Nowe miejsca mają to do siebie, że
trudno w nich zasnąć. Inne zapachy, inne dźwięki, inna pościel, nawet cienie na
ścianach inne. Ale Hana Okamoto zasnęła w pierwszej chwili, w której otuliła
się kocem i kołdrą. Nawet nie zdążyła się przebrać ani umyć, jak planowała.
Zatem, gdy zbudziła się koło dziesiątej rano poczuła się wypoczęta, ale jakaś
taka nieświeża.
Musiało upłynąć kilka sekund nim
dotarło do niej, gdzie jest, nim zrozumiała, dlaczego Suke nie dobija się do
jej drzwi, jak zwykle tylko po to, aby dokuczyć starszej siostrze.
Za oknem padało. Deszcz bębnił w szyby
z taką wściekłością, jakby próbował wykurzyć z posesji nielegalnych lokatorów.
Hana z ociąganiem wyszła z ciepłego
łóżka, natychmiast odczuwając lodowate powietrze. Jak na złość, nie miała co
liczyć na gorący prysznic, ale nie było rady – wolała dostać zapalenia płuc niż
w ogóle się nie umyć.
Na parter zeszła trzęsąc się cała z
zimna. Niestety to, co zabrała ze sobą nie okazało się aż tak ciepłe, by ogrzać
ją w warunkach przypominających wnętrze zamrażarki.
Do tego nigdzie nie mogła znaleźć
suszarki, więc musiała owinąć włosy w ręcznik, aby całkowicie się nie
rozchorować.
Narumie z trudem powstrzymał śmiech,
kiedy pojawiła mu się przed oczami.
— Hej, no co!? — Uniosła podbródek. —
Myślisz, że wyglądasz teraz lepiej? — Zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów.
Miał na sobie piżamę z szarych spodni i czarnego podkoszulka. Była zaskoczona,
że potrafi wytrzymać w czymś takim, kiedy temperatura prawie sięga zera. Nie
przejmował się rozczochranymi włosami, ani kapciami, których podeszwa
rozwarstwiała się, przez co zabawnie na nich człapał.
— Napij się herbaty, dodałem do niej
imbiru. Rozgrzeje cię — Postawił na stole kubek. Dzięki Bogu wszystkie
urządzenia były na prąd, oprócz kuchenki, więc chociaż tym nie musieli się
martwić.
— Dzięki — mruknęła, wskakując na
stołek. Z przyjemnością opatuliła kubek dłońmi, czując jak parzące ciepło
przenika przez opuszki.
Narumie, jak zwykle pełnił role
gospodarza domu i przyszykował śniadanie. Powoli odczuwała z tego powodu
niezręczność. W końcu, mogła sama zrobić sobie kanapki, tymczasem to on
podstawił jej pod nos talerz pełen gofrów z bitą śmietaną i owocami.
— Smacznego — Posłał jej jeden z
najszerszych uśmiechów, jaki u niego kiedykolwiek widziała i zabrał się za
pałaszowanie śniadania. Był w nieziemsko dobrym humorze w dobie tak
nieprzyjemnych okoliczności. Chociaż próbowała nie ulec jego uśmiechowi, sama
musiała wbić zęby w gofra, żeby powstrzymać własny.
***
Narumie od razu rozpalił w kominku,
znosząc do salonu coraz więcej drewna. Nie minęło pół-godzinny, gdy za szybką
zaczął trzeszczeć ogień. Tak oto, salon stał się najcieplejszym pomieszczeniem
w domu i Hana nie miała wyjścia, jak tylko się w nim ulokować.
Miała do dyspozycji kilka książek i
telewizor. Ponieważ stacje nie oferowały niczego ciekawego, skorzystali z kina
domowego i przez dwie godziny oglądali nudny kryminał.
Hana z trudem powstrzymywała ziewanie,
podczas gdy Narumie już dawno spał. Przyjrzała się jego obliczu, tak spokojnemu
i niewinnemu, że z trudem przyszłoby komuś obcemu wziąć go za przestępcę.
Podbródek miał oparty o własne ramie, a twarz przechyloną w jej stronę, przez
do doskonale mogła przyjrzeć się jego seksownym ustom i pięknie zarysowanej
żuchwie, która dodawała mu męskości.
Nim zrozumiała, co tak właściwie robi,
sięgnęła po koc, który chłopak przyniósł im z jakiejś szafy i starannie go nim
okryła. Nic wprawdzie nie wskazywało, aby marzł, ale nie mogła powstrzymać się
od tej troskliwości. Cały czas chodził w podkoszulku, jakby byli na wakacjach w
tropikach, ale nagle zaczęła martwić się o jego zdrowie. Nie zaszkodzi okazać
mu trochę troski, prawda? To jeszcze nie znaczy, że zaczęła go lubić, a jedynie,
że okazuje miłosierne serce względem drugiego człowieka. Przekonywała siebie o
tym uparcie.
Ponieważ w nocy spała jak zabita,
teraz, pomimo zmęczenia, nie mogła się zdrzemnąć. Ubrała się zatem w kurtkę i
postanowiła wyjść na zewnątrz. Uwielbiała przebywać na świeżym powietrzu, nawet
jeżeli było mroźne i padało. Lecz tylko na polu odzyskiwała spokój i jasność
myślenia.
Usiadła na ławeczce pod zadaszeniem,
wsłuchując się w jednostajny szum deszczu. Miała stąd widok na dolinę, która
nie prezentowała niczego ciekawego. Jednakże postanowiła czerpać z tego radość,
ponieważ nigdy wcześniej nie miała okazji być na wsi.
Przymknęła oczy, chłonąc zapachy i
dźwięki natury, gdy nagle usłyszała niepokojący trzask gałęzi. Natychmiast uniosła
powieki, wyostrzając czujność. Z winy deszczu nie była w stanie usłyszeć
wyraźnie co się dzieje, ale miała nieodparte wrażenie, że coś lub ktoś czaił
się w pobliżu.
— Halo? Jest tu kto? — Niepewnie
podniosła się z ławki, kierując uwagę na krawędź ściany domu, mając przeczucie,
że to właśnie tam ten ktoś się schował.
Nie zdziwiła się, gdy odpowiedzią była
jedynie cisza.
Wiedziała, że robi straszną głupotę,
ale zaczęła nieśpiesznie podążać w tamtym kierunku, mając nadzieje, że to
wszystko okaże się jakąś błahostką, z której zacznie się momentalnie śmiać.
W miarę jednak zbliżania się do celu
czuła, jak gęsia skóra coraz mocniej pokrywa jej ciało i bynajmniej nie z
powodu deszczu.
— Halo? — Podjęła jeszcze jedną próbę
wywabienia tego kogoś dobrowolnie.
Wrzasnęła dziko, gdy zza ściany
wyskoczył nieznajomy mężczyzna. Od razu rozpoznała w nim tego samego człowieka,
którego widziała przy sklepie w wiosce.
— To pan… — stwierdziła z
oszołomieniem, wpatrując się w jego nieprzyjemną gębę i przenikliwe oczy. —
Mogę w czymś pomóc?
Jednak on nie odpowiedział, tylko
przeszedł do ataku. Złapał Hanę brutalnie za ramiona i przygwoździł do ściany z
taką siłą, że poczuła okropny ból wzdłuż kręgosłupa. Na chwile wszystko przed
oczami rozpłynęło się w czarnej otchłani, ale szybko odzyskała rozum i
spróbowała się mu przeciwstawić.
— Czego chcesz? Puść mnie do cholery!
— Wierzgała jak szalona, ale podziałało to na oprawcę niczym płachta na byka.
— Pożałujecie! Wy banda morderców
pożałujecie! Myślicie, że jesteście bezkarni, ha?! Zamorduje was, żebyście
wiedzieli jak to jest. Bestie! Bestie jesteście!
Nie rozumiała o co mu chodzi. Łzy
przysłoniły Hanie pole widzenia. Ohydne łapska mężczyzny zaczęły oplatać ją
wokół szyi, odcinając dopływ tlenu.
Krztusiła się i wydzielała coraz
więcej łez. Przez otwarte szeroko usta bezskutecznie próbowała złapać
powietrze, zamiast tego jednak charczała niczym upiór.
Była pewna, że za chwile zemdleje i skończy
żywot, ale wtedy ktoś brutalnie odciągnął mężczyznę do tyłu. Narumie miał szał
w oczach. Jednym ciosem dłoni powalił nieznajomego na ziemie, a potem
przygwoździł butem głowę mężczyzny do podłoża, miażdżąc mu skroń tak mocno, że
tamten wydał z siebie bolesny krzyk.
— Narumie! — Hana z przerażeniem
wypowiedziała jego imię.
Chłopak zignorował ją, wpatrując się
tylko i wyłącznie w leżącego na ziemi parszywca.
— Ty śmieciu! — warknął z
obrzydzeniem, a potem zaczął go okładać pięściami. Krew trysnęła z wszystkich
możliwych miejsc na twarzy niedoszłego mordercy. Puchnął w tak zastraszającym
tempie, że już po chwili przestał przypominać człowieka, a Narumie uderzał
dalej. Cios za ciosem, mając w oczach tylko dziki szał.
— Narumie! Dosyć! Przestań! — Złapała go
za ramiona, próbując mu przeszkodzić, ale została odepchnięta uderzeniem
łokcia. Ból w brzuchu na chwile odebrał jej oddech, jednak to nie sprawiło, że
zamierzała się poddać.
Dźwignęła się natychmiast na nogi i
uwiesiła się chłopakowi na szyi, ani myśląc puścić.
— Narumie, proszę, zlituj się, zostaw
go, proszę — Udało jej się ściągnąć go z ciała oprawcy. Pobity mężczyzna
skorzystał z okazji i chwiejnie wstał, wpatrując się w nich z pod spuchniętych
powiek. Był cały zakrwawiony, a padający na niego deszcz spłukiwał brunatną
ciecz, upodabniając ją do krwawych wodospadów.
— Bestie! — Wskazał na nich drżącym
palcem. Płakał. — Nigdy wam nie wybaczę. Bogowie dosięgnął was sprawiedliwością!
Pożałujecie kiedyś!
Narumie oddychał szybko, nie
spuszczając go ani na chwile z oka. Był gotowy znowu zaatakować, ale Hana
okrążyła go i wbiła się w jego ciało niczym kleszcz, tuląc policzek do torsu
chłopaka.
— Daj mu spokój. Nie zabijaj go,
proszę.
Asakura wyraźnie się wahał, ale
ostatecznie pozwolił mężczyźnie oddalić się drogą powrotną. Rozluźnił się
dopiero wówczas, gdy tamten całkowicie zniknął im z pola widzenia.
Wtedy też Hana oderwała od niego twarz
i uniosła ją, by na niego spojrzeć. Wyglądał na oszołomionego. Jego oczy
stanowiły dwie puste wyrwy, zapewne nie rozumiał, co wydarzyło się chwile temu.
— Hano… omal go nie zabiłem —
wyszeptał z trwogą, instynktownie sięgając ku jej przedramionom, które otulił
własnymi dłońmi.
— Nie zabiłeś go — powiedziała cicho.
— Odszedł.
— Omal nie zabił ciebie! Gdybym nie
przyszedł na czas… — Uświadomił sobie, co to by oznaczało i wtedy przyciągnął
ją do siebie i mocno przytulił.
— Tak mi przykro, nie przejmuj się —
odezwała się, gładząc dłońmi plecy chłopaka.
Oboje byli przemoczeni do suchej nitki
i zziębnięci. Tuż obok potężny zryw wiatru ułamał gałąź dębu. Głośny trzask
rozdarł powietrze, a odłamana kończyna drzewa spadła ciężko na trawę.
Wtedy odzyskali jasność myślenia,
wpatrując się w siebie z niedowierzaniem.
***
Usiadła na kanapie w suchych już
ubraniach i rozcierała ręcznikiem wilgotne włosy. Z ulgą wsunęła nogi po gruby
koc. W kominku nadal trzeszczał ogień, więc przyjemne ciepło wtuliło się w jej
ciało drgającym żarem powietrza.
Narumie również się przebrał i usiadł
ciężko tuż obok, stawiając na szklanym stoliku dwa kubki z gorącym kakao.
Panienka Okamoto przygryzła kącik
wargi, ponieważ tysiąc myśli naraz wznieciło się w jej umyśle, miała tyle pytań
do Asakury, ale obawiała się poruszyć ten delikatny temat. Widziała wyraźnie,
że chłopak wciąż jest w szoku i nie dowierza w to, co się stało.
— Znam tego człowieka — odezwał się
sam z siebie ku jej uldze. A jednak nie zamienił się w milczący cień
poruszającej się istoty, jak zaczęła się obawiać.
— Domyślam się, że to nie jest
przyjaciel rodziny — powiedziała cicho, łapiąc za ucho jeden z kubków. Był za
gorący żeby go pić, ale mogła postawić go na kolanach i trochę się ogrzać.
— Nie — Uśmiechnął się z sarkastycznym
rozbawieniem.
— Co mu zrobiliście? — zapytała
ostrożnie, zerkając na Narumiego kątem oka. — Wygadywał takie rzeczy… chyba
chciał się na nas zemścić.
Asakura westchnął ciężko, odchylając
głowę do tyłu. Zamknął oczy i wydał z siebie zmęczone, głośne westchniecie.
Spłynęła na niego bezsilność, obmacując łapami przeszłości, która rozpostarła
się przed nim niczym ekran telewizora.
— Miałem dziesięć lat, gdy to się
stało — zaczął mówić, otwierając historię tamtych wydarzeń, podobnie jak
otwiera się starą, zakurzoną książkę. Hana słuchała go z uwagą. — Spędzałem w
tym domu każde lato z Koichim i jego rodzicami, aż ukończyłem dziesięć lat i to
się wydarzyło. Ten człowiek, o ile dobrze pamiętam, nazywa się Kato Sawao i
tamtego lata naprawiał nam instalacje wodną. Coś się zapchało w rurach i trzeba
było wzywać specjalistę. Ojciec Koichi’ego,… jakby to powiedzieć, był… jest
okropnym człowiekiem. Gdy z Kato Sawao zjawiła się również jego żona, jako
kierowca, pan Kobayashi od razu się nią zainteresował. Bawiliśmy się z Koichi’m
za domem, gdy usłyszeliśmy potworne krzyki. Pobiegliśmy za źródłem dźwięku i
zobaczyliśmy coś, czego nie zapomnę do końca życia. Za jednym z drzew pan
Kobayashi gwałcił tamtą kobietę. Nie zwracał uwagi na jej krzyki ani błagania o
litość. Pamiętam, że stałem jak w ryty i nie mogłem oderwać od nich spojrzenia,
chociaż bardzo nie chciałem tego widzieć. Zastanawiałem się, dlaczego on jej to
robi, dlaczego krzywdzi osobę, która w żaden sposób nie naraziła się klanowi.
Dopiero matka Koichi’ego pociągnęła mnie i przyjaciela do środka. Do dziś nie
mogę sobie wyobrazić, co musiała w tamtym momencie czuć i myśleć o mężu, ale
nigdy nie poruszyliśmy potem tego tematu. Kilka tygodni później ta zgwałcona
kobieta utopiła się w rzece. Kato Sawao wiedział doskonale, co się stało, ale
gdy zgłosił sprawę na policje tuż po tym wydarzeniu, policja umorzyła śledztwo
prawie natychmiast. Yakuza zatarła wszystkie ślady i zapukała do odpowiednich
drzwi, by dać tej sprawie spokój. Dlatego też ta kobieta, nie mogąc znaleźć dla
siebie sprawiedliwości, odebrała sobie życie.
Po zakończeniu wyznania zapadła cisza.
Hana musiała zebrać myśli i poukładać je w głowie w sensowny obraz. Poczuła się
strasznie, tak potwornie strasznie, jakby sama była ofiarą gwałtu. Przełknęła z
trudem ślinę, żałując, że wysłuchała tej historii.
— Widziałam Kato Sawao pod sklepem,
gapił się na mnie — powiedziała wreszcie, nie znajdując lepszych słów na przerwanie
ciszy.
— Wiem, ja też go widziałem — rzekł
Narumie głucho. — Miałem nadzieje, że mnie nie pozna. W końcu od tamtego lata
ani razu tu nie wróciłem, ale widać się myliłem.
— Pewnie myślał, że też należę do
klanu. — Hana spuściła wzrok. Wciąż nie docierało do niej, że otarła się o
śmierć. — Dlatego chciał mnie zabić. Byłam łatwą ofiarą.
— A potem to ja omal nie pozbawiłem go
życia — prychnął, kręcąc głową. Nagle spojrzał na nią. — Przepraszam cię.
Przepraszam, że to właśnie ty musiałaś zapłacić za bestialstwo Kobayashi’iego.
Patrzyła na niego dłuższą chwilę, po
czym nakryła jego rękę własną.
— Zapłaciłabym wtedy, gdyby naprawdę
pozbawił mnie życia — powiedziała wolno i stanowczo. — Ale ty go powstrzymałeś
i jestem pewna, że to odrobinę usprawiedliwia twoją furię.
Uśmiechnął się bez wyrazu.
— Wow, pierwszy raz próbujesz mnie
zrozumieć.
Zaśmiała się z oburzeniem.
— Może po prostu dotarło do mnie, że
od samego początku widziałeś tylko złe rzeczy. Nie dano ci w życiu zbyt wiele
miejsca na dobro, ale jednak jesteś dobry, Narumie. Chronisz mnie przez cały
ten czas, to jest dobroć. I ona wypływa z twojego serca. — Pierwszy raz
powiedziała mu coś tak wyjątkowego i poczuła się skrępowana.
Wpatrywał się w nią intensywnie i
przenikliwie, aż rumieńce automatycznie zaogniły policzki Hany. Miała nadzieje,
że będzie mogła zwalić winę na ogień.
Nagle twarz Asakury zaczęła się do
niej przybliżać, a w tym czasie spojrzeniem zdążył już sięgnąć ku jej ustom.
Jeszcze chwila a ją pocałuje.
Poczuła mocne przyśpieszenie serca.
Zaschło jej w gardle, a tysiące wibracji przebiegło przez podbrzusze
sprawiając, że desperacko zapragnęła, by ich twarze się dotknęły.
Uniosła kubek i umoczyła prędko wargi
w napoju. Poparzyła się, ale nie cofnęła naczynia, gapiąc się na Narumiego
nieco idiotycznie.
— Dołożę drewna do kominka. — Padło z
jego strony obojętne stwierdzenie. Wstał nieco za szybko, próbując ukryć
wstępujący na twarz wyraz rozczarowania.
Westchnęła z żalem,
przykładając skroń do brzegu oparcia. Zapatrzyła się pustym wzrokiem przed
siebie. Miała wrażenie, że stało się coś złego i wcale nie miała na myśli Kato
Sawao. Raczej utratę czegoś ważnego, co sprawiło, że rozpadała się na drobne
kawałki – powoli i boleśnie. Jak upadające elementy starganego papieru,
dosięgające tafli sadzawki, na której rozmywały się bezpowrotnie.
***
Zapraszam was na moje konto na wattpad :
właśnie byłam ciekawa, czy ten dziadek się jeszcze pojawi, bo w poprzednim rozdziale dość dokładnie go opisałaś i domyśliłam się, że nie bez powodu. ale takiego wejścia to ja się nie spodziewałam! biedna Hana, dobrze, że Narumie w porę się zjawił i powalił tego dziada. ba! on go prawie zabił! dobrze, że Hana go powstrzymała, bo chłopak miałby go na sumieniu, a widać, że mimo wszystko je posiada. kurczę, już myślałam, że się pocałują, a tu takie coś... szkoda, naprawdę wielka szkoda, ale mam nadzieję, że chociaż na sam koniec będzie jakieś buzi-buzi :D
OdpowiedzUsuńNo nie.. Było tak blisko, myślałam, że się pocałują, a tu nic. Tak czułam, że z tym dziadkiem coś będzie. Zaatakował Hane, dobrze, że w porę pojawił się Narumie, bo nie chce sobie nawet wyobrażać, co by się stało. Dobrze, że Hana powstrzymała Narumiego, bo wpadł w taki szał, że o mały włos go nie zabił. Mam nadzieję, że ten dziadek się już więcej nie pojawi. Czekam na nowość <3
OdpowiedzUsuńTen rozdział zdecydowanie trzymał w napięciu przez cały czas! Zaczęło się dosyć zwyczajnie, spokojnie i w zasadzie tak też się skończyło. Ubolewam trochę nad tym, że nie doszło do tego długo wyczekiwanego pocałunku, ale okej - mogę przecież jeszcze poczekać na jakąś lepszą okazję, prawda? I tak Narumie zrobił już ogromny postęp, zmienił się nie do poznania i to trzeba docenić. Co prawda, nie wskazuje na to wcale ta jego gwałtowna reakcja, ale przecież każdy zachowałby się w ten sam sposób. Ten mężczyzna wyraźnie chciał pozbyć się Hany, a Narumie nie mógł na to pozwolić, wykazał się jak zawsze dużą odwagą. Całe szczęście, że dziewczyna starała się go powstrzymać, bo w przeciwnym razie mogłoby się to skończyć naprawdę tragedią. A oboje chyba nie potrzebują już więcej zmartwień. A ta historia tej biednej kobiety... coś okropnego. Nic więc dziwnego, że Kato chciał się zemścić, ale przecież ani Narumie, ani tym bardziej Hana nie mieli z tym nic wspólnego.
OdpowiedzUsuńCzekam na rozdział kolejny, dużo weny i czasu! Pozdrawiam <3
Wow... taki staruszek, a jak bardzo niebezpieczny. Hana mogła nie wychodzić na zewnątrz. No, ale kto by to przewidział? Dobrze, że zjawił się Narumie. Nie sądziłam jednak, że wpadnie w taką furię. Zależy mu na Hanie. Jak widać, bardzo. :)) Hehe, w sumie szkoda, że się nie pocałowali wtedy, ech. A tak blisko tego było. Nie dziwię się temu staruszkowi, że taki wkurzony był. Jego żona została brutalnie zgwałcona, a potem jeszcze umarła. Musi mu być z tym ciężko, ale przesadził, obwiniając Hanę. Przecież ona nie miała z tym nic wspólnego.
OdpowiedzUsuńJaki piękny wygląd *__*
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero teraz tutaj jestem, ale przez pracę naprawdę nie mam kompletnie na nic czasu :(. Obyś mi tylko wybaczyła. Chcę, byś wiedziała, że zawsze tutaj wpadnę z komentarzem! Nigdy Cię nie opuszczę :).
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do rozdziału: Wspólne mieszkanie naprawdę zbliża do siebie Narumie'go i Hanę. To ich wspólne przekomarzanie się z rana na temat ich wyglądu było naprawdę urocze. Troszczy się o naszą bohaterkę, jakby była dla niego naprawdę kimś ważnym. Jest kochany i coraz bardziej współczuję mu faktu, iż wychował się w klanie. Przez to nie może normalnie żyć, jak zwykły nastolatek.
Moment z tym facetem, który chciał zabić Hanę był przerażający! Naprawdę myślałam, że ją zabije, ale na szczęście Narumie ją ocalił. Dobrze, że Hana go powstrzymała, bo zabiłby tego mężczyznę. Z początku nie rozumiałam, dlaczego postąpił on tak, a nie inaczej, ale po wyznaniu Narumie'go poniekąd rozumiem.Chęć zemsty i te sprawy... ale dlaczego muszą za to cierpieć niewinne osoby? Narumie miał wtedy dopiero dziesięć lat i NIE MÓGŁ NIC ZROBIĆ! Jakby tego było mało musiał jeszcze na to wszystko patrzeć... Omo, on był wychowywany w tak strasznych warunkach! Nie dziwię się, że Hana sama zaczyna go rozumieć i szczerze współczuć. Narumie jest dobry mimo wszystko. I ja wierzę, że uda mu się kiedyś normalnie żyć. Naprawdę trzymam za niego kciuki.
I dupa blada! Było tak blisko do pocałunku, a Hana wszystko zepsuła! Potem żałowała, ale już po ptokach, kochana... Zmarnowałaś swoją szansę. Ugh, ale mnie zirytowała w tym momencie xD.
Lecę czytać nowość <3.