11.O pewnej rocznicy i poważnym zagrożeniu.

Sakue więcej się nie pojawiła, a Ayumu z każdym dniem przekonywał się o wzrastającej w nim sile poczucia winy. Nie potraktował jej jak przyjaciel, zachował się niczym imbecyl, a co najgorsze, sam nie wiedział dlaczego.
Długie chwile spędzone na rozmyślaniach pozwoliły mężczyźnie dojść do wniosku – on się zwyczajnie obawiał. Obawiał się tajemnic, które mnożyły się wokół Nan jak grzyby po deszczu. Sakue, po prostu poruszyła tę niebezpieczną strunę kolejną wiadomością, która wytrąciła go z równowagi.
Skąd Nan miała naszyjnik tak stary, że niejeden miłośnik zabytków zatarłby sobie na niego z ochotą ręce? Miał nadzieje, że Sakue nie rozpowie wszem i wobec o swoim odkryciu. Ludzie byliby gotowi oskarżyć Nan o kradzież i z pewnością poparliby teorie kobiety.
Ale dni mijały, a nic groźnego nie pojawiało się na horyzoncie.
Do czasu.
Wydarzyło się to pewnego dnia, gdy Listopad odliczał swoje ostatnie dni przez ustąpieniem Grudniowi. Pogoda była piękna, więc Ayumu i Nan zjedli śniadanie na werandzie, a potem cały dzień malowali na świeżym powietrzu, atakowani od czasu do czasu przez zaczepny wiatr.
Ale ten dzień nie był dla mężczyzny szczęśliwy. Wspomnienia Mari tłoczyły się wokół niego z duszącą siłą, jakby dobywały się z rozgrzanego piecza węglowego. Prawie nie mógł jasno myśleć.
Powód był prosty – dzień ten był rocznicą jej śmierci.
Właśnie, dlatego oderwał się od malowania i zostawił Nan samą kierując się tylko i wyłącznie instynktownie w stronę zamkniętego pokoju. Wygrzebał z dobrze sobie znanego schowka klucz i przekręcił zamek, wchodząc do środka.
Pomieszczenie pachniało stęchlizną i domagało się natychmiastowego wietrzenia, co też i uczynił. Ściany były muśnięte bladoróżową farbą, okna zdobiły koronkowe zasłony, a panelową podłogę włochaty, fioletowy dywan. Gdyby nie wszechobecny tutaj kurz, każdy jeden stwierdziłby, że pokój wciąż jest zamieszkany. Stojąca w rogu toaletka z podświetlanym, półkolistym lustrem zawalona była różnymi, babskimi szpargałami. W oczy rzucał się przede wszystkim ładny, biały grzebień. Duże, małżeńskie łoże kryło się pod brązową narzutą, sięgającą aż do ziemi, a pod nią była pościel. Natomiast szafa pękała od jej ubrań. Począwszy od sukienek, które tak kochała, kończąc na kapeluszach i apaszkach oraz okularach słonecznych, uzbieranych w pokaźną ilość w ozdobnym pudełku.
Sypialnia Marie. Wprawdzie przez ładnych parę lat Ayumu dzielił ją wraz nią, ale nigdy nie poddał wątpliwościom, że pokój należał do niej. Wspomnienia w tym miejscu żyły intensywniej niż gdziekolwiek indziej w domu. Oczami Ayumu zaczęły wędrować obrazy z przeszłości.
Wszystkie chwile, gdy kochał się z nią namiętnie, do utraty tchu. Momenty, gdy zajadali się orzeszkami, kłócąc jaki film wypożyczyć na dziś. Wybuchy jej niekontrolowanego śmiechu, który wzbijał się w powietrze tak subtelnie jak trzepot motylich skrzydeł. Jego echo jeszcze długo dźwięczało niczym odbicie dzwonu. Uwielbiał to. Dotyk jej ręki na swojej. Gdy ściskała w dłoni jego palce z taką czułością i miłością, na jaką nigdy nie czuł, że zasłużył.
Kupił ten dom dla niej, dla Marie. Ona zawsze chciała mieszkać na plaży, nierozłącznie związana z morzem, które każdego dnia zapierało jej dech w piersiach. Wprowadzili się do niego tak młodzi i pełni nadziei, że brutalność losu przywaliła ich z niespodziewaną siłą.
Jednego dnia była tuż obok, a drugiego zniknęła w falach morza. Ciało odnaleziono dopiero po kilku dniach. Pochowano ją na cmentarnym wzgórzu. Przez dwa lata regularnie zanosił jej kwiaty. Potem był zbyt pijany, żeby o tym pamiętać.
Teraz znów musiał to zrobić.
Uderzony impulsem sięgnął do kieszeni po kluczyki auta i wybiegł z domu, zapominając poinformować Nan o swoim wyjściu. Teraz myślami był przy Marie, przepraszając ją nieustanie za to, co się wtedy wydarzyło, za to , że nie zdołał jej uratować.

***

Nan wrzuciła umyte pędzle do słoika i rozejrzała się po pustym domu. Od kilku minut bezskutecznie wołała Ayumu. Odpowiadała jej tylko cisza. Początkowo zaczęła się o niego martwić, jednakże doszła do wniosku, że to przecież dorosły mężczyzna. Cokolwiek się stało, poradzi sobie.
Nie mając co ze sobą zrobić, przygotowała mrożoną herbatę i wyszła na zewnątrz, podziwiając malowniczy zachód nad morzem. Chłodny wiatr bujał werandową huśtawką, która lekko skrzypiała. Nan usiadła na niej, rozkoszując się smakiem orzeźwiającego napoju.
Nagle na barierce werandy przysiadła mewa. Biały ptak z pewnością urzekłby serce dziewczyny, gdyby nie zagruchotał ostrzegawczo i nastroszył pióra. Zwierzęta wyczuwały zagrożenie i Nan o tym wiedziała. Napięła zatem wszystkie mięśnie i, odstawiając szklankę na wiklinowy, biały stolik, rozejrzała się czujnie do o koła. Otoczenie wyglądało normalnie.
Łąka przed plażą kołysała się sennie pod wpływem wiatru, morze szumiało spokojnie, kilka leniwych chmur sunęło nieśpiesznie po ciemniejącym z wolna niebie, nabierając odcienie purpury.
A, jednak coś było nie tak. Jakieś zawirowanie w powietrzu, jakaś niespokojna aura zapadającego wieczora, mąciły jego urok.
Nan szybko podniosła się z miejsca i weszła do domu, zamykając za sobą drzwi. Chociaż nie było jeszcze ciemno zaświeciła w salonie światło i usiadła na kanapie, łapiąc jedną z poduszek. Przytuliła ją mocno do siebie, gorąco pragnąc, aby Ayumu już wrócił.
I, wtedy usłyszała odgłos otwieranych drzwi. Tyle, że nie tych wejściowych, ale prowadzących na werandę, które znajdowały się tuż za jej plecami.
Zastygając, rażona paraliżującym strachem, bała się oddychać, a co dopiero odwrócić, by spojrzeć co się dzieje.
— Ayumu? — szepnęła prawie niesłyszalnie wierząc naiwnie, że za chwile usłyszy jego głos i wszystko będzie jak dawniej.
Zamiast tego poczuła gorący oddech na swojej szyi. Oddech pachnący glonami. Zwiastun niebezpieczeństwa.

***

Wrócił do domu, rzucając klucze w to samo miejsce, co zawsze. Nawet nie wiedział, w którym momencie czas na cmentarzu wydłużył się do dwóch godzin. Z poczuciem winy zatem przekroczył progi posesji, pierwszy raz mając do kogo wracać.
Widząc zapalone w salonie światło, skierował się tam, sądząc, że zastanie Nan. Reszta pomieszczeń spowita była ciemnością.
W salonie Nan nie było.
Przez otwarte drzwi werandy wlatywały podmuchy wiatru, wprawiające w ruch białą firankę. Nadymała się ona niczym żagiel statku, po czym wracała na swoje miejsce.
Aymu wyczuł, że coś jej nie w porządku. Wyszedł na zewnątrz. Wieczór pęczniał od dźwięków cykad i szumu morza. Gwieździste niebo zasnute było pojedynczymi chmurami, ale, poza tym było rześko i przyjemnie.
— Nan? — Nerwowo wypowiedział imię dziewczyny, zastanawiając się jednocześnie, czy powinien teraz pójść na górę. Z jakiegoś jednak powodu miał pewność, że jej tam nie zastanie.
Zamiast tego oparł się o barierkę i przebiegł spojrzeniem wzdłuż linii łąki. Miał wrażenie, że na jej tle, tam, gdzie rozpoczynała się już plaża, mignęły mu dwa cienie. Potem usłyszał rozdzierający krzyk.
— Nan! — wrzasnął tak głośno, że kilka mew poderwało się niespokojnie do lotu. Ayumu nie zważając na nic rzucił się pędem przez mostek i wbił się stopami w suchy piach, rozglądając na boki. — Nan!
— Ayumu! — Usłyszał jej wołający o pomoc głos i gęsia skórka nieprzyjemnie pokryła mu ciało. W ułamku sekundy adrenalina zaczęła rządzić się w jego żyłach, a wszystkie myśli ustąpiły automatycznemu działaniu, które kierowało go na pomoc jej.
Skierował się w prawą stronę, tam, gdzie przy brzegu miał zacumowane wodne motorówki, gdyż głos dziewczyny, jak mu się zdawało, dobiegał właśnie stamtąd.
Zobaczył ją. Upadła na ziemie, szarpana przez nieznajomego mężczyznę o chudej twarzy i białych włosach, idealnie odznaczających się w ciemnościach.
Coś w Ayumu pękło od gniewu. Tęczówki zaszył mrok nienawiści, nakierowanej wprost na oprawcę. Jaki prawem ją krzywdził? Jakim prawem nachodził ich z tak brutalną siłą? Kim był i czego od niej chciał? Ayumu pierwszy raz pomyślał, że przeszłość Nan mogła być okrutna i lepiej będzie, jeżeli nigdy sobie o niej nie przypomni.
Nie w pełni świadomy tego, co czyni, rzucił się na obcego ze zwierzęcym rykiem i zaczął okładać go pięściami jak szalony. Zadawał cios za ciosem niczym w amoku, mając nadzieje doprowadzić nieznajomego na krawędzie śmierci.
Nic z tego. Białowłosy okazał się nie być bezbronnym, bowiem złapał Ayumu za szyje, a jego palce z nienaturalną siłą zaczęły go dusić, rozciągając się do nienaturalnych długości. Bezskutecznie próbował je podważyć, aż do oczu napłynęły mu łzy, ale siła dłoni oprawcy okazała się żelazna.
— Zostaw go! Zostaw, powiedziałam! — Nan znalazła pierwszy lepszy, gruby kij i przywaliła nieznajomemu w głowę. Ani na chwilę go to nie zamroczyło, jednakże stracił zainteresowanie mężczyzną i skierował uwagę na dziewczynę. Jego oczy były tak złowieszcze, że przewróciła się, robiąc kilka kroków w tył. — Kim jesteś? — zapytała z niedowierzaniem, gdyż nagle zdała sobie sprawę, że nie ma do czynienia z człowiekiem. Nie, to coś było potworem, takim, które istnieje tylko w starych legendach bądź książkach dla młodzieży.
Nim Ayumu odzyskał zdolność racjonalnego myślenia, krzyk Nan rozdarł wieczorne powietrze jak ostrze nożna. Z przerażeniem zauważył ją leżącą brzuchem na plaży. Wbijała palce dłoni w piach, próbując ratować się przed nieznajomym, który trzymał ją kurczowo za jedną nogę, próbując ewidentnie skierować do morza.
On chcę ją utopić!, przeszło Ayumu przez myśl. To był porażający impuls, który zerwał go na równe nogi.
Rzucił się na mężczyznę, lecz ten odrzucił go z lekkością szmacianej lalki. Ayumu uderzył plecami w piach, czując rozchodzący się po kręgosłupie ból. Mimo to, nie myślał o sobie i szybko się podniósł.
W przypływie chwili złapał za kij, którym Nan uprzednio przywaliła w głowę oprawcy, po czym ponownie zaatakował, tym razem wbijając mu go agresywnie w plecy. Nie spodziewał się po sobie takiej siły, zwłaszcza że kij nie był naostrzony, ale na szczęście na tyle mocny, by się nie złamać.
Mężczyzna wydał z siebie bolesny jęk, a z rany zaczęła wypływać zielona, błotnista ropa. Ayumu wytrzeszczył oczy nie wiedząc, na co patrzy. Nieznaczna cześć skóry zaatakowanego pokryła się łuskami.
To nie był człowiek! Ayumu omal się nie przewrócił, ale, gdy nieznajomy, ignorując kij w plecach, złapał ją ponownie za łydkę i przewrócił, Ayumu zrozumiał, że musi się tego czegoś pozbyć i to natychmiast.
Złapał Nan za rękę, walcząc z oprawcą, który zachowywał się coraz brutalniej. Ayumu znów został odepchnięty, tym razem na chwile go zamroczyło, a ziemia przed oczami zachybotała mu niebezpiecznie.
Wtedy zobaczył leżący w piachu naszyjnik Nan. Sięgnął po niego, chociaż nie miał teraz czasu na tego typu głupoty, jak dbanie o to, by się nie zgubił. Jednakże, to właśnie wtedy usłyszał w głębi duszy wyraźny, niecierpliwy rozkaz.
„Spal go”.
Zdrętwiał, mając wrażenie, że zupełnie oszalał, ale, gdy Nan ponownie wrzasnęła, otrzeźwiło go to skuteczniej niż wiadro lodowatej wody.
Spalić, spalić tego potwora, tylko jak?
Podbiegł do jednej z motorówek i zajrzał do bagażnika, skąd wydobył bak pełen benzyny. Nie czekając na wybicie kolejnej minuty, odkorkował pojemnik i oblał śmierdzącą cieszą napastnika Nan.
Nieznajomy nawet nie zwrócił na to uwagi zapewne nie zdając sobie sprawy z zagrożenia. Ayumu to wykorzystał i, wyjmując z kieszeni zapalniczkę, wzniecił płomień, który następnie skierował na mężczyznę, sprawiając, że stanął cały w ogniu.
Nan wyswobodziła się z uwięzi, gdyż napastnik wydał z siebie ryk bólu i zatoczył się w tył. Płonąc stracił wygląd człowieka i na powrót stał się obślizgłym, niepodobnym do niczego potworem.
Przez kilka sekund topił się niczym wosk, po czym zupełnie zniknął, pozostawiając po sobie jedynie grudkę sklejonej mazi.
Dopiero wówczas Nan wybuchła płaczem, chowając twarz w dłoniach. Ayumu oddychał ciężko, jeszcze długo wpatrując się w pozostałości po potworze i nie mógł pojąć tego, z czym miał do czynienia. W jednej chwili wszystko , co uważał za prawdziwe runęło jak domek z kart.
Słysząc jednak płacz dziewczyny porzucił niedowierzanie i zbliżył się do niej, otaczając ramieniem.
Ułożyła głowę w zgięciu jego szyi, nie mogąc powstrzymać szlochu. Spazmy płaczu szarpały jej ciałem i nic nie pomagało, nawet to , że Ayumu prawie całkowicie zakleszczył ją w swoich objęciach.
— Już w porządku, słyszysz? To coś odeszło… nic ci nie grozi.
— Ja… ja nawet nie wiem , co to było — jęknęła, dławiąc się własnymi słowami.
— Z czymkolwiek mieliśmy do czynienia, odeszło. Wracajmy do domu. Oboje musimy ochłonąć.
Kiwnęła głową, pozwalając mu prowadzić się za rękę. Mimo, iż potwór został spalony wciąż nie minęło uczucie zagrożenia. Miała wrażenie, że pustka w jej głowie jest jak wyrwa, w której może utonąć. Jak miała się bronić, kiedy niczego nie wiedziała o sobie i swoich wrogach?

***

Podał jej kubek ciepłego kakao i usiadł obok na łóżku. Nan leżała już przebrana i wymyta w łóżku, opierając się o satynowe poduszki. Wciąż wyglądała na wytrąconą z równowagi, ale przynajmniej nie trzęsła się już tak mocno , jak wcześniej.
— Wygodnie ci? — zapytał troskliwie.
Kiwnęła głową ze wzrokiem utkwionym w bliżej nieokreślonym punkcie.
— Tak. Ale się boje — powiedziała szeptem. Potem skierowała ku niemu spojrzenie pełne strachu. — Mógłbyś spać dzisiaj ze mną? Proszę?
Westchnął. Stanowczo nie powinien tego robić, jednak złapała go za rękę i była tak zdesperowana, że nie potrafił jej odmówić. Sam również wolał mieć ją na oku, by upewnić się o jej bezpieczeństwie.
Wsunął się więc pod pościel i przytulił do siebie. Jego ręka automatycznie dotknęła włosów Nan, które zaczął pieszczotliwie głaskać.
Odetchnęła z ulgą, a czując się bezpiecznie, przywołała do siebie myśli, jakie wcześniej nie przyszły jej do głowy.
— Ayumu? Dlaczego wyszedłeś bez słowa?
Wyczuwając w głosie dziewczyny nutkę żalu poczuł się jak łotr.
— Przepraszam, nie powinienem był tego robić — powiedział niepewnie. — Dzisiaj jest kolejna rocznica śmierci Marie.
Nan drgnęła gwałtownie i uniosła na jego twarz zdziwione oczy.
— Nic nie powiedziałeś!
— Wiem. Nie chciałem się tym z nikim dzielić — wyznał ze wstydem. — To coś, o czym wolałbym zapomnieć, ale nie mogę. Jej śmierć… stała się z mojej winy.
Zapadło chwilowe milczenie. Wpatrywał się uporczywie w obraz na przeciwległej ścianie, błądząc po odmętach własnych uczuć. Bliskość Nan była tak kojąca, że powoli uwalniał się od cierpienia. Wciąż nie rozumiał kim był potwór z plaży, ale czas, by o tym myśleć zostawił na jutro. Teraz liczyła się tylko ona, ta drobna istota, tuląca się do jego ciała z taką ufnością, że z trudem powstrzymywał się, by nie zrobić czegoś więcej. Jednak powstrzymywał się, kierowany rozsądkiem.
— Co masz na myśli mówiąc, że to twoja wina? — Ciche brzmienie jej głosu sprowadziło go do rzeczywistości. Zastygł w bezruchu, zastanawiając się, czy powiedzieć prawdę? Nagle uzmysłowił sobie, że pragnie tego, jak niczego na świecie. Nie obawiał się, że Nan go odrzuci, ufał dziewczynie w pełni. Była jedyną istotą, która naprawdę go kochała, bezinteresownie.
— Dobrze, opowiem ci wszystko…



***

Czegoś mi w tym rozdziale brakuje, nie umiem dokładnie określić co takiego, ale jestem z niego tylko w połowie zadowolona. Może chodzi o tę scenkę z potworem? Nigdy nie byłam mocna w pisaniu takich "trzymających w napięciu" momentów :) Mimo to, mam nadzieje, że się wam podobało. 
PS: Witam was w nowym roku!! :D

8 komentarzy:

  1. O rany, powiem szczerze, że takiego stwora to ja się nie spodziewałam! I przyznam, ze mam co do tego mieszane uczucia... Jakoś wydawało mi się, ze to opowiadanie będzie mimo wszystko pozbawione nadnaturalnych postaci, a to, ze Nan wydała się Ayumu syreną było jedynie psikusem jego pijanej wyobraźni... Ale nie jest źle, w sumie to jakoś wszystko układa się w całość :) dobrze, że Auymu zjawił się w odpowiednim momencie, superbohaterowie już tak mają :d jestem ciekawa o co chodzi ze śmiercią Marii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten potwór pojawił się na końcu któregoś z wcześniejszych rozdziałów. Wynurzał się z morza i przybierał dopiero ludzką postać :D Więc od początku komunikowałam, że to będzie istota nadnaturalna :D
      Pozdrawiam ciepło :*

      Usuń
  2. O żesz Ty! Co to było? Jezu... i jeszcze wdarło się do domu. To był ten sam facet, który ją prześladował? Że też akurat wtedy Ayumu musiał wyjść. W sumie miał powód, ale mógł jej powiedzieć, to pewnie poszłaby z nim. Czym ona jest, że tamten chciał ją zaciągnąć do morza? Na pewno nie chodziło o utopienie. Ayumu jest odważny... Zmierzył się z tym czymś, by ją uratować. I jak to Marie zginęła przez niego? Jej... to on musi cierpieć jeszcze bardziej, niż się wydaje. Musiałaś w takim momencie skończyć?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ayumu naprawdę źle czuje się z powodu Sakue. Nie dziwię mu się w końcu dziewczyna była jego przyjaciółką od wielu długich lat, a on potraktował ją w tak okrutny sposób. No i zaczyna mieć naprawdę wiele wątpliwości jeśli chodzi o Nan.
    To przykre, że Ayumu wspomnienia związane z Marie atakują z tak ogromną siłą. Nie ma wątpliwości co do tego, że to ona była jedyną i najprawdziwszą miłością naszego bohatera. To się nie zmieni. Może i darzy Nan jakimś uczuciem, ale nigdy nie będzie to równie silna miłość, jak ta, którą darzył Marie. Z każdą rocznicą śmierci będzie przeżywał to równie mocno.
    No i pojawił się potwór! Podobała mi się ta akcja, choć dreszcze pojawiły się na moim ciele! Ten potwór był tak okropny! W dodatku chciał zaciągnąć Nan do morza. Ogromne uznanie z mojej strony dla Ayumu, który wykazał się niesamowitą odwagą i uratował Nan z rąk tego potwora! Ayumu musiał go spalić! Inaczej nie wiadomo co stałoby się z naszą bohaterką. Nie dziwię się, że dziewczyna była roztrzęsiona, ale o co chodziło Ayumu? Dlaczego powiedział, że to wszystko jest jego winą? Nie rozumiem...
    Czekam na nowość, kochana! <3. Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ayumu okazał się niesamowitą odwagą, walcząc z tym potworem. Ale dla Nan on przecież zrobi wszystko?
    Akcja z potworem nieźle mnie wystraszyła. Bałam się, że stanie się cokolwiek jednemu z głównych bohaterów. Na szczęście Ayumu spalił ten naszyjnik, sprawiając,że potwór zniknął.
    I o co chodzi z Marie? Dlaczego Ayumu powiedział, że to z jego winy ona umarła?
    Czekam na nowy rozdział <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehem, powinno być wykazał. Wybacz ten błąd, ale jeszcze zaspana jestem ;D

      Usuń
  5. O mamo! Ile emocji! Wow! Przypuszczałam, że pojawią się tutaj jakieś nieludzkie istoty, ale i tak mimo wszystko mnie zaskoczyłaś. Na szczęście Ayumu wykazał się niezwykłym bohaterstwem i odwagą, ratując biedną Nan. Można na chwilę odetchnąć, choć jak przypuszczam to nie koniec ich kłopotów.

    OdpowiedzUsuń
  6. w końcu poznamy historię Marie *.* już nie mogę się tego doczekać.
    ten mężczyzna, który zaatakował Nan... boże był obrzydliwy i straszny. nie chciałabym spotkać kogoś takiego na swojej drodze. fuuuj. ale dobrze, że spłonął.
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń