Odcinek 2: Oblivion cz. III

Zapadał zmierzch i na tafli jeziora mieniło się słońce niczym rozlana na pomarszczonym płótnie farba. Na rozpostartym ponad lasami niebie kursowały skrzeczące wrony, które czasem przysiadały na gałęzi drzew, obserwując siedzących na brzegu ludzi.
Angelina wplotła palce w soczyście zieloną trawę i spojrzała na ptaki, czując na sobie ich baczną uwagę. Potem przekierowała wzrok ku drewnianemu mostkowi, który biegł ku wodzie, zanurzając niektóre odnogi w głąb tafli, a potem na Rena, stojącego na nim.
Chłopak zdjął koszulkę, a potem w samych bokserach dał nura do jeziora, z którego wynurzył się już po chwili, cały ociekając wodą. Zagryzła wargę, zastanawiając się skąd u niej wzięło się to nagłe uderzenie gorąca, ale miała nadzieje, że nie zakochuje się w Renie. Cóż miałaby wówczas począć? Nie mogła kochać kogoś, kto nigdy nie będzie dla niej, więc starała siebie przekonać o tym, że to tylko ewentualnie niewinne zauroczenie.
— Widzę jak na niego patrzysz — Głos Yukichi’ego tuż przy uchu tak ją zaskoczył, że podskoczyła, jednocześnie wydając wystraszone jęknięcie.
— Nie wiem, o czym mówisz — Przyłożyła dłoń do policzka, udając, że próbuje ochłonąć po niefortunnym narobieniu jej stracha.
— Nie jedź mi tu standardową gadką, jakiej używa się, by kogoś zbyć. Widzę, jak na niego patrzysz. Co zamierzasz z tym zrobić?
Przełykając oburzenie, wreszcie zdała sobie sprawę, że Ren ma powody, by nie lubić tego natręta, ale widząc dobrotliwe oczy chłopaka, tak wyzute z wszelkich złych zamiarów, nie umiała się na niego gniewać. Był zbyt poczciwy.
— Nic nie zrobię — Wzruszyła ramionami, czując, że się czerwieni. Ren pływał spokojnie, rozgarniając wodę na boki równomiernymi ruchami ramion, nie zwracając na nich kompletnie uwagi. Minął już tydzień, odkąd byli na obozie i ich mała paczka zdążyła się ze sobą naprawdę zżyć, więc większość wolnego czasu spędzali razem. — Bo i co mogłabym zrobić? — dodała ciszej, spuszczając wzrok.
— Myślę, że on też cię lubi — powiedział Yukichi z uśmiechem.
Roześmiała się, kręcąc głową.
— To miłe, że próbujesz mnie pocieszyć, ale to nieprawda. W niczym nie dał mi tego poznać.
— Jestem facetem i wiem lepiej kiedy innemu podoba się jakaś dziewczyna — Chłopak nie dawał za wygraną, wpatrując się w Angelinę natarczywie, chcąc, by mu uwierzyła. — Ren to zamknięty w sobie gbur z nieznacznym poczuciem wyższości, dlatego okazywanie uczuć przychodzi mu dość trudno, ale widzę doskonale, że mu się podobasz.
Znów się zarumieniła, przerażona faktem, że bardzo chciała, aby Yukichi miał rację. Na samą myśl o tym, poczuła łaskotanie ekscytacji, ale prędko przywołała się do porządku.
— Ren ma dziewczynę — wyjaśniła, kontrolując emocje w głosie. — Bardzo piękną i równie sławną co on. Pasują do siebie i w gazetach wyglądali na szczęśliwych.
— W gazetach? — Yukichi z rozbawieniem uniósł brwi. Niesforny kosmyk włosów opadł mu na nos, przez co wyglądał rozbrajająco i Angelina uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. — Nie wiesz, że gazety kłamią?
— Och, Yuki, ale ty też wszystkiego przecież nie wiesz. Może jednak są ze sobą szczęśliwi? Odwiedziła go w szpitalu, wydawała się wtedy przejęta jego losem — Przypomniała sobie moment, gdy spojrzenie Iwamury Nany ją dotknęło. To było dziwne uczucie, jakby miała do czynienia z angielską księżniczką.
— Kilka dni temu Ren rozmawiał z kimś przez telefon, gdy zapytałem, czy to jego dziewczyna, zaprzeczył.
— Więc może z nią wtedy nie rozmawiał, ale z inną dziewczyną? — Robiła wszystko, by nie dać sobie nadziei, że ma jakiekolwiek szanse. Zresztą, życie jej i Rena było tak diametralnie różne, że nie mieli jak zbudować własnej historii. On chyba to rozumiał, bo nie dawał jej żadnych sygnałów, a ona musiała doprowadzić się do porządku i przestać fantazjować.
— Cokolwiek zamierzasz z tym zrobić, wiedz, że kieruje tobą strach — rzekł Yukichi pouczającym tonem, a ona westchnęła ciężko, zapragnąwszy, aby ta rozmowa dobiegła końca.
Kierowana jakimś nieznanym impulsem podniosła się nagle z ziemi i skierowała na mostek, gdzie zdjęła z siebie letnią sukienkę, pozostając jedynie w czerwonym, dwuczęściowym stroju kąpielowym.
Mimowolnie, nim wskoczyła do jeziora, stała jeszcze przez chwile w promieniach słońca, chcąc, aby Ren zwrócił na nią uwagę. Faktycznie to zrobił, ale nie mogła stwierdzić, czy jej ciało zrobiło na nim odpowiednie wrażenie. Z tej kamiennej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać, co ją rozzłościło. Chciała mu się przecież podobać.
Odrzuciła włosy na bok, starając się chociaż trochę go uwieść, po czym w głowie zaplanowała idealny skok do wody. Taki, który ogląda się w filmach i który zapiera dech w piersi. Zamiast tego, jej noga poślizgnęła się niefortunnie, i wznosząc ręce do góry, runęła jak długa w odmęty lodowatego jeziora, wydając z siebie głośny krzyk.
Gdy się wynurzyła, do jej uszu dobiegł śmiech Rena. Patrzył na nią tymi swoimi cholernie seksownymi oczami, które w tamtym momencie były zwężone w dwie, podłużne szparki, pełne blasku rozbawienia.
Starła z twarzy wodę, mając ochotę utopić w jeziorze, a w raz ze sobą cały wstyd, jaki czuła. Czy naprawdę nie mogła zrobić tego dobrze? Czy bycie seksowną i ponętną wychodziło jej aż tak fatalnie, że robiła z siebie istne pośmiewisko? Była pewna, że w związku z tym, ma marne szanse, by Ren widział w niej atrakcyjną dziewczynę.
— Ej, Alina, po kim odziedziczyłaś te dwie niezgrabne nogi? — Zawołał Iwaso głośno, śmiejąc się do rozpuku. Prawdę mówiąc, nigdy wcześniej nie widziała go w aż tak dobrym humorze, więc może jednak były z tego wszystkiego jakieś plusy? Dla niego, nie dla niej
— Przymknij się! Dla ciebie nie jestem żadną Aliną, jasne? — Chlusnęła mu wodą twarz. — I zwyczajnie się potknęłam.
— To było najefektowniejsze potkniecie w dziejach ludzkości! Wyglądało, jakby ktoś grzmotną cię kamieniem w plecy, do tego twoja mina…
— Zadziwiające ile rzeczy jesteś w stanie zauważyć w przeciągu kilku sekund — burknęła z ironią.
Była obrażona i nawet nie starała się tego ukryć zwłaszcza, że Yukichi też śmiał się na brzegu, chociaż nie tak bezczelnie jak Iwaso. Zapewne domyślił się dla kogo Angelina wcześniej wyginała ciało i był rozbawiony jej porażką. Sama miała ochotę się śmiać, ale wzgardliwie nad własna głupotą.
Ren podpłyną do niej, lustrując ją roześmianymi oczyma. Kropelki wody osiadły na jego rzęsach, a mokre włosy opadały mu na twarz, przez co zapierał dech w piersi i Angelina musiała odwrócić wzrok, by za bardzo nie zdradzić się z uczuciami. Zwłaszcza, że była upokorzona i zamierzała się długo gniewać za to, jak ją potraktował.
— Bardzo ładnie ci w tym kostiumie — odezwał się łagodnym, nieco przepraszającym tonem, który wślizgnął się do ucha dziewczyny, przyprawiając o przyjemne dreszcze podniecenia.
— Też coś! — Prychnęła, nie chcąc tak łatwo się rozbroić przez komplement. — Jesteś jak każdy facet, tylko jedno ci w głowie — skrytykowała go, odwracając się do niego plecami. Uśmiechnęła się radośnie pod nosem i zagryzła kącik wargi, dostrzegając, że świat jakby stał się piękniejszy.

***

Zapadła noc, trzaskające płomienie ognia kładły pomarańczowe cienie na twarzach zebranych w kręgu osób. Jeden z opiekunów sięgnął po gitarę, wskrzeszając w powietrzu dźwięki obozowych, starych piosenek.
To właśnie one prześlizgnęły się po sercach tych, którzy zawiązali przyjaźnie i głębokie relacje, które po jakimś czasie miały rozmyć się pod wpływem nieustannie biegnących dni.
Angelina przede wszystkim tego tak bardzo się obawiała. Siedząc, ramie w ramię z Renem na drewnianej ławeczce czuła, że nawiązała się między nimi nić porozumienia, jednakże wraz z końcem obozu zostanie ona brutalnie zerwana, ponieważ oboje stali na przeciwnych sobie brzegach spienionej rzeki losu.
Ukradkiem przypatrywała się twarzy chłopaka – jakże pięknej w świetle trzaskających płomieni! Wydawał się jeszcze bardziej tajemniczy i niedostępny, przez co tak bardzo chciała go dosięgnąć. Gdyby te oczy, napełnione osobliwym blaskiem ognia, zechciały na nią chociaż raz spojrzeć w ten wyjątkowy sposób…
— Głupia, naiwna dziewczyno — westchnęła pod nosem, oskubując mały kwiatek z płatków, które wrzucała ze złością prosto w ognisko.
— Hm? — Ren wreszcie na nią spojrzał, ale nie tak, jak tego oczekiwała.
— Nic takiego — Uśmiechnęła się.
Opiekun wciąż grał na gitarze, przywołując na usta pieśni chwytające za serce i Angelina poczuła, jakby wszystko wokół niej stało się bardziej delikatne i podatne na złamanie, nawet wiatr, który czuła na swoich policzkach.
Niektórzy dołączyli swe głosy do piosenki i śpiewali wspólnie, trzymając się za ręce. Ren nie zamierzał podać swojej dłoni Yukichi’emu, nalegającemu, aby jednak to zrobił. Ruka również wydawał się nieco odstawać od reszty, a wyraz jego twarz pozostał, jak zwykle, nieprzyjazny, przez co Angelina pomyślała, że tak właśnie wygląda samotność.
Piekli kiełbaski i pianki z torebek, opowiadali sobie historię o duchach, najczęściej tych, które zamieszkują rozległe lasy, ponieważ te otaczały ich w tamtym momencie z każdej strony, tworząc mroczny otwór dla gwieździstego nieboskłonu, na którym królował jasny księżyc.
To był cudowny wieczór i każdy zdawał się chłonąć wyjątkowość chwili, lecz gdy dobiegł on końca, a opiekunowie kazali wszystkim wracać do łóżek, nikt nie zamierzał się ich słuchać.
Angelina i Ren zaszyli się pod jednym z drzew nad jeziorem. Pohukiwanie sowy rozdarło nocną ciszę, a z wnętrza lasu powiał wiatr niczym gorący oddech mrocznych istot.
Podciągnęła kolana pod brodę, rozkoszując się świeżym powietrzem i podziwiając odbity na tafli księżyc, wiedziała, że ta noc będzie trwać jeszcze długo, spędzona na niekończących się rozmowach. Już dawno nie czuła się tak dobrze.
Ren był tuż przy niej, a Hiroto i Yukichi usiedli naprzeciw.
— Osobiście nie wierzę w ani jedną z tych strasznych opowieści — odezwał się szeptem Hiroto, a jego słowom jednocześnie towarzyszyło nerwowe rozglądanie się na boki przez chłopaka. — Jestem pragmatykiem.
— Kim? — Ren spojrzał na niego jak na wariata. — Pragmatykiem? A co to u licha jest?
— Oceniam rzeczywistość podług tego, co widzę i czego mogę dotknąć — Hiroto użył pouczającego tonu, aby wyjaśnić sens słowa. — Pragmatyzm jest opozycją do romantyczności.
— Aish, przestań być taki nudny! — zawołał Yukichi, serwując koledze lekkie uderzenie w ramię. — Nie jesteśmy tu, żeby oceniać rzeczywistość podług twoich bzdur, ale by napędzić sobie niezłego stracha, dobrze mówię? — Szukał poparcia u Rena, ale ten tylko wzruszył ramionami.
— Nie wiem, czy duchy istnieją czy nie, ale osobiście uważam, że żywi są straszniejsi — burknął, opierając dłoń na zgiętym kolanie. Drugą nogę miał wyprostowaną.
— Akurat! — Angelina pokręciła głową. — Mówisz tak, ponieważ żadnego nie spotkałeś. Uwierz mi, że nie ma nic straszniejszego od sił pozaziemskich.
Ren prychnął, wznosząc oczy ku górze.
— Nawet jeżeli, nigdzie wokoło nie widzę nikogo, kto umiałby się nimi posługiwać. — Jak na zawołanie z lasu dobiegł ich odgłos sowy, na co wszyscy się raptownie wzdrygnęli, nawet Ren.
— Jesteś tego pewien? — Angelina zapaliła latarkę i skierowała snop wiązki światła na swoja twarz, przybierając upiorne spojrzenie. — Jesteś tego pewieeen?
Ren parsknął śmiechem, słysząc jej nawiedzony ton głosu i wyrwał dziewczynie latarkę z ręki.
— Brak ci piątej kleeepki — powiedział, używając dokładnie tego samego tonu, co ona wcześniej.
— Zostawmy już te duchy w spokoju — rzekł Hiroto nerwowym tonem, poprawiając na nosie okulary. — Ren, jak to jest być tobą?
Iwaso zastygł w bezruchu, a potem obrzucił chłopaka zdziwionym spojrzeniem.
— Chyba nie rozumiem — Pokręcił głową, gasząc latarkę.
— No wiesz, jak to jest być kimś sławnym? Opowiedz coś o tym. Czy… to fajne być kochanym i nienawidzonym przez miliony?
— Myślę, że duchy to jednak fajniejszy temat — odparł obronnie, odwracając głowę w kierunku jeziora, ale wtedy odezwała się Angelina.
— Hiroto ma racje, nikt z nas nie wie, jak to jest. Jesteśmy ciekawi.
Westchnął, opuszczając z rezygnacją ramiona. Skierował twarz przed siebie, opierając głowę o pień drzewa.
— Nie wiem, od czego miałbym zacząć.
— Od początku najlepiej — powiedział Yukichi z ekscytacją. — Ile miałeś lat, gdy zacząłeś?
— Czternaście — Ren kiwnął głową, jakby sobie o tym dopiero z trudem przypominał. Te czasy wydawały mu się tak odległe, że wprost brał je za zupełnie inne życie, które wiódł w innym wcieleniu. — Wygrałem… casting, razem z bratem — dodał niepewnie.
— Casting? — spytała Angelina, próbując zrozumieć, o co mu chodzi.
— Tak, zorganizowany przez wytwórnie. Pokonaliśmy prawie trzystu kandydatów. To było coś — Uśmiechnął się dziwnie blado.
— Mieliście najlepszy wokal? — Hiroto zabawnie poruszył nosem, coraz bardziej zaciekawiony.
Oczy Rena zapałały ironicznym blaskiem rozbawienia.
— Akurat. Raczej najlepsze twarze i… jeszcze dobrze się ruszaliśmy, to ważne, aby taki muzyczny gwiazdor umiał odpowiednio tańczyć. Strasznie zwracają na to uwagę. A głos? Głos to najmniej istotna rzecz. Chodzi o to, by robić na dziewczynach wrażenie.
— Nie brzmi zbyt w porządku — zauważył Yukichi cicho.
— Bo nie jest — odparł Ren. — Ale… gdy wygrałem ten cholerny casting, miałem wrażenie, że stało się coś wielkiego, że… dosięgnąłem swojego przeznaczenia i teraz będę szedł już tylko do przodu.
— I tak właśnie się czujesz? — Angelina popatrzyła na niego niepewnie.
— Już tylko częściowo — padła z jego strony dość niejasna odpowiedź.
— No, ale jak już wygrałeś, to co było potem? — zapytał niecierpliwiony Hiroto. — Przecież to niemożliwe, byście z dnia na dzień stali się sławni.
Ren musiał przyznać, że ten chłopak nie na darmo nosił okulary, bo faktycznie był bystry.
— Oczywiście, że nie — Pokręcił z rozbawieniem głową. — Wybijaliśmy się przez dwa lata, ale była to dobrze zamierzona strategia.
— Jak to? — Angelina czuła, że za nim nie nadąża.
— Grywaliśmy w małych lokalach, podziemnych barach, na regionalnych festiwalach i tak dalej, powoli dostając się do lokalnych stacji, a potem do krajowych. Wiecie po co? — Przesunął spojrzeniem kolejno po ich twarzach. — Bo historyjka o tym, że jesteśmy niewinnymi chłopakami, którzy ciężką pracą, miłością do muzyki i wielkich marzeniach wybili się na szczyty jest znacznie lepsza niż to, że zwerbowała nas agencja poprzez casting trwający prawie rok, bo nie mogli się zdecydować, który z kandydatów ma większy potencjał do przyprawiania nastolatek o palpitacje serca.
— Kurczę, więc stworzyli wam całą historię? — Hiroto nie mógł w to uwierzyć i nie omieszkał wyrazić oburzenia. — Jesteście… kłamstwem?
— Kłamstwem, bardzo trafnie ujęte — zgodził się Ren z przygnębieniem, smakując to słowo w taki sposób, jakby było cukierkiem o dziwnej konsystencji. — Tym właśnie jesteśmy, ale to sekret. Mówię wam to w tajemnicy.
— Nikomu nie powiemy! — Yukichi ceremonialnie położył dłoń na sercu, czując doniosłość chwili.
— Nie sądziłam, że to… działa w ten sposób — westchnęła Angelina, coraz lepiej rozumując dlaczego Ren jest tym kim jest.
— Chyba nie myśleliście, że show-biznes to uczciwa branża? — Ren roześmiał się pod nosem w niewesoły sposób.
— Nie, no skąd… — Dziewczyna spuściła wzrok, kręcąc z przygnębieniem głową. — Ale nie przypuszczałam, że to się posuwa do tego stopnia.
— Więc pora zdjąć klapki z oczu — Wzruszył ramionami. — Miałem taki rok w swojej karierze, kiedy zaczęło mi to przeszkadzać. Uaktywnił się we mnie jakiś młodzieńczy bunt i robiłem wszystkim w około nieziemskie problemy, nagle zainteresowany uczciwością. Nie mogłem znieść tego, że świat wokół mnie jest taki komercyjny, ale potem… potem ten okropny rok minął, a ja się pogodziłem.
— Naprawdę? — Hiroto spojrzał na chłopaka nie bardzo mu wierząc.
— Owszem. — Ren ze skupieniem w oczach przytaknął. — Show-biznes to płaszczyzna jak każda inna, tworząca życie danego człowieka. Gdybym nie był piosenkarzem, pewnie zaharowywałbym się na śmierć w jakiejś potężnej korporacji, równie nieuczciwej i wyzyskującej pracowników. Prawdę mówiąc, cokolwiek bym nie robił, miałoby to swoje negatywne strony.
— A jakie są pozytywy bycia gwiazdą? — Yukichi zmarszczył pytająco brwi. — Na razie nie opowiedziałeś nam o żadnych.
— Pozytywy też są, chociaż w tempie życia, jakie wiodę, często nie łatwo je zauważyć. Muzyka, którą tworzymy, nawet jeżeli tandetna i komercyjna, daje ludziom to, czego oczekują: staje się ich odskocznią od przykrej rzeczywistości.
— Przecież fankami twojego zespołu są głównie nastolatki — zauważył odważnie Hiroto. — Te małolaty potrzebują muzyki, żeby mieć o czym dyskutować na szkolnych przerwach z psiapsiółkami. Spotykam takie pustaki nie raz, bez obrazy dla twoich „czcicielek”.
Ren uśmiechnął się z rozbawieniem, nie przeoczając sarkastycznego porównania rozmówcy.
— Te dzieciaki potrzebują takich jak my równie mocno, co każdy walczący z życiem człowiek, znajdujący siłę w tekstach piosenek swojego idola — wyjaśnił im, nie oczekując, że go zrozumieją. On jednak miał już doświadczenie na karku i zdążył zauważyć przez te lata, jak działa mechanizm, w którym przyszło mu funkcjonować. — One wierzą, że są dla nas wszystkim — Uśmiechnął się pod nosem z ironią. — Że dzięki ich uwielbieniu i zainteresowaniu spełniamy marzenia, robiąc to, co robimy. Wysyłamy specjalne wiadomości, tak cholernie ugrzecznione, dziękując im za wsparcie, przesyłając wyrazy miłości i prosząc o więcej dopingowania, bo wszystko to, robimy przecież dla nich… a one są najważniejsze. Żadnej z tych wiadomości nie napisałem osobiście, chociaż zostały podpisane moim imieniem i nazwiskiem.
— Trudno mi to nazwać pozytywem — Angelina westchnęła. — Raczej kolejną nieuczciwością.
— Może się tak wydawać na początku — zgodził się z nią, kiwając ostrożnie głową. — Ale to dla nich droga ucieczki. Masz swojego idola, którego uwielbiasz, którego wspierasz i który dziękuje ci za to, co dla niego robisz, a tym samym uciekasz od tego, co cię przygnębia. Dostałem wiele listów, w którym te „głupiutkie” dziewczyny pisały o tym, że są zakompleksione, nie wierzą w siebie, są prześladowane przez rówieśników, wykorzystane przez chłopaka, zostawione same sobie przez rodziców, a muzyka, którą dla nich tworzymy pomaga im się z tym zmierzyć. Może to niezrozumiałe, ale tak właśnie jest. W całej mojej karierze to przede wszystkim nauczyłem się cenić.
Zapadła chwila krępującej ciszy. Hiroto nie wyglądał na przekonanego, co do słów Rena, najwidoczniej uważając, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla oszustw, jakich dopuszczono się w jego branży. Yukichi traktował to wszystko, jak ciekawą opowieść, która nie wydarzyła się naprawdę, zaś Angelina wiedziała już dawno, że show-biznes ma mroczne strony. Przecież to było oczywiste. Nie sądziła tylko, że wliczają się w to również petycje z nakazem samobójstwa i castingi, wyłaniające najlepsze jednostki niczym lalki na drogiej wystawie.

***


Ktoś szarpał go delikatnie za ramię, przedzierając się do płytkich snów Rena. Od lat nie spał już snem sprawiedliwych, toteż bardzo łatwo przychodziło mu budzić się pod wpływem najmniejszego bodźca z zewnątrz.
Ale tym razem otworzył oczy dość niechętnie, niezadowolony, że ktoś zakłóca mu spokój. Może to zasługa świeżego powietrza? Albo tego, że wreszcie nie miał żadnych obowiązków? Chociaż stawiał na to pierwsze, ponieważ w szpitalu też nie miał nic do roboty, a sypiał kiepsko.
— Czego? Co znowu? — sapnął sennie, opierając bok twarzy na otwartej dłoni. Na drabince łóżka stał Hiroto i przyglądał się Renowi z niepokojem, wydzierających zza szkieł jego dużych okularów.
— Yukichi wyszedł — powiedział cicho.
— I co z tego? — Ren przyłożył zwiniętą rękę do ust, tłumiąc ziewanie.
— Wyglądał na załamanego, poszedł w stronę jeziora — wyjaśnił cicho Hiroto, zagryzając z podenerwowaniem kącik wargi.
Ren wydał z siebie głośne jęknięcie.
— To nie moja sprawa. Niech robi co chcę — Mówiąc to, obrócił się na brzuch i schował twarz w poduszce, mając nadzieje na jeszcze trochę snu. Niech wszyscy dadzą mu święty spokój!
Jednak zaraz poczuł kolejne szarpnięcie za ramie.
— Boje się, że przyjdzie mu do głowy coś głupiego.
— Yukichi’emu? — Parsknął cichym śmiechem, nie otwierając oczu. — Mylisz się.
— Naprawdę był załamany — Coraz większa desperacja w głosie Hiroto sprawiła, że Ren zmarszczył brwi. Dlaczego to właśnie on miał się tym przejmować?
— Więc sam do niego idź — burknął.
— Mnie nie lubi tak jak ciebie…
— Hiroto, złaź ze mnie i sam się tym martw.
— Mówię prawdę. Jeżdżę z Yukichi’m od wielu lat na takie obozy i znam go dobrze, więc wiem, że jeszcze nikogo nie polubił tak, jak ciebie.
Ren poczuł, że w żołądku osiada mu ciężka gula. Czy to wyrzuty sumienia? Nigdy nie był dla tego tłuściocha zbyt miły i nie dał mu żadnych powodów do przyjaźni, ale Hiroto wydawał się przekonany całkowicie do swoich racji.
Wydając z siebie głośne, poirytowane westchnięcie, podniósł głowę, obdarzając rozmówcę ledwo przytomnym wzrokiem.
— Gówno mnie to obchodzi… — wycedził przez zaciśnięte zęby.
W oczach Hiroto pojawiło się rozczarowanie pomieszane ze smutkiem. Wahał się jeszcze przez chwile, a potem zrezygnował i powoli zszedł na ziemie, opuszczając głowę w dół. Początkowo Ren był pewny, że chłopak wyjdzie z domku i pobiegnie do Yukichi’ego nad jezioro, ale zamiast tego, ten położył się z powrotem w łóżku.
Na pewno przesadzał. Yukichi nigdy nie zrobiłby czegoś głupiego, jak chęć utopienia się w jeziorze, ponieważ to ewidentnie sugerował Hiroto. Yukichi zawsze był pogodny i wesoły, ale Ren nie mógł uleżeć spokojnie, a te resztki snu, które jeszcze chwile temu krążyły nad jego głową, uleciały zastąpione przez niepokój.
Iwaso westchnął niecierpliwie po raz trzeci i podniósł się z łóżka. Materac głośno zaskrzypiał, gdy skierował się ku podłodze, a potem naciągnął na siebie pierwsze lepsze spodnie, zapinając je niedbale grubym paskiem.
Hiroto uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy chłopak wyszedł z domku, lekko trzaskając drzwiami.

***

Yukichi nie chciał się zabić. Hiroto był strasznym panikarzem. Chłopak siedział na mostku, z nogami zanurzonymi w wodzie i smętnie spuszczoną ku obojczykowi głową, ale nic nie wskazywało na to, że lada chwila zechce pożegnać się z życiem.
Ren dostrzegł to już z daleka. Zatrzymał i odetchnął ciężko, czując, jakby spadł z niego parotonowy kamień. Czyżby naprawdę się o niego martwił? Co za niedorzeczność!
Widząc, że wszystko jest jednak w porządku, postanowił wrócić do łóżka i nawet odwrócił się z zamiarem odejścia, gdy jakaś nieznana siła wewnątrz niego nakazała mu się zatrzymać. Walcząc sam ze sobą kilka sekund, ostatecznie przewrócił oczami i zawrócił, kierując się w stronę chłopaka.
— Yukichi! — odezwał się głośno, stając z rękoma skrzyżowanymi na torsie.
— Ren? — Chłopak odwrócił się gwałtownie, nie kryjąc zdziwienia.
— Mogę wiedzieć, czemu dołujesz się nad jeziorem? — Ren uniósł jedną brew, domagając się odpowiedzi.
Yukichi powrócił do poprzedniej pozycji, jeszcze bardziej się garbiąc.
— To musi być dziwne, prawda? Widzieć moją zawsze uśmiechniętą twarz ponurą.
— Trochę — zgodził się Ren, a potem usiadł na mostku obok chłopaka, zanurzając stopy w lodowatej wodzie, nie zważając na to, że umoczył nogawki spodni. — No dobra… — zaczął, opierając dłonie na kolanach. — co się dzieje?
Yukichi chwile myślał, a potem dźwignął spojrzenie, kierując je gdzieś przed siebie, nie skupiając go na niczym konkretnym.
— Po wczorajszej rozmowie z tobą coś zrozumiałem.
— Tak?
— Byłeś bardzo szczery. Mówiłeś otwarcie o wszystkim, co jest parszywe w twoim życiu — wyjaśnił chłopak smutnym tonem.
— Może, i co z tego? — Ren wzruszył ramionami.
— Zrozumiałem, że ja nie jestem szczery, ani ze sobą ani z innymi — westchnął Yukichi, zaciskając mocno wargi. — Nie jestem zawsze pogodny i wesoły, prawdę mówiąc, czasami mam tego wszystkiego dosyć. Tego kim jestem i czego nie potrafię osiągnąć. Jestem słaby.
— Nic nowego — Ren przybrał skupiony wyraz, uderzając mechanicznie palcem wskazującym o krawędź mostku. — Każdy tak ma.
— Oprócz ciebie — Yukichi wtrącił się z mocnym sprzeciwem. — Powiedz mi, czy kiedy brałeś udział w tym castingu czułeś się jak pies na wystawie?
Usta Rena pokrył drobny, rozbawiony uśmiech, będący odbiciem rezygnacji.
— Tak, czułem.
— Bolało cię to wtedy?
— Mhm, bolało, ale wygrałem, ostatecznie wygrałem, więc musiałem być naprawdę świetnym psem — Użył żartobliwego tonu, ale nie oczekiwał, że ktokolwiek będzie się śmiał, nawet on sam.
— Jak ty to znosisz? — W głosie Yukichi’ego pojawił się podziw pomieszany zarazem z niedowierzaniem. — To wszystko, co ludzie mówią na twój temat? Jak zniosłeś Rukę? Rok temu on uwziął się na mnie i byłem tak załamany, że przysiągłem sobie nawet, że już nigdy tu nie wrócę, ale jak widać ciężko dotrzymać sobie postanowień, gdy nie masz co robić w wakacje. Jak udaje ci się być ponad to wszystko?
— Yukichi… — Ren przewrócił oczami, kręcąc głową. — Nie jestem. Mylisz się — Spojrzał na niego kątem oka. — Tu nie chodzi o to, trzeba coś zrozumieć.
— Co takiego?
— Że to boli, i że są na tym świecie ludzie, którzy z przyjemnością ci ten ból zadadzą. Są jak drzewa w lesie, albo słońce na niebie, po prostu są i chociażbyś chciał, nic z tym nie zrobisz. Po tylu latach w branży, nie jestem odporniejszy na ból, to nie tak. Gdy dostaje komentarze, że mam minusowy iloraz inteligencji albo, że powinienem się zabić dla dobra reszty coś we mnie krzyczy. To zawsze będzie bolało, można tylko wyrobić w sobie świetne pozory, którymi nie dasz innym przewagi nad sobą. Ten ból trzeba przełknąć i dalej robić swoje. Ci, którzy go zadają, są słabi.
— Więc… nie ma czegoś takiego jak odporność psychiczna? — Yukichi starał się zrozumieć.
— Owszem, jest. Ale to nie znaczy, że przestajesz czuć, inaczej nie byłbyś człowiekiem — odparł Ren spokojnie. — Siła, którą możesz mieć, by to przetrwać wiąże się z tym, żeby nie dać się złamać. Żeby pozwolić sobie czuć, zaakceptować te uczucia, a potem wierzyć dalej, że jest się tu na tym świecie po coś, że trzeba żyć bo życie jest darem i żadni słabi ludzie nie mogą ci tej wiary odebrać.
— Kiedy tak mówisz, faktycznie zdaje się tak to wyglądać.
Ren uśmiechnął się krzywo.
— Yukichi, naprawdę nie rozumiem czemu się dręczysz chwilową słabością. Siła życia to nie jest bycie wiecznie szczęśliwym. Czasami się śmiejesz, czasami płaczesz, czasami dajesz komuś z pięści w twarz, a potem myślisz sobie, że wszystko jest beznadziejne, ale tak długo jak czujesz, to oznacza właśnie, że żyjesz. Ci, którzy nie czują są martwi. Nie chcę być kimś takim, więc nie odpycham od siebie bólu, ale noszę go ze sobą, ponieważ on mnie kształtuje. Jeżeli masz ochotę tu siedzieć i płakać, rób to, ale nie myśl, że jesteś słaby, ponieważ to nie prawda.
— Ren, to wiele dla mnie znaczy — Oczy chłopaka napełniły się wdzięcznością. — Chcę ci z całego serca…
— Nie — Iwasao przerwał mu, kręcąc głową. — Nie dziękuj. Nie jestem kimś, kto na to zasługuje, jasne? — Wstał, czując ciężar nasiąkniętych wodą nogawek. — Jestem dupkiem, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka tego nie widać.
Odwrócił się, stawiając śpieszne kroki przed siebie, kiedy zatrzymał go pełen rozbawienia a zarazem stanowczości głos Yukichi’ego.
— Uwierz mi, że spotkałem w życiu wielu dupków i nie jesteś jednym z nich, Ren. Dziękuje ci.
Iwaso, jakby przyrósł do ziemi, jednocześnie nie mogąc odwrócić się ku rozmówcy, by spojrzeć mu w oczy. Te słowa nim wstrząsnęły i poczuł wobec nich silny sprzeciw. Od lat miał o sobie takie zdanie, a teraz ktoś wmawiał mu, że tak nie jest. Mimo to, był wdzięczny, że ktoś powiedział mu coś takiego.
Nie odzywając się ani słowem, ruszył przed siebie.

***

Gwieździste niebo miało w sobie coś niezwykłego, gdy człowiek znajdował się chociaż trochę bliżej niego niż zwykle. Angelina siedziała na spadzistym dachu drewnianego domku kempingowego, i zadzierając głowę ku górze, miała wrażenie, że gwiazdy same się do niej zbliżają.
Uniosła rękę, a palce zdawały się muskać końcami mrugające punkciki świetle – zupełnie, jakby głaskała kosmos. Uśmiechnęła się, oddychając świeżym powietrzem, przepełnionym niezmiennie każdej nocy cykadami świerszczy. Jako dziecko wierzyła, że te małe, zielone robaczki grają w źdźbłach traw na prawdziwych, miniaturowych skrzypcach. Tak twierdziła babcia w niezliczonych opowieściach, którymi raczyła ucho wnuczki na dobranoc. Angelina zawsze wyobrażała sobie, że świerszcze noszą czarne cylindry na głowach, wylegują na liściach i brzdąkają na skrzypcach na chwałę wieczoru. Bycie dzieckiem zawierało w sobie tyle piękna.
Dzisiaj jednak, chociaż miała już pełne osiemnaście lat, czuła, że jest skłonna wierzyć w te same rzeczy, co będąc małą dziewczynką. Świat bowiem, oderwany od zgiełku miasta, zdawał się być napisany w formie bajki, zaś ona czuła się jej bohaterką. Brakowało tylko księcia na białym koniu.
Właśnie wtedy z naprzeciwka, wprost z wieczornych ciemności i szumiących drzew, wyłoniła się sylwetka Rena. Chłopak uniósł głowę, a potem zmarszczył brwi, wydobywając z ust niedowierzające westchnienie.
— Alina? Co ty tam robisz?
— Czekam na ciebie — odpowiedziała głośno z szerokim uśmiechem. Chwile temu napisała mu esemesa, by przyszedł w to miejsce.
Przez kilka sekund mierzył ją uważnym spojrzeniem, po czym strzelił rękami do góry w geście poddaństwa.
— Jak się niby tam wdrapałaś? — spytał, zapewne samemu zastanawiając się, jak to zrobić, by znaleźć się przy niej.
— Widzisz to drzewo? — Z uśmiechem wskazała palcem w dorodny dąb. — Po gałęziach. Nic trudnego.
— O, ktoś tu chyba chcę się popisać — prychnął z rozbawieniem, i nie dając jej powodu do dumy, zwinnie wspiął się po gałęziach niczym wiewiórka, dając wyraźnie dziewczynie do zrozumienia, że to bułka z masłem.
Przewróciła oczami, unosząc kąciki warg.
— Nieźle, bałam się, że będę musiała podać ci rękę — powiedziała, skrzętnie ukrywając fakt, że dwadzieścia minut temu sama ledwie weszła na drzewo, kilka razy omal nie lądując na ziemi. Ale przecież o tym nie musiał wiedzieć.
— Słabo mnie oceniasz — Wzruszył ramionami. — Zapomniałaś, że zwinność to moja mocna strona. Od lat trenuje taniec, moje ciało jest jak guma — dodał z teatralnym zarozumialstwem, na który zareagowała cichym, szczerym śmiechem.
— No dobrze, panie Iwasao. Niech panu będzie — Machnęła ręką, podciągając kolana pod brodę. — Prawda, że tu pięknie? Spójrz tylko w niebo!
Zrobił, o co go poprosiła i przez chwile studiował uważnym wzrokiem ciemny nieboskłon, usiany milionem migoczących gwiazd.
— Dlaczego miałem tu przyjść? — zapytał — Chyba nie po to, żeby je oglądać?
— A co? Nie warte są tego? — Uniosła ze zdumieniem brwi, mając całkowicie inne zdanie na ten temat. — Tylko mi nie mów, że jesteś tym, no… pragmatykiem jak Hiroto.
Spuścił wzrok, uśmiechając się z rozbawieniem.
— Błagam, oczywiście, że nie! — odpowiedział z oburzeniem. — Ale daleko mi też do romantyka.
— Nie szkodzi, gwiazdy są uniwersalne. Mogą być inspiracją dla duszy, albo obiektem podziwu dla rozumu, bo przecież kosmos to najbardziej skomplikowana machineria reakcji fizycznych i chemicznych, prawda?
— No cóż, te reakcje jakoś średnio mnie obchodzą — westchnął.
— Więc jesteś romantykiem — skwitowała, krzywiąc z zastanowieniem wargi.
— Nie da się z tobą dyskutować — Obrzucił ją przelotnym, roześmianym spojrzeniem.
— Raczej, prawdy nie da się ukryć — Uniosła palec i zadarła nieco podbródek dla zwiększenia wagi swoich słów.
Uśmiech na wargach Rena wyraźnie przygasł, a Angelina szybko pożałowała swojej nieostrożności. To oczywiste, że pomyślał o Rikuto i tej aferze, którą wytwórnia starała się zatuszować, a która ostatecznie i tak wydostała się na światło dzienne. Jak mogła być aż tak głupia?
— Przepraszam — wymamrotała speszona, czując, jakby ktoś przykleił jej język do podniebienia.
— Nie masz za co — Pokręcił głową. — Całkowicie się z tobą zgadzam.
— Co będzie, gdy obóz dobiegnie końca? Naprawdę masz siłę się z tym zmierzyć? — odważyła się zapytać, chociaż wiedziała, że to stąpanie po cienkim lodzie.
— Myślę, że tak. Nie pierwsza i nie ostatnia afera w moim życiu. Po za tym… pomaga mi świadomość, że postąpiłem słusznie. Uderzyłem Rikuto, ponieważ całkowicie sobie na to zasłużył.
— Rozumiem — Kiwnęła powoli głową. — Ale wytwórni to się chyba nie spodobało, co nie? Muszę ci się do czegoś przyznać — Zagryzła niepewnie dolną wargę. — Ja… słyszałam, jak producent się na ciebie wydzierał. Słyszałam każde słowo i… Ren, oni przeliczali cię na pieniądze! — Nie wytrzymała, dając upust żalowi, który od tygodni tkwił głęboko w jej sercu. Te wszystkie obelgi, skierowane pod adresem chłopaka odczuła tak, jakby wymierzono je przeciwko niej.
— Bo jestem dla nich pieniędzmi — odparł obojętnie — Każdego roku podsumowują mnie zyskami i stratami, oceniając wartość mojej pracy. Wyprodukowali mnie jak modną zabawkę.
— Ale nie jesteś zabawką — zauważyła cicho, kręcąc głową. Miała ochotę złapać go za rękę, jednakże powstrzymała się, mając na uwadze to, że gdzieś tam, czekała na Rena dziewczyna, osoba, którą on szczerze kochał.
— Może tak, może nie — Iwasao wzruszył ramionami.
— Nie masz pewności? — zapytała z takim szokiem, że posłała mu pełne niedowierzania spojrzenie.
— Jestem tym, którego sami stworzyli.
— A tak poza tym? Musi być przecież coś poza światem, w którym żyjesz.
Zawahał się, a potem ostrożnie pokręcił głową.
— Alino, wczoraj powiedziałem, że miałem czternaście lat, gdy zacząłem karierę — zaczął mówić, przełykając ciężko ślinę. — To mniej więcej czas, gdy młodzi chłopcy starają się dowiedzieć kim są. Dorastają i odkrywają swoją tożsamość. Ja w tym czasie, byłem w innej sytuacji. Wszyscy wokół mówili mi, co mam robić, jakich odpowiedzi udzielać na pytania, kogo mam cenić, jaki kolor lubić, jaki typ dziewczyn preferować, jak się uśmiechać, w co się ubierać, jakie wartości cenić, jakie mieć marzenia… to niekończąca się lista rzeczy, które musiałem zapamiętać, by być tym Iwasao Renem, którego pokochają miliony. Ulepili mnie ze swojej gliny, dali mi twarz i powiedzieli kim mam być. Prawdopodobnie, umiem odpowiedzieć kreatywnie na każde zadane mi pytanie i niczym nie dać się zaskoczyć, ale nic z tego wszystkiego nie jest moje. Nie wiem kim jestem, nie mam pojęcia co kryje się za osobowością, którą mi dano ani kim bym był, gdyby moje życie potoczyło się inaczej.
Słuchała tego z zaciśniętymi ustami, po raz kolejny przekonując się, że Ren był bardziej skomplikowany niż sądziła. I pomyśleć, że gdy pierwszy raz go zobaczyła, uznała, że jest zwyczajnym, pustym gwiazdorem. To, jakim spojrzeniem ją zmierzył, gdy zaoferowała pomoc przy anonimowym przyjęciu go na odział, świadczyło, że ma ją w głębokim poważaniu a nawet, że nią gardził. To wszystko było tak bardzo łudzące i nieprawdziwe. Teraz to rozumiała. Rozumiała też, że ciężko być kimś innym, gdy po za maską nie ma się prawdziwej twarzy, gdy pozory są wszystkim, co stanowi twoją osobę.
— Gdy byłam dzieckiem… — odezwała się niepewnie po chwili milczenia, które zawisło niespokojnie między nimi — nie umiałam zabierać głosu w klasie. Jeżeli przyszło mi wygłaszać jakieś przemówienia, omal nie mdlałam ze strachu — zaśmiała się cicho z samej siebie, kręcąc głową. — W końcu zainteresował się mną szkolny psycholog. Nie wiem dlaczego, ale od pierwszej chwili byłam w stanie opowiedzieć mu o wszystkim, co czuje. Wtedy wyznałam, że boję niezrozumienia. Że nikt nie zrozumie, co chcę przekazać, dlatego wolałam milczeć. — Zauważyła, że skierował na nią swoje zainteresowanie. Szczelniej oplotła ramionami swoje kolana, wracając coraz głębiej ku przeszłości. — Wtedy myślałam, że jestem dziwna i wstydziłam się tego, ale on powiedział mi coś, co pamiętam do dziś. Że człowiek jest jak jajko.
Ren parsknął śmiechem.
— Jajko? — Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
— Mhm. — Pewna swego, kiwnęła głową. — Mamy swoją skorupkę, wewnątrz której kryje się to, co nie jest w stanie bez niej przetrwać. To dzięki skorupce jako ma kształt. Dopiero, gdy gotuje się je w wysokiej temperaturze, jego wnętrze utrwala się i może pozbyć się skorupki. Czasami tak jest z nami. Musimy mieć swoje maski, by się nie rozpaść, ale życie nas hartuje i uczy nas być w końcu sobą. To nie dzieje się od razu.
— Myślisz? — Uniósł brwi, jakby nie był pewien, czy ma w to wierzyć.
— Oczywiście — odpowiedziała, a potem jej dłoń znalazła się na dłoni Rena. Jej ciepło przeniknęło w głąb skóry chłopaka, powodując, że wstrzymał oddech. — Jestem także pewna, że w środku ciebie jest twoje prawdziwe ja. Odkryjesz je w swoim czasie.
Podniósł na nią wzrok. Ciemna głębia tęczówek była tak intensywna, że wprost nie mogła się od nich oderwać. Noc zdawała się być jeszcze cichsza, a kosmos jeszcze bliżej, tak, że mieli wrażenie, iż gwiazdy obsypują ich blaskiem jak reflektory na wielkiej scenie. Byli niczym aktorzy, grający swoje role, które jednocześnie przenikały do ich serc prawdziwością uczuć.
Nagle ramię Rena otoczyło ją ostrożnie i przyciągnęło bliżej ciała. Ich twarze znalazły się blisko siebie, a z jego oczu wyczytała wyraźne pragnienie, odzwierciedlające jej własne uczucia.
Tak niewiele dzieliło ich usta…



______________________
Przerwałam w takim momencie, ja wiem, jestem niedobra ^^ 
Mam nadzieje, że rozdział przypadł Wam do gustu, bo rzucił nieco światła na życie, a przede wszystkim na karierę Rena i jego mroczne strony.
Buziaki. Kocham Was :**

3 komentarze:

  1. A więc Yukichi zauważył, że ta dwójka ma się ku sobie. Angelina może zaprzeczać, ale on i tak wie, że między nimi coś się święci. Niesamowicie rozbawiła mnie, gdy chciała udawać seksowną przed Renem. Jak na złość, noga jej się poślizgnęła i niezgrabnie wpadła do wody. Dobrze, że nic sobie nie zrobiła, haha. Ren to miał z niej ubaw, ale jednak Alina nie umknęła jego uwadze i dokładnie zlustrował ją w stroju, skoro później sypnął jej komplement. Udawała oburzoną, a jak się tylko odwróciła, to uśmiech sam pojawił się na jej twarzy, ach ta Angelina ;D
    Niestety. Showbiznes to jedno wielkie bagno. Wielu ludziom wydaje się, że gwiazdy prowadzą idealne życie, bez żadnych zmartwień, ale rzeczywistość jest o wiele okrutniejsza, niż można to sobie wyobrazić. Ren idealnie im to wyjaśnił. Jest po prostu ich marionetką do zarabiania pieniędzy. Musi żyć w kłamstwie i mimo, że są pozytywy sławy, to i tak ma ona swoje mroczne strony.
    Ta końcówka... Jak mogłaś zakończyć w takim momencie? To była idealna chwila, aby cię pocałowali. No wiesz co.. To prawda, jesteś niedobra ;D Tak więc z niecierpliwością czekam na nowość i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie da się nie lubić Yukichi'ego. :) Ma w sobie coś takiego,co czyni go naprawdę sympatyczną postacią. :) No, ale jak widać nawet on miewa ciężkie chwile. Ale chyba nie ma człowieka, który by tego uniknął. Ciekawe, kiedy między Renem a Angeliną coś więcej się wydarzy. Może Yukichi ma rację i coś między nimi naprawdę jest... Hehehe, w końcu nie bez powodu Angelina chciała mu się spodobać. Szkoda tylko, że ośmieszyła się przy tym. haahahha, chciałabym widzieć ten upadek. To musiałoby komicznie wyglądać. :D Wcale im się wszystkim nie dziwię, że się z niej śmiali. Jak widać sława Rena nie jest taka kolorowa... Nic dziwnego, że jest taki oschły. Pewnie na początku inaczej sobie to wszystko wyobrażał, a rzeczywistość okazała się bolesna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Yukichi to bardzo mądry chłopak. Może i on nie ma ogromnego powodzenia u dziewczyn itd., ale doskonale widzi, że Ren leci na Angelinę. Nasze gołąbeczki mają się ku sobie, choć dzieli ich naprawdę bardzo wiele. Różnica poglądów i życie codzienne... Ale kto wie, może miłość to wszystko zatuszuje? Zobaczymy. Tak, czy siak - uważam, że Ren niesamowicie dogaduje się z naszą bohaterką. Rozmawia z nią i wygłupia się, jakby znali się od lat.
    Yukichi załapał doła po tym, jak Ren opowiedział o swojej karierze. Chłopak naprawdę nie miał łatwego życia i sądzę, że nie powinien tak szybko żyć jako gwiazda. Miał zaledwie czternaście lat, gdy to wszystko się zaczęło. Musiał nauczyć się udawać szczęśliwego, nawet gdy było mu bardzo źle. Musiał robić to, czego od niego oczekiwano, spotykam się z takimi dziewczynami, z którymi mógł pokazać się publicznie... To wszystko jest naprawdę okropne. Uważam jednak, że Ren nie jest dupkiem. Mimo wszystko poszedł nad jezioro sprawdzić, czy z Yukichi'm jest wszystko w porządku. A taki wielce śpiący i obojętny był :D. Ba! Nawet podszedł do naszego grubaska i z nim porozmawiał. To kochany chłopak tylko strasznie zagubiony...
    No i ostatnia scena! Hormony buzują. Czuję, że dojdzie do jakiegoś zbliżenia pomiędzy Renem, a Angeliną... Niebawem przeczytam najnowszy rozdział, więc się wszystkiego dowiem *,*.
    Wybacz, że tak późno komentuje, ale nie miałam internetu przez dłuższy czas. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz :).

    OdpowiedzUsuń