewając się tak nagłego natarcia na jego przestrzeń osobistą
na ułamek sekundy stracił równowagę, naprawdę będąc o włos od upadku, w porę
odzyskał równowagę, przytrzymując się bocznej ramy okna.
—
Co do cholery! — Zaklną siarczyście. — Jasny gwint, mogłem się spodziewać, że
to ty — wymamrotał, kiedy odwróciwszy głowę napotkał wzrokiem widok Choi Yu Lin
tulącą się do jego nogi.
—
Proszę, nie odbieraj sobie życia. Proszę! — krzyczała z zamkniętymi oczami,
próbując zagłuszyć wiatr i morze.
W
odpowiedzi usłyszała głośny śmiech.
—
Nie wiedziałem, że chcę popełnić samobójstwo!
Popatrzyła
na niego zbita z tropu.
—
To znaczy, że… ty nie…
—
Oczywiście, że nie! Za bardzo kocham życie! — warknął zdenerwowany. — Ale ty
jesteś bezmyślna!
—
Ale ja… — Czując, jak wstyd bierze nad nią górę, próbowała się wytłumaczyć. —
Po prostu zobaczyłam, że stoisz na parapecie i…
—
Myślałaś, że chce skoczyć? — dokończył za nią.
—
Mhm.
—
Dziewczyno, ty naprawdę nie umiesz patrzeć! — skrytykował ja głośno, niemal z
oburzeniem, a także nutą prześmiewczości w głosie. — Nie odróżniasz, kiedy ktoś
chce skoczyć a kiedy nie?
Zacisnęła
wargi, przybierając minę urażonego dziecka.
—
A kto normalny stoi w oknie latarni morskiej podczas sztormu?
—
Widać ja. — Wzruszył ramionami. — Wiesz co, może jednak skoczę? — zastanowił
się teatralnie. — W końcu, życie artysty zakończone samobójstwem jest przecież
takie popularne!
To
mówiąc przechylił się niebezpiecznie na zewnątrz. Dziewczyna wrzasnęła
ogłuszająco i zakleszczyła go w tali swoimi ramionami. Nie szkodzi, że musiała
stanąć na palcach by to zrobić, oraz, że gdyby Su Gim naprawdę chciał to
zrobić, poleciałaby w tej sytuacji razem z nim, albo zaliczyła solidne
zderzenie brzucha z parapetem, ale jego i tak by nie uratowała.
Popatrzył
na nią z rozbawieniem. Była blada i trzęsła się, jak w gorączce.
—
Ty głupku, cholerny głupku! — Uderzyła go w biodro ręką, kiedy zrozumiała, że
stronił sobie z niej żarty. Drugie uderzenie było tak mocne, że chłopak omal
nie wypadł za okno.
—
Ej, ej! Wariatko, co ty wyprawiasz? Gdzie ty masz głowę?! — krzyknął, a potem
nie chcąc już narażać swojego życia odepchnął ją i zeskoczył na ziemie.
Choi
wciąż się dąsała, układając usta w dumny dziubek. Skrzyżowała ramiona na
piersiach, stając bokiem do chłopaka.
—
Zasłużyłeś. Jak mogłeś mnie tak wystraszyć? Myślałam, że serce wyskoczy mi z
piersi.
—
No dobra, przesadziłem — zgodził się ostatecznie. — Nie potrafisz patrzeć, ani
być zabawna. Tylko płaczesz albo umierasz ze strachu.
Dotknęła
zbolałym spojrzeniem jego twarzy, po czym ponownie je odwróciła.
—
Ładnie się odwdzięczasz za wypożyczenie ci „Strażnika morza”. I za to, że
chciałam uratować ci życie. Naprawdę sądziłam, że skoczysz.
—
I twoja wrażliwa duszyczka pośpieszyła mi na pomoc? — Uśmiechnął się nieznacznie.
— Mogę nawet stwierdzić, że mi to pochlebia. No już, przestań się dąsać. —
Dźgnął ją palcem w bok.
—
Przestań, to łaskocze! — Stłumiła w sobie śmiech, wciąż uwidaczniając jedynie
złe emocje.
—
To się rozchmurz.
W
końcu opuściła napięte ramiona i westchnęła ciężko.
—
Dobra. Zachowam się dojrzale i nie będę trzymać urazy — wyjaśniła, nieświadoma,
jak dziecinnie to zabrzmiało. — Ale wytłumacz mi, co w takim razie robiłeś w
oknie?
—
Smakowałem wolność.
Słysząc
tak niedorzeczną odpowiedź, zamrugała szeroko rzęsami, wgapiając się w niego,
jak w wariata.
—
Co smakowałeś?
—
Wolność — odparł beztrosko. — Uczucie, że nic mnie nie krępuje.
—
Nie rozumiem. Musisz być szalony. — Pokręciła głową.
—
Nie rozumiesz? — zdziwił się, a potem spojrzał ku oknu. — To spróbuj.
Odebrało
jej mowę. Choi Yu Lin doskonale zrozumiała o co mu chodzi, lecz nie chciała
tego przyjąć do wiadomości.
—
Mowy nie ma! — zaprotestowała ze śmiechem. — Jeszcze nie zgłupiałam.
—
Ale to ci się przyda. Jesteś taka zamknięta w sobie — stwierdził, łapiąc ją za
rękę.
Stawiła
mu ciężki opór, kiedy próbował ją zaciągnąć pod okno.
—
Nie, nie, nie, nie — mówiła na jednym wydechu.
—
Oj daj spokój, czego się boisz? Że spadniesz? — Zdenerwował się, a ona kiwnęła
głowa. — Przecież będę cię trzymał, mocno trzymał, rozumiesz?
—
Nie chcę — sapnęła strachliwie. — Ja nigdy nie robiłam czegoś takiego. To
okropne.
—
A właśnie, że nie okropne, tylko cudowne. Nie zrozumiesz, dopóki nie odważysz
się spróbować, Yu Lin. Będę cię trzymać, obiecuje. — Dotknął jej ramienia.
Poczuła w tym miejscu uspakajające ciepło, i patrząc na niego ze zdziwieniem,
zastanawiała się skąd w nim nagle taka zmiana. Zatopiła własne spojrzenie w
jego oczach, dostrzegając na ich dnie doskonale zamaskowaną dobroć, która teraz
stała się tak bardzo widoczna.
—
Chciałaś, żebym nauczył cię patrzeć, pamiętasz? Właśnie próbuje to zrobić. Nie
wahaj się.
Nagle
zrozumiała, że zgodziła się już za pierwszym razem, że protestowała tylko
dlatego, iż strach dyktował jej warunki. Jednak całym sercem pragnęła zdobyć w
sobie odwagę.
—
Niech będzie. — Kiwnęła lunatycznie głową. — Ale pamiętaj, żeby mnie trzymać,
słyszysz? Jak poczuje, że mnie puszczasz, zacznę krzyczeć i to głośno!
Roześmiał
się, nic nie odpowiadając.
Choi
Yu Lin ze ściśniętym sercem wdrapała się na parapet, mając wrażenie, iż zamiast
mięśni ma w nogach watę. Drżące chorobliwie kolana zdawały się nieść ją ku
upadkowi, lecz zaraz poczuła, jak duże dłonie Su Gima kładą się na jej
biodrach.
—
Może podniósł byś je wyżej? — zapytała surowo. — Nie jestem tu po to, żebyś
mnie teraz obmacywał.
Usłyszała
przeciągłe westchnięcie, ale dłonie chłopaka posłusznie powędrowały ku górze.
—
Jaka szkoda, że nie pozwalasz mi obmacać tego, swojego kościstego tyłka! —
powiedział z ironią. — Jesteś sama skóra i kości.
Nawet,
jeżeli chciałaby mu odpowiedzieć równie nieuprzejmie nie mogła. Strach ścisnął
ją za gardło, kiedy zobaczyła pod sobą imponującą odległość od ziemi, a w dole
niewielki fragment plaży i nieskończone, wzburzone morze.
—
Boje się! — Pisnęła, łapiąc dramatycznie za framugę. — Su Gim ja zaraz spadnę,
zaraz spadnę! Bogowie, zaraz spadnę!
—
Nie spadniesz! — odparł niecierpliwie. — Wszystko jest w porządku!
—
Ale…!
—
Posłuchaj, najlepiej, jak zamkniesz teraz oczy.
—
Ale…!
—
Zaufaj mi!
Wciągnęła
powietrze do płuc, staczając ze sobą zażartą walkę. Głębokie pragnienie
zrobienia czegoś szalonego kontra strach przed niebezpieczeństwem i
konsekwencjami.
Zamknęła
oczy.
—
I co teraz?
—
Wsłuchaj się w morzę i wiatr. Poczuj zapach soli, poczuj, jak wiatr dotyka
twojego ciała. Czujesz?
Słyszała
bicie własnego serca; oszalały odgłos w jej piersi, lecz zaraz do jej uszu
przedarło się coś innego. Spieniona woda, gniewny żywioł, gniewny wiatr. Zapach
soli. Chłód na policzkach.
—
Czuje to! — zawołała niemal szeptem.
—
Dobrze. — Pochwalił ją. — To teraz powoli otwórz oczy. Nie ma żadnego
zagrożenia. Żadnej przepaści. Tylko ty i żywioły, twoja dusza i przestrzeń.
Jesteś wolna.
Niepewnie
uniosła rzęsy, otwierając spojrzenie na otaczającą ją przestrzeń. I wtedy to
się stało. Poczuła coś najwspanialszego w życiu. Poczuła, że dosięgła granicy
swego strachu, a za jego linią kryło się prawdziwy świat, który dotychczas
obserwowała jedynie z boku. Morze szalało, wiatr rwał rzeczywistość z brutalną
siłą, ciemne chmury głębiły się, jak opary śmiercionośnego smoka, na horyzoncie
nieboskłon pękną pod naporem błyskawicy, ziemia zadrżała w posagach, a ona była
wolna.
Zdjęła
ręce z framugi, całkowicie polegając na chłopaku i wyciągnęła ręce przed
siebie. Czując między palcami chłodny wiatr roześmiała się wesoło.
—
Jestem wolna!
Su
Gim uśmiechnął się pod nosem, chociaż patrzył nie na krajobraz, ale na twarz
dziewczyny, której profil nieznacznie wyłaniał mu się przed oczyma. Pierwszy
raz widział ją tak rumianą i pełną życia.
—
A nie mówiłem? — odezwał się dumą. — Teraz rozumiesz?
—
O tak! — Kiwnęła głową. — Teraz widzę to samo, co wcześniej, ale zupełnie
inaczej.
—
Głębiej — dodał znacząco.
—
Głębiej.
***
Niespodziewanie
następny piorun pojawił się na horyzoncie, tym razem był o wiele bliżej i
odgłos, jaki z siebie wydał potrafił doprowadzić do zawału serca. Choi Yu Lin
naraz straciła w sobie całą odwagę i pisnąwszy głośno poleciała, na całe
szczęście, do w tył. W ułamku sekundy obróciło ją na bok i wpadła prosto w
ramiona Su Gima, który uderzył w podłogę razem z nią.
Syknął
boleśnie, bowiem ból głowy, jaki rozszedł się po jego czaszce był nie wiele
mniejszy od tego, który poczuł w plecach.
—
Cholera…
Choi
była równie zamroczona, co on, lecz ledwie tylko pierwszy szok minął spojrzała
na chłopaka ze zdziwieniem. Ich oczy spotkały się w jednej linii, po raz
pierwszy twarze tych dwojga dzieliły jedynie centymetry odległości tak, że
czuli swe oddechy.
—
Ja… — Su Gim chciał coś powiedzieć, był pewien, że na końcu języka miał jakąś
kąśliwą uwagę, lecz zamilkł. Gdzieś zgubił swoją mowę, kiedy spojrzał w oczy Yu
Lin. Wielkie, słodkie, okolone wachlarzem grubych rzęs. Potem dostrzegł jej
zgrabny nosek, lekko zadarty i, na końcu, pełne wargi. Zdziwił się, jak silne
pragnienie przeszło prądem po jego ciele, pragnienie spróbowania ich chociaż przez
chwile.
Nagle
Choi podniosła się i wyciągnęła rękę, by pomóc mu wstać.
—
Wybacz, straciłam równowagę.
—
Właśnie czuje to teraz w plecach — mruknął, podnosząc się samodzielnie.
Wyglądał, jak staruszek, który próbuje rozmasować reumatyczny kręgosłup. — Jesteś
niebezpieczna.
—
Ja? To był twój pomysł!
—
I teraz sobie myślę, że lepiej było się powstrzymać.
Prychnęła,
ale na jej wargach błądził wesoły uśmiech.
—
Nic mnie to nie obchodzi. Wdrapałam się na to okno i pokonałam swój strach, nie
odbierzesz mi tej radości. Jestem świetna!
—
Nie zapominaj, że ktoś trzymał cię przez ten czas! — oburzył się, opierając o
ścianę.
—
Nie zapomniałam, dziękuje — odezwała się łagodnym tonem, patrząc na niego
przyjaźnie.
Znów
to poczuł, ten dziwny prąd w ciele i zaschło mu gardle. Chrząknął, odwracając
wzrok.
—
Nie ma sprawy, to drobiazg — mruknął.
Nagle
lunęło, jak z cebra. Krople musiały mieć nadnaturalną wielkość, bo można było
odnieść wrażenie, że oto rozpętało się jakieś bombardowanie.
—
Moje… — Choi w pośpiechu rozejrzała się po bokach. — … parasolki. O nie, chyba
je zgubiłam! — Zagryzła nerwowo kciuk.
Jung
Su Gim wzruszył ramionami, zachowując całkowity spokój.
—
To nic, najwyżej będziemy tu nocować.
________________________________________
Mam nadzieje, że muzyka się wam podoba, trochę się namyślałam, jakie utwory wybrać, żeby pasowały do poszczególnych części. Małe informacje na dziś:
1) przeniosłam "Księżycową przystań" na tego bloga. Stwierdziłam, że zrobię to, co większość z was - zajmę się jednym blogiem z wieloma opowiadaniami. Chyba wyjdzie mi to ekonomicznie.
2) zastanawiałam się nad napisaniem jakiegoś shota. Nie czuje się dobra w krótkich formach, dlatego chciałabym rzucić sobie takie wyzwanie, chociaż obawiam się, że nie wyjdzie mi to jakoś świetnie. Co o tym sądzicie? Oczywiście nie byłoby to nic z typu yaoi, ale mimo wszystko, chciałabym spróbować.
3) Zrobiłam nowy zwiastun dla opowiadania, ot tak, pod wpływem nudy już jakiś czas temu, jak lało za oknem, niczym z cebra. Uważam, że ten o wiele lepiej oddaje tematykę opowiadania, niż poprzedni. ZOBACZ ZWIASTUN!
3) Zrobiłam nowy zwiastun dla opowiadania, ot tak, pod wpływem nudy już jakiś czas temu, jak lało za oknem, niczym z cebra. Uważam, że ten o wiele lepiej oddaje tematykę opowiadania, niż poprzedni. ZOBACZ ZWIASTUN!
No i to chyba tyle. Są jakieś błędy? Wprawdzie sprawdzałam, ale zawsze mogłam coś nieświadomie przeoczyć.
To zdecydowanie mój ulubiony rozdział ! Śmiać mi się chciało jak ona myślała, że Su Gim chce popełnić samobójstwo ;D
OdpowiedzUsuńTen chłopak to jest niemożliwy. Szczerze ? To ciarki miałam jak czytałam tą legendę opowiedzianą przez Choi. W życiu nie zostałabym w tej latarni, a oni jeszcze będą tam nocować ? Wyczuwam jakąś akcję ;D
Rozdział świetny,
Pozdrawiam ! :)
Dziękuję za miły komentarz na blogu i ja także bardzo się cieszę, że trafiłaś na mnie, bo dzięki temu ja trafiłam tutaj! Niesamowity rozdział, przecudne opisy (ten ogrom magii w nich zawarty zaparł mi dech w piersiach) i oczywiście - uroczy główny bohater! Zakochałam się w jego postaci!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o podstrony, których "zabrakło" na moim blogu - nigdy nie posiadałam takich podstron. Uważam, że bohaterów można poznać tylko i wyłącznie czytając opowiadanie, opisy nic nie dadzą, a tylko zepsują klimat opowiadania :) Gdy zmienię szablon na pewno dodam "obserwatorów".
Jeśli będziesz miała czas - zapraszam do mnie dziś późnym wieczorem, może nawet nocą, powinien wtedy pojawić się pierwszy rozdział :D
Hej, mam takie jedno pytanie: To jest na podstawie jakiegoś serialu czy filmu czy ty to sama wymyśliłaś? Wszystko?
OdpowiedzUsuńWszystkie treści prezentowane na tym blogu są mojego autorstwa :) Każde wydarzenie, kreacje postaci wymyśliłam sama. :)
UsuńA skąd wzięłaś osoby do zwiastunu?
UsuńJeżeli o to chodzi, to są to kadry z dwóch seriali: Love Rain i Who does this earth belong to?. Zostały tak posklejane, żeby, mniej więcej, pokazały to, co chciałam. :)
UsuńLatarnia jest tym tajemniczym miejscem Yu Lin? Jej, tego to ja się nawet w najmniejszym stopniu nie spodziewałam! Fajnie, że jako dziecko odtrącone przez praktycznie wszystkich rówieśników miała taki swój kącik spokoju, gdzie nikt nie mógł jej skrzywdzić. Teraz pokazała to miejsce Su Gimowi. Mam tylko nadzieję, że ściany tej pięknej, starej latarni nie zawalą się pod wzmacniaczami gitary Su Gima xD. Legenda o śpiewaczce, której dziecko porwało morze jest piękna. Nie słyszałam takiej legendy, więc pewnie wymyśliłaś ją sama. Muszę przyznać, że masz do tego talent, kochana! :) Ciekawe, czy duch tej śpiewaczki rzeczywiście ukarze się naszemu artyście... Już sobie wyobrażam, jak Su Gim ucieka z piskiem z latarni haha xD.
OdpowiedzUsuńSama na widok Su Gima w takiej chwili pomyślałabym, że chłopak chce sobie odebrać życie. Ale po głębszym zastanowieniu zrozumiałabym, że przecież ten chłopak nie jest głupi i - jak sam to powiedział - kocha życie. Musiał mieć niezły ubaw z Yu Lin, podczas gdy ta umierała ze strachu i zgubiła po drodze parasolki xD.
Chociaż Su Gim jest niesamowicie bezpośredni, przez co ludzie mogą go brać za typ chama - jest wspaniałym chłopakiem o ogromnym sercu. Sprawił, że Yu Lin mu zaufała i stanęła w oknie latarni, próbując spojrzeć na żywioły takim samym okiem, jak nasz artysta. Dzięki niemu nabiera nowych doświadczeń. Pozbywa się strachu i robi coś, na co nigdy wcześniej by się nie zdecydowało. To piękne.
Su Gim i Yu Lin znaleźli się tak blisko siebie! Dzieliło ich twarze zaledwie kilka centymetrów, a nasz artysta poczuł dziwne uczucie (miłość zakwita w twym sercu, kochany! *o*). Patrzył na dziewczynę zupełnie inaczej, niż dotychczas. Nawet nie zdołał powiedzieć jakiejś kąśliwej uwagi haha xD. Tóż to do niego nie podobne ;). No co z tobą, cwaniaczku? Czyżby bliskość tej delikatnej dziewczyny na ciebie jakoś wpłynęła? Oj, tak :). W dodatku przez zgubione parasoli dwójka zanocuje w latarni. Muahahaha los ma dla nich specjalne plany. Ja to wiem. Jestem tylko ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy.
Uwielbiam tę historię. Wielbię Twój styl pisania. I muszę przyznać, że Jang Keun-suk jest świetnym wyborem jeśli chodzi o postać Su Gima. Idealnie potrafię wyobrazić go sobie w tej roli. Coś niesamowitego *,*.
Czekam z utęsknieniem na nowość! Hwaiting! <3
Zazwyczaj nie odpowiadam na komentarze, ale... imponująca długość jaka zaprezentowała mi się w twojej wypowiedzi totalnie mnie wzruszyła :) Kochana, bardzo ci dziękuje za wyczerpującą i tak pochlebiającą mi opinię! :* Nie zasłużyłam! :)
UsuńMasz aska?
OdpowiedzUsuńTo znaczy czy masz konto na ask.fm?
Nie, niestety nie posiadam. Może kiedyś założę, jak okaże się, że to potrzebne mi do istnienia blogowego, lecz na razie nie ; < Ale jak masz jakieś pytanie to śmiało zadaj je w komentarzu, odpowiem na pewno :D
UsuńAha. A kogo masz na zdjęciu profilowym?:)
OdpowiedzUsuńTo Yaya, tajska modelka i aktorka :)
Usuń