Sakue więcej się nie pojawiła, a Ayumu
z każdym dniem przekonywał się o wzrastającej w nim sile poczucia winy. Nie
potraktował jej jak przyjaciel, zachował się niczym imbecyl, a co najgorsze,
sam nie wiedział dlaczego.
Długie chwile spędzone na
rozmyślaniach pozwoliły mężczyźnie dojść do wniosku – on się zwyczajnie
obawiał. Obawiał się tajemnic, które mnożyły się wokół Nan jak grzyby po
deszczu. Sakue, po prostu poruszyła tę niebezpieczną strunę kolejną
wiadomością, która wytrąciła go z równowagi.
Skąd Nan miała naszyjnik tak stary, że
niejeden miłośnik zabytków zatarłby sobie na niego z ochotą ręce? Miał
nadzieje, że Sakue nie rozpowie wszem i wobec o swoim odkryciu. Ludzie byliby
gotowi oskarżyć Nan o kradzież i z pewnością poparliby teorie kobiety.
Ale dni mijały, a nic groźnego nie
pojawiało się na horyzoncie.
Do czasu.
Wydarzyło się to pewnego dnia, gdy
Listopad odliczał swoje ostatnie dni przez ustąpieniem Grudniowi. Pogoda była
piękna, więc Ayumu i Nan zjedli śniadanie na werandzie, a potem cały dzień
malowali na świeżym powietrzu, atakowani od czasu do czasu przez zaczepny
wiatr.
Ale ten dzień nie był dla mężczyzny
szczęśliwy. Wspomnienia Mari tłoczyły się wokół niego z duszącą siłą, jakby
dobywały się z rozgrzanego piecza węglowego. Prawie nie mógł jasno myśleć.
Powód był prosty – dzień ten był
rocznicą jej śmierci.
Właśnie, dlatego oderwał się od
malowania i zostawił Nan samą kierując się tylko i wyłącznie instynktownie w
stronę zamkniętego pokoju. Wygrzebał z dobrze sobie znanego schowka klucz i
przekręcił zamek, wchodząc do środka.
Pomieszczenie pachniało stęchlizną i
domagało się natychmiastowego wietrzenia, co też i uczynił. Ściany były
muśnięte bladoróżową farbą, okna zdobiły koronkowe zasłony, a panelową podłogę
włochaty, fioletowy dywan. Gdyby nie wszechobecny tutaj kurz, każdy jeden
stwierdziłby, że pokój wciąż jest zamieszkany. Stojąca w rogu toaletka z
podświetlanym, półkolistym lustrem zawalona była różnymi, babskimi szpargałami.
W oczy rzucał się przede wszystkim ładny, biały grzebień. Duże, małżeńskie łoże
kryło się pod brązową narzutą, sięgającą aż do ziemi, a pod nią była pościel.
Natomiast szafa pękała od jej ubrań. Począwszy od sukienek, które tak kochała,
kończąc na kapeluszach i apaszkach oraz okularach słonecznych, uzbieranych w
pokaźną ilość w ozdobnym pudełku.
Sypialnia Marie. Wprawdzie przez
ładnych parę lat Ayumu dzielił ją wraz nią, ale nigdy nie poddał wątpliwościom,
że pokój należał do niej. Wspomnienia w tym miejscu żyły intensywniej niż gdziekolwiek
indziej w domu. Oczami Ayumu zaczęły wędrować obrazy z przeszłości.
Wszystkie chwile, gdy kochał się z nią
namiętnie, do utraty tchu. Momenty, gdy zajadali się orzeszkami, kłócąc jaki
film wypożyczyć na dziś. Wybuchy jej niekontrolowanego śmiechu, który wzbijał
się w powietrze tak subtelnie jak trzepot motylich skrzydeł. Jego echo jeszcze
długo dźwięczało niczym odbicie dzwonu. Uwielbiał to. Dotyk jej ręki na swojej.
Gdy ściskała w dłoni jego palce z taką czułością i miłością, na jaką nigdy nie czuł,
że zasłużył.
Kupił ten dom dla niej, dla Marie. Ona
zawsze chciała mieszkać na plaży, nierozłącznie związana z morzem, które
każdego dnia zapierało jej dech w piersiach. Wprowadzili się do niego tak
młodzi i pełni nadziei, że brutalność losu przywaliła ich z niespodziewaną
siłą.
Jednego dnia była tuż obok, a drugiego
zniknęła w falach morza. Ciało odnaleziono dopiero po kilku dniach. Pochowano
ją na cmentarnym wzgórzu. Przez dwa lata regularnie zanosił jej kwiaty. Potem
był zbyt pijany, żeby o tym pamiętać.
Teraz znów musiał to zrobić.
Uderzony impulsem sięgnął do kieszeni
po kluczyki auta i wybiegł z domu, zapominając poinformować Nan o swoim
wyjściu. Teraz myślami był przy Marie, przepraszając ją nieustanie za to, co
się wtedy wydarzyło, za to , że nie zdołał jej uratować.
***
Nan wrzuciła umyte pędzle do słoika i
rozejrzała się po pustym domu. Od kilku minut bezskutecznie wołała Ayumu.
Odpowiadała jej tylko cisza. Początkowo zaczęła się o niego martwić, jednakże
doszła do wniosku, że to przecież dorosły mężczyzna. Cokolwiek się stało,
poradzi sobie.
Nie mając co ze sobą zrobić,
przygotowała mrożoną herbatę i wyszła na zewnątrz, podziwiając malowniczy
zachód nad morzem. Chłodny wiatr bujał werandową huśtawką, która lekko
skrzypiała. Nan usiadła na niej, rozkoszując się smakiem orzeźwiającego napoju.
Nagle na barierce werandy przysiadła
mewa. Biały ptak z pewnością urzekłby serce dziewczyny, gdyby nie zagruchotał
ostrzegawczo i nastroszył pióra. Zwierzęta wyczuwały zagrożenie i Nan o tym
wiedziała. Napięła zatem wszystkie mięśnie i, odstawiając szklankę na
wiklinowy, biały stolik, rozejrzała się czujnie do o koła. Otoczenie wyglądało
normalnie.
Łąka przed plażą kołysała się sennie
pod wpływem wiatru, morze szumiało spokojnie, kilka leniwych chmur sunęło nieśpiesznie
po ciemniejącym z wolna niebie, nabierając odcienie purpury.
A, jednak coś było nie tak. Jakieś
zawirowanie w powietrzu, jakaś niespokojna aura zapadającego wieczora, mąciły
jego urok.
Nan szybko podniosła się z miejsca i
weszła do domu, zamykając za sobą drzwi. Chociaż nie było jeszcze ciemno
zaświeciła w salonie światło i usiadła na kanapie, łapiąc jedną z poduszek.
Przytuliła ją mocno do siebie, gorąco pragnąc, aby Ayumu już wrócił.
I, wtedy usłyszała odgłos otwieranych
drzwi. Tyle, że nie tych wejściowych, ale prowadzących na werandę, które
znajdowały się tuż za jej plecami.
Zastygając, rażona paraliżującym
strachem, bała się oddychać, a co dopiero odwrócić, by spojrzeć co się dzieje.
— Ayumu? — szepnęła prawie
niesłyszalnie wierząc naiwnie, że za chwile usłyszy jego głos i wszystko będzie
jak dawniej.
Zamiast tego poczuła gorący oddech na
swojej szyi. Oddech pachnący glonami. Zwiastun niebezpieczeństwa.
***
Wrócił do domu, rzucając klucze w to
samo miejsce, co zawsze. Nawet nie wiedział, w którym momencie czas na
cmentarzu wydłużył się do dwóch godzin. Z poczuciem winy zatem przekroczył
progi posesji, pierwszy raz mając do kogo wracać.
Widząc zapalone w salonie światło,
skierował się tam, sądząc, że zastanie Nan. Reszta pomieszczeń spowita była
ciemnością.
W salonie Nan nie było.
Przez otwarte drzwi werandy wlatywały
podmuchy wiatru, wprawiające w ruch białą firankę. Nadymała się ona niczym
żagiel statku, po czym wracała na swoje miejsce.
Aymu wyczuł, że coś jej nie w
porządku. Wyszedł na zewnątrz. Wieczór pęczniał od dźwięków cykad i szumu
morza. Gwieździste niebo zasnute było pojedynczymi chmurami, ale, poza tym było
rześko i przyjemnie.
— Nan? — Nerwowo wypowiedział imię
dziewczyny, zastanawiając się jednocześnie, czy powinien teraz pójść na górę. Z
jakiegoś jednak powodu miał pewność, że jej tam nie zastanie.
Zamiast tego oparł się o barierkę i
przebiegł spojrzeniem wzdłuż linii łąki. Miał wrażenie, że na jej tle, tam,
gdzie rozpoczynała się już plaża, mignęły mu dwa cienie. Potem usłyszał
rozdzierający krzyk.
— Nan! — wrzasnął tak głośno, że kilka
mew poderwało się niespokojnie do lotu. Ayumu nie zważając na nic rzucił się
pędem przez mostek i wbił się stopami w suchy piach, rozglądając na boki. —
Nan!
— Ayumu! — Usłyszał jej wołający o
pomoc głos i gęsia skórka nieprzyjemnie pokryła mu ciało. W ułamku sekundy
adrenalina zaczęła rządzić się w jego żyłach, a wszystkie myśli ustąpiły
automatycznemu działaniu, które kierowało go na pomoc jej.
Skierował się w prawą stronę, tam,
gdzie przy brzegu miał zacumowane wodne motorówki, gdyż głos dziewczyny, jak mu
się zdawało, dobiegał właśnie stamtąd.
Zobaczył ją. Upadła na ziemie,
szarpana przez nieznajomego mężczyznę o chudej twarzy i białych włosach,
idealnie odznaczających się w ciemnościach.
Coś w Ayumu pękło od gniewu. Tęczówki
zaszył mrok nienawiści, nakierowanej wprost na oprawcę. Jaki prawem ją
krzywdził? Jakim prawem nachodził ich z tak brutalną siłą? Kim był i czego od
niej chciał? Ayumu pierwszy raz pomyślał, że przeszłość Nan mogła być okrutna i
lepiej będzie, jeżeli nigdy sobie o niej nie przypomni.
Nie w pełni świadomy tego, co czyni,
rzucił się na obcego ze zwierzęcym rykiem i zaczął okładać go pięściami jak
szalony. Zadawał cios za ciosem niczym w amoku, mając nadzieje doprowadzić
nieznajomego na krawędzie śmierci.
Nic z tego. Białowłosy okazał się nie
być bezbronnym, bowiem złapał Ayumu za szyje, a jego palce z nienaturalną siłą
zaczęły go dusić, rozciągając się do nienaturalnych długości. Bezskutecznie
próbował je podważyć, aż do oczu napłynęły mu łzy, ale siła dłoni oprawcy
okazała się żelazna.
— Zostaw go! Zostaw, powiedziałam! —
Nan znalazła pierwszy lepszy, gruby kij i przywaliła nieznajomemu w głowę. Ani
na chwilę go to nie zamroczyło, jednakże stracił zainteresowanie mężczyzną i
skierował uwagę na dziewczynę. Jego oczy były tak złowieszcze, że przewróciła
się, robiąc kilka kroków w tył. — Kim jesteś? — zapytała z niedowierzaniem,
gdyż nagle zdała sobie sprawę, że nie ma do czynienia z człowiekiem. Nie, to
coś było potworem, takim, które istnieje tylko w starych legendach bądź
książkach dla młodzieży.
Nim Ayumu odzyskał zdolność
racjonalnego myślenia, krzyk Nan rozdarł wieczorne powietrze jak ostrze nożna.
Z przerażeniem zauważył ją leżącą brzuchem na plaży. Wbijała palce dłoni w
piach, próbując ratować się przed nieznajomym, który trzymał ją kurczowo za
jedną nogę, próbując ewidentnie skierować do morza.
On chcę ją utopić!, przeszło Ayumu
przez myśl. To był porażający impuls, który zerwał go na równe nogi.
Rzucił się na mężczyznę, lecz ten
odrzucił go z lekkością szmacianej lalki. Ayumu uderzył plecami w piach, czując
rozchodzący się po kręgosłupie ból. Mimo to, nie myślał o sobie i szybko się
podniósł.
W przypływie chwili złapał za kij,
którym Nan uprzednio przywaliła w głowę oprawcy, po czym ponownie zaatakował,
tym razem wbijając mu go agresywnie w plecy. Nie spodziewał się po sobie takiej
siły, zwłaszcza że kij nie był naostrzony, ale na szczęście na tyle mocny, by
się nie złamać.
Mężczyzna wydał z siebie bolesny jęk,
a z rany zaczęła wypływać zielona, błotnista ropa. Ayumu wytrzeszczył oczy nie
wiedząc, na co patrzy. Nieznaczna cześć skóry zaatakowanego pokryła się
łuskami.
To nie był człowiek! Ayumu omal się
nie przewrócił, ale, gdy nieznajomy, ignorując kij w plecach, złapał ją
ponownie za łydkę i przewrócił, Ayumu zrozumiał, że musi się tego czegoś pozbyć
i to natychmiast.
Złapał Nan za rękę, walcząc z oprawcą,
który zachowywał się coraz brutalniej. Ayumu znów został odepchnięty, tym razem
na chwile go zamroczyło, a ziemia przed oczami zachybotała mu niebezpiecznie.
Wtedy zobaczył leżący w piachu
naszyjnik Nan. Sięgnął po niego, chociaż nie miał teraz czasu na tego typu
głupoty, jak dbanie o to, by się nie zgubił. Jednakże, to właśnie wtedy
usłyszał w głębi duszy wyraźny, niecierpliwy rozkaz.
„Spal go”.
Zdrętwiał, mając wrażenie, że zupełnie
oszalał, ale, gdy Nan ponownie wrzasnęła, otrzeźwiło go to skuteczniej niż
wiadro lodowatej wody.
Spalić, spalić tego potwora, tylko
jak?
Podbiegł do jednej z motorówek i
zajrzał do bagażnika, skąd wydobył bak pełen benzyny. Nie czekając na wybicie
kolejnej minuty, odkorkował pojemnik i oblał śmierdzącą cieszą napastnika Nan.
Nieznajomy nawet nie zwrócił na to
uwagi zapewne nie zdając sobie sprawy z zagrożenia. Ayumu to wykorzystał i,
wyjmując z kieszeni zapalniczkę, wzniecił płomień, który następnie skierował na
mężczyznę, sprawiając, że stanął cały w ogniu.
Nan wyswobodziła się z uwięzi, gdyż
napastnik wydał z siebie ryk bólu i zatoczył się w tył. Płonąc stracił wygląd
człowieka i na powrót stał się obślizgłym, niepodobnym do niczego potworem.
Przez kilka sekund topił się niczym
wosk, po czym zupełnie zniknął, pozostawiając po sobie jedynie grudkę sklejonej
mazi.
Dopiero wówczas Nan wybuchła płaczem,
chowając twarz w dłoniach. Ayumu oddychał ciężko, jeszcze długo wpatrując się w
pozostałości po potworze i nie mógł pojąć tego, z czym miał do czynienia. W
jednej chwili wszystko , co uważał za prawdziwe runęło jak domek z kart.
Słysząc jednak płacz dziewczyny
porzucił niedowierzanie i zbliżył się do niej, otaczając ramieniem.
Ułożyła głowę w zgięciu jego szyi, nie
mogąc powstrzymać szlochu. Spazmy płaczu szarpały jej ciałem i nic nie
pomagało, nawet to , że Ayumu prawie całkowicie zakleszczył ją w swoich
objęciach.
— Już w porządku, słyszysz? To coś
odeszło… nic ci nie grozi.
— Ja… ja nawet nie wiem , co to było —
jęknęła, dławiąc się własnymi słowami.
— Z czymkolwiek mieliśmy do czynienia,
odeszło. Wracajmy do domu. Oboje musimy ochłonąć.
Kiwnęła głową, pozwalając mu prowadzić
się za rękę. Mimo, iż potwór został spalony wciąż nie minęło uczucie
zagrożenia. Miała wrażenie, że pustka w jej głowie jest jak wyrwa, w której
może utonąć. Jak miała się bronić, kiedy niczego nie wiedziała o sobie i swoich
wrogach?
***
Podał jej kubek ciepłego kakao i
usiadł obok na łóżku. Nan leżała już przebrana i wymyta w łóżku, opierając się
o satynowe poduszki. Wciąż wyglądała na wytrąconą z równowagi, ale przynajmniej
nie trzęsła się już tak mocno , jak wcześniej.
— Wygodnie ci? — zapytał troskliwie.
Kiwnęła głową ze wzrokiem utkwionym w
bliżej nieokreślonym punkcie.
— Tak. Ale się boje — powiedziała
szeptem. Potem skierowała ku niemu spojrzenie pełne strachu. — Mógłbyś spać
dzisiaj ze mną? Proszę?
Westchnął. Stanowczo nie powinien tego
robić, jednak złapała go za rękę i była tak zdesperowana, że nie potrafił jej
odmówić. Sam również wolał mieć ją na oku, by upewnić się o jej
bezpieczeństwie.
Wsunął się więc pod pościel i
przytulił do siebie. Jego ręka automatycznie dotknęła włosów Nan, które zaczął
pieszczotliwie głaskać.
Odetchnęła z ulgą, a czując się
bezpiecznie, przywołała do siebie myśli, jakie wcześniej nie przyszły jej do
głowy.
— Ayumu? Dlaczego wyszedłeś bez słowa?
Wyczuwając w głosie dziewczyny nutkę
żalu poczuł się jak łotr.
— Przepraszam, nie powinienem był tego
robić — powiedział niepewnie. — Dzisiaj jest kolejna rocznica śmierci Marie.
Nan drgnęła gwałtownie i uniosła na
jego twarz zdziwione oczy.
— Nic nie powiedziałeś!
— Wiem. Nie chciałem się tym z nikim
dzielić — wyznał ze wstydem. — To coś, o czym wolałbym zapomnieć, ale nie mogę.
Jej śmierć… stała się z mojej winy.
Zapadło chwilowe milczenie. Wpatrywał
się uporczywie w obraz na przeciwległej ścianie, błądząc po odmętach własnych
uczuć. Bliskość Nan była tak kojąca, że powoli uwalniał się od cierpienia.
Wciąż nie rozumiał kim był potwór z plaży, ale czas, by o tym myśleć zostawił
na jutro. Teraz liczyła się tylko ona, ta drobna istota, tuląca się do jego
ciała z taką ufnością, że z trudem powstrzymywał się, by nie zrobić czegoś
więcej. Jednak powstrzymywał się, kierowany rozsądkiem.
— Co masz na myśli mówiąc, że to twoja
wina? — Ciche brzmienie jej głosu sprowadziło go do rzeczywistości. Zastygł w
bezruchu, zastanawiając się, czy powiedzieć prawdę? Nagle uzmysłowił sobie, że
pragnie tego, jak niczego na świecie. Nie obawiał się, że Nan go odrzuci, ufał
dziewczynie w pełni. Była jedyną istotą, która naprawdę go kochała,
bezinteresownie.
— Dobrze, opowiem ci wszystko…
***
Czegoś mi w tym rozdziale brakuje, nie umiem dokładnie określić co takiego, ale jestem z niego tylko w połowie zadowolona. Może chodzi o tę scenkę z potworem? Nigdy nie byłam mocna w pisaniu takich "trzymających w napięciu" momentów :) Mimo to, mam nadzieje, że się wam podobało.
PS: Witam was w nowym roku!! :D
O rany, powiem szczerze, że takiego stwora to ja się nie spodziewałam! I przyznam, ze mam co do tego mieszane uczucia... Jakoś wydawało mi się, ze to opowiadanie będzie mimo wszystko pozbawione nadnaturalnych postaci, a to, ze Nan wydała się Ayumu syreną było jedynie psikusem jego pijanej wyobraźni... Ale nie jest źle, w sumie to jakoś wszystko układa się w całość :) dobrze, że Auymu zjawił się w odpowiednim momencie, superbohaterowie już tak mają :d jestem ciekawa o co chodzi ze śmiercią Marii...
OdpowiedzUsuńTen potwór pojawił się na końcu któregoś z wcześniejszych rozdziałów. Wynurzał się z morza i przybierał dopiero ludzką postać :D Więc od początku komunikowałam, że to będzie istota nadnaturalna :D
UsuńPozdrawiam ciepło :*
O żesz Ty! Co to było? Jezu... i jeszcze wdarło się do domu. To był ten sam facet, który ją prześladował? Że też akurat wtedy Ayumu musiał wyjść. W sumie miał powód, ale mógł jej powiedzieć, to pewnie poszłaby z nim. Czym ona jest, że tamten chciał ją zaciągnąć do morza? Na pewno nie chodziło o utopienie. Ayumu jest odważny... Zmierzył się z tym czymś, by ją uratować. I jak to Marie zginęła przez niego? Jej... to on musi cierpieć jeszcze bardziej, niż się wydaje. Musiałaś w takim momencie skończyć?
OdpowiedzUsuńAyumu naprawdę źle czuje się z powodu Sakue. Nie dziwię mu się w końcu dziewczyna była jego przyjaciółką od wielu długich lat, a on potraktował ją w tak okrutny sposób. No i zaczyna mieć naprawdę wiele wątpliwości jeśli chodzi o Nan.
OdpowiedzUsuńTo przykre, że Ayumu wspomnienia związane z Marie atakują z tak ogromną siłą. Nie ma wątpliwości co do tego, że to ona była jedyną i najprawdziwszą miłością naszego bohatera. To się nie zmieni. Może i darzy Nan jakimś uczuciem, ale nigdy nie będzie to równie silna miłość, jak ta, którą darzył Marie. Z każdą rocznicą śmierci będzie przeżywał to równie mocno.
No i pojawił się potwór! Podobała mi się ta akcja, choć dreszcze pojawiły się na moim ciele! Ten potwór był tak okropny! W dodatku chciał zaciągnąć Nan do morza. Ogromne uznanie z mojej strony dla Ayumu, który wykazał się niesamowitą odwagą i uratował Nan z rąk tego potwora! Ayumu musiał go spalić! Inaczej nie wiadomo co stałoby się z naszą bohaterką. Nie dziwię się, że dziewczyna była roztrzęsiona, ale o co chodziło Ayumu? Dlaczego powiedział, że to wszystko jest jego winą? Nie rozumiem...
Czekam na nowość, kochana! <3. Hwaiting!
Ayumu okazał się niesamowitą odwagą, walcząc z tym potworem. Ale dla Nan on przecież zrobi wszystko?
OdpowiedzUsuńAkcja z potworem nieźle mnie wystraszyła. Bałam się, że stanie się cokolwiek jednemu z głównych bohaterów. Na szczęście Ayumu spalił ten naszyjnik, sprawiając,że potwór zniknął.
I o co chodzi z Marie? Dlaczego Ayumu powiedział, że to z jego winy ona umarła?
Czekam na nowy rozdział <3
Pozdrawiam!
Ehem, powinno być wykazał. Wybacz ten błąd, ale jeszcze zaspana jestem ;D
UsuńO mamo! Ile emocji! Wow! Przypuszczałam, że pojawią się tutaj jakieś nieludzkie istoty, ale i tak mimo wszystko mnie zaskoczyłaś. Na szczęście Ayumu wykazał się niezwykłym bohaterstwem i odwagą, ratując biedną Nan. Można na chwilę odetchnąć, choć jak przypuszczam to nie koniec ich kłopotów.
OdpowiedzUsuńw końcu poznamy historię Marie *.* już nie mogę się tego doczekać.
OdpowiedzUsuńten mężczyzna, który zaatakował Nan... boże był obrzydliwy i straszny. nie chciałabym spotkać kogoś takiego na swojej drodze. fuuuj. ale dobrze, że spłonął.
Weny życzę!