13.Złączeni w całość.

Chung niecierpliwie zerknął na zegarek. Od dziesięciu minut nie robił nic innego. Zebrani w sali goście także zdawali się niepokoić, jakby przeczuwając, że kolejna minuta spóźnienia młodych przestaje być normalna.
Ostatecznie, wydał z siebie gniewne westchnięcie, przecierając twarz dłonią. Był zmęczony, nie spał całą noc, zastanawiając się dokąd zmierza jego przyszłość, a teraz jeszcze to! Wiedział, że Yu Lin należy do strachliwych i niewątpliwie rozchwianych emocjonalnie dziewcząt, ale uznał, że są pewne granice.
Ruszył więc przed siebie bojowym krokiem i wtargnął do pomieszczenia, w którym rzekomo powinna być jego przyszła żona. Rzekomo? Owszem, bo kiedy omiótł wnętrze niecierpliwym spojrzeniem, jej tam wcale nie było.
Całkowicie zbity z tropu, uniósł brwi, szukając w tym wszystkim jakiegoś wyjaśnienia. W pomieszczeniu nie tylko nie dało się uświadczyć obecności Yu Lin, ale także jej druhny i ojca z babcią coś wywiało.
Zdenerwowany do granic wytrzymałości, rozpocząć poszukiwania, po kolei wchodząc do pobliskich pomieszczeń, nie kwapiąc się z ich ponownym zamknięciem. Potrącił nawet brutalnie jedną z kelnerek, wynajętą przez jego ojca na ten dzień. W normalnych okolicznościach przeprosiłby ją ze skruchą, zastanawiając, czy przez to silne zderzenie ramieniem ze ścianą coś jej się stało, lecz obecnie myślał tylko o tym, że czeka na niego sala pełna gości, a Yu Lin i jej rodziny nigdzie nie ma.
Na szczęście zastał ich w ogrodzie. Blade oblicze Starego Lun Yu wystarczyło, by stopy Chunga zaczęły się chaotycznie plątać, a on musiał oprzeć się jakiegoś drzewa, ratując się przed utratą równowagi.
— Gdzie ona jest? — zapytał, bo już domyślił się czemu krewni emanują takim strachem oraz wydają się nie wiedzieć, co ze sobą począć.
— Chung my… — Stary Lun Yu wychylił się do przodu z zamiarem racjonalnego wytłumaczenia sytuacji, ale już po chwili zrozumiał, że ta całkowicie go przerosła, więc zamilkł i sięgnął do kieszeni po chusteczkę. Drżącym ruchem dłoni starł kropelki potu, które obficie zrosiły jego czoło. — Nie ma jej, szukaliśmy wszędzie.
Chłopak zamrugał z niedowierzaniem oczyma. Nie ma? Jak to nie ma? Wewnętrzy krzyk rozdarł go od środka. Przecież to dzień ich ślubu. Wszystko miało pójść bez problemu, wszystko miało być idealne.
— Nie ma — odparła Yuri, której obecność wdarła się do świadomości Chunga dopiero po krótkiej chwili. Dotknęła jego ramienia z taką poufałością, jakby wcale nie musieli ukrywać swych uczuć. Jedno, znaczące spojrzenie jakie mu posłała sprawiło, że zastygł w bezruchu. — Myślę, że ona odeszła, rozumiesz?
— O.deszła? — Powtórzył głupkowatym tonem. Całą rodzina Yu Lin wstrzymała oddech, jedynie babcia Kim wyglądała na nienaturalnie spokojną.
— Jeszcze to do ciebie nie dotarło? — Yuri westchnęła z pretensją. Odsunęła się od niego kilka kroków, po czym niepewnie dodała — Yu Lin nie chcę za ciebie wyjść!
— To nieprawda! — Pokręcił głową.
— Więc jak wytłumaczysz, że jej tu nie ma? — zapytała gorzkim tonem. — Kiedy Pani Młoda znika z własnego ślubu, to co nią kieruje?
— Cholera, dlaczego wywinęła nam taki żart?! — W ciele Starego Lun Yu niespodziewanie wybuchły wszystkie, nagromadzone przez ten czas emocje. Poczerwieniał od złości i zacisnął pięści w twarde bryły, jakby zaraz miał komuś sowicie przywalić. — Nie spodziewałbym się tego po niej! Nigdy!
— Uspokój się! — Władczy ton babci Kim rozbrzmiał w powietrzu. — Może poszła za głosem swojego serca?
— Szlak by to jasny, o czym ty, do cholery, mówisz? — Mężczyzna nie zamierzał tego słuchać. Dla niego liczyło się tylko to, że jedyna córka jaką miał uciekła z przed ołtarza i wystawiła jego i reputacje rodzinną na szwank. Był pewien, że już nigdy nie spojrzy nikomu z miejscowych w oczy, nie mówiąc o panu Lee.
Chung przez ten czas myślał, a jednocześnie nie wymyślił niczego, co przywróciłoby mu zdrowy rozsądek. Był rozdarty między dwoma uczuciami. To pierwsze, mówiło mu, że dzisiaj nie poślubi Yu Lin, a o tym wydarzeniu będzie się mówiło do skończenia świata w Gosunie. Drugie zaś, kiełkujące w nim, jak ciepły promień słońca, kazało mu spojrzeć na Yuri i nieznacznie się uśmiechnąć. Nie wiedzieć czemu czuł ulgę, do której nie potrafił się jawnie przyznać.

***

Obudziła się z lekkim bólem głowy. Przed oczami wirowała jej skłębiona masa rzeczywistości, jeszcze niewyraźna, ale powoli świadomość budziła się w niej do życia.
Z trudem uniosła dłoń, rozmasowując w palcach skroń. Zdawało jej się, że ktoś uderzył ją brutalnie w tył głowy, ale kiedy ostrożnie pomacała się w tamtym miejscu, nie wyczuła żadnego zgrubienia czy też rozcięcia dla potwierdzenia swoich przypuszczeń.
Kiedy oczy odzyskały zdolność wyraźnego widzenia, zobaczyła nad sobą niski sufit, a zaraz potem usłyszała szum morza. Czyżby znajdowała się w pensjonacie? Ze swojej sypialni zawsze słyszała morze. Lecz to chyba nie był pensjonat.
Przechyliła lekko głowę i rozejrzała się wokół siebie. Otaczały ją ciasno zwarte ściany w białym kolorze z podłużnymi okienkami, jakich nie widziała nigdzie w żadnym budynku. Większość przestrzeni zajmowały prostokątne łóżka bez pościeli, za to z czerwonym obiciem materacy. Nad nimi zaś widniały drewniane szafki. Kiedy powiodła spojrzeniem dalej, zobaczyła, iż w odleglejszej części pomieszczenia urządzona jest mini kuchnia: maleńka lodówka, piekarnik z palnikami, jeden blat i zlew, a naprzeciw stolik identyczny jak te, które można zastać w pociągach. Wszystko małe i upchnięte na kupę, zostawiając niewiele miejsca do życia.
Ale najdziwniejsze było to, że na samym końcu zdała sobie sprawę o tym, że ktoś się jej przygląda. Uniosła głowę nieco wyżej, by dostrzec parę ciemnych tęczówek, lustrujących ją z uwagą.
— Jak się czujesz?
— Su Gim? — Przetarła ręką rozespane oczy. — Dlaczego tak strasznie mnie kołyszę? Mam zawroty głowy? — Na leżąco to chyba niemożliwe, pomyślała od razu.
— Nie, to tylko morze.
— Morze? — Otwarła szerzej powieki i dźwignęła się do pozycji siedzącej. Szybko tego pożałowała, gdyż zawrót głowy brutalnie odepchnął ją do tyłu. Została podtrzymana przez ręce chłopaka w samą porę, ale odsunęła się od niego momentalnie, kiedy tylko doszła do siebie. — Jak to morze? Co tu się wyprawia?
— Jesteśmy na jachcie — odpowiedział jej ze spokojem. Równie dobrze mógł zakomunikować, że ciasteczka za chwile będą gotowe, a oni zjedzą je ze smakiem. — Wiem, że to dla ciebie szokujące, ale musiałem to zrobić.
Zmarszczyła brwi, próbując wstać. Na szczęście tym razem nie miała z tym problemu. Z każdą chwilą czuła się coraz bardziej przytomna, a wiec powoli wspomnienia tworzyły sensowną układankę.
— Gdzie jest Chung? Babcia? — Rozejrzała się w poszukiwaniu znajomych twarzy, chociaż wiedziała, co za chwile usłyszy.
— Yu Lin porwałem cię, rozumiesz to?
Miała ochotę się roześmiać. Tak, to było przezabawne! Czemu nie miałaby usiąść w kącie i śmiać się aż do bólu brzucha?
— Nie, do diaska, nie rozumiem.
Su Gim wstał i wziął ją za rękę. Jego twarz wyrażała skruchę, ale oczy pozostały niezmiennie zdeterminowane do działania.
— Nie mogłem pozwolić, abyś zrobiła coś tak głupiego. Kocham cię. Nawet, jakbym miał porywać się tysiąc razy, to bym to zrobił.
Przełknęła z trudem ślinę. W oczach zakręciły się jej łzy.
— Nie miałeś prawa, bogowie! Oni wiedzą, co się ze mną stało?
— Nie.
— Wiec pewnie myślą, że uciekłam. Ojciec mnie znienawidzi, zawiodłam ich wszystkich! — Zakryła usta dłonią, chcąc powstrzymać szloch.
— Nie zwiodłaś! — Próbował ją przytulić, ale mu na to nie pozwoliła. — Twoja babcia wie o wszystkim.
Zapadła krępująca cisza. Yu Lin była wzburzona, starła gwałtownym ruchem łzę z kącika oka, a potem opadła na łóżko niczym pokonana z kretesem osoba.
— Pozwoliła ci to zrobić? — zapytała z oszołomieniem.
— Yu Lin… — Usiał tuż obok. — … ona zgadza się ze mną. Uważa, że to, co chciałaś zrobić było głupie.
— Powiedziałeś jej wszystko?
— Nigdy bym tego nie zrobił, obiecałem ci przecież — odparł łagodnie. A następnie obrócił jej twarz w swoją stronę. — Co jeszcze mam zrobić, żebyś przestała się wściekać? Zrobiłem to, bo cię kocham.
Kiwnęła głową. Po policzkach spłynęły jej łzy.
— Ja też cię kocham, tylko że…
— Boisz się? — odgadł myśli dziewczyny.
— Tak. — Oblizała zmoczone łzami usta. — Kochasz mnie dziś, a co będzie jutro? Kto w obecnych czasach kocha na wieczność? — Wzruszyła pytająco ramionami. — Nie chcę, byś mnie porzucił i złamał serce…
Roześmiał się z niedowierzanie. Ciepło wypełniło go od środka, jakby ktoś rozpalił tam miliony ognisk.
— Nigdy tego nie zrobię — powiedział stanowczo. Spojrzał na nią łagodnymi oczyma, w których widniało szczere uczucie. — Yu Lin, kurczę, nie widzisz, że cię porwałem, jak w jakimś średniowiecznym romansie? Sam nie sądziłem, że mogę być aż tak szalony, ale dla ciebie… dla ciebie to ja bym zrobił wszystko.
— Ale ja… ja jestem słaba i płaczliwa i wszystkiego się boje, nawet własnego cienia i… — Nagle zamilkła pod wpływem pocałunku chłopaka. Zaskoczona zamrugała rzęsami, by ostatecznie przymknąć powieki i oddać się błogiemu uczuciu, jakim była miłość do niego.


***

— Powinnam do nich zadzwonić — odezwała się Yu Lin. Stała oparta o barierkę jachtu i przyglądała się zachodzącemu słońcu. Morze w swej pełnej otwartości wyglądało wprost cudownie, gdzie nie przesunąć spojrzenie, tam widniała pomarszczona tafla wody, ciągnąca się po horyzont.
Mimo trudów ostatnich wydarzeń, nie potrafiła nie zareagować na to uśmiechem. Chociaż znajdowała się wiele kilometrów od domu, a w pobliżu jedyną żywą osobą był Su Gim oraz parę kursujących na niebie mew, czuła się zaskakująco bezpiecznie.
Nie mogła sobie wyobrazić sytuacji, w której opuszcza granice Gosunu – jedynej ziemi, tak dobrze jej znanej i tak bliskiej sercu. Wiązała z tą sytuacją same najgorsze rzeczy, przeszkody niemożliwe do pokonania.
Lecz było inaczej.
Z dala od domu pierwszy raz poczuła, że życie znajduje się w zasięgu dłoni, wystarczy po nie sięgnąć, tak po prostu. Musiała zakończyć jedynie parę spraw, by zasmakować go w pełni.
Su Gim kiwnął głową i wszedł pod pokład, by wrócić chwile później z telefonem, który przypominał przestarzałą komórkę – ciężką i olbrzymich rozmiarów.
— Łapię zasięg nawet daleko od brzegu — wyjaśnił z rozbawieniem, kiedy uniosła z zaskoczeniem brwi.
Odwzajemniła uśmiech, mając ochotę się głośno roześmiać. I pewnie tak, by się stało, gdyby nie świadomość, że rozmowa, którą za chwile odbędzie z pewnością okaże się trudna.
Po krótkim wyjaśnieniu chłopaka, jak obsługiwać urządzenie, wybrała odpowiedzi numer i, ze strachem wymalowanym na twarzy, przytknęła je do ucha.
Su Gim w tym czasie wycofał się na bok, zdając sobie sprawę, że w chwili obecnej, Yu Lin potrzebuje prywatności.
Sygnał połączenia zdawał się ciągnąć w nieskończoność, a ona modliła się w duchu, aby nie odebrał ojciec. W tej sytuacji groziła jej niemota. Mimo to, była zdeterminowana postawić sprawę jasno – nie wyjdzie za Chunga. Wiedziała, że konsekwencją będą trudności finansowe, lecz morze jakby ozdrowiło jasność jej myślenia, gdyż obecnie uważała swoje poświęcenie za całkowicie nienormalne. Istniały takie problemy, dla których nie warto poświęcać swojego szczęścia. Zrozumiała dodatkowo, że znaczniejszym powodem jej złego wyboru był strach.
Nagle po drugiej stronie rozbrzmiał głos. Yu Lin wydała z siebie westchnienie ulgi – to nie był ojciec.
— Babciu? To ja… — Chociaż staruszka wiedziała o wszystkim, z jakiegoś powodu dziewczyna czuła się tak, jakby naraziła ją na niepotrzebne zmartwienie przez swoje zniknięcie.
— Yu Lin cieszę się, że dzwonisz! — Głos po drugiej stronie wyraźnie się ożywił. Co ważniejsze, nie usłyszała w nim choćby cienia żalu. — Jak się czujesz?
— O to samo chciałabym spytać ciebie.
— Ja? Och, dziecko! Ja to nigdy nie czułam się lepiej!
— A co z ojcem? — zadanie tego pytania wymagało od Yu Lin takiego wysiłku, iż po wybrzmieniu ostatnich słów omal nie zakrztusiła się śliną. Obejrzała się za siebie, chcąc sprawdzić gdzie znajduje się Su Gim. Na szczęście stał nieopodal, odwrócony do niej plecami.  Jego widok dodał dziewczynie potrzebnej odwagi do przyjęcia trudnych wiadomości.
— Jest podenerwowany, ale nic mu nie będzie. Wiesz jaki on jest. — Babcia westchnęła z rozbawieniem. — Najpierw daje upust emocjom, a dopiero potem pozwala rozumowi dojść do głosu.
— Babciu… — odezwała się nagle niepewnie. — Czy ty... uważasz, że ja powinnam to zrobić? — Ściszyła głos tak, aby mieć pewność, że Su Gim niczego nie podsłucha. — Powinnam pójść w zupełnie inną stronę, niż chciałam?
— Słuchaj głosu swojego serca, ciągle ci to powtarzam — padła stanowcza odpowiedź ze strony Kim.
Yu Lin spojrzała w niebo, jakby tam napisana była jakaś wskazówka.
— Myślisz, że to on? Że to mój Książe z bajki, mój Romeo? — Wiedziała, że szukanie podobnych rzeczy jest naiwne. Życie nie było niewinną historyjką, czytaną dzieciom na dobranoc, a jednak musiała się upewnić, co powie babcia. Jej mądrość jeszcze nigdy nie zawiodła.
— Kochanie,… — Po drugiej stronie rozbrzmiał zniecierpliwiony, ale wesoły głos. — … twój Romeo chodzi w glanach!
Tym jedynym zdaniem sprawiła, że rzeczywistość wokół Yu Lin diametralnie się zmieniła. Olśnienie spadło na nią jak grom z jasnego nieba. Było wstrząsające, nagłe i nieco brutalne, ale jakże cudowne.
W jednej chwili, w sercu poczuła rozsadzające ją szczęście. Babcia miała racje! Jak zawsze!
Kiedy spojrzała w stronę Su Gim nie towarzyszyła jej już żadna wątpliwość. Była we właściwym miejscu, z właściwym mężczyzną u boku.
— Dziękuje babciu — powiedziała wzruszonym tonem. — Już wiem, co mam robić. Nie mogę wyjść za Chunga. Ja chyba… nigdy go nie kochałam. Sądzę zresztą, że on mnie też nie. To wszystko… oboje się myliśmy.
— Wreszcie czuje, że mówisz z sercem, Yu Lin — odpowiedziała babcia z westchnieniem ulgi. — Bałam się, że nigdy tego nie zrobisz. W pełni popieram twoją decyzję, a o ojca się nie martw. Zrozumie wszystko. Porozmawiam z nim.
Miała ochotę zapytać babcie o długi, ale póki co, nie była jeszcze na to gotowa. Pożegnała się z nią zatem ciepło i wróciła do Su Gima.
Odwrócił się w jej stronę nieco niepewnie, a także nie odezwał się do niej słowem, gdy w milczeniu oddała mu telefon.
— Przepraszam cię. — Padły niespodziewane słowa z ust dziewczyny. To wystarczyło, aby zastygł w bezruchu i obdarzył ją pytającym, pełnym nadziei a zarazem lęku spojrzeniem. — Przepraszam, że okazałam się tak strasznie głupia — wyznała dalej, kręcąc z niedowierzaniem głową. Dotknęła palcami czoła, by ukryć zawstydzenie, które oblewało jej policzki czerwienią. — Narobiłam tyle problemów tylko dlatego, że kierowałam się irracjonalnym lękiem. Chciałam oszukać wszystkich, byle tylko dać sobie złudne poczucie bezpieczeństwa.
Umilkła, gdy niespodziewanie złapał za luźne pasmo jej włosów i z rozbawieniem zakręcił za uchem.
— Mów, mów, jeszcze nigdy nie mówiłaś tak szczerze — rzekł nagląco, gdy dostrzegł jej zdziwione spojrzenie.
Stłumiła w sobie śmiech.
— Tak, już to słyszałam — westchnęła i podjęła się znowu tematu. — Może i miałam powody, by się bać, ale… uczyniłam z jednego, tragicznego wydarzenia w moim życiu usprawiedliwienie, by uciekać przed trudnościami. Prawie zabiłam najwspanialszą rzecz, jaka spotkała mnie w życiu – naszą miłość. — Ostatnie słowa wypowiedziała głosem zduszonym przez gorycz, ale nie zamierzała płakać. Zwalczyła w sobie łzy i uśmiechnęła się do chłopaka bladym, ale szczerym uśmiechem. — Zawdzięczam ci ocalenie.
W pierwszej chwili, Su Gim nie wiedział co powiedzieć. Przywykł do sytuacji, w których próbuje przemówić do rozsądku Yu Lin, tym razem zdawała się być otwarta na ich wzajemne uczucie, co spowodowało w nim przyjemny szok.
— Nie udałoby ci się zabić tej miłości, przynajmniej z mojej strony — rzekł, kręcąc głową. — Pytanie tylko, czy jesteś gotowa być ze mną? Ruszyć w nieznane.
Jeżeli sądził, że spotka się z wahaniem ze strony dziewczyny, dotknęło go miłe zaskoczenie, gdyż od razu przytaknęła.
— Jestem. Mogę iść z tobą nawet na koniec świata, co mi szkodzi? — Wzruszyła ramionami. — Ufam, że mnie kochasz naprawdę szczerze, a poza tym… — Uniosła kąciki ust z radością. — … ja kocham ciebie. Tak bardzo, że aż odrywam się stopami od ziemi. I jeżeli każdy dzień z tobą ma oznaczać eksplozje mojego świata, a potem składanie się go od nowa, to nie mam nic przeciwko, bo… w gruncie rzeczy tego pragnęłam od dziecka.
Stanęła na palcach i objęła go kurczowo za szyje, uwieńczając swoje wyznanie namiętnym pocałunkiem na jego ustach. Nie pozostał jej dłużny, gdyż złapał ją w tali i przyciągnął do siebie mocno, prawie podnosząc do góry.
Trwali przez chwile we wspólnym uścisku, mówiącym więcej niż niejedne najromantyczniejsze słowa świata. Czując bliskość jej ciała, wyczuwalne bicie serca na swojej klatce piersiowej Su Gim wiedział, że problemy odeszły, że teraz należą już tylko do siebie nawzajem, jak dwie atomowe cząstki we wszechświecie, których przyciąganie sił jest tak duże, iż ich przeznaczeniem jest być razem na zawsze.

***

Chung niezdarnie przekroczył próg pensjonatu, od razu zdzierając z głowy czapkę. Znajomy zapach obiadu, wypełniający kąty holu świadczył, że wybiła pora obiadowa dla gości.
Chociaż lato dobiegało końca, w pensjonacie wciąż przebywali wczasowicze, jednak niektórzy szykowali się do odjazdu, zwiastując nastanie w Gosunie smutniejszej, posezonowej pory.
Gosun miał jednak przez długi czas w ogóle nie zważać na wyludniające się uliczki ani na znikające stragany, czy też znaczne obniżenie temperatury. Gosun żył ucieczką Yu Lin, która nie pokazywała się w miasteczku od dobrych czterech dni.
Chung był pewien, że znoszenie takiego upokorzenia będzie dla niego próbą żelaznej woli, lecz po dwóch dniach stwierdził, że najgorszy gniew minął. Nie był pewien dlaczego Yu Lin to zrobiła, chociaż snuł w głowie powody jej zaskakującej decyzji, dochodząc z każdym dniem do wniosku, że dokonała słusznego wyboru.
Kochał Yu Lin, owszem. Lecz miłość ta nigdy nie przekroczyła granic braterstwa. Gdy zaczęli ze sobą chodzić, a potem, gdy wręczył jej pierścionek zaręczynowy kierował się słusznością swego postępowania. Był przeświadczony, że jego zadaniem jest opiekować się Yu Lin, bronić ją przed wszystkimi zmorami rzeczywistości.  Kiedy potem zakochał się w jej najlepszej przyjaciółce, uczucie okazało się silniejsze od poczucia lojalności.
Teraz zrozumiał, że nieszczerość odcisnęła na jego przyjaźni z Yu Lin chłodny ślad. Możliwe, iż nigdy nie zdoła uzyskać jej przebaczenia. Miał jednak pewność, że oboje nie byli sobie przeznaczeni.
Ale dzisiejszego poranka dostał od pani Kim zaskakujący telefon. Yu Lin powróciła do miasteczka i to wcale nie sama.
Gdy przekroczył próg salonu dostrzegł ją siedzącą w towarzystwie chłopaka. Zmierzywszy go z góry na dół, Chung ocenił, że nieznajomy był jego rówieśnikiem, a także tą samą osobą, która kilka dni temu zrobiła tu bałagan podczas urodzinowej rekompensaty.
W pierwszym odruchu, nieświadomy tego co robi, ruszył w jego kierunku dziarskim krokiem i uderzył go solidnie w nos.
— Przestań! — Yu Lin zerwała się na równe nogi i odciągnęła go do tyłu. Jej błagalne spojrzenie wniknęło do wnętrza Chunga jak łagodny dotyk. Natychmiast się uspokoił.
— Yu Lin! — szepnął, łapiąc ją za ramiona troskliwie. — Nic ci nie jest? — Nie czekając na odpowiedź mocno przygarnął ją do siebie. Dopiero teraz uzmysłowił sobie jak bardzo się martwił o jej bezpieczeństwo.
— Jestem cała i zdrowa — odparła, odsuwając się do niego ostrożnie. Ujęła lekko dłoń Su Gima ze słowami. — Przyszłam wyjaśnić, co się stało. — To mówiąc opowiedziała wszystko od początku nie tylko niedoszłemu mężowi, ale także i ojcu, który powziął zamiar nieodzywania się do córki odkąd tylko się pojawiła w pensjonacie.
Kiedy skończyła, wpatrywały się w nią oczy najbliższych. Babcia uśmiechała się ze zrozumieniem, ojciec wciąż wyglądał na zaciętego w sobie, natomiast Chung składał myśli do kupy, tak naprawdę nie wiele zdziwiony. Gdzieś w głębi duszy przypuszczał, że w życiu Yu Lin zjawił się ktoś nowy, ktoś zdolny zapewnić jej szczęście, którego nie dostałaby z jego strony.
— Przepraszam za to… za mnie i Yuri — wyszeptał w końcu, drapiąc się nerwowo po karku. Był świadomy marności swych przeprosić. Zważywszy na powagę win jakich się dopuścił powinien zrobić coś więcej. Tylko co?
— Dobrze się stało — odparła, ku jego zaskoczeniu. — Gdyby nie to wszystko, nigdy nie uzmysłowiłabym sobie, że nie kocham cię w ten sposób.
Mając na sobie uważne spojrzenie jej nowego partnera, kiwnął głową.
— Ja też uważam, że ten ślub byłby błędem.
Jego słowa wprawiły w osłupienie starego Lun Yu, który westchnął ciężko.
— Jesteście jeszcze tacy młodzi. Rozumiem, że ślub mógł zostać zorganizowany za wcześnie, ale… — Spojrzał wymownie na Su Gima. — … dlaczego nie mogliście postąpić bardziej dojrzale?
— Niech się pan nie gniewa, ale chcę coś powiedzieć — wtrącił się Su Gim z powagą. Yu Lin zerknęła na niego z niedowierzaniem. W zasadzie wolała rozegrać to po swojemu, ale uznała, że może to dobry pomysł, aby jej ukochany zaprezentował się jakoś jej ojcu. — Nie sądzę, aby było istotnym co, kiedy i jak się wydarzyło — rzekł, chrząknąwszy. — Liczy się chyba przede wszystkim to, że pańska córka zrozumiała jaką drogą chcę kroczyć i z kim. Zapewniam pana, że ją kocham, a jej szczęście jest dla mnie najważniejsze.
Lun Yu z niechęcią zmielił ślinę w ustach. Łypnął niepewnie w stronę Chunga, a potem na swoją córkę, która z czułym uśmiechem wpatrywała się w nowego wybranka.
— Będziesz ją chronił? — zapytał oschle, ale widać było wyraźnie, że powoli zaczyna się kruszyć.
— Myślę, że Yu Lin jest wystarczająco silna, by podołać życiu i beze mnie — odparł nieco ryzykownie, więc szybko dodał. — Ale jeżeli chodzi o naszą miłość, to wspólnymi siłami będziemy walczyć o jej wieczność.
— To prawda. — Yu Lin kiwnęła głową, ściskając mocniej dłoń ukochanego. Nie łatwo było przekonać ojca do swoich racji. Widząc zmartwienie tlące się drżącym światłem w jego tęczówkach, zbliżyła się do niego i oparła ręce na ojcowskim ramieniu. — Papo, spójrz na mnie. — Poprosiła łagodnie. — Ja dorosłam. Nie jestem już dzieckiem. Pora, żebym zaryzykowała i poszła własną drogą. Może niepewną, ale taką, w której mam szansę być szczęśliwą.
W oczach starego Lun Yu pojawiły się łzy, które szybko starł, jakby wstydząc się ich istnienia.
— Masz racje, Śliczna Orchideo, już czas.
— Przepraszam za to, że postawiłam cię w takiej sytuacji — westchnęła ze smutkiem. — Rozumiem, że spłata długów będzie oznaczała trudności finansowe dla naszej rodziny.
Umilkła, gdy dłoń ojca czule dotknęła jej policzka.
— Kochanie, to niedobrze, że postanowiłaś się zmierzyć z tym problemem samodzielnie. Gdybyś ze mną porozmawiała, powiedziałbym ci, że nie powinnaś się martwić takimi rzeczami. To oczywiste, że przez jakiś czas zaciśniemy pasa, ale świat się nie kończy. Powoli uda nam się spłacić wszystko. Cieszę się zaś, widząc w tobie tak ogromną przemianę.

***

Zapadła późna noc i niebo pokryło się milionem gwiazd, migocących  wyraźnie nad spienionym, szerokim morzem. Dwoje ludzi spacerowało wzdłuż plaży, trzymając się za ręce. Za ich plecami widniała latarnia morska. Może w jej wnętrzu japońska piosenkarka wciąż czekała na wybawienie i, nawołując swe utracone dziecko, wznosiła nieustanne modlitwy do bogów?
Yu Lin odwróciła na chwile głowę ponad ramię i spojrzała w okna „Strażnika morza”. Nie zobaczyła tam nic nadzwyczajnego. Możliwe, że historia o piosenkarce była jedynie mrożącą krew w żyłach legendą?
Nie szukała na to odpowiedzi. Wystarczyła jej pewność, że trzymana przez nią ręka i, krocząca tuż obok, postać Su Gima jest prawdziwa.
— O czym myślisz? — zapytał cicho z rozbawieniem, gdy przyglądała się jego profilowi dłuższą chwilę.
— O nadprzyrodzonych rzeczach — odparła tajemniczo, co wywołało na ustach chłopaka szerzy uśmiech.
— Doprawdy? — Skierował wzrok na latarnie i kiwnął głową. — Ach rozumiem!
— Wierzę w nie — dodała stanowczo, opierając policzek na jego ramieniu. Jakże przyjemne było ciepło płynące z jego ciała. Kochała go miłością wieczną. — Wierzę, że w życiu zdarzają się rzeczy niewytłumaczalne.
Su Gim chwile się zastanowił z odpowiedzią, po czym kiwnął głową.
— Wiesz? Ja też wierzę. Nadprzyrodzone jest to, że jesteśmy razem — westchnął z rozluźnieniem.
— Właśnie, myślę podobnie.
Przystanęli nagle i oboje skierowali wzrok ku latarni, jakby wciąż im było za mało dyskutowania od dziwach wszechświata.
— Myślisz, że jeżeli ona naprawdę istnieje, to odzyska kiedyś swoje utraconego dziecko? — zapytała Yu Lin cicho. Spokój nocy był tak cudowny, że czuła się niczym w niebie.
— Jeżeli istnieje, to na pewno, a wiesz czemu? — Spojrzał na nią z wymownym uśmieszkiem. — Bo my odnaleźliśmy siebie. Jeżeli są we wszechświecie dwie istoty sobie przeznaczone, to chociażby miały dziać cię cuda, los w końcu połączy je w całość.
 — Ja i ty – całość. Jakie to piękne…

THE END. 

............................................................

 Moi drodzy, właśnie dosięgliśmy końca tego opowiadania. Wypadałoby coś rzec na koniec. Może zatem wypowiem się co sądzę o "Romeo w glanach". Cóż, myślę, że, zgodnie z ustalonym od początku zamiarem, stworzyłam wakacyjną historyjkę. Fabuła była nieskomplikowana, dziecinnie łatwa do przewidzenia, ale ostatecznie nie uważam, abym zmarnowała dla niej czas. Wprawdzie wolę bardziej wymagające fabularnie opowiadania, są dla mnie wyzwaniem, lecz teraz patrzę na to ukończone dzieło z pewnym rozczuleniem. Dziękuje wszystkich, którzy trwali przy mnie tak wiernie, szczególnie Witness, Snooki, Cold_Princes - trzem wspaniałym czytelniczkom, dla których moje pisanie miało sens :) Witam także z radością nowych!

Co mam dalej w planach? Pisać "Księżycową przystań". Bardzo zżyłam się z tym opowiadaniem, bo wymaga nieustannego pilnowania się z zachowaniem sensu historii. Nie będę jednak wymagać od was, abyście nadrabiali zaległe rozdziały, toteż będę publikować te notki tylko od czasu do czasu :). Dla was za to, mam już nową historię, w którą zamierzam włożyć duże pokłady serca. Mam nadzieje, że się cieszycie :)

Po szczegóły do nowego opowiadania odsyłam tutaj

Pozdrawiam!

3 komentarze:

  1. Niezmiernie raduje mnie fakt, że Chung nie zastał w ogrodzie Yu Lin. Dziewczyna uciekła i podążyła za głosem serca. Postąpiła słusznie i jestem pewna, że nigdy nie będzie żałowała takiej decyzji. Szkoda tylko, że jej ojciec tak surowo do tego podchodzi... Rozumiem, że teraz całe Gosun będzie mówiło o Yu Lin, ale mam nadzieję, że pan Kim ostatecznie zrozumie córkę i jej wybaczy. Przynajmniej babcia Kim doskonale rozumie wnuczkę i ją popiera.
    Nienawidzę tej fałszywej gry Chunga. Nie kocha Yu Lin i wcale nie chciał jej poślubić! Cieszy się z takiego obrotu akcji, ale będzie udawał, że tak nie jest, by dziewczyna była wszystkiemu winna, a on będzie sobie pieprzył swoją Yuri i cieszył jadaczkę -,- Wybacz kochana słownictwo, ale jestem wkurzona do granic możliwości!
    Nie mogę uwierzyć, że to Su Gim "napadł" na Yu Lin! Myślałam, że padnę ze śmiechu, gdy odtworzyłam sobie sytuację z końca poprzedniego rozdziału haha xD. "Yu Lin porwałem cię, rozumiesz to?" - powiedział to w taki sposób, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie xD. uwielbiam tego typa, naprawdę! Co najlepsze - babcia Yu Lin o wszystkim wie. Kocham naszą babulkę, naprawdę xD. Szalona kobieta z niej hehe. Cieszę się, że zarówno ona, jak i Su Gim nie pozwolili Yu Lin popełnić błędu, za który płaciłaby do końca życia. Kocha Su Gima. On kocha ją nad życie - udowodnił jej to, jak nikt inny - i cieszę się, że wszystko potoczyło się w taki, a nie inny sposób. Rozmowa Yu Lin z babcią bardzo pomogła uświadomić dziewczynę, że wybrała odpowiednią drogę. uważam, że dzięki naszej babuni, Yu Lin naprawdę poczuła, że nie musi się już niczego bać. Całkowicie oddała się miłości Su Gima i zdecydowała się powielić jemu swoje życie. Ruszyć w podróż w nieznane i w końcu zasmakować życia. To cudowne, że tak odmienne od siebie osoby obdarzyły się tak szczerą miłością. Miałam łzy w oczach przy rozmowie Yu Lin z Su Gimem po zakończeniu połączenia z babcią... Oni są tacy słodcy! <3
    Bałam się, że Chung rzuci się na Su Gima, ale na szczęście tak się nie stało. W dodatku nie doszło do żadnej kłótni. Wszystko zostało na spokojnie wyjaśnione. Chung i Yu Lin nie mają do siebie żadnego żalu i cieszą się, że w gruncie rzeczy do ślubu nie doszło. Nawet ojciec Yu Lin wybaczył dziewczynie. Raduje mnie fakt, że teraz może być już tylko lepiej. Nasz Romeo w glanach uszczęśliwi zagubioną Yu Lin i wspólnie będą kroczyć przez życie. Cudowniejszego zakończenia sobie nie wyśniłam <3.
    Dziękuję Ci z całego serca za to przepiękne opowiadanie! Bez wątpienia utkwi w mojej pamięci i pozostanie w niej na zawsze. Cieszę się, że mogłam ją przeczytać i komentować z taką radością!
    Czekam na to nowe opowiadanie. Życzę weny! I dziękuję za wyróżnienie! Zawsze będę Twoją wierną czytelniczką, pamiętaj! :) Pozdrawiam, kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham <3 Zakończenie takie, jakiego pragnęłam. Cieszę się, że Su Gim ją porwał. Chłopak jest szalony, ale właśnie za to go uwielbiam. Na całe szczęście nie doszło do ślubu i wszystko pięknie się skończyło.Nawet z ojcem Yu Lin :)
    Cieszę się z happy endu. No, a babcie Yu Lin to ja od początku lubiłam. Wspaniała kobieta.
    Dziękuję, że mogłam przeczytać tak wspaniałe opowiadanie. Niecierpliwie czekam na twoje nowe dzieło i dziękuję również za wyróżnienie ;)
    Eh.. Ja też chcę takiego Romeo w glanach ;D
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Omo, jakim cudem ja to przegapiłam!? Naprawdę jestem na bieżąco ze wszystkim, a tutaj proszę... Dzisiaj dostałam olśnienia na wykładzie i sie zastanawiałam, czy zakończyłaś to opowiadanie, bo przecież ruszyłaś z nowym... Naprawdę przepraszam, że jestem z komentarzem dopiero teraz, aż mi głupio :C
    Okay, a teraz chociaż kilka słów na podsumowanie: może faktycznie była to historia, której koniec można spokojnie przewidzieć, ale wiesz co? Osobiście jestem zwolenniczką takich opowiadań. Wiem, pewnie to śmieszne, ale sama lubię takie pisać i czytać, przynajmniej wtedy mogę sie odprężyć i pośmiać od czasu do czasu, a właśnie tego oczekuję od opowiadań, które czytam :) za to masz ogromny plus, dziewczyno! Poza tym twój styl pisania też jest bardzo fajny, taki lekki i przyjemny, az chce się czytać i dziwię sie, że więcej osób tutaj nie zagląda. Ja pozostaję twoją wierną czytelniczką i jutro przeczytam oneshota, bo jestem go strasznie ciekawa, ale dzisiaj już nie mam sił, bo zajęcia na uczelni mnie wykończyły, a nie umiałam odmówić sobie przeczytania ostatniego rozdziału (witness, jakim cudem ty go przegapiłaś?! -.-). Cudowne zakończenie, szczęśliwe, ale w ogóle nie przesłodzone, czyli tak jak lubię :) powodzenia z nowym opowiadaniem, bo zapowiada sie genialnie!

    OdpowiedzUsuń