Angelina stała na drabinie, wyciągając
ku górze ręce. Przypinała do sufitu zwisające śnieżki, podczas gdy Rika
oklejała bożonarodzeniowymi wycinkami okna świetlicy na oddziale odwykowym. W
radiu leciała płyta ze świątecznymi piosenkami, wypełniając sale odpowiednim
nastrojem.
W szpitalu uczynienie świąt
przyjemnymi było tym ważniejsze, iż niektóre dzieci i inni pacjenci spędzali
ten okres właśnie tutaj, zamiast z ukochanymi rodzinami.
Angelina co chwila zerkała na Hiro,
który rozmawiał z matką. Wciąż nie było jasne, czy rodzice zabiorą go do domu.
Chłopak niespecjalnie dogadywał się z ojcem, który wyrzekł się go raz na zawsze
po tym, jak odkrył u niego paczuszkę amfetaminy. Nawet w okresie rocznej
śpiączki syna ani razu nie odwiedził szpitala. Dziewczyna miała nadzieje, że
mimo wszystko, przyjacielowi uda się spędzić ten czas w rodzinnej atmosferze.
— Niedługo odział onkologii odwiedzi
Mikołaj — Reina podeszła do drabiny, wręczając Angelinie kolejne wycinki. —
Znalazł się anonimowy dobroczyńca, który wręczy im prezenty.
— Naprawdę? — Dziewczyna ucieszyła się
szczerze. Dzieciaki zawsze reagowały radością na widok Mikołaja, zapominając o
swojej chorobie. Na ten czas, stawały się normalnymi dziećmi, pełnymi beztroski
i pogody ducha.
— Może przebierzesz się za Anioła? —
zaproponowała kobieta z uśmiechem, pewna, że Angeliny nie trzeba będzie wcale
namawiać.
— Jasne, nie ma sprawy. Powiedz tylko,
gdzie i kiedy — zgodziła się z zapałem, doklejając ostatnie wycinki na suficie.
Była zadowolona z efektu, ponieważ świetlica przeistoczyła się w śnieżny pokój.
— Dzisiaj wieczorem. Wiesz, chcemy,
żeby był odpowiedni nastrój. Zbierzemy wszystkie dzieciaki w holu, przy dużej
choince. Te, które nie będą mogły dołączyć, odwiedzimy w salach.
— Dobry pomysł! — Kiwnęła głową. Co
roku organizowano tego typu rzeczy, ale tym razem wydawało się, że prezentów
będzie więcej niż zwykle, ponieważ Reina była podekscytowana.
— Rika, a ty mogłabyś się przebrać za
renifera? — spytała kobieta, klaszcząc w dłonie.
Przez chwile wydawało się, że
przyjaciółka Angeliny obrazi się za tego typu propozycje, gdy nagle uśmiechnęła
się szeroko.
— No pewnie! W końcu są święta!
— Wspaniale! Jesteście wielkie
dziewczyny! Czekam na was dzisiaj wieczorem! — Mrugnęła do nich, wychodząc ze
świetlicy.
Angelina zaśmiała się pod nosem,
schodząc ostrożnie z drabiny. W domu czekało na nią mnóstwo zadań domowych, ale
w takim okresie w ogóle się tym nie przejmowała. Teraz, najważniejsze było
zrobić wszystko, aby dzieciaki czuły się szczęśliwe.
Nagle zauważyła, że matka Hiro
opuszcza salę. Spojrzała na chłopaka, który siedział na wózku inwalidzkim ze
spuszczoną głową.
— Hej, Hiro — Podeszła do niego
niepewnie, składając na podbrzuszu dłonie — Ojciec się zgodził przyjąć cię na
święta do domu?
— Jest strasznie uparty — wymamrotał
Hiro powolnym głosem — Ale mama robi wszystko, by go przekonać.
— Wierzę, że go przekona — Angelina
usiadła na krześle obok, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. — W końcu to twój
tata, na pewno kiedyś ci wybaczy.
— Mam nadzieje, że masz racje —
Uśmiechnął się słabo. Był blady i bardziej przygnębiony niż zwykle. Nic
dziwnego, skoro we własnym domu nie miał pewnego miejsca. W święta nikt nie
powinien być sam.
— Wiesz… w razie czego, zapraszam do
mnie — zaproponowała — Jestem pewna, że rodzice się zgodzą, byś na parę dni
przyjechał do nas.
Oczy Hiro rozjaśnił wdzięczny blask.
Trzęsącą się dłonią sięgnął po rękę Angeliny.
— Dziękuje ci, Alina. Ale nie chcę być
dla was ciężarem.
— O czym ty mówisz? — roześmiała się —
Przecież będzie fajnie.
— Skoro tak twierdzisz — W jego głosie
pojawiło się wyraźne wahanie, ale kiwnął głową naprawdę szczęśliwy z powodu
propozycji.
Angelina wróciła do swoich obowiązków.
Razem z innymi wolontariuszami stroili salę do wieczora, dlatego na przebranie
się zostało niewiele czasu. Dzięki Bogu strój anioła był używany rok w rok,
dlatego wiernie czekał na moment użycia w specjalnej komórce, więc znalezienie
go nie stanowiło problemu.
Wszystko działo się trochę
chaotycznie. Angelina była zmęczona po całym dniu pracy, ale zarazem szczęśliwa
z możliwości uczynienia czegoś dobrego dla dzieciaków. Stanęła przed lustrem w
gabinecie ojca, przyglądając się sobie z zadowoleniem. Nie było czasu na
umalowanie się, dlatego jedyne, co zrobiła, to przygładziła niesforne włosy,
stwierdzając, że i tak cała uwaga skupi się na Mikołaju. Była ciekawa kto w tym
roku się za niego przebierze. Któregoś razu nawet pan Mizuhara dał się namówić
na przywdzianie czerwonego stroju, ale był to jedyny raz, który nigdy się nie
powtórzył. W roli Mikołaja najlepiej sprawdzał się doktor Nariaki, nudny
ortopeda, który w jeden dzień w roku zmieniał się w sympatycznego dziadka, biorącego
dzieciaki na kolana. Był w tym nieomal mistrzem. Wyśmienicie modulował głos, a
nawet uśmiechał się jak rasowy Mikołaj, sprawiając, że dzieciaki wpatrywały się
w niego z urzeczeniem.
Uznawszy, że wygląda nieźle, opuściła
ojcowski gabinet. Doktor Mizuhara niespodziewanie pojawił się na korytarzu. Na
widok córki przystaną, mierząc ją dumnym wzrokiem.
— Pierwszy raz przypadła ci rola anioła
— Uśmiechnął się.
— Skrzydła trochę się sypią, ale mam
nadzieje, że nikt nie zauważy — Poruszała ramionami, by sprawdzić, czy aby na
pewno dobrze się trzymają.
— To prawdopodobnie najważniejsze
święta w naszym życiu — W głosie doktora pojawiło się zdradliwe wzruszenie.
Uniósł też palec do kącika oka, ścierając drobną łzę.
Angelina zmarszczyła brwi, podchodząc
do ojca ze zdziwieniem.
— Ależ papo, o czym ty mówisz?!
— Niedługo zdasz egzaminy. Jestem
pewien, że dostaniesz swoje wymarzone stypendium i wyjedziesz do Ameryki —
wytłumaczył, ściskając ją za ramiona. — Będę tęsknił za twoją obecnością w
szpitalu.
Rozumiejąc już o co chodzi, sama
poczuła drobny smutek, przytulając się do ojca żarliwie.
— Czas szybko przeleci. Nim się
obejrzysz, będę tu z powrotem. Wiesz, że to miejsce jest mi od dawna
przeznaczone.
— Wierzę w to, ale wiem też, że może
się przed tobą otworzyć wiele ciekawych i rozwijających ofert pracy. Nie
chciałbym, żebyś cokolwiek straciła…
— Nauczyłeś mnie słuchać swojego serca
i będę temu wierna, tato. Zapewniam cię, że podejmę decyzje, które uczynią mnie
szczęśliwą.
Oczy pana Mizuhary zajaśniały blaskiem
dumy i radości.
— Chodźmy już. Pewnie na ciebie
czekają. Znając Reinę, wychodzi właśnie ze skóry.
Angelina zachichotała, pozwalając, aby
ojcowskie ramię prowadziło ją korytarzem.
***
Dzieciaki zebrały się przy wielkiej,
wystrojonej światełkami choince. W powietrzu unosiło się napięcie oczekiwania i
radości. Wychudzone, zmęczone chorobą oczy napełniały się szczęściem. Niektóre
trzymały się za ręce, popatrując na siebie z uśmiechem. Starsze stały nieco z
boku, rozumiejąc więcej od młodszych, ale także miały nadzieje otrzymać jakiś
prezent.
Reina chodziła jak nakręcona
katarynka. Wszędzie jej było pełno, a cała aż kipiała z obawy, że coś pójdzie
nie tak. Pojawili się również wszyscy lekarze, zdejmując na ten czas budzące w
dzieciach lęk białe fartuchy.
Angelina czekała na pojawienie się
Mikołaja, wychodząc na zewnątrz. Lodowate powietrze sprawiło, że cała trzęsła
się z zimna. Na szpitalny parking podjechało czarne auto, z którego, z pomocą
wolontariuszy, wypakowano ciężki wór prezentów.
— O matko, naprawdę ktoś ma hojne
serce — westchnęła Rika cicho, przytulając się z zimna do Angeliny.
Dziewczyna wychyliła nieznacznie
głowę, ciekawa kim jest ów darczyńca. Najpierw zobaczyła wysokiego chłopaka
przebranego za elfa, potem drugiego w identycznym stroju, na samym zaś końcu
pojawił się Mikołaj. Parsknęła cicho śmiechem, ponieważ przebrany za niego
człowiek był raczej chudy, a skrywany pod kożuchem sztuczny brzuch sprawiał, że
wyglądał naprawdę zabawnie. Dzieciaki jednak na pewno niczego nie zauważą. W
końcu, strój Mikołaja, należący do szpitala też nie był najwierniejszą kopią
filmowych wersji, a jakoś sprawdzał się doskonale przez te lata.
— Chodźcie, zbierzcie się razem —
Nagle pojawiła się Reina, zgarniając je obie ramieniem i prowadząc w stronę
przebranych chłopaków. Wtedy Angelina rozpoznała ich wszystkich. Niemal
wmurowało ją w ziemie, ponieważ nawet przez chwile nie rozważała takiej
ewentualności. Poczuła ucisk w gardle i trudne do zdławienia wzruszenie.
— Ren — wyszeptała z niedowierzaniem.
Była skrępowana obecnością chłopaka, który zsunął z twarzy brodę, przyglądając
się jej głębokim wzrokiem. — To wszystko twoja sprawka?
— W zasadzie Iro — wskazał na
uśmiechniętego elfa z umalowanymi, różowymi kółkami na środku policzków.
Wspomniany, pomachał jej radośnie.
— Owszem, prezenty to był mój pomysł,
ale Ren uparł się, by przekazać je temu szpitalowi — Nagle jednak zastanowił
się, wpatrując się w dziewczynę uważniej — Kiedy się z Renem poznaliście?
— Kiedy złamałem nogę — odparł Ren
pośpiesznie, chrząknąwszy nerwowo. — Angelina jest tu wolontariuszką. To także
szpital jej ojca.
— Ach! Angelina — Iro uśmiechnął się
znacząco, jakby właśnie coś ważnego zrozumiał.
— Mizuhara Angelina, a to moja
przyjaciółka, Rika — Przedstawiła się, zapominając momentalnie o uczuciu zimna.
Rika stała z boku, obserwując całą sytuacje dość niepewnie.
— Kato Iro — Chłopak wykonał w ich
stronę szczery ukłon, by następnie szturchnąć ramieniem drugiego elfa, o wiele
mniej sympatycznego z wyglądu — Przedstaw się, gamoniu!
— Iwasao Ihyia — burknął w odpowiedzi
tamten. Z mowy jego ciała wynikało, że jest tutaj z konieczności, a nie dobrych
chęci.
— Brat Rena, cieszę się, że mogę cię
poznać — Angelina kiwnęła głową, wstrzymując oddech. Przelotem widziała już
tego chłopaka tamtego lata. Renowi bardzo zależało na jego wizycie,
przypominała sobie, ale Ihyia zjawił się tylko na chwile, znikając jak
rozpływająca się kamfora.
— To naprawdę wspaniałe, co robicie —
westchnęła z zachwytem Reina. — Wejdźmy do środka, zanim zamarzniemy tutaj na
kość.
Posłusznie skierowali się do wnętrza
szpitala. Angelina była onieśmielona obecnością Rena. Wciąż nie dowierzała, że
on naprawdę tu jest. Jeszcze godzinę temu czuła doskonale znany jej ból
tęsknoty w klatce piersiowej, a teraz miała go obok siebie. Nie wiedziała
tylko, czy jej wybaczył. W końcu nie rozmawiali ze sobą od tamtego lata. Niczego
nie zdołała mu wyjaśnić, wciąż była w jego oczach tą, która wtedy nie przyszła,
a potem nie zadzwoniła.
Próbowała skupić się na swojej roli
anioła, gdy dzieci na widok Mikołaja zaniemówiły z wrażenia, a wszelakie szepty
ustały jak ręką odjął. Szczególne zainteresowanie budził wielki wór, na którym
skupiły się oczy większości dzieci. Ren zajął przygotowane dla niego miejsce,
doskonale odnajdując się w swojej roli. Głos miał za młody do wizerunku starego
dziadka, ale nadrabiał charyzmą i niezwykłą pewnością siebie. Również Iro i
Ihyia bawili się doskonale, zachęcając dzieci do podejścia bliżej, by odebrać
swój prezent.
Minuty mijały za minutami, aż
atmosfera stała się zupełnie luźna i beztroska. Z radia leciały świąteczne
melodię, choinka migała tysiącami lampek, a dzieciaki siadywały na kolanach Rena,
zadając mu przeróżne pytania odnośnie bieguna północnego, fabryki pełnej elfów
i ich własnych listów, które do niego wysłały. W tamtym momencie umiejętność
chłopaka odpowiadania na każde, nawet najdziwniejsze pytania wyjątkowo się
sprawdziła. Nie było niczego, na co Ren nie umiałby z wyobraźnią i powagą
odpowiedzieć. Dzieciaki święcie wierzyły, że mają do czynienia z kimś, kto lata
wielkimi saniami zaprzężonymi w renifery.
W pewnym momencie przyszła kolej na
pięcioletnią Daisuke Naite, która na dźwięk swojego imienia ukryła się pod
korytarzowym oknem. Była nieśmiałą dziewczynką, która rok temu uległa ciężkiemu
poparzeniu, wskutek którego prawie całe jej ciało doznało poważnych obrażeń.
Jej twarzyczka w niczym nie przypominała twarzy normalnego dziecka, a u rączek
miała tylko po kilka palców, gdyż niektóre trzeba było amputować. Niemal cały
rok spędziła w szpitalu, ucząc się na nowo pisania i ubierania dwoma, budzącymi
grozę kikutami. Na łysej, pomarszczonej główce sterczało tylko kilka,
pojedynczych kęp blond włosków.
Naita za nic nie chciała podejść
bliżej, nauczona, że większość dzieci uciekała od niej w popłochu. Skuliła się
w kucki i ukryła twarz w fałdach sukienki. Jedna z pielęgniarek zachęcała ją,
by podeszła do Mikołaja, zapewniając, że na pewno dostanie coś ładnego.
Dziewczyna jednak uparcie kręciła głową, nie patrząc na nikogo.
Wtedy Angelina wzięła sprawę w swoje
ręce i sama do niej podeszła. Kucnęła przy dziewczynce, delikatnie gładząc ją
po ramieniu.
— Naita-chan, Mikołaj jest miły i
bardzo chcę cię poznać.
Natia jednak podkręciła głową,
zwijając się jeszcze bardziej.
— Ma dla ciebie coś ładnego —
zachęcała dalej Angelina, nie odnosząc przy tym skutku. Westchnęła, bezradnie
patrząc na pielęgniarkę, która nie miała w zanadrzu żadnych, ciekawych
rozwiązań.
Wówczas Ren wstał z fotela i sam
podszedł do dziewczynki. Dzieci z wrażenia rozstąpiły się przed nim, ciekawe
dalszych wydarzeń. Kucnął przy małej, uśmiechając się z taką serdecznością,
jakiej Angelina nigdy u niego nie widziała. Delikatnie pogładził palcami główkę
nieśmiałej pacjentki sprawiając, że Naita drgnęła z zaskoczeniem. Wychyliła z
nad ramion wielkie, przestraszone oczy, pierwszy raz będąc tak blisko człowieka
z bajki.
— Nazywasz się Naita, prawda? — spytał
łagodnie, otrzymując w zamian wciąż jeszcze nieufne przytaknięcie. — Bardzo
ładne imię. Jeden z moich reniferów tak się nazywa, wiesz?
Oczy dziewczynki zaokrągliły się z
wrażenia, a na jej małych wargach pojawił się cień uśmiechu. Była wyraźnie
zainteresowana, ale wciąż bała się odezwać. Niezrażony Ren kontynuował.
— Naita to najdzielniejszy renifer z
całego mojego stada — Mówił z pełnym przekonaniem i taką pasją, że nawet
Angelina była gotowa dać wiarę w jego istnienie. — Naita niczego się nie boi i
lata najszybciej z pośród wszystkich. Niektóre renifery są o to zazdrosne i
dokuczają mu, ale Naita wie, że to dlatego, iż jest wyjątkowy. Nigdy się nie
poddaje, ponieważ wie, że przy odrobinie wiary, kiedyś doleci, aż do gwiazd —
Sięgnął po rękę dziewczynki i podniósł ją ostrożnie do góry, wskazując kierunek
nieba. — Chociażby inni byli dla niego niemili i mówili mu okropne rzeczy,
Naita kiedyś dotknie wszystkich gwiazd, jakie są na niebie.
Dziewczynka słuchała Rena z tak
wielkim oddaniem, że całkowicie zapomniała o uprzednim strachu, pozwalając, by
chłopak objął ją ramieniem i do siebie przytulił.
Angelina poczuła łzy pod powiekami.
Widok przytulonej do drugiego człowieka Naiti był tak piękny, że kilka kropel
mimowolnie spłynęło po jej policzkach.
— I naprawdę dotknie wszystkich? —
spytała cichutko dziewczynka, wywołując tym samym zaskoczenie u lekarzy, którzy
do tej pory nie odnotowali w swojej pacjentce aż takiej śmiałości.
— Wszystkich — Ren przytaknął
uśmiechem — Ale musi się też dużo trenować i być systematyczny w ćwiczeniach,
żeby mu się udało. Jeżeli będzie wierzył w sukces, osiągnie go.
Naita uśmiechnęła się szeroko,
pozwalając ostatecznie na wręczenie sobie prezentu. Przez resztę wieczoru była też pogrążona w radosnym, tajemniczym zamyśleniu.
Angelina odkryła Rena w zupełnie nowy
sposób. Przez cały wieczór nie mogła oderwać od niego wzroku, zachwycona
wrażliwą naturą, którą pokazał światu. Iro i Ihyia pomagali mu z wielkim
oddaniem, nawet starszy Iwasao angażował się w swoje obowiązki, na tamten
moment wyglądając na naprawdę sympatycznego człowieka.
To był niezwykły czas, który miała
zapamiętać do końca życia. Noc cudów, wypełniająca jej serce głęboką wiarą w
istnieje dobroci.
***
Zdarła z głowy aureolę. Ze zmęczeniem
opadła na jedno z wolnych krzeseł w szpitalnej stołówce, gdzie wszyscy z
wolontariatu mieli zaproszenie na skromną, wigilijną kolację.
Było już dwadzieścia minut po północy
i ani trochę nie była głodna, jednak Reina uparła się, że nikogo nie może
zabraknąć. Rika dyskutowała ożywiona z kilkoma chłopakami, jak zwykle okręcając
sobie płeć przeciwną wokół palca. Na ten widok, Angelina zaśmiała się pod
nosem. Cała przyjaciółka! Charyzmatyczna i pełna poczucia humoru.
Po jakimś czasie do stołówki zawitał
także Ren z Iro i Ihyią. Dziewczyna spuściła wzrok, czując, jak jej ręce
zaczynają powoli drżeć. Od dawna obawiała się takiej konfrontacji, z
przykrością uświadamiając sobie własne tchórzostwo.
W pierwszej chwili wydawało jej się,
że Ren usiądzie przy jednym z wolnych stolików, gdzie ulokowali się jego koledzy z
zespołu. Poczuła silne rozczarowanie, ale zdawała sobie sprawę, że w pełni
zasłużyła na takie traktowanie. Jednak w ostatnim momencie chłopak zawrócił,
idąc prosto w jej stronę.
Serce skoczyło jej do gardła, gdy
usiadł naprzeciwko, ubrany już normalnie i patrzący na nią tymi swoimi
niezwykłymi oczyma.
— Kopę lat, Alina — odezwał się tonem,
który nie zdradzał żadnych nerwowych uczuć względem niej.
Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć,
ale żadne słowa nie ułożyły się w pożądany dźwięk. Idiotka. Totalna idiotka!
Krzyczała w myślach na siebie.
— Cześć… — wydukała w końcu,
oddychając coraz szybciej. Tak naprawdę miała mu wiele do powiedzenia. Chciała
przeprosić, a potem wyrazić swoje uznanie dla tego, co zrobił. Chciała
opowiedzieć o uczuciach, które w niej wzbudził, gdy przytulił do siebie Natię.
Czuła, że musi wiedzieć o tym, iż jedną rozmową zrobił dla tej dziewczynki coś, czego lekarze przez
miesiące terapii nie zdołali osiągnąć względem niej. Był niesamowity.
— Jestem zmęczony — powiedział z
cieniem uśmiechu na ustach. — Ale to dobre zmęczenie — Kiwnął głową — Od dawna
nie czułem się równie dobrze.
— Dziękuje — Popatrzyła na niego
niepewnie. — Za to, co zrobiłeś. Za Natię. Za całą magię tego wieczoru.
— Te prezenty wreszcie trafiły do
dobrych rąk — odpowiedział — Powinniśmy byli już dawno temu zrobić coś
podobnego.
Zapadło między nimi krępujące
milczenie. Mogli rozmawiać ze sobą swobodnie, ale wciąż istniały
niewyjaśnione sprawy. Angelina
rozumiała, że muszą porozmawiać ze sobą naprawdę szczerze.
— Ren, dużo muszę ci wyjaśnić… —
wypowiadała z wahaniem każde słowo, wciąż nieprzekonana do tego, że ma prawo do
jakiegokolwiek usprawiedliwienia.
Pokręcił głową, wyciągając rękę.
— Nie, Alina. Nie teraz, nie dzisiaj —
Widząc jej rozczarowaną minę, dodał — Powinniśmy się spotkać któregoś dnia.
Obawiam się, że żaden lokal nie wchodzi w grę, ale gdybyś chciała…
— Przyjdę, gdzie będzie trzeba —
wtrąciła się stanowczo — Tym razem na pewno przyjdę — Spuściła przepraszająco
wzrok.
— Dobrze, zatem pojedź ze mną w góry.
Zbił ją z tropu. Wpatrywała się w
niego nie rozumiejąc. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy Ren doszczętnie
zwariował.
— Że co?
— Pojedź ze mną w góry. W zasadzie ze
mną, z chłopakami z zespołu i Naną — Na dźwięk imienia jego dziewczyny
automatycznie się wzdrygnęła. Tak, stanowczo zwariował.
— Ren… — wydukała nerwowo.
— Mama Nany ma zimowisko, taki
pensjonat. Zakwaterujemy się w nim do Nowego Roku — Nie ustępował, ani przez
chwile nie traktując tej propozycji jak coś niestosownego.
— Nie mogę — jęknęła — Nigdy nie
spędzałam świąt bez rodziny.
— Przekonasz ojca — Popatrzył na nią
pewny tego, co mówi — Pojedź ze mną.
Zamrugała rzęsami z niedowierzaniem.
— Nawet nie wiesz dlaczego nie
przyszłam!
— Owszem, ale jeżeli chcesz, żebym ci
wybaczył, zrób to, o co cię proszę.
Wahała się. To było szaleństwo. On był
szalony. Zatem dlaczego rozważała w sercu możliwość zgodzenia się? Nigdy nie
była na takim wyjeździe, nigdy nie spędzała Bożego Narodzenia z dala od
rodziców, od Tokio, od wszystkiego, co tak rozkosznie znajome.
— Weź ze sobą Rikę, jeżeli ci to
pomoże — dodał, na co roześmiała się cicho.
— Nie zgodzi się — powiedziała — Dlaczego akurat tego chcesz? —
zapytała z przejęciem.
— Ponieważ latem obiecaliśmy się znowu
spotkać w Grudniu. Taki wyjazd oderwie nas od światów, które znamy na co dzień.
Wierzę, że tutaj nie możemy być sobą, że rzeczywistość nas rozdziela.
Najpiękniej było na obozie, najpiękniej może być w górach — wyjaśnił cicho —
Pragnę dla nas jeszcze jednej szansy.
Przełknęła z trudem ślinę. Gdzieś za
nimi rozległ się wybuch gromkiego śmiechu. Wolontariusze byli ożywieni mimo
późnej pory, Rika uśmiechała się szeroko. Angelina pomyślała, że taki wyjazd
mógłby być dobry dla nich obydwu. Ostatni rok spędzony w górach, druga szansa…
— Porozmawiam z ojcem —
powiedziała, nie patrząc na niego.
***
Siedziała skulona w półmroku salonu,
podczas gdy ojciec nerwowo przemierzał szerokość pomieszczenia tam i z
powrotem. Nie wydawał się ani trochę zachwycony przystaniem na pomysł jedynej
córki.
Angelina wcisnęła jeszcze głębiej dłonie
między kolana, zapadając się w kanapę z niezręczności, która zawisła w
powietrzu. Z jednej strony, nie chciała zawieść ojca, z drugiej, całym sercem
pragnęła pojechać w góry z Renem. Już sama myśl o tym sprawiała, że w
podbrzuszu czuła przyjemne mrowienie.
— Ufasz temu chłopakowi? Jak długo
właściwie go znasz? — Pan Kento zatrzymał się nagle, odrywając od ust palec
wskazujący. Siedząca nieopodal jego żona w fotelu, wbiła w Angelinę uważne
spojrzenie, zapewne równie zainteresowania odpowiedzią.
— Spędziłam z nim cały pobyt w
szpitalu, a potem zacieśniliśmy znajomość na obozie — powiedziała, próbując
zatrzymać wzrok na ojcowskiej twarzy.
— A mimo to, uważam, że wciąż za mało
się znacie — odparł Kento stanowczym tonem, wracając do nerwowego marszu po salonie.
Martwił się, wcale nie chodziło o długość znajomości tego chłopaka z jego
córką, ale o fakt, że Angelina, jego zdaniem, zbyt prędko dorosła. Do tej pory,
każde święta były czasem ściśle rodzinnym i nigdy nie podważono tradycji, aż do
tego roku.
— Kochanie — odezwała się czulej matka
— Lubisz tego chłopca, mam racje?
Policzki Angeliny oblał delikatny
rumieniec.
— Tak. Myślę, że naprawdę go lubię —
Kiwnęła ostrożnie głową.
Spojrzenie ojca spoczęło na jej twarzy
z bezbrzeżnym zdumieniem. Podobna deklaracja z ust córki wydawała mu się co
najmniej niedorzeczna. A jednak patrząc na nią, nie mógł zaprzeczyć, że miał
przed sobą młodą kobietę, już nie dziecko.
— Naprawdę chcesz wyjechać właśnie
teraz, gdy zostało nam tak niewiele czasu razem? — spytał sucho.
Angelina spuściła wzrok, zdając sobie
sprawę, że musi podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w ostatnim czasie.
Żaden wybór nie był w pełni zadowalający, ale starała się słuchać swego serca,
o czym mówiła wcześniej ojcu.
— Tato, wiesz przecież, że w czasie
studiów będę do was przyjeżdżać w każdej przerwie świątecznej i wakacyjnej. A
taki wyjazd z Renem, być może, naprawdę jest ostatnim, jaki będzie mi dane
przeżyć — W jej oczach pojawiły się drobne łzy. Wcale nie chciała ich
obecności, ale tak długo tęskniła za Renem, że ostatecznie emocje same się z
niej wylewały.
Pan Kento długo patrzył na córkę,
jakby próbując zrozumieć, co dzieje się w jej dziewczęcym sercu, którego
najpewniej nigdy nie zdoła w pełni rozszyfrować.
Wtedy odezwała się jego żona.
— Zgódź się, słońce. Nasza córka tego
potrzebuje. Nie uważasz, że zbyt długo trzymałeś ją pod skrzydłami. Jeżeli nie
wypuścisz jej w odpowiednim momencie, uczynisz jej nieodwracalną krzywdę.
Słowa musiały skutecznie zadziałać, bo
oczy pana Mizuhary nabrały nowego blasku zrozumienia. Kiwnął głową, lekko
zasępiony.
— Dobrze, Alino, jeżeli naprawdę tego
chcesz, jedź w te góry. Proszę jednak, byś na siebie uważała.
— Dziękuje! — Uśmiechnęła się
dziewczyna, próbując nie krzyknąć z wielkiej radości. Podniosła się z miejsca,
rzucając ojcu na szyje. Naprawdę był najwspanialszym ojcem na świecie i mogła o
tym przekonywać się każdego dnia.
— No już dobrze, dobrze. Nie
rozczulajmy się — odparł pan Kento sam wzruszony z zawstydzeniem. — Ten
chłopak, Ren… on ma o ciebie dbać, rozumiesz? Tylko taki ktoś jest godzien
mojej córki.
— Oczywiście, tato. Wiem o tym
doskonale.
— Miałem nadzieje, że twoje uczucia
ulokują się w człowieku, którego chciałem ci przedstawić, ale jak widzę, chcesz
podejmować własne decyzje — Pogładził ją po ramieniu, na co zareagowała cichym
śmiechem.
— Nie myślałeś chyba, że naprawdę
zgodzę się umawiać z kimś mi narzuconym? Tato, bardzo cię szanuję, ale przed
czymś takim, musiałabym się zbuntować.
— A ja dałabym ci moje poparcie —
odparła matka wojowniczo.
Ojciec roześmiał się, widząc, że
znalazł się na przegranej pozycji. Mimo wszystko, czuł ogromną dumę z powodu
osoby, na którą wyrosła jego córka. Patrząc na nią, miał poczucie, że spełnił
dobrze swój obowiązek i nie dał ciała, jako ojciec.
***
Mieli się spotkać w umówionym miejscu.
Bagaże były już spakowane. Angelina nie zabrała ze sobą wielu rzeczy, dlatego
spokojnie zmieściła się w małej walizce i sportowym plecaku. Nie miała nart,
ale Ren pisał jej, że w pensjonacie będzie wypożyczalnia, więc o nic nie musi
się martwić.
Była podekscytowana perspektywą
świątecznego wyjazdu, pierwszego w swoim życiu i pierwszego z Renem, chociaż
myśl o chłopaku ściskała boleśnie jej żołądek. Iwasao zachowywał się co
najmniej dziwnie. Dzwoniła do niego parę razy, ale w rozmowach nigdy nie
pozwalał skierować się na temat tamtego obozu i tamtej feralnej nocy, a ona nie
wiedziała dlaczego tak jest. Wolała już się z nim pokłócić i wszystko wyjaśnić,
niż trwać w nerwowym niedopowiedzeniu niczym na tykającej bombie.
Czekała na nich na dworcu autobusowym,
chociaż podobno mieli jechać autem Nany. Był zimny, wczesny ranek. Z ust
ulatywała mgiełka, a całe Tokio zdawało się trwać w mroźnej zawiesinie, jak
wymarły dawno świat.
Przestępowała z nogi na nogę,
niecierpliwiąc się coraz bardziej, aż w końcu z naprzeciwka dostrzegła
nadjeżdżające auto. Za kierownicą siedziała ładnie ubrana dziewczyna, w której
od razu rozpoznała tą, którą spotkała wtedy w szpitalu, gdy roznosiła prezenty
na oddziale. Automatycznie serce podeszło jej do gardła. Nie miała pojęcia,
czego spodziewać się po tego typu osobie, ale kiedy Nana wysiadła z samochodu,
zatrzaskując na sobą drzwi, przywołała na usta uśmiech.
— Mizuhara Angelina?
— Tak, to ja — Skłoniły się przed sobą
— Miło poznać.
— No wzajemnie. Ren wspominał o tobie
— odezwała się dziewczyna przyjaznym głosem, ale w jej postawie dało się
zauważyć pewną rezerwę.
— Gdzie on teraz jest? — spytała
cicho.
— Będą za dziesięć minut, on i Ihyia.
— Ach, rozumiem — Angelina uniosła
brwi. Pierwszy raz miała poznać brata Rena. Wprawdzie widziała go już w
szpitalu i raczej nie wywarł na niej dobrego wrażenia, ale może dzisiaj akurat
to się zmieni.
— Wsiadaj do samochodu, inaczej tu
zamarzniesz — poleciła Nana, widząc, że Angelina cała trzęsie się z zimna.
Wspólnie zapakowały walizki do bagażnika i zajęły miejsca w samochodzie.
Angelina wybrała to z tyłu, nie chcąc od razu pakować się do przodu, jakby była
najlepszą przyjaciółką Nany.
Dziewczyna odwróciła się na siedzeniu
w jej stronę. Z bliska wydawała się jeszcze piękniejsza. Doskonała twarz, duże
oczy i usta, nieskażona niczym cera… ideał. Angelina poczuła się przy niej jak
rozgnieciona rzepa.
— Mam nadzieje, że nie jesteś zła, że
z wami jadę? — odważyła się ostrożnie zapytać Nanę, która popatrzyła na nią z
trudnym do rozszyfrowania błyskiem.
— Tak szczerze? Cholernie mi się to
nie podoba — padła beztroska odpowiedź — Nie znam cię i nie wiem, czego się po
tobie spodziewać, wolałabym spędzić ten czas tylko z chłopakami, ale daję ci
szansę — Popatrzyła na nią z powagą — Nie to, że cię nie lubię lub próbuję cię
zniszczyć, ale… Ren bardzo przez ciebie cierpiał i jeżeli historia ma się
powtórzyć, to wtedy będę musiała to zrobić, rozumiesz? Położę cię trupem za
kolejne złamanie mu serca. Dlatego mam nadzieje, że nie traktujesz tego wyjazdu
jak zabawę. Ren chcę cię odzyskać, dlatego jeżeli go nie kochasz, odpuść od
razu. Nie baw się nim.
Przemowa tak zaskoczyła Angelinę, że w
pierwszej chwili zabrakło jej słów. Otworzyła usta, robiąc głupią, zdziwioną
minę. Nana była śmiała, ale nie można było nazwać ją zołzą. Ona robiła
dokładnie to, co Angelina zrobiłaby dla swoich przyjaciół – starała się ich
chronić za wszelką cenę.
— Ja… to nie tak, że to dla mnie
zabawa — wydukała z zażenowaniem. — Też chcę wszystko naprawić. Szczerze
porozmawiać z Renem i wyjaśnić parę spraw, ale on nie daje mi szansy. Ucina
temat, gdy chcę to zrobić.
— Czasem i ja go nie rozumiem — Nana
wzruszyła ramionami, poprawiając włosy w przednim lusterku. — Po prostu tego
nie schrzań, mała. On ci drugi raz nie wybaczy.
— Wiem. Zrobię wszystko, żeby było
lepiej — Angelina spuściła wzrok. Wstyd dopadł ją jeszcze cięższy. Słowa Nany
przeniknęły głęboko do jej duszy, powodując, że czuła się coraz bardziej
przygnębiona. Gdyby tamtej nocy przyszła… gdyby nie okazała się taka okrutna i
bezmyślna…
Rozległo się pukanie w szybę. Ren
uśmiechnął się do Nany szeroko, dając znać o swoim przybyciu. Natychmiast
wysiadła z auta, pomagając im z bagażami, chociaż Ren i tak większość załadował
sam.
Angelina nie wiedziała, co z sobą
począć. Czy powinna wysiąść? Zamiast tego, siedziała wbita w fotel i niemal do
niego przyrosła, pierwszy raz zastanawiając się, czy podjęła słuszną decyzję.
Koło niej usiadł Ihyia, a Ren zajął miejsce z przodu, obok Nany. Angelina nie
powinna mieć o to pretensji, ale poczuła nieprzyjemne ukłucie rozczarowania.
Specjalnie usiadła z tyłu, mając nadzieje, że Ren zrobi to samo.
Tymczasem chłopak przez całą drogę
sumiennie ją ignorował. Ogółem rozmowy w samochodzie niespecjalnie się kleiły,
wnętrze pojazdu wypełniała jedynie muzyka z radia. Padał obfity śnieg,
wycieraczki pracowały pełną parą, a autostrada pękała w szwach. Wszyscy chcieli
się wydostać z Tokio i wyjechać gdzieś na wieś, na okres świąt.
Angelina przez długi czas czuła się
nieswojo. Ren nawet raz na nią nie spojrzał, Ihyia również nie przejawiał
żadnego zainteresowania, by ją poznać, ale tego wcale po nim nie oczekiwała.
Tylko Nana rzucała jakąś zabawną uwagę od czasu do czasu, rozśmieszając tym
młodego Iwasao. Ren uśmiechał się naprawdę uroczo i wówczas Angelina nie mogła
oderwać od niego wzroku, ale ponieważ zawsze kierował roześmiane oczy w stronę
Nany, miała wrażenie, jakby ktoś uderzał ją, raz za razem, kamieniem w głowę.
Czego się spodziewała? Jednak nagle
ogarnął ją gniew. Owszem, możliwe, że nie zasługiwała na wybaczenie, ale nie
zasługiwała też na tortury. Skoro zamierzał traktować ją jak powietrze, po co w
ogóle wystartował z propozycją wyjazdu? Po co była im potrzebna? Nie znała ani
Nany, ani Ihyi, była tu zupełnie obca, a Ren nie robił absolutnie nic, by
zmienić sytuacje.
Skrzyżowała ręce na piersiach,
postanawiając, że nie da się zmieszać z błotem. Ren wybrał najdotkliwszą karę,
czyli ignorowanie, ale Angelina poprzysięgła sobie, że w niczym nie da po sobie
poznać, że udało mu się ją zranić.
Podziwiała krajobraz za szybą, aż
ostatecznie zasnęła. Wstała przed czwartą, by zdążyć na dworzec, a przyjemnie
klimatyzowane auto zrobiło swoje, więc szybko odpłynęła w krainę snu.
Gdy się obudziła, dochodziło południe,
a widok za szybą w niczym nie przypominał gwarnego miasta. Byli na wsi i
zaczęli wjeżdżać na stromą górę. Autem klekotało na wszystkie strony, jednak
napęd na cztery koła pokonał trudności i szczęśliwe dojechali do pensjonatu,
położonego wśród rozległych lasów i stoków narciarskich.
Budynek był drewniany, ale Angelina
nie wątpiła, że to tylko dekoracja architektoniczna, a pod belkami kryją się
murowane ściany. Pensjonat miał trzy piętra i wiele balkonów, które zapewne
należały do wynajmowanych przez gości pokoi. Przed schodami znajdowała się
półokrągła tabliczka z powitaniem dla przyjezdnych i wskazującą godziny
meldunku.
— Nareszcie. Wysiadamy —
zakomunikowała Nana uroczyście.
Angelina szybko odpięła pas, trochę
niechętnie rozstając się z ciepłym autem. Powietrze w górach było naprawdę
mroźne, do tego dął przenikliwy wiatr, ale od stoku narciarskiego przybywały
roześmiane głosy przyjezdnych, co nadawało atmosferze przyjemną aurę
wypoczynku.
Z wnętrza budynku wybiegła kobieta w
średnik wieku, z radością witając się z Naną.
— Moje dziecko, jak dobrze, że już
jesteś — Uściskała ją serdecznie, a potem popatrzyła na jej przyjaciół.
— Też się cieszę, mamo. Poznaj moich
przyjaciół, Ren i Ihyia, bracia Iwasao — Wskazała na chłopaków, którzy nieco
skrępowani oddali kobiecie witający ukłon, potem niechętnie wskazała na
Angelinę — A to Mizuhara Angelina. Przyjaciółka Rena.
Angelina zacisnęła usta, unikając
spojrzenia młodszego Iwasao, ale ten nic nie robił sobie z takiego przywitania,
wciąż uparcie ją ignorując.
— Naprawdę miło was poznać. Jestem
Iwamura Yuki. Wejdźcie do środka, zmarzniecie zaraz — Poleciła, zachęcając
machnięciem ramienia.
Angelina najpierw musiała wypakować
swój ciężki bagaż. Prawie ugięła się pod jego naciskiem, ale ostatecznie zwyciężyła,
stawiając go z ulgą na śniegu. Pociągnęła za rączkę, kierując się w stronę
schodów. Ren już dawno wszedł do środka, ani minuty nie zastanawiając się, czy
powinien jej pomóc.
— Proszę bardzo, dałam sobie radę sama
— burknęła cierpko, chociaż w gardle dławił ją smutek. Yuki popatrzyła na nią
troskliwie, jakby domyślała się o troskach jej serca, bo otoczyła dziewczynę
ramieniem.
— Chodź, moja droga. Mam dla was
pyszną, gorącą czekoladę.
***
Po zameldowaniu i zakwaterowaniu w
pokojach, przyszedł czas na obiad, który czekał na nich w jadalni. Angelina
dostała jednoosobowy pokój, co bardzo ją ucieszyło, gdyż początkowo sądziła, że
będzie dzielić niewielką przestrzeń z Naną. Tak się jednak nie stało, bowiem
panienka Iwamura miała w pensjonacie swoją własną sypialnie, która czekała na
nią cały rok, aż zjawi się z wizytą.
Miejscowość była naprawdę urokliwa.
Angelina miała z okna widok na góry, jawiące się za ścianą płatków śniegu i
całe połacią lasów, obrastających zbocza. Do tego pensjonat miał klimat zimowiska,
wszystko obudowano w drewnie, pokoje miały kominki, a pościel była powlekana
patchworkowymi poszewkami.
Przebrawszy się w gruby sweter, zeszła
do jadalni. Pani Iwamura stawiała już na stole półmiski z jedzeniem,
uśmiechając się na jej widok.
— Siadaj, siadaj dziecko. Pewnoś
głodna — Wskazała dziewczynie krzesło. Angelinie faktycznie trochę burczało w
brzuchu, ale nie miała siły niczego przełknąć, zwłaszcza gdy w jadalni pojawił
się Ren. Rozluźniony, z uśmiechem na ustach prezentował beztroski widok.
— Przepiękny pensjonat, pani Iwamuro —
Pochwalił, zajmując swoje miejsce przy stole. — Pewnie dużo przy nim roboty.
— Żebyś wiedział, chłopcze —
przytaknęła ze zgrozą — Ale coś w życiu trzeba robić, jakiś mieć w nim sens.
Myśmy ten pensjonat razem z mężem budowali. Teraz zostałam już tylko ja i nie
wyobrażam sobie, że mogłabym się z nim rozstać.
Wkrótce do stołu dołączyli też Nana i
Ihyia. Angelina popatrzyła na dziewczynę dyskretnie. Czyżby jej ojciec umarł,
albo, co gorsza, zostawił ich? Stawiała na to pierwsze i dlatego odczuła w
stosunku do niej głębokie współczucie.
— To miejsce wprost tętni życiem —
kontynuował rozmowę Ren pogodnym tonem — Widać, że świetnie sobie pani z nim
radzi.
Na twarzy Yuki pojawił się rumieniec
zadowolenia. Widać ta pochwała miło pochłeptała jej ego.
— Co też opowiadasz? Ale dziękuje ci,
Ren! Staram się jak mogę, chociaż łatwo nie jest. Odkąd mojej Nanie zachciało
się śpiewać w wielkim świecie, mogę liczyć tylko na siebie.
Nana spąsowiała lekko, wbijając wzrok
w miskę ryżu.
— Ależ mamo, przecież sama dałaś mi
swoje błogosławieństwo — przypomniała — Wiesz, że to było moje marzenie.
— Wiem, wiem, skarbie. Przecież widzę,
że dobrze ci się powodzi, że dobrze się czujesz tam, gdzie jesteś, chociaż i
zmęczenie po tobie widać. Nie myśl, że tego nie zauważam. Cóż, jednak to droga
którą wybrałaś i nie zamierzam ci się do niej wtrącać.
Gdy obie wymieniły szczere, pełne
miłości spojrzenia, Angelina zrozumiała, że polubiła Yuki. W tej kobiecie nie
było nawet najmniejszego fałszu, serce miała wprost na dłoni, ciepłe i bijące
niemal dla każdego, kto się do niej zbliży.
Rozmowa przy stole szła gładko. Nawet
Ihyia wtrącał się od czasu do czasu, chociaż głównie wyglądał na znudzonego i
zdystansowanego wobec innych. Za to Nana i Ren wprost nie mogli się nagadać,
wzniecając nad blatem drewnianego stołu zażarte dyskusje.
Angelina miała w tym czasie wrażenie,
że unosi się duchem gdzieś ponad tym wszystkim. Obecna już tylko ciałem. Głosy
docierały do niej, jakby zza szkła, a myśli biegły swobodnie ku nieznanemu.
Czuła się dziwnie, jakoś tak wytrącona z równowagi, przybita i ociężała
jednocześnie. Inaczej wyobrażała sobie ten wyjazd. Przede wszystkim liczyła na
rozmowę z Renem. Teraz już niczego nie była pewna, nie była pewna dlaczego ją
tu zaproszono, ani co Ren zamierza z nią zrobić. Nigdy nie pomyślała, że byłby
zdolny się na niej zemścić, ale nie umiała inaczej wytłumaczyć jego zachowania.
W trakcie obozu miał swoje humory, ale raczej nie pasował charakterem do
zimnego drania. Teraz z zimną krwią spoglądał na wszystkich, tylko nie na nią.
Równie dobrze mogłaby być kawałkiem powietrza.
— Przepraszam, ale nie czuję się
dobrze — Niespodziewanie zerwała się od stołu, nie tknąwszy prawie jedzenia.
Wszyscy popatrzyli na nią ze zdumieniem, wtedy nawet Ren, co przeciążyło szale
jej cierpienia. Nie wydawał się niczym przejęty. — Położę się — wymamrotała
cicho i wyszła z jadali szybkim krokiem.
W pokoju zatrzasnęła za sobą drzwi,
oddychając ciężko. Dusiła się własnymi łzami, których powstrzymywanie przez cały
ten czas i przez większość ostatnich miesięcy, gdy karała siebie różnymi
obelgami w myślach, prawie ją zabiło.
Rzuciła się na łóżko i długo płakała w
poduszkę.
***
— Ren, ty się dobrze czujesz? — Ihyia
zmierzył brata podejrzliwym wzrokiem, gdy już oboje znaleźli się w pokoju. Nana
zamierzała zabrać ich na małe zwiedzanie okolicy, ale wcześniej mieli dwie
godziny odpoczynku.
— Jasne, genialnie się czuje — Ren
stanął twarzą przy oknie, patrząc nie wiadomo na co za szybą.
— Wiesz, ostatnio pytanie cię o
samopoczucie wchodzi mi w nawyk. Dlaczego ty się tak zmieniłeś? — Łóżko
zaskrzypiało pod ciałem starszego Iwasao, który pragnął trochę odpocząć. Te
ferie w górach ani trochę go nie cieszyły. Gdyby miał wybór, wyjechałby na
Okinawę, tam przynajmniej było ciepło, ale mógł o tym tylko pomarzyć. Tutaj
przynajmniej byli wolni od fanów.
— Uważasz, że złamanie nogi, użeranie
się z Rikuto, a potem ta cholerna diagnoza, że mogę już nigdy nie tańczyć to za
mały powód na to, żeby się zmienić? — prychnął Ren.
— No dobra, inaczej powiem. Znam cię,
bracie, nie od dziś i wiem, że takie rzeczy nie zmieniłyby cię w widmo, którym
teraz jesteś. Nie o nogę chodzi, ja wiem, że nigdy o nią nie chodziło. Już
wtedy, po powrocie na trasę nie byłeś sobą, jakby ten cholerny szpital przeszczepił
ci mózg. Przyznaj się, że chodzi o Angelinę. Nie bez powodu wtedy rozdawaliśmy
prezenty akurat w szpitalu Archanioła Michała, mam racje?
Ihyia dobrze go rozgryzł. Ren
westchnął ciężko.
— Tak, chodzi o nią.
— Więc, kurwa, powiedz mi, dlaczego
łazisz taki zasępiony, skoro ona tu jest? — spytał Ihyia rozsierdzony do granic
możliwości.
— To zbyt trudne — Ren pokręcił głową,
odwracając się w stronę brata, który mierzył go wrogim spojrzeniem.
— Akurat, trudny to jesteś tylko ty,
Ren. Ta dziewczyna omal się przez ciebie dzisiaj nie popłakała. Za co ty się
tak mścisz? Co się między wami wydarzyło?
— Dość dużo, nie chcę o tym mówić —
Usiadł na łóżku, czując nieprzyjemny ścisk żołądka.
— Acha, to nie mów. Mnie to tak serio
nie obchodzi, tylko z grzeczności się interesuje, bo jeszcze dzień i znikniesz
w oczach. Czy ty wiesz, jak wyglądasz? Koszmar z ciebie chodzący.
— Dzięki, Ihy. Dobrze
wiedzieć — burknął Ren, nie przejęty zbytnio obelgą. Patrzył przed siebie,
czując tyle dziwnych i niezrozumiałych uczuć jednocześnie.
Hiro zawiódł swojego ojca na całej linii i szczerze mówiąc wcale nie dziwię się, że nie chce dzieciaka widzieć. Niby to jego dziecko i jestem pewna, że go kocha, ale może dzięki temu Hiro już nigdy więcej nie sięgnie po narkotyki. Oby ta śpiączka dała mu do myślenia!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Mikołajem będzie Hiro i szczerze mówiąc bardzo ucieszyłam na wieść, że znów pojawi się w życiu Angeliny. Zachował się pięknie i naprawdę świetnie wdał się w rolę Mikołaja. To samo można powiedzieć o pozostałej dwójce. Dzieciaki były szczęśliwe i choć na moment zapomniały o swojej chorobie, a to chodziło, prawda? Wzruszyłam się, czytając o tej Naicie (nie wiem jak to się odmienia). Zawsze bałam się poparzenia, a myśl o płonięciu żywcem mnie przeraża, dlatego los tej dziewczynki złamał mi serce. Niby przeżyła, ale co z tego, skoro wygląda jak wygląda i dzieciaki od niej uciekają. Takie dziecko czuje się samotne i opuszczone. Nie dziwię się temu, naprawdę. Na szczęście nasz kochany Ren wymyślił świetną historyjkę o swoim reniferze i zdobył serce dziewczynki. Mam nadzieję, że trochę jej pomógł :).
Ren poprosił Angelinę, by pojechała z nim w góry. Zostawiła rodzinę, wybłagała ojca o wyjazd, a co on robi? W ogóle nie zwraca na nią uwagi. Traktuje ją jak powietrze i praktycznie całą uwagę skupia na Nanie. Przecież to jest okrucieństwo! A ten dupek nawet nie pozwala jej wszystkiego wyjaśnić! Po prostu gra w tą swoją gierkę i się na mniej mści. Ja na miejscu Angeliny spakowałabym walizkę i wracała do domu. Przyjechała tu dla Rena. Skoro on ma ją gdzieś to po co ma się męczyć? Tym bardziej, że z nikim się nie dogaduje, a Nana jest gotowa ukręcić jej łeb. Gra nie jest warta świeczki, więc niech lepiej wraca do domu.
Życzę weny kochana i czekam na nowość. Mam nadzieję, że nie opuścisz tego opowiadania nigdy więcej <3.
Rozdawanie prezentów to był naprawdę dobry pomysł i chłopacy świetnie się spisali w swoich rolach. Poza tym w końcu doszło do spotkania Rena i Angeliny. Dziewczyna była zachwycona jego zachowaniem względem dzieci, mnie również się to spodobało. Zwłaszcza moment, gdy Ren wymyślił historię o reniferze. Naprawdę szkoda mi tej dziewczynki, to co ją spotkało jest straszne. Przeżyła, ale przez to jak teraz wygląda jest odtrącana przez innych i czuje się samotna. Na całe szczęście Ren choć trochę jej pomógł.
OdpowiedzUsuńNo i jak byłam dumna z zachowania Rena, tak niesamowicie mnie wkurzył, gdy zaprosił Angeline, a wtedy zaczął zachowywać się jak kretyn. Nie dość, że dziewczyna pojechała z nim, zostawiając rodzinę i jeszcze prosząc się ojca o ten wyjazd, ten przez cały czas ją ignorował. Chciał się na niej zemścić, a tak naprawdę wcześniej nie wysłuchał, gdy miała zamiar się wytłumaczyć. Nie dziwię się, że Angelinie zrobiło się przykro, gdy przez cały czas traktuje ją jak powietrze.
Świetny rozdział! Czekam na nowość <3 Pozdrawiam! ^^
Na początek chciałabym podziękować za miły i szczery komentarz u mnie na blogu :) Ja również obserwuję i zostaję Twoją czytelniczką :) Plus chciałabym dopisać, że nie potrafię pisać długich komentarzy, ale staram się w nich zamieścić wszystko co odczuwam w stosunku do rozdziału :>
OdpowiedzUsuńAngelina jest wspaniałą osobą :) Opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu ;) Ren zachowuje się jak gówniarz :/ Ale cóż na to poradzić... Narkotyki wyniszczają człowieka i od środka i na zewnątrz. A;e nie róbmy z niego potwora, bo dobrą stronę również ma :) Nie podzielam zdania jego ojca. Powinien odbyć z nim szczerą rozmowę, wspierać go i postarać się pomóż mu wyjść z tego gówna, a nie wyrzekać się go.
Na sam koniec mojego fascynującego (ehem) wywodu chciałabym ci coś wytknąć, a mianowicie wytknąć interpunkcję. Ja sama pisząc zastanawiam się czy dać tam przecinek czy co, bo nigdy nie wiem :p Interpunkcja to zło wcielone, ale ważne jest, aby nad tym pracować :)
Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :> Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :*
Ren nie zażywa narkotyków :D Tu chodzi o przyjaciela Angeliny, który nazywa się Hiro :) Ren akurat nie ma problemu z żadnymi używkami, nawet alkoholem, dla mnie to by było zbyt oklepane robić z niego kolejną gwiazdeczkę, która trudny sławy topi w wyniszczających sposobach :D
UsuńInterpunkcja faktycznie może szwankować, nie zamierzam się wypierać :) Wiele rozdziałów wymagałoby wnikliwej korekty :)
Pozdrawiam!