Wkradł się do własnego domu niczym
intruz. Delikatnie zamknął za sobą drzwi, rzucając kluczę w to samo miejsce, co
zawsze, czyli do białej, podłużnej misy, stojącej na stoliku w przedpokoju.
W środku było ciemno jak w grobowcu.
Do tego ta przejmująca cisza, która zdawała się przenikać w głąb ludzkiej duszy
i budzić niepokój.
Rozejrzał się w mroku nie wiadomo za
czym, aż nagle wsparł czoło na jednej ze ścian holu i głęboko, przejmująco
westchnął.
Pięścią kilkakrotnie uderzył tuż przy
twarzy, po czym skierował się na piętro. Gdy uchylił drzwi sypialni, dostrzegł
spokojnie śpiącą Nan. Jej widok sprawiał, że czas zdawał się nigdy nie ruszyć
do przodu. Tak, jakby zdarzenie na morzu z Suaso nie miało miejsca.
Ale Ayumu wiedział, że to nieprawda.
Wpatrując się w śpiącą ukochaną i
dostrzegając jej pogody uśmiech nawet przez sen, miał wrażenie, że rozpadł się
na kawałki, na miliony drobinek, które zaczęły dryfować gdzieś w przestrzeni
cierpienia.
***
Gdy Nan następnego ranka obudziła się,
ku swojemu zaskoczeniu nie znalazła obok siebie Ayumu. Zdążyła się już
odzwyczaić od samotnego dzielenia łóżka, toteż wydęła z niezadowoleniem wargi i
czym prędzej zeszła na dół, szukając go w salonie.
Była przeświadczona, iż to z powodu
ostatniego omdlenia zaczął traktować ją jak kruche jajko i wcale nie odczuwała
w tym wypadku zadowolenia. Miała nadzieje, że już wkrótce udowodni mu, że czuje
się dobrze i wszystko wróci do normy.
Niestety, w kuchni go nie zastała.
Odczuwając nieznaczny lęk, skierowała się do jego pracowni, gdyż było to
szczególne miejsce, gdzie należało go szukać.
Tym razem się nie pomyliła, zastając
go z pędzlem w dłoni przy sztaludze. Zaskoczył ją tym, że obraz prezentował się
prawie w całości, a przecież nigdy wcześniej nie widziała go na oczy. Czyżby
malował całą noc?
— Ayumu, co ty wyprawiasz? — zaszła go
od tyłu i oplotła rękoma wokół szyi. Musnęła go ustami w skroń i z zadowoleniem
podziwiała dzieło. — Nie mów mi, że w ogóle nie spałeś.
Rozmasował w palcach mostek nosa.
Wodnik czuwał w jego nogach i przypatrywał się Nan z zaciekawieniem, badając,
czy chcę skrzywdzić jego ulubieńca. Gdy Ayumu się uśmiechnął nie wyglądało to
szczerze i Nan od razu sposępniała. Stanęła na wprost niego, przyglądając mu
się badawczo.
— Musiałem dać upust emocjom — rzekł
zachrypniętym głosem.
Uniosła brwi.
— Jakim emocjom? Stało się coś złego?
— Chciała wiedzieć. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie, toteż
automatycznie lęk ścisnął jej serce, a w żołądku poczuła ciążący kamień
niepokoju. — Ayumu? — spytała cicho, gdy nie odpowiedział.
— To takie artystyczne dziwactwa —
odparł wymijająco, próbując wyglądać na zadowolonego. Niestety, znała go za
dobrze, by dać się nabrać. Widząc jednak , że nie skory jest do zwierzeń,
spróbowała go jakoś rozweselić.
— W takim razie, zostaw już pędzel i
zejdźmy na dół. Pogoda zapowiada się przepięknie. Może wybierzemy się na plażę?
Albo zrobimy cokolwiek, na co masz ochotę. Dla mnie to nie ważne, istotne, żeby
z tobą.
Nagle poderwał się z krzesła i porwał
ją w ramiona. Z zaskoczeniem oparła podbródek na ramieniu mężczyzny,
zastanawiając się skąd w nim taka gwałtowność. Chociaż bliskość była dla niej
przyjemna, wyczuwała, że kryje się za nią coś niedobrego.
Tymczasem on obejmował ją tak mocno,
że aż prawie dusił. Sam przy tym nie oddychał, tylko stał w bezruchu jak posąg.
Trwali tak dłuższą chwile, bała się odezwać, nie rozumiejąc, o co chodzi.
Nagle ją uwolnił i spojrzał głęboko w
oczy, biorąc twarz ukochanej w obie dłonie. Nachylił się nad nią, stykając
czoła.
— Nan… wiesz, że cię kocham. Że jesteś
najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło? Że jesteś najważniejsza?
Uśmiechnęła się nieco speszona,
zawieszając ręce na jego nadgarstkach.
— Wiem, Ayumu, wiem. Powiesz mi, o co
chodzi? Jesteś taki blady.
To było takie dziwne i zarazem
okrutne, patrzeć na jej niczego nieświadome spojrzenie, może trochę
zaniepokojone, ale przecież niewiedzące jeszcze, że rychło zburzy się jej
świat, że za chwile po szczęściu zostaną już tylko gruzy. A może się ucieszy?
Ayumu nie mógł do końca przewidzieć, co się wydarzy. Może w głębi serca Nan
zawsze pragnęła należeć do jakiejś przeszłości, skądś pochodzić, mieć dokąd
wrócić?
Westchnął.
— Nan, czy możemy porozmawiać w
salonie? Pracownia to nie jest dobre miejsce.
Z zaskoczeniem przygryzła kącik wargi,
bez słowa kiwając głową. Gdy zajęli na dole miejsca obok siebie poczuł się jak
zwierzę wzięte do niewoli.
Wsunęła mu rękę pod ramię i patrzyła
na niego z tak bezgranicznym oddaniem, że czuł się niczym morderca, mający
zadać cios niewinnej istocie.
— Nan, mam twój naszyjnik. — Sięgnął
do kieszeni spodni i wyjął go na wysokość jej oczu. Spojrzała na niego z lekką
konsternacją, a potem wzruszyła ramionami.
— Co z tego? Jest twój tak samo jak
mój.
— Pamiętasz ten dzień, kiedy
pokłóciłem się z Sakue? — zapytał.
— Mhm. Kazałeś się jej wynosić.
— Chodziło o ten naszyjnik — wyznał
coraz mniej wiedząc, co powiedzieć. — Sakue zbadała go, jeszcze zanim trafił na
aukcje. Ma ponad pięćset lat, wiedziałaś o tym?
Ze zdumieniem pokręciła głową.
Następnie sięgnęła po niego i uważnie przyjrzała mu się na swej dłoni.
— Musimy go oddać? — Próbowała
zgadnąć. — To, dlatego jesteś taki smutny? Jeżeli to coś zmieni, to wiedz, że
bardzo jestem przywiązana do kamienia, ale nie będę protestować. — Ujęła go za
rękę z nikłym uśmiechem. — Nie potrzebuje go, gdy mam ciebie.
Nie pomagała. Zdusił w sobie jęk oraz
łzy rozpaczy. Musiał rozegrać to rozsądnie, nie dać władzy emocjom. Nan tego
potrzebowała.
— Nie, Nan. Naszyjnik jest twój,
naprawdę twój i możesz go zatrzymać.
— Tak? — zdziwiła się. — I nie jest
przypadkiem warty fortunę?
— Możliwe, ale… nie do tego zmierzam —
jęknął. Nadszedł ten czas, należało powiedzieć prawdę. Zatem przez dwadzieścia
minut, powoli i cierpliwie opowiadał zdarzenia z ostatniego wieczoru. Już
wcześniej poukładał sobie w głowie najlepsze słowa, ale niewiele z nich
korzystał. Mówił z serca i z przejęciem, pod koniec z większą rozpaczą niż na
początku.
Gdy skończył, Nan wyglądała na wybitą
z równowagi, ale spokojną.
— Ayumu, syreny nie istnieją — rzekła
z takim przekonaniem, że omal nie roześmiał się z goryczą.
— Istnieją, ty jesteś jedną z nich.
— To niemożliwe. — Pokręciła głową. —
To niemożliwe tracić pamięć pod wpływem jakiejś niedorzecznej klątwy.
— Przykro mi. Mówię prawdę. — Widząc
jednak , że mu nie wierzy, ujął jej dłonie i spojrzał poważnie w oczy. — Nan,
potrafisz rozmawiać z delfinami, tak? Tamtego dnia w oceanarium rozumiałaś
delfina, chociaż nikt ci nie wierzył.
— Nie, wcale z nim nie rozmawiałam —
odparła przekornie, za wszelką cenę chcąc ukryć fakty.
Nie odrywał od niej spojrzenia, a
patrzył na nią z takim naciskiem, że ze łzami w oczach poddała się.
— No dobrze, rozmawiałam. Ale tylko
raz! Przysięgam, że tylko raz!
Zachowywała się tak, jakby była czemuś
winna, jakby miała się poddać karze. To spowodowało, że Ayumu stracił nad sobą
kontrolę i pozwolił łzom pojawić się także w jego oczach.
— Nan, jesteś syreną. Należysz do
morza.
W tym momencie poderwała się
gwałtownie z kapany. Łzy strumieniami zaczęły spływać po policzkach dziewczyny.
Jedna za drugą, nieustannie, duże, uformowane w idealne krople, które nijak
dało się powstrzymać, chociaż ocierała je zawzięcie rękawem bluzki.
— Obiecałeś mi, Ayumu! — krzyknęła
pretensjonalnie. — Obiecałeś, że mogę tu zostać do końca świata, że będziemy
razem! — Płakała jak dziecko, które dowiedziało się o śmierci rodziców. Była
wewnętrznie rozdarta, była w rozsypce.
Chciał ją przytulić, ale odepchnęła go
brutalnie.
— Twój brat na ciebie czeka — Szukał
dobrych argumentów, by zrozumiała, jak ważne jest, aby wróciła do morza. Lecz
to nie było łatwe, nie gdy sam ocierał łzy i próbował trzymać się w kupie.
— Nie znam żadnego Suasno! — wrzasnęła
ze złością. — Nie znam! Nie pamiętam niczego, o czym on ci powiedział! Nie chcę
wracać do morza! Chcę zostać z tobą, z moim Ayumu! — Wypowiedziawszy ostatnie
słowa, kucnęła, chowając twarz w kolanach. Jej ciałem wstrząsały spazmy
szlochu, a on stał na nią bezradny i pokonany przez wyroki losu.
— Nan… — Prawie szeptem wypowiedział
imię dziewczyny. Głos mu drżał, do tego trząsł się jak galareta. — Jeżeli nie
wrócisz, umrzesz.
— Czuje się dobrze. — Uniosła twarz
czerwoną od łez. Pociągnęła nosem, z którego też zaczęło kapać, więc z
rozczuleniem sięgnął po chusteczki i wyjął dla niej dwie.
Przyjęła je bez protestu, nieco
spokojniej, ale z determinacją w spojrzeniu.
— Czuje się dobrze. Poza tym głupim
omdleniem, czuje się dobrze — powtarzała to jak mantrę, wierząc, że jeżeli to
zrobi, zło w końcu odejdzie. — Zostanę tutaj, przy tobie. — Podniosła się, a
coś w jej zachowaniu sprawiło, że nie miał śmiałości zaprotestować. — Zostanę
tutaj.
Patrzyli sobie w oczy, żadne z nich
nie pragnęło się rozdzielać, każde z nich pragnęło trwać przy sobie do końca
swych dni, ale pod stopami mieli rozchwiany grunt. Jeszcze chwila a zawali się
pod nimi, los rozdzieli ich tak czy siak.
— Nan, wiesz, że chcę tego całym
sercem.
Rzuciła mu się w objęcia, desperacko
poszukując w nim ochrony. Przytulił twarz do czubka jej głowy i zamknął oczy,
roniąc łzy.
Nie mógł nic zrobić. Absolutnie nic.
***
Oboje musieli przekonać się o
prawdzie, a ponieważ słodka woda nijak działała na Nan, Ayumu postanowił
napełnić wannę wodą morską. Z tego powodu wniósł do łazienki dwa wiadra pełne
morza i wlał je do wanny. Gdy ta była już pełna, spojrzał znacząco na
dziewczynę, która stała tuż obok w białym szlafroku, otulając się nim coraz
szczelniej. Wcale nie chciała poddawać się takim testom, nie chciała znać
prawdy o sobie wiedząc, że prawda ją z nim rozdzieli.
Mimo to, posłusznie się rozebrała i
ostrożnie zanurzyła w wodzie, która okazała się być lodowata. Wzdrygnęło nią
nie tyle z powodu zimna, co strachu. Gdy usiadła woda sięgała jej do ramion.
Spojrzała z lękiem na Ayumu, który
starał się ją za wszelką cenę pokrzepić. Nie liczył na to , że nic się nie
zdarzy. Przecież na własne oczy widział Suasno.
Przez chwile nic się działo. Nan
trzęsła się, obejmując zgięte pod brodą kolana, aż nagle coś poczuła. Oderwała
się ze strachem od nóg, po czym wyprostowała je. Na skórze powoli zaczęły
pojawiać się fioletowe łuski. Pokryły ją do połowy ud, ale syreni ogon nie
rozwinął się w pełni. Jedynie między palcami uformowała się rybia błona.
Widząc to, jęknęła ze strachu i
zaskoczenia. Uczepiła się brzegów wanny, jakby skora do ucieczki, ale zamiast
tego, zdrętwiała.
— Ayumu? — zawołała ukochanego, nie
wiedząc co robić. Znalazł się tuż przy niej i pogłaskał po ramieniu.
— W porządku, Nan. Jest dobrze, teraz
już wiemy, ty wiesz kim jesteś.
— Tyle, że ja nie chcę być syreną. —
Pociągnęła nosem i spuściła twarz. — Nie wrócę do morza. Nie zmuszaj mnie do
tego. — Poprosiła cicho, bezradna jak piórko na wietrze, który bawi się nim
wedle własnego upodobania.
— Zawrzyjmy małą umowę — powiedział
niespodziewanie. To jedyne rozsądne wyjście jakie przyszło mu do głowy i
zamierzał je wykorzystać. — Zostaniesz u mnie tak długo , jak będziesz się
dobrze czuć, ok? Ale, kiedy zacznie się dziać z tobą coś niedobrego, wtedy
postąpisz słusznie i wrócisz do Suasno.
— Ale. — Dotknęła go zrozpaczonymi
oczami, jednak był nieugięty.
— Nan, jeżeli myślisz, że pozwolę ci
umrzeć, to nie licz na to. Chcę byś żyła, właśnie dlatego , że cię kocham. Czy
w odwrotnej sytuacji nie zrobiłabyś tego dla mnie?
Wessała policzki ze smutkiem.
— Zrobiłabym. — Padła z jej strony
cicha odpowiedź.
— Więc zrozum mnie. Nie dam ci umrzeć.
Kiwnęła głową, ścierając małą łzę z
kącika oka.
— Dobrze, więc zgadzam się na tę
umowę.
***
Dni napływały do ich życia kolejnymi
wschodami słońca. Spokojne morze ani razu nie przybrało na sile, wiatr szumiał
leniwie, pelikany siadały na brzegu posilone po łowach, zaś mewy kursowały w
swych podniebnych tańcach każdego dnia, o tej samej porze.
Świat pozostał taki sam. Małe
Oshanshiti żyło swoim zwyczajowym rytmem, tylko w pięknej willi nad morzem bieg
chwil został zmącony przez niepokój.
Aymu i Nan każdego dnia próbowali
udawać, że wszystko jest w porządku. Uśmiechali się do siebie przy stole,
czasami malowali, spacerowali wzdłuż plaży, trzymając się za ręce, noce
spędzali razem, a w niektóre weekendy zjawiali się przyjaciele, do których powoli
docierało, że coś w świecie tej dwójki bezpowrotnie odeszło.
Z Nan nie działo się nic poważnego.
Może nieco zbladła, oczy jej przygasły z powodu zmartwień, lecz nic poza tym.
Jednakże Ayumu pozostawał czujny. Nie spuszczając oka z ukochanej, poszukiwał
jakiekolwiek znaku, że już czas wymknąć się śmierci.
I pewnego dnia ten znak otrzymał.
Nastał poranek, a Nan z większym
trudem niż dotychczas dźwignęła się z pościeli. Zdawała się być ociężała w
ruchach i nieprzytomna w zachowaniu, lecz, kiedy zbliżył się do niej z
zapytaniem o samopoczucie, natychmiast się ocknęła.
— Wszystko dobrze. Czuje się świetnie!
— Przywołała na usta szeroki uśmiech. Niestety, nieszczery.
Ayumu z bólem serca obserwował, jak
stara się udawać, że jest dobrze. Lecz nie była w stanie ukryć pierwszych
symptomów wycieńczenia. Śniadanie zjadła, walcząc z niechęcią do jedzenia, piła
więcej niż zwykle, a na spacerze okazała się szybko męczyć.
Wiedział, że nadszedł czas.
— Nan, to się zaczęło — powiedział
niepewnie, gdy usiadła ze zmęczeniem na kanapie, jakby uszły z niej wszystkie
siły.
— Wcale nie! — Pokręciła głową z
oburzeniem. Następnie sięgnęła gwałtownie po szklankę, chcąc pokazać niespożytą
w niej energie, gdy niespodziewanie strąciła ją ze stołu. Szklanka rozbiła się
na podłodze z hukiem i wprawiła Nan w rezygnacje. — Uwierz mi, Ayumu, wszystko
ze mną w porządku.
Dni mijały coraz wolniej. Nan każdego
ranka budziła się coraz słabsza, a on nocami pozwalał sobie na ujawnienie
emocji i ocierał łzy bezsilności i rozpaczy. Nie chciał jej stracić, ale
wiedział, że, jeżeli nie odda jej morzu, śmierć i tak mu ją odbierze. Nie było
pisane im być razem.
Któregoś ranka w ogóle się nie
podniosła. Gdy nachylił się nad nią z niepokojem, zobaczył, że uniosła leciutko
powieki, ale była zbyt słaba, by wykonać jakikolwiek ruch. Jej wargi stały się
spierzchnięte, a skóra sucha jak wiór. Gdy dotknął policzka ukochanej, poczuł
na skórze piaskowe chrobotanie. Ona rozpadała się w pył.
— Nan. — Wypowiadając jej imię uronił
kilka łez, które spadły z kącika jego oczu na pościel i wsiąknęły w materiał. —
Już czas. Musisz wracać.
Lecz i tym razem pokręciła głową,
wysilając się na tyle, by słabowicie ująć jego palce.
— Aymu jest moją rodziną. — Padły z
jej ust niewyraźne słowa. — Nie chcę odchodzić.
Coraz więcej łez spływało po twarzy
Ayumu. On rozpadał się na kawałki razem z nią. Niestety, tego dnia nie mógł jej
posłuchać, nawet, jeżeli z całego serca pragnął spędzić z nią o ten jeden dzień
dłużej.
Ona umierała. Jutro mogło dla niej
zakończyć się śmiercią.
Ucałował ją zatem w policzek, a potem
opuścił łóżko, zbierając się do wyjścia. Przez cały ten czas odczuwał
rozprzestrzeniający się w duszy chaos. Już za chwile miał wszystko stracić, po
raz kolejny szczęście miało wyślizgnąć się z jego palców. Kiedyś odeszło wraz z
Marie, teraz miało odejść z Nan.
Wodnik od rana szczekał niespokojnie,
jakby czując, że już nigdy więcej nie zobaczy swojej wybawicielki i cały czas
popatrywał na Ayumu boleśnie.
Gdy mężczyzna był już gotowy,
delikatnie odkrył Nan i wziął ją ostrożnie na ręce. Wydawała się jeszcze
lżejsza niż zwykle. Była zbyt słaba, aby zaprotestować, możliwe, że nawet nie
rozumiała, co działo się wokół niej.
Wydawała się nieprzytomna, gdy ułożył
ją wewnątrz łódki i odpalił silnik. Uprzednio zadbał o to, aby naszyjnik znalazł
się na jej szyi. Dzięki niemu miała skontaktować się z bratem, gdy już odzyska
pamięć.
Każdy ruch wykonywał mechanicznie,
jakby nie był sobą, ale kimś innym, kogo obserwuje wydarzenia z daleka niczym
bohatera w filmie. Wypłynął daleko w morze, słońce dopiero dźwigało się z nad
linii horyzontu, a woda miała ciemnogranatowy odcień.
Nan przez ten czas nie wydała ani
jednego dźwięku oraz nie otworzyła oczu. Leżała nieruchomo z głową przechyloną
na bok i na wpół otwartymi ustami, które z trudem łapały powietrze.
Patrzył na nią z bólem serca, już nic
więcej nie mógł zrobić, poza tym jednym, czego nie chciał najbardziej - oddać
ją morzu, zrezygnować z niej, pozwolić, aby zapomniała o wszystkim, a zwłaszcza
o miłości, która ich połączyła.
Nie dopuszczał do siebie jeszcze tej
strasznej myśli, myśli o tym, że jeszcze moment i to będzie koniec, że Nan
przestanie być Nan. Stanie się Tamayori, kimś znanym Susasno, ale kimś zupełnie
obcym dla niego.
Zatrzymał łódkę, chwilę dumając. Na
spokojnym morzu szerzyła się pustka. Przed nim daleki horyzont, za nim odległy
ląd – dwa światy, które dzielił gruby mur. Mimo, iż łączyły się w pewnym
momencie, nie tworzyły tych samych środowisk. Człowiek nie oddychał w morzu,
ryba w powietrznej atmosferze, ta granica nigdy nie miała się zjednoczyć.
On i Nan byli kimś zupełnie innym,
łączyła ich miłość, dzieliło pochodzenie. Los nigdy nie miał być sprawiedliwy.
Morze po raz kolejny miało go ograbić, zedrzeć z niego brutalnie ostatnią
namiastkę szczęścia.
Kiedy, jednak z ust dziewczyny wydobył
się słabowity chargot ulatującego z niej życia, nie pozwolił sobie więcej na
ociąganie. Wziął jej wątłe ciało w objęcia z taką czułością, jakby trzymał
najdelikatniejszy, szklany posążek. Była dla niego wszystkim i, gdy patrzył na
jej twarz, miłość rozlewała się po jego sercu gorącymi falami.
Napływające do oczu łzy przysłoniły mu
jej widok, zacisnął powieki, pozwalając im wypłynąć w bezsilności. Nan na
chwile uniosła rzęsy, spoglądając na niego z oddali majaków umysłu.
— Nie rób tego… — szepnęła
niewyraźnie. Próbowała unieść dłoń, by uczepić się ramienia mężczyzny, ale nie
zdołała. Widząc brak sił we własnym ciele oraz niemożność zrobienia
czegokolwiek, by go powstrzymać sprawiło, że sama również zaczęła płakać. Nie
wydała przy tym dźwięku, tylko łzy spłynęły pojedynczymi kroplami z kącików
powiek. Patrzyła wprost na niego błagając o litość.
— Proszę… chcę zostać z tobą —
powtórzyła słabowitym głosem, ale wyraźniej.
Ayumu przycisnął czoło do czoła
dziewczyny i uronił jeszcze więcej łez, cóż miał począć? Jak sprzeniewierzyć
się bogom, wydającym na nich wyroki? Komu miał ją oddać? Morzu czy śmierci?
Odpowiedź była oczywista.
Ucałował każdy skrawek jej bladej
twarzy, kończąc na ustach, które obdarzył pocałunkiem żarliwszym i tęsknym
bardziej niż kiedykolwiek. Stopił w nim całą swą miłość do niej, a potem musiał
zrobić co do niego należało.
Wisiorek na jej szyi lekko zamigotał,
a niespełna minutę później z wód morskich wyłonił się Suasno. Jego twarz
znaczył gniew. Patrzył na Ayumu z wyrzutem mówiącym, że powinien zjawić się
wcześniej, że nie tego oczekiwał, gdy prosił go o oddanie Tamayori morzu.
Zaryzykował życiem jego siostry i teraz miał pełne prawo do gniewu, Ayumu nawet
się nim napawał, jako formą pokuty. Przecież zwlekanie było z jego strony
czystym samolubstwem, chęcią zatrzymania Nan o te kilka dni dłużej. Ona mogła
nie rozumieć konsekwencji, kiedy prosiła go o zostanie na lądzie, ale on
powinien być mądrzejszy, powinien oddać ją dużo wcześniej.
Teraz delikatnie zanurzył Nan w
wodzie; dziewczyna patrzyła na niego przez cały ten czas, a, chociaż jakaś
część jej wnętrza dryfowała głęboko w odmętach braku świadomości, to spoglądała
na niego w taki sposób, jakby się żegnała.
Oboje się żegnali. To był dla nich
nieuchronny koniec.
Wypuścił ją z objęć z lekkim wahaniem.
Szarpnęła nim nieuzasadniona obawa, że Nan utopi się w morzu, jednak uspokoił
się na widok stanowczego spojrzenia jej brata.
Woda pochłonęła dziewczynę w całości,
pozwalając, by przez chwile zanurzała się w niej coraz bardziej i bardziej, ale
nagle zatrzymała się i nieprzytomna otoczyła się pianą. Buzująca, jak w
wysokiej temperaturze woda całkowicie zasłoniła jej widok, a kiedy uspokoiła
się, Nan przemieniła się w Tamayori. Zamiast nóg miała piękny, fioletowy ogon zakończony
dwu-skrzydłową płetwą.
Ayumu wpatrywał się w nią uporczywie,
dopóki nie otworzyła oczy i nie wciągnęła wody łapczywie do ust. Rozgarniając
fale wokół siebie, prędko wynurzyła się ponad powierzchnie, mrugając rzęsami.
— Wszystko dobrze, jesteś już
bezpieczna. — Suasno podpłynął do niej i położył na jej ramieniu krzepiącą
dłoń. Gdy tylko go zobaczyła, przywołała na usta szeroki uśmiech szczęścia i z
piskiem rzuciła mu się na szyję.
— Suasno! Na wszystkie oceany świata,
jak cudownie cię widzieć! — Prawie zapłakała z tej radości.
Ściskali się i obejmowali, jak
przystało na długo rozdzielone rodzeństwo, które zmagało się z
niebezpieczeństwem. Ayumu przyglądał się im w milczeniu, samemu nie wiedząc, co
z sobą począć.
Nagle Tamayori zastygła i spojrzała na
brata z lękiem.
— Co z Shino? Udało nam się?
— Został pokonany. — Suasno skinął
głową. — Już nie musisz się obawiać. Jesteś bezpieczna.
— Ale jak?
— Życie zawdzięczasz temu mężczyźnie —
Mówiąc to, wskazał palcem ponad jej ramieniem. Dopiero wtedy odwróciła się
gwałtownie, obdarzając Ayumu zaskoczonym spojrzeniem.
Patrzyli na siebie długą chwile. Ona
nic nie rozumiejąc, on z bólem w oczach. W końcu oderwała się od ramion brata i
podpłynęła do krawędzi łódki, zaczepiając o nią palce.
— To prawda? Pokonałeś dla mnie Shino?
— spytała cicho.
Omal się nie rozpłakał, gdy to
usłyszał. Tłumiąc w sobie emocje, kiwnął głową. Żadne słowa jakoś nie wydobyły
się z jego ust.
Zdziwienie pogłębiło się na twarzy
dziewczyny, a po chwili uśmiechnęła się przepraszająco.
— Bardzo mi przykro, ale… nic nie
pamiętam. — Pokręciła głową. — Pewnie o tym wiesz, skoro jesteś tu ze mną i
oglądasz mój ogon. Żaden ze śmiertelników do tej pory tego nie robił.
Gdy i tym razem nie odpowiedział,
zamierzała odpłynąć, ale, wtedy złapał ją mimowolnie za nadgarstek i drżąc z
rozpaczy, wpatrywał się w nią błagalnie.
Tamayori nie rozumiejąc jego
zachowania, spojrzała pytająco na brata, ale i on nie uraczył jej odpowiedzią.
Odwrócił tylko wzrok, jakby to wszystko było za trudne do opowiedzenia.
Wtedy Ayumu odezwał się po raz
pierwszy.
— Proszę…
— O co? — Wzruszyła ramionami,
odczuwając nagle dziwny ucisk w sercu.
— Daj mi od czasu do czasu znak, że u
ciebie wszystko dobrze. Nie będę w stanie żyć nie wiedząc, czy jesteś
bezpieczna. — Głos mu drżał, gdy to mówił i Tamayori zrozumiała, że mężczyzna
cierpi.
Świadoma, że zawdzięcza mu życie,
poczuła wyrzuty sumienia, iż nic nie pamięta, że nie może podziękować mu, jak
należy. Wtedy wolną ręką odpięła z szyi łańcuszek z różowym kamieniem i podała
go jemu.
— Weź — powiedziała troskliwie. — Mamy
takich wiele. Łączą się one ze sobą. Każdego wieczoru w okresie pełni księżyca
dam ci znać, że u mnie dobrze. Wtedy kamień zaświeci się, a podobne światło
ujrzysz na morzu. To będzie znak ode mnie, zgoda? — Nie chciała, by cierpiał,
toteż w przypływie sympatii do niego, pragnęła to złe uczucie ukrócić.
Z wdzięcznością przyjął od niej
prezent. Oswobadzając jej rękę, przycisnął wisiorek do piersi i kiwnął głową.
— Dziękuje.
Tamayori przypatrywała mu się
ciekawsko, próbując wyłonić jakiekolwiek wspomnienia z lądu, patrzyła na jego
twarzy, badała rysy, próbowała zrozumieć, co się tam wydarzyło, ale nie
pamiętała. Cieszyła się, że wróciła do morza, że Shino odszedł, a ona jest
bezpieczna. Że może cieszyć się z obecności brata. Ayumu zaś był obcym
śmiertelnikiem, wobec, którego czuła jedynie wdzięczność za okazaną dobroć,
ale, z jakiegoś powodu wiedziała, że powinna czuć coś więcej. Niestety, nie
czuła. Cokolwiek ją z nim łączyło, odeszło,… zginęło w morzu.
***
Nie mógł trwać na morzu w
nieskończoność, toteż w południe był już na lądzie. Rozbity na drobne
kawałeczki nie wiedział, co się z nim dzieje, w którym momencie i jakim
sposobem znalazł się w domu, na kanapie, z pilotem w ręce, ale bez włączonego
telewizora.
Dom był cichy, pusty, zimny. Bez Nan
nic nie było takie same. Przyzwyczaił się do jej śmiechu, odgłosu stóp
łomoczących pośpiesznie na schodach, tego, że wychylała się z każdego zakamarka
niespodziewanie i piszczała z uciechy, najczęściej z błahych powodów.
Chciał, żeby jeszcze chodź raz rzuciła
mu się na szyje i przyciskając mocno policzek do jego twarzy mówiła z
prędkością wystrzału karabinowego, a on śmiejąc się, prosiłby ją, żeby trochę
zwolniła, bo nic a nic nie rozumie.
Teraz dom był martwy. Jedynie Wodnik
cały czas skomlał i położył mu pysk na kolanie, wpatrując się w niego ze
smutkiem.
Gdy ruszył do sypialni odnalazł tam
jej ubrania, całe stosy, zarówno te od Sakue, od doktora i te, które sam jej
kupił. Pachniały nią.
Niczym we śnie popakował je wszystkie
do pudeł, które znalazł na strychu, spakował wszystko , co należało do Nan,
jakby to miało pomóc mu uporać się z jej stratą. Podobnie zachowywał się po
śmierci Marie, tym razem jednak przysiągł sobie nie pogrążyć się w rozpaczy.
Drugi raz nie pozwoli, aby smutek zepchnął go na dno człowieczeństwa. Musiał
odbudować swoje życie, a, chociaż Nan odeszła, pozostawiła w nim siłę, by
budować przyszłość.
Na szyi kołysał mu się zaś przepiękny,
różowy kamień – był niczym kotwica, która łączyła go z Nan. Był pewien, że
cokolwiek miało się jeszcze wydarzyć, nikt nigdy nie zajmie miejsca w jego
sercu, które należało do niej.
Tylko do niej.
......................................................
Oto ostatni rozdział "Serca Morza", ale dla niepocieszonych mam jeszcze epilog, który zamierzam opublikować w niedługim czasie, gdyż jest za krótki, aby pełnić rolę tygodniowej notki. Jak się wam podobało? Zakończenie smutne, ja wiem, ale od początku wiedziałam, że tak to się zakończy i uważam, że bez takiego obrotu spraw opowiadanie byłoby zbyt naiwne.
Epilog powinien nieco poprawić wam humor, dlatego wyczekujcie go :) Jest o wiele pozytywniejszy, dlatego warto go przeczytać.
Jak się wam podobało to opowiadanie tak ogólnie, w całości? Ja uważam, że nie wyszło najgorzej, chociaż wiadomo, że wszystko, każdą rzecz można zawsze lepiej dopracować. W przypadku SM też, ale wyszło jak wyszło. Może czasami niedoskonale, czasami gorzej, czasami lepiej, ale powstała pewna historia, która w moim sercu ma duży sentyment i myślę, że jest lepsza od "Romeo w galanach", bo tamto wyszło mi nieco chaotycznie.
Dobra, nie rozpisuje się! Do epilogu kochani, a potem do nowego opowiadania, które już możecie znaleźć w linkach! Pozdrawiam! :*
PS:Musiałam zmienić ten szablon, przepraszam was za to, ale poprzedni niestety nie funkcjonował, jak należy :D
PS:Musiałam zmienić ten szablon, przepraszam was za to, ale poprzedni niestety nie funkcjonował, jak należy :D
Tak. Smutno mi. Nawet bardzo smutno. Smutno. Smutno. Smutno.
OdpowiedzUsuńAle w życiu też nie wszystko kończy się dobrze, dlatego w pewnym sensie jestem wdzięczna za takie zakończenie.
I jeszcze ten epilog, który ma być nieco bardziej optymistyczny. Czekam z niecierpliwością! :)
I nowej historii również doczekać się już nie mogę!
O, teraz widzę szablon! Jest przepiękny *_________*. Jutro wrócę z komentarzem <3.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się przy tym rozdziale. Jest taki smutny ;(.
UsuńNie dziwię się, że Nan w jakimś stopniu poczuła się oszukana przez Ayumu. W końcu obiecywał jej, że będzie mogła zostać z nim na zawsze. Że zawsze będą razem i wspólnie się zestarzeją. Skąd jednak mógł wiedzieć, że los ponownie się od niego odwróci? Sama na miejscu naszej bohaterki chciałabym całym sercem zostać przy Ayumu. Nawet jeśli wiązałoby się to ze śmiercią. Pokochała go całym sercem i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Doskonale ją rozumiem. Tak samo jak rozumiem Ayumu, który, choć wolałby żeby Nan została z nim, nie mógł pozwolić, by umarła. Nigdy by sobie tego nie wybaczył! Zrobił dla niej to, co mógł. Był z nią tak długo, jak się dało...
Moment, gdy Ayumu wypuścił Nan do morza, a ta ostatkiem sił błagała, by tego nie robił złamał moje serce. Tak samo jak chwila, gdy Nan już jako Tamayori przytuliła się do brata, który powiedział, że zawdzięczała życie Ayumu. Ona naprawdę go nie pamiętała... Z pewnością nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo cierpiał, gdy ukochana patrzyła na niego jak na kogoś obcego. Tak bardzo ją kochał... Dlaczego los musi być dla niego taki okrutny?! To tak cholernie niesprawiedliwe :(.
Nan dała Ayumu łańcuszek... Jest kochana nawet w chwili, gdy go nie pamięta. Cieszę się, ponieważ dzięki tej rzeczy, Ayumu zawsze będzie czuł, jakby była blisko niego. Cieszę się, że nasza bohaterka tak bardzo go zmieniła. Choć teraz cierpi nie chce ponownie stoczyć się na dno. A co do tego, że już nigdy więcej nie wpuści nikogo do swojego serca - ja to wiem. Za bardzo pokochał Nan, by mógł pozwolić, żeby ktoś zajął jej miejsce.
Jestem strasznie niepocieszona faktem, że moje ukochane opowiadanie już się kończy. W dodatku jest tak smutno! :(. Opisałaś jednak wszystko tak perfekcyjnie, że aż brak mi słów. Naprawdę. Przepiękna historia. Najlepsza jak do tej pory z tych, które czytałam z Twoich dłoni :).
No nic. Teraz pozostaje mi czekać na epilog. Pozdrawiam serdecznie <3.
Siostra się ze mnie śmieje bo ryczę. co za współczucie z jej strony... normalnie czułam, że nie wytrzymam, gdy przeczytam ten rozdział. i tak jak się spodziewałam płakałam przez jego większość. ukłon dla ciebie, że doprowadziłaś mnie do takich emocji! to trzeba mieć naprawdę talent!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ayuma tak postąpił, że nie pozwolił jej umrzeć. musiała to być trudne. na pewno. nawet dla takiej czytelniczki jak ja. nie wiem, co ma się pojawić w epilogu, ale mam pełno teorii.
Moim zdaniem całe opowiadanie, które stworzyłaś, wyszło Ci przepięknie. nie wiem jak by to inaczej określić. a końcówka jest na pewno zaskoczeniem, ale pasuje do całości^^
No cóż, pozostaje mi czekać na epilog i nowe opowiadanie.
Życzę weny!
W sumie po ostatnim rozdziale spodziewałam się takiego zakończenia opowiadania, wiedziałam, że chcąc nie chcąc Ayumu będzie musiał dać jej odejść, by mogła żyć. Mimo wszystko jest mi szkoda, bo po pierwsze musieli się rozstać, a tworzyli naprawdę cudowną parę, a po drugie to koniec opowiadania :c naprawdę mi się podobało, chociaż podchodziłam do tego z niemałym dystansem, w końcu syreny nie istnieją (chociaż ostatnio na Animal Planet coś leciało o syrenach i tam uważali, że one jednak żyją w morzach lol), dlatego obawiałam sie, jak to wyjdzie w całości. Muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskakiwałaś w każdym rozdziale. Ayumu z oschłego i zimnego drania stał sie oddanym partnerem i przyjacielem, o jakim można pomarzyć, a znów Nan była do końca taką niewinną istotką... Cudowne i już tęsknię za nim! Czekam na epilog oraz nowe opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńNo wiesz co? Przeczuwałam, że zakończenie będzie smutne i nawet się na to przygotowałam, jednak to nic nie dało. Końcówka była tak smutna, że uroniłam łzę, mimo, że próbowałam być twarda. Naprawdę pięknie oddałaś te emocje. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Ayumu. Tak bardzo mi go szkoda. Najpierw stracił Marie,a teraz musiał pozwolić odejść Nan.. To musiało być dla niego bardzo trudne. ;(
Opowiadanie zapadnie w mojej pamięci na bardzo długi czas. Szkoda, że to już koniec.. Ale przed nami jeszcze epilog, no i szykujesz nowe opowiadanie na które już się nie mogę doczekać.
Pozdrawiam! :)
Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale totalnie brak mi czasu na cokolwiek.
OdpowiedzUsuńKurcze, zupełnie nie spodziewałam się, że tak się sprawy potoczą. w końcu wszystko wydawało się takie dobre, że nic nie było w stanie zakłócić ich szczęścia. A tutaj taka niespodzianka.
Nikomu nie życzę, by musiał stanąć kiedyś w takiej sytuacji i wybrać pomiędzy życiem a miłością i szczęściem. Wiadomo, że Ayumu bardzo kochał Nanę, chciał z nią być, ale jej życie okazało się dla niego o wiele bardziej cenniejsze niż własne szczęście. Chociaż łamało mu się serce, nie mógł postąpić inaczej. Dziewczyna również nie chciała wracać do morza, wolała umrzeć przy boku ukochanego, ale stało się zupełnie inaczej. Czy lepiej? Trudno jest mi to powiedzieć, naprawdę. W każdej sytuacji są jakieś dobre strony i mam nadzieję, że epilog będzie tak pozytywny, jak napisałaś. Oby Ayumu ułożył sobie życie, chociaż nigdy tak naprawdę nie zapomni o Nan.