Mając nóż w dłoni, była pewna, że lada
chwila zwymiotuje. Poprzypinana pinezkami żaba na miedzianej tacce wciąż żyła i
spoglądała na nią ze strachem. Okamoto Hana nie mogła jej tak po prostu
rozciąć.
— Co ty wyprawiasz? — Usłyszała szept
przyjaciółki tuż przy uchu.
Li Maiko nachylała się nad ramieniem
Hany ze zdenerwowaniem w spojrzeniu. Przydługawa, brązowa grzywka praktycznie
zachodziła dziewczynie na oczy, a słodkie tęczówki w kolorze mlecznej czekolady
ciskały ostrzegawcze gromy.
Przecież ani jedna ani druga nie
chciała narazić się na gniew Sensei Hashimoto, a ten bez wątpienia należał do
tych nauczycieli, których żaden z uczniów nie miał śmiałości zdenerwować, a nic
nie przyprawiało go o taki wzrost ciśnienia, jak właśnie niekompetencja na
lekcji.
Kiedy więc Hana stała bezradnie nad
biednym płazem, nie zdolna wyrządzić mu najmniejszej krzywdy, narażała się
srodze na reprymendę Hashimoto, która mogła zaowocować nawet obniżeniem
stopnia. Nie był to bowiem człowiek zdolny do współczucia nad gatunkami
niższymi od własnego; wychodził głównie z założenia, że nie ma takich czynów,
jakich należy unikać, jeżeli w grę wchodzi poszerzenie wiedzy.
— N-nie wiem, ja nie mogę —
wyszeptała, prawie jęknąwszy. Hana poczuła, jak na czoło wstępują jej pierwsze
krople potu, a ustach pogłębiała się suchość.
Dyskretnie rozejrzała się po sali.
Najwyraźniej była jedyną oporną, bowiem reszta uczniów trwała pogrążona w
pracy, badając organy nieszczęsnych żab. I co z tego, że wcześniej zostały
znieczulone oraz ogłupione? Hana nie potrafiła użyć noża i koniec kropka.
Niszczenie czyjegokolwiek życia, nawet zwykłej żaby, uważała za coś szczególnie
okrutnego.
Nagle Sensei Hashimoto zmierzył ją
czujnym spojrzeniem, jakby wczuwszy, że to właśnie w niej znajdzie kogoś
godnego wyładowania emocji. Z karcenia uczniów czerpał wielką satysfakcje,
mając poczucie, że przyczynia się to kształtowania charakterów młodego
pokolenia. Fakt, że dyscyplina, jaka rozszerzała się pod wpływem jego osoby
wynikała tylko i wyłącznie ze strachu, nie miała dla mężczyzny znaczenia.
Hana spuściła prędko wzrok, udając, że
porusza rękoma; tak naprawdę jednak lawirowała nożem nad ciałem bezbronnej żaby
i modliła się, aby ktokolwiek lub cokolwiek zdołało ją wybawić.
Nic z tego, Hashimoto zaczął podążać w
jej stronę wyważonym krokiem. Nie śpieszył się, pozornie zdawał się rozglądać
niedbale po uczniach, jednak wiedziała, że w końcu dotrze do niej z
przeczuciem, że nie wywiązała się z obowiązków.
Poczuła, jak łokieć Maiko boleśnie
wbija się jej w żebro. Stłumiła syk niezadowolenia i przystawiła ostrze noża do
zielonkawej skóry płaza.
Rozetnij,
po prostu rozetnij…
Nie ważne ile razy to sobie
powtarzała, nie potrafiła zrobić nic więcej nad użalaniem się nad żabą i przeklinaniem
własnego losu, który lada chwila zostanie wywrócony do górny nogami pod wpływem
krzyku nauczyciela.
Wtedy czyjaś silna dłoń znalazła się
na jej własnej i przejęła nad nią kontrolę. W jednej chwili nóż trzymany w
palcach Hany zrobił perfekcyjne nacięcie wzdłuż tułowia żaby, jakby mierzony od
linijki. Niestety ruch okazał się i tak zbyt gwałtowny, bo mieszanka krwi i
żabich flaków obryzgała twarzy dziewczyny, która skrzywiła się z obrzydzenia i
szoku.
Nie mogąc uwierzyć w to, że właśnie
zadała cierpienie bezbronnej istocie, zamiast wdzięczności poczuła silny gniew.
— Kto ci pozwolił? — syknęła w stronę
chłopaka, stojącego przy jej prawym ranieniu; przy lewym stała Maiko, której
twarz również wyrażała zdziwienie.
Asakura Narumie wzruszył ramionami.
Nic nie wskazywało w jego zachowaniu na to, że odczuwa skruchę czy współczucie
nad losem bezbronnej żaby.
Tymczasem, Hana zaczerwieniła się ze
złości, mając wrażenie, że za chwile weźmie sprawy w swoje ręce i udusi
delikwenta w ramach zemsty.
Szybko jednak uspokoiła się, gdy padł
na nią cień Hashimoto. Mężczyzna zmierzył ją od stóp do głów, unosząc brwi, gdy
spojrzał na twarz uczennicy.
— Okamoto, wytrzyj się, zanim
ubrudzisz sobie mundurek. — Ze zgorszeniem wpatrywał się w spływającą po
policzku dziewczyny krew.
Hana spełniła polecenie nieco nerwowym
ruchem, jakby chciała sobie chusteczką zedrzeć skórę z twarzy.
Narumie w tym czasie dla zabawy
rozbebeszał dalej własną żabę.
***
— Za kogo on się uważa?! Sadysta
jeden! — Hana z furią zbiegła po szkolnych schodach, a Maiko z trudem za nią
nadążała.
Echo ich kroków niosło się szeroko
daleko po placówce, zaś stojący im na przeszkodzie uczniowie, czym prędzej
usuwali się z drogi.
— Uspokój się! Narumie uratował ci
skórę. Gdyby nie on, Hashimoto obniżyłby ci ocenę. Wiesz, że jest do tego
zdolny! — Sapnęła koleżanka, gdy wreszcie znalazły się na parterze.
— Nie dbam o to! — Hana zatrzymała się
i raptownie odwróciła w stronę przyjaciółki. Wzburzenie kipiało z jej ciała jak
wrzątek z czajnika.
— Naprawdę? — Maiko poprawiła ciężką
torbę na ramieniu. — Sama sto razy mi mówiłaś, jakiego masz ojca. Nie bez
powodu tyle się uczysz. Jedna, głupia żaba i wpadłabyś w kłopoty.
Hana wydała z ust ciężkie
westchnienie, wciąż urażona na ostatnie wydarzenia. Odgarnęła z twarzy
błąkające się pasmo włosów, budząc w sobie spokój. Maiko miała racje. Narumie
uratował jej skórę, ale to nie oznacza, że postąpił słusznie. Wciąż miała przed
oczami moment, jak bez skrupułów zmusza ją, by rozcięła żabie brzuch. Odniosła
wrażenie, jakby posługiwał się nożem od niemowlęctwa.
Na samą myśl o tym, poczuła mdłości.
— Może to prawda, ale zachował się jak
morderca — powiedziała stanowczo, krzyżując ramiona.
— Narumie od zawsze był dziwny. —
Maiko ze śmiechem machnęła ręką. — Z nikim się nie przyjaźni, oprócz tej swojej
Amiki. Chociaż jest od niego starsza, wszyscy wiedzą, że oni ze sobą sypiają.
Hana spojrzała na przyjaciółkę z
oburzeniem.
— Serio? Naszło cię na plotkowanie
właśnie teraz, gdy zmusił mnie do morderstwa?
— Przesadzasz. — Maiko wywróciła
oczami. — Moim zdaniem to było super. Zachował się jak facet.
— I mówi to osoba, która każdego dnia
nawołuje ludzi do dbania o środowisko. — Hana sięgnęła po celny argument, który
sprawił, że policzki przyjaciółki zarumieniły się.
Spuściwszy wzrok, przytaknęła.
— Masz racje, ale potrafię odróżnić
dbanie o środowisko od świadomego i głupiego narażania się Hashimoto. Uwierz,
gdyby ta żaba miała świadomość, jaki z niego z sadysta, sama namawiałaby cię,
żebyś ją pokroiła.
Hana prychnęła, kręcąc głową. Co za
hipokryzja!
Pewnie powiedziałaby, co o tym sądzi,
gdyby ze schodów nie zszedł właśnie Narumie w obecności Amiki. Amika była
nieprzeciętnie wysoką brunetką, o tali osy i spojrzeniu seksownej kocicy, za
którą uganiało się połowę liceum. Chłopcy chcieli umówić się z nią, bo była
ładna, zaś dziewczyny łaknęły jej przyjaźni, by zyskać na reputacji. Jednakże
Amika od dawien dawna nie widziała nikogo poza Narumim, chociaż ten był od niej
dwa lata młodszy. Razem stanowili duet, wokół którego narosło wiele plotek, a
największą z nich była pogłoska, jakoby tych dwoje było ze sobą w ten
szczególny sposób.
Hana nie miała na ten temat żadnego
zdania. Plotki ją nie interesowały, nie obchodziło ją co robi Amika i Narumie,
ponieważ miała własne życie i własne sprawy. Zresztą, chociaż chodziła z Narumim
do klasy, nigdy nie nawiązała z nim żadnego kontaktu. Oboje traktowali się jak
powietrze i nie czuli potrzeby tego zmieniać.
Do dzisiaj.
Tym razem Hana zmierzyła chłopaka
ukradkowym spojrzeniem, dostrzegając na jego twarzy obojętność na zaloty Amiki,
która co rusz uśmiechała się do niego promiennie z nadzieją, że coś tym zyska.
To ją zdziwiło. Czy Narumie naprawdę
nie czerpał satysfakcji z faktu, że ugania się za nim dziewczyna taka ładna i
do tego starsza? Może te plotki były wyssane z palca? W takim razie, skoro był
obojętny wobec Amiki, czemu się z nią zadawał?
— Fajne buty. — Usłyszała wzgardliwe
słowa ze strony Amiki, która zauważyła spojrzenie dziewczyny i uśmiechnęła się
krzywo.
Hana zacisnęła usta w wąską kreskę.
Faktycznie buty zasługiwały na uwagę, gdyż były granatowe z pomarańczową
podeszwą, ale jeżeli komuś nie przypadło takie zestawienie kolorów do gustu,
nie miał prawa jej otwarcie krytykować. Zwłaszcza ci, których nie znała.
Nie umiejąc odpowiedzieć sobie na wcześniejsze
pytania oraz nie mając wpływu na charakter Amiki, wyszła wraz z Maiko przed
budynek szkoły. Lekcje dobiegły już końca, a nad Osaką wybiło późne popołudnie.
Na placu tłoczyli się jeszcze inni uczniowie, prowadząc ze sobą ostatnie tego
dnia rozmowy i przekomarzania.
Wtedy poczuła, jak ktoś łapie ją za
ramie, a potem rozbrzmiał wesoły śmiech.
— Ichiro! — zawołała z zaskoczeniem na
widok przyjaciela. Kato Ichiro był niewysokim, chudziutkim chłopakiem,
rówieśnikiem i jednocześnie kolegą Hany i Maiko. Zawsze nosił nienagannie
wyprasowany mundurek z czerwonym krawatem, a do jego najbardziej
rozpoznawalnych nawyków zaliczało się nieustanne poprawianie okrągłych okularów
na nosie. Małe oczka miał zawsze rozbiegane i roześmiane, jakby nic na ziemi
nie zdołało zepsuć jego humoru, a wracając ze szkoły, uwielbiał wymachiwać
swoją teczką. Czarne włosy od dziecka miał zaczesywane na prawy bok, w stylu
grzecznego chłopca i taki też był. Grzeczny i trochę nieporadny, zwłaszcza w
kontaktach z płcią przeciwną.
— Hano, przyjmiesz ode mnie ten
skromny bukiecik kwiatów? — zapytał rozanielonym głosem, wymachując przed
twarzą dziewczyny fioletowymi astrami.
Uniosła z zażenowaniem brwi. Od roku
Ichiro czynił jej względy, jakby była ostatnią kobietą na ziemi. Lubiła go, ale
bez wątpienia nie kochała. Zatem nie wiedziała, jak wybrnąć z tej sytuacji nie
raniąc uczuć chłopaka. Zwłaszcza, że nie rozumiał ani jednej z dyskretnych
aluzji odrzucających, jakich na nim próbowała.
Na szczęście miała Maiko.
Przyjaciółka odciągnęła ją brutalnie
na bok, wpatrując się w Ichiro ze złością równej siłą gniewowi samego boga
śmierci. Gdyby tylko było to możliwe, z jej uszu trysnęłyby ogniste pioruny.
Bez ceregieli i współczucia,
przysadziła chłopakowi teczką w głowę z takim impetem, że nie pozostało mu już
nic, jak tylko wrzasnąć boleśnie.
— Aj! Aj! Za co!? — zaskomlał,
rozmasowując tył czaski.
— Jeszcze się będziesz pytał za co! —
Maiko groźnie zamierzyła kolejny atak, ale nie wcieliła go w czyn, gdyż chłopak
potulnie się wycofał.
— Co z ciebie za kobieta? Raczej jakiś
tyran! — jęknął z urazą.
— Dawaj mi te kwiatki! — zażądała,
wyciągając rękę.
Hana omal nie parsknęła śmiechem.
Podejrzewała, że Maiko w skrytości ducha podkochuje się w Ichiro, ale oboje
jakoś rozmijali się w tym wszystkim. On, ponieważ startował nie do tej
dziewczyny co trzeba, ona, ponieważ nie umiała powiedzieć mu o swoich
uczuciach. Gdyby kiedyś się zeszli, tworzyliby przedziwną, ale uroczą parę.
Ichiro nie mając wyjścia, z miną
męczennika, oddał dziewczynie kwiaty, trzymając się od niej na spory dystans.
— Ja będę lecieć — odezwała się Hana,
gdy Maiko z zadowoleniem wsadziła nos w fioletowe astry i zaciągnęła się ich
zapachem. — Lekcje gry na pianinie czekają.
Maiko westchnęła.
— Naprawdę cię podziwiam. Przecież ty
nienawidzisz instrumentów.
— No cóż. — Uśmiechnęła się
nieznacznie. — Ojciec uważa, że ludzie, który mają kontakt z muzyką są mniej
skłonni do zachowań przestępczych.
Mówiąc to, pomachała im i oddaliła się
w kierunku metra, którym od wielu lat jeździła na drugi koniec Osaki, by grać
na tym znienawidzonym pianinie.
***
— Skrzypce, serio? — Narumie wsiadając
do dużego, czarnego auta przewrócił oczami. Zatrzasnął za sobą brutalnie drzwi
i skrzyżował ramiona na torsie.
Tuż obok niego siedział Kobayashi
Koichi, kilka lat starszy, ale dobry przyjaciel chłopaka, a na przedzie
kierowca samochodu – Asakura Tao, trzydziestoparoletni Japończyk o
nieprzyjemnym spojrzeniu i długich do ramion włosach, obok niego zaś Amika,
poprawiająca w lusterku makijaż.
Całe wnętrze auta wypełniała muzyka
skrzypiec, dobywająca się z odtwarzacza CD.
— Muzyka pozwala mi skuteczniej wykonywać
robotę. — Tao zaśmiał się ochryple, dopalając papierosa, którego końcówka
żarzyła się na pomarańczowo.
— To, co tym razem? — Narumie zmrużył
oczy, gdy tytoniowy dym buchnął mu w twarz.
— Łapcie — mruknął mężczyzna, rzucając
na kolana Narumiego i Koichi’ego dwie, identycznie wyglądające teczki.
Natomiast ich zawartość była różna. Narumie obojętnie zerknął na zdjęcie
młodej, trzydziestoletniej kobiety oraz na wydrukowaną kartkę z danymi.
— Kim ona jest?
— Li Xue, aktualnie zwolniona
asystentka naszego klienta. Macie zdobyć pendrive’a, w teczce jest dołączone
jego zdjęcie.
— Niech zgadnę. — Amika uśmiechnęła
się ironicznie do lusterka. — Chcę wydać powiązania Pana Kaede z mafią?
— Nie inaczej. — Tao rzucił niedopałek
za okno i zakaszlał.
— Co z nią zrobimy? — Chciał wiedzieć
Narumie, zamykając teczkę.
— Likwidujemy. — Usta Tao pokrył
drobny, diaboliczny uśmieszek.
— My? — zdziwił się Narumie.
— Owszem, Koichi ma inne zadanie. Z
Dziadkiem. Właśnie, mały. Zmykaj stąd. Samochód czeka na ciebie za tamtym
drzewem, dla nas jesteś w tej chwili zbędny — mruknął Tao.
Chłopak kiwnął głowa, po czym
pożegnawszy się z nim wyszedł. Narumi odprowadził go przenikliwym spojrzeniem,
zaciskając palce na teczce.
— Dlaczego zawsze on? — zapytał ze
złością. — Dziadek zawsze go faworyzuje.
— Nie zachowuj się, jak pieprzony,
zazdrosny smarkacz! — Ofuknął go z oburzeniem Tao, a Amika zaśmiała się cicho,
zatrzaskując puderniczkę.
— Wszyscy wiedzą, że to prawda —
odezwała się słodko. — A Narumie jest sto razy skuteczniejszy od Koichiego. To
on zasługuje na współpracę z Dziadkiem.
Narumie skrzywił się. Pochlebstwa
dziewczyny nie robiły na nim wrażenia, ponieważ wiedział, że chcę mu się
zwyczajnie przypodobać. W duchu jednak myślał podobnie.
— Właśnie dlatego Dziadek wybiera
Koichiego. Ma nad nim wtedy większą pieczę i może go chronić. Narumie tego nie
potrzebuje.
Chłopak z trudem zachował swoje myśli
dla siebie. W tym świecie jednak tego typu cechy nie były mile widziane, toteż
zachował milczenie. Nawet on z trudem znosił własną zazdrość. Wszyscy chcieli
być blisko Dziadka.
— Wkraczamy do akcji za jakąś godzinę.
Li, wychodzi z pracy po dwudziestej, będziemy obserwować, jasne? Dorwiemy ją
koło parku, liczę, że wiesz, gdzie to jest?
Narumie kiwnął głową.
— Mogę iść z wami? — Amika zapytała
błagalnie takim tonem, jakby szykowała się świetna zabawa.
Zmroziło ją spojrzenie Tao.
— Nie ma mowy! Zmiataj stąd! Już!
Przybrawszy urażony wyraz twarzy,
mrugnęła coś pod nosem, ale posłusznie opuściła samochód.
***
Hana spojrzała dyskretnie na zegarek
tuż po tym, jak wreszcie udało jej się dokończyć jedną z piosenek Chopina. Po
mimo sześciu lat nauki, wciąż z trudem rozpoznawała nuty, a poszczególne
klawisze myliły się jej pod palcami. Dziwiła się, że niektóry potrafią grać z
zamkniętymi oczami.
— Sensei, mogłabym już iść? Za pięć
minut mam metro — odezwała się błagalnie w stronę pulchnej nauczycielki, która
za każdym razem wyglądała identycznie – jak wyjęta z minionych czasów matrona.
Jej staroświeckie, konserwatywne ubrania w połączeniu z wysoko upiętym kokiem
czyniły z niej paskudne monstrum.
— Dobrze, Okamoto. Jednakże z
przykrością stwierdzam, że idzie ci coraz gorszej. Wciąż nie masz w sobie ducha
muzyki, twoi rodzice wyrzucają pieniądze w błoto! — Ofuknęła ją, zaciskają w
dłoni drewniany kijek, którym uwielbiała walić w stół, gdy była podenerwowana.
Hana nic nie odpowiedziała, jedynie
pokornie skinęła głową, po czym wszyła. Oczywiście nie zapomniała o należnym
kobiecie ukłonie oraz wyrazie ogromnej wdzięczności, za trud uczenia tak
bezmyślnego dziecka jak ona.
Z ulgą opuściła szkołę muzyczną.
Zajęcia indywidualne miała tylko raz w tygodniu i trały przeważnie trzy
godziny, ale po wyjściu za każdym razem czuła się tak, jakby wyrwała się ze
stuletniej niewolni, gdzie poddawano ją torturom.
Uczucie wolności smakowało po czymś
takim wspaniale. Gdy zerknęła po raz drugi na zegarek śmiertelnie się
przeraziła. Za pięć minut metro miało odjechać, więc zostało jej niewiele
czasu.
Pod wpływem paniki przyśpieszyła
kroku, modląc się, aby nie musiała wracać na piechotę taki kawał drogi.
Właśnie dobiegła do parku, gdy
nadepnęła na sznurówkę i jak długa runęła na ziemie, lądując obok rządka ładnie
przyciętych krzewów.
Zaklęła cicho pod nosem. Na lewym
kolanie pojawiło się paskudne obicie, z którego zaczęła nieśpiesznie sączyć się
krew. Zniesmaczona tym widokiem wiedziała już, że na metro nie zdąży. Zaś
rozwiązana sznurówka plątała się przy bucie niczym dwa węże, nieświadoma swej
winy.
— Świetnie, niech żyje moja
niezdarność — westchnęła z rezygnacją i zabrała się za związywanie buta. Nie
mając się już dokąd śpieszyć, sięgnęła do torby po paczkę chusteczek, by nieco
wytrzeć krew z kolana. — Będę musiała poszukać apteki — powiedziała sama do
siebie, marszcząc brwi, gdy w kolanie odezwało się nieprzyjemne pieczenie po
kontakcie z chusteczką.
Wtedy zobaczyła jak zza rogu stacji
benzynowej wyłania się jakaś kobieta. Hana nie znała jej, ale skupiła na niej
uwagę, gdyż nieznajoma zdawała się przed czymś uciekać w popłochu. Tuż za nią
pokazało się ciemne auto bez włączonych świateł, które z piskiem opon przecięło
zakręt i wyprzedziło ją, parkując nieopodal krzewów, za którymi chowała się
Hana.
Dziewczyna, wyczuwając jakąś grubszą
sprawę, pośpiesznie upadła na ziemie, chcąc pozostać niewidzialna dla tego
wydarzenia.
— Nie, nie, proszę. — Z ust kobiety
padło ciche błaganie, ale wtedy szyba od strony kierowcy rozchyliła się, a siedzący
w środku mężczyzna wyciągnął dłoń z pistoletem i wymierzył w nieznajomą.
Hana zamknęła oczy z przerażeniem,
spodziewając się usłyszeć huk wystrzału, nic takiego jednak nie miało miejsca.
Gdy rozchyliła powieki, zobaczyła leżące za krzewami zwłoki kobiety. Była
martwa, o czym świadczyło jej puste spojrzenie oraz wbita w tętnice strzałka,
najpewniej zatruta.
Strzelający do niej mężczyzna wysiadł
z auta jak gdyby nic wielkiego się nie stało i uważnie rozejrzał się dookoła.
— Przeszukaj ją. — Rozkazał komuś.
Hana nie spodziewała się tego, co
zaraz zobaczyła. Z samochodu wyszedł ktoś jeszcze. Wysoki chłopak z brązowymi
włosami, lekko zachodzącymi mu na oczy.
Poprawił skurzaną kurtkę, a potem
klęknął obok kobiety, kładąc dwa palce na jej szyi.
— Narumi? — Hana szepnęła ze
zdziwieniem, a potem zasłoniła usta.
Ich spojrzenia się
spotkały.
<_________________>
No
i przed wami kolejne opowiadanie na tym blogu. Muszę się wam przyznać,
że groziło tej historii, że nie zostanie ukończona, bowiem w pewnym
momencie zwątpiłam w jej sens i cała wena gdzieś się ulotniła. Jednak
zaparłam się w sobie i postanowiłam, że skończę ją pomimo wszystko,
dlatego miejcie do niej dużą wyrozumiałość. Nie jest doskonała, ale
powstała z wielkim trudem i siłą woli :D
Mimo wszystko, mam nadzieje, że się wam spodoba, a śledzenie historii bohaterów będą dla was ciekawe!
Piszcie, co sądzicie o "Książę z piekła rodem". :)
Pozdrawiam ciepło :***
Jakie zakończenie... Dlaczego w takim momencie? Uch. Ale wracając do początku. Ja na miejscu Hany również nie mogłabym zrobić tego tej biednej żabie. Ja nawet muchy nie potrafię skrzywdzić, ale mniejsza z tym. :D Narumie bez skrupułów zrobił nacięcie na gadzie, ale nie ma się co dziwić, skoro zajmuje się pozbywaniem ludzi? Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale na razie nie wiadomo o co w tym chodzi. Zapewne później wszystko się wyjaśni ;D
OdpowiedzUsuńKońcówka.. Hana przez przypadek znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie, gdy dopadli tamtą kobietę. Dlaczego oni to robią? No i Narumie ją spostrzegł. Jestem ciekawa co się wydarzy. Już mi się podoba to opowiadanie! ;D
Pozdrawiam!
Zaczyna się fenomenalnie, kochania! To dopiero początek, a ja już jestem zakochana w tej historii *,*.
OdpowiedzUsuńNarumie to bezuczuciowy facet! Jak mógł od tak podejść do Hany i za pomocą jej ręki rozciąć tę biedną żabę? Nie dziwię się, że nasza bohaterka się wkurzyła i szczerze mówiąc miała gdzieś fakt, że nauczyciel by na nią nakrzyczał. Osobiście sama nie zrobiłabym krzywdy tej bezbronnej żabce i wolałabym oblać zajęcia, nawet jeśli ten gad był nafaszerowany lekami przeciwbólowymi i ogłupiającymi. Nie i koniec. Wychodzi na to, że mam wiele wspólnego z główną bohaterką ^^.
Akcja z Ichiro, Haną i Maiko (przydaliby się w bohaterach, na razie ciężko zapamiętać mi ich imiona :O) była fenomenalna! Biedny Ichiro zakochał się w nie tej dziewczynie co powinien, przez co ma przewalone u Maiko. Swoją drogą ciekawe, co ta dziewczyna widzi w tym chłopaku. Chyba działa na nią ten grzeczny urok osobisty ^^. Ciekawe, czy ta dwójka kiedyś się połączy :D. Ja już im kibicuje!
To dopiero początek, ale spokojnie mogę stwierdzić, że nie lubię i nie polubię Amiki. Uczepiła się Narumie'go/Narumie (?!) jak rzep psiego ogona, albo mucha gówna (jak to powiedział dziadek Kim Buma w moim opowiadaniu xD). Takie plotki na ich temat chodzą, a Narumie jakoś specjalnie nie zwraca uwagi na jej zaloty. Zuch chłopak! :D. Ale, zaraz, zaraz! Czy jego rodzina zajmuje się brudnymi interesami?! Oni zabili tę kobietę, a Hana była tego świadkiem! W dodatku Narumie ją zauważył! I co teraz?! Myślę, że jej nie zdradzi, bo wtedy i ją musieliby zabić jako świadka naocznego. Omo, co za świetny pomysł! *,*.
Z niecierpliwością czekam na dwójkę, kochana! Hwaiting! <3
A! I muszę napisać; Cudowny obrazek promujący to opowiadanie! <3.
UsuńTak bardzo lubię czytać Twoją twórczość. Wprowadza mnie w taki błogi stan, po którym dostaję nagłego ataku weny i chcąc nie chcąc muszę pisać all the time.
OdpowiedzUsuńZaczyna się naprawdę świetnie! Wierzę, że będzie to niesamowita historia, która skradnie moje serce. Zachowałabym się dokładnie tak samo jak Hana, gdybym stanęła przed zadaniem rozcięcia żaby. Zawsze uważałam, że to straszne i nigdy nie byłabym w stanie tego zrobić, dlatego doskonale rozumiem naszą bohaterkę. Popieram, że lepiej dostać stopień niżej niż zrobić coś, czego po prostu się boimy i nie chcemy tego robić. Na szczęście (albo i nie) pojawił się Narumie, który uratował dziewczynę przed złą oceną. Nie wiem, czy dobrze postąpił i czy podobało mi się jego zachowanie. Może nie powinien się wtrącać w nie swoje sprawy? Szczególnie, że nie utrzymywał nigdy z nią bliższych kontaktów.
Ale nie zmienia to faktu, że jego postać jest naprawdę mega ciekawa. Jakieś niebezpieczne zatargi, morderstwa, słowem - co tutaj się dzieje? I kim jest Dziadek? Naprawdę, wciągnęło mnie tak bardzo, że jak najszybciej chcę wiedzieć, co dalej. Mam nadzieję, że Narumie nie odważy się zrobić czegoś złego Hanie po tym, jak ta go zobaczyła w wiadomo jakiej sytuacji.
Czekam na rozdział kolejny, dużo weny życzę na dalsze pisanie. Świetnie się zaczyna, jestem pod wrażeniem. Buziaki. xx
Szkoda by było, gdybyś jednak odpuściła sobie tę historię. Sama mam kilka takich opowiadań i cały czas obiecuję sobie, że w końcu nad nimi usiądę i dokończę, żeby nie marnować pomysłów. Cóż, może i mi się to kiedyś uda :D a co do opowiadania, to zaczyna się świetnie, pierwszy rozdział, a tu taka akcja. Narumi zapowiada się na ciekawą postać w tym opowiadaniu, pewnie poznamy jego wiele twarzy, co mnie niezmiernie cieszy ^^ najlepsza scena była z krojeniem żaby, ja z początku myślałam, że ona musi kogoś zabić, chociaż w pierwszej chwili, gdy trzymała nóż, to przemknęło mi przez myśl, ze chce się zabić... Wiem, moja psychika jest kolorowa niczym tęcza, po której hasają jednorożce, ale to przez ciągłe oglądanie horrorów xd
OdpowiedzUsuń*.* jestem już zachowana w tej historii *.* pierwszy rozdział, a ja już mogłabym mówić o tym sam najlepsze słowa!
OdpowiedzUsuńżabki... biedne małe żabki. że takie rzeczy każą im robić na lekcjach. brrr ja pewnie tak jak Hana nie zrobiłabym tego. nie podobają mi się rodzice dziewczyny. nie było ich jeszcze w opowiadaniu, ale po tym jak mówiły o nich dziewczyny nie podobają mi się. miałam kiedyś koleżankę, której rodzice byli podobni. dziewczyn miała w gimnazjum średnią 5,6 a oni stwierdzili, że to za mało. dlatego po prostu nie trawię takich ludzi.
i jeszcze to zakończenie. kocham kończyć w takich momentach, co? ale w sumie tak jest fajnie, bardziej wtedy chce się człowiek rzucić na następny rozdział.
Pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńEch, szkoda, że to koniec Serca Morza. Ta historia była tak pięknie przedsawiona, a smutne zakończenie idealnie do niej pasowało. Chociaż...tak do końca smutne nie było. :) W końcu Nan przeżyła. Szkoda tylko, że nie pamięta, co łączyło ją z Ayumu. Zastanawiają mnie jego słowa. Czyżby zamierzał oddać swoje serce Sakue? Tego to już się można tylko domyślać. Ale to przykre, że najpierw odeszła od niego Marie, a potem Nan... ;( A obie tak bardzo kochał.
O jej... czym Narumi się zajmuje, że takie rzeczy robi? Myślałam, że to normalny licealista. I co teraz zrobi? Mam nadzieję, że Hanie nic nie grozi. On pewnie tak tego nie zostawi. Musiałaś w takim momencie zakończyć? Już mi się zaczyna podobać ta historia. :)) Jak można zmuszać uczniów do cięcia żaby? No przecież... jej... fuuuj. Na jej miejscu też byłoby mi szkoda zwierzaka. Pff, nic dziwnego, że temu chłopakowi przyszło to z taką łatwością, skoro gorsze rzeczy robi.
Właśnie skończyłam jeść kolację i ta żaba ... ok, po prostu wyrzucę ją z mojej pamięci. Fuuu.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jednak nie zaniechałaś pisania tej historii, bo już po tym wstępie bez wątpliwości można stwierdzić, że to naprawdę będzie COŚ! :)
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału