Wytwórnia organizowała imprezę
sylwestrową na szczycie jednego z hotelowych wieżowców. Wynajęła do własnej
dyspozycji ogromną salę balową i taras, skąd rozciągała się bajeczna panorama
na całe Tokio.
Z naściennych głośników grała muzyka,
która wprawiała ciała wszystkich gości w imprezowe szaleństwo. Do kieliszków
przelewał się szampan, w powietrzu wirowały serpentyny, których właściwe
miejsce znajdowało się na dekoracjach sali, jednakże nieostrożni balowicze
zerwali je przypadkiem w tańcu. Pod stołem walały się okruchy niedojedzonych
ciastek i przygotowanych suto dań. Co rusz wybuchały z jednego lub drugiego
kąta pomieszczenia wesołe śmiechy, zaś gwar ogólnych rozmów mieszał się z
muzyką.
Ren wodził beznamiętnie wzrokiem po tańczących
sylwetkach. Był umówiony z Angeliną i zastanawiał się, jak wyrwać się z tej
szaleńczej imprezy. Siedział przy stole wraz z Ihyią i Iro, którzy bawili się
jeszcze gorzej od niego. To głupie, że każdy członek wytwórni miał obowiązek
się zjawić na tej imprezie, jakby nawet w Sylwestra nie mogli uwolnić się do
totalitarnej kontroli swoich menagerów i producentów.
Tylko po co mieli tu być, skoro prasa
i tak nie została zaproszona? Ren nie potrafił tego zrozumieć.
— Masz pod tyłkiem szpilki? — zapytał
go złośliwie brat, widząc, że chłopak od dłuższego czasu wierci się
niespokojnie na krześle.
Ren podniósł na niego zaskoczone
spojrzenie.
— Nie udawaj, że ci się tu podoba —
mruknął do niego Ren, zerkając po raz tysięczny na telefon.
— Owszem, wcale mi się tu nie podoba,
ale nie pokazuje tego zewnętrznie tak dosadnie jak ty — Ihyia prychnął pod
nosem. Ren nie przejmował się już jego złośliwościami, ponieważ starszy Iwasao
dawno przestał być tak podły jak kiedyś. Relacje między nimi z dnia na dzień
naprawiały się, jakby pod wpływem tajemniczej, uzdrawiającej siły.
— Jestem umówiony z Angeliną i nie mam
bladego pojęcia, jak się stąd wyrwać — powiedział szczerze, niecierpliwiąc się
z minuty na minutę.
Iro uśmiechnął się półgębkiem.
— Wiesz, że zakochany zachowujesz się
niesamowicie głupio? — zauważył ze śmiechem, czując mocny kopniak od Rena pod
stołem. — Przez ciebie, zaczynam się poważnie zastanawiać, czy powinienem w
ogóle się zakochiwać.
— Nie bądź niedorzeczny — Ren zmierzył
go pobłażliwym wzrokiem — To oczywiste, że nigdy się nie zakochasz! Jesteś na
to za brzydki!
— Bardzo śmieszne. Poziom
błyskotliwości znacznie ci opadł, Ren — Iro obruszył się, ale w głębi duszy
wcale nie będąc urażonym. Znał te słowne gierki. Lubił je nawet. — Zapomniałeś
ile już dostałem propozycji matrymonialnych?
Wszyscy troje roześmiali się cicho.
— Trafiło ci się jak ślepej kurze
ziarno — Ihyia szturchnął przyjaciela z łokcia — Dla mnie to równie
skomplikowana zagadka, jak fizyka kwantowa. Wszyscy dostajemy listy z
oświadczynami od fanek. Nie jesteś, jakimś cholernym wyjątkiem!
— Chyba już wiem, jak się stąd
wydostać — Ren zmienił nagle temat, ponieważ od początku był tylko częściowo duchem
przy rozmowie. Jego myśli cały czas błądziły wokół Angeliny, jakby dostał
jakiejś parszywej choroby. Już dawno zrozumiał, że żałośnie stracił dla niej
głowę i Iro miał racje uważając, że zgłupiał, ale nie chciał jakoś się w tej
kwestii zmieniać.
— Wal — Ihyia nachylił się nad stołem
zaintrygowany.
— Skoro problem mojej nogi jest teraz
taki głośny, skorzystajmy z tego — powiedział z zadowoleniem, ponieważ plan
wydał mu się iście doskonały.
— To znaczy? — Iro spojrzał na niego
niepewnie.
— Udam, że boli mnie noga i powiem, że
chcę wracać do domu. To bardzo proste i dziwię się, że wcześniej na to nie
wpadłem.
— Wpadłbyś, gdybyś nie miał mózgu
zgrzybiałego od miłości — Brat stuknął go palcem w czoło. — Kiedyś takie
intrygi tkałeś w ułamku sekundy!
— Zejdź ze mnie i lepiej mi pomóż —
Ren odsunął krzesło, wstając od stołu — Odwieziesz mnie i dzięki temu sam też
się wymigasz z tej idiotycznej dyskoteki — Skrzywił się, gdy z głośników
poleciała kolejna, debilna piosenka.
Ihyia uśmiechnął się szeroko.
— No, to mi się podoba! Dwa razy mi
nie musisz powtarzać!
— Ej, a co ze mną? — Iro oburzył się —
Chyba nie macie zamiaru mnie tu zostawić, co? Gdzie zespołowa solidarność?
— Przykro mi, stary. Mamy tu
zakochanego w potrzebie — Ihyia złapał brata i poklepał go ręką po lewej
stronie torsu, gdzie biło jego serce. — Będziemy mieć go na sumieniu, jeżeli
prędko nie znajdzie się przy wybrance, do której wzdycha.
Ren zgromił go spojrzeniem.
— Ihyia! Jesteś debilem!
— Mamy identyczne geny! Obrażając
mnie, obrażasz samego siebie — Starszy Iwasao zauważył z entuzjazmem.
— Możecie chociaż przez chwilę
pomyśleć o mnie? — Iro ruszył za nimi z pośpiechem — Też się chcę stąd wyrwać.
Ta muzyka zaraz ugotuje mi mózg!
— Coś wymyślisz, stary. Wierzymy w
ciebie! — Ihyia zasalutował koledze, po czym pociągnął brata w stronę
korytarza.
Iro został w sali balowej z
niezadowoloną miną. Miał ochotę rozszarpać ich dwóch na maleńkie kawałeczki, a
potem podeptać je z rozkoszą, ale wtedy podeszła do niego jakaś dziewczyna w
kusej sukieneczce i włosami do pasa, wyrażając nim zainteresowanie. To
wystarczyło, aby Iro zmienił zdanie, pozwalając, aby niezwykła piękność
poprowadziła go za krawat na środek parkietu.
***
Uśmiechnęła się sztucznie do
zagadującego ją starszego mężczyzny. To był przyjaciel jej ojca. Doktor Hakura,
słynny pediatra i jego nudny syn, który siedział tuż obok. Wciśnięty w
elegancki garnitur, z kieliszkiem wina w dłoni wyglądał co najmniej jak
napuszony paw.
Ojciec był w swoim żywiole, on i
doktor Hakura najwyraźniej mieli własny system komunikacji, ponieważ Angelina
trzy po trzy rozumiała sens z ich ożywionej rozmowy. Oczywiście miała zadowolić
się towarzystwem młodego Hakury, który z dumą oznajmił jej, że idzie w ślady
ojca oraz wyraził aprobatę dla jej własnych, medycznych ambicji – ale po za
tym, nie bawił jej ani trochę.
To było w ogóle nudne przyjęcie. Gdzie
nie spojrzała tam napotykała wzrokiem elegancko ubranych gości, z twarzami
poważnymi jak u woskowych figur. Nawet, gdy się śmiali, to jakoś tak
oszczędnie, co budziło w niej jedynie ironiczne odczucia.
Dziwiła się, że dała się namówić ojcu,
żeby tu przyjść. Pan Mizuhara ledwie chciał słyszeć o pomyśle, aby jego jedyna,
ukochana córka spędziła ten wieczór w towarzystwie muzycznej gwiazdy, o
wątpliwej reputacji.
Chcąc nie chcąc, ubrała się w jedną z
ładniejszych sukienek, jakie miała w szafie i uczesała się w eleganckiego
kucyka, który pasował do tutejszego klimatu, by przyjść do tej ekskluzywnej
restauracji. Muzyka klasyczna i sporadyczne, staroświeckie tańce imitowały
sylwestrową zabawę.
Miała ochotę strzelić sobie w łeb, gdy
młody Hakura zaserwował jej kolejny z jakże „błyskotliwych” żarów o
mitochondriom. No dobra, wiedziała, co to jest, ale nie oznaczało to jeszcze,
że będzie się z tego śmiać, że nie bawią jej inne, lepsze żarty.
Wtedy dostała sms od Rena. Było to dla
niej niczym swoiste wybawienie z niebios.
„Nie
zapomniałem o obietnicy. Ta noc będzie nasza”. Uśmiechnęła się po
odczytaniu wiadomości, a jej serce mimowolnie zabiło szybciej. Młody Hakura
opacznie zinterpretował rumieńce na twarzy dziewczyny, bo zaczął się do niej
przybliżać z kolejnym, nudnym wywodem, który miał ją zabawić, ale wtedy
poderwała się z krzesła ze słowami:
— Wybaczcie. Muszę do łazienki —
Porwała z oparcia zawieszoną torebkę i pognała w stronę korytarza, gdzie
znajdowały się toalety, odprowadzona przez zdziwione spojrzenia rodziców.
Odetchnęła z ulgą, znalazłszy się w
środku łazienki.
„Przepraszam,
że dopiero teraz. Nie miałam się jak wyrwać. Gdzie mamy się spotkać?”, odpisała
prędko, przygryzając nerwowo wargę. Chyba nigdy w życiu nie czuła się taka
podekscytowana. Nie pamiętała też, aby kiedykolwiek miała spędzić równie
ciekawy Sylwester. Prawda była taka, że wiodła nudne, spokojne życie córki
lekarza, której nigdy nie spotykało nic przyprawiającego o wzrost adrenaliny.
A teraz czuła się jak dziecko,
wyruszające ku przygodzie życia. Wkrótce dostała SMS’a. Ren podał jej adres
ulicy na której mieli się spotkać. Angelina wiedziała już, że to wymaga, aby
opuściła przyjęcie niezauważona przez nikogo. Nie wątpiła bowiem nawet przez
chwile, że ojciec zrobiłby wszystko, aby odwieść ją od możliwości spotkania z
Iwasao.
Na szczęście na korytarzu były pustki.
W sali obok rozbrzmiała kolejna, senna melodia skrzypiec i pianina. Coś
okropnego! Angelina z uczuciem ulgi opuszczała tą beznadzieją imprezę. Nie
miała zamiaru pozwolić, aby jej Sylwester przebiegł w tak okropny sposób. Nie,
kiedy całe jej ciało i dusza rwały się ku Renowi.
Zjechała windą na dół i otuliła się
szczelnie kurtką, którą odebrała od portiera budynku. Kiedy znalazła się już na
zewnątrz, poczuła na sobie dotyk lodowatego zimna. Niestety zimy w Tokio były
mało przyjemne.
W Sylwestra złapanie taksówki nie
należało do łatwych przedsięwzięć, ale udało jej się w końcu jedną z nich
zatrzymać. Miała w torebce trochę pieniędzy z kieszonkowego, które dawał jej
ojciec. Ulica na której Ren zarządził spotkanie była nieco oddalona od miejsca
przyjęcia, gdzie umierała z nudów, zatem musiała zapłacić niezłą sumkę za
podwiezienie jej do celu.
Podziękowała kierowcy i zatrzasnęła
drzwiczki samochodu. Z jej ust wydobywała się para. Pobiegła w stronę parku,
gdzie paliły się osobliwe latarenki. Dla jednych zimowa sceneria drzew mogła
wydawać się urokliwa, ale dla drugich uchodziłaby zapewne, jako upiorna. O tej
godzinie, w takim miejscu mogło się zdarzyć wiele tragicznych rzeczy, dlatego
Angelina wyjęła z torebki telefon, od razu dzwoniąc do chłopaka. Nie chciała
być w tej chwili sama, a w około nie widziała żywej duszy.
Odebrał.
— Ren? Gdzie jesteś? — spytała,
rozglądając się na boki.
— Alina… — Usłyszała jego nerwowy
głos, a potem dziwne szemranie. Od razu obleciał ją dziki strach. Wyobraziła
sobie grupkę anty-fanów chłopaka, którzy zaciągnęli go w jakiś zaułek, by tam z
premedytacją zlinczować.
— Ren? Co się dzieje? Słyszysz mnie?
REN! — Mówiła coraz głośniej, z coraz mocniej bijącym sercem. Przyśpieszyła też
kroku, zastanawiając się, gdzie powinna go szukać.
Wtedy ktoś złapał ją od tyłu za ramię.
Wrzasnęła dziko i odwróciła się z impetem. Była gotowa zaatakować napastnika
torebką, jakkolwiek wydawało się to dziecinne i bezskuteczne. Bo i cóż mogła
zdziałać marną kopertówką?
— Ren! Idioto! Przestraszyłeś mnie na
śmierć! — krzyknęła na widok stojącego przed nią Iwasao. Ręce wcisnął do
kieszeni spodni i miał debilny uśmiech przyklejony do warg. Wydawał się iście
zadowolony ze swego kawału.
— Miło wiedzieć, że tak się o mnie
martwisz — powiedział.
— Martwię? Myślałam, że cię porwano i
pobito! — Trzasnęła go torebką w ramię. Zaśmiał się i odskoczył lekko w tył.
— Ej, no bez przesady! — Pokręcił
głową — Masz zdecydowanie za bujną wyobraźnie.
— Sam mówiłeś, że masz tylu wrogów… —
Próbowała się usprawiedliwić. W sercu czuła się głęboko zażenowana własną
niedorzecznością, a zarazem tryskała szczęściem, mogąc być tak blisko niego.
— Jesteś wspaniała — Zamruczał cicho,
zbliżając się do niej. Następnie nachylił twarz i przyciągnął ją mocno do
siebie. Pozwoliła mu się pocałować, a ciepło jego ciała przyjemnie dotknęło jej
własnego, które od dłuższego czasu było skostniałe z zimna.
— Chcę wiedzieć, co będziemy robić tej
nocy — zażądała, odchylając głowę do tyłu, gdy okazało się, że pocałunki Rena
nie ustają.
W jego zamroczonych oczach powoli
wracała świadomość.
— Um… chyba wiele rzeczy…
niesamowitych rzeczy. — Roześmiał się, gdy jej ciało zareagowało lekkim
drżeniem. — Wiesz, że wyglądasz prześlicznie? — Zlustrował ją z góry do dołu
roziskrzonymi oczami.
Zarumieniła się.
— Właśnie wyrwałam się z eleganckiej i
mega nudnej imprezy, na której świetnie bawi się mój ojciec — wyjaśniła
sarkastycznie, zarazem mile połaskotana jego komplementem.
— Chyba potrafię to sobie wyobrazić —
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym złapał ją mocno za rękę. — Więc… pozwolisz
mi tej nocy na wszystko?
Popatrzyła na niego z udawaną nieufnością.
— A nie skończę przypadkiem w rzece?
— Skoro nie chcesz… — Wzruszył
ramionami, jakby ewentualnie był gotowy zrezygnować z tego typu rewelacji.
Wybuchła głośnym śmiechem, uderzając
go otwartą ręką w tors.
— No wiesz? Straszny głupek z ciebie!
***
Tej nocy miała nigdy nie zapomnieć.
Było wspaniale. Tak, jak to bywa na kartach romantycznych powieści lub w
filmowej scenie, gdzie wszystko wydaje się zbyt nierealne jak na rzeczywistość.
A jednak brała w tym udział. U boku chłopaka, którego nazywano Aniołem Japonii.
Faktycznie był aniołem, chociaż dla niej miało to zupełnie inny sens niż dla
reszty ludzi w tym kraju.
Spacerowali ulicami gwarnego miasta,
gdzie każdy lokal tętnił teraz własnym życiem. Ludzi w około była niezliczona
ilość. Śmiali się, krzyczeli, wygłupiali, robili rzeczy, które normalnie nigdy
nie stałyby się ich udziałem. Zupełnie, jakby nagle cała stolica oszalała,
przeistaczając się w wielką, niekończącą się imprezę.
Nowy Rok nie świętowano tutaj tak
hucznie jak Chiński Nowy Rok, ale to nie stanowiło żadnego problemu, by ta noc
stała się jedną z bardziej radośniejszych, jaką naród miał możliwość przeżyć.
Angelina czuła dłoń Rena mocno
obejmującą jej dłoń. To ciepło płynące z uścisku chłopaka, gdy spacerowali
wzdłuż ulic oświetlonych niezliczoną ilością lampionów. Z pobliskich
restauracji i cukierni dobywała się rozkoszna woń potraw i ciasteczek. Kupili dla
siebie po jednym. Duże, brązowe kulki, aż pękające od czekoladowego nadzienia,
które rozpływało się w ustach.
Otaczający ich ludzie wcale nie
rozpoznawali, że kroczy między nimi najprawdziwszy Anioł Japonii. Litry
wybornego sake i szampańska zabawa skutecznie zamroczyła ich umysł. Zresztą,
tej nocy wszystko wydawało się tak nierzeczywiste, że nikt nie wierzył zbytnio
w to, co widział. Czas płynął szybko, zdarzenia przewijały się jak na
przyśpieszonym filmie.
Na jednym ze straganów kupili dwa,
papierowe lampiony. Zamierzali w stosownym momencie puścić je ku niebu. Potem
zawędrowali do świątyni, gdzie złożyli bogom ofiarę z drobnych moment.
Potem Ren poprowadził ją w stronę
przystanku. Złapali jeden z autobusów; o tej porze było w nim pusto. Za szybą
przewijało się nocne Tokio, a oni stali oparci o metalowe filary pojazdu, za
które można było się trzymać, żeby nie upaść w trakcie jazdy. Patrzyli sobie w
oczy i uśmiechali się do siebie tajemniczo. Jakby byli posiadaczami sekretu,
którego treść jest znana tylko i wyłącznie im. W tych spojrzeniach był osobliwy
blask, głębokie przywiązanie do siebie, tworzące się między z nimi z każdą
chwilą. Bo ta noc miała w sobie coś niezwykłego, jakąś magię, która przybliżała
ich do siebie.
Byli tylko oni dwoje i nikt więcej.
Żadne Tokio, żadne wieżowce, żaden Sylwester, ani tłumy ludzi na ulicach, tylko
oni, trzymający się ukradkiem za ręce, i ten autobus mknący w mroku nocy w
nieznane.
Z ust Angeliny wydobył się cichy
śmiech, gdy lekko otarła się plecami o wypukłość filaru, ponieważ pojazd
nieostrożnie nią zakołysał. Ren porwał jej rękę i nachylił się nad nią.
Bliskość jego twarzy podziałała na dziewczynę porażającą siłą. Zwilżyła wargi
koniuszkiem języka. Oddech Rena musnął ją w twarz. Czuła, że go pragnie, bardziej niż mogłaby
przypuszczać. Każdy nerw w jej ciele informował ją o tym. Pragnęła go
chorobliwie, całą sobą, na wieczność!
Całowali się. Autobus przebywał swą
trasę, a oni całowali się bez tchu, zachłannie i dziko. Tak, jak nie robili
tego nigdy, tak jak nigdy nie odważyli sobie pozwolić.
Przed północą stali już na jednym z
mostów, skąd mieli widok na całe miasto. Na oświetlone wieżowce, tysiące
neonów, bijących od reklam z bilbordów. Za nimi słychać było huk
przejeżdżającego pociągu. Było tu cicho i intymnie, z dala od ludzi.
Obejmował ją czule ramieniem, a ona
chowała twarz w zagłębieniu jego szyi, chroniąc twarz przed zimnem wiatru.
Rozkoszowała się zapachem jego ciała, który rozpoznałaby już wszędzie, nawet z
zamkniętymi oczami, i marzyła, że ta noc nigdy się nie skończy. Że będą tu
razem zawsze, zawsze, zawsze.
Potem strzeliły petardy. Ze swojego
miejsca słyszeli, jak całe miasto wydaje jeden, wielki krzyk radości.
— Nowy Rok! Nowy Rok!
Niebo rozbłysło. Tysiące kolorów
wybuchło na ciemnym nieboskłonie i rozpadło się na drobinki iskier, które
zdawały się dosięgać ulic. Lustro wody odbijało ich światło, woda jakby
pochłaniała je do swego wnętrza tworząc obraz czystego piękna. Petardy
wybuchały jedna po drugiej, szybciej i szybciej, coraz gwałtowniej i niespokojniej,
radośnie witając nowy rok wraz z mieszkańcami Tokio.
Oczy Angeliny i Rena obijały ich
blask. Byli zachwyceni, obejmowali się i wiedzieli, że ta chwila już zawsze
będzie należeć do nich, że nikt im nie odbierze tego, co właśnie przeżyli i co
zapamiętają. Komórka Angeliny była wyłączona. Jeżeli ojciec spostrzegł jej
nieobecność i wszczął alarm poszukiwawczy, to wcale się tym nie przejmowała.
Wiedziała, że nie robi nic złego, że jest już prawie dorosła, że zasługuję na
tę odrobinę swobody, ponieważ całe życie odrzucała od siebie szaleństwo.
Ona i Ren, w tę noc, pod niebem
pękającym od fajerwerk, witający nowy rok… to było tak właściwe, tak oczywiste,
tak niepowtarzalne.
***
— Nie otwieraj oczu, dobrze? Jeszcze
tylko kawałek.
Pozwalała mu się prowadzić z ręką
przysłaniającą jej oczy. Uśmiechała się z dreszczykiem emocji na całym ciele.
Pod podeszwami butów skrzypiał śnieg, lodowate podmuchy wiatru przenikały w
głąb jej ubrań, przez kusą sukienkę, którą miała pod płaszczem. Ale nie czuła
zimna.
— Co ty kombinujesz, Ren? — spytała ze
śmiechem. Kilka razy omal się nie poślizgnęła, ale zawsze w porę ją łapał i
wtedy śmiali się oboje. Niczym beztroskie dzieci. Wokoło była cisza, nie
słyszała żadnego dźwięku, który pomógłby jej rozeznać, gdzie się znajdują.
Tylko czasem cicho szemrał wiatr.
Po tym, jak wysiedli z autobusu po
zakończeniu pokazu petard, Ren zrobił się tajemniczy i przejął całą inicjatywę,
a jej pozostało już tylko mu zaufać i poddać się jego działaniom. Najwyraźniej
miał dla niej jakąś niespodziankę.
— Jeszcze tylko kawałeczek. Spodoba ci
się — szepnął do ucha dziewczyny. Szła krok za krokiem, prowadzona przez niego
jak laleczka. Dziwne to było uczucie iść zarazem nic nie widząc, ale podobał
jej się dreszczyk niepewności, jaki towarzyszył temu doznaniu.
Nagle się zatrzymali. Ren zabrał dłoń
i mogła spojrzeć przed siebie. To, co zobaczyła zaparło jej dech w piersi.
Przed nią stał piękny, orientalny domek w stylu japońskim. Otulały go nagie,
zimowe drzewa, a prowadził do niego garbaty, czerwony mostek. Trzy latarenki
paliły się uroczo, znacząc kamienną dróżkę, a padający w ich blasku drobny
śnieg, tworzył bajkową aurę zimowej nocy.
— To dla ciebie — powiedział Ren z
zadowoleniem.
Początkowo odebrało jej ze wzruszenia
mowę. Przyłożyła dłonie do ust, wydając z siebie cichy zachwyt.
— Jest doskonały! — szepnęła z
niedowierzaniem, a potem spojrzała na chłopaka pytająco — Wynająłeś go?
— Należy do mnie — wyjaśnił z
uśmiechem — Kupiłem go rok temu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kiedyś mi się
przyda, ale pokochałem go od pierwszego wejrzenia. Tak jak ciebie. Na wiosnę
kwitną tu wiśnie. Z tyłu znajduje się ogród.
— To najcudowniejsze miejsce, jakie
mogłeś mi pokazać — Przytaknęła, obejmując go mocno — Wejdziemy do środka?
— Miałem taką nadzieje — Poprowadził ją
przez mostek do drzwi. Angelina miała wrażenie, że wkroczyła do świata Anime,
ponieważ otaczająca ją sceneria wydawała się nierzeczywista i zachwycająca.
W środku było ciepło, paliło się też
światło, co pozwoliło się jej domyślić, że komuś wcześniej zlecono wszystko tu
przygotować. Czekał na nich stół ze świecami i kolacją, którą ktoś ugotował,
chociaż w środku nie zastali nikogo.
Ren pomógł się jej rozpłaszczyć.
Oglądała uważnie każdy przedmiot, nie mogąc przestać się zachwycać. Za oknem
prószył śnieg, a na tyłach faktycznie znalazła uśpiony zimą ogród. Po wspólnej
kolacji, dość późno, zważywszy na porę, udali się do ogrodu i zapalili kupione
lampiony.
— Powiedz życzenie — poprosił Ren, nim
puścił oba ku niebu.
Angelina patrzyła z uśmiechem w
drgające pod lampionami światło i wypowiedziała przesyconym głębią uczuć
głosem:
— Niech już nigdy nic nas nie
rozdzieli.
— Tak, je też tego sobie życzę —
zgodził się, po czym wypuścił z rąk lampiony. Uniosły się one lekkim, tanecznym
ruchem ku niebu. Dwa, jasne płomienie dryfujące w dal, do niebios, gdzie miały
zostać spełnione ich pobożne prośby.
***
Na piętrze znajdowała się sypialnia.
Ren rozsunął drzwi, wpuszczając Angelinę do środka. Stanęła boso na środku
pokoju, czując lekki rumieniec wstępujący na jej twarz. W głębi duszy
wiedziała, że to może się zdarzyć, chciała tego, ale to nie zmieniało faktu, że
czuła również niepewność.
— Bardzo zmęczona? — Chłopak zagadną
ją swobodnie. Pokręciła głową, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy.
Po chwili jego palec dotknął jej
podbródka i uniósł go lekko ku górze, zmuszając tym samym, by przestała uciekać
wzrokiem.
— O co chodzi? Boisz się mnie? —
Usłyszała w jego głosie rozbawienie.
— Nie, ja tylko… — odezwała się cicho
— To mój pierwszy raz.
— Naprawdę? — Uniósł brwi — No cóż,
mój też.
Teraz to ona się zdziwiła. Popatrzyła
na Rena z niedowierzaniem.
— Ty? Anioł Japonii?
Usta chłopaka drgnęły w drobnym
uśmiechu.
— Mówiłem ci już kiedyś, że miałem
czternaście lat, gdy zacząłem karierę. Potem nie miałem czasu na miłości, ani
nawet na niezobowiązujące przygody. Może to wydawać się dziwne, ale… w moim
świecie nie ma czasu na nic, oprócz zarabiania fortuny.
Uśmiechnęła się. Była w stanie w to
uwierzyć. Nawet trochę się rozluźniła, chociaż wciąż obawiała się, że okaże się
nie dość dobra, że w jakiś sposób go rozczaruje. Oczywiście to był Ren, w jego
oczach widziała dość wyraźne uczucie, by wierzyć, że miał wobec niej szczere
zamiary. To, co czuła do niego, też wydawało się prawdziwe. Przynajmniej
najsilniejsze, czego doświadczyła w całym swoim życiu.
Ostatecznie sięgnęła ręką do pleców,
skąd rozsunęła samodzielnie zamek czarnej, prostej sukienki i pozwoliła jej
opaść wzdłuż jej nóg, na ziemie. Miała teraz na sobie jedynie bieliznę, ale o
dziwo, nie poczuła wstydu, gdy wzrok Rena prześlizgnął się po jej ciele.
Zdjął z siebie sweter i koszulkę.
Przysunął się do niej i ostrożnie ją objął. Jego wargi rozpoczęły czułą wędrówkę
od ust wzdłuż wgłębienia szyi, przesuwając się stopniowo po ramionach, aż do
miejsca, gdzie stykały się jej piersi.
Powoli ciało dziewczyny zaczęło
reagować na te pieszczoty. Początkowa niepewność ustępowała pod naporem
przyjemności, jaką jej sprawiał. Dotknęła rękoma jego nagiego torsu, badając
opuszkami palców każdy zarys idealnie wyrzeźbionego mięśnia. Ciało Rena było
gorące i napinało się pod dotykiem jej opuszków, jakby pod skórą wytwarzał się
prąd.
Podniósł ją do góry i
położył na łóżku, nakrywając ją całą swoim ciałem. Był cudownie rozgrzany i
cudownie pachniał. Jego włosy łaskotały ją miejscami, wywołując gęsią skórkę. Pragnęła
każdego jego dotyku i pocałunku. Miała w sobie ogień, który tylko on mógł
ugasić.
***
Powoli kończą mi się zapasy, więc trochę przykróciłam rozdział, żeby mieć nieco więcej do publikacji w przyszłości :) Pozdrawiam ciepło!
To było takie słodkie :) Ren i Angelina... Na początku bałam się, że nie uda im się spotkać, ale wyślizgnęli się z przyjęć :>
OdpowiedzUsuńWspaniałe uczucie. Znając życie, za niedługo pojawią się jakieś niechciane komplikacje :/ Nie chciałabym, aby ktoś, coś przerywało im ich sielankę, albo zerwało nić sympatii.
Bardzo lubię Twój styl pisania. Jest taki delikatny, przejrzysty i nie przeszkadza w czytaniu. Opisy sytuacji i odczuć bohaterów są świetne :> Dajesz czytelnikom możliwość utożsamienia się z nimi.
Z kolei coś czuję, że tatuś Angeliny będzie zły.
Ten magiczny spacer i pierwszy raz :))
Chciałabym już kolejny rozdział, więc życzę Ci weny i pozdrawiam
~Di
Zapraszam na nowy, zostaw coś po sobie ;)
korean-brother.blogspot.com
Chyba usunęłaś bloga, moja droga, bo go nie widać :)
UsuńNo nieźle... gdyby nie ta noga, to musiałby dłużej główkować, jak się stamtąd wyrwać. A tak to udało mu się bez problemu, heh.. Oby tylko nikt się nie dowiedział, że to była zmyłka,bo mógłby mieć kłopoty. Angelina też... jak jej ojciec odkryje jej zniknięcie, to będzie miała przerąbane, hahah. Gdyby jeszcze wiedział, że poszła z Renem do łóżka, łooo, hahaha... Ale mimo wszystko cieszę się, że mogli spędzić ten czas razem. Chociaż trochę przykre, że nawet w Sylwestra musieli się wymykać, by pobyć ze sobą. Ech... przed nimi pewnie jeszcze kilka utrudnień, ale mam nadzieję, że jakoś dadzą sobie radę i rzeczywiście nic ich nie rozdzieli. Jestem ciekawa, co na to producent. Jak ich związek się wyda, to gość pewnie będzie wkurzony, bo przecież taka zwykła dziewczyna nie pasuje do wizerunku Rena.
OdpowiedzUsuńObydwoje meczyli się na tych nudnych przyjeciach, czekając na okazje, by jak najszybciej opuścić te miejsca. Na szczęście Ren w końcu wpadł na pomysł z noga przy okazji zabierając ze sobą brata. W przypadku Angeliny jej ojciec będzie raczej niezadowolony, ale dziewczyna ma to w nosie bo dzięki temu spędziła cudowny czas z Renem. Chłopak ją też niezle wystraszył haha, ja sama pomyślałam, że coś się stało i z ich spotkania nic nie wyjdzie. W swoim towarzystwie spędzili piękne chwile i ta końcówka. To ich pierwszy raz i muszę przyznać ze w szoku jestem,iż Alina nie stchorzyla. Niesamowity rozdział <3 Czekam na nowosc. Pozdrawiam: *
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się nadrobić rozdział. Powiem Ci, że dużo przyjemniej czyta się krótsze rozdziały. To ogromny plus dla osób z ograniczonym czasem (takimi jak ja xD), dlatego po cichu liczę na skrócenie rozdziałów. No, ale decyzja należy do Ciebie :).
OdpowiedzUsuńOmo! Ja z reguły jakoś nie świętuje Sylwestra, ale zarówno chłopakom z zespołu, jak i Angelinie współczuje takich nudnych przyjęć. Naprawdę nie wiem, jak ktokolwiek może się świetnie na nich bawić, ale jak widać tacy ludzie też istnieją. Cóż... Super, że nasi bracia zaczęli się całkiem nieźle dogadywać i Ihyia ocalił brata od nudy. Podobają mi się jego docinki odnośnie zakochania Rena haha xd. Szkoda tylko, że Iro został na pastwę tych nudnych ludzi... No, ale jakaś dziewoja się wokół niego zakręciła i już zapomniał o kumplach xd.
Ta... wybranek ojca Angeliny coś kompletnie nie przypadł do gustu Angelinie. Tak bardzo mi przykro z tego powodu haha xD. Nie dziwię się, że dziewczyna miała dość jego towarzystwa. Na szczęście Ren wyratował ją z opresji, choć trochę pieniędzy ją to kosztowało. Myślę, że to jednak niewielka cena za możliwość spędzenia tak wspaniałych chwil u boku tego chłopaka. Muszę przyznać, że atmosfera między nimi jest naprawdę cudowna i ja również nie chcę, by cokolwiek ich rozdzieliło.
Nie wierzę! Dla Rena to również był pierwszy raz?! Omo, ale Angelinie sie trafiło! Musi być naprawdę szczęśliwa, że jest pierwszą prawdziwą miłością swojego ukochanego i PIERWSZĄ kobietą, z którą posunie się tak daleko. Nie ma co wątpić w to, iż ta noc na zawsze pozostanie w ich pamięci ;).
Rozdział super. Idę czytać kolejny <3.