Odcinek 4: Pathless Tracts cz.III

Angelina stała na drabinie, wyciągając ku górze ręce. Przypinała do sufitu zwisające śnieżki, podczas gdy Rika oklejała bożonarodzeniowymi wycinkami okna świetlicy na oddziale odwykowym. W radiu leciała płyta ze świątecznymi piosenkami, wypełniając sale odpowiednim nastrojem.
W szpitalu uczynienie świąt przyjemnymi było tym ważniejsze, iż niektóre dzieci i inni pacjenci spędzali ten okres właśnie tutaj, zamiast z ukochanymi rodzinami.
Angelina co chwila zerkała na Hiro, który rozmawiał z matką. Wciąż nie było jasne, czy rodzice zabiorą go do domu. Chłopak niespecjalnie dogadywał się z ojcem, który wyrzekł się go raz na zawsze po tym, jak odkrył u niego paczuszkę amfetaminy. Nawet w okresie rocznej śpiączki syna ani razu nie odwiedził szpitala. Dziewczyna miała nadzieje, że mimo wszystko, przyjacielowi uda się spędzić ten czas w rodzinnej atmosferze.
— Niedługo odział onkologii odwiedzi Mikołaj — Reina podeszła do drabiny, wręczając Angelinie kolejne wycinki. — Znalazł się anonimowy dobroczyńca, który wręczy im prezenty.
— Naprawdę? — Dziewczyna ucieszyła się szczerze. Dzieciaki zawsze reagowały radością na widok Mikołaja, zapominając o swojej chorobie. Na ten czas, stawały się normalnymi dziećmi, pełnymi beztroski i pogody ducha.
— Może przebierzesz się za Anioła? — zaproponowała kobieta z uśmiechem, pewna, że Angeliny nie trzeba będzie wcale namawiać.
— Jasne, nie ma sprawy. Powiedz tylko, gdzie i kiedy — zgodziła się z zapałem, doklejając ostatnie wycinki na suficie. Była zadowolona z efektu, ponieważ świetlica przeistoczyła się w śnieżny pokój.
— Dzisiaj wieczorem. Wiesz, chcemy, żeby był odpowiedni nastrój. Zbierzemy wszystkie dzieciaki w holu, przy dużej choince. Te, które nie będą mogły dołączyć, odwiedzimy w salach.
— Dobry pomysł! — Kiwnęła głową. Co roku organizowano tego typu rzeczy, ale tym razem wydawało się, że prezentów będzie więcej niż zwykle, ponieważ Reina była podekscytowana.
— Rika, a ty mogłabyś się przebrać za renifera? — spytała kobieta, klaszcząc w dłonie.
Przez chwile wydawało się, że przyjaciółka Angeliny obrazi się za tego typu propozycje, gdy nagle uśmiechnęła się szeroko.
— No pewnie! W końcu są święta!
— Wspaniale! Jesteście wielkie dziewczyny! Czekam na was dzisiaj wieczorem! — Mrugnęła do nich, wychodząc ze świetlicy.
Angelina zaśmiała się pod nosem, schodząc ostrożnie z drabiny. W domu czekało na nią mnóstwo zadań domowych, ale w takim okresie w ogóle się tym nie przejmowała. Teraz, najważniejsze było zrobić wszystko, aby dzieciaki czuły się szczęśliwe.
Nagle zauważyła, że matka Hiro opuszcza salę. Spojrzała na chłopaka, który siedział na wózku inwalidzkim ze spuszczoną głową.
— Hej, Hiro — Podeszła do niego niepewnie, składając na podbrzuszu dłonie — Ojciec się zgodził przyjąć cię na święta do domu?
— Jest strasznie uparty — wymamrotał Hiro powolnym głosem — Ale mama robi wszystko, by go przekonać.
— Wierzę, że go przekona — Angelina usiadła na krześle obok, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. — W końcu to twój tata, na pewno kiedyś ci wybaczy.
— Mam nadzieje, że masz racje — Uśmiechnął się słabo. Był blady i bardziej przygnębiony niż zwykle. Nic dziwnego, skoro we własnym domu nie miał pewnego miejsca. W święta nikt nie powinien być sam.
— Wiesz… w razie czego, zapraszam do mnie — zaproponowała — Jestem pewna, że rodzice się zgodzą, byś na parę dni przyjechał do nas.
Oczy Hiro rozjaśnił wdzięczny blask. Trzęsącą się dłonią sięgnął po rękę Angeliny.
— Dziękuje ci, Alina. Ale nie chcę być dla was ciężarem.
— O czym ty mówisz? — roześmiała się — Przecież będzie fajnie.
— Skoro tak twierdzisz — W jego głosie pojawiło się wyraźne wahanie, ale kiwnął głową naprawdę szczęśliwy z powodu propozycji.
Angelina wróciła do swoich obowiązków. Razem z innymi wolontariuszami stroili salę do wieczora, dlatego na przebranie się zostało niewiele czasu. Dzięki Bogu strój anioła był używany rok w rok, dlatego wiernie czekał na moment użycia w specjalnej komórce, więc znalezienie go nie stanowiło problemu.
Wszystko działo się trochę chaotycznie. Angelina była zmęczona po całym dniu pracy, ale zarazem szczęśliwa z możliwości uczynienia czegoś dobrego dla dzieciaków. Stanęła przed lustrem w gabinecie ojca, przyglądając się sobie z zadowoleniem. Nie było czasu na umalowanie się, dlatego jedyne, co zrobiła, to przygładziła niesforne włosy, stwierdzając, że i tak cała uwaga skupi się na Mikołaju. Była ciekawa kto w tym roku się za niego przebierze. Któregoś razu nawet pan Mizuhara dał się namówić na przywdzianie czerwonego stroju, ale był to jedyny raz, który nigdy się nie powtórzył. W roli Mikołaja najlepiej sprawdzał się doktor Nariaki, nudny ortopeda, który w jeden dzień w roku zmieniał się w sympatycznego dziadka, biorącego dzieciaki na kolana. Był w tym nieomal mistrzem. Wyśmienicie modulował głos, a nawet uśmiechał się jak rasowy Mikołaj, sprawiając, że dzieciaki wpatrywały się w niego z urzeczeniem.
Uznawszy, że wygląda nieźle, opuściła ojcowski gabinet. Doktor Mizuhara niespodziewanie pojawił się na korytarzu. Na widok córki przystaną, mierząc ją dumnym wzrokiem.
— Pierwszy raz przypadła ci rola anioła — Uśmiechnął się.
— Skrzydła trochę się sypią, ale mam nadzieje, że nikt nie zauważy — Poruszała ramionami, by sprawdzić, czy aby na pewno dobrze się trzymają.
— To prawdopodobnie najważniejsze święta w naszym życiu — W głosie doktora pojawiło się zdradliwe wzruszenie. Uniósł też palec do kącika oka, ścierając drobną łzę.
Angelina zmarszczyła brwi, podchodząc do ojca ze zdziwieniem.
— Ależ papo, o czym ty mówisz?!
— Niedługo zdasz egzaminy. Jestem pewien, że dostaniesz swoje wymarzone stypendium i wyjedziesz do Ameryki — wytłumaczył, ściskając ją za ramiona. — Będę tęsknił za twoją obecnością w szpitalu.
Rozumiejąc już o co chodzi, sama poczuła drobny smutek, przytulając się do ojca żarliwie.
— Czas szybko przeleci. Nim się obejrzysz, będę tu z powrotem. Wiesz, że to miejsce jest mi od dawna przeznaczone.
— Wierzę w to, ale wiem też, że może się przed tobą otworzyć wiele ciekawych i rozwijających ofert pracy. Nie chciałbym, żebyś cokolwiek straciła…
— Nauczyłeś mnie słuchać swojego serca i będę temu wierna, tato. Zapewniam cię, że podejmę decyzje, które uczynią mnie szczęśliwą.
Oczy pana Mizuhary zajaśniały blaskiem dumy i radości.
— Chodźmy już. Pewnie na ciebie czekają. Znając Reinę, wychodzi właśnie ze skóry.
Angelina zachichotała, pozwalając, aby ojcowskie ramię prowadziło ją korytarzem.

***

Dzieciaki zebrały się przy wielkiej, wystrojonej światełkami choince. W powietrzu unosiło się napięcie oczekiwania i radości. Wychudzone, zmęczone chorobą oczy napełniały się szczęściem. Niektóre trzymały się za ręce, popatrując na siebie z uśmiechem. Starsze stały nieco z boku, rozumiejąc więcej od młodszych, ale także miały nadzieje otrzymać jakiś prezent.
Reina chodziła jak nakręcona katarynka. Wszędzie jej było pełno, a cała aż kipiała z obawy, że coś pójdzie nie tak. Pojawili się również wszyscy lekarze, zdejmując na ten czas budzące w dzieciach lęk białe fartuchy.
Angelina czekała na pojawienie się Mikołaja, wychodząc na zewnątrz. Lodowate powietrze sprawiło, że cała trzęsła się z zimna. Na szpitalny parking podjechało czarne auto, z którego, z pomocą wolontariuszy, wypakowano ciężki wór prezentów.
— O matko, naprawdę ktoś ma hojne serce — westchnęła Rika cicho, przytulając się z zimna do Angeliny.
Dziewczyna wychyliła nieznacznie głowę, ciekawa kim jest ów darczyńca. Najpierw zobaczyła wysokiego chłopaka przebranego za elfa, potem drugiego w identycznym stroju, na samym zaś końcu pojawił się Mikołaj. Parsknęła cicho śmiechem, ponieważ przebrany za niego człowiek był raczej chudy, a skrywany pod kożuchem sztuczny brzuch sprawiał, że wyglądał naprawdę zabawnie. Dzieciaki jednak na pewno niczego nie zauważą. W końcu, strój Mikołaja, należący do szpitala też nie był najwierniejszą kopią filmowych wersji, a jakoś sprawdzał się doskonale przez te lata.
— Chodźcie, zbierzcie się razem — Nagle pojawiła się Reina, zgarniając je obie ramieniem i prowadząc w stronę przebranych chłopaków. Wtedy Angelina rozpoznała ich wszystkich. Niemal wmurowało ją w ziemie, ponieważ nawet przez chwile nie rozważała takiej ewentualności. Poczuła ucisk w gardle i trudne do zdławienia wzruszenie.
— Ren — wyszeptała z niedowierzaniem. Była skrępowana obecnością chłopaka, który zsunął z twarzy brodę, przyglądając się jej głębokim wzrokiem. — To wszystko twoja sprawka?
— W zasadzie Iro — wskazał na uśmiechniętego elfa z umalowanymi, różowymi kółkami na środku policzków. Wspomniany, pomachał jej radośnie.
— Owszem, prezenty to był mój pomysł, ale Ren uparł się, by przekazać je temu szpitalowi — Nagle jednak zastanowił się, wpatrując się w dziewczynę uważniej —  Kiedy się z Renem poznaliście?
— Kiedy złamałem nogę — odparł Ren pośpiesznie, chrząknąwszy nerwowo. — Angelina jest tu wolontariuszką. To także szpital jej ojca.
— Ach! Angelina — Iro uśmiechnął się znacząco, jakby właśnie coś ważnego zrozumiał.
— Mizuhara Angelina, a to moja przyjaciółka, Rika — Przedstawiła się, zapominając momentalnie o uczuciu zimna. Rika stała z boku, obserwując całą sytuacje dość niepewnie.
— Kato Iro — Chłopak wykonał w ich stronę szczery ukłon, by następnie szturchnąć ramieniem drugiego elfa, o wiele mniej sympatycznego z wyglądu — Przedstaw się, gamoniu!
— Iwasao Ihyia — burknął w odpowiedzi tamten. Z mowy jego ciała wynikało, że jest tutaj z konieczności, a nie dobrych chęci.
— Brat Rena, cieszę się, że mogę cię poznać — Angelina kiwnęła głową, wstrzymując oddech. Przelotem widziała już tego chłopaka tamtego lata. Renowi bardzo zależało na jego wizycie, przypominała sobie, ale Ihyia zjawił się tylko na chwile, znikając jak rozpływająca się kamfora.
— To naprawdę wspaniałe, co robicie — westchnęła z zachwytem Reina. — Wejdźmy do środka, zanim zamarzniemy tutaj na kość.
Posłusznie skierowali się do wnętrza szpitala. Angelina była onieśmielona obecnością Rena. Wciąż nie dowierzała, że on naprawdę tu jest. Jeszcze godzinę temu czuła doskonale znany jej ból tęsknoty w klatce piersiowej, a teraz miała go obok siebie. Nie wiedziała tylko, czy jej wybaczył. W końcu nie rozmawiali ze sobą od tamtego lata. Niczego nie zdołała mu wyjaśnić, wciąż była w jego oczach tą, która wtedy nie przyszła, a potem nie zadzwoniła.
Próbowała skupić się na swojej roli anioła, gdy dzieci na widok Mikołaja zaniemówiły z wrażenia, a wszelakie szepty ustały jak ręką odjął. Szczególne zainteresowanie budził wielki wór, na którym skupiły się oczy większości dzieci. Ren zajął przygotowane dla niego miejsce, doskonale odnajdując się w swojej roli. Głos miał za młody do wizerunku starego dziadka, ale nadrabiał charyzmą i niezwykłą pewnością siebie. Również Iro i Ihyia bawili się doskonale, zachęcając dzieci do podejścia bliżej, by odebrać swój prezent.
Minuty mijały za minutami, aż atmosfera stała się zupełnie luźna i beztroska. Z radia leciały świąteczne melodię, choinka migała tysiącami lampek, a dzieciaki siadywały na kolanach Rena, zadając mu przeróżne pytania odnośnie bieguna północnego, fabryki pełnej elfów i ich własnych listów, które do niego wysłały. W tamtym momencie umiejętność chłopaka odpowiadania na każde, nawet najdziwniejsze pytania wyjątkowo się sprawdziła. Nie było niczego, na co Ren nie umiałby z wyobraźnią i powagą odpowiedzieć. Dzieciaki święcie wierzyły, że mają do czynienia z kimś, kto lata wielkimi saniami zaprzężonymi w renifery.
W pewnym momencie przyszła kolej na pięcioletnią Daisuke Naite, która na dźwięk swojego imienia ukryła się pod korytarzowym oknem. Była nieśmiałą dziewczynką, która rok temu uległa ciężkiemu poparzeniu, wskutek którego prawie całe jej ciało doznało poważnych obrażeń. Jej twarzyczka w niczym nie przypominała twarzy normalnego dziecka, a u rączek miała tylko po kilka palców, gdyż niektóre trzeba było amputować. Niemal cały rok spędziła w szpitalu, ucząc się na nowo pisania i ubierania dwoma, budzącymi grozę kikutami. Na łysej, pomarszczonej główce sterczało tylko kilka, pojedynczych kęp blond włosków.
Naita za nic nie chciała podejść bliżej, nauczona, że większość dzieci uciekała od niej w popłochu. Skuliła się w kucki i ukryła twarz w fałdach sukienki. Jedna z pielęgniarek zachęcała ją, by podeszła do Mikołaja, zapewniając, że na pewno dostanie coś ładnego. Dziewczyna jednak uparcie kręciła głową, nie patrząc na nikogo.
Wtedy Angelina wzięła sprawę w swoje ręce i sama do niej podeszła. Kucnęła przy dziewczynce, delikatnie gładząc ją po ramieniu.
— Naita-chan, Mikołaj jest miły i bardzo chcę cię poznać.
Natia jednak podkręciła głową, zwijając się jeszcze bardziej.
— Ma dla ciebie coś ładnego — zachęcała dalej Angelina, nie odnosząc przy tym skutku. Westchnęła, bezradnie patrząc na pielęgniarkę, która nie miała w zanadrzu żadnych, ciekawych rozwiązań.
Wówczas Ren wstał z fotela i sam podszedł do dziewczynki. Dzieci z wrażenia rozstąpiły się przed nim, ciekawe dalszych wydarzeń. Kucnął przy małej, uśmiechając się z taką serdecznością, jakiej Angelina nigdy u niego nie widziała. Delikatnie pogładził palcami główkę nieśmiałej pacjentki sprawiając, że Naita drgnęła z zaskoczeniem. Wychyliła z nad ramion wielkie, przestraszone oczy, pierwszy raz będąc tak blisko człowieka z bajki.
— Nazywasz się Naita, prawda? — spytał łagodnie, otrzymując w zamian wciąż jeszcze nieufne przytaknięcie. — Bardzo ładne imię. Jeden z moich reniferów tak się nazywa, wiesz?
Oczy dziewczynki zaokrągliły się z wrażenia, a na jej małych wargach pojawił się cień uśmiechu. Była wyraźnie zainteresowana, ale wciąż bała się odezwać. Niezrażony Ren kontynuował.
— Naita to najdzielniejszy renifer z całego mojego stada — Mówił z pełnym przekonaniem i taką pasją, że nawet Angelina była gotowa dać wiarę w jego istnienie. — Naita niczego się nie boi i lata najszybciej z pośród wszystkich. Niektóre renifery są o to zazdrosne i dokuczają mu, ale Naita wie, że to dlatego, iż jest wyjątkowy. Nigdy się nie poddaje, ponieważ wie, że przy odrobinie wiary, kiedyś doleci, aż do gwiazd — Sięgnął po rękę dziewczynki i podniósł ją ostrożnie do góry, wskazując kierunek nieba. — Chociażby inni byli dla niego niemili i mówili mu okropne rzeczy, Naita kiedyś dotknie wszystkich gwiazd, jakie są na niebie.
Dziewczynka słuchała Rena z tak wielkim oddaniem, że całkowicie zapomniała o uprzednim strachu, pozwalając, by chłopak objął ją ramieniem i do siebie przytulił.
Angelina poczuła łzy pod powiekami. Widok przytulonej do drugiego człowieka Naiti był tak piękny, że kilka kropel mimowolnie spłynęło po jej policzkach.
— I naprawdę dotknie wszystkich? — spytała cichutko dziewczynka, wywołując tym samym zaskoczenie u lekarzy, którzy do tej pory nie odnotowali w swojej pacjentce aż takiej śmiałości.
— Wszystkich — Ren przytaknął uśmiechem — Ale musi się też dużo trenować i być systematyczny w ćwiczeniach, żeby mu się udało. Jeżeli będzie wierzył w sukces, osiągnie go.
Naita uśmiechnęła się szeroko, pozwalając ostatecznie na wręczenie sobie prezentu. Przez resztę wieczoru była też pogrążona w radosnym, tajemniczym zamyśleniu.
Angelina odkryła Rena w zupełnie nowy sposób. Przez cały wieczór nie mogła oderwać od niego wzroku, zachwycona wrażliwą naturą, którą pokazał światu. Iro i Ihyia pomagali mu z wielkim oddaniem, nawet starszy Iwasao angażował się w swoje obowiązki, na tamten moment wyglądając na naprawdę sympatycznego człowieka.
To był niezwykły czas, który miała zapamiętać do końca życia. Noc cudów, wypełniająca jej serce głęboką wiarą w istnieje dobroci.

***

Zdarła z głowy aureolę. Ze zmęczeniem opadła na jedno z wolnych krzeseł w szpitalnej stołówce, gdzie wszyscy z wolontariatu mieli zaproszenie na skromną, wigilijną kolację.
Było już dwadzieścia minut po północy i ani trochę nie była głodna, jednak Reina uparła się, że nikogo nie może zabraknąć. Rika dyskutowała ożywiona z kilkoma chłopakami, jak zwykle okręcając sobie płeć przeciwną wokół palca. Na ten widok, Angelina zaśmiała się pod nosem. Cała przyjaciółka! Charyzmatyczna i pełna poczucia humoru.
Po jakimś czasie do stołówki zawitał także Ren z Iro i Ihyią. Dziewczyna spuściła wzrok, czując, jak jej ręce zaczynają powoli drżeć. Od dawna obawiała się takiej konfrontacji, z przykrością uświadamiając sobie własne tchórzostwo.
W pierwszej chwili wydawało jej się, że Ren usiądzie przy jednym z wolnych stolików, gdzie ulokowali się jego koledzy z zespołu. Poczuła silne rozczarowanie, ale zdawała sobie sprawę, że w pełni zasłużyła na takie traktowanie. Jednak w ostatnim momencie chłopak zawrócił, idąc prosto w jej stronę.
Serce skoczyło jej do gardła, gdy usiadł naprzeciwko, ubrany już normalnie i patrzący na nią tymi swoimi niezwykłymi oczyma.
— Kopę lat, Alina — odezwał się tonem, który nie zdradzał żadnych nerwowych uczuć względem niej.
Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale żadne słowa nie ułożyły się w pożądany dźwięk. Idiotka. Totalna idiotka! Krzyczała w myślach na siebie.
— Cześć… — wydukała w końcu, oddychając coraz szybciej. Tak naprawdę miała mu wiele do powiedzenia. Chciała przeprosić, a potem wyrazić swoje uznanie dla tego, co zrobił. Chciała opowiedzieć o uczuciach, które w niej wzbudził, gdy przytulił do siebie Natię. Czuła, że musi wiedzieć o tym, iż jedną rozmową zrobił dla tej dziewczynki coś, czego lekarze przez miesiące terapii nie zdołali osiągnąć względem niej. Był niesamowity.
— Jestem zmęczony — powiedział z cieniem uśmiechu na ustach. — Ale to dobre zmęczenie — Kiwnął głową — Od dawna nie czułem się równie dobrze.
— Dziękuje — Popatrzyła na niego niepewnie. — Za to, co zrobiłeś. Za Natię. Za całą magię tego wieczoru.
— Te prezenty wreszcie trafiły do dobrych rąk — odpowiedział — Powinniśmy byli już dawno temu zrobić coś podobnego.
Zapadło między nimi krępujące milczenie. Mogli rozmawiać ze sobą swobodnie, ale wciąż istniały niewyjaśnione sprawy. Angelina rozumiała, że muszą porozmawiać ze sobą naprawdę szczerze.
— Ren, dużo muszę ci wyjaśnić… — wypowiadała z wahaniem każde słowo, wciąż nieprzekonana do tego, że ma prawo do jakiegokolwiek usprawiedliwienia.
Pokręcił głową, wyciągając rękę.
— Nie, Alina. Nie teraz, nie dzisiaj — Widząc jej rozczarowaną minę, dodał — Powinniśmy się spotkać któregoś dnia. Obawiam się, że żaden lokal nie wchodzi w grę, ale gdybyś chciała…
— Przyjdę, gdzie będzie trzeba — wtrąciła się stanowczo — Tym razem na pewno przyjdę — Spuściła przepraszająco wzrok.
— Dobrze, zatem pojedź ze mną w góry.
Zbił ją z tropu. Wpatrywała się w niego nie rozumiejąc. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy Ren doszczętnie zwariował.
— Że co?
— Pojedź ze mną w góry. W zasadzie ze mną, z chłopakami z zespołu i Naną — Na dźwięk imienia jego dziewczyny automatycznie się wzdrygnęła. Tak, stanowczo zwariował.
— Ren… — wydukała nerwowo.
— Mama Nany ma zimowisko, taki pensjonat. Zakwaterujemy się w nim do Nowego Roku — Nie ustępował, ani przez chwile nie traktując tej propozycji jak coś niestosownego.
— Nie mogę — jęknęła — Nigdy nie spędzałam świąt bez rodziny.
— Przekonasz ojca — Popatrzył na nią pewny tego, co mówi — Pojedź ze mną.
Zamrugała rzęsami z niedowierzaniem.
— Nawet nie wiesz dlaczego nie przyszłam!
— Owszem, ale jeżeli chcesz, żebym ci wybaczył, zrób to, o co cię proszę.
Wahała się. To było szaleństwo. On był szalony. Zatem dlaczego rozważała w sercu możliwość zgodzenia się? Nigdy nie była na takim wyjeździe, nigdy nie spędzała Bożego Narodzenia z dala od rodziców, od Tokio, od wszystkiego, co tak rozkosznie znajome.
— Weź ze sobą Rikę, jeżeli ci to pomoże — dodał, na co roześmiała się cicho.
— Nie zgodzi się — powiedziała — Dlaczego akurat tego chcesz? — zapytała z przejęciem.
— Ponieważ latem obiecaliśmy się znowu spotkać w Grudniu. Taki wyjazd oderwie nas od światów, które znamy na co dzień. Wierzę, że tutaj nie możemy być sobą, że rzeczywistość nas rozdziela. Najpiękniej było na obozie, najpiękniej może być w górach — wyjaśnił cicho — Pragnę dla nas jeszcze jednej szansy.
Przełknęła z trudem ślinę. Gdzieś za nimi rozległ się wybuch gromkiego śmiechu. Wolontariusze byli ożywieni mimo późnej pory, Rika uśmiechała się szeroko. Angelina pomyślała, że taki wyjazd mógłby być dobry dla nich obydwu. Ostatni rok spędzony w górach, druga szansa…
— Porozmawiam z ojcem — powiedziała, nie patrząc na niego.

***
Siedziała skulona w półmroku salonu, podczas gdy ojciec nerwowo przemierzał szerokość pomieszczenia tam i z powrotem. Nie wydawał się ani trochę zachwycony przystaniem na pomysł jedynej córki.
Angelina wcisnęła jeszcze głębiej dłonie między kolana, zapadając się w kanapę z niezręczności, która zawisła w powietrzu. Z jednej strony, nie chciała zawieść ojca, z drugiej, całym sercem pragnęła pojechać w góry z Renem. Już sama myśl o tym sprawiała, że w podbrzuszu czuła przyjemne mrowienie.
— Ufasz temu chłopakowi? Jak długo właściwie go znasz? — Pan Kento zatrzymał się nagle, odrywając od ust palec wskazujący. Siedząca nieopodal jego żona w fotelu, wbiła w Angelinę uważne spojrzenie, zapewne równie zainteresowania odpowiedzią.
— Spędziłam z nim cały pobyt w szpitalu, a potem zacieśniliśmy znajomość na obozie — powiedziała, próbując zatrzymać wzrok na ojcowskiej twarzy.
— A mimo to, uważam, że wciąż za mało się znacie — odparł Kento stanowczym tonem, wracając do nerwowego marszu po salonie. Martwił się, wcale nie chodziło o długość znajomości tego chłopaka z jego córką, ale o fakt, że Angelina, jego zdaniem, zbyt prędko dorosła. Do tej pory, każde święta były czasem ściśle rodzinnym i nigdy nie podważono tradycji, aż do tego roku.
— Kochanie — odezwała się czulej matka — Lubisz tego chłopca, mam racje?
Policzki Angeliny oblał delikatny rumieniec.
— Tak. Myślę, że naprawdę go lubię — Kiwnęła ostrożnie głową.
Spojrzenie ojca spoczęło na jej twarzy z bezbrzeżnym zdumieniem. Podobna deklaracja z ust córki wydawała mu się co najmniej niedorzeczna. A jednak patrząc na nią, nie mógł zaprzeczyć, że miał przed sobą młodą kobietę, już nie dziecko.
— Naprawdę chcesz wyjechać właśnie teraz, gdy zostało nam tak niewiele czasu razem? — spytał sucho.
Angelina spuściła wzrok, zdając sobie sprawę, że musi podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w ostatnim czasie. Żaden wybór nie był w pełni zadowalający, ale starała się słuchać swego serca, o czym mówiła wcześniej ojcu.
— Tato, wiesz przecież, że w czasie studiów będę do was przyjeżdżać w każdej przerwie świątecznej i wakacyjnej. A taki wyjazd z Renem, być może, naprawdę jest ostatnim, jaki będzie mi dane przeżyć — W jej oczach pojawiły się drobne łzy. Wcale nie chciała ich obecności, ale tak długo tęskniła za Renem, że ostatecznie emocje same się z niej wylewały.
Pan Kento długo patrzył na córkę, jakby próbując zrozumieć, co dzieje się w jej dziewczęcym sercu, którego najpewniej nigdy nie zdoła w pełni rozszyfrować.
Wtedy odezwała się jego żona.
— Zgódź się, słońce. Nasza córka tego potrzebuje. Nie uważasz, że zbyt długo trzymałeś ją pod skrzydłami. Jeżeli nie wypuścisz jej w odpowiednim momencie, uczynisz jej nieodwracalną krzywdę.
Słowa musiały skutecznie zadziałać, bo oczy pana Mizuhary nabrały nowego blasku zrozumienia. Kiwnął głową, lekko zasępiony.
— Dobrze, Alino, jeżeli naprawdę tego chcesz, jedź w te góry. Proszę jednak, byś na siebie uważała.
— Dziękuje! — Uśmiechnęła się dziewczyna, próbując nie krzyknąć z wielkiej radości. Podniosła się z miejsca, rzucając ojcu na szyje. Naprawdę był najwspanialszym ojcem na świecie i mogła o tym przekonywać się każdego dnia.
— No już dobrze, dobrze. Nie rozczulajmy się — odparł pan Kento sam wzruszony z zawstydzeniem. — Ten chłopak, Ren… on ma o ciebie dbać, rozumiesz? Tylko taki ktoś jest godzien mojej córki.
— Oczywiście, tato. Wiem o tym doskonale.
— Miałem nadzieje, że twoje uczucia ulokują się w człowieku, którego chciałem ci przedstawić, ale jak widzę, chcesz podejmować własne decyzje — Pogładził ją po ramieniu, na co zareagowała cichym śmiechem.
— Nie myślałeś chyba, że naprawdę zgodzę się umawiać z kimś mi narzuconym? Tato, bardzo cię szanuję, ale przed czymś takim, musiałabym się zbuntować.
— A ja dałabym ci moje poparcie — odparła matka wojowniczo.
Ojciec roześmiał się, widząc, że znalazł się na przegranej pozycji. Mimo wszystko, czuł ogromną dumę z powodu osoby, na którą wyrosła jego córka. Patrząc na nią, miał poczucie, że spełnił dobrze swój obowiązek i nie dał ciała, jako ojciec.


***

Mieli się spotkać w umówionym miejscu. Bagaże były już spakowane. Angelina nie zabrała ze sobą wielu rzeczy, dlatego spokojnie zmieściła się w małej walizce i sportowym plecaku. Nie miała nart, ale Ren pisał jej, że w pensjonacie będzie wypożyczalnia, więc o nic nie musi się martwić.
Była podekscytowana perspektywą świątecznego wyjazdu, pierwszego w swoim życiu i pierwszego z Renem, chociaż myśl o chłopaku ściskała boleśnie jej żołądek. Iwasao zachowywał się co najmniej dziwnie. Dzwoniła do niego parę razy, ale w rozmowach nigdy nie pozwalał skierować się na temat tamtego obozu i tamtej feralnej nocy, a ona nie wiedziała dlaczego tak jest. Wolała już się z nim pokłócić i wszystko wyjaśnić, niż trwać w nerwowym niedopowiedzeniu niczym na tykającej bombie.
Czekała na nich na dworcu autobusowym, chociaż podobno mieli jechać autem Nany. Był zimny, wczesny ranek. Z ust ulatywała mgiełka, a całe Tokio zdawało się trwać w mroźnej zawiesinie, jak wymarły dawno świat.
Przestępowała z nogi na nogę, niecierpliwiąc się coraz bardziej, aż w końcu z naprzeciwka dostrzegła nadjeżdżające auto. Za kierownicą siedziała ładnie ubrana dziewczyna, w której od razu rozpoznała tą, którą spotkała wtedy w szpitalu, gdy roznosiła prezenty na oddziale. Automatycznie serce podeszło jej do gardła. Nie miała pojęcia, czego spodziewać się po tego typu osobie, ale kiedy Nana wysiadła z samochodu, zatrzaskując na sobą drzwi, przywołała na usta uśmiech.
— Mizuhara Angelina?
— Tak, to ja — Skłoniły się przed sobą — Miło poznać.
— No wzajemnie. Ren wspominał o tobie — odezwała się dziewczyna przyjaznym głosem, ale w jej postawie dało się zauważyć pewną rezerwę.
— Gdzie on teraz jest? — spytała cicho.
— Będą za dziesięć minut, on i Ihyia.
— Ach, rozumiem — Angelina uniosła brwi. Pierwszy raz miała poznać brata Rena. Wprawdzie widziała go już w szpitalu i raczej nie wywarł na niej dobrego wrażenia, ale może dzisiaj akurat to się zmieni.
— Wsiadaj do samochodu, inaczej tu zamarzniesz — poleciła Nana, widząc, że Angelina cała trzęsie się z zimna. Wspólnie zapakowały walizki do bagażnika i zajęły miejsca w samochodzie. Angelina wybrała to z tyłu, nie chcąc od razu pakować się do przodu, jakby była najlepszą przyjaciółką Nany.
Dziewczyna odwróciła się na siedzeniu w jej stronę. Z bliska wydawała się jeszcze piękniejsza. Doskonała twarz, duże oczy i usta, nieskażona niczym cera… ideał. Angelina poczuła się przy niej jak rozgnieciona rzepa.
— Mam nadzieje, że nie jesteś zła, że z wami jadę? — odważyła się ostrożnie zapytać Nanę, która popatrzyła na nią z trudnym do rozszyfrowania błyskiem.
— Tak szczerze? Cholernie mi się to nie podoba — padła beztroska odpowiedź — Nie znam cię i nie wiem, czego się po tobie spodziewać, wolałabym spędzić ten czas tylko z chłopakami, ale daję ci szansę — Popatrzyła na nią z powagą — Nie to, że cię nie lubię lub próbuję cię zniszczyć, ale… Ren bardzo przez ciebie cierpiał i jeżeli historia ma się powtórzyć, to wtedy będę musiała to zrobić, rozumiesz? Położę cię trupem za kolejne złamanie mu serca. Dlatego mam nadzieje, że nie traktujesz tego wyjazdu jak zabawę. Ren chcę cię odzyskać, dlatego jeżeli go nie kochasz, odpuść od razu. Nie baw się nim.
Przemowa tak zaskoczyła Angelinę, że w pierwszej chwili zabrakło jej słów. Otworzyła usta, robiąc głupią, zdziwioną minę. Nana była śmiała, ale nie można było nazwać ją zołzą. Ona robiła dokładnie to, co Angelina zrobiłaby dla swoich przyjaciół – starała się ich chronić za wszelką cenę.
— Ja… to nie tak, że to dla mnie zabawa — wydukała z zażenowaniem. — Też chcę wszystko naprawić. Szczerze porozmawiać z Renem i wyjaśnić parę spraw, ale on nie daje mi szansy. Ucina temat, gdy chcę to zrobić.
— Czasem i ja go nie rozumiem — Nana wzruszyła ramionami, poprawiając włosy w przednim lusterku. — Po prostu tego nie schrzań, mała. On ci drugi raz nie wybaczy.
— Wiem. Zrobię wszystko, żeby było lepiej — Angelina spuściła wzrok. Wstyd dopadł ją jeszcze cięższy. Słowa Nany przeniknęły głęboko do jej duszy, powodując, że czuła się coraz bardziej przygnębiona. Gdyby tamtej nocy przyszła… gdyby nie okazała się taka okrutna i bezmyślna…
Rozległo się pukanie w szybę. Ren uśmiechnął się do Nany szeroko, dając znać o swoim przybyciu. Natychmiast wysiadła z auta, pomagając im z bagażami, chociaż Ren i tak większość załadował sam.
Angelina nie wiedziała, co z sobą począć. Czy powinna wysiąść? Zamiast tego, siedziała wbita w fotel i niemal do niego przyrosła, pierwszy raz zastanawiając się, czy podjęła słuszną decyzję. Koło niej usiadł Ihyia, a Ren zajął miejsce z przodu, obok Nany. Angelina nie powinna mieć o to pretensji, ale poczuła nieprzyjemne ukłucie rozczarowania. Specjalnie usiadła z tyłu, mając nadzieje, że Ren zrobi to samo.
Tymczasem chłopak przez całą drogę sumiennie ją ignorował. Ogółem rozmowy w samochodzie niespecjalnie się kleiły, wnętrze pojazdu wypełniała jedynie muzyka z radia. Padał obfity śnieg, wycieraczki pracowały pełną parą, a autostrada pękała w szwach. Wszyscy chcieli się wydostać z Tokio i wyjechać gdzieś na wieś, na okres świąt.
Angelina przez długi czas czuła się nieswojo. Ren nawet raz na nią nie spojrzał, Ihyia również nie przejawiał żadnego zainteresowania, by ją poznać, ale tego wcale po nim nie oczekiwała. Tylko Nana rzucała jakąś zabawną uwagę od czasu do czasu, rozśmieszając tym młodego Iwasao. Ren uśmiechał się naprawdę uroczo i wówczas Angelina nie mogła oderwać od niego wzroku, ale ponieważ zawsze kierował roześmiane oczy w stronę Nany, miała wrażenie, jakby ktoś uderzał ją, raz za razem, kamieniem w głowę.
Czego się spodziewała? Jednak nagle ogarnął ją gniew. Owszem, możliwe, że nie zasługiwała na wybaczenie, ale nie zasługiwała też na tortury. Skoro zamierzał traktować ją jak powietrze, po co w ogóle wystartował z propozycją wyjazdu? Po co była im potrzebna? Nie znała ani Nany, ani Ihyi, była tu zupełnie obca, a Ren nie robił absolutnie nic, by zmienić sytuacje.
Skrzyżowała ręce na piersiach, postanawiając, że nie da się zmieszać z błotem. Ren wybrał najdotkliwszą karę, czyli ignorowanie, ale Angelina poprzysięgła sobie, że w niczym nie da po sobie poznać, że udało mu się ją zranić.
Podziwiała krajobraz za szybą, aż ostatecznie zasnęła. Wstała przed czwartą, by zdążyć na dworzec, a przyjemnie klimatyzowane auto zrobiło swoje, więc szybko odpłynęła w krainę snu.
Gdy się obudziła, dochodziło południe, a widok za szybą w niczym nie przypominał gwarnego miasta. Byli na wsi i zaczęli wjeżdżać na stromą górę. Autem klekotało na wszystkie strony, jednak napęd na cztery koła pokonał trudności i szczęśliwe dojechali do pensjonatu, położonego wśród rozległych lasów i stoków narciarskich.
Budynek był drewniany, ale Angelina nie wątpiła, że to tylko dekoracja architektoniczna, a pod belkami kryją się murowane ściany. Pensjonat miał trzy piętra i wiele balkonów, które zapewne należały do wynajmowanych przez gości pokoi. Przed schodami znajdowała się półokrągła tabliczka z powitaniem dla przyjezdnych i wskazującą godziny meldunku.
— Nareszcie. Wysiadamy — zakomunikowała Nana uroczyście.
Angelina szybko odpięła pas, trochę niechętnie rozstając się z ciepłym autem. Powietrze w górach było naprawdę mroźne, do tego dął przenikliwy wiatr, ale od stoku narciarskiego przybywały roześmiane głosy przyjezdnych, co nadawało atmosferze przyjemną aurę wypoczynku.
Z wnętrza budynku wybiegła kobieta w średnik wieku, z radością witając się z Naną.
— Moje dziecko, jak dobrze, że już jesteś — Uściskała ją serdecznie, a potem popatrzyła na jej przyjaciół.
— Też się cieszę, mamo. Poznaj moich przyjaciół, Ren i Ihyia, bracia Iwasao — Wskazała na chłopaków, którzy nieco skrępowani oddali kobiecie witający ukłon, potem niechętnie wskazała na Angelinę — A to Mizuhara Angelina. Przyjaciółka Rena.
Angelina zacisnęła usta, unikając spojrzenia młodszego Iwasao, ale ten nic nie robił sobie z takiego przywitania, wciąż uparcie ją ignorując.
— Naprawdę miło was poznać. Jestem Iwamura Yuki. Wejdźcie do środka, zmarzniecie zaraz — Poleciła, zachęcając machnięciem ramienia.
Angelina najpierw musiała wypakować swój ciężki bagaż. Prawie ugięła się pod jego naciskiem, ale ostatecznie zwyciężyła, stawiając go z ulgą na śniegu. Pociągnęła za rączkę, kierując się w stronę schodów. Ren już dawno wszedł do środka, ani minuty nie zastanawiając się, czy powinien jej pomóc.
— Proszę bardzo, dałam sobie radę sama — burknęła cierpko, chociaż w gardle dławił ją smutek. Yuki popatrzyła na nią troskliwie, jakby domyślała się o troskach jej serca, bo otoczyła dziewczynę ramieniem.
— Chodź, moja droga. Mam dla was pyszną, gorącą czekoladę.

***

Po zameldowaniu i zakwaterowaniu w pokojach, przyszedł czas na obiad, który czekał na nich w jadalni. Angelina dostała jednoosobowy pokój, co bardzo ją ucieszyło, gdyż początkowo sądziła, że będzie dzielić niewielką przestrzeń z Naną. Tak się jednak nie stało, bowiem panienka Iwamura miała w pensjonacie swoją własną sypialnie, która czekała na nią cały rok, aż zjawi się z wizytą.
Miejscowość była naprawdę urokliwa. Angelina miała z okna widok na góry, jawiące się za ścianą płatków śniegu i całe połacią lasów, obrastających zbocza. Do tego pensjonat miał klimat zimowiska, wszystko obudowano w drewnie, pokoje miały kominki, a pościel była powlekana patchworkowymi poszewkami.
Przebrawszy się w gruby sweter, zeszła do jadalni. Pani Iwamura stawiała już na stole półmiski z jedzeniem, uśmiechając się na jej widok.
— Siadaj, siadaj dziecko. Pewnoś głodna — Wskazała dziewczynie krzesło. Angelinie faktycznie trochę burczało w brzuchu, ale nie miała siły niczego przełknąć, zwłaszcza gdy w jadalni pojawił się Ren. Rozluźniony, z uśmiechem na ustach prezentował beztroski widok.
— Przepiękny pensjonat, pani Iwamuro — Pochwalił, zajmując swoje miejsce przy stole. — Pewnie dużo przy nim roboty.
— Żebyś wiedział, chłopcze — przytaknęła ze zgrozą — Ale coś w życiu trzeba robić, jakiś mieć w nim sens. Myśmy ten pensjonat razem z mężem budowali. Teraz zostałam już tylko ja i nie wyobrażam sobie, że mogłabym się z nim rozstać.
Wkrótce do stołu dołączyli też Nana i Ihyia. Angelina popatrzyła na dziewczynę dyskretnie. Czyżby jej ojciec umarł, albo, co gorsza, zostawił ich? Stawiała na to pierwsze i dlatego odczuła w stosunku do niej głębokie współczucie. 
— To miejsce wprost tętni życiem — kontynuował rozmowę Ren pogodnym tonem — Widać, że świetnie sobie pani z nim radzi.
Na twarzy Yuki pojawił się rumieniec zadowolenia. Widać ta pochwała miło pochłeptała jej ego.
— Co też opowiadasz? Ale dziękuje ci, Ren! Staram się jak mogę, chociaż łatwo nie jest. Odkąd mojej Nanie zachciało się śpiewać w wielkim świecie, mogę liczyć tylko na siebie.
Nana spąsowiała lekko, wbijając wzrok w miskę ryżu.
— Ależ mamo, przecież sama dałaś mi swoje błogosławieństwo — przypomniała — Wiesz, że to było moje marzenie.
— Wiem, wiem, skarbie. Przecież widzę, że dobrze ci się powodzi, że dobrze się czujesz tam, gdzie jesteś, chociaż i zmęczenie po tobie widać. Nie myśl, że tego nie zauważam. Cóż, jednak to droga którą wybrałaś i nie zamierzam ci się do niej wtrącać.
Gdy obie wymieniły szczere, pełne miłości spojrzenia, Angelina zrozumiała, że polubiła Yuki. W tej kobiecie nie było nawet najmniejszego fałszu, serce miała wprost na dłoni, ciepłe i bijące niemal dla każdego, kto się do niej zbliży.
Rozmowa przy stole szła gładko. Nawet Ihyia wtrącał się od czasu do czasu, chociaż głównie wyglądał na znudzonego i zdystansowanego wobec innych. Za to Nana i Ren wprost nie mogli się nagadać, wzniecając nad blatem drewnianego stołu zażarte dyskusje.
Angelina miała w tym czasie wrażenie, że unosi się duchem gdzieś ponad tym wszystkim. Obecna już tylko ciałem. Głosy docierały do niej, jakby zza szkła, a myśli biegły swobodnie ku nieznanemu. Czuła się dziwnie, jakoś tak wytrącona z równowagi, przybita i ociężała jednocześnie. Inaczej wyobrażała sobie ten wyjazd. Przede wszystkim liczyła na rozmowę z Renem. Teraz już niczego nie była pewna, nie była pewna dlaczego ją tu zaproszono, ani co Ren zamierza z nią zrobić. Nigdy nie pomyślała, że byłby zdolny się na niej zemścić, ale nie umiała inaczej wytłumaczyć jego zachowania. W trakcie obozu miał swoje humory, ale raczej nie pasował charakterem do zimnego drania. Teraz z zimną krwią spoglądał na wszystkich, tylko nie na nią. Równie dobrze mogłaby być kawałkiem powietrza.
— Przepraszam, ale nie czuję się dobrze — Niespodziewanie zerwała się od stołu, nie tknąwszy prawie jedzenia. Wszyscy popatrzyli na nią ze zdumieniem, wtedy nawet Ren, co przeciążyło szale jej cierpienia. Nie wydawał się niczym przejęty. — Położę się — wymamrotała cicho i wyszła z jadali szybkim krokiem.
W pokoju zatrzasnęła za sobą drzwi, oddychając ciężko. Dusiła się własnymi łzami, których powstrzymywanie przez cały ten czas i przez większość ostatnich miesięcy, gdy karała siebie różnymi obelgami w myślach, prawie ją zabiło.
Rzuciła się na łóżko i długo płakała w poduszkę.

***

— Ren, ty się dobrze czujesz? — Ihyia zmierzył brata podejrzliwym wzrokiem, gdy już oboje znaleźli się w pokoju. Nana zamierzała zabrać ich na małe zwiedzanie okolicy, ale wcześniej mieli dwie godziny odpoczynku.
— Jasne, genialnie się czuje — Ren stanął twarzą przy oknie, patrząc nie wiadomo na co za szybą.
— Wiesz, ostatnio pytanie cię o samopoczucie wchodzi mi w nawyk. Dlaczego ty się tak zmieniłeś? — Łóżko zaskrzypiało pod ciałem starszego Iwasao, który pragnął trochę odpocząć. Te ferie w górach ani trochę go nie cieszyły. Gdyby miał wybór, wyjechałby na Okinawę, tam przynajmniej było ciepło, ale mógł o tym tylko pomarzyć. Tutaj przynajmniej byli wolni od fanów.
— Uważasz, że złamanie nogi, użeranie się z Rikuto, a potem ta cholerna diagnoza, że mogę już nigdy nie tańczyć to za mały powód na to, żeby się zmienić? — prychnął Ren.
— No dobra, inaczej powiem. Znam cię, bracie, nie od dziś i wiem, że takie rzeczy nie zmieniłyby cię w widmo, którym teraz jesteś. Nie o nogę chodzi, ja wiem, że nigdy o nią nie chodziło. Już wtedy, po powrocie na trasę nie byłeś sobą, jakby ten cholerny szpital przeszczepił ci mózg. Przyznaj się, że chodzi o Angelinę. Nie bez powodu wtedy rozdawaliśmy prezenty akurat w szpitalu Archanioła Michała, mam racje?
Ihyia dobrze go rozgryzł. Ren westchnął ciężko.
— Tak, chodzi o nią.
— Więc, kurwa, powiedz mi, dlaczego łazisz taki zasępiony, skoro ona tu jest? — spytał Ihyia rozsierdzony do granic możliwości.
— To zbyt trudne — Ren pokręcił głową, odwracając się w stronę brata, który mierzył go wrogim spojrzeniem.
— Akurat, trudny to jesteś tylko ty, Ren. Ta dziewczyna omal się przez ciebie dzisiaj nie popłakała. Za co ty się tak mścisz? Co się między wami wydarzyło?
— Dość dużo, nie chcę o tym mówić — Usiadł na łóżku, czując nieprzyjemny ścisk żołądka.
— Acha, to nie mów. Mnie to tak serio nie obchodzi, tylko z grzeczności się interesuje, bo jeszcze dzień i znikniesz w oczach. Czy ty wiesz, jak wyglądasz? Koszmar z ciebie chodzący.
— Dzięki, Ihy. Dobrze wiedzieć — burknął Ren, nie przejęty zbytnio obelgą. Patrzył przed siebie, czując tyle dziwnych i niezrozumiałych uczuć jednocześnie.


4 komentarze:

  1. Hiro zawiódł swojego ojca na całej linii i szczerze mówiąc wcale nie dziwię się, że nie chce dzieciaka widzieć. Niby to jego dziecko i jestem pewna, że go kocha, ale może dzięki temu Hiro już nigdy więcej nie sięgnie po narkotyki. Oby ta śpiączka dała mu do myślenia!
    Wiedziałam, że Mikołajem będzie Hiro i szczerze mówiąc bardzo ucieszyłam na wieść, że znów pojawi się w życiu Angeliny. Zachował się pięknie i naprawdę świetnie wdał się w rolę Mikołaja. To samo można powiedzieć o pozostałej dwójce. Dzieciaki były szczęśliwe i choć na moment zapomniały o swojej chorobie, a to chodziło, prawda? Wzruszyłam się, czytając o tej Naicie (nie wiem jak to się odmienia). Zawsze bałam się poparzenia, a myśl o płonięciu żywcem mnie przeraża, dlatego los tej dziewczynki złamał mi serce. Niby przeżyła, ale co z tego, skoro wygląda jak wygląda i dzieciaki od niej uciekają. Takie dziecko czuje się samotne i opuszczone. Nie dziwię się temu, naprawdę. Na szczęście nasz kochany Ren wymyślił świetną historyjkę o swoim reniferze i zdobył serce dziewczynki. Mam nadzieję, że trochę jej pomógł :).
    Ren poprosił Angelinę, by pojechała z nim w góry. Zostawiła rodzinę, wybłagała ojca o wyjazd, a co on robi? W ogóle nie zwraca na nią uwagi. Traktuje ją jak powietrze i praktycznie całą uwagę skupia na Nanie. Przecież to jest okrucieństwo! A ten dupek nawet nie pozwala jej wszystkiego wyjaśnić! Po prostu gra w tą swoją gierkę i się na mniej mści. Ja na miejscu Angeliny spakowałabym walizkę i wracała do domu. Przyjechała tu dla Rena. Skoro on ma ją gdzieś to po co ma się męczyć? Tym bardziej, że z nikim się nie dogaduje, a Nana jest gotowa ukręcić jej łeb. Gra nie jest warta świeczki, więc niech lepiej wraca do domu.
    Życzę weny kochana i czekam na nowość. Mam nadzieję, że nie opuścisz tego opowiadania nigdy więcej <3.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdawanie prezentów to był naprawdę dobry pomysł i chłopacy świetnie się spisali w swoich rolach. Poza tym w końcu doszło do spotkania Rena i Angeliny. Dziewczyna była zachwycona jego zachowaniem względem dzieci, mnie również się to spodobało. Zwłaszcza moment, gdy Ren wymyślił historię o reniferze. Naprawdę szkoda mi tej dziewczynki, to co ją spotkało jest straszne. Przeżyła, ale przez to jak teraz wygląda jest odtrącana przez innych i czuje się samotna. Na całe szczęście Ren choć trochę jej pomógł.
    No i jak byłam dumna z zachowania Rena, tak niesamowicie mnie wkurzył, gdy zaprosił Angeline, a wtedy zaczął zachowywać się jak kretyn. Nie dość, że dziewczyna pojechała z nim, zostawiając rodzinę i jeszcze prosząc się ojca o ten wyjazd, ten przez cały czas ją ignorował. Chciał się na niej zemścić, a tak naprawdę wcześniej nie wysłuchał, gdy miała zamiar się wytłumaczyć. Nie dziwię się, że Angelinie zrobiło się przykro, gdy przez cały czas traktuje ją jak powietrze.
    Świetny rozdział! Czekam na nowość <3 Pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początek chciałabym podziękować za miły i szczery komentarz u mnie na blogu :) Ja również obserwuję i zostaję Twoją czytelniczką :) Plus chciałabym dopisać, że nie potrafię pisać długich komentarzy, ale staram się w nich zamieścić wszystko co odczuwam w stosunku do rozdziału :>
    Angelina jest wspaniałą osobą :) Opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu ;) Ren zachowuje się jak gówniarz :/ Ale cóż na to poradzić... Narkotyki wyniszczają człowieka i od środka i na zewnątrz. A;e nie róbmy z niego potwora, bo dobrą stronę również ma :) Nie podzielam zdania jego ojca. Powinien odbyć z nim szczerą rozmowę, wspierać go i postarać się pomóż mu wyjść z tego gówna, a nie wyrzekać się go.
    Na sam koniec mojego fascynującego (ehem) wywodu chciałabym ci coś wytknąć, a mianowicie wytknąć interpunkcję. Ja sama pisząc zastanawiam się czy dać tam przecinek czy co, bo nigdy nie wiem :p Interpunkcja to zło wcielone, ale ważne jest, aby nad tym pracować :)
    Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :> Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ren nie zażywa narkotyków :D Tu chodzi o przyjaciela Angeliny, który nazywa się Hiro :) Ren akurat nie ma problemu z żadnymi używkami, nawet alkoholem, dla mnie to by było zbyt oklepane robić z niego kolejną gwiazdeczkę, która trudny sławy topi w wyniszczających sposobach :D
      Interpunkcja faktycznie może szwankować, nie zamierzam się wypierać :) Wiele rozdziałów wymagałoby wnikliwej korekty :)
      Pozdrawiam!

      Usuń