14.O bliskości serc i odzyskanej przyjaźni.

(+18) - rozdział zawiera niektóre treści tylko dla dorosłych!


Był jak człowiek z lodu. Z zewnątrz pokrywała go mroźna, nieprzyjemna skorupa, która sprawiała, że stracił zdolność poruszania ciałem. Z drugiej strony, w środku buchał ogień. Tak żarliwy i płomienny, że dawał objawy gorączki. Ayumu nie potrafił kontaktować z rzeczywistością, a mógł jedynie słuchać wewnętrznych pragnień.
Nan…, Nan…, tylko Nan.
Jej bliskość, cudowne ciepło ciała, dotyk rąk na jego karku, oddech smagający go po tętnicy, waniliowy zapach włosów przez który przebijał się również zapach morza. Ona zawsze pachniała morzem i kojarzyła mu się z poranną świeżością.
— Nan… — wymówił cicho jej imię, nie zdając sobie z tego sprawy. — Zmiłuj się.
Podniosła na niego wielkie, słodkie oczy i przybrała niewinny wyraz twarzy.
— Moje szczęście jest w tobie — powtórzyła z naciskiem, a poprzez głos wybrzmiała także pewność słów. To nie był wyraz spontaniczności, nawet nie wyraz chwilowego kaprysu. Ona patrzyła na niego, tak jak kiedyś Marie i oczekiwała, że odpowie na głos jej serca.
Czekała cierpliwie, trochę niepewnie, jakby z lekiem przed odrzuceniem, który miał ją zepchnąć w otchłanie rozpaczy, czekała, aż ją zechcę i przyjmie, a czyniła to z tak wielkim zaufaniem, że nie zostanie zraniona, aż coś w środku Ayumu wydało rozdzierający krzyk.
Już nie liczył się rozsądek, ale dłonie coraz ciaśniej oplatające ją w tali, liczyło się tylko spojrzenie, którym zbliżał się do jej twarzy coraz bardziej i bardziej, a potem liczyły się już tylko usta, które, znalazłszy siebie, złączyły się w pocałunku tęsknym i wyczekiwanym od dawna.
I wtedy tamy przeciwności rozpadły się pod siłą fali szczęścia. W strumieniu melodii „White Christmas”, trwali stuleni w swoich objęciach, niczym para kochanków, którzy odnaleźli się po latach.

***

Nan prowadziła go schodami na górę, trzymając kurczowo za rękę. Pewność w jej zachowaniu radowała go w takim samym stopniu, co przerażała. Próbował wmówić sobie, że ma do czynienia z dorosłą kobietą, która wie, czego chcę, ale niewiele to pomagało. Wciąż postrzegał ją, jako istotę kruchą i niewinną, potrzebującą szczególnej ochrony, zwłaszcza jego.
A teraz nie potrafił tego powstrzymać.
Szedł za nią, stopień za stopniem i coraz bardziej ulegał fascynacji jej osobą. Gdy znaleźli się na piętrze, otworzyła drzwi do sypialni i pociągnęła go ze śmiechem do środka.
Nie czekając na nic, rzuciła mu się w ramiona, namiętnie całując. W pierwszej chwili był gotowy dać władze emocjom, ale zbyt ją kochał, żeby pozwolić sobie na równą bezmyślność, toteż delikatnie odsunął.
— Nan, to bardzo poważna sprawa. Nie powinniśmy się śpieszyć. — Wyciągnął znacząco dłoń dla podkreślenia swoich słów. Tylko on jeden wiedział ile kosztowało go zachowanie takiego rozsądku.
Ale Nan uśmiechnęła się w odpowiedzi, delikatnie unosząc kąciki ust i pokręciła głową.
— Chcę, żebyś był moim pierwszym.
Otworzył szerzej oczy, a z wrażenia zaschło mu w ustach.
— Nan, skąd możesz wiedzieć, czy przed wypadkiem nie miałaś kogoś, kogo kochałaś. Możliwe, że w tej sytuacji zdradzisz tą osobę.
— Wcale nie czuje, bym kogoś kochała oprócz ciebie i przed tobą — powiedziała zadziornie, mrużąc oczy. — Chcę, byś był moim pierwszym od czasu amnezji.
Był coraz słabszy w stawianiu oporów. Głównie dlatego , iż sam nie wierzył, aby Nan kiedykolwiek była zakochana, by była istotą w ludzkim pojęciu. Coś w niej było niezwykłe i inne, a przez to, granica do przekroczenia stawiała się łatwiejsza.
Podeszła do niego i, muskając jego suche usta, powoli zrzuciła mu z ramion marynarkę. Zaraz potem poczuł jej zwinne palce, rozpinające guziki koszuli. Uniósł ręce, by ją powstrzymać, ale dłonie zastygły mu w połowie drogi i zamiast czynić, co stosowne, za ich pomocą przyciągnął ją mocniej do siebie.
Na oślep odnalazł zamek od sukienki dziewczyny i jednym pociągnięciem rozsunął go, dostając się do jej nagich pleców. Dotykając palcami gładkiej skóry, zakręciło mu się w głowie od nadmiaru szczęścia. Nagle przestał odczuwać jakiekolwiek opory, a miłość, którą żywił w stosunku do Nan stała się jedyną królową jego czynów. Kierował się już tylko i wyłącznie ścieżką do wyrażenia jej całym sobą.
Sukienka opadła na ziemie wraz z jego koszulą, a kolejny z murów między nimi rozpadł się jak domek z kart. Ich ciała ocierały się o siebie z magnetyczną siłą przyciągania, której pragnęli z zachłannością.
Nan opadła na łóżko z szerokim uśmiechem, przyjmując go w otwartych ramionach. Przylgnął do niej, składając na ciele gorące pocałunki. Palcami błądziła po jego plecach, czasem wbijając ich koniuszki nieco mocniej w skórę ukochanego, gdy ciałem intensywnie reagowała na jego dotyk.
Nagle opadła głową na jedną z satynowych poduszek, a on znalazł się tuż nad nią; wtedy sięgnął ostrożnie do zapinki stanika dziewczyny, który ulokowany był między miseczkami.
Jakże drżały mu dłonie, kiedy rozpiął górną część bielizny i odsłonił przed sobą widok jej nagiego ciała. Co więcej, wcale nie wydawała się być tym zażenowana. Uśmiechała się delikatnie, prawie zachęcająco, a on nie rozumiał skąd w niej tyle śmiałości.
Chciał coś powiedzieć, jednak, wtedy zamknęła mu usta niecierpliwym pocałunkiem, krzyżując ręce wokół jego karku. Wszystko wokół zawirowało jak na rozkołysanym przez fale statku.
Pachniała cudownie, tak cudownie, że działała na niego niczym najsilniejszy z istniejących narkotyków, przyprawiając niemal o szaleństwo uczuć. Czuł na torsie szybkie bicie jej serca. Potem pozwolił, by ostatnie z ubrań przestały ich dzielić. Już wtedy wiedział, że spełnia jedno z największych swoich pragnień, a bynajmniej nie traktował tego bezuczuciowo. Dla niego nie był to tylko akt zbliżenia, jaki może połączyć dwoje kochanków. Nan nie była kochanką, ona była jego miłością.
Gdy ją dotykał to tak, jakby działo się coś nadnaturalnego. Jakby do gry włączyły się nieznane siły, wstrząsając każdą komórką w jego ciele do granic rozkoszy.
W półmroku palącej się lampki, obejmował ją zachłannie, ona jego. Zespalając się ze sobą w najgłębszej formie, nigdy wcześniej nie doświadczyli czegoś równie potężnego.
Ani przez chwile nie dostrzegł znaku, który wskazywałby, że Nan czegokolwiek żałuje, że posunęła się o krok za daleko i nie wie, jak wrócić. Ona była śmielsza od niego, dużo pewniejsza w ruchach i zachęcających gestach.
Dotykając rozgrzanymi opuszkami palców jej szczupłe udo, cicho jękną. Tymczasem ona wsunęła mu za kolano swoją łydkę, szczelnie otulając uściskiem nóg.
Nieco chaotycznie błądził rękoma po ciele ukochanej, składając na nim rozgrzane do granic namiętności pocałunki, pod wpływem, których zamykała oczy i przygryzała dolną wargę z uśmiechem rozkoszy.
Rozłożyła na boki ramiona, wbijając palce w satynowe prześcieradło. Na chwile zdrętwiała, gdy złączył swe ciało z jej ciałem, ale szybko rozluźniła się, oddając mu siebie do samej głębi.
Przylgnęła policzkiem do rozgrzanego ramienia mężczyzny, jedną ręką obejmując go za szyje. Drugą zaś Ayumu ujął we własną dłoń, wyczuwając mocno wbijające się w nią palce Nan.
Nie śpieszył się, nie chcąc zrobić jej nawet najmniejszej krzywdy. Chociaż sam czerpał z tego przyjemność, baczył nieustannie na wyraz jej twarzy, który pozostawał wciąż tak niezmiennie ufny i pewny tego, co się działo.
W pewnym momencie lekko się podniosła i, przyciągając go do siebie z wielką zachłannością, skryła twarz w jego szyi, wydając głośne, zadowolone westchnienie, któremu towarzyszyło również westchnięcie Ayumu.
— Kocham cię — powiedział, gdy opadła na poduszki, dotykając zewnętrzem dłoni spoconego czoła. Z rozwichrzonymi włosami i rumieńcami, pokrywającymi policzki, wyglądała tak cudownie doskonale.
Pachniała jego ciałem, jego miłością, wciąż lekko nieprzytomna z radości i spełnienia, a on dziwił się, że trzymał w ramionach tak wielki cud.
Ułożył się obok niej, trzymając jej dłoń na torsie, gładząc pieszczotliwie jej kochane, małe paluszki i zdało mu się, że mógłby wyznawać Nan miłość przez wszystkie dni, bez przerwy.
W końcu przylgnęła do boku Ayumu z drobnym uśmiechem na ustach, patrząc gdzieś ku horyzontowi własnych myśli.
— Kocham cię też, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo. Kocham od chwili, gdy wyłowiłeś mnie z morza. — Mówiąc to, natychmiast zasnęła z uśmiechem na wargach.


***

Zbudził się, jako pierwszy, wielce zaskoczony, że głowa nie jest rozsadzana przez ból, a w ustach nie odczuwa najmniejszej nawet suchości. Zamiast spodziewanego dyskomfortu, miał się błogo i radośnie, jakby ostatnie tygodnie spędził na wymarzonym urlopie życia.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że coś ciepłego i miękkiego wtula mu się w ciało i od czasu do czasu sennie wzdycha.
Nan.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem, a potem usta rozjaśnił mu szeroki uśmiech. Do serca przyrosły mu dwa skrzydła, które chciały teraz wzlecieć wysoko ku niebu, zamiast tego podekscytowane załomotały o jego pierś.
Nan.
Pocałował ją w czubek głowy. Nawet przez sen wyglądała na zadowoloną, jak to zwykle z nią bywało. Chyba nic na świecie nie było w stanie zmącić wewnętrznej pogody jej ducha. Przez rozchylone leciutko wargi ulatywał jej ciepły oddech, a ona lekko wzdrygnęła się pod wpływem zimna, gdyż gęsia skóra nieznacznie pojawiła się jej na ramieniu.
Natychmiast naciągnął kołdrę na odsłoniętą część ciała ukochanej i przytulił ją mocniej do siebie, jakby nie chciał jej oddać nikomu, a chwilę budzącego się właśnie poranka uczynić wiecznością.
Czy tak czują się ludzie szczęśliwi? Ayumu zapomniał już jak to jest, a teraz owe, dawne uczucie znów budziło się w nim z każdą chwilą, w której Nan była blisko.
Nagle poczuł, że zaczyna się wiercić, a kiedy na nią spojrzał, uchyliła powieki, przeciągając się jak kotka.
— Mam ochotę na naleśniki — powiedziała cichutko.
Najpierw uniósł brwi, a potem parsknął śmiechem z niedowierzaniem.
— Słucham?
— Z czekoladą — dodała, obracając się na brzuch. Ułożyła ręce pod głową i uśmiechnęła się do niego zaspana. — Prooszę…
Przybrał niezdecydowany wyraz twarzy, chwilę się z nią drocząc, po czym odgarnął jej z czoła włosy i ucałował je.
— Mega słodką czekoladą, mam rozumieć?
— Mhm — Kiwnęła głową, uśmiechając się radośnie.
Już miał wstać, gdy niespodziewanie uczepiła się jego ramienia.
— Ale najpierw mnie przytul, tak mocno — poprosiła tonem nieznoszącym sprzeciwu i spojrzała na niego rozbudzonymi już oczami.
Pokręcił głową z rozbawieniem, ale prośbę spełnił bez wahania. Z radością przysunęła się bliżej niego, a on objął ją ramionami, w których praktycznie utonęła. Była drobna i krucha, lecz bez wątpienia o charakternej duszy, którą poznał dopiero niedawno i bardzo mu się podobała.
— Ayumu? — zapytała niepewnym głosem, gdy nieświadomie bawił się jej włosami.
— Tak?
— Skoro ty kochasz mnie, a ja kocham ciebie, to znaczy, że będziemy razem na zawsze?
Rozbawiła go swoją dziecięcą, prostą logiką. Jednakże słowa były odbiciem jego własnych pragnień, toteż przytaknął.
— Oczywiście, . Nie oddam cię nikomu.
— Nawet jak kiedyś cokolwiek mi się przypomni?
— Nawet wtedy.
— I nic nas nigdy nie rozdzieli?
— Nie bój się, nie pozwolę na to.
— Wiesz, bo ja nie jestem Marie…, nigdy jej nie zastąpię, ale…
— Nan — Poruszył się, spoglądając na nią z powagą. — Nie jesteś Marie, to prawda. Ale zajęłaś jej miejsce. W porządku, to nic złego. Tym, którzy odeszli z naszego życia trzeba również pozwolić odejść ze wspomnień. Jesteś dla mnie kimś nowym, kimś wyjątkowym i nie będę w tobie szukał Marie. Bo kocham teraz ciebie, moją Nan.
Kiwnęła głową z zadowoleniem. Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwała i, uzyskawszy potwierdzenie, rozluźniła się całkowicie.
— Więc niech żyje nasza przyszłość!
— Tak, popieram. Nasza przyszłość. — Uśmiechnął się.
Potem usłyszeli Wodnika drapiącego w drzwi i skomlącego z tęsknoty.

***

Około południa dom dosłownie ożył gwarem. Zjawili się wszyscy przyjaciele Ayumu. Doktor z Yuri, tuż za nimi Sakue, której widok szczególnie ucieszył pana domu, a nawet Susana. Nikt nie spodziewał się obecności tej kobiety, a ona wyglądała na równie zmieszaną, jednakże stało się jasne, iż pragnie zgody po tych wszystkich latach.
Wspólnie zjedli bożonarodzeniową kolacje i wymienili ze sobą drobne upominki. Najbardziej, jednak liczyła się sama ich obecność, gdyż Ayumu już dawno nie utrzymywał z nimi równie dobrych stosunków, co wtedy. Znów było, jak za dawnych lat.
Nan rozmawiała z nimi swobodnie, uśmiechając się od ucha do ucha, nawet w stosunku do Susany była uprzejma i puściła w niepamięć dawne spory. Nikt nie traktował jej już, jak obcą, jak kogoś, kto stracił wspomnienia i tożsamość. Akceptowali ją jako Nan, jako członka rodziny Ayumu. Była jedną z nich, elementem ich świata.
W pewnym momencie, gdy atmosfera przy stole stała się nieco bardziej luźna, Ayumu poprosił Sakue, by wyszła z nim na taras.
Wziął ze sobą palący się kaganek i dwa kubki gorącej czekolady. Usiedli na wiklinowych krzesłach, które oddzielał stół od kompletu. Mając widok ku morzu, uśmiechnęli się do siebie nieśmiało.
— Sakue… — odezwał się pierwszy, gdyż wina leżała głównie po jego stronie. — Przepraszam cię — rzekł prosto z mostu — Zachowałem się , jak palant. Potraktowałem cię, niczym jakiegoś wroga, a przecież nie miałaś złych zamiarów. Może ten naszyjnik naprawdę jest wiele wart, kto wie? — Zamyślił się, trzymając oburącz kubek. — Nie chciałem po prostu odbierać go Nan, ona go uwielbia.
— Wiem — powiedziała, ku jego zaskoczeniu, bez żadnego cienia żalu lub pretensji. Oczy kobiety emanowały spokojem i cierpliwością, a także mądrością kogoś, kto rozumie znacznie więcej, niż by się wydawało. — Nan uwielbia naszyjnik, a ty uwielbiasz Nan.
Spojrzał na nią z zaskoczeniem i zażenowaniem. Okazała się być w samym centrum prawdy, a on poczuł się jak nikczemnik, który ulokował uczucia w osobie, do której nie miał praw.
Na szczęście, Sakue dotknęła go siłą swego dobrotliwego spojrzenia.
— I bez wątpienia Nan uwielbia też ciebie. Widzę, jak na siebie patrzycie.
— Ja…
— Nie tłumacz się. — Pokręciła głową, upijając łyk czekolady. — Widzisz, co tu się dzieje? — Uśmiechnęła się z nad kubka. — Nie pijesz od dobrego miesiąca, znów gościsz przyjaciół, a Susana złożyła topór wojenny.
— To te bożonarodzeniowe cuda — zaśmiał się cicho.
— Nie, to Nan — sprostowała z powagą. — Cieszę się, że zjawiła się w twoim życiu. Potrzebujesz jej.
Kiwnął głową. Nie zamierzał się sprzeczać, zresztą, to było tak piękne, że sam temu niedowierzał. Czasami szczypał się dyskretnie, by mieć pewność, że nie śni.
— Sakue, jesteś najlepszą i najwierniejszą przyjaciółką jaką miałem — rzekł ze wzruszeniem. — Przez te osiem lat nie doceniałem ludzi, którzy byli wokół mnie. Przepraszam cię nie tylko za naszyjnik, ale również za wszystkie chwile, kiedy wyciągałaś do mnie pomocą dłoń, a ja traktowałem cię z pogardą. Nie zasłużyłaś na to.
Tym razem, to w jej oczach pojawiły się pierwsze oznaki łez. Przełknęła ślinę i pociągnęła nosem, by zdusić w sobie płacz.
— Dziękuje. Marie toby się podobało — westchnęła szeptem. — Lubiła, kiedy dom był pełen ludzi. Może to ona zesłała ci Nan? Może to był znak od niej, że czas już ruszyć naprzód?
— Wiesz, Sakue? — Spojrzał sentymentalnie w niebo. — Wierzę w to , co mówisz. Pierwszy raz czuje, że Marie jest blisko mnie i opiekuje się mną, ale jednocześnie zwróciła mi wolność życia.



 ***
 Pomyślałam, że coś pikantniejszego może pojawić się na tym blogu, bo w "Romeo w glanach" nic z takich rzeczy się nie wydarzyło, a i w przyszłym opowiadaniu nie będzie żadnego zbliżenia, więc... potraktujcie to jak wisienkę na torcie :)
Oczywiście, kto nie lubi, niech ominie sobie te fragmenty :)
Mam nadzieje, że mimo charakterystyki tego rozdziału i tak się wam podobało. Pozdrawiam ciepło i informuje jeszcze, że do końca zostały tylko trzy posty, w tym jeden to Epilog, więc zakończenie już niedługo :)
Pozdrawiam! 

EDIT: Zmieniłam szablon, ponieważ tamten nie wyświetlał się poprawnie na urządzeniach takich, jak tablet (znikało menu). Ten jest bardzo prosty, standardowy, bez wydziwień kodów, ale na taki mnie ostatnio naszło. Jakoś od dłuższego czasu nie mogę znaleźć dla tego bloga jakiejś szaty graficznej, która by mi się spodobała :)

7 komentarzy:

  1. Oczywiście, że się podobało! *diabelski uśmieszek* bardzo fajnie opisałaś tę scenę, bo nie było za mało i nie było za dużo, jak dla mnie w sam raz. Sama nigdy nie umiem opisywać takich rzeczy, bo zawsze mam wrażenie, że tylko się pogrążam, więc podziwiam takie lekkie opisy ^^ Ayumu się tak zmienił, jak sobie przypomnę tego gbura z początkowych rozdziałów, to nie chce mi się wierzyć, że to ten sam facet! Miłość potrafi odmienić człowieka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu udało mi się tutaj dotrzeć, przeczytać i już zostawiam komentarz. Co prawda zapoznałam się z pozostałymi rozdziałami tylko tak, żeby pokrótce wiedzieć, o co chodzi, bo naprawdę brakuje mi czasu.
    Nan i Ayumu od razu zdobyli moją sympatię. Myślę, że idealnie do siebie pasują, zresztą to wszystko można odczuć poprzez ich zachowanie, słowa, gesty. Nan miała wielkie szczęście, że to właśnie ten chłopak wyłowił ją z morza i że los dał jej możliwość na szczęśliwe życie, pomimo amnezji, z którą stety lub nie musi się pogodzić. Ich romantyczna i zaraz namiętna scena była naprawdę fenomenalna - świetnie opisałaś najdrobniejsze szczegóły i idealnie oddałaś uczucia bohaterów. Taka miłość aż mnie samą napawa wielkim szczęściem! Widać, że obojgu zależy na sobie nawzajem, starają się i mam nadzieję, że nic nie zdoła przeszkodzić w tym ich małym, perfekcyjnym raju. Miłość może zdziałać cuda, o czym może przekonać się Ayumu, Nan całkowicie go odmieniła z czego bardzo się cieszę. Może faktycznie wszystko stało się za sprawą Marie, która gdzieś tam nad nim czuwała i chciała, by ułożył sobie życie na nowo? Kto wie, wszystko jest możliwe. Czekam na rozdział kolejny, życzę dużo weny. Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Scenę opisałaś naprawdę dobrze. Uwielbiam twój styl pisania. Ayumu i Nan są dla siebie stworzeni. Dziewczyna rzeczywiście sprawiła, że Ayumu się zmienił. W ogóle nie przypomina tej samej osoby z pierwszych rozdziałów. ;^^
    Fajnie, że Ayumu pogodził się z Sakue.
    Szkoda, że już zbliżamy się do końca opowiadania. Coś za szybko ten czas leci ;(
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. O Matko, bardzo Ci dziękuję za tę uwagę, naprawdę. Tak się wciągnęłam, że zupełnie zapomniałam zwrócić uwagę na tego typu rzeczy. Pozmieniałam nieco, postawiłam na prywatną klinikę i wspomniałam też o tej Opiece. Dziękuję Ci jeszcze raz! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Normalnie czytając ten rozdział uśmiechałam się niczym po zjedzeniu trzech tabliczek czekolady! tak słodko, tak słodko! kocham słodkie rozdziały!
    Nan doprowadziła mnie do śmiechu tym stwierdzeniem o naleśnikach. hmmm w sumie to z chęciom bym je zjadał xd
    coś czuję, że w następnym rozdziale stanie się coś, że nie będzie już tak sodko.
    Życzę weny i czekam z niecierpliwością na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedno wielkie WOW! To zdecydowanie najpiękniejszy rozdział tego opowiadania <3.
    Pierwszy raz widziałam w Nan prawdziwą kobietę, nie dziecko. Doskonale wiedziała czego pragnie i sama pozwoliła Ayumu całkowicie się do niej zbliżyć. Chciała, by był jej pierwszym kochankiem, kochała go z całego serca i była nawet bardziej śmielsza od Ayumu co mnie zaskoczyło! Muszę jednak stwierdzić, że Ayumu jest słodki, gdy z taką niepewnością podchodzi do Nan i chce zrobić wszystko byleby jej nie zranić. Bardzo podobał mi się opis ich zbliżenia <3. I rozwalił mnie Wodnik, który czekał pod drzwiami xD. Ach, psy to nieraz widzą dużo więcej od innych hihi ^^. No i jeszcze Nan chciała naleśniki, gdy się wybudziła... Wróciła nasza dziewczynka haha xD.
    Wiedziałam, że Ayumu pogodzi się z Sakue i bardzo cieszy mnie fakt, iż to on pierwszy wyciągnął do niej rękę. Widać, że dziewczyna żałuje, że nie jest na miejscu Nan, ale jest w stanie się z tym pogodzić. Tak samo, jak na początku pogodziła się z przegraną z Marie. Współczuje jej. Chciałabym, by ułożyła sobie życie u kogoś innego, naprawdę.
    Największym zaskoczeniem dla mnie była jednak Susana, która postanowiła zakopać topór wojenny. Najadła się ona czegoś? :O.
    Rozdział wspaniały <3. Czekam na nowość!
    Hwaiting <3.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jedno wielkie AWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW!
    Sama też stronię od tego typ scen, także podziwiam podziwiam i jeszcze raz podziwiam!! Uwielbiam ich razem! Smuci mnie tylko jedno - że już tak niedługo będzie koniec :(

    OdpowiedzUsuń