Grudzień na Okinawie nigdy nie był
mroźny, mieszkańcy wyspy rzadko kiedy mieli styczność ze śniegiem, bowiem
mieszkali w klimacie subtropikalnym. Z tego powodu, gdy nadszedł okres Bożego
Narodzenia, a wszystkie sklepy i centra handlowe ustroiły się dekoracjami
lampek i bombek oraz wycinkami bałwanów z mikołajami i reniferami, temperatura
była dodatnia i wzrosła powyżej dwudziestu stopni.
Nan chłonęła atmosferę świąt z ogromną
radością, niemal wymuszając na Ayumu kupno wielkiej choinki i dekoracji.
Mężczyzna od lat nie spędzał świąt w ten sposób, ale nie zaprotestował. Skoro
miał z kim dzielić ten magiczny czas, czy mógł narzekać?
Jedynie sprawa z Sakue nie dawała mu
spokoju. Nawet przez chwile nie podejrzewał samego siebie o to, że tak bardzo
zależało mu na przyjaźni z nią. Po tym, jak ją potraktował czuł się
beznadziejnie zły i bezskutecznie zbierał się z zamiarem przeproszenia jej.
Zwłaszcza, że Nan wyczuła ich pogorszone relacje, toteż nieustannie nalegała,
aby coś z tym zrobił.
— Przecież zawsze byłeś dla niej taki
ważny! — Truła mu za uchem, gdy o tym rozmawiali. — Nie możesz pozwolić, aby to
się tak skończyło. Ty też ją lubisz.
Szli przez korytarz centra handlowego,
mając po bokach witryny ekskluzywnych sklepów. Z głośników dobywała się melodia
„Mery Christmas”, a on obładowany był pakunkami. Chyba nigdy w życiu nie wydał
tylu pieniędzy co dzisiaj, ale nie potrafił niczego odmówić Nan.
Nie chciał mówić dziewczynie, że to
przez nią się pokłócili. Wiedział bowiem, że wzięłaby to sobie do serca i
obwiniała się, a przecież sam był odpowiedzialny za swoje szczeniackie
zachowanie.
— Och! — Nagle Nan zatrzymała się,
łapiąc go za ramie.
O mały włos, a wywaliłby się z tym
wszystkim, co niósł. Zaklął cicho pod nosem, ale szybko spoważniał, gdy dotarło
do niego, co zachwyciło jego podopieczną.
— O nie! Nie ma mowy! — zaprotestował,
kręcąc głową.
Patrzyli na małe stoisko z kartonem
pełnym szczeniaków, Bóg wie jakiej rasy, ale najpewniej „mieszanka
wszystkiego”. Nad kartonem wyłaniała się amatorska tabliczka z ręcznie
napisanym komunikatem „Przygarnij za darmo bezdomnego pupila”.
Nan, nie zważając na jego protesty,
podbiegła do stoiska i zanurkowała do pudełka, wyławiając jednego ze
szczeniaków. Małe były brzydkie jak noc i niepodobne do niczego, miały wyrosnąć
na typowe, śmietnikowe kundle, ale zachowywały się uroczo, jak przystało na
maleństwa, które dopiero co uczą się życia.
— Nan, chyba żartujesz! Odłóż go i
chodźmy! — zagrzmiał, próbując brzmieć surowo i stanowczo. Kogo on oszukiwał? Z
każdą chwilą mięknął coraz bardziej.
— Ale czemu? — Skierowała ku niemu
żałosne spojrzenie. — One są takie jak ja. Niczyje.
— Wcale nie jesteś niczyja. Masz mnie
— odparł z lekkim oburzeniem.
— A teraz jeden z tych piesków może do
nas dołączyć i też być nasz — rzekła z logiką, od początku pewna, że jej
ulegnie. Znała dobre serce mężczyzny i nie wątpiła w jego siłę nawet przez
chwile.
Ayumu wzniósł oczy do nieba,
podrzucając lekko pudełka, które zaczęły niebezpiecznie wypadać mu z rąk.
Świetnie! Mieli wrócić do domu nie tylko obładowani stosem nowych nabytków, ale
też w towarzystwie szczeniaka.
— Proszę… — zaczęła swoim
charakterystycznym, rozbrajającym głosikiem, uwieńczonym słodkim spojrzeniem i
mrugającymi rzęsami. Wydęła dolną wargę i podsunęła mu szczeniaka pod nos. —
Święta to czas miłości. On nas potrzebuje.
Furia ogarnęła go od stóp do głów.
Miał wrażenie, że torpeda wysadzi go w kosmos, a wewnętrzna irytacja rozsadzi
mu wnętrzności. Nie potrzebują psa! To tylko niepotrzebny kłopot!
— Dobrze, weźmiemy go. — Zdziwił się
spokojem we własnym głosie.
Nan przytuliła się do niego tak mocno,
że po raz kolejny zagroziło mu wywalenie się, ale lubił jej spontaniczność.
— Jesteś najlepszy, słyszysz?!
NAJ-LEPSZY!
Uśmiechnął się, udając powagę.
— Dobrze, dobrze. Nie gorączkuj się
już tak. Masz być za niego odpowiedzialna. Jak się zesika, sprzątasz po nim. Kąpiesz
go i wyprowadzasz, rozumiesz? Taki pies to nie zabawa. Trzeba być za niego
odpowiedzialnym.
Poczuł na sobie zdziwione spojrzenie
wolontariuszki, która pilnowała stoiska. Kobieta z pewnością nie rozumiała
czemu dorosła kobieta u jego boku zachowuje się tak dziecinnie, a on przemawia
do niej jak do własnej pociechy.
— Mam rozumieć, że nic nie płacimy? —
Spojrzał na kobietę nieprzyjemnym wzrokiem.
Przytaknęła, a on odszedł od stoiska i
tak biedniejszy od kilka jenów, które ofiarował jej na rzecz schroniska i ze szczeniakiem
w kieszeni. Potem obrócili się, by kupić nowemu pupilowi wszystkie potrzebne
rzeczy. Ale co tam!
Święta to czas miłości, prawda?
***
Pies
został ochrzczony Wodnikiem, co było oczywiście pomysłem Nan.
—
A czemuż to nie od razu Strzelec albo Panna? — zadrwił Ayumu, kręcąc głową.
—
Bo kocham morze, a on jest taki jak ja, a głupio byłoby gdyby nazywał się
Karton, bo z niego został uratowany. Wodnik brzmi lepiej — odpowiedziała
rzeczowo.
Szczeniak
ledwie tylko znalazł się w nowym domu, a poczuł się jak u siebie. Zsikał się na
wykładzinie, porwał w nieznane kapcie dla gości i zanurkował w kominku,
wychodząc z niego brudny jak sto czortów, ale i tak zdawało się psiakowi, że
jest ucieleśnieniem słodkości, której się wszystko wybacza i, gdy Ayumu darł
się na niego w niebogłosy, machał ogonem i lizał mu stopy, patrząc na niego
pogodnie.
Nawet
doktor Masaki nawiedził specjalnie ich progi, co by zobaczyć nowy nabytek, a z
nim zjawił się jego własny pupil i żona w mocno zaawansowanej ciąży.
Podczas
gdy Wodnik zażarcie dostawiał się do nogi dwa razy większego od siebie, ale
jakże cierpliwego, labradora Suzuki, Nan poznała doktorową Yuri i wspólnie z
nimi spędzili z Ayumu urocze popołudnie.
—
Sakue powiedziała mi, że się do niej nie odzywasz — rzekł doktor, gdy już się
żegnali w progu. — Bardzo to przeżywa. Sądzę, że najwyższy czas się pogodzić.
Zwłaszcza, że zdaje mi się, iż ta wasza sprzeczka była o nic.
Aymu
odparł coś kąśliwego, ale w duchu przyznawał przyjacielowi racje. Tylko
najtrudniejszy jest pierwszy krok, jak to mówią.
***
Sygnał
rozbrzmiewał po sygnale, aż włączała się automatyczna sekretarka mówiąca głosem
Sakue. Ayumu trwał w bezruchu ze słuchawką przyciśniętą do twarzy i milczał. Podobnych
prób przeproszenia przyjaciółki zaliczył kilka i dopiero za czwartym razem, z
jego ust dobył się niepewny głos.
—
Cześć Sakue, z tej strony Ayumu. Pewnie się dziwisz, bo od lat nie
kontaktowałem się z tobą telefonicznie. — Urwał, kierując spojrzenie na Nan,
która pokręciła palcem wskazującym jak korbką, ponaglając go do śmiałości. —
Chciałem cię… przeprosić. Wiem, że taka forma nie jest najlepsza, dlatego, tak
sobie pomyślałem, że może zechciałabyś przyjść do nas w drugi dzień świąt?
Wiem, że wigilie spędzasz z rodziną w Tokio, ale… bardzo mi zależy, żeby
naprawić krzywdę, jaką ci wyrządziłem. Proszę, Sakue. Przyjmij zaproszenie.
Trzasnął
słuchawką tak mocno, jakby chciał ją roztrzaskać na drobne kawałki. Uzmysłowił
sobie, jak bardzo był zestresowany. Żołądek wywijał mu się na wszystkie strony,
a on zamarzył nagle za szklanką czegoś zimnego.
—
Brawo! Świetnie ci poszło! — Nan z uznaniem kiwnęła głową, machając nogą dla
Wodnika, który traktował ją jak uciekające zwierzę.
—
Asz, chyba nigdy wcześniej nie musiałem się, aż tak upokorzyć.
—
Kobiety to lubią — powiedziała zdecydowanie i uśmiechnęła się uroczo. —
Zresztą, czy ratowanie przyjaźni nie jest czasem tego warte?
—
W twoim świecie nadajesz wszystkiemu znaczenie. — Wzniósł oczy do nieba, po
czym skierował się do salonu, gdzie postawili chwile temu nagie drzewko
choinkowe. Ze strychu zniósł stare pudła ozdób i zmieszał je z tymi, które
kupili niedawno. Teraz czekało ich strojenie.
Przy
muzyce amerykańskich kolend, zabrali się do pracy, a Wodnik uznał, że
najświetniejszą formą rozrywki będzie próba połamania w zębach drzewku jednej
gałązki.
Dla
Nan to była dobra zabawa. Skakała od jednego miejsca do drugiego, wieszając
bobki i lampki, okręcając sznurki, które imitowały śnieg. Szmaciane mikołaje
także zawisły na gałęziach, a chwile potem dołączyły do nich styropianowe
bałwany. Pod samym drzewkiem zaś wylądowała miniaturowa szopka ze świętą
rodziną, którą Ayumu wygrzebał ze strychu z bolesnymi wspomnieniami. Szopka
była ulubioną dekoracją Marie.
—
Chcę umocować gwiazdę, koniecznie! — Nan porwała w dłoń olbrzymią, złotą ozdobę
i przycisnęła ją do serca jak najcenniejszy skarb. Kiedy jednak stanęła na
palcach, wysuwając zabawnie koniuszek języka, okazało się, że nie dostanie. —
Świetnie! Jestem kurduplem! — załamała ręce z żalem w głosie.
Ayumu
roześmiał się pod nosem i niespodziewanie podniósł ją do góry, sadzając sobie
na ramieniu. Krzyknęła radośnie, nie mogąc napatrzyć się światu z tej
wysokości, po czym z poczuciem dziejowej misji wsunęła rożek gwiazdki na szczyt
choinki, dopełniając tym samym jej wyglądu. Wodnik szczekał z zadartym pyskiem,
nie rozumiejąc co się dzieje.
—
Popatrz tylko! Prawdziwe, bożonarodzeniowe drzewko! Widziałeś kiedyś coś
ładniejszego?! — westchnęła z takim zachwytem, że nawet jemu to wszystko wydało
się jakieś takie piękniejsze niż zwykle. Nigdy nie emanował duchem świąt, ale
tym razem poczuł się szczęśliwy nadchodzącym okresem.
Zgrabnie
ześlizgnęła się z barku mężczyzny, wciąż pozostając otoczona ramieniem jego
lewej ręki. Uśmiechnęli się do siebie z fascynacją, po czym Nan otworzyła z
przestrachem oczy.
—
Osz to licho! Pierniki! — Popędziła na złamanie karku do kuchni, a zaraz potem
Ayumu usłyszał syk otwieranego z opóźnieniem piekarnika. Dziewczyna zakaszlała
i natychmiast odkrzyknęła z
zadowoleniem. — Uratowane! Co się tam tak lenisz? Chodź tu i pomóż!
Kręcąc
głową, nie zamierzał protestować, a Wodnik zaczął dostawiać się do jego butów.
***
Już
dawno nie miał tak udanej wigilii. Stół w salonie czekał na nich nakryty
czerwonym obrusem, a kolacja szykowała się w kuchni przez Nan. Oczywiście nie
planowali dwunastu potraw, gdyż we dwoje nie daliby sobie z nimi rady, ale i
tak mieli wyjątkowe święta. Japończycy z rzadka celebrowali to święto w
niekomercyjny, rodzinny sposób. Większość z nich nawet nie miała w tym dniu
wolnego, nie mówiąc już o wspólnym posiłku przy jednym stole. Dla nich święta
to był czas zakupów i choinek na ulicy, nic po za tym, ale nie w domu Ayumu.
Już
lata temu, Marie wniosła w progi posesji europejskie tradycje, czyniąc Boże
Narodzenie magicznym czasem uduchowienia i miłości, gdzie ludzie wybaczają
sobie wzajemne krzywdy i doceniają tych, którzy są blisko. Aymu to uwielbiał,
zwłaszcza przesąd, jakoby zwierzęta w tę noc potrafiły mówić ludzkim głosem.
Nigdy w to nie wierzył i jakoś nie potrafił wyobrazić sobie Wodnika w roli
rozmówcy.
Nan
uwijała się przy stole ze sprawnością rasowej gospodyni. Przepasana kucharskim
fartuchem i wyposażona w kuchenne rękawice, znosiła do stołu parującą zupę i
półmiski ze smażonymi pierożkami, nie zabrakło oczywiście prawie przypalonych
pierników, które teraz pyszniły się pod pudrową posypką oraz ciastami,
ułożonymi na talerzykach, jakie otrzymali od Yuri dzień wcześniej.
Pod
choinką kusiły prezenty, a nad zasłonami mrugały zielono-czerwone lampki. Z
małego CD dobywała się melodia cichej nocy po angielsku, zaś w zamykanym szybką
kominku trzeszczał ogień. Tylko za oknem noc była jasna i gwieździsta, a
temperatura dodatnia, lecz nikt nie zwracał na to uwagi.
—
Ayumu! Wyglądasz bardzo szykownie — rzekła z zachwytem, układając dłonie w piąstki
tuż pod brodą. Mężczyzna w białej marynarce i ustylizowanymi włosami z
pewnością nie wiele pozostawił ze swego dawnego ja. Teraz pasował na
właściciela bogatej posesji i nikt, kto spojrzałby na niego w tamtej chwili nie
miałby wątpliwości, że patrzy na personę wysokiej rangi.
—
Pomyślałem, że już czas — powiedział po prostu, kładąc dłoń na oparciu krzesła.
—
Czas? — spytała, patrząc na niego wnikliwie. — Na co?
—
Na zerwanie z demonami przeszłości — westchnął filozoficznie, wyglądając tak,
jak jeszcze nigdy go nie widziała. W pierwszej chwili nie zdołała stwierdzić,
co w nim dostrzega, ale zaraz potem jej oczom ukazał się wizerunek wolnego
człowieka. Miała wrażenie, że serce pęknie jej z radości.
Około
siódmej zasiedli do stołu i uśmiechając się do siebie delikatnie z naprzeciw
ustawionych krzeseł, zabrali się do wspólnego celebrowania kolacji.
Nan,
czując się pełnoprawną panią domu, pozwoliła sobie ponakładać Ayumu każdą z
potraw, robiąc groźną minę, gdy chociaż spróbował sięgnąć po chochle w zupie.
—
Dzisiaj będę ci dogadzać — wyjaśniła dobitnie — Nie odbieraj mi tej
przyjemności.
Mężczyzna
przewrócił oczami i, tłumiąc uśmiech, dyskretnie podrapał Wodnika za uchem.
Mały szkodnik zwinął się w kłębek w jego nogach i zamachał ogonem, gdy poczuł
na skórze dotyk pana, ale nawet nie otworzył oczu. Ayumu wydzierał się na niego
kilka razy dziennie, ale urwis i tak wolał go bardziej niż Nan i zawsze kręcił
się u jego boku z wyrazami dogłębnej miłości.
Kolacje
zjedli w gwarze. Dziewczyna nie należała do osób trzymających języka w ustach,
toteż buzia nie zamykała się jej nawet na chwile, a on słuchał tej paplaniny z
wielką przyjemnością, od czasu do czasu wymieniając z nią własne spostrzeżenia.
Wyglądała
tamtego wieczoru niezwykle uroczyście, w ciemnozielonej sukience nad kolanko z
zabudowanym dekoltem o prostokątnych grubych szeklach. Niesforne loki częściowo
spięła z tyłu kokardą, a szyję zdobił jej naszyjnik z morza, który połyskiwał w
świetle świec.
Nie
mógł się napatrzyć temu widokowi. Ona była jak z obrazka, który zdobi kartki
świąteczne i reprezentuje atmosferę dobrego, szczęśliwego domu. Aż trudno
uwierzyć, że była jego, a każdym spojrzeniem, który słała ku niemu potwierdzała
ten wspaniały fakt.
—
Słyszysz? — Kiedy ostatnie okruszki zniknęły z talerza, oparła się o krzesło i
zamknęła oczy. — Morze szumi, słychać je nawet stąd.
Wytężył
słuch, ale niczego nie usłyszał. Może do tego trzeba było wyobraźni i wielkiego
zamiłowania do słonej wody? Zaskakujące, że chociaż tak bardzo je uwielbiała,
nigdy nie skusiła się na kąpiel. Ilekroć pragnął ją na to namówić, okazywała
się uparta za czterech.
—
Nan, ja niczego nie słyszę. — Pokręcił głową z rozbawieniem.
Wtedy
podniosła się z miejsca i podeszła do niego, stając tuż za nim i nachyliła mu
się nad ramieniem.
—
Słuchaj, słuchaj baardzo dokładnie. — Mówiąc to, nachyliła się nad jego
ramieniem i położyła mu dłonie na policzkach. — Słuchaj, Ayumu. To takie
proste.
Przymknął
oczy, czując cudowny dotyk skóry Nan na swojej twarzy i był pewny, że nigdy
wcześniej nie doświadczył czegoś tak wspaniałego. Wtedy to się stało. W uszach
rozbrzmiał mu łomot fal morza rozbijające się gdzieś o skalisty brzeg. Niemal
poczuł na nosie krople bryzy i chłód morskiej toni. To było jak czary. Realne w
odczuciu, ale nieprawdopodobne dla umysłu, który gdzieś wewnętrznie wciąż
wiedział, że to nie dzieje się naprawdę? Czyż nie?
Podniósł
się z krzesła z zaskoczeniem.
—
Masz racje. Niech mnie, jak ty to robisz? — Odwrócił się do niej. Ich
spojrzenia się spotkały, a delikatne ciepło owionęło ciała dwojga subtelnością
chwili.
Oddech
Ayumu spłycił się, a w gardle powstała niemożliwa do przełknięcia gula.
Jednocześnie w sercu poczuł zdradliwe szarpnięcie tęsknoty. Gdyby tylko mógł ją…
Ledwie
o tym pomyślał, a Nan zarzuciła mu na ramiona drobne ręce. Musiała stanąć na
palcach, by dosięgnąć jego twarzy.
—
Ayumu? — zapytała słodko, wpatrzona w niego tak głęboko, że zaniemówił.
Bliskość dziewczyny przyprawiała go o tysiące uczuć i prawdę mówiąc w pewnym
momencie przestał kontrolować swoje poczynania.
—
Tak? — Dotknął rękoma jej wąskiej tali i miał wrażenie, że ów dotyk przeniknął
go przez ramiona do wewnątrz ciała.
—
Kochasz mnie?
—
Kocham — powiedział ochrypłym tonem, zaskoczony łatwością swego wyznania. Ono
było tak naturalne, a jednocześnie tak niewłaściwe. Nie mógł, nie z nią. Była
zbyt dobra i niewinna.
—
Ale tak bardzo, bardzo? — Kusiła go dalej z taką tęsknotą w spojrzeniu,
tęsknotą za nim, że niemal zrobiło mu się jej żal. Nie rozumiała, że to było
złe. Jeden nieostrożny krok i ją skrzywdzi.
—
To pocałuj mnie, proszę.
Prąd
przebiegł przez ciało Ayumu z zawrotną prędkością, a potem rozlało się po nim
dreszczem.
—
Nan… nie rozumiesz — Pokręcił głową.
Przechyliła
głowę, mrugając rzęsami.
—
To kochasz mnie czy nie? — W jej głosie pojawiła się nuta zniecierpliwienia.
—
Przecież wiesz, że tak.
— W takim razie to ty nie rozumiesz. — Wysiliła się, by stanąć jeszcze
wyżej na palcach i napierając na niego całym swym ciałem, zbliżyła usta do jego
ucha, muskając go delikatnie ze słowami. — Moje szczęście jest w tobie —
wyznała gorącym szeptem. Potem
uśmiechnęła się w zagłębienie szyi ukochanego i przywarła do niego jeszcze
mocniej.
***
Pisałam ten rozdział w okresie świątecznym, stąd też ta bożonarodzeniowa atmosfera :D:D I jak? Romantycznie chociaż trochę? Um, następny rozdział też powinien być taki słodki i przyjemny.
Mam dobrą wiadomość, udało mi się skończyć kolejne opowiadanie, więc blog nie umrze :)
Pozdrawiam ciepło :*
Ohhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh! To było cudowne, najcudowniejsze, po prostu się rozmarzyłam, bo uwielbiam tę świąteczną atmosferę! I oni razem są tacy słodcy, że przez cały rozdział się uśmiechałam. I jeszcze przygarnęli tego psiaka,aww! :)
OdpowiedzUsuńRazem są tacy uroczy ;^ Ayumu dla Nan nawet zgodził się na pieska. Ten pupilek na pewno sprawi, że w ich domu pojawi się jeszcze więcej radości. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo przyjemny. Okres świąteczny niestety już za nami, ale tutaj ponownie można było go poczuć.
Niecierpliwie czekam na nowość <3
Pozdrawiam! :)
Aiii, jacy oni są kochani! Chwilami Nan jest serio drażniąca, ale to może tylko moje osobiste odczucia, bo nie przepadam za dziecinnymi osobami, chociaż sama czasami też bywam dużym dzieckiem, zwykle gdy chcę coś na kimś wymusić... O, widzisz, jestem jak Nan hah jak fajnie, że mają pieska! Kocham psy, o czym pewnie już wie każdy czytelnik moich opowiadań xd cieszę się, ze dali takiemu biednemu psiakowi schronienie :3 atmosfera świąteczna nawet teraz mi się udzieliła, gdzieś nawet jeszcze mam schomikowane pierniczki, które piekłam na święta ^^ naprawdę uwielbiam Nan i Ayumu w duecie, niby totalne przeciwieństwa, ale razem tworzą taki idealny duet :)
OdpowiedzUsuńoh jacy oni są słodcy *.* Ayuma naprawdę się zmienił przez Nan. teraz gdy o tym sam wspomniał, ten fakt do mnie dotarł. ale to dobrze.
OdpowiedzUsuńno i tak końców ^^ dawaj już następny!
Życzę weny!
Nan odwzajemnia jego uczucia? Awww... Słodko. :) Ech, szkoda tylko, że Ayumu tak się przed tym broni. Rozumiem, że nie chce je zranić, ale może warto zaryzykować? W sumie tym dystansowaniem się też ją może zranić, więc na jedno wychodzi. :d Hahahaha... namówiła go na pieska. Ajajaj... normalnie to pewnie nikomu by nie ustąpił, ale Nan ma coś w sobie i on zawsze jej ulegnie. :) Mam nadzieję, że pogodzi się z Sakue, bo szkoda, żeby ich przyjaźń została zerwana przez jakiś tam naszyjnik... znaczący pewnie, no ale kurde nieeeeeeeee! Na pewno mu wybaczy. Mam taką nadzieję. Hahaha... ten tekst z kurduplem mnie rozbawił. :D Ale tak miło, świątecznie w tym rozdziale. :)
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie cierpię świąt Bożego Narodzenia. W ogóle świąt nie lubię, jedyne co mnie w nich cieszy to wolne od pracy. Muszę jednak przyznać, że idealnie opisałaś nastrój panujący podczas szału zakupów w tym szczególnym dniu. Gdzie podział się ten sknera Ayumu, który żałował pieniędzy na porządną sukienkę dla Nan i zabrał ją do starego sklepu z obrzydliwymi sukienkami? Teraz kupował wszystko, czego ta dziewczyna tylko zapragnęła. Nie szczędził na nią ani jednego jena. Matko, jaki on się zrobił kochany!
OdpowiedzUsuńW dodatku pozwolił wziąć Nan psiaka. Nie wiem, jak szczeniak może być paskudny (tak, jak to opisałaś w oczach Ayumu), ale dla mnie jest to po prostu niemożliwe xD. Wodnik to słodki rozrabiaka! I bardziej polubił krzyczącego Ayumu od Nan... No kto by pomyślał :D. Chciałabym zobaczyć, jak ten psiak wychodzi z kominka haha xd.
Ayumu pierwszy raz od dawna przeżył tak cudowne święta. No i jednak zadzwonił do Sakue, z którą mam nadzieję w końcu się pogodzi. Musi! Ich przyjaźń na pewno jest niezniszczalna, ot co!
Nan jest bardziej śmielsza w okazywaniu uczuć niż Ayumu, co poniekąd mnie dziwi. Cieszę się jednak, że jest to dziewczyna, która pokazuje, iż potrzebuje okazywania uczuć ze strony Ayumu. Dzięki temu mężczyzna stanie się bardziej śmielszy.
Czekam z niecierpliwością na nowość, hwaiting! <3.