7/15.Dom morderców.

Poprawiła na ramieniu ciężką torbę. Stojąc naprzeciw czarnego auta, nie mogła uwierzyć, że za chwile musi do niego wsiąść. Tylko cień Narumiego, rozciągający się na chodniku utwierdzał dziewczynę, że wcale nie śni, bała się bowiem odwrócić za siebie i spojrzeć w jego twarz dla upewnienia się.
— No już, nie bój się — powiedział.
Łatwo powiedzieć. Wiedziała, że nie może zwlekać, że to właśnie rodzi te cholerne podejrzenia, o których tyle jej tłukł, a, mimo to nogi miała przyrośnięte do ziemi.
Wtedy podeszła do nich Amika. Hana widziała tę nieziemską piękność już wielokrotnie na oczy, ale tylko w przelocie, dlatego teraz zmierzyła ją nieco zdziwionym spojrzeniem, oszołomiona urodą licealistki.
Czy to genetycznie możliwe, aby ktokolwiek miał takie długie nogi? Przełknęła z trudem ślinę, czując się nagle jak szara mysz, która powinna zostać pod miotłą, bo tylko wystawia się na poniżenie w obecności kobiet pokroju Amiki.
— A ty co? Chora na głowę? — Amika zrobiła rozjuszoną minę, jakby miała za chwile przywalić tej drugiej w nos. Nie lubiła, gdy ktoś przyglądał się jej takim tępym wzrokiem, a właśnie tak wyglądała Hana w tamtym momencie.
— Przepraszam, po prostu wyglądasz nieziemsko — wykrztusiła dziewczyna wbrew sobie. Normalnie nigdy nie powiedziałaby czegoś podobnego, ale w chwili obecnej musiała grać na swoją korzyść, a jak inaczej miała wytłumaczyć mało inteligentne wgapianie się w Amikę. Wyobrażała sobie dość wyraźnie, że to musi być piękność wśród morderców, którzy wodzą za nią łakomym wzrokiem. W filmach zawsze istniały takie postacie. Amika była drapieżna i lepiej było z nią nie zadzierać.
— Wsiadajmy, stoimy tu jak kołki — burknęła panienka Chinatsu, unosząc lekceważąco podbródek, ale w duchu komplement, nawet z ust tej prostaczki, sprawił jej przyjemność.
Hana wsiadła do auta dopiero po Narumim, który zachowywał się tak obojętnie, jakby nic niepokojącego się nie działo. Podziwiała go za talent aktorski. A może naprawdę miał gdzieś, czy ona zdradzi się w czymkolwiek? Owszem, chronił ją, ale Bóg wie czemu, i czy w ogóle go to obchodziło. Mógł przecież robić to dla czystej rozrywki albo z powodu jakiegoś kodeksu gangsterów. Wiedziała, że ponosi ją wyobraźnia, ale po tego typu psychopatach spodziewała się wszystkiego.
Jednak, dopiero gdy zetknęła się z osobą imieniem Tao, zrozumiała, że Narumie i Amika to potulne szczeniaki.
— Zapnij pasy — odezwał się do niej surowym głosem i od razu zdrętwiała pod wpływem jego nieprzyjemnego spojrzenia. W normalnych okolicznościach byłby nawet przystojny. Miał długie włosy, duże, ciemne oczy i gładką twarz jak u niemowlaka, ale aura biła od niego złowroga.
— Oczywiście. — Kiwnęła głową, spełniając jego polecenie.
— To musi być okropne, co nie? — Amika odwróciła się w ich stronę, patrząc jednak tylko na Hanę.
— Hm? — Okamoto otworzyła szerzej oczy zaskoczona zainteresowaniem tamtej, nie rozumiała zresztą, co jej chodzi.
— Doświadczenie z pleśnią — odparła Amika z oczywistością, patrząc na dziewczynę, jak na idiotkę. — To obrzydliwe, że wylosowaliście akurat to.
— Nie można było zgłaszać protestów — Hana odezwała się niepewnie, na co Amika zareagowała głośnym, irytującym śmiechem.
— Przecież wiem! Ja też mam zajęcia z Hashimoto. Nie znam większego palanta od niego!
— To prawda.
— Jesteś cholernie nieśmiała, wiesz? — Panienka Chinatstu uśmiechnęła się zjadliwie. — A nie wyglądasz na taką, gdy widuje cię na co dzień. Zawsze wydawałaś mi się pyskata i bardzo pewna siebie. Teraz zaś wyglądasz, jakby ktoś miał cię zabić.
Hana wcisnęła się głębiej w fotel. Tao zerknął do lusterka, przyglądając się jej kilka sekund.
— Przymknij się, Amiko — Narumie wywrócił oczami, włączając się do rozmowy. — Przestań być wiecznie zazdrosną.
— Och! Odbiło ci! — Obrzuciła go miażdżącym spojrzeniem. — Myślisz, że świat kręci się wokół ciebie?
— Twój na pewno — zauważył ironicznie. — Daj mi w spokoju zrobić ten projekt i przestań traktować JĄ jak śmiecia.
Hane dziwnie zabolało to „JĄ”. Zabrzmiało tak lekceważąco obojętnie.
— Dupek — Skwitowała Amika, prostując się na siedzeniu, ewidentnie obrażona. — Ja tylko próbowałam być miła.
Hana odpłynęła myślami gdzieś w dal, pragnąc za wszelką cenę oderwać się od rzeczywistości. Siedzenie w tym aucie było jak przebywanie w paszczy lwa. Tylko czekać, aż zostanie połknięta przez śmiercionośne gardło. Z drugiej strony, potrafiła skupić się na Amice i zastanowić nad tym, co łączy ją z Narumie. Przypomniała sobie plotki Maiko, która uważała, że tych dwoje tworzy parę kochanków. Teraz, mając z nimi tak bliski kontakt nie była tego taka pewna.
Wydawali się raczej szczerze nienawidzić, ale może nie zawsze tak było, może to ona stanowiła kość niezgody między nimi? Jeżeli tak, Amika z pewnością zrobi wszystko, by usunąć ją ze swej drogi.

***

To był naprawdę wielki dom, olbrzymi! Hana otworzyła szeroko oczy, gdy ciemny pojazd przejechał przez samo otwierającą się bramę, wkraczając do świata luksusu i przepychu.
Budynek miał trzy piętra, prostokątne okna, w których odbijało się niebo, a także urocze, weneckie balony i otaczający go ogród z figurami z żywopłotu. U samego szczytu widniał orientalny dach z zawijanymi końcami w kolorze ciemnego granatu, a do wejścia prowadziły marmurowe schody.
Amika wysiadła jako pierwsza, wciąż nachmurzona i obojętna na otaczającą ją pomyślność losu, który najwidoczniej niczego dziewczynie nie żałował w kwestiach materialnych. Narumie również musiał się przyzwyczaić do rzeczywistości, w której żył, bo wyglądał na spokojnego, czego Hana nie mogła wprost zrozumieć.
Czy mieszkając w takim miejscu nie powinno się raczej wydać westchnięcia zachwytu? Ona sama miała na to wielką ochotę, ale, gdy tylko spróbowała to zrobić, poczuła, że gardło ma ściśnięte z nerwów. Zabawne, prawie zapomniała, że w tym cudownym domu mieszkają zabójcy.
Szła potulnie za Narumim, unikając spojrzenia Amiki, która, chociaż ostentacyjnie ją ignorowała, zdawała się śledzić każdy jej krok, co tylko potęgowało stres całej tej sytuacji.
Drzwi otworzyła im jedna ze służących, którą Tao ofuknął już na starcie, bo nie przesunęła się w momencie, gdy on wszedł do środka, przez co niefortunnie na nią wpadł.
Kobieta przeprosiła z nienaturalną pokorą, jakby miała przed sobą co najmniej Cesarza Japonii. Hana z trudem ukryła irytacje, ale dłoń Narumiego boleśnie wbiła się w jej ramie, gdy posłała w stronę mężczyzny wściekłe spojrzenie.
— Nawet nie próbuj — warknął przez zaciśnięte zęby, na tyle cicho, by tylko ona mogła go usłyszeć.
— Możesz zostawić tu torbę — powiedziała słodko-uprzejmie Amika, wskazując na drewnianą skrzynie, stojącą przy ścianie korytarza.
— Dziękuje.
— To co? Teraz będziecie okupować piwnicę? — Panienka Chinatsu skrzyżowała ramiona i posłała im spojrzenie z pod lekko uniesionych brwi, wyczekując odpowiedzi.
— Mhm. — Narumie nawet nie wysilił się, by wydobyć z ust jakieś konkretne słowa. Złapał Hanę za rękę i pociągnął w stronę drzwi, które widniały na końcu korytarza.
Po ich otworzeniu ukazały się schody prowadzące ku egipskim ciemnościom, jakby na samym ich końcu mogło znajdować się już tylko piekło. Na szczęście chłopak sięgnął do włącznika i daleko w dole błysnęło mdłe światło. Atmosfera rodem z horroru nie rozproszyła się całkowicie, ale bez tej pomarańczowej łuny, czekającej na nich w piwnicy, byłoby jeszcze gorzej.
— Może mogłabym w czymś pomóc? — Amika wciąż nie dawała za wygraną, zgrywając przesadnie miłą. — Wiecie, jestem starsza, też przerabiałam takie projekty.
— Zdaje się, że badałaś wpływ światła i wody na rośliny — zauważył z przekąsem Narumie, odwracając się na chwile w stronę dziewczyny. — Poza tym z biologii jesteś beznadziejna, mówiąc szczerze.
Amika zacisnęła ręce w pięści, powstrzymując się przed wybuchem agresji. Dłoń chłopaka zaciskająca się kurczowo na dłoni Hany działała na nią niczym płachta na byka. Że też musiał się z nią droczyć, bo przecież o to chodziło, prawda? Trzymał dłoń tamtej, by zrobić jej na złość. Niemożliwe, żeby lubił te zagubioną, niewiedzącą co ze sobą zrobić sierotę.
Nic jednak nie mogła zrobić, bo Narumie zszedł do piwnicy, zatrzaskując jej drzwi przed nosem.
— Świetnie, więc duście się w tej stęchliźnie sami! — Odkrzyknęła za nimi, ale odpowiedziała jej tylko cisza.

***

— Twój dom wcale nie jest taki cichy, jak twierdzisz. — Hana odetchnęła głęboko dopiero po zejściu ze schodów.
Piwnica była sporych rozmiarów, z nisko ulokowanym sufitem, o który jednak się nie uderzali, do tego całkowicie pozbawiona okien.
— Mylisz się — burknął — Amika zrobiła mały rwetes, ale tak naprawdę rzadko kiedy panuje tu jakiś większy gwar.
— Mieszkasz z rodzicami? — Podjęła temat, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Narumie tymczasem powyjmował z plecaka plastikowe pudełka z różnym jedzeniem w środku. W jednym było jabłko, w drugim kromka chleba, a w trzecim jajko. Wszystkie trzy miały leżeć w piwnicy i gnić, a do ich zadań należało robienie zdjęć temu procesowi oraz sporządzanie notatek z wnioskami na ten temat.
Super, Hana już miała tego dosyć.
— Nie, z wujem — odparł znużonym głosem, układając pudełka na starym, wysłużonym już dawno temu stole.
Hana oblizała nerwowo wargi, przemykając spojrzeniem po wyposażeniu piwnicy. Jak to zwykle bywa w takich miejscach, dostrzegała głównie same graty, wiele pudeł zaklejonych taśmą, drewniane szafki z narzędziami ogrodniczymi i różnorakimi puszkami smarów i farb.
Narumie zauważył jej zaciekawienie i uśmiechając się nieco ironicznie, spytał.
— Myślisz, że chowamy tu jakiegoś trupa? Spokojnie, żadnego nie znajdziesz.
Popatrzyła na niego z godnością.
— Wcale nie szukam trupa. Chcę przetrwać dzisiejszy dzień i zapomnieć o nim — powiedziała oschle. — Nie mam zamiaru zbierać dowodów obciążających ciebie.
Zaśmiał się , jak to miał w zwyczaju, przestała się tym irytować, odczuwała raczej przygnębiające zobojętnienie.
— Jestem uradowany — Kiwnął głową z udawaną podzięką dla niej.
— Amika, zdaje się w ogóle za mną nie przepada — Znów spróbowała o czymś z nim rozmawiać. Usiadła na krześle, który jej podał i otworzyli przyniesione ze sobą wcześniej notatniki.
— Amika nie znosi nikogo.
— Oprócz ciebie.
— Zgadza się.
— Myśli, że jestem jej rywalką? — zdziwiła się Hana, otwierając notatnik na czystej stronie i westchnęła ciężko.
— Mhm. — Narumie zaczął coś kreślić w zeszycie, średnio zainteresowany rozmową.
— Głupota — prychnęła z rozbawieniem. — Nigdy bym się w tobie nie zakochała!
Przerwał pisanie i uniósł wzrok z nad kartki, przyglądając się jej wnikliwie. Jego oczy błyszczały tajemniczo z pod grzywki, co wprawiło dziewczynę w niemałe zmieszanie.
— Tak myślisz? — Uśmiechnął się nieznacznie.
— A co, nie wierzysz mi? — fuknęła z irytacją, stukając ołówkiem w zeszyt. — Nie jesteś czarujący ani nawet zbyt miły, może odrobine przystojny, ale… — zawahała się — wiem już kim jesteś i gardzę tobą.
Narumie wyprostował się, ziewając leniwie.
— Zauważyłaś, że przez cały czas naszej znajomości to ty mnie obrażasz? Cały czas na mnie plujesz, a ja staram się być miły.
Zacisnęła usta, paląc go spojrzeniem.
— Nie wierzę w twoje czyste intencje. Dlaczego mnie chronisz? Zapraszasz do swojego domu i traktujesz uprzejmie? Ktoś, kto morduje innych ludzi, nie może być tak po prostu szlachetny i chronić poszczególne jednostki.
— Masz przedziwne zdanie na ten temat. Członkowie mafii często pomagają społeczeństwu w sytuacjach kryzysowych.
— Akurat. Większej bzdury nie słyszałam! — Podniosła głos, ale szybko umilkła przerażona, że ktoś niepożądany mógł ją usłyszeć.
— Piszą o tym nawet w gazetach — spierał się z nią, denerwująco pewny swoich racji. Miała ochotę dać mu twarz.
— Nie wiedziałam, że można być aż tak pozbawionym sumienia. — Pokręciła z niedowierzaniem głową, próbując cokolwiek notować. Wstępne notatki do projektu nijak układały się w myślach dziewczyny, a gdy chciała się skupić na pierwszym zdaniu, czuła tylko tępy ból w czaszce.
— Mylisz się.
Drgnęła, gdy usłyszała coś odmiennego w tonie głosu chłopaka. Narumie nie odezwał się z typowym dla siebie cynizmem, nie usłyszała nawet ironii czy sarkazmu. Czy zatem odezwał się szczerze?
— Chcesz powiedzieć, że dusze ludzi, których zabiłeś nękają cię po nocach? — zażartowała niewesoło, bo ani trochę w to nie wierzyła.
— Może — odparł zagadkowo. — Pomijając fakt, że jeszcze nikogo nie zamordowałem. Jakoś nie bierzesz tego pod uwagę.
— Ale zabijesz, prawda? — Uniosła brwi.
Spuścił wzrok, wzdychając ciężko.
— Milczysz. A więc zabijesz — mruknęła, dziwnie nieszczęśliwa z powodu tego, co się dowiedziała. Trudno było jej się z tym pogodzić, ale pragnęła, by Narumi był kimś lepszym, mniej skomplikowany tak, by mogła go polubić, może nawet coś więcej. Omal nie ugryzła się w policzek, gdy zdradliwe uczucie szarpnęło ją za serce. Jeszcze chwile temu zarzekała się, że nie byłaby zdolna obdarzyć go miłymi uczuciami, tymczasem działo się inaczej. Lubiła go, chociaż wzbraniała się przed tym rękami i nogami.
Był miły, trochę cyniczny, ale miły, a ona starała się utwierdzać w sobie przekonanie, że to tylko gra, że on taki naprawdę nie jest, lecz tworzy pozory, by ją omamić i zwieść. Tylko, że wydawał się szczery w tym, jaki był, a ona nie umiała poskładać w całość zestawienie tych dwóch osobowości – całkiem miłego chłopaka z bezwzględnym mordercą.

***

— Myślę, że to ona, wuju.
Tao drgnął, odrywając wzrok od ekranu tabletu, który trzymał w ręce. W progu salonu stała Amika, wpatrując się w niego uporczywie.
— Słucham? — Nie był zadowolony, że ktoś mu przeszkadza, zwłaszcza ona. Nigdy nie lubił panienki Chinatsu, gdyż od dawien dawna uważał ją za rozpuszczoną dziewuchę, która nadużywa relacji z Dziadkiem, wykorzystując je dla własnych korzyści.
— Nie rób takiej zdziwionej miny — fuknęła, robiąc kilka kroków w głąb pomieszczenia. Z jej oczu biła zaciętość. — To ona, ta Hana Okamoto to dziewczyna z kamery, nasz niepożądany świadek.
Usta Tao drgnęły w tłumiącym śmiechu.
— Doprawdy? — Odłożył tablet na stół i podrapał się po policzku, robiąc krzywą minę. — Myślałem, że jesteś odrobinę dojrzalsza.
— Pamiętam jej buty! — krzyknęła z oszołomieniem Amika, nie mogąc uwierzyć w obrót spraw. — Były granatowe, z pomarańczową podeszwą. To ona!
— W takim razie, dlaczego nie powiedziałaś nam o niej wcześniej — spytał Tao bez cienia przekonania. — Na przykład wtedy , gdy oglądaliśmy nagranie.
— No cóż, wtedy jeszcze o niej nie pamiętałam — Amika spuściła wzrok, czując, że coraz bardziej się pogrąża, ale była pewna swego, teraz wszystko jej się przypomniało. Ten dzień, gdy Hana wpatrywała się w nią o te kilka sekund za długo, a ona to wyczuła. Wtedy skomentowała z ironią jej buty, bo przecież były ohydne, tak wieśniackie jak sama właścicielka. Ale potem o tym zapomniała, psia krew!
— Hah, nic z twojej dziecinnej historyjki nie trzyma się kupy — parsknął Tao z rozbawieniem. — Zdaje sobie sprawę, że ta dziewczyna działa ci na nerwy, ale musimy znaleźć prawdziwą dziewczynę z nagrania, a, jeżeli chcesz pogrążyć swoją rywalkę, znajdź inny sposób. Nagranie to zbyt poważna sprawa i nic nie może nas rozproszyć, rozumiesz? Zwłaszcza, jakieś nastoletnie spory.
Amika zacisnęła do białości usta, mając nadzieje, że Tao jakimś cudem zniknie z powierzchni ziemi, ale nie miała takiej władzy, toteż mogła mordować go jedynie spojrzeniem.
Wiedziała, że się nie myli. No cóż, pozostało jej tylko to udowodnić, a udowodni na pewno!  



***
Od tego rozdziału Książę z piekła rodem zaczyna mi się NAWET podobać :) Mam nadzieje, że wam również. Pragnę Wam gorąco podziękować za to, że rozdział wcześniej potrzymaliście mnie na duchu, gdy myślałam, że jest naprawdę źle z tą historią. Jesteście kochani <3 Dziękuje też za ciepłe przyjęcie Sekretu Motyla, dzięki wam pisanie ma sen :*
Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. Podziwiam Hane, że była w stanie wsiąść do tego samochodu. W końcu była w jednym pomieszczeniu z ludźmi, którzy na jej oczach zabili kobietę. Trzeba przyznać, że jest odważna. Poza tym podoba mi się to jej dogryzanie Narumie. Rzeczywiście, on stara się być dla niej miły, a ta po nim jedzie XD
    Amika niesamowicie mnie drażni. Czyli skapnęła się, że to Hana była na tym nagraniu? Cholera, wiedziałam, że będą z nią problemy. Jednak ulżyło mi, że wuj wziął to po prostu za zazdrosne zachowanie ze strony Amiki. Jednak dziewczyna tak łatwo nie odpuści, widać, że za wszelką cenę będzie starała się znaleźć na to dowód.
    Niecierpliwie czekam na nowość <3
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy dzień w domu morderców Hana ma za sobą... Dała radę. Wydaje mi się, że Amika naprawdę starała się być dla niej na początku miła. Może to przez ten komplement, który nasza bohaterka rzuciła w jej stronę? W końcu Amika uwielbia, jak ktoś ją komplementuje. Ale Narumie kazał jej się odczepić od Hany. Swoją drogą uważam, że naprawdę jest z niego niesamowity aktor. Potrafi udawać, że nic go nie obchodzi, nie ma nic do ukrycia, a Hana niezbyt go obchodzi. To dobrze, bo dzięki temu nie idą od razu na odstrzał. Szkoda tylko, że Amika zauważyła różnicę w zachowaniu Hany, która zawsze wydawała jej się pyskata i pewna siebie, a nagle zrobiła się z niej szara, przestraszona myszka... Może to właśnie to sprawiło, że Amika przypomniała sobie o jej butach?! O tych cholernych butach, przez które dziewczyna się naraziła?! Amika poszła od razu do Tao z tą informacją, ale na szczęście jej nie uwierzył. Ulżyło mi, choć wiem, że ta dziewczyna się nie podda, a to jest dopiero początek prawdziwego piekło. Omo! Dlaczego ta dziewucha musiała akurat wtedy spojrzeć na jej buty?!
    Wydaje mi się, że Narumie'mu zależy na dobrej opinii u Hany, choć jest to tak prawdopodobne, jak wygranie miliona w Totolotku. Jednak Hana pragnie w głębi duszy obdarzyć chłopaka głębszym uczuciem albo przynajmniej go polubić. Sądzę, że tak też się stanie. Może Narumie udowodni jej, że wcale nie jest taki zły?
    Rozdział fenomenalny - jak zwykle <3. Czekam z niecierpliwością na ósemkę <3.

    OdpowiedzUsuń
  3. Plus dla Hany za wielką odwagę, że jednak pojechała do domu Narumiego :) śmiać mi się chciało, kiedy Amika powiedziała Tao, ze Hana jest dziewczyną z nagrania, a on jej nie uwierzył, wyobraziłam sobie takiego małego robaczka, którego ktoś z premedytacją rozdeptuje ^^ te przeklęte buty będą prześladować Hane chyba do końca życia -.-

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszyscy podziwiamy Hanę! Odważna z niej dziewczyna, bo pewnie nie każdy zdecydowałby się na taki krok.
    Biedna Amika, przez swoje ślepe zafascynowaniem Narumie teraz nikt nie uwierzy w jej słowa, bo zawsze będzie postrzegana jako zazdrosna panna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na samym początku powiem Ci, że podoba mi się tytuł tego rozdziału. Nawet moja mama się zainteresowała, kiedy tak patrzyła w laptopa :D
    Hanie musiało być naprawdę ciężko. Nie dość, że znosiła obecności Narumiego, to jeszcze wszędzie kręciła się ta podstępna Amika. Jak wiesz, nie lubię jej strasznie, ale z tego pierwszego fragmentu wydała się po prostu taka... hmm... zwykła? No nie wiem jak to określić, ale w każdym bądź razie nie wkurzyła mnie tak bardzo, jak zwykle. Chciała podjąć z Haną jakąś rozmowę, co niekoniecznie się udało, ale pokazała się też od innej strony. Oczywiście wciąż podtrzymuję swoje zdanie i nie pałam nagle do niej sympatią. To się chyba nigdy nie zmieni.
    Rozmowa pomiędzy Narumim i Haną bardzo ekscytująca. Chociaż dziewczyna broni się, nie chce przyznać, że chłopak ją interesuje i naprawdę go lubi, myślę, że długo nie zdoła utrzymać tego w tajemnicy. I odnoszę wrażenie, że Narumie ma ochotę się zmienić, zauważam w nim dobrego, szczerego, prawdziwego człowieka. No zobaczymy co to z niego będzie dalej.
    Przestraszyłam się, kiedy Amika wspomniała wujowi o Hanie. Byłam niemalże pewna, iż mężczyzna pójdzie tym tropem i Hana będzie miała poważne kłopoty, a Narumie już nic nie będzie mógł zrobić. Ale na szczęście wuj nie uwierzył w słowa Amiki bez dowodów, więc jest jakiś zysk czasu. Tylko pytanie na jak długo? Amika na pewno się nie podda i będzie dalej węszyła, a tego się obawiam.
    Czekam na rozdział kolejny, dużo weny życzę. Ściskam mocno <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Amika jednak jest mądrzejsza niż ją o to podejrzewałam. szybko zorientowała się, że to była Hana. cieszy mnie jednak, że jej nie uwierzono. dzięki temu dziewczyna jest bezpieczna. na razie.
    Narumie był dziś naprawdę słodki. niech tak dalej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń