15.O spotkaniu na morzu i pochodzeniu Nan.



— Nan? Mam dla ciebie niespodziankę!
Któregoś dnia Ayumu wyjął ze skrzynki pocztowej dokument zapakowany w urzędową kopertę i od razu pojął z czym ma do czynienia.
Gdy dziewczyna wychyliła się z kuchni, gdzie próbowała sił w przygotowanie makaronu i farszu do niego, z trudem ukrył radość.
— Jaką niespodziankę? — Spojrzała na kopertę z zainteresowaniem. Wytarła ręce w ścierkę i podbiegła do niego entuzjastycznie, chociaż ani trochę nie rozumiała, na czym owa niespodzianka ma polegać.
Ayumu z dumą rozpakował dokument i pokazał go dziewczynie, jednakże nic z wyrazu jej twarzy nie wskazywało, że rozumie sytuacje. Spojrzała na niego pytająco, z niemałym rozbawieniem.
— O co chodzi? Co to jest?
— Dokument zawiadamiający, że jesteś zameldowana w moim domu — powiedział takim tonem, jakby wyjawiał nowinę stulecia.
Nan uniosła brwi w zdumieniu, a dopiero potem dotarło do niej, co to tak naprawdę oznacza i roześmiała się radośnie.
— Naprawdę!? Więc teraz ten dom jest również mój!? — Uwiesiła mu się na szyi.
— Tak! Masz już wszystkie potrzebne dokumenty i mogłem cię zameldować — wyjaśnił, dzieląc radość wraz z nią.
Okręcił ją swobodnie wokół własnej osi, po czym, postawiwszy na ziemi, pocałował namiętnie.
— Wszystko układa się tak wspaniale — westchnęła, patrząc na niego roziskrzonymi oczyma. — Każdy dzień jest coraz lepszy.
Nie mógł się z nią nie zgodzić. Dnie spędzali na wspólnym malowaniu i wycieczkach po za miasto, a noce upojnie w swoich ramionach.
Teraz zaś dom pachniał gotującym się makaronem i sosem pomidorowym, iście włoskie danie wygrzebane z książki kucharskiej.
Co tydzień wybierali się do portu, gdzie Ayumu wciąż i wciąż taszczył ciężkie wory dla oceanarium. Tym razem, marynarze nie mieli odwagi odzywać się pogardliwie do kogoś, kto wyglądał elegancko, był schludne ogolony i patrzył na nich obojętnie, jakby pewny swej władzy, za pomocą której mógłby ich wsadzić do aresztu. W swej prostocie byli bowiem przekonani, że każdy, kto ma pieniądze, ma również układy z władzą, co oczywiście w przypadku Ayumu dalece mijało się z prawdą.
Odłożył kopertę na stół, przyglądając się Nan w kuchennym fartuchu. Jakimś cudem gotowała od dwóch tygodni i jeszcze ani razu nie puściła kuchni z dymem, ale spaliła trwale trzy patelnie i dopiero czwarta zdołała jakoś przetrwać do dzisiaj.
Wodnik rósł w zastraszającym tempie, a z uroczego, małego szczeniaczka przekształcał się w olbrzymie psisko, uwielbiające wciąż pieszczoty i skaczące na każdego, kto pojawił się w drzwiach. Nawet, jeżeli był to obcy. Ostrzegawczego szczeku dobywał dopiero wówczas, gdy ktokolwiek podejrzanym ruchem chciał dotknąć Ayumu, jego ulubieńca.
Mężczyzna sam nie wiedział, jak do tego doszło, że Wodnik upatrzył sobie akurat jego, skoro to Nan zawdzięczał nową rodzinę, lecz, pomimo długo drzemiącej w nim niechęci, któregoś dnia zrozumiał, że uwielbia tę „Przeklętą Bestię”.
Tajemniczy potwór ani razu nie dał znaku o swej obecności, zatem stawało się jasne, że tamtego wieczoru zniknął bezpowrotnie i nie wróci. Z tego powodu i pomimo pytań, które pozostały bez odpowiedzi, Aymu zepchnął wiążącą się z Nan tajemnicę na dno świadomości, ciesząc się po prostu każdym dniem.
Szykowali się właśnie do obiadu. Stół czekał na nich udekorowany, jak na jakieś przyjęcie, lecz Nan nie dało się przekonać, że bez obrusu i kwiatów w wazonie też można spokojnie zjeść. Uwielbiała stroić otoczenie wokół siebie, szczególnie kwiatami, a Ayumu czerpał z jej kobiecej duszy ogromną przyjemność.
Postawiła na spodeczku garnek z parującym makaronem i uniosła pokrywkę, zaglądając z uśmiechem do środka. On w tym czasie przyniósł sos i skrzyczał Wodnika za plątanie mu się pod nogami. Psisko nie zrażone krzykami pana, oblizało się łakomie, siadając na ziemi z aktorską pokorą i, merdając ogonem, miało nadzieje, że coś ze stołu trafi na ziemie.
— Przynieś lemoniadę, stoi w lodówce — powiedziała Nan, rozkładając sztućce. Ayumu miał wrażenie, jakby przeżywał retrospekcje i mimowolnie się uśmiechnął, nie mając pojęcia o gwałtowności wydarzeń, jakie lada moment miały się wkraść się do ich życia.
Gdy wrócił z dzbankiem lodowatego napoju i postawił go na stole, Nan stała wsparta rękoma o krzesło, nie wyglądając na zdrową.
— Wszystko w porządku? — Zbliżył się do niej ze strachem, gdy dojrzał na jej twarzy bladość. Spojrzała na niego dalekim od rzeczywistości spojrzeniem i wyszeptała na wpół wyraźnie.
— Jakoś tak… kręci mi się w głowie.
W tym momencie bezwładnie osunęła się w ramiona przerażonego Ayumu, którym lekko zachwiało do tyłu. Podtrzymał jednak ukochaną, próbując jakoś ocucić.
— Nan! Mój Boże! Co ci jest? — Złapał jej głowę, która odgięła się w tył i, biorąc na ręce, ułożył w salonie na kanapie.

***
— Nie mam pojęcia, co jej dolega. — Zawezwany godzinę temu doktor Masaki przybrał strapiony wyraz twarzy.
Nan siedziała na kanapie okryta kocem i co jakiś czas popijała miętową herbatę. Aymu był tuż obok, trzymając ją z troską za rękę. Po telefonie do Masakiego, odzyskała przytomność. Wyglądała na osłabioną, ale zarzekała się uparcie, że nic jej nie jest i poza lekką sennością, nie odczuwa niczego niepokojącego.
— Może trzeba powtórzyć badania? — rzekł Ayumu niecierpliwie, rozgoryczony faktem, że medycyna zawodziła, ilekroć chodziło o jego ukochaną. Nan przecież nie była kosmitką! Ustalenie przyczyn omdlenia nie mogło być chyba, aż tak niemożliwe! — A ten twój sprzęt? — Wskazał na lekarską torbę. — Kiedy go kupiłeś, chyba nie wczoraj!? Ma już swoje lata!
Masaki nie wyglądał na urażonego. Całkowicie rozumiał powód zdenerwowania przyjaciela i szczerze mu współczuł. A, ponieważ i on bardzo lubił Nan i życzył dziewczynie jak najlepiej, odczuwał dołującą bezsilność wobec całej tej sytuacji.
— Wygląda mi to na odwodnienie. Lekkie — zaznaczył doktor, widząc truchlejące spojrzenie Ayumu. — Ale to tylko moje przypuszczenia. Objawów jest za mało, by stwierdzić na sto procent.
Nan napiła się herbaty i uniosła kubek niczym zwycięskie trofeum.
— Przecież pije regularnie.
— Potwierdzam — rzekł Ayumu. — Mógłbym nawet powiedzieć, że pije jak za trzy osoby.
Masaki kiwnął głową na znak zrozumienia, tyle że, to niczego nie zmieniało ani nic nie wnosiło do stanu Nan. Doktor bardzo chciałby im pomóc, ale nie potrafił.
Ostatecznie zatrzasnął torbę, przepisując kilka leków wzmacniających, chociaż uprzedził, by dawkować je rozsądnie. Nan już wcześniej przyjmowała substancje medyczne, więc nie należy nimi powtórnie ją zbytnio faszerować.
Gdy stanął już przy wyjściu. Ayumu z zażenowaniem na niego spojrzał.
— Muszę zapytać cię o coś jeszcze. — Mówiąc to, nerwowo podrapał się po czole.
Doktor przyjrzał mu się czujnie i poprawiając na nosie okulary, westchnął.
— Pytaj, wiesz, że chcę pomóc, jeśli tylko będę w stanie.
— Czy istnieje możliwość… — zaczął zmieszanym głosem, nie mając odwagi skonfrontować spojrzenia z przyjacielem — że Nan jest w ciąży?
Doktor otworzył szerzej oczy, a następnie chrząknął nerwowo.
— Sugerujesz, że zaistniały do tego okoliczności? — Próbował to wyrazić za pomocą najdelikatniejszych słów, chociaż nabrał rumieńce zaskoczenia. Przypuszczał, że Ayumu czuje coś do Nan, ale, czy to możliwe, żeby zaszli, aż tak daleko? Wedle Masakiego było to karygodnie nieodpowiedzialne.
— Obawiam się, że tak. — Padła zduszona przez emocje odpowiedź.
Mimo oburzenia, doktor pokręcił głową.
— Ayumu, uważam, że to, co oboje robicie wymaga dużej ostrożności, a przede wszystkim zdrowego rozsądku z twojej strony. — Wymownie położył mu na ramieniu dłoń, które się wzdrygnęło pod wpływem dotyku. — Ale, póki co, uważam, że ciąża jest wykluczona. Ona miesiączkuje regularnie?
— Zdaje mi się, że w ogóle tego nie robi. Jest u mnie już dość długo, a ani razu nie poprosiła mnie o jakieś… — znów chrząknął nerwowo. — potrzebne kobietom rzeczy w tych sprawach.
— I mówisz mi o tym dopiero teraz? — Palce Masakiego zacieśniły uścisk na ramieniu przyjaciela. — To może wskazywać na poważną chorobę!
— Raptem kilka tygodni temu miała całą serie badań. Jest zdrowa jak ryba.
Masaki zasępił się.
— W takim razie, powtórzymy te badania. Jutro zjawie się i pobiorę krew. Bezdyskusyjnie! — Uniósł palec, gdy Ayumu chciał zaprotestować.
— Nan nie lubi igieł.
— Cóż, zdaje się, że nie będzie miała wyjścia. — Doktor zdecydowanie uciął dyskusję i raptownie opuścił dom.

***

Nan zasnęła snem spokojnym, uwieńczonym delikatnym uśmiechem na ustach. Ayumu wszedł cicho do środka, by zamknąć pół-otwarte okno, gdyż na zewnątrz zebrały się ciężkie chmury, a niewielka mgła uniosła się nad ziemią w postaci białych wstęg. Wiatr nasilił się, szumiąc donośnie w kronach drzew.
W pokoju było zimno.
Zamykając okno, Ayumu dostrzegł niewyraźny błysk gdzieś hen na morzu niczym mrugnięcie latarni morskiej, której wcale tam nie było.
Może to jakiś zbłąkany statek?
Nie przejmując się tym zbytnio, sięgnął do szafy po ciepły, granatowy koc i okrył nim troskliwie leżącą na brzuchu dziewczynę. Odgarnął z jej twarzy kosmyk włosów, który opadł na prawą powiekę i ześlizgnął się po jej nosie. Nie mógł przy tym powstrzymać uśmiechu.
Jedną rękę miała ułożoną prosto, drugą zaś zgiętą, a w niej zaciśnięty kurczowo wisiorek, którego brelok spoczywał na materacu łóżka.
Był gotowy wyjść i nie zakłócać dalej jej spokojnego snu, gdy wtem od różowego kamienia naszyjnika odbiło się białe światło i ukuło go brutalnie w oko.
Cofnął się, nie rozumiejąc sytuacji. Tymczasem kamień nadal mrugał to znów gasnął i tak na przemian. Ayumu wpatrywał się w niego dłuższą chwilę, jakby wierząc, że w końcu dziwne zjawisko ustanie, a on będzie mógł zwalić to wszystko na omam psychiczny. Przecież nie sięgnął ostatnio po żaden trunek.
Lecz teraz, ku swemu utrapieniu, nie znajdował żadnego rozsądnego wytłumaczenia dlaczego widział to , co widział. A może miał już tak przepitą głowę, że zaczynał tracić zmysły nawet na trzeźwo?
Ostatecznie skarcił się w duchu za te niedorzeczności i postanowił działać. Ostrożnie dotknął mrugający światłem kamień, stwierdzając, że nie wytwarza on żadnego rażącego pola.
Dopiero po chwili zauważył, że, kiedy kamień gaśnie, identyczne mrugnięcie pojawia się na morzu. Spoglądając w stronę okna pogłębił swe niedowierzanie, czując jak mocniej bije mu serce.
Właśnie działo się coś dziwnego, a on nie wiedział, co z tym fantem począć. Mruganie na linii horyzontu ewidentnie miało związek z mruganiem wisiorka, a więc nie mógł zaprzeczyć, że był to przedmiot wyjątkowej wartości.
Nie widząc innego rozwiązania, delikatnie podważył palce Nan i zabrał jej wisiorek z ręki.
Jakieś niewytłumaczalne przeczucie nakazywało mu sprawdzić tę sytuacje, toteż ostrożnie zamknął za sobą drzwi i wyszedł z domu, zamykając go na klucz, co zdarzyło mu się pierwszy raz od ośmiu lat.
Zdawał sobie sprawę, że być może nie powinien zostawiać teraz Nan samej, ale z jakiegoś powodu nie ważył się jej budzić, a rozwikłanie zagadki wisiorka pozostawił sobie.
Stając na plaży i mając przed sobą rozległe wody, upewnił się, że mruganie nie ustało, a migoczący punkcik daleko stąd faktycznie się pojawia, kiedy światło kamienia gaśnie.
Szarpnął nim głęboki niepokój, jednakże wbrew zdrowemu rozsądkowi skierował się w stronę wodnej motorówki, odwiązując ją od drewnianego kołka. Kiedy ryknął silnik, wzbijając w powietrze śmierdzący zapach benzyny, Ayumu ruszył w morzę ku nieznanemu.
Wcale by go to nie obchodziło. W innych okolicznościach wyrzuciłby wisiorek z przeświadczeniem, że jest szkodliwy, lecz tu chodziło o Nan. Jeszcze nie wiedział jakim cudem tak myślał oraz, co za chwile odkryje, ale był pewien, że była z tym jakoś powiązana.
Jej krewni nie odzywali się. Przybyła tamtej tajfunowej nocy prosto z morza i, z jakiegoś powodu była tak wyjątkowa. Dlatego Ayumu porzucił wszelki racjonalizm i kierował się głównie głosem wewnętrznego przeczucia, który kierował go ku światłu.
Ląd został daleko za nim, a morze stawało się coraz rozleglejsze. Wzburzone fale brnęły przed siebie niespokojnie, sycząc i pieniąc się, jakby wściekłe, że ktoś rozprasza je warczącą łódką.
Światło stawało się coraz wyraźniejsze, tymczasem mgła intensywniej otulała świat, pogrążając go w upiornej aurze tajemnicy, z której mogły wyłonić się baśniowe stworzy i zakłócić normalny porządek rzeczy.
Lecz Ayumu się nie bał. Nie bał się nawet wówczas, gdy migotanie było tak duże, iż został brutalnie przez nie oślepiony. Nagle jednak zgasło.
Zaskoczony oderwał od oczu zgięty łokieć i, próbując przyzwyczaić się do otaczających go ciemności, wypatrywał czegoś niezwykłego.
Miał wrażenie, jakby znalazł się w łonie mroku. Jedynie kołysanie morza świadczyło, że jest w realnym świecie. Nic poza tym nie wskazywało na to.
W pewnym momencie, z pomiędzy oparów mgły dostrzegł ludzką sylwetkę. Był pewien, że to zwykłe przewidzenie. Wszak nikt nie mógł znajdować się na środku morza bez łódki, w dodatku o tej porze.
Ale postać zaczęła przybierać coraz realniejsze kształty. Ayumu dostrzegł najpierw mocny zarys rozbudowanych ramion wraz z umięśnionym torsem, potem kołyszącą się na wietrze czuprynę, zaś dopiero na końcu młodzieńczą twarz o intensywnym spojrzeniu. Na końcu, ku wielkiemu niedowierzaniu, zobaczył syreni ogon.
Zamrugał kilkakrotnie rzęsami, by cofnąć się brutalnie w tył i rąbnąć plecami w silnik motorówki. Zabolało, ale nawet tego nie poczuł. Nie, kiedy w jednej sekundzie eksplodował mu umysł, alarmując, że ma zwidy, cholerne, głupie zwidy, robiące z niego durnia.
Zanurzona do pasa postać przed nim podpłynęła do łódki ze spokojem.
— Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy.
Gdy postać przemówiła ludzkim głosem, do tego po japońsku, Ayumu tylko cudem nie wrzasnął opętańczo. Z pewnością zareagowałby jeszcze gwałtowniej, gdyby od kilku tygodni nie nosił się z przeświadczeniem, że Nan nie jest człowiekiem. Mimo to, chociaż oczekiwał nierealnego wyjaśnienia jej pochodzenia, teraz pragnął, by to nie działo się naprawdę.
— K-kim ty, do cholery jesteś? — zapytał nerwowo, kołysany na łódce przez fale. Morze wciąż szumiało, a tajemniczy chłopak wpatrywał się w niego spokojnie tymi pięknymi, nadzwyczajnymi oczami.
— Jestem Suasno, morskie bóstwo.
Ayumu próbował wymówić jego imię, ale okazało się zbyt trudne. Gdzieś w odmętach wspomnień dotarło do niego, że uczył o kimś takim ma historii w szkole, gdy omawiali japońską mitologię. No, ale to przecież właśnie mitologia, coś zmyślonego, prawda? Teraz po prostu śni.
— Czego ode mnie chcesz? — zapytał ostrzejszym tonem, bo nie spodziewał się, by wybryk natury miał wobec niego dobre zamiary, a w zasadzie wobec Nan, bo przecież naszyjnik należał do niej. Mając na uwadze potwora, którego spalił żywcem, nabrał czujności i niemal znienawidził patrzącego na niego osobnika za zakłócanie spokoju w jego życiu.
— Masz jej naszyjnik — odparł chłopak bez ogródek, wskazując wzrokiem na trzymany przez mężczyznę przedmiot.
Ayumu uniósł dyndający na łańcuszku różowy kamień i westchnął ciężko.
— Mam ci go oddać? Proszę bardzo. — Był na to gotowy, nawet, jeżeli Nan miałaby za nim wypłakiwać oczy. Teraz liczyło się tylko jej bezpieczeństwo.
Suasno uśmiechnął się z rozbawieniem.
— Przecież ci mówiłem, że mam pokojowe zamiary. Przestań się mnie obawiać.
— Nie, dopóki nie wyjaśnisz czego chcesz.
— Jestem tu, aby ci wszystko opowiedzieć. Kim jest dziewczyna, którą uratowałeś przed tamtą bestią.
— Chodzi o Nan? — spytał, chociaż znał odpowiedź.
— Nan? — Suasno zaśmiał się cicho. — Zupełnie, jak jej rybka. Dziwne, że zapamiętała akurat coś takiego.
— O czym ty do cholery mówisz!? — Krzyk Ayumu rozniósł się po morzu, ale zaniknął w odmętach silnej mgły.
Suasno natychmiast spoważniał.
— Twoja Nan, tak naprawdę nazywa się Tamayori. Jest córką boga oceanów i… moją siostrą. Wy nazywacie takich, jak my syrenami.
Aymu milczał. Wpatrywał się w próżnie bez żadnych oznak zrozumienia zasłyszanych słów. Susano więc kontynuował.
— Podczas tamtego tajfunu Tamay…, to znaczy Nan, uciekała przez demonem, zwanym Shino. Był bezwzględny i nastawiony na jedno – zdobyć jej serce.
— Dlaczego? — spytał Ayumu ledwo przytomnie. — W jakim celu?
— Serce Nan, jest równocześnie Sercem Morza. Całą siłą, jaka napędza morskie istnieje. Shino pragnął jej serca, jako siły dla siebie, dzięki której mógłby rzucić wyzwanie naszemu ojcu. Niepokonanemu do tej pory.
— No tak, przecież zawsze chodzi o władzę. — W głosie Ayumu zabrzmiała kpina; wyprostował się, przeczesując w palcach mokre od mgły włosy. — Nan niczego nie pamięta, coś poszło zatem nie tak.
Suasno przybrał strapiony wyraz twarzy.
— Wcale nie. Pewnie trudno ci to pojąć, ale, jeżeli się skupisz, zrozumiesz. My, stworzenia morskie należymy do morza, do oceanu. Wasz świat, świat śmiertelników nie jest dla nas. Nie możemy w nim długo istnieć. Ciąży na nas klątwa, która sprawia, że, ilekroć opuścimy morze i wyjdziemy na brzeg tracimy pamięć. To zabezpieczenie, mające odstraszyć nas, byśmy nigdy nie opuszczali swojego świata bez potrzeby.
W tym momencie Ayumu poczuł rozsadzający go gniew.
— I zostawiłeś Nan tak po prostu na pastwę losu? Jak miała się ratować przed tą bestią niczego nie pamiętając, co!?
— Masz racje, coś jednak poszło nie tak. — To mówiąc, pokazał mu identyczny wisiorek, co jej, na swoim nadgarstku. — Medaliony miały służyć nam za łączniki. Dzięki nim, mogłem, czy raczej miałem nadzieje ją chronić. Za ich pomocą, mam możliwość widzieć, co się z nią dzieje, a także wysyłać jej mentalne wiadomości, coś, jak przeczucia, którymi kierowałbym ją w odpowiednie miejsca. Ale Tamayori go zgubiła. Początkowo planowałem również wyjść na brzeg i jej szukać, ale szybko zrozumiałem, że wtedy i ja stracę pamięć, a wtedy nikt już nie zdoła powstrzymać Shino. Okropnie się bałem, ale cały czas miałem tego potwora na oku, mając nadzieje, że doprowadzi mnie w końcu do niej. Ale pewnego dnia łączność między mną a Tamayori wróciła.
— Na balu charytatywnym — wyjaśnił ciężko Ayumu. — Wtedy odzyskała naszyjnik.
— A ja mogłem wreszcie wam pomóc.
— Nam? Co ja mam z tym wspólnego? — zdziwił się.
Suasno przybrał zagadkowy uśmiech na ustach.
— Tamayori, czy też Nan oddała ci swoje serce, to duchowa siła, dzięki której mogłem dotrzeć także do ciebie, mimo iż nie posiadasz medalionu.
— Tamtego wieczoru, gdy doznałem silnego przeczucia, że powinienem spalić te bestię, to byłeś ty? — Ayumu otworzył szeroko oczy i zachłysnął się z niedowierzaniem.
— Zgadłeś. — Suasno przytaknął. — Naturalnym wrogiem Shino jest ogień, przeciwieństwo wody. Jest demonem, dlatego łatwiej go zniszczyć, niż bóstwo. Na mnie i na Tamayori ogień nie działa bardziej niż na ciebie — wyjaśnił cierpliwie.
Zapadło między nimi chwilowe milczenie. Morze szumiało niespokojnie, mgła gęstniała, a wszystko wokół zdawało się być nicością. Nawet najmniejszy promień księżyca nie zdołał przedrzeć się przez chmury, by dać nikłe wrażenie bezpieczeństwa.
— Ona musi wrócić — odezwał się w końcu Suasno, nie odrywając spojrzenia od rozmówcy, który pogrążony był w głębokim zamyśleniu. Gdy usłyszał skierowane do niego słowa, ocknął się.
— Musi?
— Morskie bóstwa są zdolne przeżyć na lądzie najwyżej dwa miesiące, w rzadkich wypadkach dłużej. Potem… — urwał z trwogą. — umierają.
Ayumu drgnął, jakby ktoś zadał mu cios w brzuch. Popatrzył na Suasno z bezbrzeżną rozpaczą i zacisnął mocno dłonie na brzegach łódki.
— Ona nie może umrzeć.
— Wiedziałem, że będziesz chciał dla niej, jak najlepiej.
— Oczywiście! Nikt nie jest dla mnie ważniejszy od niej — Ayumu zawołał z oburzeniem, jeszcze nie do końca rozumiejąc, co to dla niego oznacza.
— W takim razie, sprowadź Tamayori do morza. Gdy tylko się w nim zanurzy, odzyska całą, utraconą pamięć.
— I przeżyje?
— Będzie na powrót nieśmiertelna.
Ayumu był zbyt wytrącony z równowagi, aby zrozumieć niezwykłość ukrytą w tych słowach. Oddychał niespokojnie, powoli odczuwał rodzący się w nim ból rychłego rozstania.
Ale Suasno na tym nie zakończył zadawania mu cierpień. Spojrzał na mężczyznę ze współczuciem, a potem powiedział.
— Ponieważ ona cię kocha i, ponieważ tak wiele dla niej zrobiłeś, jestem winien ci szczerość.
— Szczerość? — Ayumu zerknął na niego z ukosa. Był pewien, że więcej „rewelacji” nie zdoła znieść, ale cóż miał robić?
— Gdy Tamayori wróci do morza odzyska dawną pamięć, ale utraci tą, którą utworzyła na lądzie. Zapomni wszystko , co związane z lądem. Zapomni ciebie. — Dał nacisk na ostatnie zdanie i zamilkł przepraszająco.
Ayumu długo trawił to w myślach. Wodził spojrzeniem po otaczającej go pustce i z jakiegoś powodu nie był w stanie ułożyć w głowie ani jednej, sensownej myśli.
— To znowu ta klątwa, tak? — zabrzmiał nieswoim głosem.
— Nie twierdzę, że nasz żywot należy do łatwych — westchnął Suasno cicho. — Bogowie są przeklęci.




***
No więc tak, długi rozdział, nawet bardzo, ale chciałam jakoś sensownie powyjaśniać wiele spraw. Nie mam pewności, czy mi się udało. Spotkanie Ayumu z Suasno może być nieco chaotyczne, tego się obawiam, ale mam nadzieje, że mimo wszystko niczego nie pozostawiłam bez odpowiedzi. Jeżeli tak, to piszcie w komentarzach, a postaram się to naprawić :)
Pozdrawiam ciepło :***

6 komentarzy:

  1. Wszystko się wyjaśnia. Długo na to czekałam. :) To dlatego Nan zaczęła chorować, a wcześniej straciła pamięć - to wszystko przez klątwę. Wyjaśniło się również czego chciał od Nan ten potwór.
    Końcówka kompletnie mną wstrząsnęła. Jeśli Nan wróci do oceanu to zapomni o Ayumu, a jeśli zostanie to umrze. Załamałam się. ;/ Ja nie chcę smutnego zakończenia ;(
    Rozdział rewelacyjny! <3
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli Nan jednak jest syreną! Myślałam, że to będzie coś innego, ale w sumie syrena to jest coś INNEGO i w ogóle niespotykanego w innych opowiadaniach :) i co teraz? Żeby Nan żyła, Ayumu musi pozwolić jej odejść, a to będzie oznaczało koniec ich pięknej miłości :c nie chcę tego, ale zarazem nie chcę też, by Nan umarła! Głupie klątwy czy inne czary! :C

    OdpowiedzUsuń
  3. Ommo, co za emocjonujący rozdział *___*.
    Początek niby zaczął się tak niewinnie... Nan została zameldowana w mieszkaniu Ayumu. Wyglądali na takich szczęśliwych i radosnych, że aż ta radość na mnie spadła. Na szczęście Nan nie puściła kuchni więcej z dymem, ale biedne te patelnie które spaliła haha ^^. No, a Ayumu ma szczęście, że zaczął inaczej traktować Wodnika, bo do dupy bym mu nakopała! Jest ulubieńcem tego psa, a myślał se że co?!
    Zmartwiło mnie to nagłe osłabienie Nan i sama pomyślałam o ciąży, ale skoro doktor to wykluczył to trzeba temu wierzyć. Nie dziwię się, że Ayumu tak bardzo się wścieka. Gdy chodzi o Nan medycyna nic nie pomaga ani niczego nie ułatwia. I w sumie nie dziwię się, biorąc pod uwagę fakt, że nasza bohaterka naprawdę nie jest człowiekiem! :O.
    Ayumu spotkał na środku morza syrena! Suasno (matko, co za ciężkie imię! :O) nie dość, że ma ogon to jeszcze jest bratem Nan (albo raczej Tamayori), synem Boga oceanów... I musi wrócić do morza inaczej umrze. To pewnie stąd jej nagłe pogorszenie zdrowia... Matko, jak mi jest szkoda Ayumu! Czy on się już dość nie nacierpiał?! Morze odebrało mu pierwszą kobietę, którą pokochał i nienarodzone dziecko. Stoczył się przez to na samo dno, a teraz sytuacja się powtarza. Morze odbierze mu Nan... Cholera, to takie niesprawiedliwe! Nie zgadzam się z tym! Musi być jakieś inne rozwiązanie... Jest takie, prawda? :(. Ommo, jak ja nienawidzę takich smutnych zwrotów akcji! Jesteś wredna i tyle Ci powiem :(.
    Z bólem serca wyczekuje następnego rozdziału. Błagam o jakieś inne rozwiązanie i pozostawienie Nan u boku Ayumu, choć biorąc pod uwagę prolog moje prośby nic nie dadzą. Ugh, życie jest takie podłe...
    Najwierniejsza z czytelniczek,

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, wow, wow... nie spodziewałam się, że dojdzie do czegoś takiego, ale cieszę się z tego bardzo. :) Ayumu nie żałuje chyba tego, co zaszło, prawda? Nan też nie. Ech... tak bym chciała, żeby byli na zawsze razem, szczęśliwi. Byłoby pięknie. Ale opowieść tego syrena wskazuje na to, że nie ma na to szans... Ech, szkoda. Ayumu w końcu miał szansę, żeby być szczęśliwy, a tu dupa. :/ Czeu tak musi być? Czemu ona nie może z nim zostać? To niesprawiedliwe. :< To, co się z nią teraz dzieje... to nie ciążka, prawda? Ona powoli umiera. Ayumu nie ma wyjścia. Przecież nie pozwoli jej zginąć. To takie smutne... I NIESPRAWIEDLWE!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. jest mi ta smutno ;< ja miała wrażenie, że będzie happy end, a tu nagle dowiadujemy się czegoś takiego. ja wiem, że on to zrobi, bo ją kocha tak, że nie pozwoli jej umrzeć, ale czemu ona musi o nim zapomnieć? ;<
    ale szczerze to ukłon dla Ciebie za taki przebieg sytuacji. nie spodziewałam się, że to tak będzie wyglądać!
    No cóż zobaczymy, co przyniesie następny rozdział^^
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie! Oni przecież muszą być razem, przecież jakoś tę klątwę da się pokonać, prawda? Ohhhhh, jakiś pocałunek prawdziwej miłości, czy coś?

    OdpowiedzUsuń