Przez kilka sekund – dla niej to była
cudowna wieczność – trwała oderwana stopami od ziemi. Unosiła się swobodnie w
otwartej przestrzeni własnych uczuć, mocno bijące serce, które przejęło
kontrolę nad umysłem, rozprzestrzeniało po całym ciele uczucie radości.
Przez chwile było tak, jakby stała się
małym światem, gwałtownie rozpadającym się na miliony kawałków pod wpływem
wybuchu, a potem wszystko zaczęło składać się od nowa, tworząc inną, ale lepszą
całość jej samej.
Kiedy otworzyła oczy, jeszcze nieco
zamglone i nieprzytomne, wiedziała z całą stanowczością, że dawna Yu Lin gdzieś
odeszła, a na jej miejscu pojawiła się ta dziewczyna, która doświadczyła
wyzwolenia.
Obraz jej uczuć doskonale odbijał się
w spojrzeniu Su Gima. Myśleli najpewniej o tym samym, albo nie myśleli w ogóle,
ale wciąż splecione ze sobą ich dłonie tworzyły jedną całość dwóch osób.
— To było takie… — niepewne poruszyła
ustami.
— Eksplodujące? — dokończył za nią i
uśmiechnął się z niedowierzaniem. Kiwnęła głową, a on dodał. — Tak, ja też
rozpadłem się na kawałki. Niesamowita sprawa, co nie?
— A mimo to, nie umarliśmy tylko…
żyjemy jakby lżejsi.
Roześmiał się na te słowa, Yu Lin
zresztą też nie mogła powstrzymać w sobie śmiechu.
— O boże, plotę od rzeczy! — Pacnęła
się otwartą dłonią w czoło. Niedowierzała własnemu zachowaniu. Naprawdę nie
była sobą.
— To proste. — Su Gim odniósł się do
poprzednich słów dziewczyny. — Nasze światy eksplodowały, a teraz połączyły się
w jeden świat.
— Faktycznie, to proste. — Kiwnęła
głową, nieznacznie marszcząc usta. — Gadamy jak stuknięci filozofowie.
— I co w tym złego? — Wzruszył
ramionami, rozluźniając z zadowoleniem ramiona. Nieświadomie głaskał dłoń
dziewczyny opuszkiem kciuka. — Jak oboje jesteśmy stuknięci, to znaczy, że do
siebie pasujemy, prawda?
Spodobało jej się to stwierdzenie.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ale naraz coś w jej obliczu przygasło. W
oczach pojawiła się czarna wyrwa.
— Za trzy dni wychodzę za mąż —
wyszeptała z trwogą.
Uniesione gwałtownie brwi Su Gima
świadczyły, że również o tym zapomniał, ale wcale nie dostrzegał w tym
problemu.
— Po tym wszystkim chyba nie masz
zamiaru stać na ślubnym kobiercu? — Prychnął. Dla niego to było oczywiste.
— Muszę stąd wyjść! Natychmiast! — Yu
Lin zrobiła gwałtowny krok przed siebie. Nic nie było w stanie jej zatrzymać, a
Su Gim doznał zbyt wielkiego szoku, by zareagować od razu.
Jego wzrok powędrował lunatycznie w
stronę stojącej nieopodal dziewczynki. Zajadała loda, przyglądając mu się z
dziecięcą ciekawością, której nie krępowało jeszcze pojęcie wścibstwa. Od jak
dawna tu była?
Dopiero kiedy na nią spojrzał,
otrzeźwiło go z siłą spadającego na głowę kamienia. Wybiegł z sali luster. Na
szczęście nie musiał szukać daleko, gdyż Yu Lin stała przy kołkach. Obejmowała
się kurczowo ramionami, ze wzrokiem utkwionym w morze, które stanowiło tylko
granatową plamę pośród ciemności.
Su Gim miał wrażenie, jakby po
opuszczeniu sali luster wrócili do dawnej rzeczywistości, w której nic nie
uległo zmianie. Mimo obaw, podszedł do dziewczyny, stając do nie bokiem.
Następnie zdjął z siebie skurzaną kurtkę i bez słowa zarzucił na jej ramiona.
— Przepraszam za to dziwne zachowanie
— odezwała się ku jego uldze. — To wszystko dzieje się tak szybko. Jeszcze rano
byłam pewna, że za trzy dni wyjdę szczęśliwe za mąż, a tu nagle dowiaduje się,
że mój narzeczony zdradza mnie z
najlepszą przyjaciółką. Chwile później, JA całuje się z tobą.
Tak, to było pokręcone i Su Gim, chcąc
nie chcąc, uświadomił to sobie. Nie patrzyła na niego, gdy rozmawiali, więc zrozumiał,
iż rozmowa ma charakter trudny. Ale nie zrażał się.
— Yu Lin…
— Czy ja jestem normalna? — zapytała
nim zdążył dokończyć. Mocniej zacisnęła palce wokół swych ramion. Uparcie
utkwione w morzu spojrzenie zdawało się lawirować gdzieś w odmętach jej umysłu.
— W tamtym momencie,... — zaczęła mówić wolnym ale drżącym głosem. — … kiedy
widziałam… ich na huśtawce, czułam się oszukana, zastanawiałam się, co ma ona, czego
ja nie mam. Byłam wściekła, że nie powiedzieli mi prawdy… — Spuściła wzrok. — …
ale, najśmieszniejsze jest to, że ani przez chwile nie poczułam żalu, że oni
być może się kochają. I teraz, kiedy myślę, że to może być prawda, nie mam o to
pretensji. Czy to normalne? — Spojrzała na Su Gima szukając odpowiedzi.
Oblizał nerwowo wargę.
— Przyszło ci kiedyś do głowy, że ty
go kochasz, ale zwyczajnie jak brata?
Wraz z tym pytaniem na twarzy
dziewczyny odmalował się szok. Niepewnie kiwnęła głową.
— Jeden dzień wystarczył, by rozpadło
się wszystko, w co wierzyłam. — Łzy samoistnie napłynęły do jej oczu. Próbowała
je powstrzymać za wszelką cenę, póki dłonie Su Gima krzepiąco nie spoczęły na
jej ramionach.
— Płacz jeżeli chcesz. Nie miałem
prawa ci tego zabraniać. Wydawało mi się, że nie powinnaś płakać przez tego
dup… przez niego, ale teraz widzę, że to był błąd. Powinnaś płakać. Tak długo, ile
czujesz potrzeby. Ja w tym czasie będę obok. Cały czas.
Nie potrafiła opisać wdzięczności,
jaką wówczas odczuła, a także miłości do niego, która wypełniła serce
dziewczyny aż po brzegi. Ale było jeszcze za wcześnie na czerpanie z tego
radości, więc zamiast uśmiechu popłynęły łzy. Gorące, duże, pojawiające się
jedna za drugą. Utworzyły na policzkach Yu Lin wodospady, ginące potem w
ciemnościach.
Zacisnęła usta, ale to nie
powstrzymało gwałtownego szlochu, który wyrwał się z głębi jej piersi.
Na niebie huknęły fajerwerki. Miliony
kolorowych kul utworzyło fantazyjne kombinacje, ku uciesze turystów. Wskazówka
zegara właśnie przekroczyła godzinę dwunastą.
Radosny pisk podniecenia rozniósł się
po plaży z prędkością światła, podczas, gdy następne fajerwerki wzleciały w
powietrze, a za nimi następne i następne.
A Yu Lin szlochała. Płakała, jak małe dziecko;
szkoda, że jej problemy niebyły równie dziecięce. Su Gim objął ją kurczowo, nie
bacząc, że lewy rękaw jego koszuli coraz bardziej moknie od łez dziewczyny.
Przytulił policzek do włosów ukochanej i pozwalał, by wbijała mu drobne palce w
plecy, jakby był ostatnią deską ratunku, której musi się chwycić. W jakimś
sensie była to prawda.
Stali tam oboje. Otuleni bliskością swych
ciał, których splot był gotowy nie poddać się nawet najgorszej burzy, podczas
gdy Gosun świętował kolejne, cudowne lato.
***
— Cii, jeszcze ktoś nas usłyszy!
Su Gim zaliczył lekkie trzepnięcie w
ramię od Yu Lin. Przed chwilą ostrożnie otworzyli drzwi pensjonatu, wkradając
się do środka jak złodzieje. Było już po godzinie drugiej i wszyscy lokatorzy
dawno leżeli w łóżkach, ale nie to spowodowało dyskrecje w zachowaniu tej
dwójki – Yu Lin nie chciała po prostu, aby babcia nakryła ich razem. Niby wiedziała,
że to Su Gim zajął się wnuczką, jednakże dziewczyna znała ją na tyle dobrze, by
wiedzieć, iż staruszka szybko domyśli się prawdy, jeżeli zastanie ją w
obecności chłopaka. Poza tym Yu Lin nie umiała ukrywać emocji, toteż wolała
skonfrontować to wszystko dopiero jutro.
Na szczęście schody znajdowały się
blisko wejścia, toteż Su Gim szybko pokonał kilka stopni. Jednak w pewnym
momencie zatrzymał się i przechylił przez barierkę. Yu Lin chciała skierować
się w stronę saloniku, gdzie przez półotwarte drzwi wykradała się wąska smuga
światła, gdy nagle została złapana za ramię i namiętnie pocałowana przez
chłopaka.
— Wybacz, musiałem to zrobić. —
Przeprosił z fałszywym poczuciem winy. Posłała mu piorunujące spojrzenie, –
niewidoczne za bardzo w półmroku korytarza – ale pod wpływem rozbrajającego
uśmiechu Su Gima zrozumiała, że nie potrafi się na niego wściekać.
— No idź już. — Z rezygnacją i
przyjemnym łaskotaniu w brzuchu poklepała go po plecach.
Kiedy zniknął na piętrze, zrobiła
kilka nieśpiesznych kroków do saloniku. Nie musiała zanadto się zbliżać, aby
usłyszeć dźwięki, dobywającej się stamtąd rozmowy. Wśród dwojga głosów
rozpoznała ojca, właścicielem drugiego była babcia.
Yu Lin przylgnęła do ściany. Na
początku planowała wejść do środka i przywitać się z ojcem, uspokoić babcie, że
wszystko w porządku, poprosić o przeniesienie wyjaśnień na jutro i wypytać o
pobyt w szpitalu, ale teraz zmieniła zdanie. Usłyszała bowiem, jak w ich
rozmowie przeplata się jej imię. Niespecjalnie się zdziwiła i, chociaż
wiedziała, że podsłuchiwanie jest godne potępienia, nie potrafiła się
powstrzymać.
— … późno, dlaczego jeszcze jej nie
ma? — Usłyszała w połowie zdania zmartwiony głos ojca.
— Spokojnie, Yun. Daj dziewczynie
trochę przestrzeni. Potrzebowała tego dzisiaj. — Tu głos babci.
— Ale dlaczego? Czy kiedykolwiek
zniknęła bez słowa w swoje urodziny? I dlaczego nie było z nią Chunga?
— Spróbujemy się tego dowiedzieć.
Właściwie to zdaje mi się, że to wszystko się jakoś wiąże.
— Co masz na myśli?
— Wysłałam ją do ojca Chunga. Miała go
poprosić, aby cię przywiózł. Potem dostałam telefon od jej przyjaciela, że Yu
Lin nie zjawi się na przyjęciu, że pokomplikowały się pewne sprawy i ona potrzebuje
chwili spokoju. Nie dostrzegasz w tym jakiegoś związku z rodziną Lee?
Chwilowa pauza. Yu Lin wstrzymała
oddech.
— Masz racje. Cholera. — Głos ojca
nieznacznie się wzmocnił. — Myślisz, że dowiedziała się o moich długach?
— Niemożliwe! — Babcia zabrzmiała z
niedowierzaniem.
— A jakie masz inne wyjaśnienie?
Przecież poprosiłem jej przyszłego teścia o pomoc w spłacie pożyczki.
— Myślałam, że spłaciłeś już połowę.
— Bo to prawda, ale druga wciąż jest
aktualna. Boje się, że jeżeli nie dotrzymam terminu zajmą pensjonat. Komornicy
są bezwzględni. Ale czy to ważne? Skupmy się na Yu Lin. Musiała się dowiedzieć.
To na pewno nią wstrząsnęło, jest taka wrażliwa.
— Yun Lu… nie powinieneś był prosić o
pomoc pana Lee. Nie sądzisz, że to nieuczciwe wobec niej?
— A co mam robić? Bez niego nie dam
rady! Obiecał spłacić kredyt tuż po weselu. Byłem pewny, że zachowam dyskrecje.
— Musimy z nią porozmawiać, jak tylko
wróci — odezwała się babcia z trwogą.
W tym czasie, Yu Lin przyciskała
otwartą dłoń do ust. Podsłuchana rozmowa wywołała w niej falę szoku. Ile
jeszcze miało na nią spaść problemów? Wprawdzie już dawno odkryła ojcowskie
długi, jednakże nie przyszło jej do głowy to, że ojciec zechcę prosić o pomoc
pana Lee.
Kiedy uspokoiła się po minucie lub
dwóch, wzięła kilka głębszych oddechów, po czym udała, że właśnie wróciła,
robiąc nieznaczny hałas wokół siebie.
Weszła do saloniku z bladym uśmiechem
na ustach, po czym podbiegła do ojca, klękając u jego stóp.
— Tatku… — szepnęła, całując jego
ciepłe, lekko pomarszczone dłonie.
Stary Yun Lu obdarzył ją swoim zwyczajowym,
dobrze znanym spojrzeniem kochającego ojca. Potem zaś pogłaskał córkę po
włosach, jakby wciąż widział w niej małą dziewczynkę.
— Moja śliczna Orchideo, słyszałam, że
miałaś trudny dzień. A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
To już dziewiętnaste, prawda? Jak ten czas szybko leci.
Z trudem powstrzymała łzy. Gdyby
ojciec o nie zapytał mogłaby wykręcić się po prostu wzruszeniem, więc kilku
pozwoliła spłynąć po policzku.
— Cieszę się, że jesteś zdrowy!
— Och córciu, dobrze wiesz, że mnie,
starego konia, żadne licho nie weźmie!
— Bardziej martwimy się o ciebie —
wtrąciła babcia.
Yu Lin oblizała powoli dolną wargę.
Nie miała wiele czasu, by poskładać myśli do kupy.
— Dzisiaj nie chcę o tym rozmawiać.
Zostawmy to proszę na jutro.
Zobaczyła w ich oczach zmartwienie,
więc szybko się uśmiechnęła.
— To nic takiego!
— Nie przyszłaś na swoje przyjęcie —
zauważył Yun Lu.
— Przepraszam, wiem, że zepsułam
starania wielu osób, ale…
— Nie. — Głos babci Kim rozbrzmiał
łagodnie w powietrzu. — Nie obwiniaj się, proszę. Każdego roku organizujemy ci
podobne urodziny. Wiecznie w tym samym lokalu, z tymi samymi ludźmi, zmawiamy
nawet balony z tego samego sklepu. Co najgłupsze, przysyłają nam te z Myszką
Miki, bo nikt nie sprostował, że nie masz już dziesięciu lat.
Yu Lin roześmiała się przez łzy.
— Lubię Myszkę Miki, nawet teraz.
— Dobra z ciebie dziewczyna, ale
miałaś prawo chcieć jakiejś odmiany i się zbuntować — powiedziała babcia Kim ku
zaskoczeniu ojca. — Nikt na niczym tu nie stracił. Prawdę mówiąc nie wysilimy
się, aby uczynić ci ten dzień wyjątkowym.
— Powiesz nam, gdzie byłaś? — zapytał
ojciec.
— Jasne. W wesołym miasteczku z Su
Gimem.
Uniósł wysoko brwi.
— Z kim?
— To mój… — Chłopak chciała
powiedzieć. — … przyjaciel. — odpowiedziały jej usta.
— Nie znam go. — Yun Lu pokręcił
głową.
— To nowa znajomość.
— Nowa… oprócz Chunga nigdy nie
przyjaźniłaś się z żadnym chłopakiem. — W głosie ojca nie dało się przeoczyć
drobnego wyrzutu.
— Och, Yun! Daj jej spokój, przecież
to dorosła dziewczyna! — Z pomocą przyszła babcia, za co Yu Lin była jej
niezmiernie wdzięczna.
— Toż przecież wiem, że dorosła! Ale
mało to nicponi chodzi po świecie? Czy on ma wobec ciebie dobre zamiary?
Narzuca ci coś?
Westchnęła. Ojcowskie spojrzenie mogłoby
wywiercić w jej brzuchu pokaźną dziurę, gdyby tylko było to możliwe. Babcia
miała racje, była traktowana jak mała dziewczynka.
— Tato… — zerknęła na niego z
wyrzutem. — … sądzisz, że nie umiem o siebie zadać? Kiedy mówię, że to
przyjaciel to znaczy, że to dobry człowiek.
— Niech ci już będzie! — Machnął ręką.
— Po prostu martwię się o ciebie, dziecko. Jesteś nam winna solidne wyjaśnienia
odnośnie dzisiejszego dnia? Czy to może aby ten przedweselny stres?
Policzki Yu Lin oblały się rumieńcem.
— Że co?
— Masz wątpliwości co do tego, czy
powinnaś wyjść za Chunga? — zapytała rezolutnie babcia Kim, wywołując u wnuczki
gwałtowne kaszlnięcie.
— Ja…
— Doskonale to rozumiem! — Yun Lu
złapał ją mocniej za rękę. Dobrotliwy uśmiech pokrył jego blade usta. — Kiedy
żeniłem się z twoją mamą nieustannie pytałem się w duchu, czy jestem gotowy na
tak odważny krok w życiu. Małżeństwo niesie ze sobą pewne zmiany, większą
odpowiedzialność, ale… przecież ty i Chung pasujecie do siebie jak nikt na
świecie. Wiem, ja po prostu wiem, że będziecie razem szczęśliwi.
Yu Lin milczała. Opuściła spojrzenie
ku posadzce, nie mogąc go potem dźwignąć z powrotem na oblicza krewnych. Co
miała im powiedzieć? Jak wyjaśnić swoje uczucia? Co z długami ojca?
Kiedy po półgodziny wróciła do swojego
pokoju, zmęczona i przygnębiona jak nigdy w życiu, rzuciła się na łóżko pewna,
że wybuchnie płaczem. Ale najwidoczniej przez cały, przepłakany dzień zapas łez
musiał się wyczerpać, gdyż tylko leżała – bezwolna i pusta w środku niczym
porcelanowa lalka.
***
— Wszystkiego najlepszego! — Głośny,
zbiorowy okrzyk przywitał Yu Lin z samego rana, gdy weszła do saloniku. Miała
zamiar posprzątać tam wszystkie śmieci, zostawiane zawsze przez wczasowiczów,
ale zamiast konieczności pracy, zetknęła się z roześmianymi twarzami krewnych.
Za nimi stał pięknie nakryty stół z
tortem i świeczkami oraz kilka przekąsem. Niby skromnie, a jednak wcale się nie
ucieszyła. Przecież urodziny miała wczoraj.
— Sto lat, kochanie. — Babcia
rozpostarła przed nią ręce i mocno ją uściskała. — Przepraszam, robiłam
wszystko, żeby ich stąd wykurzyć, ale nasza rodzina jest nieugięta — szepnęła
do ucha dziewczyny.
— Yu Lin, spełnienia najskrytszych
snów! — Zawołał wujek Hyesung, podnosząc kieliszek z szampanem w górę. —
Pomyśleliśmy, że skoro wczoraj tak źle nam poszło, wynagrodzimy ci to dzisiaj.
— Dziękuje. — Ułożyła w usta w
uprzejmy uśmiech, lecz jedyne o czym marzyła to chwila samotności z własnymi
myślami.
Nagle jednak zdrętwiała, a ziemia
zachybotała jej pod nogami, gdy z pośród krewnych dostrzegła Chunga. Szybko
rozejrzała się wokoło, ale nigdzie nie dostrzegła Yuri.
— Skarbie, co to za mina? — Usłyszała
jego rozbawiony głos niebezpiecznie blisko siebie, potem czuła splot jego ręki
wokół tali. — Masz wspaniałą rodzinę. Cieszę się, że wkrótce stanę się jej częścią.
Na te słowa wszyscy zareagowali
wesołym śmiechem i zamiast życzeń urodzinowych w ruch poszło życzenie
narzeczonym pomyślnego wesela i dużo miłości – szczególnie w noc poślubną.
Wszystko działo się tak szybko, iż Yu
Lin nie wiedziała, co się z nią dzieje. Przemykała między znajomymi twarzami, nie
rozpoznając ich, odpowiadała na ich pytania, nie rozumiejąc sensu. Potem
zdmuchnęła świeci, zapomniawszy o życzeniu. Zresztą, czego mogłaby sobie
życzyć? Przecież utknęła w parszywej rzeczywistości, a wszystkie drogi ucieczki
zostały brutalnie zamknięte.
Kiedy płomienie zniknęły ze świeczek,
Chung czule pocałował ją w usta.
— Wszystkiego najlepszego, moja
słodka. Spóźnione wprawdzie, ale jednak.
— Dziękuje — szepnęła, zaglądając mu w
oczy. Pachniał tymi samymi perfumami, a zdawał się być taki obcy, zupełnie nie
jej. Mimo to, siłą woli, uśmiechnęła się do niego szeroko. — Dziękuje —
powtórzyła żwawszym tonem.
— Powiedz no, Yu Lin, denerwujesz się
weselem, prawda? — Jakaś ciotka ze śmiechem ją zapytała.
— Troszeczkę — odparła nieśmiało.
— Z takim chłopakiem jak Chung czeka
cię dobre życie — rzucił ktoś inny. —
Masz wielkie szczęście!
— Tak, Chung jest cudowny. —
Przytaknęła z wymuszoną radością.
Nagle rozległo się głośne
chrząknięcie. Wszyscy w jednej chwili odwrócili głowy. Yu Lin zbladła
dostrzegając w progu Su Gima. Jego spojrzenie wymownie dotknęło miejsca, gdzie
dłoń Chunga dotykała tali dziewczyny. Uniósł wysoko brwi, a potem zapytał ją.
— Nie masz im nic do powiedzenia?
Zapadła długa, krępująca cisza. Krewni
wpatrywali się w solenizantkę, próbując zorientować się w sytuacji. Najbardziej
zaś ciążyło jej zdziwione spojrzenie Chunga, jego uścisk znacznie się wzmocnił.
— Ja…
— Czego chcę ten człowiek? — zapytał
narzeczony.
— Właśnie, Yu Lin, czego mogę chcieć?
— Su Gim skrzyżował ramiona na torsie.
— Nie wiem — wyszeptała z trudem. Pod
spuszczonymi raptownie powiekami ukryła poczucie winy oraz świadomość, że
właśnie zeszła bezpowrotnie z drogi szczęścia. Już nic, nigdy nie miało być
takie samo. — Nie wiem.
Zmarszczyła brwi, gdy rozległo się
tłuczenie szkła. Su Gim w przypływie szału strącił z komody ozdobny wazon, a
zaraz potem jego los podzieliła także kwiatowa donica.
— Co pan wyprawia! — Stary Yun Lu
krzyknął ze złością. Na podłodze zrobił się niezły bałagan.
Wiedziała, że Su Gim wpatruje się w
nią z dziką furię, lecz sama nie miała odwagi podnieść wzroku. Trzaśnięcie
drzwiami przyprawiło ją o gwałtowny dreszcz.
— To jakiś wariat! — Skomentował ze
zgrozą Chung, kręcąc przy tym głową.
— To jest ten twój przyjaciel? —
zapytał ojciec, ale Yu Lin nie miała siły odpowiedzieć. Z ulgą poddała się
ramieniu babci, która przybyła z interwencją i wyprowadziła ją do sąsiedniego
pomieszczenia.
— Jesteś pewna tego, co zrobiłaś?
— Babciu… — Dolna warga zadrżała jej w
przypływie rozpaczy. — Ja nie mogę, po prostu nie mogę pójść za głosem serca.
Proszę, zrozum to.
Wiedziała, że jeżeli to zrobi długi
ojca nigdy nie zostaną spłacone, a pensjonat – wieloletni owoc jego pracy — przepadnie.
..............................................
Jest to nieliczny rozdział, który naprawdę mnie zadowolił :) Przed nami jeszcze max 3 rozdziały, chociaż chcę zmieścić się w dwóch (nieodczekanie z moją wrodzoną genetycznie skłonnością do rozpisywania się). Mam nadzieje, że się wam podobało! Pozdrawiam!
Tak czułam, że coś się stanie. Byłoby zbyt pięknie, gdyby do końca potoczyło się bez żadnych komplikacji. Tylko co Yu Lin zrobi ? Wyjdzie za tego drania, który ją zdradza, tylko dlatego, by spłacić długi ojca ? Dziewczyna ma przerąbane. No i Su Gim. Nie dziwne, że się wkurzył, tylko on nie wie dlaczego Yu lin tak się zachowuje. Szkoda mi ich oboje.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Niecierpliwie czekam na kolejny, no i szkoda, że już zbliżamy się do końca..
Pozdrawiam! :)