Na widok Hany zdrętwiał. Co do cholery
robiła za tymi krzakami? Nie miał czasu na rozmyślania, gdyż usłyszał za
plecami szuranie butów wuja Tao. Tłumiąc w sobie dogłębne zdziwienie, odezwał
się.
— Nie żyje.
— Świetnie, zatem pozostaje nam już
tylko znalezienie pedrive’a. — Tao zapalił papierosa, jakby nigdzie im się nie
śpieszyło, a co więcej delektował się nim.
Narumi zacisnął usta, wciąż wyczuwając
na sobie spojrzenie dziewczyny. Nawet w najdziwniejszych snach nie
przypuszczał, że dojdzie do czegoś takiego. Może to wina tej przeklętej żaby?
Może nie powinien jej wtedy pomagać, bo ściągnął na siebie jej aurę? –
dziewczyny, nie żaby.
Jednego był pewien – nikt nie może jej
zauważyć.
Pendrive wypadł wcześniej Li z dłoni i
teraz spokojnie leżał sobie tuż przy krzewach, co dało chłopakowi świetny
powód, by się do nich zbliżyć. Kucając, sięgnął po przedmiot, ale w tym samym
czasie zerknął na Hanę, która wciąż zasłaniała usta ręką i oddychała
niespokojnie.
„Bądź cicho”, dał jej niemy znak,
kładąc palec wskazujący na usta. Nie miał pewności, czy zrozumiała, ale nic
innego nie mógł dla niej teraz zrobić w tamtym momencie. Wystarczyło już samo
to , że Tao cały czas miał go na oku, a więc inna forma pomocy kompletnie nie
wchodziła w grę.
— Cholera, masz go? Co się tak
ślimaczysz? — Tao zniecierpliwił się, rzucając papierosa na ziemie. — Nie mamy
wieczności, człowieku!
— Jasne, wiem! — Narumie prychnął,
odwracając się przodem do towarzysza. Baczył przy tym, aby skutecznie zakryć
swoim ciałem chowającą się za krzewami dziewczynę.
Tao na szczęście niczego nie
podejrzewał. Przyjrzał się obojętnie bezwładnemu ciału kobiety, po czym
westchnął.
— Trzeba tu sprzątnąć. Bierz ją za
nogi, wtaszczymy ją jakoś do auta.
Narumie nic nie odpowiedział, ale
zabrał się za wykonywanie polecenia. Chociaż kobieta była kruchej postury
okazała się niezwykle ciężka.
Wcisnęli ją na tyły pojazdu, jakby
była nic nie wartą kukiełką. Nie starali się ułożyć godnie jej ciała, lecz
pozwolili, by upadła na siedzenie w bliżej nieokreślonej pozycji.
— Jedźmy, nie mamy czasu do stracenia
— rzekł Narumie nagląco, myśląc przede wszystkim o tym, aby uchronić Hanę od
nieszczęścia.
Tao posłał mu ironiczny uśmieszek.
— Robisz się coraz bardziej
bezwzględny. Rozpiera mnie duma, wiesz? Może kiedyś wpakujesz w końcu komuś
kulkę w serce? — zaśmiał się ordynarnie, a Narumie nie skomentował tego w żaden
sposób.
Przyzwyczaił się już do myśli, że
kiedyś położy kogoś trupem. W Yakuzie to nie było nic dziwnego. Każdy z
rodziny, należącej do klanu, prędzej czy później musiał to zrobić, chociażby
dla szacunku. W jego świecie zabijanie nie stanowiło niczego niewłaściwego. To
był chleb powszedni. Dzięki temu utrzymywali się na powierzchni.
W końcu Tao wsiadł do środka, a
Narumie z ulgą zajął miejsce obok niego. Naszła go pokusa, by spojrzeć w stronę
krzewów, ale powstrzymał się. Wiedział, że wuj surowo go obserwuje i w końcu
zauważyłby, że coś jest nie tak.
Nie obdarzywszy zatem dziewczyny nawet
jednym spojrzeniem, odjechali z piskiem opon.
***
Jeszcze długo stała w bezruchu. Świat
wokół niej był cichy i opustoszały, żadna samotna dusza nie pojawiła się ani
przed przyjazdem samochodu ani po.
Znajdowała się na wschodnim końcu
Osaki, prawie na jego peryferiach, metro już dawno odjechało, jej dom
zlokalizowany był po drugiej stronie miasta, prawie dwie godziny stąd, a przed
chwilą na jej oczach zamordowano człowieka. Ha, do tego był w to zamieszany
kolega z klasy!
Mrugając oczami, miała nadzieje, że to
tylko sen. Za chwile obudzi się w swoim łóżku, głupia lekcja biologii z
Hashimoto wciąż będzie w perspektywie dnia, a ona i Narumie nadal będą dla
siebie osobami, których nic a nic nie łączy. Bo właśnie tak powinno być. Tak
powinien funkcjonować wszechświat, żeby wszystko było na swoim miejscu. Nic
nigdy nie powinno się zmieniać, ale właśnie to się stało, a ona poczuła się w
tej sytuacji beznadziejnie bezradna.
Uszczypnęła się w ramie, jednak to nie
zmieniło rzeczywistości wokół niej. Musiała się pogodzić, że była świadkiem
prawdziwych wydarzeń, które położą kres na spokojnej rutynie jej życia.
Gdy poczuła, jak przenikliwie zimno
wsiąknęło w jej ubrania, zrozumiała, że musi podnieść się z ziemi. Z nie do
końca zawiązaną sznurówką ruszyła w stronę metra.
Jak zahipnotyzowana kupiła bilet, a
potem usiadła na ławce podziemnej stacji, czekając prawie półgodziny na
przyjazd maszyny, która miała zabrać ją do domu.
Nie odzyskała świadomości nawet wtedy
, gdy siedziała już w środku pędzącego pojazdu. Na swojej dzielnicy znalazła
się w dwadzieścia minut, ale musiała przejść jeszcze całą przecznicę, by
dotrzeć pod same drzwi
Rodzina Okamoto mieszała w ładnej,
bogatej dzielnicy, w której każdy dom miał swój ogród. Oni też mieli, bardzo
starannie pielęgnowany przez matkę.
Hana zamknęła za sobą wejście, nie
wyczuwając w powietrzu unoszącego się zapachu obiadu.
Okamoto Makota wyłoniła się z kuchni.
— Skarbie, strasznie się bałam!
Spóźniłaś się — rzekła z wyrzutem. — Właśnie miałam dzwonić do twojej Sensei.
— Przepraszam, mamo. — Dziewczyna
skłoniła się przepraszająco. — Metro mi uciekło.
— Och, który tu już raz? Sensei musi
kończyć z tobą lekcje nieco wcześniej.
— Chyba tak.
— Co ci się stało z kolanem? —
Wytrzeszczyła oczy, będąc na krawędzi paniki. Złapała córkę za ramie, obracając
ją silnie w swoją stronę.
— Upadłam — oznajmiła Hana obojętnym
tonem. — Zdarza się czasami, prawda? Nic mi nie jest. Ja… tylko śpieszyłam się
na metro, ale jak widać nie zdążyłam.
— No dobrze, to myj ręce i siadamy do
stołu.
— Tata już jest?
— Hm? Nie, wróci dziś późno.
— Acha, przepraszam, ale dzisiaj nie
jestem głodna. Pozwolisz, że pójdę już do swojego pokoju.
Makoto obdarzyła córkę zdumionym
spojrzeniem, ale nie zaprotestowała, gdy ta wspięła się po schodach nieco
przygarbiona.
***
Czym prędzej zatrzasnęła za sobą drzwi,
a potem oparła się o nie plecami, wpatrując w bliżej nieokreślony punkt. Pod
szybko falującą klatką piersiową, biło niespokojnie serce Hany.
Gdy mordowano tamtą kobietę na jej
oczach, dziewczyna jeszcze nie zdawała sobie do końca sprawy, co to oznacza, a
pod wpływem dogłębnego szoku nie odczuwała zbyt wielu emocji.
Teraz, kiedy była już bezpieczna w
swoim domu, okrutne wydarzenia powróciły do niej ze zdwojoną siłą i zobaczyła
je raz jeszcze przed oczami, tym razem pełniej i bardziej szczegółowo.
Poczuła paniczny lęk, głównie dlatego
, że nie rozumiała dlaczego dokonano morderstwa oraz, co to ma wspólnego z
Narumim.
Narumie!
Bezwiednie zjechała plecami po
drzwiach, zwijając się w kucki, jak bezbronna istota, zapędzona w kozi róg
przez oprawcę. Narumie bez chwili oporu rozciął żabę, już wtedy uważała to za
czyn obrzydliwy i karygodny, ale teraz uświadomiła sobie, że za tym wszystkim
kryła się pewna tajemnica – on był mordercą. Jak mógł litować się nad płazem,
gdy bez skrupułów zabijał ludzi?
Schowała twarz w zgiętych kolanach,
wydając z ust niemy, ale rozpaczliwy szloch. Ciałem wstrząsnął dreszcz
przerażenia. Nagle zapragnęła się gdzieś ukryć i pozostać niezauważoną do końca
życia.
Tymczasem, matka ugotowała obiad i
czekała na powrót męża z pracy, a do drzwi zaczął się dobijać jej młodszy brat
Daisuke, którego nazywała, po prostu „Suke”.
— Czego chcesz? — warknęła
nieprzyjemnie, gdy walenie w drzwi przekształciło się w denerwujący łomot.
— Otwórz — rzekł chłopczyk z prostotą
dziecka sześcioletniego.
— Nie, spadaj!
— Powiem mamie! — Usłyszała przekorny
protest.
Hana miała ochotę zamordować go
żywcem, ale ledwie o tym pomyślała, a zdrętwiała z przerażenia. Jakoś przestała
lubić to nic tak naprawdę nieznaczące powiedzenie o chęci zamordowania
kogokolwiek.
Ponieważ wiedziała, że Suke poleci z
krzykiem do matki, wolała uniknąć konfrontacji z rodzicielką, która nie lubiła,
gdy jej dzieci miały własne sprawy i wiecznie się do wszystkiego wtrącała.
Podniosła się więc niechętnie i
przekręciła zamek w drzwiach, posyłając w kierunku brata wściekłe spojrzenie.
— Czego chcesz!?
— Mama mówi, że masz mi pomóc w
lekcjach — powiedział, wyciągając przed siebie ramiona ze stosem zeszytów i
podręczników.
— Dlaczego ja?
— Mama mówi, że jesteś mądra i, że to
obowiązek pomagać młodszemu rodzeństwu. — W tonie Suke pojawiła się ta
charakterystyczna dla dzieciaków przemądrzałość. Do tego w każde zdanie wkładał
słowo „Mama”, jakby to było czarodziejskie zaklęcie sprawcze, dzięki któremu
zyska co zechce. Na ogół zresztą tak się działo.
— Teraz nie mogę, źle się czuje —
Złapała się za brzuch. Nie oczekiwała, że brat zdoła to zrozumieć, ale
wiedziała, że gdy poleci do matki przekaże jej te same słowa i o to chodziło.
Ból brzucha był wystarczająco dobrą wymówką, która wprawdzie ściągnie uwagę
troskliwej Makoto, ale może dzięki niej uniknie również pytań o to, dlaczego
jest blada i dziwnie się zachowuje.
Zatrzasnęła drzwi przed nosem Suke,
przekręciła klucz i rzuciła się na łóżko, pragnąć, żeby cały świat zostawił ją
w spokoju. Była rozdarta emocjonalnie, roztrzęsiona i nie potrafiła znaleźć ani
jednej sensownej myśli w głowie.
Nie zdziwiła się, gdy chwile potem
rozległo się ponowne pukanie do drzwi, tym razem spokojniejsze, a uwieńczył je
zatroskany głos matki.
— Kochanie, wszystko dobrze? — Makoto
nacisnęła klamkę z zamiarem w paradowania do sypialni córki, ale drzwi stawiły
opór. — Dlaczego zamknęłaś? Wiesz, że jestem temu przeciwna? Gdyby coś ci się
stało, udzielenie ci pomocy przyszłoby nam znacznie trudniej.
— Źle się czuje — padła ze strony Hany
odpowiedź, zduszona przez poduszkę, w której chowała twarz.
— Przynieść ci jakieś leki? Widziałam,
jaka jesteś blada, gdy weszłaś. — Głos Makoto stał się jeszcze bardziej
troskliwy, a Hana jeszcze bardziej chciała stać się niewidzialną.
— Niczego nie chcę, dziękuje —
wysiliła się na uprzejmy ton. Jutro miała żałować swojego odpychającego
zachowania, ale tego wieczoru przestała być sobą i żyła tylko i wyłącznie
ostatnimi wydarzeniami.
Jeszcze przez chwile toczyła bój z
matką, która nie chciała ustąpić, naciskając, że jest po, to by pomóc i, że
leki pomogą na wszystko, ale w końcu ustąpiła i Hana wreszcie pogrążyła się w
upojnej ciszy.
Pod sam wieczór zjawił się ojciec, a
usłyszawszy, co się dzieje z córką, natychmiast powędrował na górę i domagał
się otwarcia drzwi. Z nim Hana nie mogła negocjować, bo spory zawsze wiązały
się z ojcowskim niezadowoleniem, toteż otworzyła mu bez wahania.
Wyglądała okropnie. Z zapuchniętymi od
płaczu oczami, bladą twarzą i zasmarkanym nosem, do tego włosami rozczochranymi
na wszystkie strony.
— Natychmiast mów, co się dzieje! —
Pan Okamoto Takumi przekroczył próg sypialni zdecydowanym krokiem, gotowy
przesłuchać córkę nawet i brutalnie, jeżeli to pomoże mu zrozumieć w czym tkwi
przyczyna jej łez. Był policyjnym śledczym, od rana do wieczora rozwiązywał
zagadki przestępcze niczym Sherlock Holmes, ale naturę miał raczej wojskową i
rozsiewał za sobą dyscyplinę, którą podtrzymywał żelazną ręką. Najbardziej zaś
obawiał się tego, że jego ukochana Hana zejdzie kiedyś na złą drogę. Przecież
nie od dziś wiadomo, że młodzieży w głowach się przewraca i zamiast się uczyć
balują, piją, a co gorsza sięgają po prochy. I to nic, że większość młodych
Japończyków śniła tylko i wyłącznie o tym, by zyskać dobre oceny i zadowolić
rodziców. Pan Takumi dostrzegał tylko tych młodych, których brudne papiery
zalegały w policyjnych archiwach, i powziął zamiar uchronienia córki przez
podobnym „finałem młodości”. Czego owocem były, chociażby znienawidzone przez
dziewczynę lekcje pianina. Chodziło nie tylko o „zbawczy” wpływ muzyki na umysł
kształtującego się człowieka, ale także o to, by zapełnić dziecku czas tak, by
nie miało, kiedy myśleć o głupotach.
Hana skuliła się pod ciężarem
ojcowskiego gniewu. Chociaż potrzebowała teraz wsparcia i czułości wiedziała,
że poprzez gniew ojciec wyraża swą troskę.
— Przepraszam tato, źle się czuje —
wymamrotała siadając na łóżku. Padł na nią cień mężczyzny, który popatrywał na
nią nieufnie.
— Nie wpakowałaś się czasami w jakieś
kłopoty, prawda? Bo jak tak, to chcę wiedzieć od razu — zażądał.
Pokręciła głową.
— Nie. Po prostu mam dość tego pianina
— wyznała, ku swemu zaskoczeniu. Przecież powinna była powiedzieć, co naprawdę
się wydarzyło. Jej obowiązkiem było bronić sprawiedliwości, jak to czynił
ojciec każdego dnia. Mimo to, milczała. Niewiadomego pochodzenia siła zamknęła
jej usta na tamtą sprawę. Może chodziło o Narumiego? O to , że, chociaż go
wcale nie znała, to jednak chodzili razem do klasy i czuła wobec niego
solidarność?
Zamiast prawdy, wykorzystała swoje
wybicie emocjonalne, by po raz kolejny negocjować z ojcem w sprawie lekcji
muzycznych. Wolała kłócić się z nim o to, by nie spowiadać się przed nim z
tego, czego była świadkiem.
— Daj jej teraz spokój — W progu
pojawiła się matka, patrząc na męża błagalnie. — Widzisz przecież, że ledwie
żyje.
— Kto zrozumie kobiety? — Takumi
wzniósł oczy do nieba. — Potraficie płakać i zamykać się w pokoju tylko z
powodu pianina? Kto to widział!?
Był niezadowolony, ale jeszcze tego
samego wieczoru zadzwonił do Sensei i przeprosił, ponieważ rezygnują z dalszej
nauki córki gry na instrumencie.
***
— A czemu to mój słodki Narumie taki
nie w sosie, he? — Amika zgrabnie usiadła na podłokietniku kanapy, otaczając
ramie chłopaka z czułością.
Skrzywił się. Powiało od niej ostrą
wonią paryskich perfum, a jej czarne, lekko zakręcone włosy smagnęły go w
szyje.
Zza ściany dobiegały ich szczątkowe
dźwięki rozmów, natomiast na telewizorze migały obrazy jakiegoś starego,
niemego filmu. W ogromnej willi zawsze wiele się działo, jednak teraz Narumie
był poza zasięgiem tego wszystkiego.
— Musisz dyszeć mi nad ramieniem? —
zapytał ostro, sprowadzając tym samym na twarz dziewczyny srogi zawód.
Założyła nogę na nogę i prychnęła
lekceważąco.
— Zawsze jesteś odpychający, ale wiem,
że za skorupą tego bezdusznego człowieka kryje się ktoś, komu na mnie zależy.
Uśmiechnął się, słysząc pewność w jej
głosie. Amika była na swój sposób interesująca. Uroda bez wątpienia stanowiła
jej atut, ale nie dla niej znosił ją każdego dnia. Po pierwsze była ulubienicą
Dziadka, który wydał rozkaz, by się nią opiekował, ale również dlatego , że od
kilku lat toczyli ze sobą te samą grę. Ona, niczym niezrażona zdobywała jego
względy, on zaś skutecznie tonował jej zapędy swoją chłodną obojętnością.
Oboje, jednak czerpali z tej gry dużo zabawy, traktując to czysto rozrywkowo.
Nigdy nie rozumiał, czemu Amika
upatrzyła sobie właśnie jego. Był młodszy, ale wyższy od niej, może to pomagało
naginać prawdę rzeczywistość? Jednakże w niczym nie dał jej odczuć, że jest mu
bliska. Zwyczajnie, odkąd przestał być szczeniakiem w Yakuzie i zaczęto wcielać
go do różnych zadań, Amika ocknęła się i dojrzała w nim mężczyznę, którym w
gruncie rzeczy jeszcze nie był. W głębi duszy, jednak przeczuwał, że stanowił
dla niej miłą zabawkę. Kogoś w rodzaju maskotki, którą dobrze czasem
poprzytulać, gdy nie ma się czegoś lepszego do roboty, ale jednocześnie nie
traktuje się tego poważnie i właśnie ten brak zobowiązania sprawiał, że trudno
było to zakończyć.
Raz przekroczyli cienką granicę
relacji. Narumie zrobił to z czystej ciekawości, ona dla satysfakcji, że go
uwiodła. Były to jej osiemnaste urodziny, wspaniała, huczna impreza w wynajętym
lokalu, niemal jak wesele. Amika, jednak była zbyt próżna, by na dłużej cieszyć
się sproszonym towarzystwem i przygotowanymi dla niej atrakcjami, toteż porwała
go z parkietu i razem uciekli do ogrodów na tyłach budynku.
Adrenalina, dreszczyk niepewności,
tego było jej trzeba, gdy zaciągnęła Narumiego nad staw, gdzie za-buszowali w
gęstwinie krzewów i drzew. Z owego wieczoru zapamiętał niewiele. Mokrą ziemię,
wiecznie wyjący wiatr oraz ich własne przestrogi do ciszy, bo ktoś gotów jest
ich nakryć. Amika okazała się wyzywająca i jak zwykle pewna siebie, podczas gdy
on raczej zachował typową w swoim zachowaniu obojętność. Ciało dziewczyny było
atrakcyjne, ale nie piękne w jego odczuciu, do tego studziła go ironicznym
spojrzeniem, jakby chciała podkreślić fakt, że robi mu przysługę. W końcu
gdzieś musiał nauczyć się „jak postępować”. Pośpieszny i nie mającymi nic
wspólnego z uczuciami seks dopełnił pikanterii ich relacji, ale niczego nie
zmienił. Narumie nie pamiętał nawet, czy mu się podobało. Po wszystkim
zachowywali się tak samo, tyle może , że Amika wydała mu się jeszcze mniej
ładna. Mimo to, grali nadal swoje role.
Osunął się od niej, gdy pogładziła go
palcem po policzku. Roześmiała się perliście, a potem usiadła obok, nie
spuszczając z niego bystrego spojrzenia.
— Wciąż złościsz się na Dziadka? Na
pocieszenie powiem, że Koichi zebrał tyle siniaków, jakby robili nie wiadomo
jak groźne rzeczy. Jest kiepski, czasem mi go żal.
— Nigdy nie dasz mu szansy — Popatrzył
na nią przelotnie, nie chcąc nawiązywać do tematu swojego samopoczucia, a
raczej jego przyczyny. Oczywistym było, że nikomu nie wspomni o Hanie. — Koichi
cię uwielbia.
— Ach, tak? — westchnęła ze znudzonym
zdziwieniem, jakby dowiedziała się o tym właśnie teraz. Tak naprawdę wiedziała
od dawna. — I co mam z tym zrobić? — Wzruszyła ramionami — On jest taki nijaki,
taki słaby, nie to , co ty.
— Nosiłby cię na rękach, nie to , co
ja — Podchwycił jej ton z ironią.
— Daj spokój! — W głosie Amiki
pojawiło się lekkie zdenerwowanie. Oparła głowę na jego ramieniu niczym
przymilna kotka. — Kocham tylko ciebie.
— Ku mojemu utrapieniu — rzekł, ale
tym razem jej nie odepchnął.
— To jak? Powiesz mi, co cię trapi?
Zacisnął usta w wąską kreskę.
— Wiesz? Może i robiliśmy już ze sobą
wszystko, ale jedno nas nie połączy: bliskość i zaufanie — powiedział z powagą,
a ona znowu się roześmiała.
Tak, to była tylko zabawa. Czasem
tęsknił, jednak, by w jego życiu pojawiło się coś więcej. Ktoś lepszy od niej.
>_________________________<
Um, kompletnie nie wiem, co napisać ^^ Pierwszy raz mi się to zdarza. Może wyjdę więc ku przyszłości i zamiast rozwodzić się nad tym rozdziałem, powiem wam w sekrecie, że mam pomysły na trzy opowiadania i kompletnie nie wiem, za które mam się zabrać, bo aż mnie świerzbi do pisania każdego, hah :D A czasu nigdy dość, by sobie móc na to pozwolić. Mam nadzieje, że rozdział się wam podobał.
Pozdrawiam ciepło :*
PS: Udane mieliście walentynki? Ja bardzo <3
TAAAAAAAAAAAAK! Od kilku dni wchodziłam tutaj wyczekując nowego rozdziału xD. Jeszcze dziś wrócę z komentarzem <3.
OdpowiedzUsuńMiałam zabrać się za dalsze pisanie "Lost heart", ale nie mogłam zostawić tego rozdziału. Nawoływał mnie, nawoływał i się ugięłam. Zobacz co ze mną zrobiłaś! :D. Ale przejdźmy do rzeczy.
UsuńUlżyło mi! Narumie nikomu nie zdradził obecności Hany, dzięki czemu od razu nie stała się tarczą do strzelania. Zastanawia mnie tylko, czy chłopak zdecyduje się na jakąś rozmowę z naszą bohaterką. W końcu zobaczyła coś, czego nie powinna i wątpię, by poszło to w zapomnienie. Na miejscu Hany sama byłabym przerażona do granic możliwości! W dodatku okazuje się, że jej ojciec jest śledczym! Omo, to ma dziewczyna problem... Ale na szczęście udało jej się uniknąć dalszych spowiadań ojcu i matki. No i w końcu nie będzie musiała jeździć na te lekcje pianina. Jedno utrapienie z głowy, chociaż nie sądzę, by było to równe temu, z czym będzie dane jej się teraz zmagać...
Czyli jednak między Narumie a Amiką doszło do czegoś więcej. Okazuje się jednak, że Narumie zamiast się cieszyć, czy przeżywać to w jakiś szczególny sposób jeszcze bardziej zniechęcił się do Amiki. Ba! Uważa nawet, że jest brzydsza niżeli mu się wydawało! Jestem w ogromnym szoku, naprawdę! Narumie to zdecydowanie inny chłopak od wszystkich, których znam xD. Swoją drogą jest bardzo interesujący i podziwiam go za to, że jakoś wytrzymuje towarzystwo Amiki. Ja na jego miejscu już dawno bym ją rozniosła >.<.
Rozdział jak zwykle fenomenalny! Nie mogę doczekać się nowości <3. A co do Twojego problemu z opowiadaniami: Grunt, że wena Cię nie opuszcza! Ja ostatnio mam z nią problemy ;<.
PS. Moje walentynki też były bardzo, ale to bardzo udane <3.
Hana będzie czymś więcej, kimś lepszym. Jestem o tym przekonana!
OdpowiedzUsuńNajpierw żaba, później morderstwo, jestem ciekawa co jeszcze los dla nich przygotował. Zważając na fakt, że ojciec pracuje w policji przewiduję wiele ciekawych akcji.
Muszę przyznać, że bardzo się ucieszyłam, kiedy Narumie nie zdradził, że za krzakami ukrywa się Hana. Nie chcę nawet myśleć, co by się wtedy stało. Może to świadczy, że nie jest aż tak złym człowiekiem? Ale jakie usprawiedliwienie może dać człowiekowi, który bezwzględnie zabija drugiego? Tradycja, szacunek, rozumiem to, ale sama chyba nigdy nie dopuściłabym się takiego czynu. Wydaje mi się, że chłopak jeszcze będzie żałował tego, do czego się dopuścił.
OdpowiedzUsuńNa miejscu Hany chyba każdy byłby przerażony. W końcu była przecież świadkiem morderstwa. W dodatku, niczego nie mogła powiedzieć rodzicom, nie mogła się im wyżalić, bowiem jej ojciec od razu podjąłby odpowiednie kroki. Tylko dlaczego go kryła? Jestem ciekawa ich pierwszej rozmowy po tym całym zdarzeniu.
Amika jest tak bardzo wkurzająca, mam ochotę walnąć ją w głowę. Jest tak pewna siebie. Narumie nie powinien przy niej dłużej trwać. Dziwię się, że jeszcze wytrzymuje jej towarzystwo, naprawdę.
Czekam na rozdział kolejny i cieszę się na wieść, że wena Cię nie opuszcza i masz tyle pomysłów. To dobrze wróży! Gorąco pozdrawiam <3
Na całe szczęście Narumie nie zdradził obecności dziewczyny. Gdyby jednak postąpił inaczej, to wolę nawet nie wyobrażać sobie, co by się tam stało. Może do końca nie jest, aż tak zły, skoro nie zdradził koleżanki z klasy?
OdpowiedzUsuńHana była świadkiem morderstwa. Nie dziwne, że wróciła do domu taka przerażona. Na dodatek jej ojciec jest śledczym? No nieźle..
Skoro już od początku tyle się dzieję, to ja nie wiem co będzie później. Już uwielbiam to opowiadanie <3 Niecierpliwie czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam! :)
Nie przepadam za Amiką. Jest taka narzucalska-hahaha, nowe słowo mam!-Dałaby sobie spokój. Przecież chyba widzi, że Narumie jej nie chce. :/ Hana miała ogromne szczęście, że pozwolił jej odejść wolno, a nawet ją ochronił. Nie wątpię, że gdyby nie on, to jego kolega by ją zabił. Jej, ale co ona teraz zrobi? Tak po prostu będzie żyła ze świadomością, że chłopak z jej klasy brał udział w morderstwie? Ten obraz pewnie nigdy nie zniknie z jej głowy. To okropne być świadkiem czegoś takiego. Nie dziwię się w sumie, że nie chciała nic powiedzieć rodzicom… Jak można o czymś takim tak po prostu opowiedzieć? Ciężko pewnie musi być. Ech, szkoda mi jej.
OdpowiedzUsuńJa tu przeczuwam zakazany romans :D nie wiem czemu, ale to była moja pierwsza myśl, gdy Narumie nie zdradził obecności Hana, a to jak kazał być jej cicho wydało mi się takie urocze ^^ Amika jest zabawna, zwłaszcza że Narumie traktuje ją z buta, a ona tak do niego lgnie, lubię takie akcje chociaż nie powiem, że takie osóbki jak Amika są mocno irytujące, ale przecież w każdym opowiadaniu musi być taka postać, żeby nie było nudno :D rany, nie chciałabym być na miejscu Hana, być świadkiem czegoś takiego i dodatkowo została zauważona przez Narumie! Jestem ciekawa, jak będą wyglądać teraz ich relacje...
OdpowiedzUsuńchyba nie wiem, co powinnam powiedzieć. rodziła oczywiście jak zawsze mi się spodobał. naprawdę Narumie zaskoczył mnie swoim zachowanie. myślała, że skoro należy do tych ludzi to bez żadnych skrupułów wyda Hane. a tu proszę ukrył ją przed swoimi przełożonymi. ciekawe co z tego wyniknie.
OdpowiedzUsuńHana również mnie zaskoczyła. taka ułożona, a jak co do czego przychodzi to nie jest wstanie nikomu powiedzieć o tym co widziała.
hah skądś to znam. też mam podobnie. no cóż będziesz musiała zdecydować się na jedno, albo próbować pisać wszystkie na raz, choć z tym może być problem ^^
Życzę weny ;)