Zapadł wieczór i małe Oshanshiti
wyglądało przecudownie. Cienie budynków silnie kontrastowały z mieniącymi się,
pomarańczowymi odbiciami promieni słońca, które widniały w oknach lub dachach.
Ulice z wolna zamierały, stragany
znikały jeden za drugim, by dopiero jutro znów rozwinąć skrzydła, a sklepy
zamykano na klucz.
Ponad dzielnicami i osiedlami
rozpościerało się niebo pełne różowych chmur, z pomiędzy których wyłaniały się
pierwsze gwiazdy. Ktoś właśnie z prędkością światła przemknął ulicą na rowerze,
zostawiając po sobie jedynie silny podmuch i zanikający dźwięk dzwonka.
Ayumu Takano także zbierał się do
wyjścia; uśmiechnął się, gdy przy stoliku z parasolką nie zastał siedzących
kobiet. Jeszcze rano rzucały ku jego sklepowi ukradkowe spojrzenia w nadziei,
że tego nie zauważy. Ale wiedział, że rozmawiają o nim. Zresztą tak było od
wielu lat.
Kiedyś rozmawiano o nim, bo wiódł
żywot nie bardziej znaczący od nędznego robaka na drodze, teraz zaś dostarczał
im dość tematów, by mogły dyskutować o jego wielkim przebudzeniu do życia i
Nan, która zniknęła z ich miasteczka nagle i bez ostrzeżenia.
Nawet on łapał się czasami na tym, że
wymawiał jej imię, chociaż nigdzie w pobliżu nie uświadczyłby obecności dawnej
miłości. Minął rok, a on wciąż przywoływał jej oblicze do swych myśli,
wspominał ją z uśmiechem i przede wszystkim, nigdy nie przestał jej kochać.
Teraz pozostał mu po niej tylko obraz.
Pogładził jego ramy i lekko poprawił, tak, by mógł nienagannie trwać za
sklepową witryną i spoglądać na ulicę. Uśmiech Nan zastygnięty na płótnie wraz
z roześmianym spojrzeniem.
Marie mawiała, że obrazy zatrzymują
teraźniejszość i miała racje. Obraz miał wyjątkową aurę i zawsze budził tak
samo silne zainteresowanie.
Pozamykawszy wszystko na ostatni
zamek, wsiadł w samochód i ruszył w stronę domu.
Wielce się zdziwił, gdy na werandzie
zobaczył siedzącą Sakuę. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, lekko bujając się
na ogrodowej huśtawce. Wodnik merdał ogonem przy jej nodze, witając pana
radosnym szczekaniem.
Zatrzaskując auto, wspiął się do niej
po schodach, ściskając serdecznie. Wciąż utrzymywał kontakty z przyjaciółmi,
chociaż ostatnio doktor cierpiał na chroniczny brak czasu. Nie tylko z powodu
lekarskich obowiązków, ale ponieważ urodziła mu się córka, dla której
całkowicie stracił głowę.
Sakue zaś zjawiała się często i bez
zapowiedzi, a on łapał się na tym, że bardzo te wizyty lubił.
Po odejściu Nan musiał się srogo
tłumaczyć nie tylko przyjaciołom, ale także policji. Miał wrażenie, że
przesłuchania i wezwania na komendę nigdy nie ustaną. Funkcjonariusze zdawali
się nie wierzyć w historyjkę, jakoby pewnego dnia w domu Ayumu zjawili się
prawdziwi krewni dziewczyny i tak po prostu ją zabrali. Dziwili się, że pierwej
nie zgłosili się oni do nich. Przecież nie można było oddać jej byle komu, bez
wcześniejszego sprawdzenia z kim ma się do czynienia. Mało to porywaczy?
Handlarzy organów lub wywózek w celu prostytucji?
Ich zdaniem Aymu postąpił pochopnie i
nie omieszkali mu tego powiedzieć, ale on zdawał się niewiele robić z tych
komentarzy. W końcu dali mu spokój, a Nan jawiła się już tylko i wyłącznie jako
miła do słuchania legenda.
„Wiecie,
kiedyś w naszym miasteczku pojawiła się pewna dziewczyna. Morze wyrzuciło ją na
brzeg tego wieczoru, kiedy szalał najstraszniejszy tajfun w ciągu ostatnich
pięćdziesięciu lat. Niczego nie pamiętała o sobie, a przygarnął ją człowiek,
którego nikt w miasteczku nie lubił. Posłuchajcie, to niezwykła opowieść…”
I tak rozprawiali wśród znajomych,
turystów bądź dzieciom, a wszyscy słuchali chętnie i przekazywali opowieść dalej.
Tyle, że nie wszyscy wierzyli w jej prawdziwość. Dla niektórych Nan była
wymysłem, zwłaszcza dla tych, co nigdy w miasteczku nie mieszkali.
Ale Nan żyła nadal w sercu Ayumu i
jego przyjaciół, szczególnie Sakue, która tylko raz zapytała o naszyjnik, nie
robiąc żadnych uwag, gdy dowiedziała, że dziewczyna przekazała go Ayumu, a ten
nie zamierza go oddawać.
Teraz siedzieli razem, uwielbiając spędzać
wieczory w ciszy. Czasami dochodziło do tego, że nie rozmawiali wcale.
Dzisiaj jednak Sakue odezwała się.
— Minął już rok, Ayumu. Oddałeś swe
serce dwóm kobietom, których nie mogłeś zatrzymać. Czy oddasz je komuś po raz
trzeci?
Uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem.
Wpatrując się w falujące morze, nie umiał odpowiedzieć od razu.
— Różnica między Marie a Nan jest
taka, że Marie pozbawiła mnie serca, zabierając je ze sobą. Nan natomiast
zwróciła mi je jeszcze piękniejsze. Myślę zatem, że owszem, kiedyś komuś je
oddam. — Potem spojrzał na Sakue z delikatną czułością, ujmując jej dłoń. — Nie
rezygnuj, Sakue. Cieszę się, że tu jesteś.
Zamrugała rzęsami, powstrzymując
wzruszenie radości. Potem przytaknęła nieznacznie.
— Będę na ciebie czekać cierpliwie, obiecuje.
Siedzieli tak dłuższą chwilę, gdy
niespodziewanie na morzu mrugnął do nich blask białego światła, a z pomiędzy
chmur wyłoniła się pełna tarcza księżyca.
— Hej! Widziałeś to! — Sakue oderwała
się od oparcia i wskazała palcem w kierunku morza, śmiejąc się z zachwytem. —
To niesamowite! Było takie jasne, prawda? Ciekawe co to takiego. Może statek?
Podczas gdy ona snuła swe domysły,
Ayumu dyskretnie sięgnął po wisiorek, z uśmiechem dostrzegając z różowego
kamienia ostre mrugnięcie. Każdej pełni dawała mu znak, zgodnie z obietnicą.
— Tak, Sakue, może to
statek — odpowiedział, chowając wisiorek do kieszeni. Potem z zadowoleniem i
nadzieją na dobrą przyszłość, upił łyk gorącej herbaty.
****
No i mamy definitywny koniec "Serca Morza". Mam nadzieje, że epilog okazał się dużo optymistyczniejszy, chociaż wiadomo, że najlepiej by było, gdyby został z Nan :)
Podsumowanie było w poprzednim poście, więc tu nie będę się rozpisywać.
Zapraszam was na mojego nowego bloga, gdzie mam zamiar pisać historię niezwiązaną z Azją. Zobaczymy, czy starczy mi ambicji na jej ukończenie :) W każdym razie, tam odcinki powinny pojawiać się rzadziej niż tu. Pozdrawiam!
Piękne zakończenie całej historii. Oczywiście, że najlepiej byłoby, gdyby Ayumu został z Nan, ale nie wszystko kończy się kolorowo, niestety. ;)
OdpowiedzUsuńBędzie brakować mi tego opowiadania. Pocieszam się, że już niedługo pojawi się tu nowe, więc grzecznie czekam na prolog.
Pozdrawiam!
Hm, mam jedno dziwne "ale"... Bo kiedy pojawił się brat Nan i wyjaśnił Ayumu, kim ona jest, a także powiedział o tej klątwie, to wspomniał, że po powrocie do morza ona zapomni o wszystkich wspomnieniach z lądu, więc na dobrą sprawę nie mogła pamiętać złożonej Ayumu obietnicy odnośnie tego, że będzie dawała mu w taki a nie inny sposób znaki, że żyje... Czy ja już coś mieszam i źle zrozumiałam? A może ona nie celowo daje znaki tylko po prostu światło odbija się w takiej a nie innej chwili...? Omo, wiem, czepiam się, ale już ostatnio miałam o to zapytać :d co do zakończenia opowiadania, to podoba mi się, nie jest naciągane, a daje nadzieję na to, że jednak Sakue i Ayumu może kiedyś stworzą szczęśliwą parę, a nawet jeśli nie, to mimo wszystko mają siebie nawzajem, więc jednocześnie są szczęśliwi :)
OdpowiedzUsuńW poprzednim rozdziale jest, mam nadzieje wyraźnie napisane, że Ayumu poprosił Nan o to, by dawała mu znak, że żyje już w chwili, gdy ona była Tamayori i go nie pamiętała, a więc obietnice złożyła będą syreną, czy lepiej określając bóstwem morskim :) Gdyby było inaczej, Nan nawet nie miałaby siły składać obietnice, bo była na krawędzi śmierci, a siły odzyskała natychmiast po powrocie do morza :D Tamayori nie pamięta kim jest Ayumu, ale domyśla się, że wiele mu zawdzięcza, toteż zgodziła się dawać mu znaki, że u niej wszystko dobrze. To wszystko jest w poprzednim rozdziale napisane :D:D Naprawdę :)
UsuńJeju, to przepraszam :C widać, jak myślałam i skupiałam się na czytaniu poprzedniego rozdziału, ale to wszystko przez sesję i fakt, że czekałam wtedy na wyniki z ostatniego egzaminu :c jeszcze raz sorry za moje roztargnienie :c
UsuńNie ma za co :) Wiem, jak to jest czytać z roztargnieniem, ja mam np. problem z imionami bohaterów, nigdy nie mogę spamiętać kto jak się nazywa w opowiadaniach, hah :D
UsuńMam tylko jedno do powiedzenia: dziękuję!
OdpowiedzUsuńTo była naprawdę piękna historia, zakończona wcale nie banalnie, co dodało jej pewnego uroku! Było świetnie i już nie mogę doczekać się czegoś nowego.
Pędzę na tego drugiego bloga! :)
Piękne zakończenie. owszem wszyscy pewnie byśmy woleli powrót Nan, ale to i tak jest o wiele lepsze niż przepuszczałam. każdy może sam dopowiedzieć sobie dalsza część historii. to jest piękne.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na rozpoczęcie nowego opowiadania ;)
Tak jak mówiłaś - zakończenie bardziej pozytywne niż rozdział ostatni, co mnie bardzo cieszy. Chociaż i tak trochę jest mi przykro z powodu tego, co stało się z miłością Ayumu i Nan. To była naprawdę wspaniała i wyjątkowa historia, którą na pewno zapamiętam na długo, chociaż śledzę losy bohaterów w zasadzie od niedawna. Wierzę, że Ayumu odnajdzie szczęście, którym być może będzie dla niego Sakue? Tego już się nie dowiemy, ale zawsze warto dopowiedzieć sobie coś od siebie. Wspaniała historia, naprawdę i cieszę się, że mogłam tutaj być. Teraz czas na coś nowego, zaraz zaglądnę. Pozdrawiam! :) xx
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że to już koniec. To opowiadanie było takie cudowne!
OdpowiedzUsuńNan naprawdę całkowicie zapomniała o Ayumu i żyła swoim życiem w morzu, podczas gdy on ciągle o niej myśli. To słodkie, że obraz z wizerunkiem Nan i jej naszyjnik zawsze będą mu o niej przypominać.
Cieszę się, że policja w końcu przestała przesłuchiwać Ayumu, jednak nie dziwię się, że postać Nan stała się legendą tego niewielkiego miasteczka. Jestem zaskoczona postawą Sakue i faktu, że Ayumu dał jej nadzieję na to, iż może kiedyś otworzy przed nią swoje serce. Jestem w szoku, naprawdę. Ale kto wie może w przyszłości im się ułoży i Sakue da Ayumu szczęście nigdzie nie odchodząc? Byłoby cudownie.
Dziękuję Ci za stworzenie tak wspaniałej historii <3. "Serce morza" na pewno pozostanie w moim sercu na bardzo, bardzo długo! Tymczasem czekam na nową historię <3.