Cieszyła się, że dzień okazał się
słoneczny, ponieważ od rana nie robiła niczego innego, oprócz rozwieszania plakatów.
Dla Maiko było to niezwykle ważne, zatem nie mogła odmówić, mimo iż wiedziała,
że tylko marnują czas.
Chodziły po różnych dzielnicach Osaki,
skupiających się wokół miejsca pracy Li Xue, gdzie po raz ostatni ją widziano.
W parkach, centrach handlowych i małych sklepikach za zgodą właścicieli zawisły
białe kartki z szarą podobizną kobiety, oznaczoną jako zaginiona.
Hana próbowała przekonać przyjaciółkę,
że powinna zostawić to policji, same, bowiem niewiele mogły zdziałać, ale Maiko
potrzebowała jakiejkolwiek czynności, nawet bezsensownej. Nie mogła bowiem znieść
myśli, że nie robi kompletnie nic w celu odnalezienia krewniaczki.
Oprócz ich dwóch, towarzyszył im
również Ichiro. Przez chwile działali we trójkę, ale potem rozdzielili się,
każde zabierając ze sobą torbę ze stosem wydrukowanych w środku kartek.
Hana Okamoto już od trzech godzin była
w ruchu, przemieszczając się komunikacją miejską to tu, to tam, ani na chwile
nie dając sobie czasu na wytchnienie.
Mogła przecież usiąść, a krateczki
wyrzucić do kosza. Wiedziała w końcu, że ciocia Maiko nie żyje, że nawet, gdy
ją odnajdą, będą to zwłoki kobiety, a jednak cały czas pędziła po mieście jak
na złamanie karku, wlepiając ogłoszenia, gdzie tylko było to możliwe.
Wyrzuty sumienia były jej siłą
napędową. Czuła, że jest winna przyjaciółce prawdę. Ona i jej rodzina odchodzą
od zmysłów, nie wiedząc, co stało się z ich krewną, tymczasem Hana znała
prawdę, mogła ją ofiarować rodzinie Maiko. To z pewnością odebrałoby im resztki
nadziei na znalezienie Lu Xiue żywej, ale przynajmniej mieliby już świadomość,
co się z nią stało, a czasami brak jakichkolwiek wieści był gorszy od
najstraszliwszej prawdy.
Ale Hana nie mogła powiedzieć. Po
pierwsze, nie wiedziałaby jak to zrobić, po drugie, to postawiłoby Maiko i jej
rodzinę w niebezpieczeństwie. W końcu, nie musieli uczestniczyć w piekle, które
ściągnęła na siebie ta kobieta. Wystarczyło już, że to Hana była zamieszana w
tę sprawę zupełnie bez powodu, tylko dlatego, że los okazał się dla niej
wyjątkowo złośliwy tamtego wieczoru.
Ale nawet najpotężniejsze źródło
energii, jakim były wyrzuty sumienia, kiedyś musiało się wyczerpać, toteż w
pewnym momencie Hana Okamoto poczuła się kompletnie pozbawiona sił.
Biegnąc chodnikiem wzdłuż rzędu
wysokich kamienic, nagle zwolniła, a stopy stawiły opór dalszym chęciom.
Zatrzymała się, wpatrując z oszołomieniem w chodnikowy bruk, a wiatr uderzał w
nią wyjątkowo zimnym powiewem, który przyprawiał o gęsią skórkę.
Była zmęczona, żołądek wydawał serię
przedziwnych odgłosów w ramach protestu przeciw głodówce, a płuca skurczyły
się, wyczerpane zbyt dużą dawką powietrza.
Z rezygnacją opadła na ławkę,
ściągając z ramienia ciężką torbę. Przez te trzy godziny jej ciężar nie
zmniejszył się nawet trochę. Hana oparła łokieć na krawędzi ławki, desperacko
spragniona wytchnienia.
Przymknęła na chwile oczy, odcinając
się do widoku nieustannie śpieszących się przechodniów i falujących na wietrze
koron drzew.
Jeden wdech, drugi wdech… jakże
przyjemnie było oddychać powoli i ze spokojem. Gdyby tylko dało się jeszcze
odpędzić te przykre myśli z głowy, gdyby ta kobieta nie była ciocią Maiko,
gdyby Narumie był…
Otworzyła oczy, nieśpiesznie, leniwie,
niemal niechętnie.
— Narumie… — wyszeptała ze smutkiem. W
sercu dziewczyny pojawił się nagły żal, chociaż nie rozumiała dlaczego. Co
czuła do tego chłopaka? Dlaczego myślała o nim w tej chwili? Czy to z powodu tamtej kobiety? Ale dlaczego wiedząc o wszystkim, nie mogła całkowicie go
znienawidzić?
Wtedy zobaczyła go. Z początku uznała to za omam umysłu. Osaka była wielomilionową metropolią;
możliwość przypadkowego spotkania się w mieście dwóch osób była niemożliwa,
prawie równa zeru.
Pomyślała zatem z nieukrywaną
złością, że chłopak ją śledzi. Ostatnimi czasy nie mogła się go pozbyć ze
swojego życia, pojawiał się zawsze, gdy chciała zostać chociaż na chwile sama.
Była gotowa wstać z ławki i zdrowo go
ochrzanić, nie przejmując się ludźmi w około, ale, wtedy zdała sobie sprawę, że
on jej nie dostrzega.
Skręcił w bok, kierując się w stronę
trzypiętrowego budynku, przez, którym stał przystanek autobusowy, a kilka
metrów dalej, sporych rozmiarów prostokąt z szeregiem czerwonych drzwiczek,
będący skrytką pocztową.
— Nie powinno mnie interesować, co on
robi — mruknęła Hana, próbując oderwać wzrok od Narumiego, ale nie potrafiła.
Im bardziej się starała, tym bardziej ją do niego ciągnęło.
Tymczasem on podszedł do jednej ze
skrytek, i wbiwszy w komputer odpowiedni kod, odblokował zamek. Następnie wyjął
ze środka jeden, niepozornie wyglądający list.
Hana bezwiednie sięgnęła po swoją
torbę, a potem zbliżyła się do chłopaka na tyle, by pozostać niezauważoną.
Narumie nie rozejrzał się na boki, tak
jak przypuszczała. Bo przecież, jeżeli miał w rękach jakąś tajną wiadomość, to
powinien, prawda? Zamiast tego, rozpakował ze spokojem kopertę i zabrał się za
czytanie treści.
Z każdą sekundą twarz chłopaka
przechodziła diametralną zmianę oblicza. Hana dostrzegła na nim wyraz dogłębnego
wstrząsu i niedowierzania. Narumie uniósł wzrok nad kartki, spoglądając przed
siebie nienaturalnie pustym wzrokiem. Zdziwiła się, że jest w stanie dostrzec,
jak zaciska on usta do białości, a policzki napinają się nerwowo.
Coś nim wstrząsnęło i wynurzyło na
powierzchnie uczucia, które zawsze w sobie chował, jakby niezdolny do ich
posiadania.
— Narumie — szepnęła głośno, gdy
niespodziewanie zerwał się i pobiegł przed siebie. Wyminął ją, stojącą koło
drzewa i nawet nie zauważył. Był niczym torpeda, pozostawiająca za sobą podmuch
powietrza.
Pobiegła za nim. Natychmiast, bez
wahania i jakiegokolwiek zdziwienia, że to robi. Odczuła je dopiero wówczas,
gdy nogi niosły ją z zawrotną prędkością w jego kierunku. Desperacko wyłaniała
go z pośród tłumu, nie pozwalając sobie go zgubić.
Nawet ciężka torba nie przeszkodziła
jej w utrzymaniu prędkości.
Gdy dobiegli do szerokiego mostu,
rozciągającego się nad rzeką Yodo, który stanowił równocześnie uroczy deptak
dla spacerowiczów, Narumie zatrzymał się.
Niebo miało żółtawy odcień, na którym
silnie kontrastowały czarne latarenki, rozmieszczone wzdłuż mostu. Wiejący od wody wiatr łopotał w uszach niczym nadęte żagle statku. Na obu brzegach
rozciągała się metropolia.
Narumie stał. Stał i jakby nie
wiedział dokąd poniosły go nogi ani jak zawrócić. Ostatecznie oparł się o
barierkę mostu i zwiesił głowę nad wzburzoną rzeką. Wyglądał jak płomień świecy, który nieubłaganie wygasa, jakby życie z każdym zrywem wiatru ulatywało z niego bezpowrotnie.
Hana stała nieopodal, jej ramiona
unosiły się i opadały pod wpływem szybkiego oddechu. Zbliżyła się do niego na kilka kroków.
— Narumie?
Podniósł głowę i spojrzał na nią
wyzierającymi rozpaczą oczami. Przestraszyła się, ale nie cofnęła. Chłopak
oderwał się od barierki i stanął naprzeciw niej.
— Mój ojciec nie żyje — Padła z jego
ust głucha odpowiedź. Nie dociekał co Hana tu robi, dlaczego poszła za nim. Potraktował
jej obecność tak naturalnie, jakby była niebem po którym szybowały teraz w
licznym stadzie ptaki, rozsiewając na ludźmi pogłos swoich skrzeków.
Nie odpowiedziała, on natomiast mówił
dalej:
— Miałem tylko tę cholerną skrzynkę. Była
jedynym głosem ojca zza granicy. Nie widziałem go od dziesięciu lat, a
dzisiaj jego współpracownik wysłał list, w którym napisał, że zabili go
wrogowie. Za kilka tygodni jego skremowane ciało zostanie wysłane do Japonii.
Hana poczuła się tak, jakby spadł na
nią ciężki kamień. Została dosłownie wbita w ziemie, aż dziw, że kolana nie
ugięły się pod nią i nieupadła w bezsilności na chodnik.
Wciąż nie zdobyła się na żadną
odpowiedź, ale torba zsunęła się z jej ramienia i ciężko spadła na ziemię,
otwierając paszczę, z której wyłoniły się częściowo ogłoszenia.
W oczach Narumiego zebrały się łzy i
zrobił coś, czego zupełnie się po nim nie spodziewała. Znalazł się przy niej, upadł
na kolana i objął kurczowo za nogi jak człowiek błagający o litość.
Z jego ust usłyszała nieszczęsny
szloch, który sprawił, że cała zamarła w sobie. Płakał jak dziecko, wtulony w
jej uda i zacieśniał splot ramion jeszcze mocniej. A ona stała w bezruchu, lekko
zażenowana, wyzbyta wszystkich myśli, niewiedząca jak zareagować.
— Ach, ci zakochani — westchnęła jakaś
starsza kobieta do drugiej, mijając ich oboje spacerowym krokiem — są tacy
patetyczni.
Hana przełknęła z trudem ślinę, mając
ochotę wrzasnąć, że ona i Narumie wcale nie są zakochani, ale głos uwiązł jej w
gardle.
— Puść mnie — poprosiła drżącym
głosem, próbując podważyć uścisk chłopaka, ale on przytulił się do niej jeszcze
bardziej. Wyczuła, że cały się trzęsie, a co gorsza, że ona zaczyna mu współczuć.
Ktoś taki jak Narumie na to nie
zasługuje, przekonywała samą siebie, lecz serce było innego zdania. Serce
cierpiało razem z nim. Dusiła się w środku z powodu jego rozpaczy, pragnąc za
wszelką cenę odpędzić od niego wszystkie troski.
— Hana… — wypowiedział jej imię z
trudem.
Dlaczego milczysz, dziewczyno? Pytała
siebie w duchu, gdy usta po raz kolejny odmówiły posłuszeństwa. Uniosła
niepewnie dłoń, z zamiarem dotknięcia nią włosów Narumiego, ale powstrzymała
się w ostatniej chwili.
Właśnie wtedy oczy chłopaka skierowały
się przypadkowo w stronę torby z ogłoszeniami. Wyswobodził dziewczynę z uścisku,
sięgając po jedną z kartek, znajdujących się w środku. Chwiejnie dźwignął się do pozycji stojącej,
przypatrując się kobiecie ze zdjęcia ze zdziwieniem.
— Co to jest?
Hana odwróciła wzrok z zażenowaniem.
— Maiko się uparła. Nie umiałam jej
powiedzieć, że ta kobieta…, że jej ciocia… nie żyje.
Narumie zmarszczył brwi, zamykając z
bólem powieki. W przypływie silnego gniewu złapał za torbę i zamaszystym ruchem
rzucił ją za barierkę mostu.
Tysiące kartek wzbiło się w powietrzu
jak patki w locie. Wiatr przesunął nimi po swej wstędze, wprawiając w taneczny
wir, a potem pozwolił im powoli opaść, niemal jak w filmowej scenerii.
Wyglądały niczym płatki wiśni strącone z drzewa i rozpierzchnięte na miliony
płatków. Nie mogły już nic zrobić, jak tylko spadać w dół rzeki w dziwnym
spowolnieniu czasu.
Narumie wpatrywał się w nie z gniewnym
bólem, natomiast Hana spuściła głowę, pozwalając, aby dwie, małe łzy spłynęły
równymi strumieniami po policzkach.
***
— Dziękuje za wszystko, co dzisiaj
dla mnie zrobiłaś — odezwał się, wysiadając razem z Haną z autobusu.
Był już późny wieczór i światło
ulicznej latarni rozpraszało ciemność pomarańczową łuną.
— Nie musisz mnie odprowadzać —
powiedziała ze wstydem, unikając jego wzroku.
— Tylko tak mogę się odwdzięczyć —
wyjaśnił, podążając za nią, gdy ruszyła przed siebie śpiesznym krokiem.
— To nic takiego. Każdy zasługuje, by
mieć się komu wypłakać. — Mówiąc to, jeszcze bardziej przyśpieszyła. Obecność
Narumiego działała na nią coraz silniej. Nie mogła pozwolić, aby doszło do
czegoś niepożądanego. Chłopak nie wydawał się już tak rozchwiany emocjonalnie
jak wcześniej, ale uważała, że to tylko pozory. W duchu wciąż musiał rozpaczać
i kto wie, do czego był zdolny pod wpływem emocji? A jeżeli znów ją obejmie?
— Przepraszam za torbę, trochę mnie
poniosło. — Usłyszała w jego głosie skruchę.
Doszli już do jej domu. Miała wielką
ochotę przejść przez furtkę i zostawić go daleko za sobą, ale była za dobrze
wychowana, by odejść bez pożegnania.
— Należała do Maiko. — Odwróciła ku
niemu twarz, przywołując na usta spięty uśmiech.
— Więc to ją powinienem przeprosić?
— A nie. — Pokręciła głową — Powiem,
że ją zgubiłam.
— Dobrze. — Spuścił wzrok, wciągając
do płuc powietrze. — Jest coś, co powinienem ci powiedzieć…
— Tak? — Zdrętwiała. Ilekroć miał jej
coś do powiedzenia, chodziło o mało przyjemne rzeczy.
— Wuj Tao kazał mi cię obserwować.
Chyba zaczyna wierzyć Amice, nie jest dobrze.
Serce w piersi dziewczyny zamarło w
przerażeniu.
— Ja… w głębi ducha od początku
wiedziałam, że to niemożliwe.
— Hm?
— Niemożliwe jest ukryć prawdę —
westchnęła cicho. — Umrę, prawda? Twój wuj mnie zabije?
— Właściwie…, oczekuje, że ja to
zrobię — wyznał ze wstydem.
Przymknęła oczy, próbując odgrodzić od
siebie strach. Ten jednak napierał na nią z tak wielką siłą, że czuła w głowie
rozsadzającą umysł energię.
— Narumie… — Chciała coś powiedzieć,
ale głos uwiązł jej w gardle.
— Myślę, że powinnaś się ukryć. —
Gwałtownie położył ręce na ramionach Hany, wpatrując się w nią z mocą.
— O czym ty mówisz?
— Porozmawiam z Dziadkiem, wstawię się
za tobą, ale… najlepiej będzie, jak się ukryjesz. — Mówił coraz szybciej, z
coraz większym zaangażowaniem, od którego zaczęło kręcić się jej w głowie.
Co on chciał zrobić?
— Nie martw się, Hano. Tylko mi
zaufaj. Jutro opowiem ci o wszystkim.
***
Amika zmrużyła z niedowierzaniem
powieki, chowając się w ciemnościach za maską niewielkiej, białej ciężarówki.
Ze swego ukrycia doskonale widziała dwójkę rozmawiających ze sobą ludzi. Jednym
z nich był Narumie!
Gdy powzięła zamiar znalezienia dowodu
obciążającego tę cholerną Okamoto, postanowiła zaczaić się przy jej domu i
trochę poobserwować. Przeczuwała, niegłupio, że dziewczyna musiała wyrzucić
swoje buty, gdyż od tamtego dnia, gdy zabito tę kobietę, Hana tylko raz ubrała
je w szkole.
Amika zaś miała nadzieje, że znajdzie
je gdzieś w kontenerze. Było to z pewnością uwłaczające jej godności, nawet
lateksowe rękawiczki, które ubrała nie zmniejszały obrzydzenia dziewczyny na
myśl o tym, co chciała za chwilę zrobić, ale była gotowa się poświęcić.
Dla dobra rodziny i Narumiego.
Właśnie, Narumie!
Nie dowierzała temu co widzi, a
usłyszawszy przebiegł ich rozmowy, najeżyła się ze wściekłości.
— Co za zdrajca! — syknęła cicho,
wpatrując się w niego z pod grzywki, zachodzącej częściowo na oczy.
Gdy tylko chłopak odszedł, a Hana
weszła do swojego domu, Amika wynurzyła się zza ciężarówki, przyglądając się
oknu, w którym rozbłysło światło.
Wyjęła z kieszeni komórkę, rozwierając
w palcach klapkę i wybrała pośpiesznie numer.
— Hej, pamiętasz mnie? — odezwała się
mrożącym krew w żyłach głosem. — Będę miała dla ciebie i chłopaków małe
zadanie. Tak. Z polecenia Dziadka oczywiście. Chyba nie myślisz, że bym
kłamała, co? Wiesz dobrze, że mam u niego duże poparcie. Słuchaj mnie, to
bardzo ważne.
***
Amika znów miesza i węszy, a w tym rozdziale mogliście poznać trochę wyraźniej charakter Hany. Czy wydaje wam się nieczuła i zimna? Taką chciałam ją stworzyć, ale nie wiem, czy mi wyszło.
Lubie ten rozdział, był smutny i pokazał mroczne oblicze świata, w którym żyje Narumie. Powiem wam, że od następnego rozdziału będą dziać się rzeczy, które naprawdę mi się podobają. Będzie jeszcze więcej emocji i akcji :)
Pozdrawiam! :*
PS: Wiem, że nie lubicie Amiki, ale z tego opowiadania to najbardziej wyrazista postać. Jestem z niej naprawdę dumna :D:D
Biedny Narumie! W pierwszej chwili myślałam, ze ten list to nic ważnego, ot jakaś zwykła wiadomość, a tutaj okazało się, że jego tata został zamordowany! Tak mi szkoda tego chłopaka, żyje w świecie pełnym przemocy i kompletnego niezrozumienia, to nie jest miejsce dla niego. Z początku wydawał mi się być taki oschły i bezuczuciowy, ale po tym, jak zaczął płakać i tulić się do Hany, wiem, że w środku jest uczuciowym kolesiem, który musi zgrywać odważnego bohatera, bo tego od niego wymagają. Na dłuższą metę to się nie udaje. Hana... Cóż, sama na jej miejscu bym się tak zachowała i wcale nie odbieram jej jako zimnej czy pozbawionej uczuć. Nie wiedziała, jak zareagować, na razie wszystko ją to przytłacza, nie dość, że ktoś czyha na jej życie, to w dodatku czuje coś do chłopaka, który zamieszany jest w takie, a nie inne sprawy i w dodatku ma ją zabić. Jeszcze Amika... Ta to jest... Okropna! Ale masz rację - wybija się w tym opowiadaniu, zwykle czarne charaktery są najbardziej widoczne w historiach, bo to one mieszają i zakłócają ogólny porządek, bez nich byłoby nudno xd
OdpowiedzUsuńSzkoda mi chłopaka. Nie dość, że żyje w świecie przemocy, to na dodatek jego ojciec nie żyje. Narumie nie ma lekko, a po tym jak padł na kolana i przytulił się do Hany, pękło mi serce. Za maską twardziela kryje się wrażliwy chłopak. Coraz bardziej obawiam się tego, co będzie dalej. Widać, że coraz bardziej zależy mu na dziewczynie, więc będzie ją chronił i mam złe przeczucie, że może stać się coś złego. Zwłaszcza przez Amike. Wstrętne dziewuszysko. :< Świetny rozdział! Czekam na nowość <3
OdpowiedzUsuńOh no no no, ta scena z Narumie, jak tak się przy niej rozkleił, awwww! Mimo tej twardej i nieugiętej postawy, którą prezentuje wyraźnie widać że to wrażliwy chłopak.
OdpowiedzUsuńI jeszcze ta Amika, ugh, nie lubię jej.
Po tym rozdziale idealnie widać, że akcja nabiera tempa i w kolejnych częściach będzie się naprawdę dużo działo!
OdpowiedzUsuńWcale nie dziwię się Hanie, że pomagała przyjaciółce z tymi ogłoszeniami. Co innego miała zrobić? Nie mogła przecież wyznać jej prawdy, bo to źle skończyłoby się zarówno dla jednej z nich, jak i tej drugiej. Myślę, że prawda kiedyś i tak wyjdzie na jaw, ale na razie to jeszcze nie ten czas.
Długo zastanawiałam się nad tym, co by się stało gdyby Hana potraktowała zachowanie Narumiego całkiem obojętnie i w ogóle za nim nie pobiegła. Ale stało się zupełnie odwrotnie i doskonale widać, że zależy jej na tym chłopaku. Nie mogę uwierzyć, że jego ojciec nie żyje! To musiało ogromnie przybić Narumiego, ale dobrze, że właśnie w tej chwili miał przy sobie Hanę. Co prawda nie odzywała się często, właściwie nic nie robiła, ale swoją obecnością sprawiła, że Narumie lepiej znosił ten ciężar. Nie jestem do końca przekonana do jego pomysłu i tego, by Hana miałaby się ukrywać. Co to da tak naprawdę? Poza tym, ma tak po prostu zostawić wszystko, swoją rodzinę, przyjaciół i szkołę? Chyba się na to nie zgodzi.
No i Amika! Ta dziewczyna naprawdę jest uparta i zawzięcie dąży do postawionych sobie celów. Chciała za wszelką cenę zniszczyć i udowodnić winę Hany, więc chyba niedługo jej się to uda. Aż boję się pomyśleć, do jakiego typu ludzi zadzwoniła i co kazała im zrobić z Okamoto.
Czekam niecierpliwie na rozdział kolejny, dużo weny życzę. Pozdrawiam <3
W końcu udało mi się tutaj dotrzeć, a Ty już dodałaś kolejny rozdział. Szybko z tym lecisz, kochana :). Ale przejdźmy do rozdziału.
OdpowiedzUsuńDla Hany to musiało być strasznie przykre. Chodzi mi o rozwieszanie tych kartek ze zdjęciami cioci Maiko. Dziewczyna doskonale zna prawdę i bardzo chciałaby powiedzieć o niej przyjaciółce, ale po prostu nie może. Zarówno ze względu na bezpieczeństwo rodziny Maiko jak i własne. To takie skomplikowane.
Narumie nie widział ojca przez dziesięć lat, a teraz nie ma już nawet nadziei na to, że kiedykolwiek ponownie go ujrzy. Strasznie zrobiło mi się przykro, gdy opisałaś jego ból. Moment, gdy płakał na kolanach Hany całkowicie złamał moje serce. Jest mi go tak szkoda... W ogóle nie powinien urodzić się w takiej rodzinie. Powinien wieść normalne życie nastolatka, a on musi "bawić się" w mafijne porachunki i morderstwa. To cholernie niesprawiedliwe.
Amika to taka podstępna, cwana żmija! Mam nadzieję, że nie znajdzie butów Hany w kontenerze. W sumie śmieci powinny być już chyba zabrane od tamtego czasu, ale ja tam nie wiem, bo się na tym nie znam. Tak, czy siak - ona wie, że Narumie chce chronić Hanę i jeszcze zadzwoniła do jakichś typków... Pewnie chce, by zrobili Hanie krzywdę albo po prostu się jej pozbyli. Omo... Mam nadzieję, że Narumie ochroni naszą bohaterkę.
Rozdział jak zwykle rewelacyjny. Niebawem przeczytam i skomentuję dziesiątkę. Tak w ogóle widzę, że poprzedni wygląd już Ci się znudził :D. W sumie tamten bardziej mi się podobał, ale ten też jest ładny :).
Pozdrawiam cieplutko!