6/15.Gra pozorów.

Opadł ze zmęczeniem na łóżko, marząc jedynie o chwili spokojnego snu. Zdarł stopami ciężkie buty i westchnął, zarzucając nogi na sprężysty materac.
W pokoju panował półmrok, ale przez szczeliny w roletach przebijało się światło ulicznej latarni, która utworzyła na przeciwległej do łóżka ścianie pasiasty, pomarańczowy wzór.
Leżąc nieruchomo, trwał wpatrzony w sufit i myślał o niej.
Hana Okamoto.
Dziewczyna, której za dobrze nie znał.
Dziewczyna, dla której łamał swoje zasady.
Tylko dlaczego? Co w niej takiego było wyjątkowego?
Zegar odmierzał kolejne minuty, tykając sennie, a Narumie nie znalazł odpowiedzi. Dom był cichy, spał snem równie mocnym, co jego lokatorzy. Mieszkało tu wiele osób, ale gdy przyszło co do czego, łatwo było się im mijać niczym niewidzialne dusze.
Nic więc dziwnego, że chłopak wyostrzył czujność, gdy na korytarzu rozległ szept skrzypiącej podłogi. Potem drzwi sypialni pisnęły cicho, wpuszczając przez ciemną szczelinę sylwetkę do pokoju.
— Narumie?
— Co tu robisz? — spytał szeptem z oburzeniem. Wcale nie chciał jej widzieć.
— Wróciłeś dzisiaj jakiś taki zdenerwowany. — Nieśpieszne kroki poprzedziły moment, w którym Amika znalazła się na materacu i na czworakach przybliżyła się do niego.
Zaraz potem jej zwinne dłonie znalazły się na torsie chłopaka, zaś gorący oddech smagnął go w usta.
— Wiem, jak cię pocieszyć.
Zamknął oczy, oddychając ciężko. Jak miał ją stąd wygonić? Nie życzył sobie w tej chwili obecności tej parszywej bestii, a jednak czuł w stosunku do niej pewną słabość, która nie pozwalała mu podjąć stanowczego kroku.
Amika była częścią tego domu w równym stopniu, co częścią jego życia. Chociaż nie wiązała ich jedna krew, to stanowili rodzinę i mieszkali razem. Rodziny z Yakuzy trzymały się w sile lojalności. Tworzyły swoiste klany, splecione siecią honoru i posłuszeństwa. Każda zdrada miała jedną cenę – śmierć. Jeżeli jednak dochowywało się wierności, krewni stali za sobą murem.
Narumie od dziecka miał wpojone jak ważne są więzy krwi oraz stosowne przyjaźnie, dlatego tak trudno było mu przerwać nić łączącą go z Amiką.
Dziewczyna doskonale zdawała sobie z tego sprawę, więc swobodnie grała jak chciała, a on nie strącił jej dłoni z torsu, ani nie zaprotestował, gdy usiadła na nim okrakiem. Długie, czarne włosy dziewczyny zawisły nad twarzą Narumiego niczym dwa wodospady, spływające z jej ramion, a w powietrzu rozbrzmiał cichy śmiech. Tak subtelny, jakby wydobyty ze snu.
— Prawda, że to uwielbiasz? — spytała, wbijając ręce w zagłębienia jego szyi, po czym opłynęła dłońmi zaokrąglenia ramion, z każdą sekundą zacieśniając uścisk.
— Jestem zmęczony — wymamrotał, przechylając głowę na bok.
— Z pewnością poszukiwaniem tej ofiary losu, która już wie, że jesteś niegrzeczny… baardzo niegrzeczny.
Zmarszczył brwi, wbijając w nią ostre jak brzytwa spojrzenie, w ciemnościach jej twarz miała mroczne odcienie, a oczy skrzyły się upiornie.
— Co?
— Przecież nie jestem głupia — żachnęła się, nachylając na nim kusząco. Przywarła do niego mocno, napierając całą sobą na biodra chłopaka. — Musisz czuć się fatalnie z myślą, iż ktoś z naszej szkoły wie, że potrafisz mordować.
— Nikogo nie zamordowałem — odrzekł wypierająco. Zabrzmiało to cholernie dziecinnie i pretensjonalnie, jakby był dzieciakiem, któremu wmawia się, że nie umie skakać na jednej nodze. Narumie poczuł się głupio, a gniew zabuzował mu w żyłach.
— Jeszcze… — mruknęła do jego ucha zniżonym tonem.
— Znikaj stąd — warknął, łapiąc ją za przedramiona.
— Kogo chcesz oszukać? — Uśmiechnęła się subtelnie. — Tylko ja mogę zabrać twój stres, sprawić, że o wszystkim zapomnisz.
Sięgnęła do paska jego spodni, ale wparł się na łokciach i popatrzył jej prosto w oczy, co skutecznie przeszkodziło dalszym ekscesom.
— Owszem, ale tylko na chwilę. Po każdej nocy z tobą jest mi później podwójnie niedobrze, jakbym zjadł coś, co gniło od stuleci.
Zmarszczyła brwi, wydymając z furią usta.
— Kiedy jesteś wciekły, działasz mi na nerwy, Narumie — syknęła, owijając  ramię wokół szyi chłopaka tak, że ich twarze dzieliły już tylko milimetry odległości. — Ale cokolwiek byś nie zrobił, należymy do siebie.
Usiadła mu na nogach, przyciągając do siebie, co zaowocowało mocnym pocałunkiem. Wsunęła ręce pod jego T-shirt i pogładziła palcami nagą skórę pleców. Opadła razem z nim na materac, gdy zaczął ją zachłannie całować.
W pewnym momencie oderwała się od niego i zeszła z łóżka, naciągając spódnicę. Patrzyła na niego z satysfakcją. Narumie wydawała się wytrącony z rzeczywistości i lekko rozczarowany jej oddaleniem się.
— A nie mówiłam? — powiedziała z zadowoleniem. — Ciężko ci przychodzi udawanie, że mnie nienawidzisz.
Usłyszał, jak zamyka za sobą drzwi, a potem jej oddalające się kroki. Przekręcił się na bok, wzdychając ciężko. Serce w piersi biło mu jak oszalałe.
Nagle rozległ się odgłos deszczu bębniącego o szybę. Dopiero ten kojący dźwięk poprowadził go ku krainie snu, ta zaś nigdy nie była dla Narumiego spokojna.

***

— Jeżeli nie pójdziesz, ściągniesz na siebie uwagę.
Hana Okamoto szła szybko korytarzem, mając nadzieje zostawić za sobą natrętny głos Narumiego. Niestety dotrzymywał jej kroku, a nawet ją wyprzedził, na co zareagowała wywróceniem oczu.
— Mam iść do jamy węża? Chyba żartujesz!
Oboje sprzeczali się o to, gdzie mają rozpocząć projekt biologiczny. Chłopak od początku stanowczo nalegał, aby użyć jego domu, a konkretniej niewielkiej piwnicy, gdzie mogliby przechowywać próbki.
— Więc wolisz, żeby żarcie gniło ci w pokoju? — spytał z cwanym uśmieszkiem, unosząc brwi.
Doprawdy, zachowywał się szczeniacko.
— Chyba wolę to od oglądania twojej rodziny na oczy! — syknęła, rozglądając się niepewnie po korytarzu. Uczniowie tłoczyli się po kątach, zerkając na nich ciekawie. Hana nie rozumiała, dlaczego Narumie nie postrzegał tego, jako problem. W końcu, miał ją chronić od podejrzeń. On jednak usprawiedliwiał wszystko projektem, jakby tylko dlatego inni mieli nie zobaczyć w ich relacji drugiego dna. Zwłaszcza Amika, która odkąd się dowiedziała o doświadczeniu, nie spuszczała z niej morderczego spojrzenia.
— Uwierz mi, nikt cię w niej nie zabije.
— Ale i tak będzie to dla mnie nieprzyjemne — wzruszyła ramionami, ściskając w zagłębieniu łokcia opasłe tomy z biblioteki.
— Hano, zmiłuj się nade mną i nie rób problemu. Jeżeli naprawdę chcesz wyjść z tego z czystą kartą, to musisz pójść. W ten sposób pokażesz, że się mnie nie boisz, bo i niczego o mnie nie wiesz — wyjaśnił ściszonym głosem, ale poruszał się tak, jakby toczyli dyskusje o czymś swobodnym, a nawet zabawnym. Czuła się dziwnie, zmuszona do udawania, jakby była stuknięta i przejawiała zachowania zaburzeń psychicznych.
— A czego mam się po twojej rodzinie spodziewać? Wiedzą, że jesteś mordercą?
— Nie nazywaj mnie tak.
— Taka jest prawda. Zadałam ci pytanie.
— Wiedzą, przecież się domyślasz — rzekł z irytacją — Myślisz, że dla mnie to przyjemna sprawa? Z chęcią zamknąłbym przed tobą drzwi mojego domu, ale wiem, że to byłby błąd. Chodzi głównie o Amikę, jest cholernie bystra. Wie, że u nas jest piwnica i, robiąc projekt z pleśnią, logiczniej będzie przeprowadzić doświadczenia w naszym domu. Będzie zdziwiona, gdy stanie się inaczej, a to zrodzi jej podejrzenia.
Hana milczała. To, co mówił Narumie wydawało się jej grubo przesadzone. Jaki człowiek wdawał się w aż takie analizy? Ale chociaż Amika była teraz na drugim końcu długiego korytarza, dziewczyna cały czas dostrzegała jej ukradkowe spojrzenia na sobie.
— Więc mam spotkać się z ludźmi, którzy na co dzień mordują innych?
— Nie sądzę, byś miała tę przyjemność — Uśmiechnął się jednym kącikiem ust. — Rzadko kiedy można nas wszystkich spotkać pod jednym dachem.

***

Drzwi do gabinetu Tao odezwały się niepewnym pukaniem. Mężczyzna dźwignął wzrok z nad ekranu laptopa, nad którym siedział pochylony ze zmarszczonymi w skupieniu brwiami.
— Wejść! — Rozkazał tonem pełnym zniecierpliwienia i niedbałości.
W progu pojawiła się niewysoka, ale zgrabna Azjatka w szpilkach i kusej spódnice, odsłaniającej co trzeba, czyli szczupłe, seksowne nogi.
— Przyniosłam o co pan prosił, Panie Asakura — Pomieszczenie rozbrzmiało jej melodyjnym, kobiecym głosem.
Usta Tao lekko zadrgały, ale zachował powagę na twarzy, kiwnąwszy po prostu głową.
Sekretarka zrobiła kilka drobnych kroków w stronę biurka, po czym położyła na blacie stos wydrukowanych papierów. Tao wziął je do ręki, przekładając śpiesznie między sobą. Każda kartka stanowiła dane o pojedynczym uczniów płci żeńskiej. W rogu widniało kolorowe, wydrukowane zdjęcie, a pod spodem cały stos informacji. Bynajmniej nie było to pozyskane z legalnego źródła.
— Świetnie, to wszystko, możesz iść.
Dokładnie w momencie, gdy drzwi za sekretarką zamknęły się bezgłośnie, w kieszeni spodni Tao zawibrował telefon. Zwilżył ze zdenerwowaniem usta, gdy zobaczył na wyświetlaczu napis „Dziadek”.
— Słucham, Mistrzu, jestem przy telefonie — odezwał się gładko, ale zacisnął dłoń na poręczy obrotowego krzesła. Chwile słuchał, wystukując rytmy butem na posadzce, gdy znowu dobył głosu. — Jestem świadomy, że to nieprzewidziana sytuacja, ale mamy do czynienia z uczennicą, Mistrzu. Cóż takie małolaty jej pokroju mogą nam zrobić? Zleciłem Narumiemu, by ją odnalazł, zapewniam, że gdy dowiemy się kim ona jest, nie spuścimy z niej oka. — Znów zapadła cisza, a Tao zacisnął usta, przybierając kamienny wyraz twarzy. — Oczywiście, rozumiem znaczenie sytuacji. Nie informujmy na razie klienta, załatwię to w kilka dni. Dziewczyna zamknie usta dobrowolnie lub nie.
Odsłuchawszy ostatnie słowa starca, rozłączył się i zatrzasnął klapę telefonu, nabierając chmurności w spojrzeniu. Obrócił się na krześle, kierując uwagę na panoramę Osaki, która roztaczała się przed nim zza szkła okna korporacyjnego biura. Większość nieba przysłaniały chmury, sunąc leniwie zza wieżowcami, ale kilka promieni słońca przebijało się przez ich gęstwinę, tworząc białe reflektory.
Tao już wiedział – dziewczyna musi umrzeć, najlepiej w jakimś niepozornym, nieszczęśliwym wypadku. I tak się stanie, tuż po tym, jak dowie się kim ona jest.

***

Hana opuszczając budynek szkoły od razu złapała za ramię Maiko, w obawie, że jeżeli w porę tego nie zrobi, znów spotka Narumiego. Powoli miała go dosyć, gdyż prześladował ją niczym cień.
Maiko wydawała się jednak jakaś nie w sosie. Zazwyczaj pogodna i roztrzepana do granic nieodpowiedzialności, teraz szła przygaszona, a kiedy Hana nachyliła się, patrząc przyjaciółce w twarz, dostrzegła w jej oczach łzy.
— Płaczesz? — zdziwiła się, nie mogąc zrozumieć, co mogło by być tego powodem.
— Moja ciocia zaginęła — wyszeptała Maiko cicho.
— Przepraszam, ale chyba nie rozumiem — odparła bezradnie Hana. — Jaka ciocia? Jakie zaginięcie?
Obie przystanęły, a Maiko pociągnęła z rozpaczą nosem. Z jej oczu trysnęły łzy i nic nie mogło już powstrzymać wstrząsającego w niej szlochu.
— Nikt z rodziny nie wie, gdzie ona się podziewa.
— Może wyjechała? — Hana starała się znaleźć jakieś wyjaśnienie.
— Nic nie rozumiesz — Maiko pokręciła głową. — Mówią, że ona miała kłopoty. Pracowała dla wysoko postawionego człowieka i odkryła coś, co mogło mu zaszkodzić. Chciała to wyjawić, a potem nagle zniknęła, czaisz? Na pewno ją zamordowano — wypowiadając ostatnie słowa, rzuciła się Hanie na szyje, głośno płacząc.
Hana zastygła, dotknięta czarem niedowierzania. Czyżby? Nawet nie chciała dopuścić do siebie myśli, że kobieta, która została zamordowana przez towarzysza Narumiego to ciocia Maiko. Przecież ta sytuacja nie mogła być jeszcze bardziej pogmatwana!

***
Ledwie tylko Narumie wsiadł do czarnego auta, które odkąd tylko zaczął chodzić do szkoły, czekało na niego po zajęciach, spojrzenie wuja Tao dotknęło go w taki sposób, iż od razu zrozumiał, że nie będzie przyjemnie.
Amika zajęła swoje już dawno zaklepane miejsce obok kierowcy i westchnęła odprężająco, jak zwykle nieziemsko zadowolona.
— Wyobrażasz sobie wuju, że mój projekt pojedzie na ogólnokrajowy konkurs? — zaczęła z dumą swoje przechwałki. Tao nawet na nią nie spojrzał, dla nikogo, kto dobrze ją znał, ta informacja nie mogła zaskoczyć, ponieważ Amika była geniuszem wynalazczości. Niczym typowy, genialny Japończyk miała technologię we krwi, stanowiąc niezmierną dumę Dziadka. We wszystkich niemal klanach była podziwiania i szanowana, a jej przyszłość wróżono na wyśmienitą.
Nie to jednak Tao interesowało w tym momencie.
— I jak Narumie? — spytał, odwracając się na siedzeniu do chłopaka za sobą. — Kim jest ta dziewczyna?
Usta młodego Asakury lekko drgnęły, trudno powiedzieć, czy ironicznie czy po prostu gorzko. Znamienne, że wuj tak zwyczajnie był pewny, że chłopak już teraz ma dla niego potrzebne newsy. To był cały on! Niecierpliwy, a zarazem oczekujący, że każdy jest cudotwórcą i w mgnieniu oka postąpi właściwie lub zdobędzie coś, czego on sobie życzy.
— Nie wiem, jeszcze — odparł, wzruszając ramionami.
Ani trochę się nie przejął, gdy tęczówki wuja, już same w sobie czarne, zaczęły jeszcze mocniej topić się w odmętach złowrogiej ciemności.
— Nie tym tonem, szczeniaku! — warknął — Jak to jeszcze nie wiesz?
— Do naszej szkoły chodzi około trzysta dziewczyn — westchnął Narumie, drapiąc się lekceważąco w łokieć. — Nie znajdę jej tak po prostu, w jeden dzień. — Pstryknął teatralnie palcami.
— Bezskuteczny z ciebie mięczak. — Wuj ze złością uderzył dłonią w kierownicę, wpatrując się w krajobraz za szybą. — A tak się paliłeś do tego zadania. Może jednak powinienem zlecić to komuś innemu?
— Rób, co chcesz. — Narumie ziewnął, rozsiadając się na siedzeniu jeszcze bardziej niedbale. Nikt, kto patrzyłby na niego w tamtym momencie, nie zdołałby dostrzec cienia strachu w wyrazie twarzy. Ta, bowiem, wydawała się pozostać niezmiennie obojętna na wszystko. Ale Narumie się przestraszył, przez jedną, krótką chwilę tak właśnie było, ale był jednym z nich, pochodził z Yakuzy, a ci byli mistrzami w ukrywaniu samych siebie, zwłaszcza uczuć. Toteż zagrał strategicznie, udając, że nic go to nie obchodzi. — Tylko licz się z tym, że każdy, nie będący uczniem, wzbudzi podejrzenia kręcąc się za długo po placówce.
— Zapomniałeś, że jest jeszcze Amika — Wuj oblizał wargi ze zdenerwowaniem.
— Z chęcią pomogę Narumiemu — zaćwierkała radośnie dziewczyna. — Wiesz, że zrobię wszystko, by pomóc rodzinie.
— Jasne — mruknął Tao bez cienia entuzjazmu. — Od teraz działacie razem.
— OK. — Narumie skierował spojrzenie na dziewczynę, która uśmiechała się do niego promiennie.
— Znajdziemy ją, prawda? — zapytała radośnie. — Oboje wiemy, że w dziedzictwie już przekazano nam bystre oczy.
— Tao? — Chłopak zignorował słowa Amiki, kierując uwagę na wuja, którego od zawsze wołał po imieniu. Mężczyzna nie był jeszcze stary, a ponad to miał zaskakująco młodą twarz, nijak charakterystyczną na bandziorów, przez co trudno byłoby mu traktować go jak kogoś starego i nazywać wujem. Zresztą ten układ podobał się obu stronom.
— Hm? Czego?
— Jutro dołączy do nas ktoś jeszcze. — Na te słowa oczy Amiki zwięzły się w małe szparki, splotła ramiona, wydając ciche, ale przesiąknięte oburzeniem westchnięcie. Ona wiedziała, o co chodzi, jednakże wuj nie, toteż zmarszczył brwi.
— O czym pleciesz?
Narumie z niechętną miną i znudzonym głosem wyjaśnił o projekcie biologicznym oraz tym, że jego partnerka do zadania nie ma piwnicy w domu, toteż padło na niego.
— Szlak, jeszcze tego nam trzeba — warknął Tao, ale nie zaprotestował. Nie był zadowolony, że jakaś obca dziewucha będzie pałętać się po ich domu, ale ostatecznie znalazł w tym też jakiś plus. — Wiesz? Może to się nawet dobrze składa. To dziewczyna i pewnie ma wiele koleżanek, podpytasz ją, czy któraś czasem nie zachowuje się dziwnie.
Narumie, nie odrywając wzroku od przesuwającego się za oknem krajobrazu metropolii, potakująco poruszył głową. Czasami Tao był tak zaskakująco głupi. Na szczęście.



 ***

No więc, rozdział powinien pojawić się dopiero jutro, ale nie mogłam wytrzymać. Powyższy post jest najgorszym z całej powieści ;c To właśnie w momencie jego pisania uświadomiłam sobie, że "PfH" zmierza tak właściwie donikąd i miałam nawet w planach zawieszenie tej historii, ale się uparłam, żeby ją dokończyć. Na szczęście, już od kolejnego rozdziału historia nabierze nowego tempa, zrobi ostry zakręt i będzie szła w nowym kierunku :) Ciut lepszym niż miała iść pierwotnie, ale chyba sami widzicie, że to najsłabszy z moich tworów, więc bądźcie wyrozumiali. Miałam tego opowiadania w ogóle nie dawać na blog, jednakże postanowiłam być odważna i to zrobić, więc rozumiecie, jak się czuje, musząc dawać wam do czytania tak słaby tekst :P
Włączyła mi się straszna maruda, wiem, wiem :D Już zamykam usta. Oceńcie sami, jak mi wyszło. 

Pozdrawiam!  

7 komentarzy:

  1. Czemu najgorszym? Ja tak nie uważam, nie widzę w nim nic złego... niezła akcja się szykuje. Hana ma iść do domu Narumie? No to będzie jazda, czuję, ze wydarzy się tam coś niespodziewanego, zwłaszcza że pod koniec sama napisałaś, że akcja nabierze nowego obrotu... Zaintrygowałaś mnie. I nie gadaj, że nie chciałaś tego publikować! Szkoda byłoby tak fajnego opowiadania! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Amika niesamowicie działa mi na nerwy. Co za natrętne dziewuszysko. Lubię rozmowy i to sprzeczanie się Narumiego z Haną. Czy kobieta, którą Hana widziała jak zamordowali to ciotka Maiko? No nieźle. Robi się coraz ciekawiej. I jeszcze Hana będzie robić projekt z Narumim w jego domu? Mam złe przeczucie, że ten Tao i Amika w końcu dojdą do tego, kim jest Hana...
    Tyle się dzieję. Niecierpliwie czekam na nowość <3
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też nie widzę w tym rozdziale nic złego, dlatego kompletnie nie rozumiem twojego narzekania! :)
    Hmmmmm, może być ciekawie, gdy H. przybędzie do jego domu. Jestem niesamowicie ciekawa, jak Ty to wszystko chcesz rozwiązać, nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Żartujesz? W ogóle nie odczułam, że był to najgorszy rozdział tego opowiadania. Cieszę się również, że postanowiłaś je zakończyć, bo chyba bym nie przeżyła, gdybyś zawiesiła. Uwielbiam to opowiadanie z każdą chwilą coraz bardziej! Tak dużo się działo!
    Narumie powinien posłać Amikę do diabła, naprawdę. I powinien już to zrobić bardzo, bardzo dawno temu. Rozumiem jego jakieś przywiązanie do rodziny, do niej, czego mogliśmy się dowiedzieć, ale przecież nie może tak żyć, powinien pomyśleć o sobie. Tak jak sam powiedział, Amika daje mu jedynie chwilową przyjemność. Wyczuwam kłopoty, skoro dziewczyna została dopuszczona do poszukiwań tej "wybranej". Przyznaję to z trudem, ale jest naprawdę mądra, spostrzegawcza i szybko może się we wszystkim połapać. A tego obawiam się najbardziej.
    Hana wciąż znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie i nie sądzę, by szybko się to zmieniło. Obecność chłopaka ją wkurza, co doskonale rozumiem, ale chyba lepiej spędzać z nim czas, godzić się na to niż rzucać na siebie podejrzenia. Wymówka z projektem całkiem niezła, ale zobaczymy w jaką stronę pójdzie to spotkanie w piwnicy. Czekam na rozdział kolejny, kochana! Dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że zdecydowałaś się publikować to opowiadanie. :) Wcale nie jest złe, więc nie martw się.:) Amika...nie da się jej lubić. Szkoda mi Narumiego... przez te zasady nie może jasno dać jej do zrozumienia, żeby się odczepiła. Nic nie wskazuje na to, żeby zamierzała to zrobić, więc będzie się męczyła. Ech. Jej... na miejscu Hany też bałabym się iść do jego domu, ale może to rzeczywiście dobry pomysł. Nie wzbudzi podejrzeń. Ciocia jej koleżanki to ta zamordowana przez gang, do którego należy Narumie? O... to Hana musi się teraz jeszcze gorzej czuć, bo przecież jej przyjaciółka ma prawo poznać prawdę. No ale może to przypadek. Cóż... pewnie nie warto się łudzić, że to nie ją zamordowali.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze? Natarczywe chodzenie Narumie'go za Haną na miejscu Amiki wydałoby mi się dziwne i zaczęłabym węszyć. Projekt biologi wszystkiego nie wytłumaczy, a już na pewno nie tego, że ta dwójka staje się papużkami nierozłączkami! Chociaż pomysł z przeprowadzeniem doświadczenia w piwnicy głównego bohatera nie jest zła. To na pewno na jakiś czas uśpi czujność Amiki.
    Czyżby zamordowana kobieta, którą widziała Hana była ciotką jej najlepszej przyjaciółki? No tego to ja się nie spodziewałam! Jakie wyrzuty sumienia będzie musiała czuć Hana przez to wszystko...
    Narumie potrafi doskonale ukrywać swoje prawdziwe uczucia i bez wątpienia bardzo mu to pomogło przy spotkaniu z wujem. Szkoda tylko, że od teraz Narumie ma działać wspólnie z Amiką, której wręcz nie znoszę! Sprawy się teraz bardziej pokomplikują, a ona na pewno w końcu coś wywęszy. Aż się tego boję. Swoją drogą, Narumie powinien być bardziej odporny na jej kobiece wdzięki. Niby tak jej nie cierpi, ale wystarczy, że usiądzie na nim okrakiem i od razu staje się bardziej przystępny -,-.
    Rzeczywiście widać, że ciężko pisało Ci się rozdział i jest tutaj takie szybkie przeskakiwanie z wątku na wątek. Ale czasami i takie rozdziały się zdarzają. Nie wiem co masz do tej historii, bo mi osobiście bardzo się podoba. Niecierpliwie czekam na siódemkę! Weny życzę, kochana <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się. Ten rozdział był dla mnie katorgą i dlatego zachowania, i tok rozumowania bohaterów bywa nieco dziwny, jak chociażby sam Narumie :) Dopiero od przyszłego rozdziału akcja zaczyna obierać lepszy tor i (mam nadzieje), historia zyskuje jako tako ręce i nogi. Ale mimo wszystko, jestem bardzo szczęśliwa, że ciepło został on przyjęty, bo obawiałam się samych uwag :) Przeskakiwanie z wątku na wątek, moim zdaniem, nie jest rzeczą złą. Sama wielokrotnie czytam książki, gdzie nieustannie ma to miejsce :) To zależy od sposobu narracji i przedstawiania historii :D Czytam teraz np. "Hinduską miłość" i skakanie po wydarzeniach jest tam na każdej stronie, ale pochłaniam tę książkę z wypiekami na twarzy :) Akurat tej jednej rzeczy w tym rozdziale nie postrzegam, jako złej, do reszty się całkowicie zgadzam.
      Pozdrawiam ciepło :*

      Pozdrawiam

      Usuń