Tego wieczoru piekło rozpętało się
nagle. Jeszcze godzinę temu słońce ogrzewało szczodrze miasto Oshanshiti,
chyląc się zwolna ku horyzontowi. Delikatny wietrzyk przemykał łagodnie między
budynkami, ćwierkanie ptaków wypełniało radośnie korony parkowych drzew.
A potem przyszedł sztorm.
Bez ostrzeżenia zasnuł świat ciemnymi
chmurami, które pokładły mroczne cienie tu i tam, jakby znacząc swój rewir;
zrywami gniewnego wiatru poprzewracał stoliki kawiarenek i wybebeszył miejskie
kosze na śmiecie, a potem splunął rzęsistym deszczem, łomoczącym na dachach
niczym strzały z karabinu.
Ten kto miał chociaż krztę rozumu w te
pędy ruszył do swojego domu, byle dalej od morza. To bowiem, głębiło się i
gotowało, wirowało i syczało jak w wielkim kotle. Upodabniając się z każdą
chwilą do morskiego olbrzyma, gotowego pożreć ląd w jednym kawałku. Mieszkańcy
mieli potem wspominać to wydarzenie jako jedno z najgorszych.
I faktycznie ludzie złapali w dłonie
to, co tylko potrafiło zastąpić im brak parasola i pobiegli w różne strony. Nie
mieli czasu nawet wymienić ze sobą zdziwionych spojrzeń. Przecież pięć minut temu było tak urokliwie!, westchnęliby zapewne
z niedowierzaniem.
Ale nieco dalej miasta, bliżej zaś
spienionej wody, szedł samotnie pewien mężczyzna. Stawał chwiejnie kroki, a w
jednorazowej reklamówce pobrzękiwały mu głośno butelki wódki – jeszcze pełne.
Niestety w jednej z rąk trzymał trunek wypity do połowy, a wcześniej także
musiał sobie nieźle wlać za kołnierz, bo jego mętne spojrzenie nie zdawało się
cokolwiek rozumieć z zaistniałej sytuacji.
Gdyby było inaczej, zapewne
zrozumiałby, że grozi mu niewątpliwe niebezpieczeństwo, gdyż kierował się w
stronę morza. Wiatr podejmował coraz gwałtowniejsze próby przewrócenia go na
plecy, lecz, jak przystało na rasowego pijaka, trzymał się o wiele dzielniej
niż niejeden trzeźwy na jego miejscu.
Mijający go ludzie kręcili z
niedowierzaniem głowami, nieraz łapiąc się za włosy z okrzykami, które niosły
się za mężczyzną jak widmowe echa z zaświatów.
— Ayumu, głupcze! Gdzie ty się wybierasz?!
— Szukasz guza, hę? Zawracaj, jak ci
życie miłe!
— Chcesz się utopić? Cholera jasna,
gdzie ty masz rozum, człowieku?
— Zostaw go, nabombiony jest i tyle.
Morze porwie go jak tak samo jak Marie. On chyba tego chcę.
A mężczyzna szedł dalej i nikt nie
wiedział, czy słyszał nawoływania. Może po prostu ich ignorował? To by było w
jego stylu, mężczyzna od kilku lat trzymał się na uboczu, z dala od ludzi -
zgorzkniały i niesympatyczny, niepragnący od nikogo pomocy.
Ci nawet, którzy jeszcze mu
współczuci, nie mieli czasu przyjść mu z pomocą, gdyż pogoda z każdą chwilą
zwiększała swą moc i pioruny z zawrotną prędkością i porażającym blaskiem
zaczęły siekać otoczenie na kawałki.
Więc uciekali w przeciwną stronę, a on
szedł dalej po swoją zgubę.
***
Nikt, kto patrzyłby na Ayumu w tamtej
chwili, nie ukryłby zdziwienia na wieść, że jest on jednym z bogatszych
mieszkańców Oshanshiti, że mieszka w pięknym, białym domu nad brzegiem morza, a
do dyspozycji ma prywatną plażę.
Nie, do Ayumu pasował jak ulał
wizerunek prostackiego bezdomnego, który, z bezzębnym uśmiechem zaczepia
okolicznych turystów, prosząc o drobne na „chleb”. Przynajmniej na pierwszy
rzut oka.
Zębów miał bowiem komplet, a pod
kilkudniowym zarostem chowała się młoda, w gruncie rzeczy, miło wyglądająca
twarz. Po prostu był zaniedbany, jak każdy człowiek, któremu nie zależy na tym,
co pomyślą o nim inni ani dokąd powiedzie go, tak naprawdę, prąd przyszłości.
Ot, żył z dnia na dzień, malując jak w amoku swoje obrazy i zapijając się
kolejną butelką sake – cholernie niedobrej.
Ayumu, także wbrew pozorom, zdawał
sobie doskonale sprawę, że otoczenie wokół niego dybie na jego życie.
Dostrzegał drzewa, chylące się pod naporem wiatru i połamane wszędzie gałęzie,
deszcz topiący ulice, na których powstawały mini jeziora. Słyszał gniewne
nawoływania morza, które miało nadzieje, że porwie go w swe mokre szpony, jak
tylko zbliży się na odpowiednią odległość.
Uśmiechnął się. Jakże nienawidził tej
cholernej, słonej wody! Urokliwości jaką cieszyła się za dnia, niemal lazurowej
barwy spokojnie kołyszącej się przy brzegu ciepłej plaży i palmowych drzew.
Teraz pokazała swe oblicze, a on wcale się jej nie bał! Wręcz kpił sobie z
wrogości jaką pokazywała światu. Cholerne morze, nigdy nie pozwoli mu się
zdobyć!
Przytknął do ust szyjkę butelki i
pociągnął spory łyk wódki. Palące uczucie wypełniło jego gardło boleśnie, ale
on właśnie tego szukał – karzącego go nieustannie cierpienia. Masz za swoje,
pieprzony prostaku!, wołały mu w głowie myśli. Teraz jeszcze zgiń i będzie po
sprawie! Sprawiedliwość zatryumfuje!
W pewnym momencie droga zmuszała do
ostrego zakrętu, pnąc się nieznacznie ku górze. Krajobraz w oddali stanowiło
morze i skrawek plaży, który pod siłą sztormu był praktycznie niewidoczny dla
oka, gdyż zalewały go szalejące fale.
Na szczęście, asfalt oddzielony był od
plaży drewnianym, białym płotem, o którego Ayumu oparł się z wyrazem widocznej na
twarzy ulgi. Przyjrzał się morzu beznamiętnie, ponownie racząc się wódką.
Wyglądał tak, jakby miał na tym płocie
wydać ostatnie tchnienie, przerzucił dłonie na drugą stronę, stawiając
uprzednio siatkę przy nodze, i niedbale rzucił opróżnioną butelkę przed siebie.
Ponieważ nie miał wyczucia odległości, butelka tylko na chwile zawisła w
powietrzu, po czym żałośnie rozbiła się na kamieniu, parę kroków od niego.
Po tym wszystkim, oddał się długiemu
kontemplowaniu żywiołów. Szalejący sztorm odbijał się w jego ciemnych
tęczówkach niczym w odległym świecie duszy. Raz uśmiechał się krzywo, raz
zwieszał głowę, przeczesując w palcach rozczochrane włosy, to znów nucił jakąś
smętną melodyjkę – nic co pozwoliłoby nie wątpić w jego zdrowe zmysły.
Nagle coś pojawiło się w morzu. Ayumu
zamrugał powiekami, by upewnić się, że rozum nie płata mu figla. Jakaś
niewyraźna sylwetka zamigotała między spienionymi jęzorami fal, które zdawały
się nią bawić jak szmacianą lalką.
Zmrużył oczy. Nigdy nie miał wrodzonej
ciekawości, lecz nie tym razem; po pierwsze szukał guza, po drugie to było zbyt
dziwne, aby to zignorować. Naparł więc mocniej na barierkę i wytężył zmysły,
próbujące się wyzwolić od jarzma alkoholowego.
Tymczasem tajemnicze „coś” zostało brutalnie
wyrzucone na plażę i jeszcze gniewniej zalane nową falą. Przed oczami Ayumu
mignął syreni ogon, pokryty granatowymi łuskami od których odbił się nieznany
blask światła. Nie zdziwił się jednak, biorąc ten widok za, zrozumiałą w jego
sytuacji iluzje.
Lecz już po chwili ogon zniknął, a
kiedy fala cofnęła się, zbierając siły do nowego ataku, plaża obnażyła widok
nagiej dziewczyny. Wsparła się ona na chwile jedną ręką, próbując zapewne się
podnieść, niestety szybko przewróciła się na plecy i nie poruszyła więcej.
Ayumu zastygł w bezruchu. Deszcz
szumiał mu w uszach z siłą dzwonu, a pioruny strzelały niebezpiecznie blisko
niego, mimo to był pewien, że między gęsto spadającymi kroplami widzi
dziewczynę, którą morze z nienawiścią wyrzuciło na brzeg.
— Marie! — szepnął z trwogą i
niedowierzaniem. To musiał być sen, ale jakże piękny! Serce zabiło mu mocniej z
radości. — Marie! — Krzyknął tak głośno, że mocno nadwyrężył struny głosowe.
Zaraz potem niezdarnie przeskoczył płotek i rzucił się ku morzu w akcie
najwyższej desperacji.
Nim nowa fala natarła na ciało
leżącej, Ayumu klęczał już przy niej i odgarniał posklejane włosy z jej twarzy.
Twarz nieznajomej rozmywała mu się w tęczówkach jak film w zepsutym
telewizorze, jednak uśmiechał się szeroko, będąc najszczęśliwszym człowiekiem
na ziemi.
Morze brutalnie na niego natarło.
Słona woda wdarła mu się do nosa, uszu i ust, na chwile pozbawiając równowagi.
Przewrócił się bokiem w piasek, ale przy tym baczył, aby mocno trzymać
dziewczynę za rękę.
Kiedy znów się uspokoiło, dźwignął się
reumatycznie na nogi i wziął leżącą na ręce, nieustannie powtarzając jedno
zdanie.
— Marie, moja słodka Marie.
Ciężar dziewczyny zdawał się w ogóle
na niego nie oddziaływać, gdyż, przecząc temu ile wybił butelek wódki, ruszył
przed siebie sprawnym i do tego żwawym krokiem.
— Już wkrótce będziesz bezpieczna —
powiedział cicho. Nie zauważył przy tym, że ocalona przez niego dziewczyna na
chwile odzyskała namiastkę przytomności i spojrzała na niego przelotnie nim
ponownie ogarnęły ją ciemności.
***
Czuła smak soli w ustach. Jeszcze
zanim na dobre je otworzyła wiedziała, że lekki ból pulsuje jej w skroniach.
Nie mogła powiedzieć, aby było to zbyt przyjemne. Dziwne zapachy ocierały się o
jej nos, pod plecami czuła miękki grunt, a kiedy niepewnie poruszyła palcami,
pod opuszkami wyczuła marszczący się materiał pościeli.
Dopiero wówczas uniosła nieznacznie
rzęsy. Ostry blask światła sprawił, że musiała je gwałtownie opuścić. Marszcząc
nos, zastanawiała się gdzie jest.
Leżała na łóżku, z włosami
rozrzuconymi niedbale na poduszce - całkiem naga. Nikt nie zadbał o to, aby ją
nakryć, dlatego całe ciało miała pokryte gęsią skórką.
Otworzywszy oczy drugi raz, rozejrzała
się powolutku po otaczającym ją pomieszczeniu. Bez wątpienia była to czyjaś
sypialnia. Pod dużym oknem z zielonymi firankami stała podłużna komoda z
ciemnego drewna, a na niej kilka rupieci. Białe ściany zdobiły obrazy w
brązowej ramie, zaś wejście do pokoju zlokalizowane było naprzeciw łóżka, a tuż
obok znajdowała się garderoba wewnątrz ściany, do której prowadziły rozsuwane
drzwi. I pewnie sypialnia zaliczyłaby się do tych normalnych, zupełnie
przeciętnych, gdyby nie jedna rzecz – wszechobecny bałagan.
Dziewczyna dostrzegła go momentalnie,
gdy tylko usiadła na łóżku, łapiąc się boleśnie za głowę. Jej ręka opadła
powoli na widok zagraconej dokumentnie podłogi.
Czegóż to tam nie było!? Od niepranych
dawno ubrań i kartonów po zjedzonej pizzy, pudła i pudełeczka, buty i czapki,
papierki i ulotki, dziwne figurki i pędzle, zeschnięte farby i zapisane do
połowy kartki czekały aż wymiecie je stamtąd tornado.
Widząc to, dziewczyna nie kryła
zdumienia, nie mogąc przestać wodzić oczyma po podłodze, której graty zapewne
wytworzyły własny ekosystem. Do tego ten duszny zapach niewietrzenia pokoju od
miesięcy.
Bez wahania podniosła się z łóżka i
otwarła bez problemu okno na oścież. Zaniemówiła z zachwytu, kiedy jej oczom
ukazał się widok, wychodzący na morze. Poprzedzała je plaża, której dziewczyna
nie widziała, gdyż przysłaniało ją pole porośnięte niewysoką, bladozieloną
trawą. Między nią wił się drewniany pomost, prowadzący aż do wody.
Mogłaby tak stać godzinami przy
parapecie i chłonąć obrazek jak z pocztówki, ale do pokoju wślizgnął się
poranny wietrzyk i otarł się subtelnie o nagie ciało dziewczyny, przypominając,
że wypadałoby coś na siebie włożyć.
Tyle, że nie miała własnych ubrań.
Niezmartwiona tym wcale, podeszła do rozsuwanej szafy i wybrała dla siebie
jeden z męskich podkoszulków. Zakrył ją aż do kolan, więc z zadowoleniem
obejrzała się w lustrze, stojące w kącie pomieszczenia.
Była niziutka i przeraźliwie chuda, pofalowane,
czarne włosy stanowiły bałagan na jej głowie, lecz brązowe oczy mieniły się
zdrowym blaskiem, a usta miały różową barwę, więc nie mogło stać się jej nic
poważnego.
Zadowolona z siebie, postanowiła
rozejrzeć się trochę po domu do którego trafiła. Była pewna, że musi ktoś tu
mieszkać. Miała przed oczyma tego mężczyznę, który wczoraj zabrał ją z plaży.
Koniecznie chciała go poznać.
Bez wahania nacisnęła klamkę i wyszła
na korytarz. Ten był dość wąski, umieszczony między ścianami, które szczyciły się
posiadaniem kilku drzwi do innych pomieszczeń. Przez chwile rozważała, czy nie
zaglądnąć do każdego z nich, ale nagle usłyszała mrukliwe westchnięcie,
dobywające się z dolnego piętra.
Skierowała się więc w stronę schodów i
zwinnie zbiegła po stopniach, pełna entuzjazmu, by dowiedzieć się jak
najwięcej. Nagle zastygła w ogłupieniu.
Parter domu był zagracony podobnie, co
pokój. Pokręciła głową z niedowierzaniem, a potem przedarła się bosymi stopami
przez lawinę rupieci. Tak dotarła do salonu z łukowym, bez drzwiowym wejściem.
Tu czekało ja kolejne zaskoczenie, może nawet największe z dotychczasowych.
Obok kanapy, na ziemi leżał mężczyzna
– jeszcze spał. Nie wyglądał zbyt inteligentnie, oddychał przez otwarte usta, a
koszulkę podwiniętą miał tak, iż widać mu było połowę brzucha.
Nagle przebudził się, jakby tchnięty
przeczuciem, że ktoś go obserwuje. Najpierw dźwignął się niezdarnie,
podtrzymując kanapy, a następnie rozejrzał wokół, jakby także nie wiedział
gdzie jest, a przecież dom należał do niego.
Gdy jego wzrok dotarł do nóg
dziewczyny, przesunął go nieco w bok, a potem gwałtownie nim zawrócił. Wspiął
go wzdłuż jej kolan, docierając do sylwetki z rosnącym zdziwieniem, a kiedy
zetknął go ze spojrzeniem dziewczyny, był dogłębnie przerażony.
— Osz cholera!
Dziewczyna przechyliła głowę na bok,
zastanawiając się, co mają znaczyć słowa mężczyzny, a potem uśmiechnęła się
uroczo.
— Kim jesteś?
— O to samo chciałbym spytać ciebie —
odparł Ayumu pewny, że ma do czynienia z duchem. Takim poalkoholowym, którego
spotyka się niezwykle rzadko, ale jednak. Przysiągłby sobie, że nigdy więcej
nie napije się niczego odurzającego, gdyby miał pewność swej uczciwości.
Dziewczyna przybrała zastanawiający
się wyraz twarzy.
— Chyba Marie, tak mnie nazwałeś —
odparła prostodusznie.
Mężczyzna otworzył szerzej oczy, a
następnie gwałtownie się podniósł. Szybko tego pożałował, gdyż ból głowy zdawał
się łupnąć go w czaszkę jak spadający z góry kamień.
Przyjrzał się nieznajomej wnikliwie z
pod półotwartych powiek, jakby dzięki temu miała go nawiedzić większa bystrość
umysłu.
— Ja nazwałem cię Marie? Chwileczkę,
co ty robisz w moim domu i… — Zmierzył ją ponownie z góry na dół. — … dlaczego
masz na sobie mój podkoszulek?
Dziewczyna chwyciła za materiał
ubrania i przyjrzała mu się, nie wiedzieć, czy z ciekawością czy zaskoczeniem.
— Było mi zimno. Nie miałam na sobie
niczego ciepłego. — Spojrzała na niego z uśmiechem. — Oddam ci, nie ma sprawy.
— To mówiąc, bezwstydnie zabrała się za zdejmowanie koszulki.
— Nie! Nie! Ani się waż! —
zaprotestował raptownie, zakrywając jednocześnie twarz ręką. — Weź ją sobie,
tylko nie zdejmuj zgoda? — Upewnił się, a kiedy dziewczyna kiwnęła głową,
zapytał: — Ale jak się tu znalazłaś?
— Wziąłeś mnie z morza — rzekła, jakby
to była najbardziej oczywista rzecz świata.
Ayumu na tę wieść zamrugał oczami.
— Z morza? Zwariowałaś?
— Ach, wcale nie! — Zakołysała się
radośnie na palcach stóp, wyraźnie podniecona tym, co mówi. — Wziąłeś mnie z
pod lodowatej fali morza i zabrałeś tutaj. No i cały czas nazywałeś mnie Marie.
Powoli Ayumu rozumiał, co mogło
ewentualnie się stać. W pijackim amoku nie kontrolował swoich wczorajszych
poczynań, a tym samym zrobił coś, czego miał zaraz gorzko pożałować.
— Z pewnością nie jesteś Marie! —
powiedział oburzony i usiadł na kanapie, gdyż nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
Miał totalnego kaca, wciąż przyswajał nowiny z opóźnieniem, a co za tym szło odniósł
wrażenie, że śni. Za chwile się obudzi, też będzie mieć kaca, ale jego życie okaże
niezmiennie pozbawione wyrazu i sensu, a żadna dziwnie zachowująca się
dziewczyna nie zacznie wmawiać mu, że wyłowił ją z morza.
— Tak? — W głosie nieznajomej pojawiło
się rozczarowanie. — W takim razie, kim jestem?
— N-nie wiesz? — Zadarł głowę do góry
tak szybko, iż gruchnęło mu boleśnie w karku. Syknął i rozmasował szyje w
dłoni.
W odpowiedzi pokręciła głową. Wydęła
ze smutkiem wargi i westchnęła ciężko.
Ayumu jeszcze przez chwile musiał
trawić zaistniałą sytuacje, aż nagle dotarło do niego, że ma kłopoty. Wielkie,
poważne kłopoty!
— Dzwonię po Masakiego! — Zdecydował
sam dla siebie i ruszył w stronę telefonu.
.....................................
Zgodnie
z wcześniejszą informacją kolejny post daje wcześniej. Jak mówiłam,
wolę pisać dłuższe opowiadania dlatego inne oneshoty mogą się pojawiać
naprawdę sporadycznie. Przemyślę tak w ogóle, czy chcę je pisać :) )
No, ale wracając do "Serca Morza", mam nadzieje, że rozdział się wam podobał i, że czytanie go nie przyprawiło was o znudzenie.
Pozdrawiam ciepło :* <3
Nie wiem czemu, ale w ogóle nie pokazało mi, że dodałaś pierwszy rozdział nowego opowiadania, więc z ciekawości weszłam na twojego bloga i moje przeczucie się sprawdziło XD
OdpowiedzUsuńOpowiadanie zaczyna się niesamowicie. Tajemnicza dziewczyna wyrzucona przez fale morza, znaleziona przez głównego bohatera - alkoholika. Dobrze, że był tak pijany, że zapomniał o jej syrenim ogonie, chociaż i tak wziął to za iluzję ;D
Niesamowicie mnie zaciekawiłaś, więc niecierpliwie oczekuję nowych rozdziałów.
Pozdrawiam! :)
Marie? Czemu ją tak nazwał? Może znał kiedyś jakąś Marie. Haha, podobało mi się określenie rasowy pijak. ;> Nieźle się uśmiałam. W sumie ten fragment, jak dziewczyna była gotowa się rozebrać, a on tak gwałtownie zabronił, też był komiczny. :D Ona jest syreną? Czy widok tego ogona rzeczywiście był tylko złudzeniem wywołanym przez alkohol? Jestem ciekawa, jak ich znajomość się rozwinie. Ona naprawdę nie wie, kim jest? Heh, ciekawe, co jej się przytrafiło. :)
OdpowiedzUsuńPrzejdę teraz do oneshota. Jest bardzo dobry. Naprawdę! Jestem pod wrażeniem tego, że Yuno odważył się tam pójść. Przyjaciel go zostawił, a on mimo to oddał za niego życie. To ogromne poświęcenie. Nie każdy by tak potrafił. To przerażające, że Nao wplątał się w coś takiego. I to przez zwykłą dziewczynę. Szkoda tylko, że tak późno zrozumiał swój błąd i że odciął się od Yuno.
Chyba po prostu obrażę się na bloggera, bo to co się dzieje ostatnio jest nieakceptowalne! I nie tylko z twoim blogiem mam takie problemy. Bywają dni, że nie wyświetla mi kompletnie niczego i informuje mnie, że nie obserwuję żadnych blogów. Uroczy jest.
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy. Ohhhhh, akcja ze ściąganiem podkoszulka - przednia, haha :) Ciekawa jestem straszliwie, jak się potoczy ta ich niecodzienna znajomość, bo pewnie coś większego z tego się narodzi. Tak czuję :D
Ayumu jest świetny, normalnie prze agent z niego, pominę fakt, że jest alkoholikiem, co być może zmieni sie za sprawą znalezionej na plaży dziewczyny. Nie wiem, dlaczego ale ta jego bezradność mnie w pewien sposób urzekła. Problemy z alkoholem działają na jego niekorzyść, nienawidzę alkoholików, ugh. Teraz sie zastanawiam, czy ten syreni ogon był faktycznie wymysłem jego spijaczonej wyobraźni, czy naprawdę ta dziewczyna jest syreną, która została wyrzucona na brzeg? Omo, dobre by było - syrena! Hah Marie - o ile dobrze zapamiętałam - może to jego żona, która umarła i po tym on sie rozpił? Pewnie idę złym tropem, ale na chwilę obecną tylko to przychodzi mi do głowy ^^ powiem, że ciekawie sie zapowiada dalsza akcja ^^
OdpowiedzUsuńBloggspot chyba zaczyna zamieniać się w onet -,- tu jakieś nieprawidłowości, tu rozdziału nie pokaże, albo nie opublikuje. normalnie masakra.
OdpowiedzUsuńNa całe szczecie w końcu trafiłam do ciebie, a dzień zaczął wydawać się lepszy. polubiłam Ayume, choć jego postać nie jest zbyt ciekawą. ja szczerze nie przepadam za takimi pijakami jak on. najbardziej jednak dziwi mnie to, że nie jest on jakimś bezdomnym tylko bogatym człowiekiem. zaciekawiła mnie sprawa Marie. to była jego jakaś dziewczyna? może żona? coś mi się wydaje, że zginęła przez może. hmmm ciekawe.
jeszcze bardziej zaskoczyła mnie dziewczyna, którą znalazł na plaży. nic nie pamięta, nie wie jak ma na imię, już nie wspominając, że nie wiem, co się w około niej dzieje.
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Ayumu... Matko, nie mogę uwierzyć, że ten bohater znajduje się na samym dnie. Alkoholik, który wyniszcza siebie raz po raz, nie chcąc od nikogo pomocy. Według mnie sięganie po alkohol jest dla słabeuszy. Wódka w niczym człowiekowi nie pomoże, ba! przysporzy mu jeszcze więcej kłopotów i taka jest prawda. Ale Ayumu najwyraźniej jest pogodzony ze swoim losem. Samotny z wódką we krwi... O takim losie zawsze marzył?
OdpowiedzUsuńAyumu chciał popełnić samobójstwo? Przez to szedł w stronę morza, nie zwracając uwagi na niebezpieczeństwo? Nie bardzo to rozumiem, ale pijak ma głupie myśli. Zastanawiam się, czy ogon, który widzial Ayumu był prawdziwy, a dziewczyna wyrzucona na brzeg rzeczywiście mogłaby być syreną... może po prostu mu się przewidziało? Tak, czy siak - podoba mi się! Tylko dlaczego Aymu uparcie nazywał dziewczynę Marie? Uhm...
Dziewczyna leżała zupełnie naga przez tyle czasu? Ayumu nawet nie raczył jej ubrać, czy chociażby przykryć? ugh! Pewnie nie mógł oka nacieszyć, zbereźnik jeden... Ale nasza bohaterka nawet się tym zbytnio nie przejęła... Jedyne na co zwróciła uwagę to okropny bałagan i smród pokoju, w którym się znalazła (btw. Ayumu - mieszkasz w domu czy na skupisku śmieci? o.O).
Ayumu był na tyle pijany, by po przebudzeniu nie pamiętać, że zabrał dziewczynę z morza! No co za głupek! Coś mi się wydaje, że teraz jego życie diametralnie się zmieni. Ciekawe, co mu ten Masaki poradzi...
Muszę przyznać, że bardzo polubiłam "Marie". Moment, w którym bez jakiegokolwiek wstydu chciała oddać bluzkę Ayumu, nie zważając na to, że byłaby całkiem naga powalił mnie na łopatki. Wyobraziłam sobie speszoną minę chłopaka i omal nie padłam ze śmiechu xD.
Kocham Twoje opisy, a to opowiadanie staje się kolejnym z moich ulubionych! Matko, jak ja kocham Twoją twórczość <3.
Czekam na nowość <3.
Jaki śliczny obrazek "Serca morza" <3!
OdpowiedzUsuńDziękuje :***
Usuń