O świcie, następnego dnia poszli na
stok. Wypożyczyli narty i kombinezony. Angelina nigdy nie jeździła na nartach,
ale była pewna, że nie jest w tym względzie odosobniona. Tymczasem, okazało
się, że Ren i Ihyia śmigają jak zawodowcy, zaś Nana wcale nie prezentuje
gorszego od nich poziomu.
Tylko panienka Mizuhara trzęsła się
niczym galareta na widok stromych zboczy, z których inni turyści korzystali z
wielką radością. Z wysokiego szczytu ich ciała wyglądały jak miniaturowe
laleczki, poruszające się w wielkim mrowisku, począwszy od dzieci, kończąc na
emerytach ze sportowych duchem. Wszyscy bawili się znakomicie, tylko ona nie
czuła się najlepiej, chociaż mogło się do tego przyczynić dziecinne zachowanie
Rena.
Młodszy Iwasao kontynuował zabawę w
traktowanie ją jak powietrze. Już przy śniadaniu w pensjonacie ani razu na nią
nie spojrzał, będąc przy tym czarujący jak na gwiazdę przystało. Yuki była nim
po prostu zachwycona, gdyż nie omieszkał zachwalać wszystkiego, co im
przyszykowała, a do tego żartował z Naną, serwując przy stole zabawne
historyjki ze świata show-biznesu. Angelina wiedziała, że nie jest to prawdziwy
Ren. Ren, którego znała i w którym się zakochała. Chyba, że tak bardzo się
zmienił, lecz nie potrafiła w to uwierzyć. Ludzie nie zmieniają się do tego
stopnia. On tylko grał.
Ranek mijał im na wspólnej zabawie, z
której Angelina była nieświadomie, z własnej winy wykluczona, zjeżdżając tylko
i wyłącznie z mniejszych pagórków, na których aż roiło się od dzieciarni.
Większość była w trakcie lekcji jazdy, więc ostatecznie instruktorka
spiorunowała panienkę Mizuharę wzrokiem.
— Proszę stąd iść! Przeszkadza pani!
Angelina potulnie wycofała się z
pagórka, czując wstępujący na policzki rumieniec wstydu. Miała wrażenie, że
jest bezpańskim psem, którego wszyscy wyganiają z pod nóg.
Zatrzymała się na wzniesieniu,
odszukując wzrokiem braci Iwasao i Nanę. Ich trójca zdawała się przebywać teraz
w swoim świecie. Pomimo ogólnego harmideru, doskonale słyszała ich radosne śmiechy.
Zimno przeniknęło w głąb jej ciała, pomimo chroniącego ją kombinezonu.
Usiadła na zwalonym pniu drzewa,
postanawiając chwilę odpocząć. Nie miała pewności ile czasu minęło, gdy Ihyia
szturchnął ją w ramię.
— Chodź. Nana pokaże nam fajne miejsce
— powiedział takim tonem, jakby była kimś kompletnie nic nie znaczącym.
Zdusiła w sobie poirytowanie,
otrzepała z nóg śnieg i ruszyła nartami za nimi. Opuścili we czworo stok,
zagłębiając w las. Drzewa nie rosły w nim zbyt gęsto, więc spokojnie
przemieszczali się między pniami, nie ryzykując nieprzyjemnego zderzenia z nimi.
W pewnym momencie drzewa ustąpiły
miejsca otwartemu krajobrazowi. Znaleźli się nad stromą górą, pokrytą śniegiem
i prowadzącą ku niebezpiecznemu dołowi.
— Jako dziecko zjeżdżałam stąd na sankach
— powiedziała Nana z podekscytowaniem — Niezapomniane przeżycie.
— Jesteś pewna, że to bezpieczne? —
Angelina popatrzyła na dziewczynę z przerażeniem. Miała wrażenie, że wiatr stał
się bardziej przenikliwy i lodowaty niczym zwiastun nieszczęścia.
— Ależ tak! — Iwamura roześmiała się
głośno — Może tylko raz czy dwa nabiłam sobie guza na czole. Nic więcej.
— Jedźmy. Wygląda fajnie — Ren mocniej
objął pięściami kijki nart, szykując się do pięknego zjazdu. Ihyia zatrzasnął
szybkę kasku, jak zwykle oszczędny w emocjach. Już po chwili we troje pomknęli
w dół zbocza, płynnie pokonując wszelakie przeszkody.
Angelina została na swoim miejscu,
serce zamarło jej w piersi, gdy wyobraziła sobie zjeżdżającą siebie po zboczu. Dla
niej to było istne urwisko, przepaść śmierci. Ujście z życiem z takiego wyczynu
mogło udać się tylko w filmie, nie w prawdziwym życiu.
A mimo to, widząc, że przyjaciele oddalają
się od niej coraz bardziej, zrozumiała, że musi zdobyć w sobie odwagę. Za nią
znajdował się las, nie znała drogi powrotnej do pensjonatu, a nie chciała
zostać tu sama na pastwę losu.
— No dobra, Alina, nie bądź tchórzem —
Zatrzasnęła kask, złapała dziarsko za kijki i przyjęła pozycje gotowości.
Niepewnie wysunęła lewą nartę, potem prawą, czując jak grunt powoli urywa się
jej pod nogami.
— Alina! Gdzie jesteś? Czekamy na
ciebie! — zdało jej się, że słyszy w oddali głosy przyjaciół. Przełknęła ślinę,
mając nieodparte wrażenie, że jeszcze tego gorzko pożałuje.
Wtedy ruszyła i faktycznie tego
pożałowała. Prędkość zaczynała się zwiększać, a ona z trudem panowała nad
równowagą. Dla niej to było bardziej ślizganie się na śniegu niż prawdziwa
jazda amatorska.
Gdy zobaczyła przed sobą wystający
kamień spróbowała go wyminąć, ale z jakiegoś powodu wcale jej się to nie udało.
Krzyknęła dziko, w ułamku sekundy wyrzucona w powietrze jak szmaciana laleczka.
Zderzenie z ziemią zamroczyło ją, jednocześnie przeszywający ból przebiegł
przez całe jej ciało, doprowadzając do łez. Była pewna, że umrze. Jedna z nart
odpięła się, a ona turlała się w dół coraz szybciej i szybciej, czując jak jej
ciało odbija się na wystających gałęziach i dalej mknie przed siebie niby ku
paszczy śmierci.
Potem straciła przytomność.
***
Ren zobaczył ją pierwszy i dosłownie
znieruchomiał z przerażenia. Potem rozległ się krzyk rozpaczy z ust Nany. Ciało
Aliny, bezwolnie stoczyło się ze zbocza.
Chłopak, pogrążony w szaleństwie
przerażenia, odpiął drżącą ręką narty i rzucił się poszkodowanej na pomoc.
Pochwycił ją, nim poleciała dalej i ostrożnie przytrzymał.
— Alina! Słyszysz mnie!? Odezwij się —
pytał drżącym głosem, zdejmując z głowy dziewczyny kask. Pod nim ujrzał jej
nieprzytomną, zarumienioną od zimna twarz i poplątane ze sobą kosmyki ciemnych
włosów. Przystawił ucho do jej nos, odetchnąwszy z ulgą — Oddycha.
— Sprawdźmy kark — Ihyia tonem
fachowca przyklęknął i delikatnie wsunął dwa palce pod szyję Angeliny, badając
położenie kości. — Chyba wszystko w porządku — mruknął — Kask ją ochronił.
— Wezwijmy karetkę! — jęknęła Nana
histerycznie. Do jej oczu napłynęły gorące łzy — Nie wiedziałam, że ona nie
umie jeździć.
— Głupia! Nie widziałaś, że cały czas
przesiedziała na pagórku dla dzieci?! — krzyknął ogłuszająco Ren, wciąż nie
mogąc uwierzyć, że do tego doszło. Czuł się winny i zarazem wściekły na samego
siebie. Wiedział, że nie powinien wyładowywać złości na niewinnej osobie, ale w
tamtym momencie kierował nim strach o życie ukochanej dziewczyny.
— Już dzwonię po ratowników — Ihyia
sięgnął po komórkę, z ulgą dostrzegając, że chociaż są w górach, zasięg jest
niczego sobie. Po chwili wybrał odpowiedni numer i z bijącym sercem oczekiwał
na połączenie.
***
Obudziła się w szpitalnej salce z
okropnym bólem głowy i suchością w ustach. Do lewej ręki miała przypiętą
kroplówkę. Zdarzenia z poranka powróciły do umysłu Angeliny jak rzucony w nią
kamień – brutalnie i szybko. Skrzywiła twarz, unosząc ociężałą dłoń do skroni,
którą powoli rozmasowała dwoma palcami.
— Alino, jak się czujesz? — Usłyszała
nad głową zaniepokojony głos. Gdy uchyliła powieki, dostrzegła stojącą nad nią
Yuki. Z oczu kobiety spoglądała na nią szczera troska.
— Bywało lepiej. Co ze mną? — spytała
ochrypłym głosem.
— Miałaś wypadek na stoku. Nie wiem,
co strzeliło Nanie, że was tam zabrała. Przecież to niebezpieczny zjazd —
mruknęła kobieta z irytacją — Masz stłuczoną lewą kostkę i nieznaczne
zadrapania, do tego lekki wstrząs mózgu, ale po za tym, zdrowie bardziej nie
ucierpiało.
Angelina niechętnie rozejrzała się po
salce szpitalnej. Czyżby była tu tylko z Yuki?
— Twoi przyjaciele są teraz w bufecie
— powiedziała Yuki, zgadując, co zaprząta myśli dziewczyny — Sama ich tam
wygoniłam, bo siedzieli przy tobie cały dzień, a przecież muszą jeść — dodała
tonem usprawiedliwienia.
— Rozumiem — Angelina z bólem
przymknęła powieki, mając wrażenie, że pulsowanie w głowie nasila się z każdą
chwilą. — Czy moi rodzice wiedzą?
— Chciałam do nich zadzwonić, ale nikt
z nas nie znał do nich numeru telefonu.
— Bardzo dobrze — Skinęła ostrożnie
głową — Nie chcę ich powiadamiać. Jutro wigilia, nie powinni się martwić.
— Ale, dziecko — Yuki jęknęła z
niedowierzaniem — Przecież powinni wiedzieć. Tak nie można.
— Proszę się nie martwić — Angelina
wysiliła się na uśmiech — Sama pani powiedziała, że nic poważnego mi nie jest.
Przepraszam za… zepsucie wam świąt — dodała ciszej, ale szybko poczuła jak dłoń
kobiety dotyka jej ramienia.
— Nie zaprzątaj sobie tym głowy,
złociutka — Yuki pokręciła głową — Wszystko będzie dobrze, rozumiesz?
— Kiedy mnie stąd wypiszą? — Chciała
wiedzieć. Uważała to za cholerną ironię losu. Wyjechała w góry, by trafić do
szpitala, miejsca, w którym spędziła większość swego życia.
— Jutro rano. Zostaniesz na noc na
obserwacji i jeżeli wyniki będą dobre, zabierzemy cię do pensjonatu.
— Dziękuje — wyszeptała, ogarnięta
nagłą sennością. Wszystko w około rozpływało się we mgle umysłu i zapadła w
kolejny sen.
***
— Obudziła się? — Ren popatrzył na
Yuki z niedowierzaniem. Przed chwilą wrócili ze spóźnionej kolacji odbytej w
bufecie. Angelina wciąż leżała z zamkniętymi oczami w szpitalnym łóżku, a
aparatura mierzyła jej spokojny oddech.
— Tylko na chwilę. Wydaje się, że
wszystko z nią w porządku — powiedziała kobieta pokrzepiająco. Ren natychmiast
podszedł do łóżka dziewczyny, spoglądając na jej spokojną, śpiącą twarz.
Wyciągnął dłoń w kierunku jej ręki,
ale jakaś nieznana siła powstrzymała go przed dotknięciem jej.
Ihyia i Nana usiedli na parapecie
okna, przyglądając się chłopakowi ze współczuciem na twarzy. Oboje rozumieli
targające nim uczucia. Starszy Iwasao miał nadzieje, że brat w końcu weźmie się
w garść i odstawi urażoną dumę na bok, a co za tym idzie porozmawia z Angeliną.
Inaczej oboje będą nieszczęśliwi i przeżyją najgorsze święta swojego życia.
— To wszystko moja wina — odezwał się
Ren nieswoim głosem — Wiedziałem, że nie umie jeździć, a mimo to zjechałem po
tym głupim stoku, nie oglądając się na nią.
— Chyba ja powinnam się tutaj
linczować — odezwała się sucho Nana — Miałam głupi pomysł. Wydawało mi się, że
każdy poradzi sobie z tym zjazdem.
— Dość. To nie jest niczyja wina —
przerwała dyskusje Yuki — Zdarzył się po prostu wypadek. Nikt przecież nie
chciał specjalnie jej skrzywdzić. Na drugi raz, miejcie po prostu większą
wyobraźnie. Anioł Stróż czuwał nad Angeliną i nic jej się nie stało, z tego się
cieszmy. Jutro święta.
Wszyscy posępnie kiwnęli głowami.
Matka Nany miała racje, ale jakoś nikt nie potrafił się cieszyć nachodzącą
Wigilią.
Gdy wyszli już na korytarz, Ihyia
złapał brata za poły swetra, odciągając lekko na bok. Nana nie protestowała,
rozumiejąc, że chłopcy potrzebują teraz chwili prywatności.
— Słuchaj mnie, Ren — Ihyia wymierzył
bratu srogie spojrzenie — Jutro porozmawiasz z Angeliną, rozumiesz? Inaczej zła
atmosfera zostanie między nami do Sylwestra. Czy nie sprowadziłeś jej tutaj po
to, byście wszystko sobie wyjaśnili?
Ren spuścił wzrok i oblizał
koniuszkiem języka suche wargi.
— Boje się tego, co mógłbym usłyszeć —
wyznał.
— To znaczy? — Ihyia zmarszczył brwi.
— Angelina kogoś ma. Widziałem ją
pewnego dnia w szpitalu z chłopakiem. Trzymali się za ręce.
— Może to jej brat, albo przyjaciel?
— Alina nie ma rodzeństwa — mruknął
Ren — I wyglądali na bardzo zżytych.
— Głupek z ciebie — Ihyia odsunął się
od brata z odrazą — Gdyby Angelina miała chłopaka, czy przyjechałaby tu z tobą?
Nie bądź śmieszny! — dodał ostrzejszym tonem — Porozmawiaj z nią i wyjaśnijcie
sobie w końcu wszystko. Ren, nie jesteś dzieckiem! To nie czas na takie głupie zabawy!
Chłopak kiwnął głową. Był wdzięczny za
te słowa bratu. Pierwszy raz od bardzo dawna, patrząc mu ciepło w oczy, widział
przed sobą Ihyie z którym dorastał i z którym tak wiele go łączyło.
Ihyia pierwszy od dawna zachował się
jak jego brat.
***
Wykonane wczesnym rankiem badania
potwierdziły, że panienka Mizuhara może wrócić o domu. Lekarz zalecił jedynie,
by nie robić niczego, co wymaga zachowania wyjątkowej równowagi, a także, by
nie wykonywała gwałtownych ruchów przez najbliższe dni.
Angelina z ulgą wróciła do pensjonatu,
zadowolona, że nie będzie zmuszona spędzać wigilii w ponurej, szpitalnej aurze.
Pensjonat wystrojono odpowiednimi dekoracjami, a w salonie stanęła choinka. Ci
goście, którzy postanowi spędzać ten czas w górach zostali zaproszeni na
specjalną, wigilijną kolację, organizowaną przez Yuki.
Z tego powodu przez cały poranek
kuchnia niemal wrzała od przygotowywanych potraw. Nana i Ihyia wykrajali
foremkami kształty na ciasteczka, a Ren narąbał w składziku drewna, którym
później rozpalą w kominkach ogień.
Tylko Angelina miała zakaz tykania się
jakiejkolwiek roboty. Najchętniej zmusiliby ja do nieustannego leżenia w
pokoju, na co nie miała ochoty. Owszem, trochę kręciło jej się w głowie, ale
ogółem czuła się dobrze i uważała, że nadaje się do pomocy. Przecież nie mogła
stać z założonymi rękami. To nie leżało w jej naturze, a mimo to, z Yuki nie
sposób było wygrać. Wystarczyło jedno, stanowcze spojrzenie kobiety, by
Angelina potulnie siadała na stołku i godziła się z bezczynnością.
Obita kostka dawała się we znaki, ale
nie było tak źle, jak przypuszczała. Trochę utykała przy chodzeniu. Chyba
właśnie dlatego wszyscy jednogłośnie uważali, że nie wolno jej się pod żadnym
pozorem przemęczać.
Najbardziej jednak zaskoczyła ją
zmiana, jaka zaszła w Renie. Chłopak porzucił swoją dziwną zabawę, nagle śmiało
patrząc jej w oczy.
— Gdybyś czegoś potrzebowała, mów.
Przyniosę — zaoferował się takim tonem, jakby od początku wyjazdu rozmawiali ze
sobą zażyle. Uniosła brwi, zastanawiając się, czy powinna teraz roześmiać się
głośno. Naprawdę przestawała go rozumieć.
— Jasne, dzięki — mruknęła, bawiąc się
nerwowo nitką od swetra. Mógł sobie być teraz szalenie miły, ale nic się nie
zmieni dopóki ze sobą nie porozmawiają i doskonale o tym wiedziała. Szkoda
tylko, że chłopak nie zamierzał podejmować z nią stosownego tematu.
Pod wieczór nakryto do stołu i wszyscy
pensjonariusze zgromadzili się w największym pomieszczeniu budynku, czyli
ogromnym salonie. Złożono sobie życzenia i wspólnie zasiedli do kolacji. Gwar
rozmów wznosił się ponad białym obrusem, na którym pyszniły się przeróżne
potrawy. Yuki była wyśmienitą kucharką.
Dobry nastrój udzielił się nawet
najbardziej ponurym ludziom, dlatego większość twarzy zdobił pogodny uśmiech i
wszyscy patrzyli na siebie życzliwie. Starzy wspominali głównie dawne czasy,
wyrażając się niepochlebnie o współczesności, zaś młodzi, w swej beztrosce,
skupiali się na tym, co tu i teraz, nawet nie spoglądając przelotnie ku
przyszłości, jaka ich czekała.
Angelina zjadła dość, by zadowolić
Yuki, która cały wieczór pilnowała ją wzrokiem. W jej pojęciu brak apetytu nie
istniał, a chociaż Angelina miała już osiemnaście lat, zdaniem kobiety wciąż
rosła i potrzebowała dużo białka.
Popijając jedzenie sokiem, dziewczyna
zerknęła w stronę Rena i jego brata. Obaj wyglądali na zadowolonych, ale nie
mogła nie dostrzec, że w gruncie rzeczy są wśród obcych. Gdzie była ich
rodzina? Skądś przecież musieli się wywodzić. Do tej pory nie zastanawiała się
nad tą kwestią, ale teraz uzmysłowiła sobie, że wie o Renie wiele, ale nic na
temat jego rodziny.
Do końca kolacji nie potrafiła
przestać o tym myśleć. Dopiero kiedy Yuki zarządziła wspólne śpiewanie, niektórzy
odstąpili od stołu i potworzyły się grupki.
Ren wstał i wyszedł z salonu, kilka
minut później, Angelina znalazła go siedzącego na tarasie, do którego drzwi
znajdowały się w korytarzu. Taras był dość obszerny, znajdowały się na nim
drewniane meble ogrodowe, ale siedzenie na dworze raczej nie budziło
przyjemności. Było zimno i padał drobny śnieg. Gdyby nie lampki słoneczne,
umocowane na końcach barierki balkonowej, pewnie taras spowity były
ciemnościami.
Poszła do swojego pokoju po kurtkę i
wróciła, mając nadzieje, że w tym czasie Ren nigdzie jej nie ucieknie. Na
szczęście siedział w tym samym miejscu, odwrócony do niej tyłem i zapatrzony w
mrok przed sobą.
Drgnął, gdy rozległ się szum
rozszywanych drzwi. Na widok Angeliny przybrał trudny do określenia wyraz
twarzy, powracając do swej poprzedniej pozycji.
— Hej — odezwała się cicho, stawiając
na stoliku dwa parujące kubki — Przygotowałam nam gorącej czekolady.
— Po takiej kolacji masz jeszcze siłę
cokolwiek przełknąć? — zażartował, ale ani ona, ani on nie uśmiechali się.
Chyba pierwszy raz w czasie tego wyjazdu zapanowała między nimi szczera
atmosfera. Już żadne nie zamierzało niczego udawać. Pozory opadły, została
niewypowiedziana głośno prawda.
— Możemy porozmawiać? — Spuściła wzrok
na wełniane rękawiczki, w które wcisnęła dłonie. — Ren… ja już dłużej tak nie
mogę. — Ponieważ się nie odezwał, była zmuszona mówić dalej: — Posłuchaj,
jeżeli mnie znienawidzisz, zrozumiem to. Tylko proszę, nie traktuj mnie w ten
sposób. Nie udawaj, że mnie nie znasz.
Myślała, że nigdy się nie odezwie,
cisza powoli zaczynała brzmieć jej złowrogo w uszach, ale usłyszała jego
niewyraźny głos.
— Nie mógłbym cię znienawidzić, dobrze
o tym wiesz.
Odetchnęła z ulgą, ale najgorsze miała
dopiero przed sobą.
— Tamtej nocy nie przyszłam bo… —
zawahała się lekko, sama nie wiedziała dlaczego. Bardzo długo wmawiała sobie,
że nie ma dla niej żadnego usprawiedliwienia, że nawet prawda nie zabrzmi
dobrze w jej ustach i okaże się dla Rena raniąca. Ale musiała mu powiedzieć.
Tak było trzeba. — Nie przyszłam, ponieważ zadzwoniła Rika z wiadomością. Hiro
wybudził się ze śpiączki po roku czasu. To był dla mnie taki szok, a zarazem
tak wielka radość, że… — Pokręciła głową, do oczu napłynęły jej łzy.
— … że zapomniałaś przyjść? — Domyślił
się, wciąż uparcie patrząc przed siebie.
— Tak, zapomniałam — Potwierdziła
szeptem, a potem dodała głośniej — Ale gdy tylko uzmysłowiłam sobie, co
narobiłam, natychmiast pobiegłam w umówione miejsce, przysięgam! Ciebie jednak
już nie było.
— Czekałem godzinę, Alina — Zadrżała
słysząc to zdrobnienie w ustach chłopaka. Pomimo wszystko, brzmiało ono
niezwykle pieszczotliwie. — Nie mogłem zwlekać, chyba rozumiesz? Co miałem
robić? I tak dałem ci dodatkowy czas.
— Wiem, ja… nie znajduje słów…
przepraszam — powiedziała drżącym od emocji głosem. Poczuła gorąc łez na
zimnych od mrozu policzkach. Las wydawał głosy tysiąca żyjących w nim istnień,
drzewa szumiały wiatrem.
Ren podniósł się i stanął przy
barierce. Uniósł głowę, gdzie ledwie tlił się blask gwiazd. Z pewnością, gdyby
wyłączyć lampki na balkonie, natychmiast stałyby się wyraźne i piękne. Mimo to,
podziwiał te, które mógł dostrzec nawet teraz.
— Jestem na ciebie wściekły — rzekł z
brutalną prawdą, od której skuliła się niczym bezbronne dziecko. Głos Rena
nabierał coraz więcej gniewu — Od tego obozu minęło trochę czasu, ale dla mnie
to była wieczność. Gdyby nie ten prezent…, gdyby nie Iro i jego szlachetność…
pewnie do dzisiaj byśmy się nie spotkali — Mówił szybko, gwałtownie i wciąż na
nią nie patrząc. — Na tym obozie dałem ci kawałek mojej duszy i mam wrażenie,
że została ona przez ciebie zdeptana.
Podniosła się gwałtownie na równe
nogi. Już nie powstrzymywała łez.
— Ja też cierpiałam! — krzyknęła z
żalem — Myślisz, że nie wyrzucałam sobie własnego okropieństwa, że nie
linczowałam się dzień w dzień? Nawet teraz czuje się jak podła idiotka!
Poczucie winy prawie mnie zmiażdżyło!
— Poczucie winy! — prychnął
sarkastycznie, spoglądając na nią wreszcie kątem oka z pod pasm brązowej
grzywki — Tylko tyle? Czułaś tylko poczucie winy?
Dyszała szybko, zaciskała pięści i
miała ochotę dać mu w twarz za to, że dawał sobie prawo do wyłączności na
cierpienie. Jakby te przeklęte miesiące zraniły tylko jego. Owszem, to ona
ponosiła za to winę, ale czuła, że już dość wiecznego oskarżania się.
— A ty? — Wskazała go palcem —
Dlaczego nie odbierałeś telefonów? Dzwoniłam, pisałam, nawet na twoje konto
fanklubu!
Spojrzał na nią niedowierzająco z pod
uniesionych brwi.
— Dzwoniłaś? Nic podobnego! Zostawiłem
ci wiadomość w hotelu, ale nie raczyłaś odpowiedzieć! — krzyknął wściekle.
— Bo miałam zepsuty telefon! Bo los
okrutnie ze mnie zadrwił, Ren! — Otarła gniewnie łzy — Potem dzwoniłam tam,
nawet kajałam się, żeby ci przekazali wiadomość ode mnie, chociaż zostałam
wyśmiana! A te wszystkie sms’y, które ci wysłałam? Dlaczego nie odpisałeś, co?
Tym razem to Ren umilkł, a
odpowiedzenie zajęło mu kilka sekund.
— Bo na czas trasy koncertowej zabrano
mi komórkę — burknął zły jak osa — Ale kiedy ją dostałem z powrotem, nie było
żadnych wiadomości.
Nie mogła w to uwierzyć. Wszystko
stawało się coraz bardziej pokręcone i gubiła się w labiryncie słów, tłumaczeń,
które prowadziły donikąd, jakby byli z Renem dla siebie zupełnie obcy, jakby
tamto z obozem bezpowrotnie wyparowało. Była zmęczona.
— Może je skasowali? — odpowiedziała
drżąco-spokojnym głosem, który wcale nie zwiastował rychłego pojednania.
Chłopak roześmiał się pod nosem,
kręcąc z politowaniem głową.
— Skasowali? Kto? Może mój menager?
— A kto go tam wie?! — krzyknęła
głośno. Nie zważała, czy ktoś w pensjonacie ich usłyszy, czy przybiegnie tu, by
sprawdzić, co się dzieje. Nagromadzona w niej furia wreszcie znalazła ujście —
Ale pisałam do ciebie! Pisałam, do cholery jasnej! Robiłam wszystko, żeby
naprawić mój błąd! Gdybym mogła cofnąć czas i przyjść… — Głos jej się złamał,
kucnęła, chowając twarz w kolanach. Ta rozmowa ją pokonała. Poczuła się
osłabiona.
Ren stał nad nią w bezruchu. Z wyrazu
jego twarzy dało się wyczytać tylko suchą obojętność, ale w oczach tliło się
światło cierpienia.
— Kim jest ten chłopak? — zadał
pytanie, od którego uniosła z zaskoczeniem głowę, nie rozumiejąc, o co mu
chodzi.
— Jaki znowu chłopak? — spytała cicho.
— Ten, z którym byłaś w szpitalu.
Jeździ na wózku inwalidzkim. Trzymaliście się za ręce.
Wyglądało na to, że Angelina miała
problem z przypomnieniem sobie tej sytuacji. Po chwili jednak ją olśniło i
stanęła na nogach.
— Masz na myśli Hiro? — Zmarszczyła
brwi. Ren natomiast prychnął, odwracając wzrok.
— A więc to z nim jesteś — stwierdził
sarkastycznie.
— Hiro to mój przyjaciel! — Podniosła
głos z niedowierzaniem — O to ci chodzi? Jesteś wściekły, bo myślisz, że
umawiam się z innym? — Nie odpowiedział, ale cisza dawała wyraźne potwierdzenie
— Hiro jest dla mnie jak brat! Nie kocham go w inny sposób!
— Ale trzymałaś go za rękę — Nie
omieszkał jej gniewnie przypomnieć.
Przewróciła oczami, a irytacja w głębi
jej ciała osiągnęła stan wrzenia. Złapała Rena za rękawy kurtki, odwracając w
swoją stronę i brutalnie nim szarpiąc.
— A co złego jest w tym, że
kogoś się trzyma za rękę!? — krzyknęła przez łzy. — Jeżeli chcesz to mnie
uderz, ale daj mi wreszcie święty spokój! — krzyczała dalej — Znienawidź mnie,
do jasnej cholery, ale nie znęcaj się tak nade mną, słyszysz! Bo…! — Chciała
coś powiedzieć, ale wtedy została przez niego niespodziewanie przyciągnięta i
pocałowana. Dosłownie zamknął jej usta pocałunkiem. Jej uniesione na wysokości
twarzy chłopaka ręce znieruchomiały, by następnie bezsilnie opaść w dół.
Przymknęła powieki, z których wypłynęły ostatnie, parzące łzy i poczuła głęboki
spokój.
Tęskniła za nim i jego ustami. Za tym,
by trzymał ją tak blisko siebie, iż mogła poczuć ciepło ciała i rozkoszować się
nim. Gorący oddech połaskotał ja po policzku, gdy Ren odsunął się od niej na
niewielką odległość, patrząc prosto w oczy.
— Więc nie ma innego faceta? — Wolał
się upewnić, a na jego ustach już błąkał się pierwszy ślad uśmiechu.
Bez słowa pokręciła głową, wciąż
zszokowana tym, co zrobił.
— Musiałem sprawdzić, czy wciąż coś do
mnie czujesz — wyjaśnił bez cienia poczucia winy — Dlatego cię pocałowałem.
— Czekałam na to — wyznała
oszołomiona, na co roześmiał się cicho.
— I jak było?
— Doskonale.
Nagle to wszystko wydało się bez
znaczenia, te wszystkie sprawy, o które chwile temu toczyli zajadłą dyskusję.
Jeden pocałunek wymazał doznane krzywdy, dając do zrozumienia, że przecież tak
naprawdę nic się nie zmieniło. Oni wciąż się kochali.
— Wracajmy do środka — zarządził Ren
ciepłym głosem, obejmując ją troskliwie ramieniem. — Jesteś roztrzęsiona. Poza
tym, masz chorą kostkę i nie powinnaś tak długo stać.
Roześmiała się przez łzy. Od krzyku
bolało ją gardło, a od łez miała podrażnione przez mróz policzki. Gdy znaleźli
się w korytarzu, doceniła przyjemne ciepło czterech ścian. W salonie wciąż
trwały rozmowy, zupełnie nikt nie przejął się kłótnią na tarasie, możliwe
nawet, że nie słyszeli.
Tylko Ihyia, który niespodziewanie
wyłonił się zza zakrętu korytarza, rzucił im zdumione spojrzenie, a następnie
uśmiechnął się znacząco, patrząc na ramie Rena, obejmujące dziewczynę.
— Nasze gołąbeczki znowu razem? —
zapytał tonem stwierdzenia i skrzyżował ramiona — Wreszcie! Już myślałem, że
całkiem wam rozum odjęło.
Angelina zachichotała pod nosem, ale
głównie odczuwała zmęczenie, więc nie potrafiła okazać tyle radości, ile
faktycznie nosiła w sercu.
— Zamknij się, Ihyi — rzekł Ren
łagodnie — Nie czas na twoje, jakże potrzebne, komentarze.
Ihyia roześmiał się głośno, po czym
wyminął ich raźnym krokiem. Angelina popatrzyła na Rena ze zdumieniem. Do tej
pory między braćmi nie układało się najlepiej. Tymczasem, jakby za sprawą
czarodziejskiej różdżki, teraz wydawali się dosłownie ze sobą zżyci.
Ren, wyczuwając na sobie jej badawcze
spojrzenie, wzruszył ramionami.
— Nie pytaj, ja też jestem w szoku.
Ihyia przeszedł jakieś przeobrażenie, nawet nie wiem kiedy, ale myślę, że to po
tych świętach w szpitalu. Widok tych dzieciaków, to musiało nim wstrząsnąć —
wytłumaczył oględnie.
Angelina kiwnęła głową i pozwoliła
zaprowadzić się, aż pod drzwi sypialni. Przystanęła pod nimi, odwracając się w
jego stronę.
— Wybaczyłeś mi, Ren? — Jej ciemne,
duże oczy zapałały blaskiem nadziei. Chłopak oparł rękę o ścianę i ostrożnie
się nad nią nachylił. Była pewna, że zaraz znów ją pocałuje, ale tym razem
odezwał się.
— No cóż, tamto lato i wszystko potem
jest strasznie zawiłe, ale mamy kupę czasu, by znowu dobrze się poznać, prawda?
— Gdy leciutko kiwnęła głową, kontynuował — Myślę, że za bardzo mi na tobie
zależy, abym trzymał w sobie urazę. Dlatego… — zawahał się i oblizał wargi.
Widok ten wprawił Angelinę w drżenie całego ciała. Już dawno nie miała go przy
sobie tak niebezpiecznie blisko i dosłownie czuła, jak igiełki pożądania
muskają wszystkie nerwy w jej ciele. — dajmy sobie jeszcze raz szansę —
powiedział cicho — Nigdzie się nie wybierasz, co nie?
— Nie, absolutnie nigdzie —
wyszeptała, nie potrafią oderwać od niego wzroku.
Uśmiechnął się nieznacznie i odsunął.
— W takim razie do jutra, Alina — Jego
niski, ciepły głos zawierał w sobie coś na kształt obietnicy.
— Tak, do jutra — odparła speszona, na
omacku otwierając ręką klamkę. Wchodząc, jeszcze na niego spojrzała, nim
zamknęła za sobą drzwi z cichym kliknięciem.
***
Obudziła się lżejsza niż przez ostanie
miesiące. Po kłótni z Renem wyzbyła się ciężaru winy. Mimo, iż ich uczucie
wciąż nie było klarowne i proste, jak to bywa w pięknych książkach, to Angelina
czuła, że teraz, powoli, będą się do siebie zbliżać. Los dał im drugą szansę,
naprawił to, co zostało zniszczone i dlatego świat wydał się dziewczynie
barwniejszy. Nie szkodzi, że za oknem niebo zasnute było szarymi chmurami, a w
około dominowała skrząca się biel, dla panienki Mizuhary wszystko na co
patrzyła, miało w sobie nieskończoną ilość barw tęczy.
Kostka pulsowała nieznośnym bólem,
jednakże miała na szafce nocnej tabletki przeciwbólowe, które bez wahania
zażyła. Nie mogła przeklinać tego wypadku na stoku, ponieważ, w jakimś sensie,
to właśnie dzięki niemu między nią a Renem nastąpiła przełomowa zmiana. Gdyby
nie to wszystko, możliwe, że do teraz nie porozmawialiby ze sobą szczerze.
Po gorącym prysznicu zeszła do kuchni,
gdzie Yuki szykowała już śniadanie. Angelina napotkała osobliwy wzrok Nany.
Dziewczyna właśnie ustawiała na stole półmiski, ale zarazem co rusz zerkała w
stronę panienki Mizuhary.
Było to dla niej niezręczne, ale
starała się to ignorować. Wciąż nie potrafiła rozgryźć tej dziewczyny. Z jednej
strony, Nana wydawała się być szczerze miła, z drugiej, Angelina nie mogła
wyzbyć się wrażenia, że nie jest przez nią lubiana. Ale domyślała się,
oczywiście, dlaczego. Nana była wprawdzie tylko i wyłącznie medialną dziewczyną
młodszego Iwasao, ale to nie zmieniało faktu, że mogła ona czuć się zdradzona
obecnością innej kobiety, którą Ren darzył uczuciem. Angelina, mimo wszystko,
czuła się niewłaściwie w tej sytuacji.
Śniadanie zjedli w spokojnej atmosferze.
Między nią a Renem panowało pewne napięcie. Co rusz zerkali na siebie
niepewnie, nie chcąc okazać sobą jasnego zainteresowania przy innych. Mimo to,
Yuki zdawała się wiele czytać między wierszami, o czym świadczył jej osobliwy
uśmiech.
Dzień spędzili na błogim lenistwie.
Było w końcu Boże Narodzenie. Zadzwonił ojciec i Angelina przez godzinę musiała
relacjonować pobyt w górach, zgrabnie omijając temat wypadku. Wspomniała
jedynie o tym, że uczyła się jeździć na nartach, że pensjonat jest piękny, jedzenie
dobre, a atmosfera rodzina. Przy czym, przy tych wszystkich pochwałach, nie
omieszkała dodać, że bardzo za nim i matką tęskni, żeby nie poczuł się
przypadkiem urażony. Dla ojca ta sytuacja wciąż była trudna do zniesienia.
Gdy się rozłączyła, ktoś zapukał do
drzwi. Schowała telefon do kieszeni i otworzyła, na progu stał Ren. Uśmiechnięty
nieznacznie, spoglądał na nią pewny siebie.
— Pomyślałem, że możemy wybrać się na
spacer. O ile z twoją kostką w porządku — zaproponował.
— Spacer? — Przyjrzała mu się uważnie
— Ale żadnych nart? Nie obraź się, ale po tym incydencie mam ich serdecznie
dosyć.
Roześmiał się i założył jej za ucho
kosmyk włosów. Spąsowiała pod wpływem tego drobnego, ale jakże czułego gestu.
— Żadnych nart, obiecuje — powiedział
stanowczo.
— W takim razie, chodźmy — Wyjęła z
szafy kurtkę, rękawiczki i szalik. Dobrze opatulona, była gotowa do wyjścia.
***
Spacerowali malowniczymi krajobrazami.
Otaczały ich stoki pokryte śniegiem, góry porośnięte lasami. Gdzieś w oddali
widniała nie w pełni zamarznięta rzeczka, której niespokojne lustro rwącej wody
odbijało promienie słońca.
Stawiała ostrożne kroki, chociaż miała
na sobie porządne budy z grubą podeszwą. Może chciała ten spacer przeciągnąć do
rozmiarów wieczności? Nigdzie się nie śpieszyć, żeby móc zawsze być tu z nim,
pod tym szarym niebem, z tym zimnym wiatrem we włosach, uczuciem mrozu na
twarzy i jego wzrokiem, stale poszukującym drogi do jej spojrzenia? Może
chciała nigdy nie wracać, bo tam, w Tokio nic nie układało się na ich korzyść?
— Milczysz... — Głos Rena, miękki i
ciepły, przerwał błonę jej intensywnych myśli, budzących w niej coraz głębszy
niepokój.
Uśmiechnęła się.
— A źle jest milczeć? Teraz, gdy powiedzieliśmy
sobie już tak wiele?
— Ale ja wciąż chcę wiedzieć więcej o tobie
— wyznał bez jakiegokolwiek skrępowania. Kroki jego butów skrzypiały głośno na
śniegu, jej były zdecydowanie lżejsze. Gdy promienie przedzierały się przez
chmury i dotykały twarzy, robiło się nieomal przyjemnie.
— Pytaj — Wzruszyła ramionami, krążąc spojrzeniem
po otaczającej ją naturze. Ten spokój koił duszę. Dobrze było czasem wyrwać się
z miasta, by zrozumieć, że to w naturze kryje się lekarstwo dla duszy.
— Skąd znasz Hiro? — Uśmiechnęła się
na to pytanie. Jeszcze głębiej wsunęła ręce w kieszenie kurtki, aż nagle
poczuła dłoń Rena delikatnie wyjmującą jedną z nich i zakleszczającą w mocnym
uścisku. Tak splecione ze sobą wylądowały w kieszeni jego płaszcza.
— To mój przyjaciel — odparła
swobodnie — Ja, on i Rika, odkąd pamiętam, trzymaliśmy się razem. Przyjaźnie
lubią układać się trójkami, można mieć całą paczkę kumpli, ale przyjaciół od
serca nie więcej niż dwóch. Tak myślę. W każdym razie, wszystko robiliśmy
razem. Mieliśmy swoje ulubione restauracje, ulubione lody, własne, sekretne
miejsca — Gdy poczuła, że Ren ściska ją za rękę zrozumiała, że jest zazdrosny.
Miała ochotę się roześmiać, ale zachowała powagę — Potem Hiro przedawkował
narkotyki. No wiesz, standardowa sprawa, w rodzinie mu się nie układało. Był
bogatym dzieciakiem, ale jego ojca zżerała ambicja. Ludzie sukcesu mają
skłonność oczekiwać tego samego po dzieciach. Hiro się buntował, ojciec był
despotyczny, krzywdził słowami, nigdy nie okazywał zadowolenia, narkotyki
okazały się najłatwiejszą drogą ucieczki, a na końcu drogą jego zguby. Rok
czasu, tyle był w śpiączce i naprawdę czasami myślałam, że on się nie obudzi,
że już dawno go straciliśmy — Na chwilę znów zapiekły ją łzy — Poświęciłam
wiele czasu, by dać mu swoją siłę, chciałam by wiedział, że na niego czekam, że
ma do mnie wrócić.
— Czekałaś cały rok — Ren starał się
nie zabrzmieć gorzko, ale mimo wszystko, nie grał tak dobrze, jakby chciał.
— Cały rok — Potwierdziła skinieniem
głowy — Musisz zrozumieć, że długo byłam szarą myszką, a Hiro stanowił dla mnie
kogoś w rodzaju opiekuna, swoistego rycerza. Nigdy nie bał się mówić, co myśli,
zawsze stawiał na swoim i traktował mnie dorośle, co mi imponowało. Zabierał
mnie ze sobą na miasto, pokazywał różne rzeczy i dzielił się sekretami. Łatwo
uległam czarowi jego osoby.
— Kochałaś go? — Iwasao ściszył głos.
— Kochałam — Znów potwierdziła,
stawiając na szczerość. — Ale nie jestem pewna, czy była to ta prawdziwa
miłość, czy tylko zauroczenie. To, co czułam do Hiro, różni się od tego, co
czuję do ciebie.
Przystanęli. Z pod uniesionych brwi
spoglądały na nią ciemne jak otchłań oczy Rena.
— A co czujesz, Alina?
— Że tego uczucia nic już nie zniszczy
— powiedziała po chwili wahania — Że to jest to, na co czeka się całe życie.
Zamknęła powieki, gdy poczuła na
ustach jego pocałunek.
***
Wszystko co dobre, kiedyś musi się
skończyć. Tak samo było z feriami w górach. Cudowne dni spędzone z Renem nie
mogły trwać wiecznie, bowiem w Tokio czekały na nich obowiązki. Ona musiała
przyszykować się mentalnie na egzaminy, on stoczyć kolejne walki z brutalną rzeczywistością
show-biznesu.
Ale żadne nie chciało pogodzić się z
kolejnym rozstaniem. Tym razem miało być inaczej i pilnowali, by wymienić się
numerami telefonów, adresami e-mailowymi, a nawet numerami domów. Obiecali
sobie pisać i ciągle dzwonić, a przy najbliższej okazji znów się spotkać.
— Spędzimy razem Sylwestra —
powiedział Ren, stojąc przy bagażniku samochodu, do którego wcześniej wrzucił
walizki. Jego ciemne oczy emanowały powagą. Zamierzał dotrzymać słowa i
Angelina, patrząc na niego z uśmiechem, pragnęła tego najbardziej na świecie.
— Będzie cudownie — przytaknęła,
żałując bardzo, że nie mogą zostać w pensjonacie już na zawsze. Gdzie troski i
problemy w ogóle nie istniały pod kochającym sercem pani Yuki. — Masz już jakiś
pomysł, gdzie pójdziemy?
Wzruszył ramionami. Po jego ustach
błąkał się drobny uśmiech.
— Coś wymyślę. O to się nie martw.
Obiecuję, że to będzie najlepsza noc w naszym życiu — Mrugnął z zadowoleniem,
po czym zatrzasnął bagażnik.
Angelina poczuła przyjemny dreszcz
pełznący wzdłuż jej ciała. Dla niej słowa Rena brzmiały wyjątkowo, już
wyobrażała sobie dlaczego ich pierwszy, wspólny Sylwester miałby być tym
najlepszym i rumieniła się pod wpływem wstydliwych nadziei, że te
przypuszczenia się spełnią.
Jeszcze nie tak dawno wylewała łzy z
powodu tęsknoty za nim i poczucia winy z powodu tego, co zrobiła, a teraz
wprost nie posiadała się ze szczęścia. I chociaż wiedziała, że po Sylwestrze
wróci brutalna rzeczywistość, czekała na tę wyjątkową noc. Ich wspólną noc.
Uśmiechnęła się pod nosem, czując się trochę jak głupia trzpiotka, bohaterka
nieco taniego romansidła, których tak szczerze nienawidziła. Ale cóż, jakże
przyjemnie było przeżywać te wszystkie uniesienia.
***
Ojciec uściskał ją tak, jakby
spodziewał się, że wyjazd w góry już nie zwróci mu córki. Angelina dosłownie
utonęła w jego niedźwiedzich ramionach, będąc przez niego miażdżąco duszona.
— Aj, tato! — jęknęła głosem, którego
stłumiło ojcowskie ramię.— Przestań! Dusisz mnie!
— Przepraszam, kochanie. Razem z mamą
martwiliśmy się o ciebie.
— A głównie, to martwił się ojciec —
Pani Mizuhara otworzyła ramiona, czekając, aż córka sama ją uściska. Angelina
przytuliła się do matki z rozbawieniem.
— Domyślam się, że głównie on. Jak wy
przeżyjecie, gdy wyjadę na studia?
— Wtedy to co innego — Ojciec pokręcił
głową — Wtedy będziesz już w pełni dorosła. Mam nadzieje, że nie zrobiłaś
niczego głupiego — Spojrzenie pana Mizuhary spoczęło znacząco na dziewczynie.
Angelina przewróciła oczami, krzyżując
ramiona. Już ona wiedziała, co to znaczy. Nie mogła uwierzyć, że ojciec
podejrzewa ją o coś takiego.
— Tato! — krzyknęła z oburzeniem — Za
kilka tygodni piszę pierwszy egzamin. Niedługo skończę liceum. Nie musisz mnie
tak niańczyć.
Widząc jednak, że trochę go tym
uraziła, podeszła do niego, oplatając ręce wokół ojcowskiego ramienia.
— No już, tato. Nie gniewaj się, wiesz
dobrze, że nie jestem już małą dziewczynką.
Matka uśmiechnęła się do męża
łagodnie.
— Daj jej wejść do środka, Kento.
Widzisz przecież, że dziewczyna stoi w drzwiach.
Pan Mizuhara zreflektował się,
przesuwając się w korytarzu. Angelina z ulgą weszła do ciepłego holu, zdejmując
z siebie zimowe ubrania, które powiesiła na drewnianym stojaku. Dom pachniał
cudownie obiadem i świeżym ciastem. Chociaż czas spędzony w górach zaliczał się
do jak najbardziej udanych, Angelina cieszyła się, że ma dom, do którego może
wrócić.
Zasiedli wszyscy do wspólnego posiłku.
Była to, jakby ich nieoficjalna, spóźniona wigilia. Dziewczyna starała się
zrelacjonować rodzicom pobyt w górach, jednocześnie zachowując dla siebie co
niektóre szczegóły.
— Od razu widać, że jesteś
radośniejsza — zauważyła matka, trzymając w dłoni pałeczkę z kulką ryżu. Rysy
kobiety widocznie złagodniały, gdy zyskała pewność, że jej córka czuje się już
lepiej. Doskonale widziała wcześniej, że z Angeliną działo się coś
podejrzanego, coś, o czym nie chciała z nikim rozmawiać. Teraz zaś, dawne
cienie na jej twarzy zupełnie zniknęły.
— Bo pogodziłam się z Renem — Panienka
Mizuhara oznajmiła pogodnie. Sama wciąż nie mogła uwierzyć, że ma w telefonie
zapisany jego numer, adres mailowy, a także to wszystko zapisane na kartce, by
nie powtórzyć starych błędów. Od teraz, kontaktowanie się z chłopakiem miało
być swobodne, co napełniało ją głębokim szczęściem.
— Mam nadzieje, że wiesz, co robisz,
Alina. Chłopcy to jednak chłopcy. Nie należy ufać im całkowicie — przestrzegł
ją surowo ojciec. Obie z matką wymieniły porozumiewawcze uśmiechy.
— Oczywiście ten chłopak, którego
chciałeś mi kiedyś przedstawić byłby całkowicie godny zaufania, prawda? — odgryzła
się niewinnie, widząc, że ojciec unosi ze zdumieniem brwi.
— To syn najlepszego w kraju pediatry.
Osobiście za niego ręczę! — powiedział tonem sprzeciwu.
— Ależ oczywiście, tato — Angelina
kiwnęła głową — Szkoda tylko, że mnie kompletnie nie interesują synowie
lekarzy.
— Wolisz skomplikowane gwiazdy popu? —
Ojciec napiął z westchnięciem ramiona. — Ten chłopak, jak mu tam…
— Iwasao Ren.
— Właśnie, on… jest uwikłany w jakiś
poważny skandal. Wiedziałaś o tym? Wiesz, co ludzie o nim piszą?
— Nie i nie obchodzi mnie to —
Angelina spojrzała na ojca stanowczo — Internet kłamie, tato, a ci, którzy
oczerniają w nim Rena są nastawieni tylko na to, by robić innym na złość.
— No cóż, skoro tak twierdzisz — Pan
Kento zasępił się lekko.
Dziewczyna wsunęła do ust
kolejną porcję ryżu, poirytowana słowami ojca. Wiedziała, że chciał dla niej
jak najlepiej i że się martwił, ale z drugiej strony, gdzieś na dnie duszy
przyznawała mu racje. W takim sensie, że nie znała dość dobrze Rena, aby
całkowicie za niego ręczyć.
Najlepszy szablon jak do tej pory <3.
OdpowiedzUsuńJeden z moich ulubionych rozdziałów <3 Z początku byłam wściekła na Rena i jego paczkę, że tak olewali Angeline, a później poszli jeszcze na tą niebezpieczną górę i doszło do takiego wypadku. Tak przypuszczałam, że Alina nie zjedzie z niej bez jakiś zadrapań, a tu ucierpiała naprawdę mocno. Na całe szczęście, nie doszło do niczego bardziej poważnego i wypisali ją ze szpitala na święta. Ren w końcu oprzytomniał po tym wypadku i spodobało mi się to, że Ihyia pierwszy raz od dłuższego czasu zachował się jak prawdziwy brat. Ren i Angelina w końcu wszystko sobie wyjaśnili i ten moment, gdy ona krzyczała, a on ją pocałował <3 Niesamowity rozdział, z niecierpliwością czekam na nowość <3 Pozdrawiam! ^^
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nigdy nie zagłębiałam się w opowiadania o Japończykach, bo mi się nie podobały. Ale te twoje opowiadanie przeczytałam i zostanę już tu na dłużej. Bardzo fajnie się czytało, przeważnie ta przemiana Rena. Kto by pomyślał, że obóz go tak zmieni? Czekam na kolejną notkę :)
OdpowiedzUsuńWyłapałam też parę błędów, m.in. nie pisze się "z pod" tylko "spod", przed "oraz nie stawiamy przecinka. W pewnych momentach urywałaś słowo, np. "przyją"-tak pisałaś, a zapomniałaś o literce "ł". Ach, jeszcze był błąd w wyrazie "oddział", bo pisałaś "odział"-o jedno "d" za mało.
Pozdrawiam i do następnego :)
Jestem tak zaskoczona zachowaniem Ihyi, że nie wiem co powiedzieć. Zawsze obojętny wobec Rena nagle patrzy na jego dobro i daje mu rady. Złot chłopak się z niego po prostu zrobił, ale cieszy mnie to. Ochrzanił Rena i kazał mu w końcu porozmawiać z Angeliną. Szkoda tylko, że dziewczyna musiała ucierpieć i turlać się z górki, żeby on łaskawie się nią zainteresował. To bardzo smutne, Ren, ale ty jesteś skomplikowany i nic z tym nie zrobimy.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że to Angelina musiała przyjść do Rena i zacząć rozmowę. Przecież on by tego nie zrobił, cholera jasna -,-. Faceci są tak dumni, że to poezja. Ale dobrze, że wszystko się już wyjaśniło. Był krzyk, żal, płacz, histeria, ale już po wszystkim. I tak bardzo mi się podobało, jak Ren pocałował Angelinę! Ach, zazdrośnik jeden *,*. Ale nie dziwię się, że był zazdrosny. Mógłby tylko najpierw dziewczynę spytać o tego chłopaka, a dopiero potem prawić jej wyrzuty.
Ja czułabym się głupio, gdyby moja sympatia powiedziała, że kochała kogoś innego. Osobiście wolę nie słyszeć takich rzeczy, ale dobrze, że Ren łagodnie na to zareagował. Mam nadzieję, że tym razem naprawdę uda im się utrzymać kontakt i tego sylwestra rzeczywiście spędzą razem. Szkoda tylko, że rozstanie przyszło tak prędko ;(. Ale z niecierpliwością czekam na kolejną dawkę miłości Angeliny i Rena <3.
Życzę weny, kochana :*.
Aż nie wierzę, że brat Rena aż tak się zmienił. Magia świąt? Ahahahahhahahaha... ale mam złe przeczucia, że to tylko chwilowy odruch albo on coś knuje. Może nie powinnam tak myśleć, ale ludzie się przecież tak nagle nie zmieniają. Ech... No, najważniejsze, że Angelina i Ren porozmawiali w końcu i wyjaśnili sobie wszystko. Mam nadzieję, że teraz nic ich nie rozdzieli. Nie dziwię się, że ojciec Aliny nie ufa Renowi. Też bym nie ufała gwiazdorowi, ale to decyzja Aliny, a jemu nic do tego. Ten wypadek... Boże. Przeraziłam się, jak go opisałaś. Przecież ona mogła się zabić. Dlaczego nie powiedziała nikomu, że nie umie jeździć? Spoko, Nana nie zauważyła, ale Ren widział, powinien coś z tym zrobić, a nie olać ją. W ogóle dobrze, że jego brat z nim pogadał, bo zachowanie Rena było dziecinne. Zaprosił Alinę po to, by mieć ją głęboko gdzieś? Strach wcale go nie tłumaczy. Podobał mi się ten rozdział z rozdawaniem prezentów w szpitalu. Jejciu... Ren ma podejście do dzieci, jako jedyny dotarł do tej dziewczynki. Podziwiam go za to. :) W ogóle jestem ciekawa, co z jego karierą. Szczerze? Oby nie mógł już tańczyć. Niech zacznie żyć normalnie, nie jako gwiazdor. Wiadomo, że ludzie o nim szybko nie zapomną, ale uwolni się chociaż od producenta tyrana. ;) Szkoda mi Hiro, ech... Skoro nawet ojciec go odrzuca. Powinie wspierać syna, a ten nawet go nie odwiedził. To gruba przesada!
OdpowiedzUsuń