12.O historii Marie i niezwykłości Nan.


Spokój listopadowego popołudnia zakłócały co rusz wybuchy radosnego śmiechu. Siedzący przy stolikach na werandzie ludzie najwyraźniej dobrze się bawili. Niewysoka osóbka o blond włosach kręciła się wokół nich, ubrana w kuchenny fartuch i, z ujmującym uśmiechem, postawiła na blacie, przykrytym karcianą ceratą, dzban słodkiej lemoniady. Dopełnienie miseczki z maślanymi ciastkami.
— Marie! Usiądźże wreszcie z nami! Chodzisz i chodzisz, a przecież przyszliśmy z tobą porozmawiać, a nie najeść się wszystkim, co masz w lodówce — zażartowała Sakue, odgarniając z twarzy kosmyki włosów, które wiatr upatrzył sobie zawiewać jej na oczy.
Chór głosów poparł słowa dziewczyny, a Marie skomentowała to błyskiem w oku i słowami:
— Jeszcze momencik, jeszcze cukier przyniosę, jak tylko przypomnę sobie, gdzie go schowałam. — To mówiąc, spojrzała czule w stronę Ayumu.
Marie była tak podekscytowana, że kierując się w stronę kuchni, miała wrażenie, iż stąpa po obłoku chmury, a nie zwykłej, panelowej podłodze.
Gdzie ten cukier? Ayumu uwielbiał kłaść różne przedmioty w losowych miejscach i nigdy nie pamiętał później, gdzie konkretnie. Czasami to ją bawiło, czasami doprowadzało do szału, gdy potrzebowała czegoś na już, jak teraz.
Poczuła koło swojej nogi oddech uroczego labradora. Najnowszy lokator doktora Masakiego. Marie z czułością pogłaskała go po łebku, zapewniając, że jest kochanym psiakiem i zagłębiła się dalej w poszukiwania.
Ciekawe, kiedy Masaki oświadczy się Yuki? Marie wiedziała, że kupił dla niej pierścionek, a zaręczyny są kwestią czasu. Czekała tylko, kiedy wcieli plan w życie.
Znalazłszy w końcu porcelanową miskę z cukrem, pośpieszyła do ogrodu, by nareszcie usiąść w gronie przyjaciół.
Ayumu ujął jej dłoń pod stołem, dzieląc się uczuciem radości z powodu nowiny, jaką wkrótce przekażą. Marie dyskretnie pogłaskała płaski brzuch, spoglądając z nadzieją ku przyszłości, w której ich dom miał ożyć pod wpływem obecności dziecka. Nikt z obecnych nie wiedział, że jest przy nadziei, wykluczając z grona doktora Masakiego, gdyż ten dyskretnie uśmiechał się w jej stronę, doskonale orientując się w sytuacji.
— Kochanie, mógłbyś przynieść z lodówki sałatkę? — Nagle przypomniała sobie o tym, że jej nie przyniosła i spojrzała na męża błagalnie.
Aymu z trudem powstrzymał w sobie śmiech. To było do niej takie podobne. Marie Takano nigdy nie spaliła żadnego z organizowanych przez siebie spotkań. Nawet, jeżeli miał być to niewinny podwieczorek w ogrodzie.
— Jasne. — Podniósł się z wiklinowego krzesła.
— Och, i pamiętaj o dodaniu oliwy! Zostawiłam butelkę na stole!
Kiwnął głową.
Klimatyzowana kuchnia dawała przyjemne uczucie chłodu, więc odetchnął, spoglądając w okno z zadowoleniem. Marie była pod wieloma względami cudowną osobą. Jej uśmiech roztaczał oślepiający promień światła, gdy brylowała towarzysko. Sakue, Susana, Doktor Masaki z Yuri – wszyscy, siedzący przy stole ją uwielbiali i dawali temu wyraz spojrzeniami, którymi ją obdarzali.
Odkorkowując butelkę oliwy tak się nad tym zamyślił, że niechcący ją wywrócił. Z noska pojemnika natychmiast wyciekła strużka kleistej, półprzeźroczystej mazi.
— Cholera — mruknął z niezadowoleniem i sięgnął po ręcznik. Oliwa zalała dwa opakowania jakiś leków. Ayumu próbował uratować pudełka, ale tłustość oliwy rozmiękczyła je tak, że nie nadawały się już do niczego.
Uśmiechnął się mimowolnie, gdy zobaczył, że jednym z leków były witaminy ciążowe. Widać Masaki zaopatrzył jego żonę w najważniejsze suplementy. Drugimi były tabletki nasenne, o które go prosił. Sam nie wiedział, czemu ostatnio tak źle sypiał.
Słysząc, jak nawołują go z ogrodu, rozpakował leki i wyrzucił opakowania do śmietnika. Listki z pastylkami odłoży w róg blatu i dokańczając przygotowanie sałatki, wyszedł do ogrodu.
Tuż za mężczyzną szedł uroczy labrador. Zwąchawszy zapach oliwy na blacie bez krępacji zamerdał ogonem i zaczął wąchać, strącając niechcący, a może z racji perfidności losu, szukającego tragedii, jeden z listków pastylek, który z plaskiem wpadł pod kredens.

***

Wybiło późne popołudnie i temperatura przyjemnie spadła o kilka stopni tak, że nawet lekki wiaterek zaczął buszować w drzewach, umilając gościom biesiadę.
Marie czekała na stosowny moment, by zawiadomić siostrę i przyjaciółki o tym, że wkrótce jej rodzina powiększy się o nowego członka, ale ilekroć otwierała usta ktoś wtrącał się z innym tematem i rozmowa nabierała tempa.
Lubiła to. Kobiecie ani trochę nie przeszkadzał fakt, że przyjaciele należą do osób gadatliwych i krzykliwych, uwielbiających spontaniczne wybuchy śmiechu oraz okazywanie sobie czułości poprzez gesty rąk. Nawet poważny i śmiertelnie nudny Masaki pod wpływem obecności Yuri stawał się, jakby nowym człowiekiem, od czasu do czasu rzucając żartami. O dziwo, całkiem zabawnymi. Chociaż w zasadzie śmiano się z nich bardziej dlatego, żeby sprawić mu przyjemność.
Kochała ich wszystkich, a najbardziej Ayumu. Przyszłość roztaczała przed nią blask nadziei i radości.
— Wiecie… — odezwała się nieśmiało, z drobnym uśmiechem na ustach, gdy zapadła cisza. — Mam wam…
— Ej, jest teraz tak przyjemnie ciepło! Może zrobimy wypad nad morze? — Susana wtrąciła się z nowym pomysłem, który zabarwił jej tęczówki blaskiem ekscytacji. No tak, Susana kochała morze, wręcz miała na jego punkcie świra, co tłumaczyło jej obecny zawód.
Marie uśmiechnęła się.
— Popieram! Kiedy ostatnio razem się kąpaliśmy? — Mówiąc to, od razu zatęskniła za chłodnymi falami uderzającymi o jej ciało.
— Świetnie! Tyle, że nie wzięliśmy strojów kąpielowych! — Zauważył, jak zwykle poważny, Masaki.
Zbyto go śmiechem.
— Będziemy kąpać się w bieliźnie! Cóż to szkodzi?
Marie podniosła się z miejsca i zabierając brudne talerze ze stołu weszła do kuchni. Wrzuciła je z hukiem do zlewu, planując, że dopiero wieczorem poustawia je należycie w zmywarce.
Wtedy to się stało. Wzrok kobiety, pod wyrokiem czujnego losu, skierował się ku pastylkom, leżącym na blacie. Czy doktor Masaki nie powiedział jej przy wejściu, że przyniósł witaminy o które prosiła?
Poleciła mu wówczas, żeby zostawił je w kuchni. Wzięła listek do ręki, żałując, że nie ma żadnej instrukcji, ale czy na kwas foliowy i inne minerały trzeba było jakiś uwag?
Niewiele myśląc wypięła jedną z tabletek i popiła ją wodą. I wtedy już niczego nie dało się cofnąć. Los rzucił na nią wyrok.
Nie wiedząc jeszcze, jak skończy się ten dzień, porwała z łazienki ręcznik i pobiegła ku plaży, gdzie czekali na nią znajomi.
Wspólne kąpiele należały do tych rzeczy, które uwielbiała. Szum fal, śmiechy bliskich jej osób, wieczorne promienie słońca, które wreszcie przestały parzyć w skórę i piknik na plaży.
Z pomocą Susany rozłożyła koc w zieloną kratę, a Yuri z Ayumu i Susaną przynieśli z ogrodu całe jedzenie, jakie mieli na stole.
Potem poszli się kąpać.
Przez chwile szaleli wśród fal, zapominając, że nie są już nastolatkami, a ich wesołe krzyki niosły się ku niebu głośno. Byli ludźmi znającymi się całe życie. Razem dorastali, razem obierali różne drogi, łączyli się w pary i, pomimo różnic, wciąż się przyjaźnili. Nie mieli wszystkiego, ale posiadali coś, co bez wątpienia trudno było uzyskać w obecnym świecie – niemożliwą do złamania więź, kochali się wzajemnie na milion sposobów, a wszystkie były dobre.
I wtedy poczuła, że robi się senna. Świat przed oczami zaczął się dziwnie oddalać i przybliżać na przemian. To znów przechylać na lewo i prawo, jakby znajdowała się na jakimś jachcie podczas sztormu. Jedna z fal natarła na nią brutalnie, a świat przed oczami rozpłynął się w jednej chwili. Zniknęła wraz z nim.

***

Stracił ją z oczu dosłownie na moment. W jednej chwili widział roześmianą twarz żony, rozpościerającą ramiona, by przyjąć nową falę, a w drugiej chwili już zniknęła. W tym czasie, on tylko pozwolił sobie zareagować na zaczepkę Masakiego, który stwierdził, że do bokserek przykleił mu się glon.
Z perspektywy czasu, jeszcze przez wiele lat, uznawał tę sytuacje za tak absurdalną, iż twierdził, że stało się coś innego, a on zapamiętał zdarzenia z tamtej tragedii nie tak, jak rozegrała się naprawdę.
— Gdzie jest Marie? — zapytała nagle Sakue, ściągając na ich beztroską rzeczywistość lawinę nieszczęść.
— Była tu, przed chwilą ją widziałem — odpowiedział. Węzeł automatycznie o pałętał mu szyje tak mocno, że przestał oddychać.
Potem działał już pod wpływem adrenaliny. Wszyscy wpadli w panikę nawołując jego żonę po imieniu, wspólnie z Masakim zanurkowali pod wodą, ale sól szczypała, a oni nie mogli niczego dojrzeć. Sytuacja robiła się krytyczna.
Beztroskie krzyki przemieniły się w paniczne wrzaski.
Marie zniknęła i nigdy nie wróciła żywa. A wszystko przez cholerne tabletki nasenne. Wszystko przez niego i tę głupią oliwę. To, że wyrzucił opakowania i nie przewidział ryzyka. Wszystko przez niego.
Marie odeszła, zabierając ze sobą siłę ich wzajemnej przyjaźni.

***

Nan milczała. Ciemne tęczówki dziewczyny pochłaniał żal i współczucie. Nie była świadoma, że przez cały czas kurczowo trzyma Ayumu za rękę. Nie była uczestnikiem tamtych wydarzeń, a jednak miała je przed oczami z zaskakującą wyrazistością, a w sercu czuła tak bezdenny smutek, jakby Marie była przyjaciółką, którą utraciła.
— Ayumu… — szepnęła łagodnie, kładąc głowę na jego torsie. Był taki spięty i nieszczęśliwy — to nie twoja wina.
Przymknął oczy. Słyszał to wielokrotnie. Z ust Sakue, Masakiego, Yuri, tylko Susana przeistoczyła rozpacz w gniew wymierzony przeciw niemu. Przez lata godził się na złe traktowanie, wierząc święcie, że zasłużył. Bo przecież takie bezmyślne bestie jak on, nie zasługują na przebaczenie.
— Wiem, ale to moja głupota, ta pieprzona głupota…
— Cii… — odezwała się głosem matki, która próbuje uspokoić dziecko zbudzone koszmarami. Zabawne, zważywszy, że sama była jak malutka dziewczynka. — Posłuchaj mnie uważnie, dobrze? — Jej łagodny głos wślizgnął się subtelnie do uszu mężczyzny. — To nie twoja wina. To był przypadek, okrutny, nieszczęśliwy przypadek.
Wstrząsnął nim spazm rozpaczy. Pierwszy raz od tych tygodni miał ochotę napić się sakę i dopiero wtedy uzmysłowił sobie, że przez cały ten czas ani razu nie odczuł głodu alkoholowego, a zważywszy na jego nałóg, powinien. Zupełnie, jakby Nan potrafiła uzdrawiać.
— Nan, to takie chore i zabawne jednocześni, ale ty… ty przyszłaś z morza, nie masz żadnych krewnych, a chwile temu COŚ chciało cię zabić. COŚ, Nan. Ja myślę, że ty jesteś niezwykła.
— Bo COŚ chciało mnie zabić? — Powtórzyła za nim, wydymając wargi.
— Nie, bo jest w tobie taka część ciebie, która sprawia, że mnie wskrzesiłaś.
— Nie rozumiem, co znaczy wskrzesić.
Uśmiechnął się. Ze smutkiem, to prawda, ale uśmiechnął.
— Byłem martwy, a ty dałaś mi nowe życie. Naprawdę. Tęsknie za Marie, zawsze będę, ale wiesz? Teraz jestem w stanie to znieść, pogodzić się z tym.
— Wybaczyć sobie? — zapytała nieśmiało.
— Może, może wkrótce.
Zaległa między nimi cisza, ale to było dobre milczenie. Gdy tylko Ayumu poczuł ciężar twarzy Nan na swoim torsie całkowicie się odprężył. Zgasił światło lampki nocnej i ułożył się wygodniej w pościeli, podczas gdy ona wcisnęła się mocniej w jego silne ramiona.
Oddychała spokojnie i chyba oddaliła od siebie mroki złych wydarzeń. Ayumu próbował zasnąć, ale obraz upiora z nad plaży powracał do niego jak odbity bumerang. Teraz był w stanie przemyśleć do głębiej i doszedł do porażającego wniosku.
Wieloletni wisiorek? Brak krewnych? Potwór czyhający na jej życie?
Nan nie była człowiekiem. I jakkolwiek absurdalna wydała mu się na myśl. Wyjaśniała wszystko.

***

Zbudziła się dopiero wczesnym południem i z niezadowoleniem stwierdziła, że w łóżku leży sama. Odgarniając z twarzy włosy, opuściła niedbale dłoń na pustą poduszkę – już niestety zimną, ale z wygnieceniami, świadczącymi, że wcześniej leżał tu Aymu.
Pogoda była piękna, nic dziwnego na Okinawie. Z dołu doleciały ją zapachy naleśników z czekoladą, od razu poczuła się głodna.
Znalazła się w kuchni w samej piżamie. Na szczęście była dwuczęściowa, a stara koszulka mężczyzny znalazła się z powrotem na dnie szafy, chociaż czasami za nią tęskniła.
— Dzień dobry. — Przywitał ją pogodnym uśmiechem, za którym dojrzała jednak coś zdradzieckiego. Jakiś blask smutku i niepewności.
— Naleśniki? — Zrobiła zaciekawione oczy, zagłębiając się w tereny kuchni baletowym krokiem. — Pycha!
— Właśnie wiem, że je lubisz. — Kiwnął głową obracając jednego na syczącej patelni. Potem spojrzał na nią troskliwie. — Mam nadzieje, że dobrze spałaś? Wprawdzie w nocy leżałaś spokojnie, ale kto wie.
— Spałam jak zabita! — Roześmiała się, nie w porę pojmując swój kiepski żart. Przecież wczoraj omal nie umarła, a on razem z nią.
Ayumu udał jednak, że niczego nie zrozumiał i wyłożył naleśnika na talerz, prosząc, by zjadła jak najwięcej.
Po chwili wspólnie siedzieli przy stole i pałaszowali śniadanie, które powinno odbyć się jakieś trzygodzinny wcześniej. Ale zasłużyli na odpoczynek.
Przyglądał się dziewczynie z uwagą, badając, czy traumatyczne wydarzenie z nad plaży cokolwiek w niej zmieniło. Czy mogło cofnąć amnezje? A może tylko ją pogłębiło?
— No co? — Wzruszyła ramionami, gdy wzrok mężczyzny ciążył na niej przez dłuższy czas.
— Nan, wiem, że to trudny temat, ale powinniśmy porozmawiać o tym, co się stało.
Widelec zastygł w jej dłoni, a ona utkwiła spojrzenie w pustce.
— Przepraszam — odezwała się smutno — ryzykowałeś dla mnie życie.
— Przecież wiesz, że nie o to chodzi. Gdyby coś ci się stało, to byłby koniec także dla mnie. Już nie mogę bez ciebie żyć.
Zerknęła na niego po tym oświadczeniu, a trzepoczące motyle dały o sobie znać w jej podbrzuszu.
— Nie znam tego człowieka, jeżeli o to ci chodzi — powiedziała cicho.
— I w tym rzecz. To nie był człowiek, Nan. To był potwór.
— A my nie wierzymy w potwory, prawda? — Próbowała pojąć tok myślenia mężczyzny, spoglądając na niego niepewnie.
— Nie, nie wierzymy. Przynajmniej ja nie wierzyłem, do wczoraj.
— Co mam powiedzieć? — Przybrała zagubiony wyraz twarzy. — Nie umiem ci tego wytłumaczyć. Skręca mnie w brzuchu, kiedy próbuje się nad tym zastanawiać. On chciał mnie zabić. — W oczach błysnęły jej łzy. — Nie wiem dlaczego.
Starła szybko słone krople z policzków i poczuła, że to wszystko jej wina. Powinna cokolwiek pamiętać. Powinna!
— Przepraszam. — Usłyszała z jego ust. — Chcę pomóc ci zrozumieć twoje życie, to zgubione, dalekie, za ścianą ciemności.
Łzy zadrżały na jej tęczówkach, gdy słuchała tych słów.
— Jedyne czego chcę, to żebyś mnie kochał — odparła żałośnie. — Pomimo wszystko.
Patrzył na nią przez ułamek sekundy, a potem podniósł się z krzesła i mocno do siebie przytulił.
— Nan, do licha, kocham cię tak bardzo, że nie sposób tego opisać!




***

Rozdział skupił się w dużej mierze na historii Ayumu i Marie, dlatego, niestety tak mało jej w tym Nan, ale obiecuje, że przyszły rozdział dostarczy wam wielu romantycznych chwil i mam nadzieje, że będziecie zachwyceni :D 
 Długi czas, zastanawiałam się, czy przyczyna utopienia się ukochanej Ayumu ma ręce i nogi, ale nie chciałam jechać standardami, więc wysiliłam wyobraźnie. I jak? Podoba się wam, mimo wszystko? :D
Kocham i pozdrawiam ciepło :*
PS: Też macie skojarzenia do filmu "Tylko mnie kochaj" przy ostatnich zdaniach Nan i Ayumu? Haha, jakoś tak mi wyszło podobnie :) 

9 komentarzy:

  1. Ok, zaskoczyłaś mnie totalnie, bo chyba w mojej głowie jej zniknięcie wyglądało inaczej, ale plus dla ciebie wielki za to! I Nan ma rację, to nie jego wina, to był po prostu straszny wypadek, na który A. nie miał żadnego wpływu. Ale dobrze, że ma Nan, która tak cudownie, nawet troszkę nieświadomie, pomaga mu się z tym wszystkim uporać. I ta słodka końcóweczka,awww!
    Co do skojarzeń, mimo że film widziałam, to w ogóle o nim nie pomyślałam, dopóki nie wspomniałaś! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaaa! I jeszcze miałam o jedno zapytać - o jakim zespole pisałaś? :)))

      Usuń
  2. Fajnie, że opisałaś tak dokładnie ten wątek Marii, przynajmniej sprawa się wyjaśniła i nie muszę się juz zastanawiać, co takiego się stało. Co do jej śmierci, to sama nie wiem... Kiedyś sama łykałam tabletki nasenne, gdy cierpiałam na bezsenność (o zgrozo, a wystarczyło zmienić dietę na zdrową i nie opychać się na noc, a można spać niczym dziecko) i w sumie po tabletkach to po prostu odpływałam, zwykle wtedy już leżałam, więc nie wiem, czy na stojąco udałoby się zasnąć, jednak pewnie w jakimś stopniu by osłabiły człowieka, więc w sumie to głupio nie wyszło :) no a Nan i Ayumu są razem cudowni! Jak ja kocham takie słodkie sceny pomiędzy dwojgiem ludzi, dlatego tym bardziej teraz będę wrzucać wątki hetero do opowiadań, bo słodkie scenki pomiędzy dwoma chłopakami jakoś mi się już nie widzą xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, cieszę się, że tak mówisz. Myślę, że te tabletki są odrobinę naciągane, ale, no cóż, powiedzmy, że moje opowiadania nie są najambitniejsze ^^ W sumie, nie tyle utopiła się, bo zasnęła od tabletek, co od nich zasłabła, bo była w ciąży :D
      Wrzucaj, wrzucaj, kochana <3 Hetero jest lepsze, może mniej popularne w tematyce azjatyckich opowiadań, ale lepsze :D

      Usuń
  3. Czyli Marie utopiła się przez tabletki nasenne, które pomyliła przez to, że Ayumu wyrzucił tłuste opakowania i byle jak je położył? W dodatku Marie była w ciąży! To takie okrutne! A wszyscy byli tak bardzo szczęśliwi... Nawet Susana nie kipiała taką nienawiścią! Ta kobieta naprawdę kiedyś była miła... To straszne, że nieszczęśliwa śmierć Marie tak bardzo wszystkich zmieniła. W dodatku Ayumu się o to obwinia. Skąd jednak wie, że Marie umarła przez tabletki nasenne? Pewnie znaleźli opakowanie, gdzie brakowało jednej tabletki i to wszystko wyjaśniło. Nie dziwię się, że nasz bohater obwinia się o to wszystko. Sama bym się obwiniała, choć to naprawdę nie była jego wina. Skąd mógł wiedzieć, że Marie zechce wziąć od razu którąś z tych tabletek? Nie jest jasnowidzem.
    Nan naprawdę pomogła Ayumu. Uratowała go od śmierci przez alkohol. Sprawiła, że nie czuł się już taki samotny i winny temu, co się stało. Odzyskał chęć do życia i sama jestem jej za to bardzo, ale to bardzo wdzięczna. W dodatku przyznał, że ją kocha! Cieszę się, że zdołał obdarzyć ją takim uczuciem po utracie Marie. Nie wątpię, że jego żona zawsze będzie zajmowała jakieś miejsce w jego sercu, ale znalazło się w nim również miejsce dla Nan. No i Ayumu również uważa, że nasza młodziutka bohaterka prawdopodobnie nie jest człowiekiem.
    Jestem niesamowicie ciekawa, jak dalej potoczy się akcja w tym opowiadaniu. Pojawi się jeszcze jakiś inny potwór, który będzie chciał zabić Nan? A może ona odzyska pamięć? Matko, tak bardzo podoba mi się ta historia, że nie wiem co powiedzieć *,*.
    Czekam z niecierpliwością na nowość, kochana! Hwaiting! <3.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze to nie spodziewałam się, że jej śmierć przebiegnie w taki sposób. przez cały czas w głowie miałam jakiś sztorm czy inną dziwną anomalie pogodową. a tu się okazało, że to wszystko przez nieuwagę. i jeszcze to dziecko. zawsze najbardziej żal mi dzieci. a to maleństwo nawet się nienarodziło. szkoda.
    Zgadzam się z Nan. to nie była wina Ayumy, że Maria utonęła. nie wiedział przecież, że gdy wyrzuci opakowania stanie się coś takiego. a ona powinna bardziej uważać, a nie brać pierwsze co jej w rękę wpadło. no, ale cóż, czasu już się nie cofnie.
    a ta końcówka *.* kocham takie momenty. no i właśnie odezwała się moja dusza romantyczki xd
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Eh to takie smutne, ale to nie jest wina Ayumu,zdecydowanie nie. Tak po prostu miało być. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Marie była w ciąży... Nie spodziewałam się, że umarła poprzez utonięcie.
    Uwielbiam momenty z Ayumu i Nan. Razem są tacy cudowni. :)
    Niecierpliwie czekam na nowy rozdział. <3
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Końcówka, awwww <33 No, jak ma być romantycznie, to ja się już nie mogę doczekać kolejnego rozdziału. Śmierć Marie była tragiczna. Oryginalny pomysł i mi się podoba. :) To nie jest przecież wina Ayumu. Nic dziwnego, że tak myśli. Każdy na jego miejscu by się obwiniał, ale mam nadzieję, że z czasem zrozumie, że tak musiało być. Przecież nie wiedział, że Marie pomyli tabletki. Ale to przerażające, że zginęła będąc w ciąży. Ayumu stracił w takim razie dwie bliskie osoby. Ale dobrze, że na swojej drodze spotkał Nan, niezależnie od tego, jak potworaśne jest jej pochodzenie i osoby albo stwory z nią związane. :)

    OdpowiedzUsuń