Oneshot pierwszy.

Gatunek: obyczajówka z nieznacznym motywem dreszczowca.
Bohaterowie: Naohiro  Masaki - Yunosuke Kato i inni.
Długość: 12 stron w wordzie. o.o''' (nie umiem pisać krótko, chlip T.T)

To jedziemy....

WSTĘP

Yunosuke był niewidzialny, odkąd sięgał pamięcią. Nie, wcale nie był duchem, chociaż czasami dochodził do wniosku, że, gdyby był – wszystko okazałoby się o wiele łatwiejsze. Przynamniej w jego dziecięcych marzeniach.
Miał osiem lat i zaczął uświadamiać sobie, że brak kolegów, to jednak problem, który tak uparcie bagatelizował przez te wszystkie lata. Niewiedział dlaczego nikt go nie lubi, a co gorsza nikt nie zwraca na niego uwagi, jakby właśnie był niewidzialny dla otoczenia.
Nie uważał się za brzydkiego człowieka, nigdy nie uczył się nazbyt pilnie, a także ominęły go wszelakiego rodzaju alergie i choroby przewlekłe, które mogłyby dać powód innym do ignorowania go.
Yuno, po prostu był nieziemsko nieśmiały, a samo otwarcie ust było dla tegoż nieszczęśnika torturą zesłaną przez gniewnych bogów niebios. Więc pierwszego dnia w yōchien, jak jeszcze był głupiutkim dzieciakiem, z powodu złożoności wyroków losu do nikogo nie zagadał. Za, to potulnie usiadł w kącie i tak przesiedział do końca zajęć, co zaważyło na jego późniejszych losach. Ignorując cały świat pierwszego dnia w przedszkolu, skazał się na ignorowanie przez świat aż do teraz i, z przykrością musiał stwierdzić - nie bardzo się postarał, by to zmienić.
Dwa ostatnie lata szkoły podstawowej pełnił funkcje cienia. Niezauważany przez nikogo przemykał korytarzami placówki i rozglądał się wokół siebie bez najmniejszego celu w życiu.
Możliwe, że to brak rodziców, którzy umarli, gdy Yuno miał dwa lata, wpłynął na jego chorobliwą nieśmiałość. Chłopiec nie umiał jeszcze tego wszystkiego analizować. Wiedział, po prostu, że jest sam.

Zmiany przyszły wraz z nastaniem trzeciego roku szkoły podstawowej. Wiosna zdobiła drzewa wiśni różowymi kwiatami, które utworzyły wokół budynku urokliwe alejki.
Yunosuke stał na trawniku oglądając, jak rówieśnicy grają w piłkę nożną. Jakże pragnął się do nich przyłączyć, lecz nie wiedział, jak miałby to zrobić, a już sama myśl, że może być kiepski w sportach przyprawiała go o tak silne mdłości, że nie potrafił się przemóc.
Wszystko potoczyło się w błyskawicznym tempie, więc chłopiec nawet nie zdołał zapamiętać samego momentu, gdy dostał piłką w głowę. Po prostu, najpierw rozległ się czyjś śmiech, a potem coś twardego z całej siły uderzyło Yuno w czoło, powalając go bez większych ceregieli na ziemie.
Chłopiec zaliczył solidny upadek, który mogłyby uwiecznić filmowe kamery, gdyż rozkraczył się niezdarnie i zamroczony oglądał kłębiące się nad nim nieistniejące ptaszki.
Potem już wszystko dokładnie zapamiętał, gdyż owa chwila zmieniła dosłownie wszystko w jego życiu. Dobrzy bogowie przynieśli mu na wiatrach pomyślności najwspanialszą osobę na świecie – Naohiro.
Nao miał najpogodniejszą twarz, jaką tylko można zobaczyć na własne oczy. Yuno zaś dostrzegł ją wyłaniającą się z odmętów jego skołowanego uderzeniem umysłu, pochylającą się nad nim niczym zbawienny obraz Anioła Wybawiciela.
— Nic ci nie jest? — Usłyszał zatroskany głos, a następnie Nao lekko klepnął go w policzek, co wystarczyło, by sprowadzić uderzonego na ziemie.
Yuno ocknął się, jak wyłowiony z wody i spojrzał na nieznajomego chłopca z niedowierzaniem.
— Ty mnie widzisz?
— Oczywiście, że tak! — W odpowiedzi zabrzmiał wesoły śmiech. Inne dzieciaki stały za Nao z zaciekawieniem i coś tam do siebie szeptały, ale one dla Yuno nie stanowiły niczego ciekawego. Liczył się tylko Nao.
— Chodź, pomogę ci wstać — odezwał się do chłopca i wyciągnął ku niemu rękę, po którą Yuno sięgnął z mocno bijącym sercem.
On go widział!
— Dziękuje — wymamrotał nieskładnie.
— Przepraszam, że walnąłem cię w głowę. To stało się tak szybko — powiedział Nao, ale słowa ubrał w wesoły ton i objął Yuno, jak starego, dobrego przyjaciela. — Nie gniewasz się, co?
— N-nie… Skąd! — odpowiedział mu w pośpiechu, obawiając się, że jednym nieostrożnym krokiem zniszczy przychylność nowopoznanego chłopaka.
Usłyszawszy to, Nao rozpromienił się jeszcze bardziej. Tak zaczęła się ich przyjaźń.

Od tamtej pory Nao i Yuno robili wszystko razem. Począwszy od wspólnych prac na lekcji, kończąc na zamiłowaniu do mangi, którą uwielbiali czytywać w każde niedzielne wieczory.
Nao miał cudownych rodziców, którzy przygotowywali dla chłopców miski słodkiego ryżu z owocami i przepyszne ciasteczka, co wywoływało w Yuno uczucie niczym nieskrępowanego szczęścia. Czuł, że jest lubiany przez rodziców swego przyjaciela, więc odnalazł namiastkę utraconej rodziny, ale i tak najbardziej liczył się dla niego Nao.
Przyjaciel, jakby w rewanżu, uwielbiał przychodzić do domu Yuno, gdzie honory pana domu czynił dziadek chłopca – sympatyczny Taro. Słynął on z bezdennej kieszeni dowcipów oraz snucia historii, które wydarzyły się gdzieś hen daleko, hen dawno.
Yuno miał też psa, którego wspólnie wyprowadzali i tresowali, ucząc coraz to nowszych sztuczek.
Nikt nie kochał Nao tak bardzo jak Yuno. Chłopiec chodził za swym przyjacielem krok w krok niczym zagubione ciele, niezdolne poradzić sobie bez niego.
Nao był od niego zupełnie inny. Zawsze pewny siebie, zawsze wiedzący co odpowiadać dorosłym, był świetny w sportach i wszyscy koledzy go uwielbiali, co nieraz doprowadzało Yuno do furii zazdrości, ale Nao był wobec niego lojalny i nigdy nie wybierał nikogo innego oprócz swego wiernego kumpla do wspólnego spędzania czasu.
Nao był dla Yuno niczym oświecone guru. Stanowił ucieleśnienie wszelakich ideałów i Yuno słuchał się go we wszystkim jak strasznego, mądrego brata, chociaż dzieliła ich różnica dwóch miesięcy.
Yuno bez Nao czuł się nikim… i, chociaż czasami przyjaciel gubił swoje ścieżki, Yuno wiedział, że bez względu na wszystko będzie go chronić.


 ROZWINIĘCIE.

— Nie bardzo mi się to podoba. Stary wycofajmy się. — Głos Yuno zabrzmiał płochliwie. Złapał przyjaciela za rękę, była sucha, podczas gdy jego od kilku minut zaczęła się pocić.
Szli przez las. Otaczające ich zewsząd ciemności zdawały się tworzyć przestrzeń prowadzącą donikąd.
— Nie chrzań! Jeszcze nie dotarliśmy na miejsce, a ty już odstawiasz tchórza! — Skarcił go Nao.
Yuno wstrzymał oddech, kiedy uzmysłowił sobie, że przed nimi mrugnęło wątłe światło. Oboje przyśpieszyli kroku – Nao z ciekawości, Yuno zaś nie chciał zostawiać przyjaciela. Obiecali sobie przecież zawsze być razem.
Po chwili za drzew wyłoniła się polana ułożona nad brzegiem rzeki, której rwący nurt wydawał ostre syczenie. Przy palącym się wysoko ku niebu ognisku siedziało kilkoro studentów. Wyglądali upiornie w białych szatach i maskach na głowie. Yuno mimowolnie złapał przyjaciela za łokieć.
Zatrzymali się.
Ich pojawienie się nie wzbudziło w zebranych wielkiego zaskoczenia. Przywódca podszedł do nich ze słowami, dobywającymi się zza białej, upiornej maski.
— Bractwo jest gotowe was przyjąć! Ale, czy wy jesteście gotowi wstąpić na naszą świętą ziemię i dołączyć do zgromadzenia?
Yuno był pewny, że zaraz posika się ze strachu. Jasna cholera, co oni tu robili? Z gasnącą powoli nadzieją w oczach spojrzał na przyjaciela, ale ten wyglądał na zaciętego w sobie i ani myślał ustąpić.
Nao nigdy niczego się nie bał.
— Jesteśmy! — odpowiedział spokojnym, klarownym głosem.
— Jesteśmy — przytaknął Yuno i skulił się w sobie jak trzęsąca się galareta.
Przywódca zaprowadził ich do ogniska. Gorący żar smagnął Yuno po twarzy, sprawiając, że oczy zapiekły go boleśnie. Siedzieli w otoczeniu ludzi-masek, a on nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że wkroczyli w zupełnie obcy świat, gdzie towarzyszą im niebezpieczne widma.
Nagle przed oczami pojawiło mu się ostrze noża. W chłodnej tafli metalu zobaczył własne, śmiertelnie przerażone tęczówki, znajdujące się na krawędzi szaleństwa.
Przywódca coś do niego mówił, ale słowa docierały do Yuno jak zza grubego szła. Nie rozumiał nic, a nic.
Spojrzał na Nao, który zrobił coś , co wywołało w Yuno ogłuszający krzyk protestu. Jego przyjaciel naciął rękę nożem, a następnie wlał krew do podanego mu przez zgromadzenie naczynia.
Yuno nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę, zrozumiał też, że dokładnie to samo oczekuje się od niego.
Wziął nóż od przywódcy, ale nie potrafił go użyć. Ręka trzęsła mu się jak w febrze. Przed oczami zaczęły pojawiać cię ciemne plamy, a żołądek podszedł mu do gardła. Metaliczny zapach krwi był obrzydliwy.
Tymczasem Nao przyjął od zgromadzenia mieszankę własnej posoki z, Bóg wie jakimi świństwami i wypił wszystko aż do dna.
Ten widok przelał w Yuno czarę goryczy. Chłopak zerwał się na równe nogi i zwymiotował w krzaki, niemal dusząc się tym, co wyrzucił z ust.
Do tego zaczęła trawić go silna gorączka.
Kiedy podniósł wzrok, spotkał się z oczami Nao, tak pełnymi rozczarowania. Zawiódł przyjaciela i, chociaż nie mógł dojrzeć emocji przywódcy, wiedział, że nie jest tu mile widziany.

***

Wszystko zaczęło się miesiąc temu. Nao i Yuno wkroczyli na teren studenckiego kampusu z poczuciem, że oto dosięgli dorosłego życia, a przed nimi rozpościera się bajeczna przyszłość.
Nao chciał zostać słynnym rysownikiem. Od dziecka marzył, by tworzyć własne mangi i trzeba było przyznać, że posiadał talent do realizacji tegoż planu.
Yuno z malarstwem nie miał wiele wspólnego, prawdę mówiąc marzyła mu się inżynieria, ale to wymagałoby, żeby poszedł na zupełnie inną uczelnie, z dala od Nao, a to w ogóle nie wchodziło w grę.
Tak więc Yunosuke wylądował na uniwersytecie, który miał mu przysporzyć więcej kłopotu niż pożytku, ale czuł się szczęśliwy, mając u boku przyjaciela, którego uwielbiał od dziecka.
Zamieszkali we wspólnym pokoju, snując plany na temat nadchodzących dni. Nao był przepełniony entuzjazmem, a Yuno cieszył się szczęściem przyjaciela.
Pierwsze zajęcia nie były takie straszne, chociaż wykładowca, spotkawszy się pierwszy raz z rysunkami Yunosuke, posłał chłopakowi spojrzenie mówiące wyraźnie: „Co ty tutaj, biedaku, robisz? To nie twoja bajka.”. Lecz pomimo tych niemych wyrzutów, Yuno naprawdę czuł się szczęśliwy.
Do czasu, aż pojawiła się ona.
Makoto Aida była śliczna jak wiosenny promień słońca, a gdy się uśmiechała, to rozświetlała wokoło otaczających ją ludzi. Ci zaś, wydawali się, w zestawieniu z jej obliczem, nad wyraz przeciętni i nieciekawi.
Yunosuke nie potrafił stwierdzić, co takiego jest w Makoto, że siła jej aury potrafiła nieomal czarować innych, lecz zaczął się jej obawiać.
Nao, jednak nie podzielał lęków przyjaciela i po raz kolejny pokazał, jak bardzo się od niego różni, bo zakochał się w Makoto od chwili, gdy niechcący trącił ją łokciem na korytarzu, a ona ze słodkim uśmiechem zaprzeczyła, że nic wielkiego się nie stało.
Od tamtej pory Nao chodził, jak we śnie. Jadał z bladym rozmarzeniem na twarzy, nie spał po nocach rozmyślając o niej, a w rozmowie z Yuno zdawał się być kompletnie nie obecny.
Yuno był wściekły i zmartwiony zarazem. Wściekły, ponieważ ktoś zaczął dobierać się do jego przyjaciela, zajmując należne mu miejsce w jego sercu. Zmartwiony, ponieważ uczucie Nao coraz bardziej przeradzało się w chorobę, która wyniszczała go wewnętrznie.
Bezradnie obserwował coraz to wymyślniejsze starania przyjaciela o serce dziewczyny, które doprowadziły do tego, że na większości wykładach Nao przychodził nieprzygotowany, a wykładowcy zaczęli czynić mu nieprzyjemności i wrogie aluzje co, do jego pobytu tutaj.
— Stary! — Yuo podjął próbę wpłynięcia na przyjaciela pewnego popołudnia, gdy siedzieli sami w pokoju. On sam tkwił nad projektem, a Nao zajmował miejsce przy oknie i obracał papierowy kwiatek w palcach, myśląc wiadomo o kim. — Musisz wziąć się w garść — kontynuował — Nie widzisz, że jesteś zagrożony? Kiedy ostatnio zająłeś się obowiązkami? Wyrzucą cię!
Ale Nao posłał mu blady uśmiech, jawiący się tuż pod zmęczonymi oczami. Czy on w ogóle sypiał?
— Póki jej nie zdobędę, nic mnie nie obchodzi. Moje życie może się skończyć. Dla mnie ona stanowi wszystko.
A ja? Przemknęło Yunosuke przez myśl. Przyjaciel nie zobaczył bólu, który odciskał się na wyrazie jego twarzy.
Nie chcąc, by Nao stracił świetlaną przyszłość, Yuno zaczął starać się za niego. Wykonywał jego projekty, pisał dla nich obu wypracowania i robił multimedialne prezentacje. Jedyne, czego nie potrafił podrobić to mistrzowskich rysunków Nao oraz wspomóc go na testach, ale dzięki tej pomocy, którą udzielił przyjacielowi, Nao zaczął być postrzegałby nieco przychylniej.
Tymczasem starania Naohiro o serce Makoto w końcu przyniosły rezultaty i umówili się na pierwszą randkę.
Tamtego wieczora chłopak wrócił uskrzydlony przez miłość. Uściskał radośnie Yuno i wyznał mu, jak cudowny jest świat oraz doradził natychmiast mu się zakochać.
Tyle, że Yuno nie obchodziła miłość.
Ta znajomość trwała cały semestr. Nao błądził jak we śnie. Makoto wyznaczyła mu granice rzeczywistości, sprawiając, że poza nią nie istniało już nic. Yunosuke stał się bladym cieniem odległej przeszłości, zwykłym współlokatorem, z którym kiedyś dzielił fajne chwile i, którego teraz, traktował serdecznie, ale nie wiele poświęcał mu czasu.
Yuno nie zamierzał się uskarżać, tłumacząc sobie, że Nao jest szczęśliwy, a przecież on zawsze życzył mu tego z całego serca. Poza tym, wierzył, że to tylko taki głupi etap w życiu każdego chłopaka. Kiedy Nao zrozumie, jak jałowe jest jego uczucie, wróci do niego i znów będą razem.
Ale nic podobnego się nie stało.
Makoto zaś, zaczęła mieć coraz silniejszy wpływ na życie swego chłopaka. Nao znosił do akademika całe stosy jakiś dziwnych mang, nieznanego autora. Yuno tylko z czystej ciekawości sięgnął po jedną z nich, zaczytując się w świecie jakiegoś fikcyjnego bóstwa, które żyło w Ogrodach Wiecznego Szczęścia, a każdy, kto przysiągł mu wierność, osiągał pełnie nieśmiertelności.
Początkowo Yuno wcale się tym nie zamartwiał. W życiu widział już dziwniejsze historię. Ale Nao musiał oszaleć, bo każdego dnia coraz więcej wspominał o dziwnym bóstwie i zachwalał komiks z ożywieniem w oczach.
— Makoto wierzy w takie rzeczy — wyznał — Ja też.
Niepokój ścisnął sercem Yuno, kiedy przyjaciel przestał wracać na noc. Wypytywanie go o powód nieobecności nad ranem nie przynosiło efektu, aż doszło do tego, że Nao się wściekł, zarzucając mu, że niepotrzebnie się wtrąca.
— Czas, żebyś przestał się mnie trzymać jak rzep psiego ogona! Nie masz pięciu lat! Zacznij żyć swoim życiem! Mam dość tego, że wszędzie próbujesz za mną ładzić.
Nic nigdy nie zraniło Yuno jak właśnie te słowa z ust najlepszego przyjaciela. Nawet dzieciństwo, które spędził będąc odrzuconym nie mogło złamać go tak silnie , jak to , co usłyszał.
Przeleżał w łóżku dwa dni, obojętny na cały świat, odrzucony i nieszczęśliwy.
Dopiero na trzeci dzień, skruszony Nao go przeprosił, a Yuno bez wahania mu wybaczył. To przecież to zaślepienie miłością!
Potem długo ze sobą rozmawiali, wówczas przyjaciel opowiedział mu o wszystkim.
— Mają taki sekretny klub w środku lasu, wiesz? — tłumaczył z ożywieniem — Spotykają się tam co piątek. To naprawdę świetni ludzie!
— Tworzą jakąś sektę?
— No co ty! Nie bądź głupcem! To bractwo, tajne stowarzyszenie, do którego przyjmują tylko wybranych, czaisz? I ja jestem jednym z nich. Dasz wiarę, że mnie chcą? Makoto mówi, że wtajemniczenie odmieni moje życie!
— Chyba im nie wierzysz? Dla mnie to jakieś podejrzane!
— Nieprawda! Chodź ze mną a się przekonasz. Makoto powiedziała, że ciebie też przyjmą przez wzgląd na mnie!
I Yuno się zgodził. Bo przecież, gdzie Nao tam i on. Nigdy, przenigdy nie zamierzał zostawić przyjaciela w potrzebie, a wiedział, że ludzie, z którymi się on zaprzyjaźnił nie wróżą niczego dobrego.

***

Yunosuke nie przeszedł pomyślnie inicjacji. Po tym, jak zwymiotował w krzaki stał się obiektem największego pogardzania wśród znajomych Nao. Tamtego pamiętnego wieczora wracał z przyjacielem do domu wcześniej, niż zwykle i czuł na sobie ciężar jego żalu. Wiedział, że zawinił. Naohiro zwyczajnie się go wstydził. Był kimś, kto pokazał swoją słabość, Nao nie lubił słabości.
— Stary… tak mi przykro, naprawdę — odezwał się dopiero wówczas, gdy leżeli już umyci w łóżkach. Chociaż dawno zgasili lampy, Yuno słyszał, że jego przyjaciel oddycha niespokojnie, a więc na pewno nie śpi.
— Nie mówmy o tym. Co się stało to się nie odstanie — padła beznamiętna odpowiedź.
Dni, które potem nastały Yuno zaliczał do najgorszych w swoim życiu. Między, nim a przyjacielem jeszcze nigdy tak źle się nie układało. Nao go unikał, a najgorsze, że niespecjalnie to ukrywał.
Pierwszy wychodził z zajęć, nie pozwalając się nikomu dogonić. Wszystkie wolne chwile od nauki spędzał z Makoto i jej bandą. Nie dało się zaprzeczyć, że u ich boku emanował aurą tajemniczości, a pozostali studenci zaczęli traktować go z szacunkiem, jak kogoś, kto stoi wyżej ponad nimi.
Yuno widywał się z nim tylko w akademiku, wtedy nawiązywały się między nimi szczątkowe rozmowy, podczas których przyjaciel uparcie zarzekał się, że nie mają między sobą żadnego sporu i wszystko gra. Ale nic nie grało.
— Nieprawda! Masz mnie gdzieś! — Któregoś wieczoru Yuno zwyczajnie nie wytrzymał. Życie bez Nao przestało mieć dla niego jakąkolwiek wartość, a więc równie dobrze mogą przeprowadzić ze sobą tę ostateczną rozmowę. Byle tylko znowu nie zbyć wszystkiego pojedynczymi słowami albo milczeniem.
Nao spojrzał wówczas na niego takim wzrokiem, jakby posiadł jakąś tajemną moc, którą teraz może wykorzystać do zabicia go. Yuno automatycznie się cofnął, nie poznając przyjaciela.
— Nie wolno nam ze sobą za dużo rozmawiać — wyjaśnił ponurym głosem. Nie wyglądało, aby to, co mówił, wywoływało w nim sprzeciw. — Nie jesteś wtajemniczony. Nigdy nie stanę się w pełni sługą Pana, jeżeli twoja obecność będzie zatruwać moją duszę. Rozważam nawet przenosiny do innego pokoju.
Yuno zamrugał ze zdziwieniem rzęsami. Oparł się plecami o ścianę, byłby upadł, ale nie stracił jeszcze całkiem kontroli nad sobą.
— Nao…, czy ty nie widzisz, co się dzieje? Ci ludzie cię wykańczają! Schudłeś, masz przekrwione oczy, nie ma cię całymi nocami, a teraz mówisz takie rzeczy mnie? Najlepszemu przyjacielowi?
Usta Nao drgnęły pogardliwie.
— Och, więc ty wciąż w to wierzysz?
— Nie rozumiem.
— Wierzysz, że jesteś dla mnie kimś najlepszym. Owszem, lubiłem cię, ale… — Na chwilę się zawahał, jakby do głosu chłopaka doszła utracona osobowość. Szybko jednak zgasła. — … to już koniec. Każdy kiedyś musi się rozstać. Idź własną droga, a mnie zostaw w spokoju.
To mówiąc, wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi z łoskotem. Yuno zjechał po ścianie na ziemię. Nawet nie poczuł bólu w kości ogonowej. Przed oczami miał już tylko ciemność.

***

Ich drogi faktycznie się rozeszły. Na prawie pełne trzy lata. Yunosuke rozważał zmianę kierunku, wreszcie mógłby zrobić coś dla siebie, podjąć się zajęć, które go interesowały. Ale nie potrafił. Jego uzależnienie od Nao miało swój początek w dzieciństwie i teraz było zbyt silne, ale je zwalczyć.
Chociaż nie rozmawiał już z przyjacielem ani nie dzielił z nim pokoju, wciąż dyskretnie go obserwował. Śledził jego sukcesy na studiach, zarówno te z rysownictwa jak i sportowe.
Pod koniec drugiego roku Nao rozstał się z Makoto. Nikt nie był wtajemniczony w szczegóły, ale ponoć zerwanie było okraszone brutalną kłótnią. Można było to uwierzyć, gdyż oboje mijali się na korytarzu z wyczuwalną wrogością.
Nao nie był już sobą. Jego zdrowie znacząco się pogorszyło. Chudy jak patyk przemykał uczelnianymi korytarzami, obdarzając świat nieprzyjemnym spojrzeniem. Ludzie posłusznie usuwali mu się z drogi, z dość uzasadnioną uwagą, że w przeciwnym razie zostaną przez niego brutalnie pobici.
Yuno nie wiedział, co się dzieje, nie wiedział, jak pomóc przyjacielowi. Pewnego dnia był świadkiem wydarzenia, które na kilka tygodni spędziło mu sen z powiek. Wracając do akademika dostrzegł Nao w towarzystwie jego podejrzanej bandy. Tyle, że nic nie wskazywało na to , aby przyjaciel się z nimi dogadywał. Wręcz przeciwnie – bestialskie twarze tamtych skierowane były ku Nao z czystą nienawiścią.
— Pożałujesz tego, słyszysz!? — Jeden z nich szarpnął chłopakiem, jak szmacianą lalką. Yuno zakrył usta obiema rękami, by nie krzyknąć. Nie usłyszał już, co odpowiedział jego przyjaciel, ale zaraz potem Nao uciekł.
Kilka dni później ktoś zdemolował pokój Nao i sprawa trafiła do dziekanatu, jednakże pomimo wnikliwego śledztwa nie udało się wykryć odpowiedzialnego za to człowieka.
Pełen niepokoju Yuno zaczepił przyjaciela na korytarzu uczelni, nie zważając wcale na ich długą rozłąkę. Nie obchodziło go również, czy Nao zareaguje na to gniewem, miał to gdzieś, jeżeli w grę wchodziło bezpieczeństwo osoby, dla której Yuno był w stanie zrobić wszystko.
— Poczekaj, dokąd się tak śpieszysz… — Złapał chłopaka za rękę i zmusił do zatrzymania się.
Przekrwione oczy Nao spoczęły na nim z niedowierzaniem, szybko jednak zachodząc mgłą wściekłości.
— Czego chcesz? Zostaw mnie w spokoju! — Próbował się wyszarpać, ale był zbyt osłabiony, aby poradzić sobie nawet z kimś tak wątłym , jak dawny przyjaciel.
— Wiem, że dzieje się coś niedobrego. Powiedz mi, jak mogę ci pomóc.
— To nie twoja sprawa! — odburknął tamten. — Kiedy wreszcie dasz sobie ze mną spokój?
To mówiąc, oddalił się w pośpiechu.

***

Kilka dni później, Yunosuke stawił się pod drzwiami przyjaciela. Już dawno nie dzielili akademika razem, a Naohiro zadbał o to, aby być w pokoju sam, toteż od trzech lat nie miał współlokatora.
Chłopak z mocno bijącym sercem zapukał do drzwi, ponawiając je jeszcze kilka razy, ale nikt nie otwierał. Pełen najgorszych przeczuć złapał za klamkę. Drzwi, o dziwo, były otwarte.
Wszedł do środka, stawiając ciche kroki. Nie chciał spłoszyć przyjaciela, lecz momentalnie porzucił ten zamiar, gdy zobaczył go leżącego na łóżku.
Nao był chory.
Przerażony Yuno doskoczył do łóżka i złapał przyjaciela za rękę. Następnie dotknął jego rozpalonego czoła, które lśniło od potu. Jeszcze nigdy nie bał się, tak jak wówczas. Myśl o tym, że mógłby stracić jedyną osobę, którą kochał całym sercem, przyprawiała chłopaka o panikę i zawroty głowy. Mając jednak świadomość, że sam nic nie zdziała, zadzwonił po pogotowie.
Ambulans przyjechał pod akademik dwadzieścia minut później, nie ściągając na siebie niczyjej uwagi, ponieważ były to godziny zajęć i mało kto przebywał aktualnie w swoich pokojach.
Jeden z sanitariuszy przeprowadził z Yuno krótki wywiad, podczas którego chłopak wyjaśnił drżącym głosem jak znalazł przyjaciela w pokoju. Podłączywszy Nao do różnych urządzeń i zabierając go do karetki, postawiono niepotwierdzoną jeszcze badaniami, wstępną diagnozę – to przedawkowanie narkotyków.
Nie pozwolono Yuno jechać razem z przyjacielem, ponieważ przywilej ten należał się tylko i wyłącznie rodzinie, ale poradzono chłopakowi, aby zawiadomił krewnych Nao.
Yuno tak właśnie zrobił, dlatego wrócił do pokoju przyjaciela i odnalazł w szufladzie jego komórkę, mając nadzieje, że znajdzie w niej numery do jego rodziców.
Zamiast tego natknął się na esemesa, którego po chwili wątpliwości otworzył, gdyż został wysłany z zastrzeżonego numery.
„Spotykamy się tam, gdzie zwykle. Masz się pojawić albo już nigdy się od nas nie uwolnisz”.
Tak brzmiała wiadomość, bez żadnego podpisu. Yuno wstrzymał oddech, zastanawiając się, czy przyjaciel faktycznie chciał wyzwolić się z jarzma bractwa.
Nie mając za wiele czasu, chłopak zawiadomił rodziców Nao o tym, co się stało i podał namiary szpitala, do którego został on przewieziony. Następnie miał zamiar pojechać tam najbliższym autobusem, kiedy w oczy rzuciła mu się biała tunika i maska leżąca na krześle obok biurka.
Niepewnie wziął strój w dłonie i uważnie mu się przyjrzał. Dokładnie tak ubierali się ludzkie z bractwa. W jednej chwili Yuno wiedział już, co powinien zrobić.

***

Przywódca bractwa podniósł się majestatycznie ze swego miejsca, gdy spomiędzy drzew wyłoniła się biała postać. Naohiro lubił przychodzić, jako ostatni, a ponieważ wszyscy członkowie już się zjawili oprócz niego, Przywódca domyślił się, że to on.
— A, jednak przyszedłeś. Nie spodziewałem się tego po tobie, tchórzu — rzekł szyderczo. Oczywiście, jego oblicze skryte było za maską, miał na sobie białą togę i, podobnie wyglądało całe zgromadzenie dwudziestu osób.
Przybyły chłopak nie odpowiedział, za to oddychał niespokojnie i wyraźnie się bał.
— Musisz wiedzieć, że nikt dobrowolnie nie zdradza naszego Pana — odezwał się Przywódca grobowym głosem. — Ślubowałeś mu wierność do końca życia i, dlatego twoja chęć odejścia jest zdradą. Każdy, kto chcę odejść zapłaci za to w jeden sposób.
W tym momencie mroczną ciszę lasu rozciął huk wystrzału.



 ZAKOŃCZENIE.

Naohiro z każdym dniem czuł się coraz lepiej. Szpital zajął się jego niedożywieniem i oczyścił cały organizm z toksyn. Lekarz prowadzący przypadek chłopaka poinformował rodzinę, że konieczna będzie terapia odwykowa, gdyż Nao od jakiegoś czasu regularnie zażywał prochy.
Nao wiedział, że rodzice są wściekli. Matka cały czas płakała, a ojciec nie odezwał się do niego nawet słowem, lecz rozumiał ich. Rozumiał, jak bardzo zawinił, a, chociaż bardzo chciał, nie mógł opowiedzieć im o tym, co wydarzyło się przez te trzy lata. Opowiadanie o „Ogrodach wiecznego szczęścia” było ryzykowne.
Kiedy po tygodniu wypuszczono go ze szpitala, Naohiro powziął już zamiar rzucenia studiów i rozpoczęcia nowych w innym mieście. Tylko tak mógł zapewnić sobie bezpieczeństwo. Nie chciał mieć już nic wspólnego z bractwem.
Jego świat szybko jednak legł w gruzach, kiedy w ogólnokrajowej telewizji nadawano o udanej operacji policyjnej, która rozpracowała nielegalną i niebezpieczną sektę. Banda studentów stworzyła surrealistyczną religię na podstawie mangi słynnego rysownika. Niestety, ofiarą ich niebezpiecznych wierzeń padł jeden z młodych studentów Yunosuke Kato, który otrzymał dwa strzały prosto w serce. Zmarł na miejscu. Nie miał szans na przeżycie. Jego ciało znaleziono w lesie po kilku dniach.
Nao padł na kolana przed telewizorem i zaniósł się rozpaczliwym szlochem, zakrywając twarz w dłoniach. W jednej chwili zrozumiał, jakim parszywym był głupcem. Podczas gdy on odrzucił jedynego, wiernego mu przyjaciela, Yunosuke, pomimo wszystkich upokorzeń z jego strony, nigdy nie przestał być mu wierny, a co więcej poświęcił własne życie, by go ratować.


***

Złożył kwiaty na grobie przyjaciela. Minął rok od nieszczęśliwego wydarzenia, które raz na zawsze zmieniło świat Nao. Przestał interesować się mangami, nie w głowie było mu również rysowanie. Wstąpił, za to do wojska, gdzie przeszedł surowe szkolenie, poprzez które chciał ukarać siebie za przewinienia. W przyszłości planował zająć się pracą policyjnego detektywa, chciał rozpracowywać nielegalne organizacje takie, jak ta, w którą na własne życzenie się wplątał.
Wciąż tęsknił za Yunosuke. Dopiero, gdy go zabrakło, gdy złożył swą krwawą ofiarę, Nao zrozumiał, jak wielkim darzył uczuciem swego przyjaciela. Wiedział jednak , że karą za swe grzechy miała być nigdy niegasnąca tęsknota za nim. Nie sprzeciwiał się jej, gdyż właśnie na to zasłużył.
„Ogrody wiecznego szczęścia” były iluzją, której dał wiarę. Zamiast szczęścia, otrzymał wieczną samotność. Samotność, która nawet w zaświatach nie zostanie mu darowana.

.............................................................
Postanowiłam w końcu dać oneshota. Ten powyższy konserwował się na moim dysku od dwóch miesięcy, bo jakoś miałam wątpliwości co do jego publikacji. Stanowczo nie uważam go za twór udany. Chciałam sprawdzić, jak radzę sobie w krótkiej formie, gdy jestem skazana całą fabułę ścisnąć w niewielką ilość tekstu. Subiektywnie myśląc, jestem zdania, że nie bardzo mi to wychodzi. Nie wiem, czy nie jest za długi, czy fabuła ciekawa, ale spróbowałam. 
Teraz już wiem, że wolę pisać coś długiego i mieć perspektywę na kilka rozdziałów :) A oneshot? No cóż, przepraszam za wszystko, co jest z nim nie tak. Mimo to, uważam, że możecie go przeczytać i sami ocenić. 
Pozdrawiam.
PS: Myślę, że w szybszym terminie dam nowy rozdział "Serca Morza". Dziękuje, że tak ciepło przyjęliście nowe opowiadanie! Mam też już połowę rozdziału na "Księżycową przystań", więc także planuje go niedługo opublikować.

12 komentarzy:


  1. Bardzo fajnie, Oczy w Sepii (przepraszam, nieznam twojego prawdziwego imienia)! Muszę przyznać,że mi się podoba. Czytałam wiele blogów, ale na nich opowiadania były... Niewiem, płytkie?Banalne?Głupie? Aż mnie korciło by napisać jakiś sarkastyczny komentarz! Podoba mi się także w jaki sposób reagujesz na krytyki (chociaż, czytałam jeden komentarz, który krytyką nie był tylko zwyczajnym chamskim "hejtem"). Odpowiadasz dojrzale i spokojnie, nie denerwujesz się od razu, nie blokujesz czy nie usuwasz. Nawet jeśli komentarz jest bardzo bezczelny:). A co do opowiadań, to podoba mi się twój styl. Jest niezwykle wciągający, czy już ci pisałam, że pięknie układasz zdania i masz bardzo bogate słownictwo? Cóż, przepraszam, że się powtarzam jakby co! Dziękuję, że odpowiedziałaś na mój komentarz tutaj! Mam tylko nadzieję, że w pewnym momencie nie zrezygnujesz z pisania bloga i go nie porzucisz, bo masz wielki talent:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę fajny i ciekawy pomysł miałaś na tego oneshota. Dobrze, że go opublikowałaś :)
    Yunosuke nie miał łatwego życia przez swoją nieśmiałość, ale kiedy poznał Nao w końcu zyskał pierwszego przyjaciela. Wszystko było cudnie i pięknie dopóki Nao nie wstąpił do tego dziwnego bractwa, które z mózgu zrobiło mu sieczkę.. I pomyśleć, że to przez dziewczynę eh..Niestety koniec był dramatyczny. Yuno był niesamowitym przyjacielem i oddał swoje życie za Nao. W tym momencie okazał się naprawdę wielką odwagą.
    Twój oneshot pokazuje jak wielka i prawdziwa może być przyjaźń. Jest naprawdę wspaniały!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja uważam inaczej. Twoje oneshoty są tak samo dobre jak wszystkie inne opowiadania. Zakochałam się w nim choć jest taki krótki. Historia, którą napisałaś jest w pewien sposób smutna jak i prawdziwa. Nao miał prawdziwego przyjaciela na którym zawsze mógł polegać. Zostawił go jednak dla dziewczyny i jakiegoś boga z mangi. Końcówka jest naprawdę smutna. Yuno był przyjacielem o jakim każdy człowiek powinien marzyć. Oddany nawet po takim traktowaniu. Poświęcił się dla niego nawet jeśli tentraktował go jak śmiecia.
    Z niecierpliwością czekam na jakieś inne oneshoty albo rozdziały normalnych opowiadań.
    Pozdrawiam i życzę weny; d

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem totalnie beznadziejna! Obiecałam przeczytać to od razu jak dodałaś, a jestem dopiero teraz -.- kompletnie wyleciało mi to z głowy i dzisiaj rano doznałam olśnienia, że przecież w końcu nie przeczytałam tego oneshota! A muszę przyznać, ze wyszedł ci genialnie i wcale 12 str to nie jest dużo, ja piszę nawet dłuższe, w końcu oneshot tego wymaga, żeby wszystko miało ręce i nogi :) Nao i Yuno wydawali sie być idealnymi przyjaciółmi, chociaż chwilami miałam wrażenie, że ta przyjaźń była jednostronna i Nao nie zależało na drugim chłopaku... A potem ta jego diametralna zmiana, odtrącenie przyjaciela, cała ta sekta i na koniec poświęcenie Yuno. Na pewno nie zdawał sobie sprawy z tego, że może to wszystko sie tak skończyć... Tak mi go strasznie żal.. Nie spodziewałam sie, ze któryś z bohaterów umrze :c jeśli mam być szczera, to możesz śmiało dodawać raz na jakiś czas oneshoty ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nic się nie dzieje! Prawdę mówiąc, sądziłam, że przeczytałaś, tylko nie zostawiłaś komentarza :) Ja jakoś tak mam, że komentarzy nie przyrównuje do tego, czy ktoś czytał czy nie :) Ale jest mi niezmiernie miło, że zostawiłaś tu po sobie ślad <3
      Ja nadal nie uważam, coby ten oneshot był fajny, więc... może kiedyś dodam jakiegoś, ale obawiam się, że nie prędko xD Oneshoty zostawiam takim mistrzom, jak ty! Ot co! :)

      Usuń
  5. Jak zobaczyłam mojego ukochanego Yamadę tutaj, to prawie padłam ze szczęścia! W ogóle… że coś japońskiego! Ryosuke, moje kochanie. ;_; Przepraszam za fangirlizm, ale ja tego gościa kocham całym sercem. <3

    Dobra, za tego oneshota miałam się wziąć wcześniej, ale tak jakoś wyszło, ze się nie wzięłam, nie wiem czemu, jak mogłam obok Yamadzi przejść obojętnie. xD Tak czy inaczej – mnie się strasznie podobało, strasznie a strasznie, poważnie – było w tym opowiadaniu chyba wszystko, czego mi ostatnio brakowało w tym, co czytam. ;_; Ale po kolei…

    Biedny Yuno. Kurczę, faktycznie jak takie cielę za Nao… aż mi go w pewnym momencie szkoda było. Bo tak uzależnić się od jednej osoby? Niby rozumiem, że jedyny przyjaciel, nie miał też rodziców i takie tam, no ale… Takie przywiązanie (jak widać) też nie jest zdrowe. Swoją drogą ich relacja była tak pięknie niejasna… Ja już sama nie wiem, czy Yuno go kochał jak brata, jak kochanka, czy może to była obsesja już?... W każdym razie strasznie mi się przykro na końcu zrobiło, że musiał zapłacić za błędy Nao… No to po prostu nie fair!

    Co do Nao… W sumie był fajny, i to tak naprawdę od początku do końca – to ta nawiedzona panna go zmieniła. Kto z kim przystaje, takim się staje… Masakra, co ona zrobiła z wesołego i pewnego siebie chłopaka. Musiała mieć jednak niesamowity dar przekonywania, skoro on uwierzył w taką bzdurę jak te ogrody szczęścia… I to, jak potraktował Yuno. ;_; W pierwszej chwili pomyślałam, że może jest dla niego takim dupkiem, bo chce go chronić, ale nie… No nie. ;_; W każdym razie chciałam mu dać w gębę, jak czytałam, jak traktuje Yuno. I Yuno też bym przywaliła za to zaślepienie. Chociaż w sumie to aż piękne, że aż tak wierzył w tę przyjaźń…

    W ogóle to genialny pomysł z tymi mangami i tym, że na podstawie ich wymyślili sobie bractwo – wow! Jestem pod wrażeniem. Pomysłowości Ci nie brak! I ogólnie to gratuluję, ja bardzo chętnie poczytałabym inne Twoje oneshoty, jak dla mnie piszesz super (chociaż nie ukrywam, gdzie niegdzie przecinki wariowały xD). I właśnie genialnie Ci wyszło zawarcie całej akcji, bohaterów i pomysłów w tak krótkiej formie – zazdroszczę, ja tak nie potrafię. xD

    Okej, to tyle… Przepraszam za długość, ja NIE umiem pisać krótkich komentarzy. ;( Ogólnie mam zamiar wziąć się za „Sekret Motyla”, ale to już chyba po sesji. :( I na pewno nie tylko za to, bo widzę i tutaj kilka ciekawych pozycji. :D

    A poza tym masz genialne nazwy opowiadań, i w dodatku po polsku! Wszędzie teraz są po angielsku :(
    Życzę duuużo Weny! ;3 I bardzo dziękuję za takie dobre opowiadanie! ;)

    PS. Piękne szablony na obu blogach. *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam cię za umiejętność tworzenia długich komentarzy. Aż wstyd, że nie potrafię odwdzięczyć się tym samym ;c Długie komentarze zawsze sprawiają radość, dlatego z całego serca ci dziękuje :* I przepraszam za te chaotyczne przecinki. Prawdę mówiąc, nadal zmagam się z poprawną interpunkcją i stylistyką, dlatego odradzam ci czytanie "Księżycowej przystani", która jest najstarszą opowieścią z pod mojej ręki najbardziej usianą błędami. Im nowsze opowiadania, tym lepiej u mnie z poprawnością xD Cieszę się, że oneshot ci się podobał. Ja nie umiem pisać oneshotów, nie umiem ograniczyć fabuły od minimum i pominąć poboczne wątki, które czynią fabułę jeszcze logiczniejszą i jeszcze bardziej przejrzystą. Ten powyżej był dla mnie swoistym eksperymentem, dlatego każde miłe słowa na jego temat przyjmuje z ogromną radością. Może to zachęci mnie do napisania innych...
      Cieszę się, że mam w Tobie bratnią duszę w miłowaniu Japonii. To cudowny kraj i przepiękni ludzie *.* Haha, ty lubisz Yamadę, a ja po prostu sikam po nogach na widok Yumy <3 Są oboje w tym samym zespole, z tego, co się orientuje :) Popatrz, jaki fajny zbieg okoliczności. Yuma i Yamada to jedyna parka, którą toleruję w swojej wyobraźni. Może kiedyś ty coś o nich napiszesz? Byłoby super :D
      Dziękuje ci za długi, pozytywnie nakręcający mnie komentarz. I cieszę się, że szablony ci się podobają :*
      Buziaki, kochana :*

      Usuń
    2. Spoko, znam Twój ból doskonale, jeżeli chodzi o przecinki. Sama z nimi walczę i staram się doedukować w tej kwestii, ale za nic nie chcą mi wchodzić do głowy, przecinki są straszne. ;( U mnie też na pewno we wcześniejszych ff jest masa błędów interpunkcyjnych, więc też nie radzę na to patrzeć. xD
      Co do Japonii - wbrew pozorom wolę Japonię niż Koreę (muzyka, filmy, wszystko w sumie xD), ale o Koreańczykach zdecydowanie mi się lepiej pisze, nie wiem czemu. xD Japonia jest cudowna. <3
      Co do Yumy i Yamady - są, w zespole NYC, jest z nimi jeszcze Chinen Yuri, i jeśli miałabym kogoś parować, to najwyżej Yamadę z Chinenem - niestety ja za Yumą nie przepadam. xD Ale o Yamadzi pewnie kiedyś jeszcze coś napiszę. ;D
      A co komentarza - nie ma za co dziękować, ja we krwi mam kolosy, ostatnio nawet swoje partowe ff piszę strasznie długie. ;/ I sama bardzo dziękuję ze komentarze! Nie liczy się długość, a gest. <3

      Usuń
    3. Hah, gusta są takie różne! Ja na przykład za Chinenem ani trochę nie przepadam. Takie wątłe dziecko mi się wydaje z niego :) No i jestem jakoś nauczona po fanfikach, że Yamadę zawsze z Yumą łączą. Yamada ma prze-boski uśmiech, takie słodkie mu się oczy wtedy robią. Lubię go za to, bardzo. Natomiast, jest bardzo niski, wydaje mi się, że gdybym stanęła koło niego, byłabym wyższa o całą głowę ;cc *smuteczek*. No i Yuma to moja miłość od pierwszego wejrzenia. Te mroczne oczy, ta sylwetka z długą talią, te męskie rysy twarzy, połączone z azjatycką delikatnością *.* Dla mnie ideał! Ale jesteś drugą osobą, która piszę, że za nim nie przepada. :D Jednak to dobrze, że każdy z nich ma szanse mieć swoją pulę fanów. Niesprawiedliwe by było, gdyby wszystkie kochały się tylko w jednym :) Szkoda, że nie będzie nic z Yumą, ale ważne, że napiszesz cokolwiek z Japończykami. Hm, faktycznie o Korei Płd. się lepiej piszę. Mam zdanie, że powodem tego, jest większe podobieństwo między kulturą Europy i Koreii. Jak oglądam koreańskie dramy to wyraźnie to widać. Religią koreańczyków, dominującą, jest katolicyzm, silne układy z Ameryką sprawiają też, że w zachowaniu są dużo bardziej zbliżenie do nas, niż tacy Japończycy. Ja np. czasami Japończyków w ogóle nie ogarniam XD To, że w Japonii np. erotyka może być sztuką i czytają ją otwarcie w metrze. I, że będą ci sto razy lać wodę, zanim powiedzą, że czegoś nie zrobią. I samo pochodzenie takich bishounen - jak dowiedziałam się, że przed wiekami mnisi klasztorni mieli za kochanków chłopców, to myślałam, że na głowę padnę. Istna pedofilia, która u nich jest czymś normalnym. Więc tak, Japończyków trudniej zrozumieć. Koreańczycy są łatwiejsi i pewnie dlatego tak dobrze się o nich piszę :)

      Usuń
    4. A ja jestem niska, dokładnie tego samego wzrostu co Yamadzia chyba. xD Ja Chinena bardzo lubię właśnie, ale ja lubię całe HSJ (zespół Yamaday, Chinena i siedmiu innych <30, a to NYC to pomyłka dla mnie. Oni nie mają już po naście lat i powinni to coś rozwiązać. ;/ Zresztą Yuma i tak robi karierę solo, więc każdy byłby zadowolony. Ja o urodzie Yumy nie będę się wypowiadać, bo nie mam o niej dobrego zdania. xD
      No właśnie nie dlatego mi się lepiej pisze. Szczerze mówiąc, ja wolę tę unikalność i "dziwność" Japończyków, akceptuję ja w pełni - cóż, nie oszukujmy się, każda kultura ma swoje ciemne strony. :( Ja nawet nie umiem wytłumaczyć, dlaczego o Koreańczykach lepiej mi się pisze. xD Tak po prostu. xD
      PS. Czekam na ff o L'u. :DDD

      Usuń
    5. Uważasz, że Yuma jest brzydki? No wiesz? ;c;c Złamałaś mi właśnie serce. On jest seksi! Dla mnie najładniejszy z całego NYC, a tego drugiego zespołu ani trochę nie kojarzę :D:D Ja jestem wysoka, więc Yamada to byłby przy mnie taki krasnoludek, po głowie mogłabym go głaskać :P Wadą Japończyków niestety jest ich kurduplowaty wzrost, biadolę nad tym bardzo ;c I czasami u Yamady drażni mnie jego zachowanie, taka panienka czasami z niego jest :D:D No, ale ogółem lubię NYC, wcale nie uważam, że czas ich rozwiązać :D Ja Yumę, jako piosenkarza nie toleruje. Głupie ma piosenki i głupie robi miny, jak takie duże dziecko. Mnie to jakoś nie odpowiada. Ja bym dla niego widziała karierę aktorską, dobrze gra, jestem zachwycona dramami z nim <3 Ja u Japończyków lubię zamiłowanie do uroczych rzeczy i tę ich niewinność i dziecinność, ale za kulturą samego bycia w społeczeństwie to już nie bardzo :) Chociaż kto wie, może gdybym tam pojechała, to przekonałabym się, że wiele rzeczy to tylko niesprawiedliwe stereotypy? No w każdym razie, robienie z chłopców kochanków to ja im nigdy za to nie zacznę klaskać. Mówmy otwarcie: to zboczenie i tyle :) To jeszcze dzieci były przecież.
      PS: Na L pewnie jeszcze poczekasz, teraz publikuje ff z Yumą. Krzywe Niebo np. dopiero pierwszy rozdział się pojawił, jak to zakończę, to pójdzie ff z Myungsoo <3

      Usuń
  6. Nie będę się wypowiadała o urodzie Yumy ani jego talentach, bo talentów nie widziałam/nie słyszałam, poza tym o gustach się nie dyskutuje. :) A Yamadzia to mała, rozpuszczona gwiazdeczka, która kocha być w centrum uwagi, chyba dlatego go kocham. xD
    Co do chłopców-kochanków, ja nie mówię, że to dobre, ale w każdym kraju są jakieś stereotypy czy coś, niestety. Zresztą to było u nich kiedyś, nie wiadomo, jak jest teraz, trzeba by było się faktycznie przejechać. ;P Mnie imponuje ich kultura i tak jak napisałaś - niewinność, to po prostu piękne. Uwielbiam ich kino, muzykę, kulturę. ;)
    To ja czekam i życzę duuużo Weny. :DDD

    OdpowiedzUsuń