(+18) - rozdział zawiera niektóre treści tylko dla dorosłych!
Był jak człowiek z lodu. Z zewnątrz
pokrywała go mroźna, nieprzyjemna skorupa, która sprawiała, że stracił zdolność
poruszania ciałem. Z drugiej strony, w środku buchał ogień. Tak żarliwy i
płomienny, że dawał objawy gorączki. Ayumu nie potrafił kontaktować z
rzeczywistością, a mógł jedynie słuchać wewnętrznych pragnień.
Nan…, Nan…, tylko Nan.
Jej bliskość, cudowne ciepło ciała,
dotyk rąk na jego karku, oddech smagający go po tętnicy, waniliowy zapach
włosów przez który przebijał się również zapach morza. Ona zawsze pachniała
morzem i kojarzyła mu się z poranną świeżością.
— Nan… — wymówił cicho jej imię, nie
zdając sobie z tego sprawy. — Zmiłuj się.
Podniosła na niego wielkie, słodkie
oczy i przybrała niewinny wyraz twarzy.
— Moje szczęście jest w tobie —
powtórzyła z naciskiem, a poprzez głos wybrzmiała także pewność słów. To nie
był wyraz spontaniczności, nawet nie wyraz chwilowego kaprysu. Ona patrzyła na
niego, tak jak kiedyś Marie i oczekiwała, że odpowie na głos jej serca.
Czekała cierpliwie, trochę niepewnie,
jakby z lekiem przed odrzuceniem, który miał ją zepchnąć w otchłanie rozpaczy,
czekała, aż ją zechcę i przyjmie, a czyniła to z tak wielkim zaufaniem, że nie
zostanie zraniona, aż coś w środku Ayumu wydało rozdzierający krzyk.
Już nie liczył się rozsądek, ale
dłonie coraz ciaśniej oplatające ją w tali, liczyło się tylko spojrzenie, którym
zbliżał się do jej twarzy coraz bardziej i bardziej, a potem liczyły się już
tylko usta, które, znalazłszy siebie, złączyły się w pocałunku tęsknym i
wyczekiwanym od dawna.
I wtedy tamy przeciwności rozpadły się
pod siłą fali szczęścia. W strumieniu melodii „White Christmas”, trwali stuleni
w swoich objęciach, niczym para kochanków, którzy odnaleźli się po latach.
***
Nan prowadziła go schodami na górę,
trzymając kurczowo za rękę. Pewność w jej zachowaniu radowała go w takim samym
stopniu, co przerażała. Próbował wmówić sobie, że ma do czynienia z dorosłą
kobietą, która wie, czego chcę, ale niewiele to pomagało. Wciąż postrzegał ją,
jako istotę kruchą i niewinną, potrzebującą szczególnej ochrony, zwłaszcza
jego.
A teraz nie potrafił tego powstrzymać.
Szedł za nią, stopień za stopniem i
coraz bardziej ulegał fascynacji jej osobą. Gdy znaleźli się na piętrze,
otworzyła drzwi do sypialni i pociągnęła go ze śmiechem do środka.
Nie czekając na nic, rzuciła mu się w
ramiona, namiętnie całując. W pierwszej chwili był gotowy dać władze emocjom,
ale zbyt ją kochał, żeby pozwolić sobie na równą bezmyślność, toteż delikatnie
odsunął.
— Nan, to bardzo poważna sprawa. Nie
powinniśmy się śpieszyć. — Wyciągnął znacząco dłoń dla podkreślenia swoich
słów. Tylko on jeden wiedział ile kosztowało go zachowanie takiego rozsądku.
Ale Nan uśmiechnęła się w odpowiedzi,
delikatnie unosząc kąciki ust i pokręciła głową.
— Chcę, żebyś był moim pierwszym.
Otworzył szerzej oczy, a z wrażenia
zaschło mu w ustach.
— Nan, skąd możesz wiedzieć, czy przed
wypadkiem nie miałaś kogoś, kogo kochałaś. Możliwe, że w tej sytuacji zdradzisz
tą osobę.
— Wcale nie czuje, bym kogoś kochała
oprócz ciebie i przed tobą — powiedziała zadziornie, mrużąc oczy. — Chcę, byś
był moim pierwszym od czasu amnezji.
Był coraz słabszy w stawianiu oporów.
Głównie dlatego , iż sam nie wierzył, aby Nan kiedykolwiek była zakochana, by
była istotą w ludzkim pojęciu. Coś w niej było niezwykłe i inne, a przez to,
granica do przekroczenia stawiała się łatwiejsza.
Podeszła do niego i, muskając jego
suche usta, powoli zrzuciła mu z ramion marynarkę. Zaraz potem poczuł jej
zwinne palce, rozpinające guziki koszuli. Uniósł ręce, by ją powstrzymać, ale
dłonie zastygły mu w połowie drogi i zamiast czynić, co stosowne, za ich pomocą
przyciągnął ją mocniej do siebie.
Na oślep odnalazł zamek od sukienki
dziewczyny i jednym pociągnięciem rozsunął go, dostając się do jej nagich
pleców. Dotykając palcami gładkiej skóry, zakręciło mu się w głowie od nadmiaru
szczęścia. Nagle przestał odczuwać jakiekolwiek opory, a miłość, którą żywił w
stosunku do Nan stała się jedyną królową jego czynów. Kierował się już tylko i
wyłącznie ścieżką do wyrażenia jej całym sobą.
Sukienka opadła na ziemie wraz z jego
koszulą, a kolejny z murów między nimi rozpadł się jak domek z kart. Ich ciała
ocierały się o siebie z magnetyczną siłą przyciągania, której pragnęli z
zachłannością.
Nan opadła na łóżko z szerokim
uśmiechem, przyjmując go w otwartych ramionach. Przylgnął do niej, składając na
ciele gorące pocałunki. Palcami błądziła po jego plecach, czasem wbijając ich
koniuszki nieco mocniej w skórę ukochanego, gdy ciałem intensywnie reagowała na
jego dotyk.
Nagle opadła głową na jedną z
satynowych poduszek, a on znalazł się tuż nad nią; wtedy sięgnął ostrożnie do zapinki
stanika dziewczyny, który ulokowany był między miseczkami.
Jakże drżały mu dłonie, kiedy rozpiął
górną część bielizny i odsłonił przed sobą widok jej nagiego ciała. Co więcej,
wcale nie wydawała się być tym zażenowana. Uśmiechała się delikatnie, prawie
zachęcająco, a on nie rozumiał skąd w niej tyle śmiałości.
Chciał coś powiedzieć, jednak, wtedy
zamknęła mu usta niecierpliwym pocałunkiem, krzyżując ręce wokół jego karku.
Wszystko wokół zawirowało jak na rozkołysanym przez fale statku.
Pachniała cudownie, tak cudownie, że
działała na niego niczym najsilniejszy z istniejących narkotyków, przyprawiając
niemal o szaleństwo uczuć. Czuł na torsie szybkie bicie jej serca. Potem
pozwolił, by ostatnie z ubrań przestały ich dzielić. Już wtedy wiedział, że
spełnia jedno z największych swoich pragnień, a bynajmniej nie traktował tego
bezuczuciowo. Dla niego nie był to tylko akt zbliżenia, jaki może połączyć
dwoje kochanków. Nan nie była kochanką, ona była jego miłością.
Gdy ją dotykał to tak, jakby działo
się coś nadnaturalnego. Jakby do gry włączyły się nieznane siły, wstrząsając
każdą komórką w jego ciele do granic rozkoszy.
W półmroku palącej się lampki,
obejmował ją zachłannie, ona jego. Zespalając się ze sobą w najgłębszej formie,
nigdy wcześniej nie doświadczyli czegoś równie potężnego.
Ani przez chwile nie dostrzegł znaku,
który wskazywałby, że Nan czegokolwiek żałuje, że posunęła się o krok za daleko
i nie wie, jak wrócić. Ona była śmielsza od niego, dużo pewniejsza w ruchach i
zachęcających gestach.
Dotykając rozgrzanymi opuszkami palców
jej szczupłe udo, cicho jękną. Tymczasem ona wsunęła mu za kolano swoją łydkę,
szczelnie otulając uściskiem nóg.
Nieco chaotycznie błądził rękoma po
ciele ukochanej, składając na nim rozgrzane do granic namiętności pocałunki,
pod wpływem, których zamykała oczy i przygryzała dolną wargę z uśmiechem
rozkoszy.
Rozłożyła na boki ramiona, wbijając
palce w satynowe prześcieradło. Na chwile zdrętwiała, gdy złączył swe ciało z
jej ciałem, ale szybko rozluźniła się, oddając mu siebie do samej głębi.
Przylgnęła policzkiem do rozgrzanego
ramienia mężczyzny, jedną ręką obejmując go za szyje. Drugą zaś Ayumu ujął we
własną dłoń, wyczuwając mocno wbijające się w nią palce Nan.
Nie śpieszył się, nie chcąc zrobić jej
nawet najmniejszej krzywdy. Chociaż sam czerpał z tego przyjemność, baczył
nieustannie na wyraz jej twarzy, który pozostawał wciąż tak niezmiennie ufny i
pewny tego, co się działo.
W pewnym momencie lekko się podniosła
i, przyciągając go do siebie z wielką zachłannością, skryła twarz w jego szyi,
wydając głośne, zadowolone westchnienie, któremu towarzyszyło również
westchnięcie Ayumu.
— Kocham cię — powiedział, gdy opadła
na poduszki, dotykając zewnętrzem dłoni spoconego czoła. Z rozwichrzonymi
włosami i rumieńcami, pokrywającymi policzki, wyglądała tak cudownie doskonale.
Pachniała jego ciałem, jego miłością,
wciąż lekko nieprzytomna z radości i spełnienia, a on dziwił się, że trzymał w
ramionach tak wielki cud.
Ułożył się obok niej, trzymając jej
dłoń na torsie, gładząc pieszczotliwie jej kochane, małe paluszki i zdało mu
się, że mógłby wyznawać Nan miłość przez wszystkie dni, bez przerwy.
W końcu przylgnęła do boku Ayumu z
drobnym uśmiechem na ustach, patrząc gdzieś ku horyzontowi własnych myśli.
— Kocham cię też, nawet sobie nie
wyobrażasz, jak bardzo. Kocham od chwili, gdy wyłowiłeś mnie z morza. — Mówiąc
to, natychmiast zasnęła z uśmiechem na wargach.
***
Zbudził się, jako pierwszy, wielce
zaskoczony, że głowa nie jest rozsadzana przez ból, a w ustach nie odczuwa
najmniejszej nawet suchości. Zamiast spodziewanego dyskomfortu, miał się błogo
i radośnie, jakby ostatnie tygodnie spędził na wymarzonym urlopie życia.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że
coś ciepłego i miękkiego wtula mu się w ciało i od czasu do czasu sennie
wzdycha.
Nan.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem, a
potem usta rozjaśnił mu szeroki uśmiech. Do serca przyrosły mu dwa skrzydła,
które chciały teraz wzlecieć wysoko ku niebu, zamiast tego podekscytowane
załomotały o jego pierś.
Nan.
Pocałował ją w czubek głowy. Nawet
przez sen wyglądała na zadowoloną, jak to zwykle z nią bywało. Chyba nic na
świecie nie było w stanie zmącić wewnętrznej pogody jej ducha. Przez rozchylone
leciutko wargi ulatywał jej ciepły oddech, a ona lekko wzdrygnęła się pod wpływem
zimna, gdyż gęsia skóra nieznacznie pojawiła się jej na ramieniu.
Natychmiast naciągnął kołdrę na
odsłoniętą część ciała ukochanej i przytulił ją mocniej do siebie, jakby nie
chciał jej oddać nikomu, a chwilę budzącego się właśnie poranka uczynić
wiecznością.
Czy tak czują się ludzie szczęśliwi?
Ayumu zapomniał już jak to jest, a teraz owe, dawne uczucie znów budziło się w
nim z każdą chwilą, w której Nan była blisko.
Nagle poczuł, że zaczyna się wiercić,
a kiedy na nią spojrzał, uchyliła powieki, przeciągając się jak kotka.
— Mam ochotę na naleśniki —
powiedziała cichutko.
Najpierw uniósł brwi, a potem parsknął
śmiechem z niedowierzaniem.
— Słucham?
— Z czekoladą — dodała, obracając się
na brzuch. Ułożyła ręce pod głową i uśmiechnęła się do niego zaspana. —
Prooszę…
Przybrał niezdecydowany wyraz twarzy,
chwilę się z nią drocząc, po czym odgarnął jej z czoła włosy i ucałował je.
— Mega słodką czekoladą, mam rozumieć?
— Mhm — Kiwnęła głową, uśmiechając się
radośnie.
Już miał wstać, gdy niespodziewanie
uczepiła się jego ramienia.
— Ale najpierw mnie przytul, tak mocno
— poprosiła tonem nieznoszącym sprzeciwu i spojrzała na niego rozbudzonymi już
oczami.
Pokręcił głową z rozbawieniem, ale
prośbę spełnił bez wahania. Z radością przysunęła się bliżej niego, a on objął
ją ramionami, w których praktycznie utonęła. Była drobna i krucha, lecz bez
wątpienia o charakternej duszy, którą poznał dopiero niedawno i bardzo mu się
podobała.
— Ayumu? — zapytała niepewnym głosem,
gdy nieświadomie bawił się jej włosami.
— Tak?
— Skoro ty kochasz mnie, a ja kocham
ciebie, to znaczy, że będziemy razem na zawsze?
Rozbawiła go swoją dziecięcą, prostą
logiką. Jednakże słowa były odbiciem jego własnych pragnień, toteż przytaknął.
— Oczywiście, . Nie oddam cię nikomu.
— Nawet jak kiedyś cokolwiek mi się
przypomni?
— Nawet wtedy.
— I nic nas nigdy nie rozdzieli?
— Nie bój się, nie pozwolę na to.
— Wiesz, bo ja nie jestem Marie…, nigdy
jej nie zastąpię, ale…
— Nan — Poruszył się, spoglądając na
nią z powagą. — Nie jesteś Marie, to prawda. Ale zajęłaś jej miejsce. W
porządku, to nic złego. Tym, którzy odeszli z naszego życia trzeba również
pozwolić odejść ze wspomnień. Jesteś dla mnie kimś nowym, kimś wyjątkowym i nie
będę w tobie szukał Marie. Bo kocham teraz ciebie, moją Nan.
Kiwnęła głową z zadowoleniem. Właśnie
takiej odpowiedzi oczekiwała i, uzyskawszy potwierdzenie, rozluźniła się
całkowicie.
— Więc niech żyje nasza przyszłość!
— Tak, popieram. Nasza przyszłość. —
Uśmiechnął się.
Potem usłyszeli Wodnika drapiącego w
drzwi i skomlącego z tęsknoty.
***
Około południa dom dosłownie ożył
gwarem. Zjawili się wszyscy przyjaciele Ayumu. Doktor z Yuri, tuż za nimi
Sakue, której widok szczególnie ucieszył pana domu, a nawet Susana. Nikt nie
spodziewał się obecności tej kobiety, a ona wyglądała na równie zmieszaną,
jednakże stało się jasne, iż pragnie zgody po tych wszystkich latach.
Wspólnie zjedli bożonarodzeniową
kolacje i wymienili ze sobą drobne upominki. Najbardziej, jednak liczyła się
sama ich obecność, gdyż Ayumu już dawno nie utrzymywał z nimi równie dobrych
stosunków, co wtedy. Znów było, jak za dawnych lat.
Nan rozmawiała z nimi swobodnie,
uśmiechając się od ucha do ucha, nawet w stosunku do Susany była uprzejma i
puściła w niepamięć dawne spory. Nikt nie traktował jej już, jak obcą, jak
kogoś, kto stracił wspomnienia i tożsamość. Akceptowali ją jako Nan, jako
członka rodziny Ayumu. Była jedną z nich, elementem ich świata.
W pewnym momencie, gdy atmosfera przy
stole stała się nieco bardziej luźna, Ayumu poprosił Sakue, by wyszła z nim na
taras.
Wziął ze sobą palący się kaganek i dwa
kubki gorącej czekolady. Usiedli na wiklinowych krzesłach, które oddzielał stół
od kompletu. Mając widok ku morzu, uśmiechnęli się do siebie nieśmiało.
— Sakue… — odezwał się pierwszy, gdyż
wina leżała głównie po jego stronie. — Przepraszam cię — rzekł prosto z mostu —
Zachowałem się , jak palant. Potraktowałem cię, niczym jakiegoś wroga, a
przecież nie miałaś złych zamiarów. Może ten naszyjnik naprawdę jest wiele
wart, kto wie? — Zamyślił się, trzymając oburącz kubek. — Nie chciałem po
prostu odbierać go Nan, ona go uwielbia.
— Wiem — powiedziała, ku jego
zaskoczeniu, bez żadnego cienia żalu lub pretensji. Oczy kobiety emanowały
spokojem i cierpliwością, a także mądrością kogoś, kto rozumie znacznie więcej,
niż by się wydawało. — Nan uwielbia naszyjnik, a ty uwielbiasz Nan.
Spojrzał na nią z zaskoczeniem i
zażenowaniem. Okazała się być w samym centrum prawdy, a on poczuł się jak
nikczemnik, który ulokował uczucia w osobie, do której nie miał praw.
Na szczęście, Sakue dotknęła go siłą
swego dobrotliwego spojrzenia.
— I bez wątpienia Nan uwielbia też
ciebie. Widzę, jak na siebie patrzycie.
— Ja…
— Nie tłumacz się. — Pokręciła głową,
upijając łyk czekolady. — Widzisz, co tu się dzieje? — Uśmiechnęła się z nad
kubka. — Nie pijesz od dobrego miesiąca, znów gościsz przyjaciół, a Susana
złożyła topór wojenny.
— To te bożonarodzeniowe cuda —
zaśmiał się cicho.
— Nie, to Nan — sprostowała z powagą.
— Cieszę się, że zjawiła się w twoim życiu. Potrzebujesz jej.
Kiwnął głową. Nie zamierzał się
sprzeczać, zresztą, to było tak piękne, że sam temu niedowierzał. Czasami
szczypał się dyskretnie, by mieć pewność, że nie śni.
— Sakue, jesteś najlepszą i
najwierniejszą przyjaciółką jaką miałem — rzekł ze wzruszeniem. — Przez te
osiem lat nie doceniałem ludzi, którzy byli wokół mnie. Przepraszam cię nie
tylko za naszyjnik, ale również za wszystkie chwile, kiedy wyciągałaś do mnie
pomocą dłoń, a ja traktowałem cię z pogardą. Nie zasłużyłaś na to.
Tym razem, to w jej oczach pojawiły
się pierwsze oznaki łez. Przełknęła ślinę i pociągnęła nosem, by zdusić w sobie
płacz.
— Dziękuje. Marie toby się podobało —
westchnęła szeptem. — Lubiła, kiedy dom był pełen ludzi. Może to ona zesłała ci
Nan? Może to był znak od niej, że czas już ruszyć naprzód?
— Wiesz, Sakue? — Spojrzał
sentymentalnie w niebo. — Wierzę w to , co mówisz. Pierwszy raz czuje, że Marie
jest blisko mnie i opiekuje się mną, ale jednocześnie zwróciła mi wolność
życia.
***
Pomyślałam, że coś pikantniejszego może pojawić się na tym blogu, bo w "Romeo w glanach" nic z takich rzeczy się nie wydarzyło, a i w przyszłym opowiadaniu nie będzie żadnego zbliżenia, więc... potraktujcie to jak wisienkę na torcie :)
Oczywiście, kto nie lubi, niech ominie sobie te fragmenty :)
Mam nadzieje, że mimo charakterystyki tego rozdziału i tak się wam podobało. Pozdrawiam ciepło i informuje jeszcze, że do końca zostały tylko trzy posty, w tym jeden to Epilog, więc zakończenie już niedługo :)
Pozdrawiam!
EDIT: Zmieniłam szablon, ponieważ tamten nie wyświetlał się poprawnie na urządzeniach takich, jak tablet (znikało menu). Ten jest bardzo prosty, standardowy, bez wydziwień kodów, ale na taki mnie ostatnio naszło. Jakoś od dłuższego czasu nie mogę znaleźć dla tego bloga jakiejś szaty graficznej, która by mi się spodobała :)
EDIT: Zmieniłam szablon, ponieważ tamten nie wyświetlał się poprawnie na urządzeniach takich, jak tablet (znikało menu). Ten jest bardzo prosty, standardowy, bez wydziwień kodów, ale na taki mnie ostatnio naszło. Jakoś od dłuższego czasu nie mogę znaleźć dla tego bloga jakiejś szaty graficznej, która by mi się spodobała :)
Oczywiście, że się podobało! *diabelski uśmieszek* bardzo fajnie opisałaś tę scenę, bo nie było za mało i nie było za dużo, jak dla mnie w sam raz. Sama nigdy nie umiem opisywać takich rzeczy, bo zawsze mam wrażenie, że tylko się pogrążam, więc podziwiam takie lekkie opisy ^^ Ayumu się tak zmienił, jak sobie przypomnę tego gbura z początkowych rozdziałów, to nie chce mi się wierzyć, że to ten sam facet! Miłość potrafi odmienić człowieka :)
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się tutaj dotrzeć, przeczytać i już zostawiam komentarz. Co prawda zapoznałam się z pozostałymi rozdziałami tylko tak, żeby pokrótce wiedzieć, o co chodzi, bo naprawdę brakuje mi czasu.
OdpowiedzUsuńNan i Ayumu od razu zdobyli moją sympatię. Myślę, że idealnie do siebie pasują, zresztą to wszystko można odczuć poprzez ich zachowanie, słowa, gesty. Nan miała wielkie szczęście, że to właśnie ten chłopak wyłowił ją z morza i że los dał jej możliwość na szczęśliwe życie, pomimo amnezji, z którą stety lub nie musi się pogodzić. Ich romantyczna i zaraz namiętna scena była naprawdę fenomenalna - świetnie opisałaś najdrobniejsze szczegóły i idealnie oddałaś uczucia bohaterów. Taka miłość aż mnie samą napawa wielkim szczęściem! Widać, że obojgu zależy na sobie nawzajem, starają się i mam nadzieję, że nic nie zdoła przeszkodzić w tym ich małym, perfekcyjnym raju. Miłość może zdziałać cuda, o czym może przekonać się Ayumu, Nan całkowicie go odmieniła z czego bardzo się cieszę. Może faktycznie wszystko stało się za sprawą Marie, która gdzieś tam nad nim czuwała i chciała, by ułożył sobie życie na nowo? Kto wie, wszystko jest możliwe. Czekam na rozdział kolejny, życzę dużo weny. Pozdrawiam! :*
Wow. Scenę opisałaś naprawdę dobrze. Uwielbiam twój styl pisania. Ayumu i Nan są dla siebie stworzeni. Dziewczyna rzeczywiście sprawiła, że Ayumu się zmienił. W ogóle nie przypomina tej samej osoby z pierwszych rozdziałów. ;^^
OdpowiedzUsuńFajnie, że Ayumu pogodził się z Sakue.
Szkoda, że już zbliżamy się do końca opowiadania. Coś za szybko ten czas leci ;(
Pozdrawiam! <3
O Matko, bardzo Ci dziękuję za tę uwagę, naprawdę. Tak się wciągnęłam, że zupełnie zapomniałam zwrócić uwagę na tego typu rzeczy. Pozmieniałam nieco, postawiłam na prywatną klinikę i wspomniałam też o tej Opiece. Dziękuję Ci jeszcze raz! :)
OdpowiedzUsuńNormalnie czytając ten rozdział uśmiechałam się niczym po zjedzeniu trzech tabliczek czekolady! tak słodko, tak słodko! kocham słodkie rozdziały!
OdpowiedzUsuńNan doprowadziła mnie do śmiechu tym stwierdzeniem o naleśnikach. hmmm w sumie to z chęciom bym je zjadał xd
coś czuję, że w następnym rozdziale stanie się coś, że nie będzie już tak sodko.
Życzę weny i czekam z niecierpliwością na kolejny!
Jedno wielkie WOW! To zdecydowanie najpiękniejszy rozdział tego opowiadania <3.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widziałam w Nan prawdziwą kobietę, nie dziecko. Doskonale wiedziała czego pragnie i sama pozwoliła Ayumu całkowicie się do niej zbliżyć. Chciała, by był jej pierwszym kochankiem, kochała go z całego serca i była nawet bardziej śmielsza od Ayumu co mnie zaskoczyło! Muszę jednak stwierdzić, że Ayumu jest słodki, gdy z taką niepewnością podchodzi do Nan i chce zrobić wszystko byleby jej nie zranić. Bardzo podobał mi się opis ich zbliżenia <3. I rozwalił mnie Wodnik, który czekał pod drzwiami xD. Ach, psy to nieraz widzą dużo więcej od innych hihi ^^. No i jeszcze Nan chciała naleśniki, gdy się wybudziła... Wróciła nasza dziewczynka haha xD.
Wiedziałam, że Ayumu pogodzi się z Sakue i bardzo cieszy mnie fakt, iż to on pierwszy wyciągnął do niej rękę. Widać, że dziewczyna żałuje, że nie jest na miejscu Nan, ale jest w stanie się z tym pogodzić. Tak samo, jak na początku pogodziła się z przegraną z Marie. Współczuje jej. Chciałabym, by ułożyła sobie życie u kogoś innego, naprawdę.
Największym zaskoczeniem dla mnie była jednak Susana, która postanowiła zakopać topór wojenny. Najadła się ona czegoś? :O.
Rozdział wspaniały <3. Czekam na nowość!
Hwaiting <3.
Jedno wielkie AWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW!
OdpowiedzUsuńSama też stronię od tego typ scen, także podziwiam podziwiam i jeszcze raz podziwiam!! Uwielbiam ich razem! Smuci mnie tylko jedno - że już tak niedługo będzie koniec :(