Las
wydzielał tysiące, różnorakich zapachów, które docierały do Choi Yu Lin,
wywołując w dziewczynie euforyczne uczucia. Uśmiech nie schodził jej z twarzy
mimo, iż nie robiła niczego specjalnego ani nie oddawała się żadnym z
ulubionych czynności.
Stłumiła
w sobie nawet wyrzuty sumienia spowodowane tym, że zostawiła babcie Kim z całym
pensjonatem na głowie.
Teraz
odnalazła w sobie wewnętrznego egoistę i myślała przede wszystkim o sobie,
odnajmując w tym stanie ducha ogromne ukojenie. Kiedy ostatnio przejmowała się
tylko i wyłącznie sobą? Kiedy pozwoliła własnym myślom dojść do głosu,
odpychając analizowanie problemów otoczenia?
Do
tej pory chciała udowodnić reszcie, że w głębi siebie nie jest wystraszoną,
chorobliwą dziewczyną, którą należy chronić za wszelką cenę. Z tego powodu
robiła wszystko, aby być użyteczną i maskować wewnętrzne uczucia, świadczące o
jej słabości.
Dziś
nie musiała tego robić. Udawać, że nie jest odmieńcem, ani walczyć z opiniami
na swój temat. W sercu matki natury była stopiona z jej dziewiczym łonem czysto
i bez fałszu.
Tu
mogła nawet płakać, gdyby naszła ją na to ochota. Jednak przeciwnie – duch Choi
Yu Lin emanował aurą niczym niezmąconej radości.
Obecność
Su Gima także wpływała na nią kojąco. Miała wrażenie, że przy tym wybuchowym
chłopaku, o ironio, jest najbezpieczniejszą istotą na świecie. Bo przecież on
nigdy by jej nie skrzywdził, wiedziała to na pewno. Nie mogła stwierdzić jasno
skąd bierze się w niej ta ufność, ale ufała mu bezgranicznie, jakby znała go
całe życie. Może nawet lepiej, niż Chunga.
Wsparła
się na łokciach i chwile przypatrywała, jak przechadza się wokół strumienia, to
znów okrąża pnie drzew skąd dolatywały ich słodkie trele ptaków, czy stukanie
dzięcioła.
Choi
Yu Lin miała wrażenie, że te wszystkie dźwięki zmieszane ze sobą tworzą echo
bicia serca lasu, że znajdują się wewnątrz olbrzyma, która oddycha milionami
liści i kwiatów.
Nagle
Su Gim spojrzał na nią, uśmiechając się rozbrajająco. Porzucił skupioną minę i
westchnął z zadowoleniem.
—
Świetnie tu, co nie? — Usłyszał jego głos z daleka. — Człowiek ma wrażenie, że
wrócił do domu. Ten spokój, a zarazem ta wielobarwność doznań… matka natura to
jednak największa artystka na świecie.
Kiwnęła
potakująco, sama czując podobnie, chociaż z pewnością nie potrafiłaby ująć myśli
w podobny sposób. Tylko Su Gim miał tę naturalną łatwość do posługiwania się
pięknymi słowami tak, że tworzyły głęboką myśl. Dość kontrastowe dla człowieka
takiego jak on – schowanego w twardej, pyskatej skorupie, która nosiła ciasne
rurki i bardzo rzucające się w oczy glany.
Jeszcze
chwile siedziała w samotności, rozkoszując się przestrzenią dla własnych
rozmyślań, kiedy w końcu Su Gim uznał, że na dziś wystarczy i usiadł obok na
kocu, wpatrując się w sklepienie nieba, którego skrawki wyłaniały się z pomiędzy
koron szumiących cicho drzew.
Schował
sprzęt do specjalnej torby, a następnie wyjął drogą lustrzankę i zrobił kilka,
losowych ujęć.
—
Znasz się na fotografii? — zapytała, gdyż tego typu urządzenia kojarzyły jej
się tylko z profesjonalistami.
Tymczasem,
ku zaskoczeniu dziewczyny, Su Gim wzruszył ramionami:
—
Od czasu do czasu lubię sobie coś uwiecznić. To, jak łowienie teraźniejszości,
nie sądzisz? — Znów zaczął wyrażać się w ten filozoficzny sposób, który już nie
raz wprawił Choi Yu Lin w zakłopotanie. Cóż mogła wtedy odpowiedzieć, żeby
zabrzmieć równie kreatywnie? Była prostą duszą, szukającą swego miejsca na
ziemi. Su Gim jednak tego nie zauważał, mówiąc dalej: — Chwile są takie ulotne,
wprost wypadają nam z pomiędzy palców. Coś wywoła w tobie silne wrażenie, a już
za sekundę tego nie ma. Dlatego zdjęcia mają taką moc. Pozwalają zobaczyć nawet
te rzeczy, czy osoby, których już nie ma, a które bardzo chciało się ujrzeć.
—
Masz kogoś na myśli? — Choi uśmiechnęła się delikatnie, wyczuwając, że słowa chłopaka
zaczęły odnosić się do konkretów.
Spojrzał
na nią wzrokiem przyłapanego na gorącym uczynku człowieka, ale zaraz kiwną
głową, gotowy odpowiedzieć.
—
Tak, moją matkę — odpowiedź zabrzmiała melancholijnie. Choi Yu Lin była pewna,
iż pierwszy raz zobaczyła na twarzy chłopaka tego typu emocje.
—
Su Gim… — odezwała się niepewnie, bawiąc się wisiorkiem u szyi. — … opowiesz mi
coś o sobie? Znam cię od tych kilku dni, ale… kurczę… nic o tobie nie wiem.
—
Na przykład? — Posłał jej rozbawione spojrzenie.
—
Na przykład skąd pochodzisz, albo, dlaczego przyjechałeś do Gosunu? To ładne
miejsce i dobre na wakacje, ale… nie ukrywajmy, to także straszne zadupie, a ty
wydajesz się taki…
—
No śmiało, mów. — zachęcił ją bez cienia zdenerwowania.
—
Taki wyzwolony. Widziałabym cię raczej w charakterze podróżnika po świecie,
najlepiej autostopem, który zmywa naczynia po knajpkach Rzymu czy Paryża, żeby
zarobić na dalszą podróż.
—
Nie pomyliłaś się za wiele. Mam to w planach.
Widząc
jej zdziwioną minę roześmiał się.
—
No cóż. Przyjechałem tu właśnie z powodu matki — wyjaśnił zmęczonym tonem. —
Zostawiła mnie, jak miałem dwa lata. Dorastanie bez niej było… — Powiódł
spojrzeniem przed siebie, jakby miał tam narysowane wspomnienia dzieciństwa. —
… jak bycie niepełnym człowiekiem. Ojciec jest dobrym facetem, ale nie mógł
zastąpić mi tej miłości, która pochodzi tylko z matczynego serca. Więc, kiedy skończyłem szesnaście lat i
zacząłem mieć jakieś pojęcie o świecie to postanowiłem ją odnaleźć. Nie zajęło
mi to wiele czasu, gdyż Gosun to miejsce jej urodzenia, powróciła w rodzinne
strony. Okazało się, że związała się z innym facetem, dla którego najpewniej
mnie porzuciła. Skontaktowała się ze mną jej córka Ha Na. Pisałem z nią przez
Internet jakiś rok, aż w końcu zaprosiła mnie na wakacje do Gosunu. Oto jestem
— wzruszył ramionami.
Yu
Lin poczuła się wzruszona faktem, że miał do niej tyle zaufania, aby
opowiedzieć o drażliwych aspektach swojego życia. Nawet nie wiedział, jak
doskonale rozumiała to, co czuł. Sama znała dorastanie bez matki, nawet, jeżeli
nie została porzucona, jak on.
—
To musiało być ogromne wyzwanie. Stanąć po tylu latach i spojrzeć jej w twarz —
odezwała się cicho.
—
Ona nie żyje. Zmarła na raka. Nawet w obliczu śmierci nie skontaktowała się ze
mną — westchnął ponuro. — Jej twarz zobaczyłem tylko na zdjęciu.
Zmieszała
się własną głupotą. Dopiero teraz skojarzyła, że przecież mowa była o mamie Ha
Ny, tej dziewczyny, której ojciec prowadził kwiaciarnie. Osobiście nie
przyjaźniła się z nią, ale w Gosunie wszyscy doskonale się znali. Mama Ha Ny
faktycznie umarła po ciężkiej chemioterapii.
—
Czasami życie jest strasznie pogmatwane — stwierdziła po chwili. — Nie układa
się tak doskonale jak w bajkach.
—
Dziękuje.
—
Co? Za co? — Przestraszyła się, że powiedziała coś nie tak.
—
Że nie mówisz, że jest ci przykro. — Su Gim spojrzał na nią z delikatnym
uśmiechem. — Większość tak mówi, a ja wiem, że to tylko standardowa odpowiedź,
kiedy ktoś nie wie, jak zareagować. Nie rozumieją tego, co doświadczyła druga
osoba.
—
Ja rozumiem. — Jej stanowcze spojrzenie dosięgło jego twarzy, a on kiwnął
głową.
—
Wiem.
—
Wiem, że wiesz. — Roześmiała się i wzdychając, rozerwała paczkę cukierków. —
Gosun uwielbia sprzedawać plotki, a przecież nie ma nic bardziej sensacyjnego,
jak „Ta dziwaczna Yu Lin, której matka spłonęła na jej oczach”.
Zaskoczyła
go tym, że wyraża się tak niedbale o ludzkich opiniach. Nie wiedział, czy była
taka na co dzień, czy może po prostu tutaj, pod osłoną leśnego czaru, zdobyła
się na lekceważący ton, ale mu zaimponowała.
—
Co ty wyprawiasz? — Oburzyła się ze śmiechem, kiedy niespodziewanie podniósł
aparat i pstryknął jej zdjęcie. W ostatniej chwili podniosła rękę, by się
osłonić, lecz była pewna, że i tak ją chwycił.
—
Ale masz głupią minę! — Zaśmiał się głośno, spoglądając na ekran urządzenia. —
Co za niefotogeniczne z ciebie dziewczę!
Udała
oburzenie, a potem wystawiła mu język.
—
Głupią minę? — Uniosła brwi, a następnie wsadziła sobie cukierek między zęby i,
marszcząc nos, zrobiła zeza. — O tłaki? — spytała z łakociem w ustach.
Rozbawienie
połaskotało wnętrzem Su Gima, ale zdusił w sobie śmiech, ogarnięty nagłą zmianą
uczuć. Coś opasało go pętlą wokół brzucha i złapało za gardło, ale jednocześnie
czuł przepełniające go szczęście, które czerpał od Yu Lin.
Nawet
jej iście głupia mina wydała mu się szalenie pięknie, a on nie mógł przestać
się nią zachwycać.
Nagle
zbliżył twarz do jej twarzy i złapał wystający cukierek we własne usta, patrząc
jej śmiało w oczy, czekając na reakcje.
Choi
Yu Lin była tak wstrząśnięta, że otworzyła szeroko oczy i rozdziawiła usta
sprawiając tym samym, że owocowa kulka spadła na koc.
Następnie
odchyliła się do tyłu z przyśpieszonym oddechem i szaleńczym biciem serca.
—
No co? — Su Gim beztrosko obnażył zęby w szerokim uśmiechu. — To był tylko taki
żart.
Nie
odpowiedziała, za to odwróciła pośpiesznie głowę, czując, jak policzki oblewają
się ognistym rumieńcem.
Co
się ze mną dzieje?!, pomyślała z przejęciem. Dlaczego zachowuje się tak
bezmyślnie? Dlaczego nie potrafię poskładać w głowie nawet jednej myśli?
Cała
zabawa straciła sens. Radość gdzieś się ulotniła. Nagle wszystko stało się tak
okropnie trudne. Kiedy patrzyła na twarz Su Gima to czuła strach. Strach przed
tym, co szeptało jej serce, tam, w najgłębszej części, gdzie dziecinne marzenia
łączyły się z realnymi pragnieniami.
Chciała
przecież być żoną Chunga! Wieść spokojne, normalne życie w Gosunie. Tutaj nawet
się zestarzeć u boku męża i dorastających dzieci, które by mu urodziła. Czyż
nie to było głównym celem jej życia? Czyż nie był to idealny plan, który się
ziścił? Czuła na palcu ciężar pierścionka zaręczynowego, którego Su Gim jakby
wcale nie zauważał.
A
zarazem budziły się w niej ukryte myśli. Te, podpowiadające, że cudownym byłoby
przeżyć wielką miłość, poddać się wirowi szaleństwa i zwiedzić świat od północy
do południa, od zachodu aż po wschód.
To
oczywiste, że marzyła o rodzinie, ale czy koniecznie teraz? Była jeszcze taka
młoda i tak silnie wątpiła, że dane jej będzie przeżyć coś bajkowego.
Kiedy
ocknęła się z własnych myśli Su Gim nie siedział już na kocu, tylko znów
wędrował po lesie, tym razem z aparatem. Zdało jej się, że on też w pewien
sposób przygasł, że stracił uprzednią radość. Był jednak zbyt dumny, aby to
pokazać.
—
Może przejdziemy się na plażę? — zaproponował niespodziewanie. Głos miał
normalny, nieomal beztroski, ale oczy miały nieswój wyraz.
—
Plażę? — zdziwiła się — To daleko stąd.
—
I co z tego? — spytał — Przydałoby mi się jeszcze nagrać morze i mewy. Po to,
to wszystko, prawda? Nagrywam dźwięki do piosenki.
Kiwnęła
głową. Czuła się rozdarta i zraniona głównie niemożnością okazania mu tego, co
żywiła w stosunku do niego. Zdawała sobie sprawę, że go odepchnęła, a teraz
chciała go przyciągnąć do siebie i powiedzieć wszystko. Tylko, że nie
potrafiła.
***
Drogę
powrotną pokonali w milczeniu na rowerach – tak jak poprzednio. A mimo to,
cisza zdawała się ich dzielić. Choi Yu Lin nie mogła oprzeć się wrażeniu, że z
każdą sekundą oddalają się od siebie, jak dryfujące na wodzie kwiaty, które
fale znoszą w zupełnie różne strony.
Nieświadomie
mocno zaciskała dłonie wokół rączek roweru, że aż rozbolały ją kłykcie, czego
zresztą i tak nie czuła.
Su
Gim jechał na przedzie, zjawiskowo sprawnie radząc sobie z rowerem, jakby w
złości zapomniał, że nie potrafi jeździć, a jego organizm samoistnie wykonywał
umiejętności, które już dawno nabył, tylko w to nie wierzył.
Było
już kilka godzin po południu i kiedy dotarli nad morze z nieba lał się żar, marszcząc
taflę powietrza. Na szczęście błękitny olbrzym niósł na falach chłodny powiew.
Dziewczyna
zaparkowała rower przy drewnianych kołkach i ruszyła przed siebie, uprzednio
zdejmując buty. Zaczęła podziwiać spokój, jaki panował wokoło.
Ta
część plaży była na tyle oddalona od miasteczka, że żadni turyści nie
wzbogacali krajobrazu. Nic zresztą dziwnego, skoro plaża graniczyła nie tylko z
morzem, ale także z nierównym terenem pełnym skał i drzew, które gubiły
gałęzie.
Su
Gim od razu zabrał się do roboty. Tym razem nie kłopotała się rozkładaniem
koców ani prowiantu. Było jej wszystko jedno, zresztą była pewna, że on również
nie miałby ochoty na odpoczynek.
Skoro
zna moja historię z matką, to czy nie powinien również wiedzieć o moim
narzeczonym?, myślała z przejęciem, obserwując z boku poczynania chłopaka.
Nie
rozumiała dlaczego z pośród wszystkich dziewcząt w Gosunie wybrał akurat ją. Za
to była pewna, że po tym wszystkim na dobre z niej zrezygnuje. Przecież niczego
nie mogła mu dać. Nie była taka, jak inne. Z nią nie można się dobrze bawić.
Przeoczyła
moment, w którym znalazła się blisko Su Gima, a kiedy zdała sobie sprawę, jak
niewielka dzieli ich odległość, było już za późno na wycofanie się.
Spojrzał
na nią, wyłączając nagrywanie. Nic nie mówił, dopóki jego wzrok powędrował w
stronę zielonej torby, przewieszonej przez ramie Yu Lin.
—
Bandaże? — odezwał się ze zdziwieniem, wyjmując biały zwój materiału, wystający
z bocznej kieszeni. Na tym nie skończył, sięgnął dalej, odnajdując także środki
dezynfekujące i odczulające. — Jesteś na coś uczulona?
Pokręciła
głową.
—
Więc, po co ci to wszystko? — zapytał — Masz tam cały szpital! — Wskazał brodą
torbę i prychnął ironicznie.
—
Tak… na wszelki wypadek — wymamrotała cicho. — Nigdy nie wiesz, kiedy co się wydarzy.
Usta
Su Gima przybrały prześmiewczy wyraz. Niespodziewanie brutalnie zdjął z niej
torbę. Była zbyt zaskoczona i za mało się opierała, aby mu w tym przeszkodzić.
—
Zostaw, co ty wyprawiasz!? — Krzyknęła, kiedy zrobił szeroki zamach i rzucił
torbę daleko w morzę. Woda pochłonęła przedmiot jednym połknięciem, a jakby
chcąc zaznaczyć swój tryumf od tafli odbił się promień słońca. — Mogłam mieć
tam komórkę! — zawołała ze łzami w oczach.
—
Ale nie masz. Schowałaś ją do plecaka z prowiantem. Przecież widziałem.
Obserwowałeś
mnie? Chciała zapytać, ale zamiast tego ze smutkiem wpatrywała się w miejsce,
gdzie utraciła potrzebne rzeczy.
—
Dlaczego musisz być taki złośliwy? — zapytała cicho z nieukrywanym żalem.
—
Bo denerwujesz mnie swoim zachowaniem! — Wykrzyczana odpowiedź była boleśnie
szczera i Yu Lin cofnęła się automatycznie parę kroków. Su Gim nieco spokojniej
wciągnął powietrze do płuc i dodał: — Chadzasz tylko tymi drogami, które wydają
ci się bezpieczne. Dlaczego nie podejmiesz chociaż jednego ryzyka? — zapytał, a
w jego oczach pojawił się drżący błysk, jakby za chwile jego miejsce miały
zastąpić łzy. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
—
Jakiego ryzyka? — Spojrzała na niego sucho.
Odpowiedź
widocznie miał na końcu języka, bo zmielił ślinę w ustach, ale ostatecznie
niczego nie odpowiedział, tylko wciskając dłonie w kieszenie spodni ruszył
wzdłuż plaży. Ona za nim.
Czy
tym ryzykiem miało być poddanie się uczuciom wobec niego? Pomyślała z
przejęciem, wlepiając oczy w plecy Su Gima. Chciała tego, naprawdę.
Ale
nie była nim.
Nie
potrafiła układać myśli w piękne słowa, nie potrafiła patrzeć na świat w ten
niezwykły sposób, a przede wszystkim nie żyła chwilą, tylko planowała
przyszłość tak, aby strach przed nią nie nawiedzał ją w snach.
Parę
razy otwierała usta, by coś powiedzieć, jednak żal z powodu utraconych rzeczy,
czy też raczej zbyt brutalnego obejścia się z nią spowodował, że wybrała drogę
milczenia.
Su
Gim był już daleko przed nią, ale ona się nie śpieszyła. Oddała się słuchaniu
szumu morza i wdychania zapachu soli, któremu towarzyszyły białe mewy kursujące
nad plażą.
Kiedy
zamknęła oczy wszystko wydało się o wiele intensywniejsze, a myśli, które
wypełniły umysł Yu Lin nieomal namacalnie uderzyły ją w twarz. Serce w jej
piersi zatłukło się donośnie, wywołując w ciele uczucie strachu.
Nagle
poczuła przeszywający ból w stopie. Krzyknęła głośno, nim upadła na bok lewej
nogi, łapiąc się kurczowo za kostkę.
Su
Gim natychmiast się odwrócił i, widząc, że stało się coś złego, zaczął biec tak
szybko, jakby chciał wzbić się w powietrze, ledwie dotykał stopami piasku.
—
Yu Lin! — krzyknął ze strachem, a potem upadł na kolana tuż przy niej.
Jęknęła,
kiedy zobaczyła krew sączącą się z rozciętego miejsca na stopie, tuż pod dużym
palcem. Nie była przyzwyczajona do takich widoków, wiec od razu zakręciło się jej
w głowie i zrobiło niedobrze. Musiała odwrócić wzrok.
—
Su Gim… — szepnęła — … teraz właśnie przydałaby mi się zielona torebka.
Przełknął
z trudem ślinę. Ze złością złapał za kawałek szkła, które było sprawcą
nieszczęścia i rzucił je w morze.
—
Cholera! — Tylko tyle był w stanie powiedzieć.
..........................................................................
Przed wami taki trochę uczuciowy rozdział z wieloma przemyśleniami. Niemniej, liczę, że wam się spodoba :) Nie chcąc odwlekać publikacji postanowiłam go dodać, chociaż sprawdzałam go tylko raz. Jak są jakieś błędy, a mogą być, to bardzo, ale to bardzo was przepraszam.!
Pozdrawiam ciepło.
Cały rozdział był taki magiczny. Uwielbiam momenty między Yu Lin i Su Gimem.
OdpowiedzUsuńNo i ta nieszczęśliwa końcówka. Ale Su Gim jak się rzucił jej na ratunek.. To było takie urocze ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział,
Pozdrawiam ! :)
Twoje opowiadanie są bardzo poprawne, a opisy wpływają na wyobraźnię. Zastanawiam się, czy Ty najpierw piszesz je na komputerze czy gdzie, poprawiasz je a później przepisujesz na bloga czy "inprowizujesz" i piszesz od razu na blogu?
OdpowiedzUsuńOpowiadania zawsze piszę w programie Word, nigdy na brudno, ani nigdy bezpośrednio na blogu. Po pierwsze dlatego, że nie miałabym czasu przepisywać ich z kartki, a po drugie archiwizuje każde opowiadanie na dysku, więc istnienie tekstu tylko na blogu byłoby dla mnie nieopłacalne. Pozdrawiam :)
UsuńAch, akcja z cukierkiem była boska! Myślałam, że padnę ze śmiechu ^^ i potem Su Gim wywalił apteczkę i jeszcze na koniec Yu Lin zraniła sie w nogę, to sie nazywa złośliwość losu -.- mam nadzieję, że nie umrze od tego, z takim chucherkiem nigdy nic nie wiadomo xd i fajnie, że są wobec siebie tak otwarci, chciałabym, żeby między nimi doszło już do czegoś więcej, chociaż przy Yu Lin to mało prawdopodobne :C
OdpowiedzUsuńOooooo ;)
OdpowiedzUsuńWiem, że ona nie powinna się zakochiwać w Su Gimie ale przecież miłość nie wybiera <3 a On jest taki ahhhhhh <3
I jeszcze raz powtarzam twój styl pisania bardzo mi się podoba.
Zastanawiam się ile masz lat o ile można wiedzieć.
U mnie nowy rozdział zapraszam i mam nadzieje, że napiszesz co myślisz.
Sherlitta.blogspot.com
Ps: pisze z komórki, więc przepraszam za błędy ;)
Można. Mam dwadzieścia lat :)
UsuńWrzucając zdjęcia aktorów i robienie zwiastunów do opowiadań nie kradniesz praw autorskich należących do serialów?
OdpowiedzUsuńNie sądzę. Materiały są przecież publiczne. Czy powszechne używanie na prawo i lewo zdjęć np. Justina Bibera miałoby być karane, jeżeli nie gwałci to poszanowania jego godności ani nie ujawnia jakiś prywatnych danych osobowych o nim? Tak samo ze zdjęciami aktorów. To nie są ludzie anonimowi, tylko osoby ze świata show-biznesu. To samo tyczy się seriali, to nie są kinowe produkcje, które możesz zobaczyć w kinie, tylko niszowe produkcje, które najlepiej sprzedają się właśnie w internecie, a dzięki internautom zyskują na popularności. Ale najważniejsza rzecz - ja na tym nie zarabiam. Nie wzbogacam się na cudzej pracy pieniężnie, nie dając autorom złamanego grosza. Ja tylko prowadzę bloga. Do takich celów używanie powszechnie dostępnych materiałów nie jest przestępstwem z prawnego punktu widzenia. Z moralnego? No cóż, gdybym była jakąś osobą, której wizerunek wykorzystano może poczułabym się zraniona, ale... osoby publiczne świadomie rezygnują ze swej prywatności, a materiały o nich krążą na falach internetu, obmacywane przez cały świat.
UsuńPozdrawiam!
To jest tylko blog. Każdy tak robi. Fabuła nie jest opisem dramy, bohaterowie nie są tymi samymi, których grają autorzy. Bez przesady xD.
UsuńZałożyłaś konto na ask.fm na potrzebę bloga o simsach, a czy myślałaś o założeniu konta na potrzebę tego bloga?
OdpowiedzUsuńNa razie nie czuje, aby potrzebny był ask na betsuno :) Jak ktoś ma jakieś pytania to najlepiej kierować je w komentarzach, tego aska z simsów już praktycznie nie prowadzę. Nie mam chęci ani czasu o nim myśleć, dlatego zakładanie drugiego to dla mnie czysty bezsens :)
UsuńRozumiem:)
UsuńYu Lin zaczyna żywić do naszego Romea naprawdę szczere uczucia. Obdarza go miłością, o której tak naprawdę zawsze marzyła. Nie darzy swojego przyszłego narzeczonego takim uczuciem, jak Su Gima. Nawet w najmniejszym stopniu nie czuje się przy nim tak swobodnie. Czy ktoś kiedyś widział, by Yu Lin się tak otworzyła? By wzięła cukierka do buzi i robiła głupie miny? Nie. Tylko przy Su Gimie czuje się tak swobodnie. Szkoda tylko, że zbliżenie chłopaka zepsuło emanującą dookoła radość. Sądzę jednak, że Yu Lin zaczyna zauważać, iż nie jest skazana tylko na Chunga, który był jedynym, który ją akceptował. Su Gim również jest taką osobą. W dodatku łączy ich utrata matek... Obojgu brakuje matczynej miłości. Szkoda mi Su Gima. Nie miał nawet okazji poznać matki, ponieważ ta zmarła na raka, nim zdołał ją odwiedzić... Szkoda, że czasu cofnąć nie można. Myślę, że w innym wypadku chłopak byłby szczęśliwszy. Choć nie wiadomo, jak rodzicielka zareagowałaby na jego widok...
OdpowiedzUsuńSądzę, że Su Gim ma rację. Yu Lin powinna raz na zawsze pozbyć się strachu i zaryzykować. To nie z Chungiem chce dzielić resztę życia. Jest młoda. Zbyt młoda, by pakować się tak wcześnie w małżeństwo, a co dopiero pieluchy. Kiedy zacznie korzystać z życia? W końcu będzie za późno! Skoro dostrzega, jakim uczuciem obdarza Su Gima to - do cholery - jak długo chce się jeszcze oszukiwać?! Ciągnie ich do siebie! Miłość jest ważniejsza od chęci pozbycia się strachu, bólu, czy też niepewności. Czy nie mam racji? Jeśli Yu Lin w końcu nie zaryzykuje - nakopie jej do tyłka! Przysięgam, że to zrobię!
Su Gim jednak zbyt pochopnie wyrzucił zieloną teczkę do morza. Akurat Yu Lin musiała się skaleczyć... I co teraz? Zakażenie chyba się nie wda. Raczej nie umrze od małej ranki. No nic. Zobaczymy jak to wszystko potoczy się dalej :).
To zdecydowanie moje ulubione opowiadanie <3 Czekam na nowość! :)
Ach i jest dużo literówek. To tak nawiasem mówiąc :).
UsuńZapraszam do mnie na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zostawisz tam swoją opinie.
Sherlitta.blogsot.com
No i czekam aż u ciebie pojawi się coś nowego ;*