1/15.Złe miejsce, zły czas.


Mając nóż w dłoni, była pewna, że lada chwila zwymiotuje. Poprzypinana pinezkami żaba na miedzianej tacce wciąż żyła i spoglądała na nią ze strachem. Okamoto Hana nie mogła jej tak po prostu rozciąć.
— Co ty wyprawiasz? — Usłyszała szept przyjaciółki tuż przy uchu.
Li Maiko nachylała się nad ramieniem Hany ze zdenerwowaniem w spojrzeniu. Przydługawa, brązowa grzywka praktycznie zachodziła dziewczynie na oczy, a słodkie tęczówki w kolorze mlecznej czekolady ciskały ostrzegawcze gromy.
Przecież ani jedna ani druga nie chciała narazić się na gniew Sensei Hashimoto, a ten bez wątpienia należał do tych nauczycieli, których żaden z uczniów nie miał śmiałości zdenerwować, a nic nie przyprawiało go o taki wzrost ciśnienia, jak właśnie niekompetencja na lekcji.
Kiedy więc Hana stała bezradnie nad biednym płazem, nie zdolna wyrządzić mu najmniejszej krzywdy, narażała się srodze na reprymendę Hashimoto, która mogła zaowocować nawet obniżeniem stopnia. Nie był to bowiem człowiek zdolny do współczucia nad gatunkami niższymi od własnego; wychodził głównie z założenia, że nie ma takich czynów, jakich należy unikać, jeżeli w grę wchodzi poszerzenie wiedzy. 
— N-nie wiem, ja nie mogę — wyszeptała, prawie jęknąwszy. Hana poczuła, jak na czoło wstępują jej pierwsze krople potu, a ustach pogłębiała się suchość.
Dyskretnie rozejrzała się po sali. Najwyraźniej była jedyną oporną, bowiem reszta uczniów trwała pogrążona w pracy, badając organy nieszczęsnych żab. I co z tego, że wcześniej zostały znieczulone oraz ogłupione? Hana nie potrafiła użyć noża i koniec kropka. Niszczenie czyjegokolwiek życia, nawet zwykłej żaby, uważała za coś szczególnie okrutnego.
Nagle Sensei Hashimoto zmierzył ją czujnym spojrzeniem, jakby wczuwszy, że to właśnie w niej znajdzie kogoś godnego wyładowania emocji. Z karcenia uczniów czerpał wielką satysfakcje, mając poczucie, że przyczynia się to kształtowania charakterów młodego pokolenia. Fakt, że dyscyplina, jaka rozszerzała się pod wpływem jego osoby wynikała tylko i wyłącznie ze strachu, nie miała dla mężczyzny znaczenia.
Hana spuściła prędko wzrok, udając, że porusza rękoma; tak naprawdę jednak lawirowała nożem nad ciałem bezbronnej żaby i modliła się, aby ktokolwiek lub cokolwiek zdołało ją wybawić.
Nic z tego, Hashimoto zaczął podążać w jej stronę wyważonym krokiem. Nie śpieszył się, pozornie zdawał się rozglądać niedbale po uczniach, jednak wiedziała, że w końcu dotrze do niej z przeczuciem, że nie wywiązała się z obowiązków.
Poczuła, jak łokieć Maiko boleśnie wbija się jej w żebro. Stłumiła syk niezadowolenia i przystawiła ostrze noża do zielonkawej skóry płaza.
Rozetnij, po prostu rozetnij…
Nie ważne ile razy to sobie powtarzała, nie potrafiła zrobić nic więcej nad użalaniem się nad żabą i przeklinaniem własnego losu, który lada chwila zostanie wywrócony do górny nogami pod wpływem krzyku nauczyciela.
Wtedy czyjaś silna dłoń znalazła się na jej własnej i przejęła nad nią kontrolę. W jednej chwili nóż trzymany w palcach Hany zrobił perfekcyjne nacięcie wzdłuż tułowia żaby, jakby mierzony od linijki. Niestety ruch okazał się i tak zbyt gwałtowny, bo mieszanka krwi i żabich flaków obryzgała twarzy dziewczyny, która skrzywiła się z obrzydzenia i szoku.
Nie mogąc uwierzyć w to, że właśnie zadała cierpienie bezbronnej istocie, zamiast wdzięczności poczuła silny gniew.
— Kto ci pozwolił? — syknęła w stronę chłopaka, stojącego przy jej prawym ranieniu; przy lewym stała Maiko, której twarz również wyrażała zdziwienie.
Asakura Narumie wzruszył ramionami. Nic nie wskazywało w jego zachowaniu na to, że odczuwa skruchę czy współczucie nad losem bezbronnej żaby.
Tymczasem, Hana zaczerwieniła się ze złości, mając wrażenie, że za chwile weźmie sprawy w swoje ręce i udusi delikwenta w ramach zemsty.
Szybko jednak uspokoiła się, gdy padł na nią cień Hashimoto. Mężczyzna zmierzył ją od stóp do głów, unosząc brwi, gdy spojrzał na twarz uczennicy.
— Okamoto, wytrzyj się, zanim ubrudzisz sobie mundurek. — Ze zgorszeniem wpatrywał się w spływającą po policzku dziewczyny krew.
Hana spełniła polecenie nieco nerwowym ruchem, jakby chciała sobie chusteczką zedrzeć skórę z twarzy.
Narumie w tym czasie dla zabawy rozbebeszał dalej własną żabę.

***

— Za kogo on się uważa?! Sadysta jeden! — Hana z furią zbiegła po szkolnych schodach, a Maiko z trudem za nią nadążała.
Echo ich kroków niosło się szeroko daleko po placówce, zaś stojący im na przeszkodzie uczniowie, czym prędzej usuwali się z drogi.
— Uspokój się! Narumie uratował ci skórę. Gdyby nie on, Hashimoto obniżyłby ci ocenę. Wiesz, że jest do tego zdolny! — Sapnęła koleżanka, gdy wreszcie znalazły się na parterze.
— Nie dbam o to! — Hana zatrzymała się i raptownie odwróciła w stronę przyjaciółki. Wzburzenie kipiało z jej ciała jak wrzątek z czajnika.
— Naprawdę? — Maiko poprawiła ciężką torbę na ramieniu. — Sama sto razy mi mówiłaś, jakiego masz ojca. Nie bez powodu tyle się uczysz. Jedna, głupia żaba i wpadłabyś w kłopoty.
Hana wydała z ust ciężkie westchnienie, wciąż urażona na ostatnie wydarzenia. Odgarnęła z twarzy błąkające się pasmo włosów, budząc w sobie spokój. Maiko miała racje. Narumie uratował jej skórę, ale to nie oznacza, że postąpił słusznie. Wciąż miała przed oczami moment, jak bez skrupułów zmusza ją, by rozcięła żabie brzuch. Odniosła wrażenie, jakby posługiwał się nożem od niemowlęctwa.
Na samą myśl o tym, poczuła mdłości.
— Może to prawda, ale zachował się jak morderca — powiedziała stanowczo, krzyżując ramiona.
— Narumie od zawsze był dziwny. — Maiko ze śmiechem machnęła ręką. — Z nikim się nie przyjaźni, oprócz tej swojej Amiki. Chociaż jest od niego starsza, wszyscy wiedzą, że oni ze sobą sypiają.
Hana spojrzała na przyjaciółkę z oburzeniem.
— Serio? Naszło cię na plotkowanie właśnie teraz, gdy zmusił mnie do morderstwa?
— Przesadzasz. — Maiko wywróciła oczami. — Moim zdaniem to było super. Zachował się jak facet.
— I mówi to osoba, która każdego dnia nawołuje ludzi do dbania o środowisko. — Hana sięgnęła po celny argument, który sprawił, że policzki przyjaciółki zarumieniły się.
Spuściwszy wzrok, przytaknęła.
— Masz racje, ale potrafię odróżnić dbanie o środowisko od świadomego i głupiego narażania się Hashimoto. Uwierz, gdyby ta żaba miała świadomość, jaki z niego z sadysta, sama namawiałaby cię, żebyś ją pokroiła.
Hana prychnęła, kręcąc głową. Co za hipokryzja!
Pewnie powiedziałaby, co o tym sądzi, gdyby ze schodów nie zszedł właśnie Narumie w obecności Amiki. Amika była nieprzeciętnie wysoką brunetką, o tali osy i spojrzeniu seksownej kocicy, za którą uganiało się połowę liceum. Chłopcy chcieli umówić się z nią, bo była ładna, zaś dziewczyny łaknęły jej przyjaźni, by zyskać na reputacji. Jednakże Amika od dawien dawna nie widziała nikogo poza Narumim, chociaż ten był od niej dwa lata młodszy. Razem stanowili duet, wokół którego narosło wiele plotek, a największą z nich była pogłoska, jakoby tych dwoje było ze sobą w ten szczególny sposób.
Hana nie miała na ten temat żadnego zdania. Plotki ją nie interesowały, nie obchodziło ją co robi Amika i Narumie, ponieważ miała własne życie i własne sprawy. Zresztą, chociaż chodziła z Narumim do klasy, nigdy nie nawiązała z nim żadnego kontaktu. Oboje traktowali się jak powietrze i nie czuli potrzeby tego zmieniać.
Do dzisiaj.
Tym razem Hana zmierzyła chłopaka ukradkowym spojrzeniem, dostrzegając na jego twarzy obojętność na zaloty Amiki, która co rusz uśmiechała się do niego promiennie z nadzieją, że coś tym zyska.
To ją zdziwiło. Czy Narumie naprawdę nie czerpał satysfakcji z faktu, że ugania się za nim dziewczyna taka ładna i do tego starsza? Może te plotki były wyssane z palca? W takim razie, skoro był obojętny wobec Amiki, czemu się z nią zadawał?
— Fajne buty. — Usłyszała wzgardliwe słowa ze strony Amiki, która zauważyła spojrzenie dziewczyny i uśmiechnęła się krzywo.
Hana zacisnęła usta w wąską kreskę. Faktycznie buty zasługiwały na uwagę, gdyż były granatowe z pomarańczową podeszwą, ale jeżeli komuś nie przypadło takie zestawienie kolorów do gustu, nie miał prawa jej otwarcie krytykować. Zwłaszcza ci, których nie znała.
Nie umiejąc odpowiedzieć sobie na wcześniejsze pytania oraz nie mając wpływu na charakter Amiki, wyszła wraz z Maiko przed budynek szkoły. Lekcje dobiegły już końca, a nad Osaką wybiło późne popołudnie. Na placu tłoczyli się jeszcze inni uczniowie, prowadząc ze sobą ostatnie tego dnia rozmowy i przekomarzania.
Wtedy poczuła, jak ktoś łapie ją za ramie, a potem rozbrzmiał wesoły śmiech.
— Ichiro! — zawołała z zaskoczeniem na widok przyjaciela. Kato Ichiro był niewysokim, chudziutkim chłopakiem, rówieśnikiem i jednocześnie kolegą Hany i Maiko. Zawsze nosił nienagannie wyprasowany mundurek z czerwonym krawatem, a do jego najbardziej rozpoznawalnych nawyków zaliczało się nieustanne poprawianie okrągłych okularów na nosie. Małe oczka miał zawsze rozbiegane i roześmiane, jakby nic na ziemi nie zdołało zepsuć jego humoru, a wracając ze szkoły, uwielbiał wymachiwać swoją teczką. Czarne włosy od dziecka miał zaczesywane na prawy bok, w stylu grzecznego chłopca i taki też był. Grzeczny i trochę nieporadny, zwłaszcza w kontaktach z płcią przeciwną.
— Hano, przyjmiesz ode mnie ten skromny bukiecik kwiatów? — zapytał rozanielonym głosem, wymachując przed twarzą dziewczyny fioletowymi astrami.
Uniosła z zażenowaniem brwi. Od roku Ichiro czynił jej względy, jakby była ostatnią kobietą na ziemi. Lubiła go, ale bez wątpienia nie kochała. Zatem nie wiedziała, jak wybrnąć z tej sytuacji nie raniąc uczuć chłopaka. Zwłaszcza, że nie rozumiał ani jednej z dyskretnych aluzji odrzucających, jakich na nim próbowała.
Na szczęście miała Maiko.
Przyjaciółka odciągnęła ją brutalnie na bok, wpatrując się w Ichiro ze złością równej siłą gniewowi samego boga śmierci. Gdyby tylko było to możliwe, z jej uszu trysnęłyby ogniste pioruny.
Bez ceregieli i współczucia, przysadziła chłopakowi teczką w głowę z takim impetem, że nie pozostało mu już nic, jak tylko wrzasnąć boleśnie.
— Aj! Aj! Za co!? — zaskomlał, rozmasowując tył czaski.
— Jeszcze się będziesz pytał za co! — Maiko groźnie zamierzyła kolejny atak, ale nie wcieliła go w czyn, gdyż chłopak potulnie się wycofał.
— Co z ciebie za kobieta? Raczej jakiś tyran! — jęknął z urazą.
— Dawaj mi te kwiatki! — zażądała, wyciągając rękę.
Hana omal nie parsknęła śmiechem. Podejrzewała, że Maiko w skrytości ducha podkochuje się w Ichiro, ale oboje jakoś rozmijali się w tym wszystkim. On, ponieważ startował nie do tej dziewczyny co trzeba, ona, ponieważ nie umiała powiedzieć mu o swoich uczuciach. Gdyby kiedyś się zeszli, tworzyliby przedziwną, ale uroczą parę.
Ichiro nie mając wyjścia, z miną męczennika, oddał dziewczynie kwiaty, trzymając się od niej na spory dystans.
— Ja będę lecieć — odezwała się Hana, gdy Maiko z zadowoleniem wsadziła nos w fioletowe astry i zaciągnęła się ich zapachem. — Lekcje gry na pianinie czekają.
Maiko westchnęła.
— Naprawdę cię podziwiam. Przecież ty nienawidzisz instrumentów.
— No cóż. — Uśmiechnęła się nieznacznie. — Ojciec uważa, że ludzie, który mają kontakt z muzyką są mniej skłonni do zachowań przestępczych.
Mówiąc to, pomachała im i oddaliła się w kierunku metra, którym od wielu lat jeździła na drugi koniec Osaki, by grać na tym znienawidzonym pianinie. 

***

— Skrzypce, serio? — Narumie wsiadając do dużego, czarnego auta przewrócił oczami. Zatrzasnął za sobą brutalnie drzwi i skrzyżował ramiona na torsie.
Tuż obok niego siedział Kobayashi Koichi, kilka lat starszy, ale dobry przyjaciel chłopaka, a na przedzie kierowca samochodu – Asakura Tao, trzydziestoparoletni Japończyk o nieprzyjemnym spojrzeniu i długich do ramion włosach, obok niego zaś Amika, poprawiająca w lusterku makijaż.
Całe wnętrze auta wypełniała muzyka skrzypiec, dobywająca się z odtwarzacza CD.
— Muzyka pozwala mi skuteczniej wykonywać robotę. — Tao zaśmiał się ochryple, dopalając papierosa, którego końcówka żarzyła się na pomarańczowo.
— To, co tym razem? — Narumie zmrużył oczy, gdy tytoniowy dym buchnął mu w twarz.
— Łapcie — mruknął mężczyzna, rzucając na kolana Narumiego i Koichi’ego dwie, identycznie wyglądające teczki. Natomiast ich zawartość była różna. Narumie obojętnie zerknął na zdjęcie młodej, trzydziestoletniej kobiety oraz na wydrukowaną kartkę z danymi.
— Kim ona jest?
— Li Xue, aktualnie zwolniona asystentka naszego klienta. Macie zdobyć pendrive’a, w teczce jest dołączone jego zdjęcie.
— Niech zgadnę. — Amika uśmiechnęła się ironicznie do lusterka. — Chcę wydać powiązania Pana Kaede z mafią?
— Nie inaczej. — Tao rzucił niedopałek za okno i zakaszlał.
— Co z nią zrobimy? — Chciał wiedzieć Narumie, zamykając teczkę.
— Likwidujemy. — Usta Tao pokrył drobny, diaboliczny uśmieszek.
— My? — zdziwił się Narumie.
— Owszem, Koichi ma inne zadanie. Z Dziadkiem. Właśnie, mały. Zmykaj stąd. Samochód czeka na ciebie za tamtym drzewem, dla nas jesteś w tej chwili zbędny — mruknął Tao.
Chłopak kiwnął głowa, po czym pożegnawszy się z nim wyszedł. Narumi odprowadził go przenikliwym spojrzeniem, zaciskając palce na teczce.
— Dlaczego zawsze on? — zapytał ze złością. — Dziadek zawsze go faworyzuje.
— Nie zachowuj się, jak pieprzony, zazdrosny smarkacz! — Ofuknął go z oburzeniem Tao, a Amika zaśmiała się cicho, zatrzaskując puderniczkę.
— Wszyscy wiedzą, że to prawda — odezwała się słodko. — A Narumie jest sto razy skuteczniejszy od Koichiego. To on zasługuje na współpracę z Dziadkiem.
Narumie skrzywił się. Pochlebstwa dziewczyny nie robiły na nim wrażenia, ponieważ wiedział, że chcę mu się zwyczajnie przypodobać. W duchu jednak myślał podobnie.
— Właśnie dlatego Dziadek wybiera Koichiego. Ma nad nim wtedy większą pieczę i może go chronić. Narumie tego nie potrzebuje.
Chłopak z trudem zachował swoje myśli dla siebie. W tym świecie jednak tego typu cechy nie były mile widziane, toteż zachował milczenie. Nawet on z trudem znosił własną zazdrość. Wszyscy chcieli być blisko Dziadka.
— Wkraczamy do akcji za jakąś godzinę. Li, wychodzi z pracy po dwudziestej, będziemy obserwować, jasne? Dorwiemy ją koło parku, liczę, że wiesz, gdzie to jest?
Narumie kiwnął głową.
— Mogę iść z wami? — Amika zapytała błagalnie takim tonem, jakby szykowała się świetna zabawa.
Zmroziło ją spojrzenie Tao.
— Nie ma mowy! Zmiataj stąd! Już!
Przybrawszy urażony wyraz twarzy, mrugnęła coś pod nosem, ale posłusznie opuściła samochód.

***

Hana spojrzała dyskretnie na zegarek tuż po tym, jak wreszcie udało jej się dokończyć jedną z piosenek Chopina. Po mimo sześciu lat nauki, wciąż z trudem rozpoznawała nuty, a poszczególne klawisze myliły się jej pod palcami. Dziwiła się, że niektóry potrafią grać z zamkniętymi oczami.
— Sensei, mogłabym już iść? Za pięć minut mam metro — odezwała się błagalnie w stronę pulchnej nauczycielki, która za każdym razem wyglądała identycznie – jak wyjęta z minionych czasów matrona. Jej staroświeckie, konserwatywne ubrania w połączeniu z wysoko upiętym kokiem czyniły z niej paskudne monstrum.
— Dobrze, Okamoto. Jednakże z przykrością stwierdzam, że idzie ci coraz gorszej. Wciąż nie masz w sobie ducha muzyki, twoi rodzice wyrzucają pieniądze w błoto! — Ofuknęła ją, zaciskają w dłoni drewniany kijek, którym uwielbiała walić w stół, gdy była podenerwowana.
Hana nic nie odpowiedziała, jedynie pokornie skinęła głową, po czym wszyła. Oczywiście nie zapomniała o należnym kobiecie ukłonie oraz wyrazie ogromnej wdzięczności, za trud uczenia tak bezmyślnego dziecka jak ona.
Z ulgą opuściła szkołę muzyczną. Zajęcia indywidualne miała tylko raz w tygodniu i trały przeważnie trzy godziny, ale po wyjściu za każdym razem czuła się tak, jakby wyrwała się ze stuletniej niewolni, gdzie poddawano ją torturom.
Uczucie wolności smakowało po czymś takim wspaniale. Gdy zerknęła po raz drugi na zegarek śmiertelnie się przeraziła. Za pięć minut metro miało odjechać, więc zostało jej niewiele czasu.
Pod wpływem paniki przyśpieszyła kroku, modląc się, aby nie musiała wracać na piechotę taki kawał drogi.
Właśnie dobiegła do parku, gdy nadepnęła na sznurówkę i jak długa runęła na ziemie, lądując obok rządka ładnie przyciętych krzewów.
Zaklęła cicho pod nosem. Na lewym kolanie pojawiło się paskudne obicie, z którego zaczęła nieśpiesznie sączyć się krew. Zniesmaczona tym widokiem wiedziała już, że na metro nie zdąży. Zaś rozwiązana sznurówka plątała się przy bucie niczym dwa węże, nieświadoma swej winy.
— Świetnie, niech żyje moja niezdarność — westchnęła z rezygnacją i zabrała się za związywanie buta. Nie mając się już dokąd śpieszyć, sięgnęła do torby po paczkę chusteczek, by nieco wytrzeć krew z kolana. — Będę musiała poszukać apteki — powiedziała sama do siebie, marszcząc brwi, gdy w kolanie odezwało się nieprzyjemne pieczenie po kontakcie z chusteczką.
Wtedy zobaczyła jak zza rogu stacji benzynowej wyłania się jakaś kobieta. Hana nie znała jej, ale skupiła na niej uwagę, gdyż nieznajoma zdawała się przed czymś uciekać w popłochu. Tuż za nią pokazało się ciemne auto bez włączonych świateł, które z piskiem opon przecięło zakręt i wyprzedziło ją, parkując nieopodal krzewów, za którymi chowała się Hana.
Dziewczyna, wyczuwając jakąś grubszą sprawę, pośpiesznie upadła na ziemie, chcąc pozostać niewidzialna dla tego wydarzenia.
— Nie, nie, proszę. — Z ust kobiety padło ciche błaganie, ale wtedy szyba od strony kierowcy rozchyliła się, a siedzący w środku mężczyzna wyciągnął dłoń z pistoletem i wymierzył w nieznajomą.
Hana zamknęła oczy z przerażeniem, spodziewając się usłyszeć huk wystrzału, nic takiego jednak nie miało miejsca. Gdy rozchyliła powieki, zobaczyła leżące za krzewami zwłoki kobiety. Była martwa, o czym świadczyło jej puste spojrzenie oraz wbita w tętnice strzałka, najpewniej zatruta.
Strzelający do niej mężczyzna wysiadł z auta jak gdyby nic wielkiego się nie stało i uważnie rozejrzał się dookoła.
— Przeszukaj ją. — Rozkazał komuś.
Hana nie spodziewała się tego, co zaraz zobaczyła. Z samochodu wyszedł ktoś jeszcze. Wysoki chłopak z brązowymi włosami, lekko zachodzącymi mu na oczy.
Poprawił skurzaną kurtkę, a potem klęknął obok kobiety, kładąc dwa palce na jej szyi.
— Narumi? — Hana szepnęła ze zdziwieniem, a potem zasłoniła usta.
Ich spojrzenia się spotkały.



<_________________>

No i przed wami kolejne opowiadanie na tym blogu. Muszę się wam przyznać, że groziło tej historii, że nie zostanie ukończona, bowiem w pewnym momencie zwątpiłam w jej sens i cała wena gdzieś się ulotniła. Jednak zaparłam się w sobie i postanowiłam, że skończę ją pomimo wszystko, dlatego miejcie do niej dużą wyrozumiałość. Nie jest doskonała, ale powstała z wielkim trudem i siłą woli :D
Mimo wszystko, mam nadzieje, że się wam spodoba, a śledzenie historii bohaterów będą dla was ciekawe!
Piszcie, co sądzicie o "Książę z piekła rodem". :)
Pozdrawiam ciepło :***

8 komentarzy:

  1. Jakie zakończenie... Dlaczego w takim momencie? Uch. Ale wracając do początku. Ja na miejscu Hany również nie mogłabym zrobić tego tej biednej żabie. Ja nawet muchy nie potrafię skrzywdzić, ale mniejsza z tym. :D Narumie bez skrupułów zrobił nacięcie na gadzie, ale nie ma się co dziwić, skoro zajmuje się pozbywaniem ludzi? Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale na razie nie wiadomo o co w tym chodzi. Zapewne później wszystko się wyjaśni ;D
    Końcówka.. Hana przez przypadek znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie, gdy dopadli tamtą kobietę. Dlaczego oni to robią? No i Narumie ją spostrzegł. Jestem ciekawa co się wydarzy. Już mi się podoba to opowiadanie! ;D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczyna się fenomenalnie, kochania! To dopiero początek, a ja już jestem zakochana w tej historii *,*.
    Narumie to bezuczuciowy facet! Jak mógł od tak podejść do Hany i za pomocą jej ręki rozciąć tę biedną żabę? Nie dziwię się, że nasza bohaterka się wkurzyła i szczerze mówiąc miała gdzieś fakt, że nauczyciel by na nią nakrzyczał. Osobiście sama nie zrobiłabym krzywdy tej bezbronnej żabce i wolałabym oblać zajęcia, nawet jeśli ten gad był nafaszerowany lekami przeciwbólowymi i ogłupiającymi. Nie i koniec. Wychodzi na to, że mam wiele wspólnego z główną bohaterką ^^.
    Akcja z Ichiro, Haną i Maiko (przydaliby się w bohaterach, na razie ciężko zapamiętać mi ich imiona :O) była fenomenalna! Biedny Ichiro zakochał się w nie tej dziewczynie co powinien, przez co ma przewalone u Maiko. Swoją drogą ciekawe, co ta dziewczyna widzi w tym chłopaku. Chyba działa na nią ten grzeczny urok osobisty ^^. Ciekawe, czy ta dwójka kiedyś się połączy :D. Ja już im kibicuje!
    To dopiero początek, ale spokojnie mogę stwierdzić, że nie lubię i nie polubię Amiki. Uczepiła się Narumie'go/Narumie (?!) jak rzep psiego ogona, albo mucha gówna (jak to powiedział dziadek Kim Buma w moim opowiadaniu xD). Takie plotki na ich temat chodzą, a Narumie jakoś specjalnie nie zwraca uwagi na jej zaloty. Zuch chłopak! :D. Ale, zaraz, zaraz! Czy jego rodzina zajmuje się brudnymi interesami?! Oni zabili tę kobietę, a Hana była tego świadkiem! W dodatku Narumie ją zauważył! I co teraz?! Myślę, że jej nie zdradzi, bo wtedy i ją musieliby zabić jako świadka naocznego. Omo, co za świetny pomysł! *,*.
    Z niecierpliwością czekam na dwójkę, kochana! Hwaiting! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A! I muszę napisać; Cudowny obrazek promujący to opowiadanie! <3.

      Usuń
  3. Tak bardzo lubię czytać Twoją twórczość. Wprowadza mnie w taki błogi stan, po którym dostaję nagłego ataku weny i chcąc nie chcąc muszę pisać all the time.
    Zaczyna się naprawdę świetnie! Wierzę, że będzie to niesamowita historia, która skradnie moje serce. Zachowałabym się dokładnie tak samo jak Hana, gdybym stanęła przed zadaniem rozcięcia żaby. Zawsze uważałam, że to straszne i nigdy nie byłabym w stanie tego zrobić, dlatego doskonale rozumiem naszą bohaterkę. Popieram, że lepiej dostać stopień niżej niż zrobić coś, czego po prostu się boimy i nie chcemy tego robić. Na szczęście (albo i nie) pojawił się Narumie, który uratował dziewczynę przed złą oceną. Nie wiem, czy dobrze postąpił i czy podobało mi się jego zachowanie. Może nie powinien się wtrącać w nie swoje sprawy? Szczególnie, że nie utrzymywał nigdy z nią bliższych kontaktów.
    Ale nie zmienia to faktu, że jego postać jest naprawdę mega ciekawa. Jakieś niebezpieczne zatargi, morderstwa, słowem - co tutaj się dzieje? I kim jest Dziadek? Naprawdę, wciągnęło mnie tak bardzo, że jak najszybciej chcę wiedzieć, co dalej. Mam nadzieję, że Narumie nie odważy się zrobić czegoś złego Hanie po tym, jak ta go zobaczyła w wiadomo jakiej sytuacji.
    Czekam na rozdział kolejny, dużo weny życzę na dalsze pisanie. Świetnie się zaczyna, jestem pod wrażeniem. Buziaki. xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda by było, gdybyś jednak odpuściła sobie tę historię. Sama mam kilka takich opowiadań i cały czas obiecuję sobie, że w końcu nad nimi usiądę i dokończę, żeby nie marnować pomysłów. Cóż, może i mi się to kiedyś uda :D a co do opowiadania, to zaczyna się świetnie, pierwszy rozdział, a tu taka akcja. Narumi zapowiada się na ciekawą postać w tym opowiadaniu, pewnie poznamy jego wiele twarzy, co mnie niezmiernie cieszy ^^ najlepsza scena była z krojeniem żaby, ja z początku myślałam, że ona musi kogoś zabić, chociaż w pierwszej chwili, gdy trzymała nóż, to przemknęło mi przez myśl, ze chce się zabić... Wiem, moja psychika jest kolorowa niczym tęcza, po której hasają jednorożce, ale to przez ciągłe oglądanie horrorów xd

    OdpowiedzUsuń
  5. *.* jestem już zachowana w tej historii *.* pierwszy rozdział, a ja już mogłabym mówić o tym sam najlepsze słowa!
    żabki... biedne małe żabki. że takie rzeczy każą im robić na lekcjach. brrr ja pewnie tak jak Hana nie zrobiłabym tego. nie podobają mi się rodzice dziewczyny. nie było ich jeszcze w opowiadaniu, ale po tym jak mówiły o nich dziewczyny nie podobają mi się. miałam kiedyś koleżankę, której rodzice byli podobni. dziewczyn miała w gimnazjum średnią 5,6 a oni stwierdzili, że to za mało. dlatego po prostu nie trawię takich ludzi.
    i jeszcze to zakończenie. kocham kończyć w takich momentach, co? ale w sumie tak jest fajnie, bardziej wtedy chce się człowiek rzucić na następny rozdział.
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń

  6. Ech, szkoda, że to koniec Serca Morza. Ta historia była tak pięknie przedsawiona, a smutne zakończenie idealnie do niej pasowało. Chociaż...tak do końca smutne nie było. :) W końcu Nan przeżyła. Szkoda tylko, że nie pamięta, co łączyło ją z Ayumu. Zastanawiają mnie jego słowa. Czyżby zamierzał oddać swoje serce Sakue? Tego to już się można tylko domyślać. Ale to przykre, że najpierw odeszła od niego Marie, a potem Nan... ;( A obie tak bardzo kochał.
    O jej... czym Narumi się zajmuje, że takie rzeczy robi? Myślałam, że to normalny licealista. I co teraz zrobi? Mam nadzieję, że Hanie nic nie grozi. On pewnie tak tego nie zostawi. Musiałaś w takim momencie zakończyć? Już mi się zaczyna podobać ta historia. :)) Jak można zmuszać uczniów do cięcia żaby? No przecież... jej... fuuuj. Na jej miejscu też byłoby mi szkoda zwierzaka. Pff, nic dziwnego, że temu chłopakowi przyszło to z taką łatwością, skoro gorsze rzeczy robi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie skończyłam jeść kolację i ta żaba ... ok, po prostu wyrzucę ją z mojej pamięci. Fuuu.
    Cieszę się, że jednak nie zaniechałaś pisania tej historii, bo już po tym wstępie bez wątpliwości można stwierdzić, że to naprawdę będzie COŚ! :)
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń