11.Połączone światy.



Przez kilka sekund – dla niej to była cudowna wieczność – trwała oderwana stopami od ziemi. Unosiła się swobodnie w otwartej przestrzeni własnych uczuć, mocno bijące serce, które przejęło kontrolę nad umysłem, rozprzestrzeniało po całym ciele uczucie radości.
Przez chwile było tak, jakby stała się małym światem, gwałtownie rozpadającym się na miliony kawałków pod wpływem wybuchu, a potem wszystko zaczęło składać się od nowa, tworząc inną, ale lepszą całość jej samej.
Kiedy otworzyła oczy, jeszcze nieco zamglone i nieprzytomne, wiedziała z całą stanowczością, że dawna Yu Lin gdzieś odeszła, a na jej miejscu pojawiła się ta dziewczyna, która doświadczyła wyzwolenia.
Obraz jej uczuć doskonale odbijał się w spojrzeniu Su Gima. Myśleli najpewniej o tym samym, albo nie myśleli w ogóle, ale wciąż splecione ze sobą ich dłonie tworzyły jedną całość dwóch osób.
— To było takie… — niepewne poruszyła ustami.
— Eksplodujące? — dokończył za nią i uśmiechnął się z niedowierzaniem. Kiwnęła głową, a on dodał. — Tak, ja też rozpadłem się na kawałki. Niesamowita sprawa, co nie?
— A mimo to, nie umarliśmy tylko… żyjemy jakby lżejsi.
Roześmiał się na te słowa, Yu Lin zresztą też nie mogła powstrzymać w sobie śmiechu.
— O boże, plotę od rzeczy! — Pacnęła się otwartą dłonią w czoło. Niedowierzała własnemu zachowaniu. Naprawdę nie była sobą.
— To proste. — Su Gim odniósł się do poprzednich słów dziewczyny. — Nasze światy eksplodowały, a teraz połączyły się w jeden świat.
— Faktycznie, to proste. — Kiwnęła głową, nieznacznie marszcząc usta. — Gadamy jak stuknięci filozofowie.
— I co w tym złego? — Wzruszył ramionami, rozluźniając z zadowoleniem ramiona. Nieświadomie głaskał dłoń dziewczyny opuszkiem kciuka. — Jak oboje jesteśmy stuknięci, to znaczy, że do siebie pasujemy, prawda?
Spodobało jej się to stwierdzenie. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ale naraz coś w jej obliczu przygasło. W oczach pojawiła się czarna wyrwa.
— Za trzy dni wychodzę za mąż — wyszeptała z trwogą.
Uniesione gwałtownie brwi Su Gima świadczyły, że również o tym zapomniał, ale wcale nie dostrzegał w tym problemu.
— Po tym wszystkim chyba nie masz zamiaru stać na ślubnym kobiercu? — Prychnął. Dla niego to było oczywiste.
— Muszę stąd wyjść! Natychmiast! — Yu Lin zrobiła gwałtowny krok przed siebie. Nic nie było w stanie jej zatrzymać, a Su Gim doznał zbyt wielkiego szoku, by zareagować od razu.
Jego wzrok powędrował lunatycznie w stronę stojącej nieopodal dziewczynki. Zajadała loda, przyglądając mu się z dziecięcą ciekawością, której nie krępowało jeszcze pojęcie wścibstwa. Od jak dawna tu była?
Dopiero kiedy na nią spojrzał, otrzeźwiło go z siłą spadającego na głowę kamienia. Wybiegł z sali luster. Na szczęście nie musiał szukać daleko, gdyż Yu Lin stała przy kołkach. Obejmowała się kurczowo ramionami, ze wzrokiem utkwionym w morze, które stanowiło tylko granatową plamę pośród ciemności.
Su Gim miał wrażenie, jakby po opuszczeniu sali luster wrócili do dawnej rzeczywistości, w której nic nie uległo zmianie. Mimo obaw, podszedł do dziewczyny, stając do nie bokiem. Następnie zdjął z siebie skurzaną kurtkę i bez słowa zarzucił na jej ramiona.
— Przepraszam za to dziwne zachowanie — odezwała się ku jego uldze. — To wszystko dzieje się tak szybko. Jeszcze rano byłam pewna, że za trzy dni wyjdę szczęśliwe za mąż, a tu nagle dowiaduje się, że mój  narzeczony zdradza mnie z najlepszą przyjaciółką. Chwile później, JA całuje się z tobą.
Tak, to było pokręcone i Su Gim, chcąc nie chcąc, uświadomił to sobie. Nie patrzyła na niego, gdy rozmawiali, więc zrozumiał, iż rozmowa ma charakter trudny. Ale nie zrażał się.
— Yu Lin…
— Czy ja jestem normalna? — zapytała nim zdążył dokończyć. Mocniej zacisnęła palce wokół swych ramion. Uparcie utkwione w morzu spojrzenie zdawało się lawirować gdzieś w odmętach jej umysłu. — W tamtym momencie,... — zaczęła mówić wolnym ale drżącym głosem. — … kiedy widziałam… ich na huśtawce, czułam się oszukana, zastanawiałam się, co ma ona, czego ja nie mam. Byłam wściekła, że nie powiedzieli mi prawdy… — Spuściła wzrok. — … ale, najśmieszniejsze jest to, że ani przez chwile nie poczułam żalu, że oni być może się kochają. I teraz, kiedy myślę, że to może być prawda, nie mam o to pretensji. Czy to normalne? — Spojrzała na Su Gima szukając odpowiedzi.
Oblizał nerwowo wargę.
— Przyszło ci kiedyś do głowy, że ty go kochasz, ale zwyczajnie jak brata?
Wraz z tym pytaniem na twarzy dziewczyny odmalował się szok. Niepewnie kiwnęła głową.
— Jeden dzień wystarczył, by rozpadło się wszystko, w co wierzyłam. — Łzy samoistnie napłynęły do jej oczu. Próbowała je powstrzymać za wszelką cenę, póki dłonie Su Gima krzepiąco nie spoczęły na jej ramionach.
— Płacz jeżeli chcesz. Nie miałem prawa ci tego zabraniać. Wydawało mi się, że nie powinnaś płakać przez tego dup… przez niego, ale teraz widzę, że to był błąd. Powinnaś płakać. Tak długo, ile czujesz potrzeby. Ja w tym czasie będę obok. Cały czas.
Nie potrafiła opisać wdzięczności, jaką wówczas odczuła, a także miłości do niego, która wypełniła serce dziewczyny aż po brzegi. Ale było jeszcze za wcześnie na czerpanie z tego radości, więc zamiast uśmiechu popłynęły łzy. Gorące, duże, pojawiające się jedna za drugą. Utworzyły na policzkach Yu Lin wodospady, ginące potem w ciemnościach.
Zacisnęła usta, ale to nie powstrzymało gwałtownego szlochu, który wyrwał się z głębi jej piersi.
Na niebie huknęły fajerwerki. Miliony kolorowych kul utworzyło fantazyjne kombinacje, ku uciesze turystów. Wskazówka zegara właśnie przekroczyła godzinę dwunastą.
Radosny pisk podniecenia rozniósł się po plaży z prędkością światła, podczas, gdy następne fajerwerki wzleciały w powietrze, a za nimi następne i następne.
 A Yu Lin szlochała. Płakała, jak małe dziecko; szkoda, że jej problemy niebyły równie dziecięce. Su Gim objął ją kurczowo, nie bacząc, że lewy rękaw jego koszuli coraz bardziej moknie od łez dziewczyny. Przytulił policzek do włosów ukochanej i pozwalał, by wbijała mu drobne palce w plecy, jakby był ostatnią deską ratunku, której musi się chwycić. W jakimś sensie była to prawda.
Stali tam oboje. Otuleni bliskością swych ciał, których splot był gotowy nie poddać się nawet najgorszej burzy, podczas gdy Gosun świętował kolejne, cudowne lato.

***

— Cii, jeszcze ktoś nas usłyszy!
Su Gim zaliczył lekkie trzepnięcie w ramię od Yu Lin. Przed chwilą ostrożnie otworzyli drzwi pensjonatu, wkradając się do środka jak złodzieje. Było już po godzinie drugiej i wszyscy lokatorzy dawno leżeli w łóżkach, ale nie to spowodowało dyskrecje w zachowaniu tej dwójki – Yu Lin nie chciała po prostu, aby babcia nakryła ich razem. Niby wiedziała, że to Su Gim zajął się wnuczką, jednakże dziewczyna znała ją na tyle dobrze, by wiedzieć, iż staruszka szybko domyśli się prawdy, jeżeli zastanie ją w obecności chłopaka. Poza tym Yu Lin nie umiała ukrywać emocji, toteż wolała skonfrontować to wszystko dopiero jutro.
Na szczęście schody znajdowały się blisko wejścia, toteż Su Gim szybko pokonał kilka stopni. Jednak w pewnym momencie zatrzymał się i przechylił przez barierkę. Yu Lin chciała skierować się w stronę saloniku, gdzie przez półotwarte drzwi wykradała się wąska smuga światła, gdy nagle została złapana za ramię i namiętnie pocałowana przez chłopaka.
— Wybacz, musiałem to zrobić. — Przeprosił z fałszywym poczuciem winy. Posłała mu piorunujące spojrzenie, – niewidoczne za bardzo w półmroku korytarza – ale pod wpływem rozbrajającego uśmiechu Su Gima zrozumiała, że nie potrafi się na niego wściekać.
— No idź już. — Z rezygnacją i przyjemnym łaskotaniu w brzuchu poklepała go po plecach.
Kiedy zniknął na piętrze, zrobiła kilka nieśpiesznych kroków do saloniku. Nie musiała zanadto się zbliżać, aby usłyszeć dźwięki, dobywającej się stamtąd rozmowy. Wśród dwojga głosów rozpoznała ojca, właścicielem drugiego była babcia.
Yu Lin przylgnęła do ściany. Na początku planowała wejść do środka i przywitać się z ojcem, uspokoić babcie, że wszystko w porządku, poprosić o przeniesienie wyjaśnień na jutro i wypytać o pobyt w szpitalu, ale teraz zmieniła zdanie. Usłyszała bowiem, jak w ich rozmowie przeplata się jej imię. Niespecjalnie się zdziwiła i, chociaż wiedziała, że podsłuchiwanie jest godne potępienia, nie potrafiła się powstrzymać.
— … późno, dlaczego jeszcze jej nie ma? — Usłyszała w połowie zdania zmartwiony głos ojca.
— Spokojnie, Yun. Daj dziewczynie trochę przestrzeni. Potrzebowała tego dzisiaj. — Tu głos babci.
— Ale dlaczego? Czy kiedykolwiek zniknęła bez słowa w swoje urodziny? I dlaczego nie było z nią Chunga?
— Spróbujemy się tego dowiedzieć. Właściwie to zdaje mi się, że to wszystko się jakoś wiąże.
— Co masz na myśli?
— Wysłałam ją do ojca Chunga. Miała go poprosić, aby cię przywiózł. Potem dostałam telefon od jej przyjaciela, że Yu Lin nie zjawi się na przyjęciu, że pokomplikowały się pewne sprawy i ona potrzebuje chwili spokoju. Nie dostrzegasz w tym jakiegoś związku z rodziną Lee?
Chwilowa pauza. Yu Lin wstrzymała oddech.
— Masz racje. Cholera. — Głos ojca nieznacznie się wzmocnił. — Myślisz, że dowiedziała się o moich długach?
— Niemożliwe! — Babcia zabrzmiała z niedowierzaniem.
— A jakie masz inne wyjaśnienie? Przecież poprosiłem jej przyszłego teścia o pomoc w spłacie pożyczki.
— Myślałam, że spłaciłeś już połowę.
— Bo to prawda, ale druga wciąż jest aktualna. Boje się, że jeżeli nie dotrzymam terminu zajmą pensjonat. Komornicy są bezwzględni. Ale czy to ważne? Skupmy się na Yu Lin. Musiała się dowiedzieć. To na pewno nią wstrząsnęło, jest taka wrażliwa.
— Yun Lu… nie powinieneś był prosić o pomoc pana Lee. Nie sądzisz, że to nieuczciwe wobec niej?
— A co mam robić? Bez niego nie dam rady! Obiecał spłacić kredyt tuż po weselu. Byłem pewny, że zachowam dyskrecje.
— Musimy z nią porozmawiać, jak tylko wróci — odezwała się babcia z trwogą.
W tym czasie, Yu Lin przyciskała otwartą dłoń do ust. Podsłuchana rozmowa wywołała w niej falę szoku. Ile jeszcze miało na nią spaść problemów? Wprawdzie już dawno odkryła ojcowskie długi, jednakże nie przyszło jej do głowy to, że ojciec zechcę prosić o pomoc pana Lee.
Kiedy uspokoiła się po minucie lub dwóch, wzięła kilka głębszych oddechów, po czym udała, że właśnie wróciła, robiąc nieznaczny hałas wokół siebie.
Weszła do saloniku z bladym uśmiechem na ustach, po czym podbiegła do ojca, klękając u jego stóp.
— Tatku… — szepnęła, całując jego ciepłe, lekko pomarszczone dłonie.
Stary Yun Lu obdarzył ją swoim zwyczajowym, dobrze znanym spojrzeniem kochającego ojca. Potem zaś pogłaskał córkę po włosach, jakby wciąż widział w niej małą dziewczynkę.
— Moja śliczna Orchideo, słyszałam, że miałaś trudny dzień. A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. To już dziewiętnaste, prawda? Jak ten czas szybko leci.
Z trudem powstrzymała łzy. Gdyby ojciec o nie zapytał mogłaby wykręcić się po prostu wzruszeniem, więc kilku pozwoliła spłynąć po policzku.
— Cieszę się, że jesteś zdrowy!
— Och córciu, dobrze wiesz, że mnie, starego konia, żadne licho nie weźmie!
— Bardziej martwimy się o ciebie — wtrąciła babcia.
Yu Lin oblizała powoli dolną wargę. Nie miała wiele czasu, by poskładać myśli do kupy.
— Dzisiaj nie chcę o tym rozmawiać. Zostawmy to proszę na jutro.
Zobaczyła w ich oczach zmartwienie, więc szybko się uśmiechnęła.
— To nic takiego!
— Nie przyszłaś na swoje przyjęcie — zauważył Yun Lu.
— Przepraszam, wiem, że zepsułam starania wielu osób, ale…
— Nie. — Głos babci Kim rozbrzmiał łagodnie w powietrzu. — Nie obwiniaj się, proszę. Każdego roku organizujemy ci podobne urodziny. Wiecznie w tym samym lokalu, z tymi samymi ludźmi, zmawiamy nawet balony z tego samego sklepu. Co najgłupsze, przysyłają nam te z Myszką Miki, bo nikt nie sprostował, że nie masz już dziesięciu lat.
Yu Lin roześmiała się przez łzy.
— Lubię Myszkę Miki, nawet teraz.
— Dobra z ciebie dziewczyna, ale miałaś prawo chcieć jakiejś odmiany i się zbuntować — powiedziała babcia Kim ku zaskoczeniu ojca. — Nikt na niczym tu nie stracił. Prawdę mówiąc nie wysilimy się, aby uczynić ci ten dzień wyjątkowym.
— Powiesz nam, gdzie byłaś? — zapytał ojciec.
— Jasne. W wesołym miasteczku z Su Gimem.
Uniósł wysoko brwi.
— Z kim?
— To mój… — Chłopak chciała powiedzieć. — … przyjaciel. — odpowiedziały jej usta.
— Nie znam go. — Yun Lu pokręcił głową.
— To nowa znajomość.
— Nowa… oprócz Chunga nigdy nie przyjaźniłaś się z żadnym chłopakiem. — W głosie ojca nie dało się przeoczyć drobnego wyrzutu.
— Och, Yun! Daj jej spokój, przecież to dorosła dziewczyna! — Z pomocą przyszła babcia, za co Yu Lin była jej niezmiernie wdzięczna.
— Toż przecież wiem, że dorosła! Ale mało to nicponi chodzi po świecie? Czy on ma wobec ciebie dobre zamiary? Narzuca ci coś?
Westchnęła. Ojcowskie spojrzenie mogłoby wywiercić w jej brzuchu pokaźną dziurę, gdyby tylko było to możliwe. Babcia miała racje, była traktowana jak mała dziewczynka.
— Tato… — zerknęła na niego z wyrzutem. — … sądzisz, że nie umiem o siebie zadać? Kiedy mówię, że to przyjaciel to znaczy, że to dobry człowiek.
— Niech ci już będzie! — Machnął ręką. — Po prostu martwię się o ciebie, dziecko. Jesteś nam winna solidne wyjaśnienia odnośnie dzisiejszego dnia? Czy to może aby ten przedweselny stres?
Policzki Yu Lin oblały się rumieńcem.
— Że co?
— Masz wątpliwości co do tego, czy powinnaś wyjść za Chunga? — zapytała rezolutnie babcia Kim, wywołując u wnuczki gwałtowne kaszlnięcie.
— Ja…
— Doskonale to rozumiem! — Yun Lu złapał ją mocniej za rękę. Dobrotliwy uśmiech pokrył jego blade usta. — Kiedy żeniłem się z twoją mamą nieustannie pytałem się w duchu, czy jestem gotowy na tak odważny krok w życiu. Małżeństwo niesie ze sobą pewne zmiany, większą odpowiedzialność, ale… przecież ty i Chung pasujecie do siebie jak nikt na świecie. Wiem, ja po prostu wiem, że będziecie razem szczęśliwi.
Yu Lin milczała. Opuściła spojrzenie ku posadzce, nie mogąc go potem dźwignąć z powrotem na oblicza krewnych. Co miała im powiedzieć? Jak wyjaśnić swoje uczucia? Co z długami ojca?
Kiedy po półgodziny wróciła do swojego pokoju, zmęczona i przygnębiona jak nigdy w życiu, rzuciła się na łóżko pewna, że wybuchnie płaczem. Ale najwidoczniej przez cały, przepłakany dzień zapas łez musiał się wyczerpać, gdyż tylko leżała – bezwolna i pusta w środku niczym porcelanowa lalka.

***

— Wszystkiego najlepszego! — Głośny, zbiorowy okrzyk przywitał Yu Lin z samego rana, gdy weszła do saloniku. Miała zamiar posprzątać tam wszystkie śmieci, zostawiane zawsze przez wczasowiczów, ale zamiast konieczności pracy, zetknęła się z roześmianymi twarzami krewnych.
Za nimi stał pięknie nakryty stół z tortem i świeczkami oraz kilka przekąsem. Niby skromnie, a jednak wcale się nie ucieszyła. Przecież urodziny miała wczoraj.
— Sto lat, kochanie. — Babcia rozpostarła przed nią ręce i mocno ją uściskała. — Przepraszam, robiłam wszystko, żeby ich stąd wykurzyć, ale nasza rodzina jest nieugięta — szepnęła do ucha dziewczyny.
— Yu Lin, spełnienia najskrytszych snów! — Zawołał wujek Hyesung, podnosząc kieliszek z szampanem w górę. — Pomyśleliśmy, że skoro wczoraj tak źle nam poszło, wynagrodzimy ci to dzisiaj.
— Dziękuje. — Ułożyła w usta w uprzejmy uśmiech, lecz jedyne o czym marzyła to chwila samotności z własnymi myślami.
Nagle jednak zdrętwiała, a ziemia zachybotała jej pod nogami, gdy z pośród krewnych dostrzegła Chunga. Szybko rozejrzała się wokoło, ale nigdzie nie dostrzegła Yuri.
— Skarbie, co to za mina? — Usłyszała jego rozbawiony głos niebezpiecznie blisko siebie, potem czuła splot jego ręki wokół tali. — Masz wspaniałą rodzinę. Cieszę się, że wkrótce stanę się jej częścią.
Na te słowa wszyscy zareagowali wesołym śmiechem i zamiast życzeń urodzinowych w ruch poszło życzenie narzeczonym pomyślnego wesela i dużo miłości – szczególnie w noc poślubną.
Wszystko działo się tak szybko, iż Yu Lin nie wiedziała, co się z nią dzieje. Przemykała między znajomymi twarzami, nie rozpoznając ich, odpowiadała na ich pytania, nie rozumiejąc sensu. Potem zdmuchnęła świeci, zapomniawszy o życzeniu. Zresztą, czego mogłaby sobie życzyć? Przecież utknęła w parszywej rzeczywistości, a wszystkie drogi ucieczki zostały brutalnie zamknięte.
Kiedy płomienie zniknęły ze świeczek, Chung czule pocałował ją w usta.
— Wszystkiego najlepszego, moja słodka. Spóźnione wprawdzie, ale jednak.
— Dziękuje — szepnęła, zaglądając mu w oczy. Pachniał tymi samymi perfumami, a zdawał się być taki obcy, zupełnie nie jej. Mimo to, siłą woli, uśmiechnęła się do niego szeroko. — Dziękuje — powtórzyła żwawszym tonem.
— Powiedz no, Yu Lin, denerwujesz się weselem, prawda? — Jakaś ciotka ze śmiechem ją zapytała.
— Troszeczkę — odparła nieśmiało.
— Z takim chłopakiem jak Chung czeka cię  dobre życie — rzucił ktoś inny. — Masz wielkie szczęście!
— Tak, Chung jest cudowny. — Przytaknęła z wymuszoną radością.
Nagle rozległo się głośne chrząknięcie. Wszyscy w jednej chwili odwrócili głowy. Yu Lin zbladła dostrzegając w progu Su Gima. Jego spojrzenie wymownie dotknęło miejsca, gdzie dłoń Chunga dotykała tali dziewczyny. Uniósł wysoko brwi, a potem zapytał ją.
— Nie masz im nic do powiedzenia?
Zapadła długa, krępująca cisza. Krewni wpatrywali się w solenizantkę, próbując zorientować się w sytuacji. Najbardziej zaś ciążyło jej zdziwione spojrzenie Chunga, jego uścisk znacznie się wzmocnił.
— Ja…
— Czego chcę ten człowiek? — zapytał narzeczony.
— Właśnie, Yu Lin, czego mogę chcieć? — Su Gim skrzyżował ramiona na torsie.
— Nie wiem — wyszeptała z trudem. Pod spuszczonymi raptownie powiekami ukryła poczucie winy oraz świadomość, że właśnie zeszła bezpowrotnie z drogi szczęścia. Już nic, nigdy nie miało być takie samo. — Nie wiem.
Zmarszczyła brwi, gdy rozległo się tłuczenie szkła. Su Gim w przypływie szału strącił z komody ozdobny wazon, a zaraz potem jego los podzieliła także kwiatowa donica.
— Co pan wyprawia! — Stary Yun Lu krzyknął ze złością. Na podłodze zrobił się niezły bałagan.
Wiedziała, że Su Gim wpatruje się w nią z dziką furię, lecz sama nie miała odwagi podnieść wzroku. Trzaśnięcie drzwiami przyprawiło ją o gwałtowny dreszcz.
— To jakiś wariat! — Skomentował ze zgrozą Chung, kręcąc przy tym głową.
— To jest ten twój przyjaciel? — zapytał ojciec, ale Yu Lin nie miała siły odpowiedzieć. Z ulgą poddała się ramieniu babci, która przybyła z interwencją i wyprowadziła ją do sąsiedniego pomieszczenia.
— Jesteś pewna tego, co zrobiłaś?
— Babciu… — Dolna warga zadrżała jej w przypływie rozpaczy. — Ja nie mogę, po prostu nie mogę pójść za głosem serca. Proszę, zrozum to.
Wiedziała, że jeżeli to zrobi długi ojca nigdy nie zostaną spłacone, a pensjonat – wieloletni owoc jego pracy — przepadnie.  


..............................................
Jest to nieliczny rozdział, który naprawdę mnie zadowolił :) Przed nami jeszcze max 3 rozdziały, chociaż chcę zmieścić się w dwóch (nieodczekanie z moją wrodzoną genetycznie skłonnością do rozpisywania się). Mam nadzieje, że się wam podobało! Pozdrawiam! 

1 komentarz:

  1. Tak czułam, że coś się stanie. Byłoby zbyt pięknie, gdyby do końca potoczyło się bez żadnych komplikacji. Tylko co Yu Lin zrobi ? Wyjdzie za tego drania, który ją zdradza, tylko dlatego, by spłacić długi ojca ? Dziewczyna ma przerąbane. No i Su Gim. Nie dziwne, że się wkurzył, tylko on nie wie dlaczego Yu lin tak się zachowuje. Szkoda mi ich oboje.
    Świetny rozdział! Niecierpliwie czekam na kolejny, no i szkoda, że już zbliżamy się do końca..
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń