5/15.Portrety zaginionych.

Siedzenie przy stole w obecności ojca od zawsze było trudne. Zdawało się bowiem , że nic nie ujdzie jego wprawnemu, policyjnemu oku. Ilekroć Hana czuła na sobie jego spojrzenie doznawała wrażenia, że jest przez niego rozpracowywana do najmniejszych kawałków. Z tego głównie powodu rzadko kiedy miała przed nim tajemnice i unikała wszelakich kłopotów.
Teraz upomniały się o nią one same, a jej pozostało już tylko mieć nadzieje, że obojętnym wyrazem twarzy i pozorną normalnością zdoła jakoś zmylić bystrego pana Okamoto.
Matka była nieistotna. Chociaż jej angaż w życie dzieci nie miał żadnych granic, jej naiwność oraz przeświadczenie, że każdy jest z natury dobry sprawiały, że prawie nigdy nie dostrzegała prawdy, nawet tej, którą miała na wyciągnięcie ręki.
Wszyscy czworo jedli w milczeniu, nawet Suke wyzbył się niespodziewanie natrętnej gadatliwości, ale wyczyniał cuda ze swoim jedzeniem, hałaśliwie stukając pałeczkami o dno miski.
Hana czuła się zdrajcą. Chociaż ojciec miał liczne wady, bardzo go kochała i pragnęła być wobec niego uczciwa. Nie wyobrażała sobie sytuacji, w której miałaby cokolwiek przed nim zataić. Zwłaszcza morderstwa, które należało do spraw, jakimi się zajmował.
Kiedy skończyli posiłek, zerwała się od stołu i pobiegła do salonu, włączając telewizor. Wybrała kanał z wiadomościami, czekając, aż usłyszy jakieś wieści w sprawie zamordowanej na jej oczach kobiety. Przecież musiała mieć jakiś krewnych lub znajomych, których zaniepokoiłoby jej nagle zniknięcie.
Jednak poza nudnymi sprawami ekonomii i przekrętów rządu, Hana nie dowiedziała się niczego w tej kwestii. Nieco zawiedziona westchnęła ciężko, gdy ojciec usiadł na kanapie, przyglądając się jej ciekawie.
— Od kiedy to interesujesz się takimi rzeczami? — zapytał pozornie nic nieznaczącym tonem.
Hana odwróciła ku niemu głowę i uśmiechnęła się lekko.
— Do szkoły potrzebuje. To wiąże się z moim zdaniem.
— Cieszę się, że tak pilnie przykładasz się do zajęć. Ciężka praca się opłaci i kiedyś staniesz się wielkim człowiekiem — rzekł, patrząc na córkę znacząco.
Skomentowała to jedynie kiwnięciem głowy. Powinna teraz odjeść i zostawić go w spokoju, by mógł z matką kontemplować wieczór, do dzieci w tym czasie należało odrabianie lekcji i powtarzanie notatek. Siedzenie przez telewizorem było surowo zabronione.
Gdy ojciec znów na nią spojrzał, oddaliła się w pośpiechu.

***

Tylko cudem udało mu się trzymać Amikę z daleka od Hany. Narumie z przerażeniem zauważył bowiem , że tego dnia panienka Okamoto miała swoje granatowe buty z pomarańczową podeszwą.
Gdyby tego było mało, Amika od rana piekliła się na wieść, że chłopak ma być w parze z jakąś dziewczyną w biologicznym projekcie. Nie mogła znieść jakiejkolwiek konkurencji, nawet, jeżeli owa osóbka niczego od Narumiego nie chciała.
Dzięki Bogu, wystarczyło kilka tanich komplementów i parę małych obietnic, żeby całkowicie ją zmylić i trzymać z daleka od węszenia. Ale pozbył się jej dopiero po lekcjach, wymawiając się koniecznością wywiązania się z tego nieszczęsnego projektu, obiecując, że wynagrodzi jej to wieczorem.
Amika trochę się dąsała, trochę wahała, chciała chociaż zerknąć na tę dziewczynę, która zbiegiem okoliczności przywłaszczyła sobie czas z jej chłopakiem, ale ostatecznie ustąpiła, a Narumie mógł przystąpić do działania.
W ostatniej chwili dorwał Hane na przystanku autobusowym, dosłownie ściągając ją ze stopni pojazdu. Pisnęła pod nosem, nic nie mogąc zrobić, kiedy drzwi same się zatrzasnęły, a autobus odjechał.
— Dosyć tego! — Wyrwała mu łokieć z uścisku, czerwona ze złości. — Jeżeli myślisz, że będziesz mną pomiatać to surowo się mylisz!
— Nie miałem innego wyjścia — Uśmiechnął się z miną niewiniątka. — Gdybym postąpił inaczej, nie udałoby mi się ciebie złapać, a musimy porozmawiać.
Hana nie wiedziała, czemu w tym momencie popatrzył na jej buty dziwnym wzrokiem. Odruchowo zrobiła to samo, przyglądając się im z zastanowieniem. Były ładne. Wielu uważało je za obciachowe i denne, ale ona je uwielbiała za oryginalność.
— Musisz je wyrzucić — Usłyszała. Brzmiało to jak stwierdzenie czegoś oczywistego. Ot, jakby zauważył, że dzień jest bardzo pochmurny. Zamrugała rzęsami, sądząc, że ma do czynienia z wariatem.
— Powiedziałam ci, że masz mnie tak nie traktować — odpowiedziała buńczucznie, próbując go wyminąć.
W jakimś sensie to wszystko Narumiego nieźle bawiło. To, jak próbowała się złościć i nie tracić godności, ale wystarczyło tylko złapać ją za rękę, by powstrzymać zamiary jej niezależności. Była tak inna od Amiki, bardziej naturalna, mniej wyrachowana. Uczucia w Hanie były nie dość dobrze skryte, czytało się z niej jak z otwartej księgi, a jednocześnie zdawało się, że pewne rzeczy są ukryte głęboko w jej duszy i tylko nie licznym uda się po nie sięgnąć.
— Robię to dla twojego dobra — powiedział spokojnie, nie reagując emocjami na jej emocje. — Musisz coś zrozumieć.
— Jesteś taki denerwujący! — krzyknęła i spróbowała się wyszarpać, ale na to nie pozwolił. Widząc, że wiele nie zdziała, poddała się i wbiła w niego gniewne spojrzenie.
— Słuchaj mnie i spróbuj zrozumieć — odezwał się stanowczym, ale spokojnym tonem. — Mamy nagranie z tamtego dnia, gdy TO się wydarzyło. — Tłumaczył przyciszonym głosem. — Widać cię na nim.
Zbladła się, rzucając na bok wszystkie dotychczasowe uczucia i zachwiała się ze strachu.
— Jak to?
— Tylko nie panikuj. Widać cię od tyłu. Niestety, mundurek został rozpoznany i wiedzą, że to ktoś z naszej szkoły, ale… nie widzą twarzy.
— To ma mnie pocieszyć? — Spojrzała na niego z oburzeniem.
— Nie, ale jest szansa, że nie dojdą do tego, że to ty. Chyba, że zachowasz te buciory. — Wskazał oskarżycielsko na obuwie dziewczyny.
Przełknęła głośno ślinę, znów zerkając w ich stronę.
— Ale dostałam je od ojca na urodziny. Wiesz jak długo o nie walczyłam? Nie chciał mi ich kupić, a potem powiedziałam, że dzięki odblaskowym kolorom będę widoczna na ulicy.
Roześmiał się, ku jej wściekłości.
— Nie mogę ich wyrzucić! — warknęła.
— Więc rozumiem, że wolisz zamiast tego stracić życie?
— Przestań mnie tym w kółko straszyć! — Użyła całej swojej siły, by mu się wyrwać i podziałało. Cofnęła się z nienawiścią. — Myślisz, że jestem aż tak naiwna? Zgłoszę wszystko na policje! Nie jesteś ponad prawem! Jesteś tylko parszywym mordercą! — Krzyknęła mu prosto w twarz, sama nie rozumiejąc, czemu to tak bardzo ją bolało. Nie chodziło tylko o sam fakt, że ktoś został zabity, chodziło o to, że zamieszany był w to Narumie.
Poczuł coś dziwnego, gdy to usłyszał. Skierował spojrzenie w bok, nagle nie mogąc znaleźć odpowiednich słów do obrony.
— Jeżeli pójdziesz na policje, zabiją cię.
— Tylko to potrafisz! — Z obrzydzeniem pokręciła głową. — Operować śmiercią. A może ja się jej wcale nie boje? Wolę zginąć, niż cały czas żyć w strachu. Wiem, że ta sprawa już nigdy mnie nie opuści. Ty będziesz moim nieustannym cieniem, przypominającym mi, że mam być cicho.
Nie myliła się. O ile wcześniej zachowywała się , jak wystraszona sarna, teraz nadrobiła wszystko i emanowała niezłomną siłą charakteru.
Westchnął. To tym gorzej. Wszystko psuła. W swej naiwności i uporze sądziła, że pójście na komisariat wystarczy. Tymczasem, świat Yakuzy był doskonale zorganizowany, nie tak łatwo było wsadzić kogokolwiek z nich do więzienia. Za to, pozbywanie się niewygodnych świadków należało do dziecinnie prostych zadań.
— Hano — Imię dziewczyny w jego ustach zabrzmiało zaskakująco czule, ale był zbyt zafrasowany, by to zauważyć, za to ona wydęła z oburzeniem wargi. Jak śmiał próbować być miłym, gdy dopuszczał się takich zbrodni? — Wiem, że się boisz, ale musisz mi zaufać.
— Nie! — Padła z jej strony stanowcza odpowiedź. — Nie , nie i jeszcze raz nie! — krzyknęła — Nie będę grała, jak ty mi zagrasz! Zabij mnie, jeżeli chcesz, ale idę na policje! — Mówiąc to, obróciła się na pięcie, idąc przed siebie.
Odprowadził ją zbolałym wzrokiem. Wydał z siebie ciche westchnięcie, tak pełne niezadowolenia, a potem wcisnął dłonie do kieszeni szarych rurek. Wiatr leniwie kołysał pasmami jego brązowych włosów, nieustannie przypominając o coraz chłodniejszych popołudniach.
Hana gnała po swoją śmierć. Reszta w rękach bogów.

***

U ojca w pracy, jak zwykle panował gwar. Każdy pracownik żył w ruchu, gdzieś pędził, o coś pytał, coś przestawiał albo czegoś szukał. Hana była tu raptem kilka razy, ale, mimo to znajomi ojca witali ją serdecznie, jak starą, dobrą przyjaciółkę.
Wszędzie unosił się zapach kawy i papieru, a telefony dzwoniły nieustannie; do tego ksero i skaner buczały ze znudzeniem, wypluwając zapisane kartki papieru.
— Witaj Hano, mogę ci w czymś pomóc? — Starszy sierżant o niskim wzroście i pulchnej sylwetce przeciął dziewczynie drogę nim doszła do ojcowskiego gabinetu.
— Dzień dobry, panie Yoshi. — Skłoniła się z lekkim zażenowaniem. — Ja do ojca…
— Właśnie tak przypuszczałem. — Pokiwał głową — Teraz go nie zastaniesz. Bardzo mi przykro, ale jest w sali przesłuchań. Wiesz, że nie mogę mu przerwać.
Przytaknęła, czując ulgę. Miała wielki plan wkroczyć do ojcowskiego gabinetu, zastać go za biurkiem, a potem opowiedzieć mu o wszystkim w najdokładniejszych szczegółach, nie pomijając roli Narumiego. Teraz jednak ucieszyła się, że ojciec był, gdzie indziej.
Sierżant w swej uprzejmości zaproponował jej herbatę, ale odmówiła.
— Może na niego poczekasz? — Uśmiechnął się zachęcająco. — Może to zająć jakąś godzinę, ale, jeżeli sprawa jest dla ciebie pilna… — Musiał to wywnioskować po jej stremowaniu i bladości. Czym prędzej odwróciła wzrok, przeklinając fakt, że nigdy nie była dobra w maskowaniu myśli i uczuć.
— Dziękuje, tak zrobię.
Usiadła na jednym z krzeseł, mając wrażenie, że czas dziwnie zwolnił, a jednocześnie jakby miała go mniej i w każdej chwili mogło wydarzyć się coś złego. Mimo to, chciała mieć poczucie kontroli. Myśl, że się nie poddała i nie dała zastraszyć Narumiemu była w jakimś sensie bagatelizacją dla zagrożenia, jakie wisiało w powietrzu. Dawała jej złudne poczucie, że trzyma rękę na pulsie i ma sytuacje pod kontrolą.
Wiedziała, jednak gdzieś w głębi ducha, że robi straszne głupstwo, ale wmawiała sobie, że gdy tylko powie o wszystkim ojcu, jakimś magicznym cudem przestanie być obiektem zainteresowania niebezpiecznych grup. W końcu, co mogła gorszego zrobić od pójścia na policje? Nie brała pod uwagę, że mogą ją zabić w ramach samej zemsty.
Czas dłużył się, ojciec nie wracał, a pod wpływem nudy Haną zaczęły targać coraz silniejsze wątpliwości. Mogąc to wszystko jeszcze raz na spokojnie przemyśleć, dopuszczała do głosu podszepty rozsądku. To oczywiste, że nie mogła ukrywać morderstwa, to uczyniłoby ją współwinną, ale, czy pójście na policje miało w czymś pomóc?
Zdenerwowana na swój strach wstała z krzesła i podeszła do dużej, korkowej tablicy. Było tam chyba z dziesięć profilowych zdjęć różnych osób, wszystkie podpisane jako zaginione. Zrozpaczone rodziny proszą każdego, kto, by je widział o kontakt pod podane telefony.
Hana przełknęła z trudem ślinę. Co stało się z tymi ludźmi?
— Nie powinnaś na to patrzeć. — Jakaś młoda kobieta za biurkiem obok odezwała się ze współczuciem. — To nic przyjemnego.
— I naprawdę nie wiadomo co się stało z tymi osobami? — Hana zadała pytanie, jakby nie słyszała słów kobiety.
Ta kiwnęła głową.
— Dopóki nie znajdzie się zwłok, osoba figuruje jako zaginiona. Po dwóch latach poszukiwania zostają zamknięte, a zaginionych uznaje się za zmarłych.
— Ale nie macie przecież nawet wówczas pewności, że nie żyją — zauważyła Hana z rozdrażnieniem, które wzięło się u niej z powodu strachu.
— Masz racje, ale w większości przypadków faktycznie osoby te zostały zamordowane. Znaczna część z nich w wyniku mafijnych porachunków.
— Mafijnych?
— Mhm. Mafia to świat, którego nie da się rozpracować. Możemy aresztować pojedyncze osoby czy gangi, ale nigdy całą organizacje. Cokolwiek byśmy nie zrobili, wciąż dochodzi do morderstw za ich sprawą — westchnęła kobieta ciężko. — Zabijają głównie tych, którzy chcą się wyłamać, a jeszcze częściej niewygodnych świadków… przepraszam, gadam jak głupia, a ty pewnie będziesz się bać. Nie przejmuj się, taką dobrą dziewczynę jak ty, nic złego nie spotka — rzekła pocieszająco widząc, że Hana z każdą chwilą blednie.
Okamoto pokiwała głową, ale pełne otuchy słowa kobiety zabrzmiały niekorzystnie. Uzmysłowiła sobie, że nie może działać pochopnie, a zwłaszcza pod wpływem emocji. Chciała opowiedzieć o wszystkim ojcu w ramach zemsty i bezsilności, ale tak naprawdę ryzykowała życiem. Naprawdę! Nie zdawała sobie dotąd sprawy, że należy traktować to poważnie.
Nie czekając na ojca, wybiegła z budynku.

***

Zaczerpnęła oddech, jak po długim biegu, gdy, tymczasem znalazła się raptem kilka kroków od wyjścia z komisariatu. Z pomiędzy szarych chmur przebiło się pasmo słońca, rozjaśniając twarz Hany.
Zmrużyła oczy, oddychając coraz spokojniej, ale strach nie opuścił jej na dobre. Rozejrzała się niepewnie po ulicy, jakby spodziewając się, że ktoś ją porwie, ale wszystko wyglądało normalnie. Całe szczęście!
— Wiedziałem, że tego nie zrobisz!
Odwróciła się za siebie z przestrachem, dostrzegając Narumiego idącego w jej stronę. Wyglądało na to , że wychodził zza tyłów budynku, co wywołało w dziewczynie wściekłość. Nic nowego, że ją śledził, ale jeszcze do tego nieprzywykła. Zwłaszcza, gdy zawsze miał ze sobą ten swój denerwujący uśmieszek.
— Skąd ta pewność? — spytała ironicznie, wiedząc, że spędziła w środku co najmniej godzinę. Za taki czas mogło zdarzyć się wszystko. — Może już was tropią?
Znowu się roześmiał. Hana miała wrażenie, że ten imbecyl śmieje się ze wszystkiego, co powie. I jak tu się nie irytować? Prychając z urazą, wzniosła oczy do nieba.
— Przepraszam. — Podniósł poddańczo dłonie — Ale pierwszy raz słyszę, by ktoś miał kogoś tropić. To dziecinne słowo nie pasuje mi do tego wszystkiego, wiesz? Żona tropi męża, gdy ma podejrzenie, że on ją zdradza, ale w tym wypadku… — Uśmiechnął się zadziornie — nas można ewentualnie rozpracować.
— Widzę, że jesteś niezmiernie dumny z tego, co robisz — rzekła, unosząc wyzywająco brwi. — Tym bardziej mi niedobrze, gdy cię widzę. A na twoim miejscu nie byłabym taka pewna siebie. Na każdego przychodzi kiedyś sprawiedliwość.
W tym jednym się z nią zgadzał. Sprawiedliwość była nadnaturalną siłą, nad którą nawet Yakuza nie miała pieczy. Tyle, że z nią bywało różnie. Dziadek na przykład liczył sobie już całkiem sporo lat i nigdy nie dostał tego, na co zasłużył w mniemaniu innych.
— Mądrze postąpiłaś — odezwał się, gdy Hana odwróciła się do niego plecami.
Zatrzymała się, kierując w jego stronę zacięte spojrzenie. Na końcu języka miała milion ostrych słów, ale nagłe zmęczenie całkowicie ją obezwładniło. Ta cała złość i chęć udowodnienia swojej niezależności straciła teraz na znaczeniu.
— Dowiedziałam się, że mogę figurować jako zaginiona, a potem martwa bez znalezienia moich zwłok — powiedziała to tak beznamiętnie, jakby rozprawiała o pogodzie. Jednak westchnięcie na końcu zdania zdradziło wewnętrze rozchwianie emocjonalne.
— Hano… — Zbliżył się do niej na, tyle że padł na nią cień jego ciała. Uniosła głowę, nie mogąc uwierzyć, że się na to odważył. Przecież mogła dać mu w twarz! Pewnie, by go to obeszło, ale, po co ryzykował siniaka na policzku? Był taki wysoki i taki szczupły; gdyby nie te wszystkie okoliczności, pewnie uznałaby również, że jest przystojny. Mimo to, zaparło Hanie dech w piersi, gdy ciemne tęczówki chłopaka prześlizgnęły się po jej twarzy. — Boisz się, prawda? — zapytał cicho.
Oniemiała.
— Żartujesz? — wykrztusiła cicho — Naprawdę nie znasz odpowiedzi?
Wtedy zrobił coś niesamowitego. Szybkim ruchem ramienia przygarnął ją do siebie i pogłaskał po głowie. Zetknęła się z jego ciałem, otwierając szeroko zdumione oczy, które znalazły się ponad barkiem Narumiego. Patrzyła w przestrzeń przed sobą i pozostała wolna od myśli.
— Zajmę się tobą — powiedział spokojnym, ciepłym tonem, który w ogóle do niego nie pasował. Przynajmniej nie do wyobrażeń Hany, mającej go za skończonego dupka. — Nie dam cię im skrzywdzić, słyszysz? Uwierz mi.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Nic w tamtym momencie nie czuła. Jej wnętrze było pustką, w jednej sekundzie Narumie ograbił ją ze wszystkich uczuć i myśli.
— Narumie? — odezwała się.
— Tak?
— Idź do diabła — powiedziała spokojnym, ale nieprzyjemnym tonem.
Odsunął się od niej niespiesznie. Wydawał się nieporuszony, ale jego oczy nie były już takie wyraźne, jak wcześniej. Zmierzył ją ciekawskim spojrzeniem, przechylając nieznacznie głowę na bok.
— Naprawdę? — spytał ze zdumieniem. — I kto tu jest okrutny?
— Wciąż ty — wycedziła chłodno — Zmierzasz prosto do piekła, wiesz?
Na wargach chłopaka pojawił się kpiący, ironiczny uśmiech.
— Skąd wiesz, że już nie jestem w piekle? — Zbił ją z patyku tym pytaniem, zwierającym w sobie odpowiedź.
Był, owszem. Był księciem z piekła rodem.

***

Pierwszy raz nie wiedziała, co o tym sądzić. Wracając do domu wyglądała, jak osoba wygnana z bezpiecznego królestwa, podążająca w nieznane. Stawiała leniwe, posuwiste kroki, ramiona miała opadnięte w geście rezygnacji, a wzrok utkwiony w ziemi, jakby chciała ukryć coś przed światem.
Czuła wyrzuty sumienia. Właśnie z powodu tego, co powiedziała Narumiemu. Nie pomagało myślenie, że był winny czyjejś śmierci, że prawdopodobnie to nie ostatnia dusza, która będzie skazana opuścić swe ciało z przyczyn jego nikczemnych działań.
Coś w Narumim było ludzkie, tak nieprawdopodobnie ludzkie, że Hana zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę ma do czynienia z osobą pozbawioną skrupułów? Przecież mógł działać wbrew swojej woli, wykonywać czyjeś rozkazy, żyć w świecie, z którego nie można się uwolnić. Czy to nie byłoby dla niego usprawiedliwieniem? Oglądała wiele kryminalnych filmów, to na ich podstawie budowała od nowa wizerunek chłopaka, ale czuła, że nawet w połowie niedosięgła prawdy.
Kim był Narumie? Tym bezwzględnym mordercą, który bez mrugnięcia okiem wtaszczył zwłoki do samochodu, czy też kolegą z klasy, trochę tajemniczym, ale z oddaniem chroniącym jej życie? Zapewne, jednym i drugim. Pytanie, co przeważało w nim bardziej?
Wślizgnęła się po cichu do domu, cudem unikając spotkania z matką. Ryzykowała dużo, gdyż kilka domów dalej wyrzuciła do kosza swoje ukochane buty, rozstając się z nimi z ogromnym żalem.
Schody pokonała w wybrudzonych chodnikowym kurzem skarpetach. Z pokoju Suke dochodziły odgłosy jego zabawy. Wydawał dźwięki pędzącego samochodu, który zawsze tak działał jej na nerwy. Tym razem przystanęła, a do oczu napłynęły jej małe łzy.
Nie chciała stracić swojej rodziny. Nawet tego irytującego nicponia. Jeżeli zechcą ją skrzywdzić – proszę bardzo, ale co, jeżeli skupią się także na jej krewnych?
Jeszcze nie wiedzieli, że to jej szukają, ale pewnie to tylko kwestia czasu. Co ma robić, skoro nawet nie wie, z kim ma do czynienia? Czy Narumie jest godny zaufania?
Z przerażeniem uświadomiła sobie, że życie jej i bliskich zależy teraz od chłopaka, który odbierał je innym bez poczucia winy.  




***

W tej notce, po raz pierwszy, wyszło na jaw, jakim charakterem jest tak naprawdę nasza Hana :) A wierzcie mi, potrafi być bardziej kąśliwa niż sam Narumie :P Jeszcze jeden rozdział przed nami, i od kolejnego zacznie się już naprawdę coś dziać konkretnego :) 
Pozdrawiam!



10 komentarzy:

  1. Narumie stara się ochronić Hane. Gdyby tak nie było, miałby w nosie, to co się z nią stanie. Czyżby ją lubił? ;D Wiedziałam, że jednak nie zgłosi tego morderstwa. Przecież nie mogłaby narazić swojego życia i bliskich. Z takimi organizacjami nie ma żartów. Mam nadzieję, że Hana pozbędzie się tych butów, albo chociaż przestanie je nosić. Chyba nie chce, by ją dopadli ;p No i muszę przyznać, że Hana pokazała pazura w tym rozdziale. Taką lubię ją jeszcze bardziej ;D
    Świetny rozdział! Niecierpliwie czekam na nowość.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie. Czytając to rano chyba byłam jeszcze zaspana i dopiero teraz wyczytałam w tym ostatnim fragmencie, że ona jednak wyrzuciła te buty. Wybacz ;)

      Usuń
    2. Ależ nic się nie dzieje. Ile razy to ja strzeliłam jakieś gafy :D Normalka :D

      Usuń
  2. Wszystko tak bardzo się komplikuje... Hana naprawdę siedzi po uszy w tym wszystkim, a Narumie naprawdę chce jej pomóc. Jest jaki jest, ale nie chce dać jej skrzywdzić. Obiecał, że będzie ją chronił i jestem pewna, że dotrzyma słowa. A wyrzucenie tych butów jest ważne aczkolwiek mam nadzieję, że buty nie zostały wyrzucone blisko mieszkania Hany. Jeśli tak zrobiła głupotę! Moim zdaniem powinna je spalić i tyle! Odnośnie Hany: ma charakterek i bardzo mi się to podoba! Chociaż mimo ostrych słów względem Narumiego jest też bardzo lekkomyślna, ale na szczęście zrozumiała, co jej grozi jeśli wszystko zgłosiłaby na policję. Myślę, że jeszcze zaufa Narumiemu. A Amika niech przestanie węszyć, bo niesamowicie mnie irytuje! Narumie naobiecywał jej tyle rzeczy, że sobie pewnie coś na wyobrażała i nie da mu teraz spokoju. Ugh, ten to ma przerąbane ;x.
    Czekam na nowość, kochana <3.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie dziwię się, ze Hana jednak odpuściła, sama nie wiem, co bym zrobiła na jej miejscu... Jeszcze się nasłuchała na komisariacie o tych mafiach itd, więc tym bardziej to podziałało na jej wyobraźnię. Dobrze, że wyrzuciła buty, przynajmniej oddali od siebie podejrzenia, ale czy na długo? Hm, wszystko się tak komplikuje, ale dzięki temu jest bardzo interesująco :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz dopiero widać, że Hana wcale nie jest taki aniołkiem na jakiego wcześniej wyglądała. no cóż z takim charakterem to Narumie może mieć nie lada problemy. zresztą mógł się już o tym przekonać. cieszę się, że dziewczyna nie podjęła tej pochopnej decyzji i nie powiedziała o całej zaistniałej sytuacji ojcu. dzięki temu będzie mogła spędzić więcej czasu z Narumie *.*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, tutaj cały czas dzieje się coś konkretnego, więc aż się boję pomyśleć, co nas czeka później. Chyba jakiś totalny armagedon!
    Będę to pewnie powtarzać jeszcze wiele razy podczas czytania tego opowiadania, ale tak szczerze współczuję Hanie, że nawet nie potrafię tego wyrazić słowami. Chyba nikt nie chciałby znaleźć się teraz w jej skórze, z taki problemami. Dziewczyna stara się unikać Narumie jak tylko może, ale ten cały czas ją nachodzi, jednak wiemy, że robi to z troski o nią. Mam nadzieję, że to szczera troska! Te buty to tak naprawdę jedyny bardzo ważny szczegół, dlatego całkowicie popierałam chłopaka w jego przekonaniu, że Hana powinna jak najszybciej się ich pozbyć. Rozumiem, że nie chciała być zdominowana przez Narumiego i nie zamierzała wykonywać wszystkich jego poleceń, ale przecież w końcu chodziło tutaj o jej życie, ba, nawet o życie jej najbliższych. Nie mogła tak ryzykować, dlatego w sumie wkurzyłam się, kiedy wypaliła z tą policją. Ale na szczęście wszystko sobie uporządkowała i zrozumiała, że w ten sposób naraziłaby siebie na ogromne niebezpieczeństwo. Scena z Narumie była naprawdę, naprawdę urocza i jestem jej wielką fanką. Myślę, że kiedyś te ich stosunki się nieco ocieplą, a Hana będzie mogła mu zaufać.
    Czekam na rozdział kolejny, pozdrawiam i życzę dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana! Ty wciąż nie zmieniłaś szablonu! Jestem w totalnym szoku! xD.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hana znalazła się w ciężkiej sytuacji, a żadne rozwiązanie nie wydaje się dość dobre. Nie może powiedzieć policji, co widziała, bo grozi jej niebezpieczeństwo, ale milczeć też nie powinna, bo jeśli Narumiemu nie uda się jej ochronić, to też może zginąć. I co tu robić? Jejku, nie zazdroszczę jej. ale przecież nie może wiecznie żyć w strachu. Może powinna wyjechać? No tak... ale skąd na to środki miałaby wziąć? I co z jej rodziną? Naprawdę mi jej szkoda i nie wyobrażam sobie znaleźć się w takim potrzasku. Mam nadzieję, że Narumie jakoś zdoła ją ochronić, choć przyznam, że dziwi mnie jego troska. Czemu aż tak mu zależy? Nawet nie zna dobrze Hany, chodzą tylko do tej samej szkoły, to wszystko.

    OdpowiedzUsuń