Strażnik Morza spowił się cieniem. Choi
Yu Lin po omacku odnalazła lampkę na baterię, której praktycznie nie używała,
bo i po co, kiedy nigdy nie siedziała w latarni o tej porze? Modliła się w
duchu, żeby ta zechciała zadziałać, obawiała się, bowiem, że baterię mogą
wyczerpać się ze starości.
Na szczęście lampka w kształcie
białego kociaka z mangowym uśmiechem włączyła się z powodzeniem i, już po
chwili, pomieszczenie wypełniło się zbawiennym światłem.
Lecz mimo to górował półmrok, a na
ścianach kładły się upiorne cienie. Właśnie w takiej chwili pojawienie się
ducha japońskiej śpiewaczki nie byłoby niczym zaskakującym.
Za oknami rozpętało się istne piekło.
Z chwilą pojawiania się gniewnych piorunów, nieboskłon wyglądał, jakby był
pokryty rozbudowaną siateczką żył i żyłek. Potem zazwyczaj pojawiał się huk, a
Yu Lin i Su Gima oślepiał blask.
Morze wirowało się i kotłowało, fale
zdawały się ożyć pod wpływem jakiejś magii, nagle chętne wypowiedzieć wojnę
brzegowi, który gniewnie atakowały.
Choi Yu Lin z trudem utrzymywała
spokój. Natomiast jej towarzysza próżno było posądzać o jakiekolwiek obawy,
gdyż usiadł sobie pod ścianą i brzdąkał na gitarze z nienaturalną harmonią
wewnętrzną.
Spojrzała na niego z oburzeniem.
— Może byś mi pomógł? Skoro mamy tu
spędzić całą noc, trzeba to miejsce jakoś ogarnąć!
Przestał grać i skupił na dziewczynie
zainteresowanie emanujące znudzeniem.
— Wyluzuj, mamy materac, czego chcieć
więcej?
— Może odrobiny porządku, wszędzie
wala się kurz! — Krzyknęła, sama nie wiedząc, dlaczego robi mu awanturę. Kiedy
kolejny grzmot wdarł się do jej uszu, przymknęła oczy pewna, że znalazła się na
granicy szaleństwa.
— No ludzie, niech będzie, a masz
miotłę, żeby to ogarnąć?
— C-chyba jest w szafie. — Wskazała
drżącą ręką na dwudrzwiowy mebel.
Su Gim niechętnie wstał z miejsca i
smętnym krokiem powlókł się do szafy, by następnie wyjąc, co trzeba.
— Jesteś okropną dziwaczką. Spędzimy
tu jedną noc, a ja mam wysprzątać to miejsce, jakbyśmy mieli spać w
pięciogwiazdkowym hotelu.
— W przeciwieństwie do ciebie mam tyle
rozsądku, by nie nocować w bałaganie. Z tego biorą się różne choroby i takie
tam.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem, a
potem się roześmiał.
— Tak jak mówiłem, zdecydowanie jesteś
dziwna.
Nie odpowiedziała mu, tylko stanęła w
oknie skierowanym ku pensjonatowi. Myślami płynęła do babci Kim, zastanawiając
się co staruszka myśli sobie o jej nieobecności. Skarciła się w duchu za
bezmyślność, jaką było zgubienie parasolek, a także nie wzięcie ze sobą
komórki, lecz to i tak nie miałoby znaczenia. Nawet droga komórka Su Gima nie łapała zasięgu w taką pogodę.
Myślała też o ojcu, jutro miał mieć
operacje, a ona zapomniała do niego zadzwonić. Sprawy pensjonatu tak ją
pochłonęły, że nawet nie wiedziała, kiedy dzień minął. Uznała, że jest wyrodną
córką.
Obejrzała się nad ramie, gdzie Su Gim
zamiatał z marsową miną, mrucząc coś pod nosem.
— No dobra, daj, ja to zrobię. Nie
będę mieć na sumieniu, że zmuszam cię do niewolniczej pracy — odezwała się,
kładąc ironiczny wydźwięk na słowo „niewolniczej”.
Odpowiedział jej obojętnym
spojrzeniem, gotowy wykręcić się bezkarnie od obowiązku, gdy nagle strzelił
piorun. Tym razem huk był tak ogłuszający, iż zdało się, że ziemia pękła w
posadach.
Choi krzyknęła ze strachu, po czym
przywarła do chłopaka, obejmując go kurczowo w pasie. Policzkiem przylgnęła do
jego torsu, oddychając szybko.
Su Gim zareagował totalnym odrętwieniem.
Uniósł ramiona nie wiedząc, co robić dalej. Chociaż dziewczyna była chudziutka
uścisk miała imponująco żelazny, a jemu coraz bardziej brakowało tchu.
— Przestań! — Próbował ją od
kleszczyć, lecz poskutkowało to jeszcze większym zacieśnieniem.
— Nie!
— Słucham?
— Nie puszczę. Boje się! — powiedziała
cicho.
— Nie możesz… — sprzeciwił się i
podjął ostatnią próbę uwolnienia się od niej, zakończoną, możliwą do
przewidzenia, porażką.
Postanowił się poddać. Opuścił
ramiona, wydając z siebie męczeńskie westchnienie.
— Co jeszcze mnie dzisiaj zaskoczy? —
zapytał samego siebie.
Potem zrobił krok w bok, a ona
przesunęła się wraz z nim. Widząc to, przewrócił oczami, przesuwając się w
dalszym ciągu w lewo. Mozolna wędrówka sklejonej ze sobą dwójki osób zakończyła
się dopiero wówczas, kiedy znaleźli się przy materacu.
— Może, chociaż usiądziemy? Nie
wyobrażam sobie stać tu z tobą całą noc! — odezwał się szorstkim głosem.
Poczuł na torsie, że kiwa głową, więc
opadł z nią na materac i oparł się o ścianę. Było mu o wiele wygodniej, a i
sama Choi Yu Lin widać się rozluźniła, bo zmniejszyła siłę uścisku.
— Jesteś strasznym dzieciakiem, wiesz?
Rodzice okropnie cię wychowali. Pięcioletnie dzieci boją się burzy.
— Przepraszam, że sprawiam kłopoty,
ale i tak cię nie puszczę — odpowiedziała mu z nutą godności, ale i desperacji.
Naprawdę się bała.
Chwile milczeli. Burza wciąż dawała
ostry popis, co chwile rozpraszając na ścianach cienie. Maleńka lampka wytrwale
się świeciła.
Czuł wyraźnie, że dziewczyna drży, a
kiedy strzelał piorun z jej ust ulatywały tłumione jęki przerażenia. Chcąc nie
chcąc, w chłopaku obudziła się empatia, której rzadko kiedy przydzielał
decydujący głos. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że instynkt samca-opiekuna
szarpnął jego wnętrzem, mobilizując do tego, aby w jakiś sposób ochronił Yu Lin
przed strachem.
Nawet nie wiedział, w którym momencie
jego dłoń samowolnie powędrowała do niej i spoczęła na jej kruchym ramieniu.
— Spokojnie to tylko burza —
powiedział miłym głosem.
— Nienawidzę ognia, a pioruny rodzą
ogień — wyjaśniła płaczliwym tonem. Od razu pomyślał sobie, że nie zniesie,
jeżeli znowu zacznie płakać. Lecz nie dlatego, że go to irytowało, ale ponieważ
zawsze czuł wtedy, że pragnie ją pocieszyć, chociaż nie wie jak.
— Tu jesteśmy bezpieczni. Latarnia
jest zbudowana z kamienia, nie może się podpalić. — Był to jedyny pocieszający argument,
jaki w sobie znalazł i przeklną się w duchu za tak niskie doświadczenie w
rozumieniu problemów innych.
— I zostaniesz tu ze mną? — zapytała
głupawo. — Nie pójdziesz sobie.
Prychnął.
— A niby, dokąd mam się wybrać w taką
pogodę? Chyba, że faktycznie jestem jakiś stuknięty.
Uśmiechnęła się pod nosem. Nagle
spłynęło na nią łagodne uczucie bezpieczeństwa. Słyszała miarowe, kojące bicie
serca chłopaka, on się nie bał. Ciepło, jakie wydzielało się z ciała Su Gim’a
było tak cudownie przyjemne, iż zapragnęła doświadczać go codziennie. Była
pewna, że od jego ramion można się uzależnić. Pachniał wspaniale, nie potrafiła
określić czym dokładnie, lecz uznała, że był to świeży zapach morza, wiatru i
trawy, zapach wolności, której jej zawsze brakowało.
— Dziękuje — wyszeptała sennie, niemal
niesłyszalnie.
Su Gim nie odpowiedział, lecz lubił,
kiedy mu dziękowała, sprawiało to, że czuł się potrzebny i, w jakiś sposób
przydatny.
Kiedy, po długiej chwili milczenia,
odważył się spojrzeć na twarz Yu Lin, zobaczył, że dziewczyna śpi. Z
półotwartych ust ulatywał jej spokojny oddech, który czuł nawet przez koszulkę.
Miała zimne ciało, lecz dzięki temu,
że trzymał ją w ramionach, zdołała się ogrzać i teraz zrobiło mu się naprawdę
gorąco. Chociaż może nie tylko to, było tego przyczyną.
Przegubami palców musnął policzek Choi Yu Lin,
chwile go gładząc. Sprawiało mu to przyjemność, o którą nigdy nie zdołałby się
posądzić. Sądził, bowiem, że tego typu uczucia należy szukać we wzniosłych
chwilach, tymczasem poetyckie uniesienie mogą dawać nawet zwyczajne momenty
życia.
Wiedząc, że ona i tak tego nie
poczuje, oparł policzek na głowie dziewczyny, smakując wewnętrznie rozkosz
płynącą z jej bliskości. Jeszcze mocniej przytulił ją do siebie, ponieważ
uścisk, jaki go obdarzyła wcześniej, teraz wyraźnie się osłabił.
Nie czując się nigdy wcześniej nawet w
połowie tak dobrze, pogrążył się w spokojnym, przyjemnym śnie.
***
Ranek ożył skrzekiem mew i łagodnym
szumem morza, tak nienaturalnym po tym, co miało miejsce jeszcze kilka godzin
temu.
Mrok ześlizgnął się po ścianach
Strażnika Morza, uciekając przed promieniami wschodzącego słońca, które musnęły
latarnię kojącym blaskiem.
Zło odeszło.
Choi Yu Lin obudziła się, jako
pierwsza, gdyż od dziecka nauczono ją wstawać z kurami, jak zwykł mawiać
ojciec.
Z początku nie wiedziała gdzie się
znajduje, ani dlaczego wybudzeniu towarzyszyło zdrętwienie całego ciała.
Miała wrażenie, iż stała się zardzewiałą kukiełką, nienaoliwianą od stuleci.
Mruknąwszy z bólem pod nosem, uniosła
twarz i spojrzała na śpiące oblicze Su Gima. Dopiero wówczas dotarło do niej,
co się wydarzyło ostatniej nocy i drgnęła płochliwie.
Czy naprawdę przykleiła się do niego,
jak rzep? Ogarnięta wstydem, nie mogła uwierzyć, jak często wychodzi na idiotkę
przed tym chłopakiem. Co on sobie o niej teraz myśli? Wolała się nie
zastanawiać.
Spojrzała na niego raz jeszcze. Śpiąc
wyglądał o wiele łagodniej, niż zwykle. Mogła nawet uznać, że przypomina
niewinne dziecko i, gdyby nie znała go dość dobrze, stwierdziłaby, że to
przemiły chłopak.
Przetarła zwiniętą dłonią prawe oko,
dziwnie nie mając ochoty wyplątać się z jego ramion. Uścisk chłopaka nawet we
śnie był dość silny i przyjemny.
Nie wiedzieć, czemu dotarło do niej,
że ona i Chung nigdy nie przytulali się w ten sposób.
Postanowiła się jednak ogarnąć. Była
jego narzeczoną, a gdyby ktokolwiek dowiedział się, że przespała całą noc w
ramionach innego, konsekwencje mogłyby być katastrofalne.
Kochała przecież narzeczonego, Chung
był dla niej całym światem, znała go od dziecka i zawsze był bardzo dobry. Nie
wybaczyłaby sobie nigdy, gdyby go skrzywdziła.
Ostrożnie, więc wyplątała się z objęć
Su Gima, niechcący zahaczając o jego ciemne glany. Nie chciała go zbudzić, zatem
powoli podniosła się z klęczek i na palcach wyszła z latarni.
Wiedziała, że musi mieć coś na swoją
obronę. Babcia z pewnością nie zostawi na niej suchej nitki, a zawsze słynęła z
bystrego umysłu, więc okłamanie jej nie miałoby sensu. Jedynym ratunkiem było
delikatne zmodyfikowanie prawdy.
Kiedy znalazła się na świeżym
powietrzu stanęła, jak wryta. Plaża wyglądała gorzej, niż wojenne pobojowisko.
Na piasku leżały przeróżne rupiecie wyrzucone przez morze, nie wspominając o
całej masie wodorostów i glonów.
— Wczorajsza noc naprawdę była
straszna — stwierdziła pod nosem. Zapragnęła odwrócić głowę w stronę latarni,
lecz w porę zaniechała pomysłu. Nie mogła dać się zmanipulować temu chłopakowi.
Powzięła, zatem stanowczy zamiar wybicia go sobie z głowy.
***
Kiedy Su Gim otworzył oczy był
okropnie zmarznięty. Gęsia skórka pokryła całe ciało chłopaka, a dodatkowo miał
wrażenie strasznej pustki.
Ziewnął przeciągnę, unosząc ramiona do
góry, by się przeciągnąć. Nagle zastygł i, otwierając szerzej oczy, rozejrzał
się po pomieszczeniu, zaskoczony, że spędził tu noc.
Po Choi Yu Lin nie było śladu. Su Gim
zacisnął usta, czując w sercu gniew. Dlaczego zniknęła tak nagle?
— Co ona sobie wyobraża?! — mruknął z
niezadowoleniem. — Najpierw klei się, jak wariatka, a potem znika, jakby nic
się nie stało? — Niedowierzał, kręcąc ze złością ustami.
Podniósł się zamaszyście do pionu, na
chwile tracąc równowagę. Czuł się, jak po nocy z towarzystwem wódki. Możliwe
nawet, że mając kaca jego samopoczucie było lepsze, niż obecnie.
— Już ja jej pokaże, co o tym sądzę. —
Postanowił sobie, zbiegając po schodach. Nagle jednak telefon zawibrował w jego
kieszeni.
„Ty. Ja. Lody. Nie przyjmuje odmowy.
Czekam pod kwiaciarnią”.
Sms’s wysłała Ha Na. Su Gim uniósł
kącik wargi. Oczywiście, jego siostra pomoże mu złagodzić ten dziwny ból w
piersi.
***
Ha Na zajadała właśnie pysznego,
różowego loda z kolorową posypką. Uwielbiała sezon wakacyjny w Gosunie, właśnie
wtedy zapyziała, nadmorska mieścina przeistaczała się w urokliwe miasteczko. To
zadziwiające, jak wiele zdziałać może odrobina słońca i obecność ludzi na
ulicach.
Teraz miała dodatkowy powód do radości
– u jej boku szedł Su Gim. Wciąż nie mogła uwierzyć, że odzyskała brata.
Wprawdzie byli przyrodnim rodzeństwem, lecz, jako znudzona jedynaczka,
niezwykle ceniła sobie jego obecność, bowiem zawsze wyobrażała sobie, że ma
starsze rodzeństwo gotowe ją bronić.
Fakt, że nie poróżniły ich widma
przeszłości tylko dodatkowo uskrzydlał dziewczynę, dając jej powód wierzyć, iż
to będą najlepsze wakacje życia.
Zmęczeni szwendaniem się po mieście,
skierowali się do parku, gdzie znaleźli wolną dla siebie ławkę przy stoliku. W
cieniu rozłożystych drzew wreszcie uzyskali potrzebną ciszę i spokój. Bawiące
się w oddali dzieci tylko dodawały temu miejscu uroku.
— I naprawdę spędziłeś to piekło w
latarni morskiej? — Roześmiała się głośno, kiedy brat zdał jej relacje z
ostatniej nocy, oczywiście taktownie pomijając w historii obecność kogoś
jeszcze.
— Miałem to szczęście. — Wzruszył
ramionami, kończąc swojego loda. Na nosie miał ciemne okulary, chroniące oczy
przed dotykiem słońca. Jego organizm naprawdę reagował tak, jakby ostro
zabalował.
— To niezwykłe, że Yu Lin wpuściła cię
do swojej twierdzy — odezwała się Ha Na z uśmiechem. — Latarnia to jej święte
miejsce. W dzieciństwie nie wpuszczała tam nikogo oprócz Chunga.
— Kogo? — Su Gim zmarszczył brwi.
— Och, no tak, zapominam, że nikogo tu
nie znasz. — Uderzyła się ręką w czoło i dodała: — Chung to narzeczony Yu Lin.
Mają się pobrać za jakiś czas.
Brunet zastygł w bezruchu, za ciemnych
szkieł nie widać było jego spojrzenia, lecz na chwile straciło ono kontakt z
rzeczywistością, pogrążając się w odmętach pustki.
— Ziemia do Su Gima! Chłopie, gdzie ty
się podziewasz myślami? — Ha Na ze śmiechem pomachała mu ręką przed twarzą.
— Um… — Ocknął się, prostując plecy. —
Yu Lin ma narzeczonego?
— Właśnie ci powiedziałam — odparła,
krzyżując ramiona. — Jesteś dzisiaj jakiś okropnie roztargniony, wiesz? Ale
rozumiem, że masz za sobą ciężką noc, więc jesteś usprawiedliwiony.
— Co to za człowiek?
Ha Na otworzyła szerzej oczy, nie
rozumiejąc pytania.
— Hm?
— Kim jest jej narzeczony?
— Och! — Kiwnęła głową. — No jasne!
Jej najlepszy przyjaciel, znają się od dziecka. Chung, jako jedyne dziecko
chciał się bawić z Yu Lin. Nie powinnam plotkować, to nie moja sprawa, ale ona
nie była za bardzo lubiana w dzieciństwie. Jak była mała zdarzył się pewien
wypadek i od tamtej pory strasznie zdziwaczała.
Umysł Su Gima ponownie zaczął pracować
na najwyższych obrotach.
— Wypadek? Jaki wypadek?
Ha Na uśmiechnęła się ze smutkiem,
bawiąc się jednocześnie pierścionkiem na palcu, popadając w zamyślenie.
— W sumie to cały Gosun jej
współczuje. Dlatego są dla niej tacy delikatni. Bo widzisz, jak Yu Lin miała
jakieś cztery latka to jej mama spłonęła w pożarze. Ich stary dom staną w
płomieniach, jej ojciec był wtedy na morzu, łowił ryby ze swoim ojcem, który
obecnie już nie żyje. Yu Lin była w samym centrum tej katastrofy. Na jej matkę
zawaliły się płonące schody, a ona to wszystko widziała na oczy. Uratowali ją,
lecz matka zginęła. Od tamtego wydarzenia przez prawie rok nie wydała z siebie
ani słowa. Ale z pomocą psychologów i kilku terapii w końcu jakoś doszła do
siebie, lecz nigdy już nie była taka sama. Potem Lun Yu sprzedał starą ziemię i
wybudował pensjonat.
— W jakim sensie nie była już taka
sama? — zapytał nieswoim głosem.
„Nienawidzę ognia”., Przypomniał sobie
jej wyznanie. Teraz zrozumiał.
— Stała się strasznie lękliwa.
Normalne dzieciaki w jej wieku wspinały się po drzewach, harcowały, pływały w
morzu, a ona wszystkiego się bała. Była dziwna, dużo płakała i mało mówiła,
więc rówieśnicy, ci bardziej okrutni, czasem stronili sobie z niej żarty. Jak
zaczęła dorastać to większa cześć jej dziwactw odeszła, lecz nadal jest bardzo
ostrożna i delikatna emocjonalnie. Całe miasteczko traktuje ją, jak kruche
szkło. Dlaczego właściwie ona tak cię interesuje? — Nagle Ha Na przyjrzała mu
się podejrzliwie.
— Co? — Drgnął nerwowo. — Z czystej
ciekawości, tak po prostu. Też zauważyłem, że jest jakaś inna. Ale mimo to,
Chung chce się z nią ożenić?
— Cóż, pewnie ją kocha, chociaż ja za
nim nie przepadam — odparła z zastanowieniem. — Jest przystojny, więc wiele
dziewcząt za nim łazi. Powiem ci, coś w sekrecie i nie ręczę, co ci zrobię, jak
to komuś wygadzasz. — Pogroziła mu palcem. — Raz widziałam go w dwuznacznej
sytuacji z Yuri, to najlepsza przyjaciółka Yu Lin. Od tamtej pory współczuje
jej jeszcze bardziej. Dwie osoby, którym najbardziej ufa, krzywdzą ją za
plecami. Myślałam nawet, żeby jej o tym powiedzieć, ale potem uznałam, że nie
mam takiego prawa. Może Chung naprawdę będzie dla niej dobrym mężem? Kto ją
zechcę, jeżeli nie on? Yu Lin ma małe szanse na to, że ktoś jeszcze ofiaruje
jej swoje serce.
— Nie pleć bzdur! — Su Gim
niespodziewanie podniósł głos, uderzając ręką w stół. — Oczywiście, że ktoś by
ją pokochał. Może jest nieco inna, ale przecież nie jest upośledzona, cholera!
Ha Na spojrzała na niego z bladą miną.
— Su Gim, co z tobą? Mówię tylko to,
co sądzi większość. Lubię tę dziewczynę, ale taka jest prawda.
— A co ty możesz wiedzieć o prawdzie?
— Spojrzał na nią krzywo. — Jesteś tylko kwiaciarką!
— Co cię opętało?! — Teraz to ona
podniosła głos. — Wyżywasz się na mnie, jakbym była jakimś potworem! Dlaczego
ty jej tak bronisz, hę?! Przecież wcale jej nie znasz, tylko wynajmujesz u niej
pokój! Co możesz o niej widzieć?!
Su Gim wciągnął powietrze do płuc i
przymknął oczy.
— Masz racje, przepraszam. — Podniósł
pokojowo rękę. — Nie miałem prawa cię tak obrażać. Wciąż jestem trochę zły o tę
sprawę z mamą i może podświadomie przenoszę złość na ciebie. Naprawdę nie
chciałem.
Ha Na, chociaż wciąż urażona, przybrała
milszy wyraz twarzy.
— Przyjmuje przeprosiny. Nie chciałam
nikogo obrazić. Nie mów Yu Lin o jej narzeczonym. Wyjawiłam ci to, bo miałam
nadzieje, że to pokaże, iż jestem wobec ciebie otwarta.
— Nie powiem — obiecał, chociaż słowa
ciężko przeszły mu przez gardło.
.......................................................................................
Przepraszam, że tym razem nie dałam podkładu muzycznego, ale powodował on (konkretnie linkowanie) dziwne kłopoty z układem tekstu, wiec zrezygnowałam. Następny post to będzie rozdział z "Księżycowej Przystani", mam nadzieje, że to was nie zawiedzie. Kończę też pierwszego shota i ... marnie mi to idzie :D Nie wiem, czy w ogóle nada się to do pokazania. No nic, pozdrawiam ciepło! :*
Bardzo mi szkoda Yu Lin. Jako dziecko bardzo dużo przeszła, więc nie dziwne, że tak bardzo boi się ognia. Na własne oczy widziała jak umarła jej matka. To musiało być straszne. Biedna dziewczyna, jeszcze wszyscy się od niej wtedy odsunęli. Dobrze, że miała przy sobie Chunga, który mam nadzieję, że jednak jej nie zdradza z jej przyjaciółką. To w ogóle by ją chyba dobiło.
OdpowiedzUsuńJakie to było urocze jak ona wtuliła się w Su Gima, a później zasnęli przytuleni do siebie. No i to jak zareagował, gdy dowiedział się, że ma narzeczonego.
Świetny rozdział, z niecierpliwością czekam na następny.
Pozdrawiam ! :)
Hah, to było genialne! Zwłaszcza akcja z niby samobójstwem Su Gima, a potem jak trzymał Yu Lin, żeby poczuła sie wolna stojąc w oknie, ja bym chyba wrzeszczała ze strachu na całą okolicę ^^ scena, jak przytuliła go, a on chciał ją odepchnąć, przypomniała mi scenę z You're beautiful ^^ no ale przechodząc do ostatniego rozdziału, to zasmuciły mnie te fakty z życia Yu Lin, szkoda mi jej. Taka trauma z dzieciństwa, teraz przynajmniej nie dziwię sie,że jest taka strachliwa i wrażliwa. Najbardziej podobała mi się reakcja Su Gima, gdy Nana tak mówiła o Yu. Może on ją pokocha bardziej od Chunga? XD
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGdyby mi Yu Lin kazała zamiatać latarnię tylko dlatego, bo jest tam brudno i chce spać w czystym miejscu - wyśmiałabym ją. Perfidnie bym ją wyśmiała xD. Ale Su Gim jak ten rycerz na białym koniu nie tylko zaczął ładnie zamiatać, choć gadając przy tym sobie pod nosem, ale również otoczył dziewczynę silnym ramieniem, gdy ta przeraziła się kolejnych piorunów. W dodatku to ona nie chciała go puścić. Strach strachem, ale przytulić się po prostu chciała. Ja wiem, że Su Gim ma w sobie to "coś". Dziewczyny kochają takich chamskich cwaniaczków, którzy w głębi duszy są bardzo troskliwymi i uczuciowymi mężczyznami. Sama się w kimś podobnym zakochałam i sądzę, że tak jak ja zmieniłam mojego chłopaka - jak Yu Lin ostatecznie zmieni Su Gima w kogoś "lepszego" :). Już robi się wobec niej mniej oschły :).
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że Su Gim wkurzył się, gdy po przebudzeniu po Yu Lin nie było ani śladu. Ten pozwolił jej zasnąć na swym zacnym ramieniu, a ta jak mu się odwdzięcza?! (xD). Nie wątpię, że pokaże jej co o tym wszystkim myśli. Biedna Yu Lin... Coś mi się wydaje, że ten jej narzeczony od siedmiu boleści szybko się o wszystkim dowie. I dobrze. Wcale go nie kocha, a do ślubu dojść nie może. Ot co!
Rozmowa z Ha Ną i Su Gimem bardzo wiele wyjaśniła. Już rozumiem, dlaczego Yu Lin jest tak bardzo wrażliwa, a zarazem strachliwa. Boi się ognia, ponieważ widziała na własne oczy, jak ogień chłonie jej matkę... Mogę sobie wyobrazić przez jaki horror przeszła ta dziewczyna. Śmierć w płomieniach to coś, czego sama obawiam się najbardziej na świecie. Ile cierpienia człowiek musi znieść, by skonać... Coś strasznego. W dodatku dzieciaki w ogóle nie rozumiały Yu Lin. Tak naprawdę była samotna z okrutnymi wspomnieniami z dzieciństwa. To takie smutne... Aż mam ochotę ją przytulić, naprawdę. W dodatku dowiedzieliśmy się, że Yuri i Lee prawdopodobnie wdali się w romans. Nie mogę w to uwierzyć... Mam ogromną nadzieję, że Su Gim (który swoją drogą nie jest zachwycony faktem, iż Yu Lin ma narzeczonego ;>) wymyśli coś, by pokazać dziewczynie, z jakim dupkiem chce się związać na resztę życia. Rozumiem, że był jedyną osobą, na którą od zawsze mogła liczyć, ale - CHOLERA! - on ją ZDRADZA! W dodatku z najlepszą przyjaciółką, która w tej chwili jest dla mnie skończoną su*ką, że tak powiem. Ponadto to, co Yu Lin to niego czuje to nie miłość. To tylko wdzięczność! Ot i tyle! Su Gim nie pozwoli, by zmarnowała sobie życie. Ja to wiem! :)
Kocham to opowiadanie! <3
Czekam na nowość, hwaiting!