Ranek zbudził się pełnym słońcem i nie najgorszą temperaturą, chociaż dochodziła już połowa października. Wszystko
za oknem zachęcało, aby udać się do szkoły w dobrym humorze, ale Hana podniosła
się z pościeli niczym po nieudanej imprezie z zatruciem alkoholowym.
Na samą myśl o tym, że musi iść na zajęcia i spotkać Narumiego zasychało dziewczynie w gardle, a w żołądku kotłowały
się pierwsze symptomy paniki. Jeżeli zaraz ich nie powstrzyma, zwymiotuje.
Może to by coś dało? Na przykład matka
dałaby jej zwolnienie? Tylko, że w efekcie skazałaby się na serię męczących
pytań z jej strony, a Okamoto Hana nigdy nie uważała się za osobę trzymającą
język za zębami, toteż obawiała się, że pod wpływem załamania wypaplałaby
wszystko. To już lepiej udawać, że nic się nie dzieje.
Wzięła prysznic i punktualnie zjadła
śniadanie z rodzicami i Suke. Chłopiec pokazywał wszystkim swój „wspaniały”
rysunek, żądając, by zaszczycił miejsce na lodówce, na co Makoto przystała entuzjastycznie.
— Mój zdolny chłopiec, jako dziecko
też lubiłam malować — zwierzyła się matka z iskierkami w oczach. Doprawdy
czasami zachowywała się , jak nastolatka. Ojciec uśmiechnął się do niej
dobrotliwie, ale jego żelazny duch nie pozwalał mu na pokazanie większych
emocji.
— A potem wyszłaś za mnie i nici z
marzeń? — zażartował w ten swój charakterystyczny sposób, kiedy człowiek nie ma
pewności, czy powinien się śmiać.
— Nie wygłupiaj się, kochanie. Gdyby
nie ty, nie zostałabym matką dwójki cudownych dzieci — odparła z radosnym
oburzeniem Makoto, a potem złapała Daiskuke za policzki, upodabniając go do
chomika. — Zwłaszcza mojego rozkosznego pączusia.
Chłopiec nie był gruby, ale na miano
tego pseudonimu zasłużył sobie swoim zamiłowaniem do słodyczy, przez co ledwo
ostało mu się w ustach parę mleczaków. Uśmiechając się, świecił szczerbatymi
zębami.
Hana uśmiechnęła się z zażenowaniem,
grzebiąc pałeczkami w miseczce ryżu. Kochała swoją rodzinę, bardzo. Nawet ojca.
Jednak czasami czuła się, jakby przybyła do nich z innej planety. Wbrew
odmiennym charakterom, rodzice świetnie się dogadywali i darzyli miłością, jaką
rzadko kiedy uświadczyło się w japońskich związkach, a sześcioletni Daiskuke
pasował do nich jak ulał, co rusz udowadniając, że jest zdolny we wszystkich
możliwych dziedzinach.
Tymczasem ona, Hana, ciągnęła jako
tako dobre oceny, nie specjalnie utalentowana w przedmiotach humanistycznych
ani ścisłych. Była przeciętna, a to najgorsze, co może spotkać japońskie
dziecko. Do tego nie potrafiła nawiązać kontaktu z nikim w rodzinie. Nawet w
święta, gdy zjeżdżała się cała gromada krewnych, była jakby na uboczu, tylko
przysłuchując się rozmowom przy stole.
Zjadła śniadanie, jak zwykle, nie
chcąc ściągać na siebie podejrzeń. Doprawdy w rodzinie Okamoto nie dało się
nawet kichnąć tak, by nikt z reszty się o tym nie dowiedział. Musiała zatem
grać swoją rolę.
Podziękowała i wstała od stołu,
zabierając ze schodów szkolną torbę.
Dopiero na zewnątrz pozwoliła sobie
poczuć strach. Gdyby była gorzej wychowana i, gdyby ojciec nie był śledczym,
zrobiłaby coś szalonego i poszła na wagary. Jednak nie miała odwagi. Nawet
Narumie ze swoją morderczą duszą nie był straszniejszy od pana Okamoto, gdy ten
się wściekał.
Złapała autobus i skasowała bilet w
czytniku, opadając ze zmęczeniem na siedzenie przy oknie. Nie zwracała uwagi na
innych pasażerów, bo i jej nikt nie obserwował. Pozornie ze znudzeniem oglądała
mijany za oknem krajobraz, wewnątrz ciała jednak przeżywała katusze.
Jak spojrzy Narumiemu w oczach po tym,
co się stało? Dręczyła ją głównie jedna obawa: czy on ją zabije, by pozbyć się
światka?
***
Zastała go na pierwszym piętrze
budynku. Stał opary o parapet okna, z rękoma skrzyżowanymi na torsie.
Niezmiennie u jego boku trwała wiernie Amika, dyskutując z nim o czymś z wielkim
ożywieniem, na który on reagował kontrastowym znudzeniem.
Hana nie sądziła, że natknie się na
niego aż tak szybko. Bądź co bądź liceum do najmniejszych nie należało, a
wcześniej nie widywali się przypadkiem zbyt często, toteż uznała to za zły
omen.
Zacisnęła dłoń na pasku od torby,
czując przeszywający ją strach. Nogi prawie przyrosły jej do podłoża, nie
usłyszała nawet wybijającego dzwonka.
Maiko dopadła ramienia dziewczyny,
śmiejąc się wprost do jej ucha.
— A co ty taka nieprzytomna, he? To
wczorajsze pianino tak cię wykończyło? — zapytała na tyle głośno , że nawet
Narimie ze swojej odległości zdołał ją usłyszeć. Skierował nieznaczną uwagę ku
Hanie, prześlizgując się po jej twarzy ukradkowym spojrzeniem, jednakże, jeżeli
spodziewała się z jego strony jakiejś reakcji, gorzko się przeliczyła. Chłopak
sięgnął po swoją torbę i skierował się do klasy. Natomiast Amika prychnęła pod
nosem, odrzucając włosy do tyłu, by podążyć jego śladem.
— Haalo! Ziemia do Hany! — Maiko
zamachała przyjaciółce dłonią przed oczami. Dopiero to zdołało wybudzić ją z
letargu.
Drgnęła płochliwie, obdarzając
rozmówczynie wyblakłym spojrzeniem.
— Przepraszam, zamyśliłam się.
— Słucham? — Maiko parsknęła śmiechem.
— To żadne zamyślenie, ciebie totalnie wmurowało, wiesz? — Uniosła palec dla
podkreślenia słów. — I ty już się nie łudź, że ja ślepa jestem. Widziałam, jak
się wgapiasz w Narumiego. Podoba ci się!
Na dźwięk imienia chłopaka, Hanę
przeszedł dreszcz. Spojrzała na przyjaciółkę z gniewem, a potem wyszarpała się
z jej uścisku.
— Coś ci się pomyliło! Nienawidzę tego
psychopaty! I wbij to sobie do głowy! — Po tych słowach, ruszyła dziarsko do
klasy.
Maiko pokręciła głową z rozbawieniem.
— Akurat, bujasz się w nim, złotko, na
maska.
***
Jeszcze nigdy lekcja nie była dla
niego, aż tak odległa. Do tej pory wykazywał średnie zainteresowanie zajęciami,
ale udawało mu się skupić na słowach nauczycieli oraz prowadzić systematyczne
notatki. Dzięki temu nie pakował się w niepotrzebne konszachty z gronem
pedagogicznym i przynajmniej tutaj miał święty spokój, bo o reszcie świata nie
mógł tego powiedzieć.
Teraz, jednak materiał lekcyjny
ulatywał mu z głowy, nawet nie rozumiał, co mówiła Sensei. Usta kobiety
poruszały się, ale bez dźwięku i nie dlatego , że coś dziwnego stało się z
rzeczywistością. Asakura Narumie wyczuwał każdą komórką ciała spojrzenia Hany i
to wybijało go z równowagi codzienności.
Chociaż robiła to dyskretnie i, w
miarę swych amatorskich umiejętności kamuflowania się, dość rzadko, to
wiedział, że pali go żywcem w myślach i kroi na kawałki oczami.
Nie dziwił się jej. Sam pewnie czułby
podobnie, zwłaszcza że dziewczyna z pewnością nigdy wcześniej nie miała do
czynienia ze światem, w którym on dorastał.
Miała kłopoty, jeszcze o tym nie wiedziała,
ale nad jej głową zbierały się czarne chmury, a on, Narumie, czuł się w
obowiązku coś z tym zrobić. Dlatego bawił się nieświadomie ołówkiem, ignorując
nauczycielkę i rozważając w głowie jakiś plan działania.
Ostatni wyszedł z klasy, gdy lekcja dobiegła
końca. Rozejrzał się uważnie po korytarzu, chcąc wychwycić Hanę spojrzeniem.
Złapał ją za rękę w momencie, gdy mijała róg budynku już na zewnątrz.
Pisnęła dziko, pociągnięta przez niego
z brutalną siłą. Pewnie wrzasnęłaby głośno jeszcze, ale zakrył jej w porę usta
i przycisnął plecami do pnia drzewa. Byli tu bezpieczni, ponieważ przerwa
obiadowa dopiero się rozpoczęła i większość uczniów kierowała się teraz w
stronę szkolnych ogrodów.
Hana oddychała ciężko, patrząc na
niego z rozpaczą. Narumie skrzywił się, dostrzegając w niej silny strach. Do
tej pory nie przejmował się uczuciami swych ofiar, ale tym razem…, tym razem
poczuł się, jakby był cały obklejony psim gównem i stanowił najbardziej
odrażającą istotę na ziemi.
Rozzłoszczony zaskakującymi myślami,
które w nim wywołała, odezwał się mniej przyjemnie niż zamierzał.
— Tylko mi nie becz, bo, do cholery,
nie zamierzam cię skrzywdzić, rozumiesz?
Nie wierzyła mu. Jej spojrzenie
wszystko zdradzało, ale posłusznie kiwnęła głową. Co miał robić? Dalsze tłumaczenia
tylko zmarnowałyby czas, a on miał go niewiele. Znając Amikę, już go pewnie
szuka.
— Zabijesz mnie? — zapytała, mogąc
wreszcie mówić.
— Właśnie ci powiedziałem, że nie! —
Popatrzył na nią stalowym wzrokiem. — Musimy porozmawiać. O tym, co się wczoraj
wydarzyło.
— Nic nie widziałam, przysięgam —
skłamała, podnosząc poddańczo ręce.
Teraz to zaczęła go śmieszyć
— Poważnie? — Skwitował uniesieniem
brwi. — Jak chcesz udawać, to nie ma sprawy. Ale nie będę mógł cię chronić,
jeżeli wszystkiemu zaprzeczysz.
— TY? Chronić MNIE? — Wskazała
najpierw palcem na niego, a potem na siebie. Cała zaś kipiała niedowierzaniem.
— Jesteś mordercą! — Walnęła go w ramię z nienawiścią i z taką siłą, jakiej się
po niej nie spodziewał. Uderzone miejsce zbolało, ale nie zwrócił na to uwagi.
Nie miał czasu, bo Hana zakryła twarz w dłoniach i rozbeczała się po babsku.
— Miałaś nie beczeć — zauważył trochę
bezradnie. Jako facet świetnie operował bronią, ale wobec łez czuł się
bezbronny jak dziecko.
— Wybacz, ale nie mogę! — odezwała się
z sarkazmem. — Wczoraj dokonano morderstwa na moich oczach. Pewnie to dla
ciebie szokujące, ale zabijanie budzi we mnie odrazę i żal!
Opuścił ramiona, jakby ktoś spuścił z
niego parę. Cmoknął ustami nieco znudzony i zrezygnowany, stukając podeszwą o asfalt.
— Dobra, przyznaję — Spróbował innego
tonu. — Nie rozumiesz tego wszystkiego, ja cię przerażam, a wczorajsze
wydarzenie nie mieści ci się w głowie, ale chcesz czy nie, już za późno, by
cofnąć czas. Siedzisz w tym po uszy.
Uspokoiła się, ścierając rękawem łzy.
Była zaczerwieniona i nieco żałosna w swoim zachowaniu, ale Narumie poczuł coś
na kształt czułości, która wprawiła go w popłoch. Musiał doznać jakiegoś szoku,
skoro zaczął sięgać po uczucia, których się szczerze od dawna wystrzegał.
Chryste! Co za dzień!
— Co chcesz przez to powiedzieć? —
zapytała z obawą.
No tak, na pewno nie była głupia,
chociaż histeryczna i płaczliwa to już owszem. Zdawała sobie zatem sprawę, że
tamto wydarzenie nie zostawi jej życia w spokoju.
— To, co widziałaś wczoraj — rzekł
ostrożnie — miało odbyć się bez świadków.
— No co ty!? — Udała zdziwienie,
wbijając w niego wściekłe spojrzenie. — A ja myślałam, że zapomnieliście
megafonu i, dlatego, nie rozgłaszaliście tego na całą ulicę. Głupia ja!
— Spróbuj być poważna! — Złapał ją za
ramie, czego szybko pożałował, bo skuliła się, jakby co najmniej przystawił jej
lufę do czoła. — Grozi ci niebezpieczeństwo! — wydusił z siebie to , co
zamierzał jej wytłumaczyć w o wiele delikatniejszy sposób. Za późno.
Zacisnęła nerwowo usta, a na jej ciele
pojawiła się gęsia skórka.
— To co mam zrobić, hm? — szepnęła
drżącym głosem. — Zabiliście człowieka.
— Na razie nikt o tobie nie wie,
oprócz mnie rzecz jasna — wyjaśnił spokojnie. — Jeżeli będziesz trzymać język za
zębami, to jest szansa, że obejdzie się bez kłopotów.
— Chcesz, żeby się wam upiekło? —
Podniosła na niego wzburzone spojrzenie. — Mam nie zgłosić tego na policje?
Narumie to… — Chciała coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów.
— Powiedziałaś o tym komuś? — Utracił
spokój i szarpnął nią gwałtownie, nachylając się dominująco nad twarzą Hany.
Zbladła i zmalała w jednej chwili, nie mając dokąd uciec.
— N-n-nikomu, przysięgam —
powiedziała, odchylając twarz na bok. Przymknęła oczy, czekając na najgorsze.
Wtedy się odsunął.
— Więc nikomu ani słowa, a będziesz
żyła.
Wydała z siebie zaskoczony jęk,
dotykając ręką brzucha. Nie zdziwiłby się, gdyby zaraz zwymiotowała.
— Jesteś sadystą — wykrztusiła z
odrazą, ale nie patrzyła na niego.
— Możesz mnie tak nazywać — Wzruszył
ramionami, nie przyznając się nawet przed sobą, że dziwnie go to zabolało. —
Zapomnij o wczorajszym, nikomu nic nie mów, a twoje życie się nie zmieni.
Łypnęła na niego kątem oka; bynajmniej
nic dobrego w tym oku nie zauważył.
— Kim ty tak właściwie jesteś, co?
Uśmiechnął się prawym kącikiem ust.
Brązowe kosmyki włosów ocierały się o jego twarz, gdy stał przed nią z rękami w
kieszeniach.
— To już nie twoja sprawa. Będę cię
chronił, ale jedno nieostrożne słowo i wszystko zepsujesz. Więc nie bądź
głupia, dobrze ci radzę.
— Narumie? — Zza pleców dobiegł go
zaskoczony głos Amiki. Wyprostował się, podnosząc wzrok przed siebie. — Co ty
tam robisz?
— Torba mi upadła, już idę — Sięgnął
po nią ręką, a potem odwrócił się, jak, gdyby nigdy nic.
— Martwiłam się o ciebie, tak nagle
zniknąłeś — odezwała się Amika z wyrzutem, wbijając się rękoma w jego ramię. —
Rozmawiałeś z tą dziewczyną?
— Jaką? — Udał głupka, nie zwracając
na nią uwagi.
— Tamtą, z pod drzewa.
— Nie. Ledwo ją znam.
— Mam nadzieje, bo w przeciwnym razie
będę bardzo zazdrosna — rzekła smutnym, dziecięcym głosikiem, próbując go
pocałować.
Odepchnął ją.
— W szkole mieliśmy nie dawać popisu,
zapomniałaś?
— No już dobrze, ale to dla mnie
bardzo trudne. Pamiętaj Narumie, jesteś tylko mój. Zniszczę każdego, kto zechcę
mi cię zabrać.
***
W ogóle nie podoba mi się ten rozdział, ale w tym opowiadaniu mało który przypada mi do gustu, bo jak wiecie, nie jestem do końca zadowolona z tej historii :) Mimo wszystko, mam nadzieje, że nie zanudziłam was na śmierć. Naprawdę bym tego nie chciała. Mam nadzieje, że u was też tak cudownie świeci słońce, jak u mnie <3 Wiosna coraz bliżej <333
Trochę mi szkoda Hany. Nawet we własnym domu nie może czuć się całkowicie swobodnie. Zazwyczaj siedzi na uboczu, rzadko z kim rozmawia, a jej braciszek jest oczkiem w głowach rodziców, bo jest bardzo uzdolniony. Chociaż Hana tego nie okazuje bez wątpienia jest jej przykro. Mi by było i w sumie doskonale ją rozumiem, bo ja osobiście też zawsze siedzę w ciszy przy takich spotkaniach. Ale na szczęście dziewczynie udało się pójść do szkoły i nie zwrócić szczególnej uwagi u rodziców, którzy bywają nadopiekuńczy. Ciekawe, jak długo zdoła ukrywać przed nimi prawdę.
OdpowiedzUsuńNarumie źle znosi fakt, że ktoś taki jak Hana widział morderstwo, w którym brał udział. Ale chce ją chronić i ostrzegł ją, by trzymała język na kłódkę inaczej wpadnie w dużo gorsze kłopoty. W sumie Hana zaskoczyła mnie, bo była dość odważna jak na kogoś, kto jeszcze chwilę temu się bał i nazywał Narumie'go mordercą. Ale przynajmniej widzimy, że ma ona też swój cięty charakterek, który bardzo rzadko pokazuje. Ale jednak.
Mówiłam już, że nie cierpię Amiki? Pewnie tak, ale powtórzę to jeszcze raz i zapewne będę powtarzała to bardzo często. Co ona sobie myśli, że Narumie jest jej własnością? Litości! Niech jej czasem włosy nie odpadną od tych gróźb -,-. Omo, nienawidzę jej!
Czekam z utęsknieniem na nowość <3. Dla mnie rozdział jest świetny, ot co!
PS. Ty to szalejesz z tymi szablonami. Co chwilę inny :D.
Hah, to prawda. Od dłuższego czasu nie mogę znaleźć sobie szaty graficznej, która odpowiadałaby moim gustom :-) ale mam nadzieję, że ten szablon nie robi problemów z wyświetlaniem.:-) I tak, Hana ma jezyczek, nie chciałam z niej robić szarej myszki, bo mam skłonności do tworzenia takich kobiet w swoich opowiadaniach, więc chciałam pójść w inną stronę. :-)
UsuńPozdrawiam! <3
Szablon wyświetla się prawidłowo :D. Cieszę się i przyznam, że postać Hany mile mnie zaskoczyła, bo właśnie takiej szarej myszki się spodziewałam hihi :D.
UsuńPrzez pojawienie się w nieodpowiednim czasie i momencie, Hana teraz ma kłopoty. Dziewczyna miała prawdziwego pecha, że akurat była świadkiem tego morderstwa. Dobrze, że Narumie będzie starał się ją chronić, no i mam nadzieję, że Hana nikomu nie powie o tym, co widziała. Chyba nie chciałaby ściągnąć na siebie większych kłopotów. I tak już się nieźle wpakowała.
OdpowiedzUsuńAmika niesamowicie działa mi na nerwy. Wyczuwam, że i z nią będą spore problemy.
Świetny rozdział, niecierpliwie czekam na nowość <3
Pozdrawiam! :)
mnie jedynie nie pasuje fakt, że rozdział jest za krótki -,- mógłby być troszkę dłuższy xd a tak to poza tym wszystko na swoim miejscu.
OdpowiedzUsuńnormalnie nie zazdroszczę Hanie rodziców. gdyby moi tak wtrącali się we wszytko to chyba bym sobie coś zrobiła. że ona z nimi wytrzepuje. a tak z innej beczki to naprawdę podobał mi się ten fragment, w którym Narumie rozmawia z Haną. normalnie kocham *.* choć mógłby być trochę bardziej delikatny xd
Pozdrawiam!
Nowy szablon, ale ten mi się bardzo, bardzo podoba! Jak na razie najlepszy z tych, co już były :) okay, a co do rozdziału, to... szkoda mi Hana, że też musiała wpakować się w takie coś, nie wiem na razie jaka jest, ale nie wygląda mi na odporną psychicznie dziewczynę, mam nadzieję, że jakoś da radę i nie posypie się w nieodpowiednim momencie. Narumie jest świetny, już go lubię, ale w sumie polubiłam go już przy pierwszym rozdziale, gdy wypatroszył żabę :D nie żeby mi się to podobało, bo kocham zwierzęta, nawet takie żaby i pewnie w realu Narumie oberwałby ode mnie cegłą w łeb, ale jakoś tak tamta scena mnie rozwaliła :d dobra, piszę nie o tym rozdziale, co trzeba -.- zmęczenie bierze górę, więc kończę swój bezsensowny wywód :)
OdpowiedzUsuńJaki piękny szablon! *___*
OdpowiedzUsuńZaraz zabieram się za czytanie :)
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że z takim utęsknieniem będę czytała ten rozdział. Widocznie ciężki tydzień, który na szczęście już za mną, "wyprał" ze mnie wszystkie uczucia i zapomniałam, że istnieją tak wspaniałe opowiadania, jak Twoje na przykład.
UsuńTrochę obawiałam się powrotu Hany do szkoły i pierwszej konfrontacji z chłopakiem. Na jej miejscu, z pewnością zaczęłabym udawać ten zły stan zdrowia, o którym myślała, albo po prostu zdecydowałabym się jednak na wagary, zapominając o ojcu. Ale w sumie nie wiadomo, co gorsze. Na szczęście dziewczyna znalazła w sobie dość siły, by pójść na zajęcia.
Przestraszyłam się nieco, kiedy Narumie tak przyparł ją do drzewa! Myślałam, że zacznie wrzeszczeć i tak dalej, ale tutaj miło mnie zaskoczył, naprawdę. To trochę zabawnie brzmi, zważając na fakt, że niedawno dopuścił się morderstwa. Ale darzę go ogromną sympatią, mimo wszystko. Dlatego zaimponował mi, kiedy powiedział, że będzie chronił Hanę. Jestem tylko ciekawa czy dziewczyna będzie w stanie utrzymać wszystko w tajemnicy. Przecież była świadkiem morderstwa, a obok tego nie można przejść tak całkiem obojętnie. W końcu człowiek też ma jakąś psychikę i zobaczymy na ile mocna jest u Hany.
Amika - ta dziewczyna jest tak sztuczna. Tak bardzo, że po prostu mam ochotę strzelić jej kulką w łeb. Wszędzie łazi za Narumie, nie da mu nawet chwili spokoju. Można się więc dziwić, że chłopak zdołał porozmawiać z Haną, chociaż nie trwało to za długo i tak. Nie rozumiem dalej, dlaczego on nie pośle tej Amiki do diabła. Miałby święty spokój.
Kochana, rozdział jest naprawdę świetny. Uwielbiam tę historię! Dużo weny na kolejne, czekam z utęsknieniem. Pozdrawiam! <3
I co ona teraz zrobi? Z jednej strony wypadałoby, żeby zgłosiła to na policję, ale wtedy znajdzie się w niebezpieczeństwie… Trudna decyzja. Czemu Narumiemu tak bardzo zależy na tym, by ją chronić? Przecież nigdy się nie kolegowali. Jest dla niego prawie obca, a to, że chodzą do tej samej szkoły, nie ma tu żadnego znaczenia. Jej, Amika mnie strasznie wkurza. Dlaczego nie da mu spokoju? Przecież on na każdym kroku daje jej do zrozumienia, że nie jest nią zainteresowany. Najlepiej niech jej to dobitnie oznajmi. :) Chociaż wtedy pewnie też się nie odczepi.
OdpowiedzUsuń