Spokój
listopadowego popołudnia zakłócały co rusz wybuchy radosnego śmiechu. Siedzący
przy stolikach na werandzie ludzie najwyraźniej dobrze się bawili. Niewysoka
osóbka o blond włosach kręciła się wokół nich, ubrana w kuchenny fartuch i, z
ujmującym uśmiechem, postawiła na blacie, przykrytym karcianą ceratą, dzban
słodkiej lemoniady. Dopełnienie miseczki z maślanymi ciastkami.
—
Marie! Usiądźże wreszcie z nami! Chodzisz i chodzisz, a przecież przyszliśmy z
tobą porozmawiać, a nie najeść się wszystkim, co masz w lodówce — zażartowała
Sakue, odgarniając z twarzy kosmyki włosów, które wiatr upatrzył sobie zawiewać
jej na oczy.
Chór
głosów poparł słowa dziewczyny, a Marie skomentowała to błyskiem w oku i
słowami:
—
Jeszcze momencik, jeszcze cukier przyniosę, jak tylko przypomnę sobie, gdzie go
schowałam. — To mówiąc, spojrzała czule w stronę Ayumu.
Marie
była tak podekscytowana, że kierując się w stronę kuchni, miała wrażenie, iż
stąpa po obłoku chmury, a nie zwykłej, panelowej podłodze.
Gdzie
ten cukier? Ayumu uwielbiał kłaść różne przedmioty w losowych miejscach i nigdy
nie pamiętał później, gdzie konkretnie. Czasami to ją bawiło, czasami
doprowadzało do szału, gdy potrzebowała czegoś na już, jak teraz.
Poczuła
koło swojej nogi oddech uroczego labradora. Najnowszy lokator doktora
Masakiego. Marie z czułością pogłaskała go po łebku, zapewniając, że jest
kochanym psiakiem i zagłębiła się dalej w poszukiwania.
Ciekawe,
kiedy Masaki oświadczy się Yuki? Marie wiedziała, że kupił dla niej
pierścionek, a zaręczyny są kwestią czasu. Czekała tylko, kiedy wcieli plan w
życie.
Znalazłszy
w końcu porcelanową miskę z cukrem, pośpieszyła do ogrodu, by nareszcie usiąść
w gronie przyjaciół.
Ayumu
ujął jej dłoń pod stołem, dzieląc się uczuciem radości z powodu nowiny, jaką wkrótce
przekażą. Marie dyskretnie pogłaskała płaski brzuch, spoglądając z nadzieją ku
przyszłości, w której ich dom miał ożyć pod wpływem obecności dziecka. Nikt z
obecnych nie wiedział, że jest przy nadziei, wykluczając z grona doktora
Masakiego, gdyż ten dyskretnie uśmiechał się w jej stronę, doskonale orientując
się w sytuacji.
—
Kochanie, mógłbyś przynieść z lodówki sałatkę? — Nagle przypomniała sobie o
tym, że jej nie przyniosła i spojrzała na męża błagalnie.
Aymu
z trudem powstrzymał w sobie śmiech. To było do niej takie podobne. Marie
Takano nigdy nie spaliła żadnego z organizowanych przez siebie spotkań. Nawet,
jeżeli miał być to niewinny podwieczorek w ogrodzie.
—
Jasne. — Podniósł się z wiklinowego krzesła.
—
Och, i pamiętaj o dodaniu oliwy! Zostawiłam butelkę na stole!
Kiwnął
głową.
Klimatyzowana
kuchnia dawała przyjemne uczucie chłodu, więc odetchnął, spoglądając w okno z
zadowoleniem. Marie była pod wieloma względami cudowną osobą. Jej uśmiech
roztaczał oślepiający promień światła, gdy brylowała towarzysko. Sakue, Susana,
Doktor Masaki z Yuri – wszyscy, siedzący przy stole ją uwielbiali i dawali temu
wyraz spojrzeniami, którymi ją obdarzali.
Odkorkowując
butelkę oliwy tak się nad tym zamyślił, że niechcący ją wywrócił. Z noska
pojemnika natychmiast wyciekła strużka kleistej, półprzeźroczystej mazi.
—
Cholera — mruknął z niezadowoleniem i sięgnął po ręcznik. Oliwa zalała dwa
opakowania jakiś leków. Ayumu próbował uratować pudełka, ale tłustość oliwy
rozmiękczyła je tak, że nie nadawały się już do niczego.
Uśmiechnął
się mimowolnie, gdy zobaczył, że jednym z leków były witaminy ciążowe. Widać
Masaki zaopatrzył jego żonę w najważniejsze suplementy. Drugimi były tabletki
nasenne, o które go prosił. Sam nie wiedział, czemu ostatnio tak źle sypiał.
Słysząc,
jak nawołują go z ogrodu, rozpakował leki i wyrzucił opakowania do śmietnika. Listki
z pastylkami odłoży w róg blatu i dokańczając przygotowanie sałatki, wyszedł do
ogrodu.
Tuż
za mężczyzną szedł uroczy labrador. Zwąchawszy zapach oliwy na blacie bez
krępacji zamerdał ogonem i zaczął wąchać, strącając niechcący, a może z racji
perfidności losu, szukającego tragedii, jeden z listków pastylek, który z
plaskiem wpadł pod kredens.
***
Wybiło
późne popołudnie i temperatura przyjemnie spadła o kilka stopni tak, że nawet
lekki wiaterek zaczął buszować w drzewach, umilając gościom biesiadę.
Marie
czekała na stosowny moment, by zawiadomić siostrę i przyjaciółki o tym, że
wkrótce jej rodzina powiększy się o nowego członka, ale ilekroć otwierała usta
ktoś wtrącał się z innym tematem i rozmowa nabierała tempa.
Lubiła
to. Kobiecie ani trochę nie przeszkadzał fakt, że przyjaciele należą do osób
gadatliwych i krzykliwych, uwielbiających spontaniczne wybuchy śmiechu oraz
okazywanie sobie czułości poprzez gesty rąk. Nawet poważny i śmiertelnie nudny
Masaki pod wpływem obecności Yuri stawał się, jakby nowym człowiekiem, od czasu
do czasu rzucając żartami. O dziwo, całkiem zabawnymi. Chociaż w zasadzie
śmiano się z nich bardziej dlatego, żeby sprawić mu przyjemność.
Kochała
ich wszystkich, a najbardziej Ayumu. Przyszłość roztaczała przed nią blask
nadziei i radości.
—
Wiecie… — odezwała się nieśmiało, z drobnym uśmiechem na ustach, gdy zapadła
cisza. — Mam wam…
—
Ej, jest teraz tak przyjemnie ciepło! Może zrobimy wypad nad morze? — Susana
wtrąciła się z nowym pomysłem, który zabarwił jej tęczówki blaskiem ekscytacji.
No tak, Susana kochała morze, wręcz miała na jego punkcie świra, co tłumaczyło
jej obecny zawód.
Marie
uśmiechnęła się.
—
Popieram! Kiedy ostatnio razem się kąpaliśmy? — Mówiąc to, od razu zatęskniła
za chłodnymi falami uderzającymi o jej ciało.
—
Świetnie! Tyle, że nie wzięliśmy strojów kąpielowych! — Zauważył, jak zwykle
poważny, Masaki.
Zbyto
go śmiechem.
—
Będziemy kąpać się w bieliźnie! Cóż to szkodzi?
Marie
podniosła się z miejsca i zabierając brudne talerze ze stołu weszła do kuchni.
Wrzuciła je z hukiem do zlewu, planując, że dopiero wieczorem poustawia je
należycie w zmywarce.
Wtedy
to się stało. Wzrok kobiety, pod wyrokiem czujnego losu, skierował się ku
pastylkom, leżącym na blacie. Czy doktor Masaki nie powiedział jej przy
wejściu, że przyniósł witaminy o które prosiła?
Poleciła
mu wówczas, żeby zostawił je w kuchni. Wzięła listek do ręki, żałując, że nie
ma żadnej instrukcji, ale czy na kwas foliowy i inne minerały trzeba było jakiś
uwag?
Niewiele
myśląc wypięła jedną z tabletek i popiła ją wodą. I wtedy już niczego nie dało
się cofnąć. Los rzucił na nią wyrok.
Nie
wiedząc jeszcze, jak skończy się ten dzień, porwała z łazienki ręcznik i
pobiegła ku plaży, gdzie czekali na nią znajomi.
Wspólne
kąpiele należały do tych rzeczy, które uwielbiała. Szum fal, śmiechy bliskich
jej osób, wieczorne promienie słońca, które wreszcie przestały parzyć w skórę i
piknik na plaży.
Z
pomocą Susany rozłożyła koc w zieloną kratę, a Yuri z Ayumu i Susaną przynieśli
z ogrodu całe jedzenie, jakie mieli na stole.
Potem
poszli się kąpać.
Przez
chwile szaleli wśród fal, zapominając, że nie są już nastolatkami, a ich wesołe
krzyki niosły się ku niebu głośno. Byli ludźmi znającymi się całe życie. Razem
dorastali, razem obierali różne drogi, łączyli się w pary i, pomimo różnic,
wciąż się przyjaźnili. Nie mieli wszystkiego, ale posiadali coś, co bez
wątpienia trudno było uzyskać w obecnym świecie – niemożliwą do złamania więź,
kochali się wzajemnie na milion sposobów, a wszystkie były dobre.
I
wtedy poczuła, że robi się senna. Świat przed oczami zaczął się dziwnie oddalać
i przybliżać na przemian. To znów przechylać na lewo i prawo, jakby znajdowała
się na jakimś jachcie podczas sztormu. Jedna z fal natarła na nią brutalnie, a
świat przed oczami rozpłynął się w jednej chwili. Zniknęła wraz z nim.
***
Stracił
ją z oczu dosłownie na moment. W jednej chwili widział roześmianą twarz żony,
rozpościerającą ramiona, by przyjąć nową falę, a w drugiej chwili już zniknęła.
W tym czasie, on tylko pozwolił sobie zareagować na zaczepkę Masakiego, który
stwierdził, że do bokserek przykleił mu się glon.
Z
perspektywy czasu, jeszcze przez wiele lat, uznawał tę sytuacje za tak
absurdalną, iż twierdził, że stało się coś innego, a on zapamiętał zdarzenia z
tamtej tragedii nie tak, jak rozegrała się naprawdę.
—
Gdzie jest Marie? — zapytała nagle Sakue, ściągając na ich beztroską
rzeczywistość lawinę nieszczęść.
—
Była tu, przed chwilą ją widziałem — odpowiedział. Węzeł automatycznie o
pałętał mu szyje tak mocno, że przestał oddychać.
Potem
działał już pod wpływem adrenaliny. Wszyscy wpadli w panikę nawołując jego żonę
po imieniu, wspólnie z Masakim zanurkowali pod wodą, ale sól szczypała, a oni
nie mogli niczego dojrzeć. Sytuacja robiła się krytyczna.
Beztroskie
krzyki przemieniły się w paniczne wrzaski.
Marie
zniknęła i nigdy nie wróciła żywa. A wszystko przez cholerne tabletki nasenne.
Wszystko przez niego i tę głupią oliwę. To, że wyrzucił opakowania i nie
przewidział ryzyka. Wszystko przez niego.
Marie
odeszła, zabierając ze sobą siłę ich wzajemnej przyjaźni.
***
Nan milczała. Ciemne tęczówki
dziewczyny pochłaniał żal i współczucie. Nie była świadoma, że przez cały czas
kurczowo trzyma Ayumu za rękę. Nie była uczestnikiem tamtych wydarzeń, a jednak
miała je przed oczami z zaskakującą wyrazistością, a w sercu czuła tak bezdenny
smutek, jakby Marie była przyjaciółką, którą utraciła.
— Ayumu… — szepnęła łagodnie, kładąc
głowę na jego torsie. Był taki spięty i nieszczęśliwy — to nie twoja wina.
Przymknął oczy. Słyszał to
wielokrotnie. Z ust Sakue, Masakiego, Yuri, tylko Susana przeistoczyła rozpacz
w gniew wymierzony przeciw niemu. Przez lata godził się na złe traktowanie,
wierząc święcie, że zasłużył. Bo przecież takie bezmyślne bestie jak on, nie
zasługują na przebaczenie.
— Wiem, ale to moja głupota, ta
pieprzona głupota…
— Cii… — odezwała się głosem matki,
która próbuje uspokoić dziecko zbudzone koszmarami. Zabawne, zważywszy, że sama
była jak malutka dziewczynka. — Posłuchaj mnie uważnie, dobrze? — Jej łagodny głos
wślizgnął się subtelnie do uszu mężczyzny. — To nie twoja wina. To był
przypadek, okrutny, nieszczęśliwy przypadek.
Wstrząsnął nim spazm rozpaczy.
Pierwszy raz od tych tygodni miał ochotę napić się sakę i dopiero wtedy
uzmysłowił sobie, że przez cały ten czas ani razu nie odczuł głodu
alkoholowego, a zważywszy na jego nałóg, powinien. Zupełnie, jakby Nan
potrafiła uzdrawiać.
— Nan, to takie chore i zabawne
jednocześni, ale ty… ty przyszłaś z morza, nie masz żadnych krewnych, a chwile
temu COŚ chciało cię zabić. COŚ, Nan. Ja myślę, że ty jesteś niezwykła.
— Bo COŚ chciało mnie zabić? —
Powtórzyła za nim, wydymając wargi.
— Nie, bo jest w tobie taka część
ciebie, która sprawia, że mnie wskrzesiłaś.
— Nie rozumiem, co znaczy wskrzesić.
Uśmiechnął się. Ze smutkiem, to
prawda, ale uśmiechnął.
— Byłem martwy, a ty dałaś mi nowe
życie. Naprawdę. Tęsknie za Marie, zawsze będę, ale wiesz? Teraz jestem w
stanie to znieść, pogodzić się z tym.
— Wybaczyć sobie? — zapytała
nieśmiało.
— Może, może wkrótce.
Zaległa między nimi cisza, ale to było
dobre milczenie. Gdy tylko Ayumu poczuł ciężar twarzy Nan na swoim torsie całkowicie
się odprężył. Zgasił światło lampki nocnej i ułożył się wygodniej w pościeli,
podczas gdy ona wcisnęła się mocniej w jego silne ramiona.
Oddychała spokojnie i chyba oddaliła
od siebie mroki złych wydarzeń. Ayumu próbował zasnąć, ale obraz upiora z nad
plaży powracał do niego jak odbity bumerang. Teraz był w stanie przemyśleć do
głębiej i doszedł do porażającego wniosku.
Wieloletni wisiorek? Brak krewnych?
Potwór czyhający na jej życie?
Nan nie była człowiekiem. I jakkolwiek
absurdalna wydała mu się na myśl. Wyjaśniała wszystko.
***
Zbudziła się dopiero wczesnym
południem i z niezadowoleniem stwierdziła, że w łóżku leży sama. Odgarniając z
twarzy włosy, opuściła niedbale dłoń na pustą poduszkę – już niestety zimną,
ale z wygnieceniami, świadczącymi, że wcześniej leżał tu Aymu.
Pogoda była piękna, nic dziwnego na
Okinawie. Z dołu doleciały ją zapachy naleśników z czekoladą, od razu poczuła
się głodna.
Znalazła się w kuchni w samej piżamie.
Na szczęście była dwuczęściowa, a stara koszulka mężczyzny znalazła się z
powrotem na dnie szafy, chociaż czasami za nią tęskniła.
— Dzień dobry. — Przywitał ją pogodnym
uśmiechem, za którym dojrzała jednak coś zdradzieckiego. Jakiś blask smutku i
niepewności.
— Naleśniki? — Zrobiła zaciekawione
oczy, zagłębiając się w tereny kuchni baletowym krokiem. — Pycha!
— Właśnie wiem, że je lubisz. — Kiwnął
głową obracając jednego na syczącej patelni. Potem spojrzał na nią troskliwie.
— Mam nadzieje, że dobrze spałaś? Wprawdzie w nocy leżałaś spokojnie, ale kto
wie.
— Spałam jak zabita! — Roześmiała się,
nie w porę pojmując swój kiepski żart. Przecież wczoraj omal nie umarła, a on
razem z nią.
Ayumu udał jednak, że niczego nie
zrozumiał i wyłożył naleśnika na talerz, prosząc, by zjadła jak najwięcej.
Po chwili wspólnie siedzieli przy
stole i pałaszowali śniadanie, które powinno odbyć się jakieś trzygodzinny
wcześniej. Ale zasłużyli na odpoczynek.
Przyglądał się dziewczynie z uwagą,
badając, czy traumatyczne wydarzenie z nad plaży cokolwiek w niej zmieniło. Czy
mogło cofnąć amnezje? A może tylko ją pogłębiło?
— No co? — Wzruszyła ramionami, gdy
wzrok mężczyzny ciążył na niej przez dłuższy czas.
— Nan, wiem, że to trudny temat, ale
powinniśmy porozmawiać o tym, co się stało.
Widelec zastygł w jej dłoni, a ona
utkwiła spojrzenie w pustce.
— Przepraszam — odezwała się smutno — ryzykowałeś
dla mnie życie.
— Przecież wiesz, że nie o to chodzi.
Gdyby coś ci się stało, to byłby koniec także dla mnie. Już nie mogę bez ciebie
żyć.
Zerknęła na niego po tym oświadczeniu,
a trzepoczące motyle dały o sobie znać w jej podbrzuszu.
— Nie znam tego człowieka, jeżeli o to
ci chodzi — powiedziała cicho.
— I w tym rzecz. To nie był człowiek,
Nan. To był potwór.
— A my nie wierzymy w potwory, prawda?
— Próbowała pojąć tok myślenia mężczyzny, spoglądając na niego niepewnie.
— Nie, nie wierzymy. Przynajmniej ja
nie wierzyłem, do wczoraj.
— Co mam powiedzieć? — Przybrała
zagubiony wyraz twarzy. — Nie umiem ci tego wytłumaczyć. Skręca mnie w brzuchu,
kiedy próbuje się nad tym zastanawiać. On chciał mnie zabić. — W oczach
błysnęły jej łzy. — Nie wiem dlaczego.
Starła szybko słone krople z policzków
i poczuła, że to wszystko jej wina. Powinna cokolwiek pamiętać. Powinna!
— Przepraszam. — Usłyszała z jego ust.
— Chcę pomóc ci zrozumieć twoje życie, to zgubione, dalekie, za ścianą ciemności.
Łzy zadrżały na jej tęczówkach, gdy
słuchała tych słów.
— Jedyne czego chcę, to żebyś mnie
kochał — odparła żałośnie. — Pomimo wszystko.
Patrzył na nią przez ułamek sekundy, a
potem podniósł się z krzesła i mocno do siebie przytulił.
— Nan, do licha, kocham cię tak
bardzo, że nie sposób tego opisać!
***
Rozdział skupił się w dużej mierze na historii Ayumu i Marie, dlatego, niestety tak mało jej w tym Nan, ale obiecuje, że przyszły rozdział dostarczy wam wielu romantycznych chwil i mam nadzieje, że będziecie zachwyceni :D
Długi czas, zastanawiałam się, czy przyczyna utopienia się ukochanej Ayumu ma ręce i nogi, ale nie chciałam jechać standardami, więc wysiliłam wyobraźnie. I jak? Podoba się wam, mimo wszystko? :D
Kocham i pozdrawiam ciepło :*
PS: Też macie skojarzenia do filmu "Tylko mnie kochaj" przy ostatnich zdaniach Nan i Ayumu? Haha, jakoś tak mi wyszło podobnie :)
PS: Też macie skojarzenia do filmu "Tylko mnie kochaj" przy ostatnich zdaniach Nan i Ayumu? Haha, jakoś tak mi wyszło podobnie :)
Ok, zaskoczyłaś mnie totalnie, bo chyba w mojej głowie jej zniknięcie wyglądało inaczej, ale plus dla ciebie wielki za to! I Nan ma rację, to nie jego wina, to był po prostu straszny wypadek, na który A. nie miał żadnego wpływu. Ale dobrze, że ma Nan, która tak cudownie, nawet troszkę nieświadomie, pomaga mu się z tym wszystkim uporać. I ta słodka końcóweczka,awww!
OdpowiedzUsuńCo do skojarzeń, mimo że film widziałam, to w ogóle o nim nie pomyślałam, dopóki nie wspomniałaś! :)
Aaaaaa! I jeszcze miałam o jedno zapytać - o jakim zespole pisałaś? :)))
UsuńFajnie, że opisałaś tak dokładnie ten wątek Marii, przynajmniej sprawa się wyjaśniła i nie muszę się juz zastanawiać, co takiego się stało. Co do jej śmierci, to sama nie wiem... Kiedyś sama łykałam tabletki nasenne, gdy cierpiałam na bezsenność (o zgrozo, a wystarczyło zmienić dietę na zdrową i nie opychać się na noc, a można spać niczym dziecko) i w sumie po tabletkach to po prostu odpływałam, zwykle wtedy już leżałam, więc nie wiem, czy na stojąco udałoby się zasnąć, jednak pewnie w jakimś stopniu by osłabiły człowieka, więc w sumie to głupio nie wyszło :) no a Nan i Ayumu są razem cudowni! Jak ja kocham takie słodkie sceny pomiędzy dwojgiem ludzi, dlatego tym bardziej teraz będę wrzucać wątki hetero do opowiadań, bo słodkie scenki pomiędzy dwoma chłopakami jakoś mi się już nie widzą xd
OdpowiedzUsuńHah, cieszę się, że tak mówisz. Myślę, że te tabletki są odrobinę naciągane, ale, no cóż, powiedzmy, że moje opowiadania nie są najambitniejsze ^^ W sumie, nie tyle utopiła się, bo zasnęła od tabletek, co od nich zasłabła, bo była w ciąży :D
UsuńWrzucaj, wrzucaj, kochana <3 Hetero jest lepsze, może mniej popularne w tematyce azjatyckich opowiadań, ale lepsze :D
Czyli Marie utopiła się przez tabletki nasenne, które pomyliła przez to, że Ayumu wyrzucił tłuste opakowania i byle jak je położył? W dodatku Marie była w ciąży! To takie okrutne! A wszyscy byli tak bardzo szczęśliwi... Nawet Susana nie kipiała taką nienawiścią! Ta kobieta naprawdę kiedyś była miła... To straszne, że nieszczęśliwa śmierć Marie tak bardzo wszystkich zmieniła. W dodatku Ayumu się o to obwinia. Skąd jednak wie, że Marie umarła przez tabletki nasenne? Pewnie znaleźli opakowanie, gdzie brakowało jednej tabletki i to wszystko wyjaśniło. Nie dziwię się, że nasz bohater obwinia się o to wszystko. Sama bym się obwiniała, choć to naprawdę nie była jego wina. Skąd mógł wiedzieć, że Marie zechce wziąć od razu którąś z tych tabletek? Nie jest jasnowidzem.
OdpowiedzUsuńNan naprawdę pomogła Ayumu. Uratowała go od śmierci przez alkohol. Sprawiła, że nie czuł się już taki samotny i winny temu, co się stało. Odzyskał chęć do życia i sama jestem jej za to bardzo, ale to bardzo wdzięczna. W dodatku przyznał, że ją kocha! Cieszę się, że zdołał obdarzyć ją takim uczuciem po utracie Marie. Nie wątpię, że jego żona zawsze będzie zajmowała jakieś miejsce w jego sercu, ale znalazło się w nim również miejsce dla Nan. No i Ayumu również uważa, że nasza młodziutka bohaterka prawdopodobnie nie jest człowiekiem.
Jestem niesamowicie ciekawa, jak dalej potoczy się akcja w tym opowiadaniu. Pojawi się jeszcze jakiś inny potwór, który będzie chciał zabić Nan? A może ona odzyska pamięć? Matko, tak bardzo podoba mi się ta historia, że nie wiem co powiedzieć *,*.
Czekam z niecierpliwością na nowość, kochana! Hwaiting! <3.
Szczerze to nie spodziewałam się, że jej śmierć przebiegnie w taki sposób. przez cały czas w głowie miałam jakiś sztorm czy inną dziwną anomalie pogodową. a tu się okazało, że to wszystko przez nieuwagę. i jeszcze to dziecko. zawsze najbardziej żal mi dzieci. a to maleństwo nawet się nienarodziło. szkoda.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Nan. to nie była wina Ayumy, że Maria utonęła. nie wiedział przecież, że gdy wyrzuci opakowania stanie się coś takiego. a ona powinna bardziej uważać, a nie brać pierwsze co jej w rękę wpadło. no, ale cóż, czasu już się nie cofnie.
a ta końcówka *.* kocham takie momenty. no i właśnie odezwała się moja dusza romantyczki xd
Życzę weny!
Eh to takie smutne, ale to nie jest wina Ayumu,zdecydowanie nie. Tak po prostu miało być. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Marie była w ciąży... Nie spodziewałam się, że umarła poprzez utonięcie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam momenty z Ayumu i Nan. Razem są tacy cudowni. :)
Niecierpliwie czekam na nowy rozdział. <3
Pozdrawiam! :)
Końcówka, awwww <33 No, jak ma być romantycznie, to ja się już nie mogę doczekać kolejnego rozdziału. Śmierć Marie była tragiczna. Oryginalny pomysł i mi się podoba. :) To nie jest przecież wina Ayumu. Nic dziwnego, że tak myśli. Każdy na jego miejscu by się obwiniał, ale mam nadzieję, że z czasem zrozumie, że tak musiało być. Przecież nie wiedział, że Marie pomyli tabletki. Ale to przerażające, że zginęła będąc w ciąży. Ayumu stracił w takim razie dwie bliskie osoby. Ale dobrze, że na swojej drodze spotkał Nan, niezależnie od tego, jak potworaśne jest jej pochodzenie i osoby albo stwory z nią związane. :)
OdpowiedzUsuńJaki piękny szablon <3.
OdpowiedzUsuń