Akido snuł się jak cień po szpitalnym
korytarzu. Sterylny zapach podłóg przyprawiał go o ból głowy. A może to z
powodu nerwów?
Niedaleko stąd, na sali operacyjnej
przebywał Ren. Mężczyzna wciąż niedowierzał, że raptem dwie godziny temu
odebrał najdziwniejszy telefon swojego życia.
Był wtedy jeszcze w pracy. Załatwiał
kontrakt na reklamę najnowszego modelu komórkowego. Sukces oznaczałby, że to
właśnie członkowie New York City promowaliby nowy gadżet. Sama firma
elektroniczna była zainteresowana współpracą. Zarobiliby niezły kawałek szmalu.
Właśnie wtedy zawibrował jego telefon.
Akido nie miał zamiaru odebrać. Nigdy nie odbierał podczas ważnych czynności,
ale wówczas coś go tchnęło. Kiedy zobaczył na wyświetlaczu Rena wiedział już,
że będzie żałował tej rozmowy. Wcale się nie pomylił.
— Ren? Wiesz, która jest godzina?
— Nie udawaj, że śpisz.
— Co się dzieje? Dlaczego masz taki
dziwny głos? — Akido zerwał się z krzesła jak oparzony.
— Zostałem napadnięty. Potrzebuje
pomocy.
— Że co?! — Menager mimowolnie
krzyknął. — Gdzie jesteś?
— Przy moście „Rainbow” w dzielnicy
Minato.
— Trzymaj się. Już tam jadę.
Akido porwał w biegu kurtkę z oparcia
krzesła. Jeszcze nigdy nie gnał samochodem tak jak wtedy. Złamał chyba
wszystkie przepisy ruchu drogowego, ale wtedy liczył się tylko Anioł Japonii.
Mężczyzna już wyobrażał sobie kolejną sensacje z udziałem Rena. Nie mógł do
tego dopuścić, ale wiedział też jedno – nie tylko dlatego tak bardzo się bał.
Martwił się. Jakkolwiek nie chciał dopuścić do siebie tej myśli, gdzieś na dnie
duszy był świadom, że to prawda. Traktował Rena jak syna.
Znalazł go pod mostem. Chłopak leżał
samotnie. Wyraz jego twarzy zdradzał ogrom bólu, który odczuwał. Akido
rozważał, czy wezwać karetkę, ale ryzyko było zbyt wielkie. Ostatecznie
zapakował Rena do samochodu i sam zawiózł go do szpitala.
A teraz krążył w tę i we tę, co rusz
zerkając na zegarek. Dlaczego operacja tak długo się przeciąga? Nie potrafił
zrozumieć, co Ren robił w środku nocy w tak odludnym miejscu. Historyjka z
napadem jakoś nie trzymała się kupy, zwłaszcza, że dziwnym trafem ucierpiała
tylko noga. Reszta ciała nie nosiła żadnych śladów pobicia.
Tym razem nie zamierzał bawić się w
anonimowość. Rena przyjęto do szpitala bez zbędnego kombinowania. Za chwilę
prasa o wszystkim się dowie, ale dla Akido jakoś nie miało to znaczenia. Już
nie.
W samochodzie, w drodze do szpitala,
wioząc poszkodowanego Anioła Japonii, uświadomił sobie, że brzydzi się samego
siebie, że nie jest człowiekiem, który z dumą spojrzałby na własne odbicie.
Co on do cholery wyprawiał? Dlaczego
nie wezwał karetki? Wtedy zrozumiał, że już dłużej nie może postępować w ten
sposób. Cokolwiek powie na ten temat pan Yamamoto, Akido postanowił słuchać
sumienia.
Nie był już tą samą osobą, która rok
temu domagała się przyjęcia anonimowo Rena do szpitala, która postawiła na szli
jego zdrowie i przeciągała agonie bólu tylko po to, by uchronić jego wizerunek.
Teraz grał w otwarte karty i czuł się z tym tak dobrze, jak nie czuł się od
wielu lat.
Nagle dostrzegł idącego w jego stronę
lekarza, który zdjął z twarzy maskę ochroną.
— Operacja się udała. Kość powinna za
jakiś czas zrosnąć się prawidłowo.
Akido odetchnął z ulgą, a zarazem
strapił się. Noga mogła się zagoić, ale było pewne, że Ren już nigdy nie będzie
sprawnie tańczył i zastanawiał się, czy nie właśnie o to Renowi chodziło.
***
Tydzień
później.
— Zabije cię! — Pan Yamamoto miażdżył
Rena gadzim spojrzeniem. W tamtej chwili wyglądał, jakby naprawdę umiał kąsać,
a jego kły miały zdolność wstrzyknąć jad pod skórę człowieka.
Ale Ren nie odczuwał strachu. Siedział
w szpitalnym fotelu, z zagipsowaną nogą wyciągniętą przed siebie. Niczego nie
żałował.
— To koniec. — Wzruszył ramionami. —
Już nic dla pana nie mogę zrobić.
— Zniszczę cię! Pozwę do sądu! Trafisz
do więzienia, ty pieprzony szczylu! Synu małpy! — Mężczyzna rzucał się w szale
gorączki. Jego szyja pulsowała nabrzmiałymi żyłami, oczy były przekrwione, a
nozdrza rozchylały się szaleńczo pod wpływem spazmatycznie wciąganych oddechów.
— Myślisz, że nie wiem, że zrobiłeś to specjalnie?!
Ren posłał panu Yamamoto chłodne
spojrzenie.
— Nic, absolutnie nic nie może pan
zrobić w tej sytuacji.
— Naruszyłeś kontrakt! Wisisz mi teraz
grube miliony! — Rozległ się wrzask.
— W tym wypadku kontrakt okazał się
pana zgubą. — Ren czuł satysfakcje wypowiadając te słowa. Z rozkoszą patrzył
jak z twarzy producenta odpływa kolor. — Doznałem trwałego uszczerbku na zdrowiu,
a jeżeli to stoi na przeszkodzie, by wywiązać się z umowy, to jest ona
automatycznie anulowana bez ponoszenia odpowiedzialności. Tym razem badania
lekarskie stanowczo potwierdziły, że moja noga już nigdy nie odzyska dawnej
sprawności, a to oznacza, że mogę legalnie i bez winy zerwać naszą umowę. Nie
powinno być to nic zaskakującego, skoro sam pan rozważał, by mnie na kogoś
wymienić.
Pan Yamamoto otworzył usta, by coś
powiedzieć, ale natychmiast je zamknął. Jego oczy ciskały piorunami. Dygotał z
wściekłości i dał upust swojemu gniewowi uderzając pięścią w ścianę.
— Udowodnię, że zrobiłeś to
specjalnie! Zniszczę cię, popaprańcu! Zniszczę, słyszysz?! Tylko ja mogę
zdecydować kiedy odejdziesz! Tylko ja! Nawet, gdybym wymienił cię na tuzin
innych wokalistów, wciąż należysz do mnie, do wytwórni! Nigdy nie pozwolę ci
odejść!
— Nudzi mnie słuchanie o tym w kółko.
— Ren prychnął ostentacyjnie. — Na pana miejscu dobrze bym się zastanowił, czy
warto to robić. Ani prasa, ani fani nie przyjmą ciepło wiadomości, że wytwórnia
prześladuje Anioła Japonii, który poważnie cierpi tylko dlatego, że został
naruszony kontrakt. W jakim świetle to postawi pański biznes? Chce pan pokazać
krajowi swoją prawdziwą, rządną zysku twarz?
Mężczyzna wydał z siebie dziki wrzask.
Ren nigdy nie słyszał czegoś równie psychodelicznego, ale taki właśnie był
rzucający się przed nim człowiek. Czuł ulgę, że zdołał się od niego uwolnić.
— Przysięgam, że kiedyś tego
pożałujesz! Dotrzymam słowa! — Producent krzyknął w jego stronę ogłuszająco, by
szaleńczo opuścić salę, w której rozmawiali.
Kiedy zniknął za drzwiami, Ren
odetchnął z ulgą i głębiej zapadł się w fotel. Nigdy nie sądził, że uda mu się
stoczyć tak decydującą walkę i do tego zwyciężyć. Ale tego właśnie dokonał.
Raz na zawsze uwolnił się od pana
Yamamoto, od bycia zabawką przemysłu rozrywkowego. Był wolny, naprawdę wolny.
***
Drzwi rozsunęły się i do sali wszedł
Akido. Ren oderwał wzrok od okna, za którym rozpościerał się widok na
zachodzące słońce. Nigdy nie czuł tak błogiego spokoju, jak właśnie wtedy.
— Podziwiam cię — odparł cicho
menager.
— Nie wiem, o czym mówisz.
— Udało ci się przechytrzyć bestię. —
Akido uśmiechnął się pod nosem. — Dałeś sobie złamać nogę, by zyskać wolność.
— Do niczego się nie przyznam. — Ren
popatrzył na niego spokojnie.
— Nie mam zamiaru cię do tego zmuszać.
Prawdę mówiąc, ja… jestem szczęśliwy, że to zrobiłeś. Ten rok… on był naprawdę
piekłem dla ciebie. Afera z Rikuto, złamana noga, poszukiwania nowego lidera w
zespole, proces przeciwko Rikuto, a potem ten skandal z Angeliną. — Akido
zachował ostrożność przy wypowiadaniu ostatnich słów, obserwując jak ciało Rena
się napina.
— Nie chcę o niej słuchać.
— Musisz coś wiedzieć. — Mężczyzna
zbliżył się o krok do chłopaka. Ten spojrzał na niego pytająco.
— Tak?
— Angelina… ona… została zmuszona, by
skłamać przed prasą.
— Przyjęła pieniądze. Sam widziałem. —
Ren wykrzywił sarkastycznie usta. Wspominanie to wciąż sprawiało mu ogrom bólu.
— Przyjęła je, żebyś uwierzył, że to
zrobiła. Yamamoto ją do tego zmusił. Zagroził, że w przeciwnym razie, wsadzi
cię do więzienia.
Ren, gdyby mógł, poderwałby się na
równe nogi. Zamiast tego wykonał niespokojny ruch w fotelu. Przypomniał sobie,
jak pan Yamamoto sam wygadał niechcący coś podobnego.
— To prawda? — Wolał się upewnić.
— Tak. — Akido ze skruchą spuścił
wzrok. — Nigdy by cię nie zdradziła, gdyby nie została zaszantażowana. Ratowała
twoją skórę, Ren. Mówię ci to, ponieważ teraz nic nie stoi na przeszkodzie,
żebyś ją odnalazł.
— Brałeś w tym udział! — Ren spojrzał
wściekle na menagera. — Masz aż tak zimne sumienie!? Byłeś gotowy zniszczyć mi
życie, byle tylko zachować w sekrecie prawdę o mnie i o Nanie!? Kim ty do
cholery jesteś!?
— Masz prawo być wściekły. Nie
oczekuję przebaczenia. — Akido wciąż nie podnosił wzroku z posadzki. Z pokorną
przyjmował złość podopiecznego. — Teraz mówię ci prawdę. Potraktuj to, jako
słabe zadośćuczynienie.
— Wyjdź! Nie chcę cię widzieć! Wynoś
się! — Ren wskazał palcem na drzwi, nie mogąc znieść widoku menagera. Może za
jakiś czas uda mu się przebaczyć, ale jeszcze nie teraz.
Teraz myślał tylko o Angelinie, o
tamtej kłótni w ogrodzie i potarganych pieniądzach, o tym, że pozwolił jej
odejść, nienawidząc jej.
***
Dwa
miesiące później.
Na pierwszy rzut oka wydawała się
najnormalniejszą dziewczyną pod słońcem. Może lekko nieśmiałą, ale na
Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles nie brakowało takich osób. Nie była
jedyna.
Dzieliła akademicki pokój z równie
nudną współlokatorką co ona. Dogadywały się, rozmawiając ze sobą sporadycznie.
Większość czasu pożytkowały w bibliotece bądź na mieście, gdzie Angelina snuła
się bez celu po słonecznych deptakach, zatrzymując wzrok na witrynach
sklepowych, za którymi nic nie było w stanie ją zainteresować.
Należała jednak do klubów studenckich,
udzielała się w wolontariacie. Na wakacje planowała wyjazd do Kenii razem z
grupą ochotniczą, by pomagać biednym rejonom państwa nieść powiew medycyny.
Na wykładach była aktywna.
Uczestniczyła w wielu projektach, a czasami wychodziła ze znajomymi do klubów.
To pozwoliło jej wtopić się w typowo studencką rzeczywistość. Pozostać obojętną
dla plotek i dociekań.
Ale w środku była usychającym kwiatem.
Spragnionym wody, którą amerykańska ziemia nie potrafiła napoić. Dręczonym
nocami napływem pełnych wspomnień snów o Aniele, który co rusz upada i łamie
nogę. Przeszywanym w najmniej oczekiwanych momentach ostrzem tęsknoty, chęci
powrotu i naprawienia błędów, które zostały w Japonii.
Była kwiatem, który czekał na to, co
nigdy nie nadejdzie.
Za kamuflażem normalnego życia wygasała
w niej ostatnia nadzieja, że kiedyś jeszcze go zobaczy.
***
Morze fanów. Pomachał do nich z wysokości
schodów. Japonia była w żałobie. Trochę go to śmieszyło, trochę przerażało.
Nastoletnich obywateli ogarnęła czarna rozpacz niczym w dniu tragedii, kiedy
giną dziesiątki osób.
Zebrali się teraz przed domem
wytwórni, gdzie rezydował razem z zespołem przez ostatnie lata. Poprzez
transparenty i okrzyki próbowali pokazać mu jak bardzo go kochają. Rozpaczali,
że nie może powrócić do śpiewania, przeklinali anonimowego napastnika, który
zaatakował go tamtej nocy pod mostem „Rainbow”. Nie dociekali co tam robił.
Byli tu i okazywali mu swoje wsparcie.
Patrząc na nich widział dzieciaki,
które ubóstwiały go ponad wszystko, a wśród nich również tych, którzy nienawidzili
go z całego serca. Byli baterią napędzającą cały jego chory świat, nieświadomi,
że to przez nich nigdy nie poczuł się naprawdę dobrze w muzyce.
A jednak kochał ich na swój sposób.
Uśmiech, który im posyłał był w ostateczności pierwszym szczerym uśmiechem,
jaki podarował fanom od czasu debiutu New York City.
Niektóre twarze rozpoznawał, co
wydawało się absurdalne. Te same grupy klubów fanowskich, te same dziewczyny,
piszczące na jego widok. Były wszędzie tam, gdzie on, śledziły każdy jego krok
niczym cień podążający za ciałem. Czasami miał ich dosyć, pragnął wymazać je ze
swego życia. Teraz dostrzegał ich maniakalną wierność, ogromne przywiązanie.
Miał wyrzuty sumienia, że zostawia ich
wszystkich w ten sposób. Zapewne muzyka zapamięta go na długo, fani również
będą wspominać go przez jakiś czas, ale wszystko, z biegiem lat ulegnie
zatarciu. Ktoś inny zyska miano Anioła Japonii, ktoś inny zyska potęgę i
przekleństwo ich uwielbienia.
Ren schodząc po schodach, w asyście
ochroniarzy, do czekającego samochodu wiedział, że dla niego ten czas dobiegł
już końca. Oderwał z pleców białe skrzydła, opuścił Krzywe Niebo.
Anioł Japonii przemienił się w
człowieka. Wreszcie.
***
— Alina, do zobaczenia wieczorem! —
Skyler, wysoka blondyneczka o słodkich, orzechowych oczach wsiadła do
sportowego auta i pomachała na pożegnanie.
Angelina odwzajemniła gest i poprawiła
na ramieniu torbę, uginającą się pod ciężarem opasłych tomów. Medycyna nie była
łatwym kierunkiem. Niczego nie dało się wykuć, każdy termin należało rozumieć.
W przyszłości przecież w jej rękach będzie znajdować się ludzkie życie.
Weszła przez dwuskrzydłowe drzwi na
teren uniwersytetu. Marmurowe podłogi, szerokie korytarze i gablotki szczycące
się zdobyczami uczelni nadawały temu miejscu uroczystej surowości.
Studenci chadzający tędy na co dzień
nie byli laikami, ale zdobywcami prestiżowych stypendium bądź dziećmi zamożnych
rodzin. Jedno było pewne – każdy tutaj poważnie myślał o przyszłości.
Angelina przywitała się z woźnym,
który codziennie szorował tutejsze podłogi punkt ósma rano. Był spracowanym
człowiekiem w szarym uniformie, którego uśmiech potrafił rozweselić nawet
najbardziej pochmurny dzień, chociaż tych w Kalifornii nie było zbyt wiele.
Do zajęć pozostało jeszcze kilka
minut. Sięgnęła po komórkę i połączyła się z siecią. Od wielu dni szalała z
niepokoju, kiedy tylko wyczytała o poważnym stanie zdrowia Anioła Japonii i
definitywnym zakończeniu przez niego kariery.
Tamtego wieczoru, gdy dowiedziała się
o tym pierwszy raz, nie mogła powstrzymać łez. Z jakiegoś powodu uważała, że to
jej wina. Gdyby potraktowała go inaczej być może Ren nie pakowałby się w
kłopoty.
Cóż jednak mogła zrobić? Zadzwonić do
niego? Doskonale pamiętała ten dziwny okres, kiedy próbowała wytłumaczyć mu,
dlaczego nie przyszła się pożegnać pod koniec obozu. Wtedy również miotała się
sama ze sobą, pragnąc być z nim, wspierać go, a zarazem nie mogła mu ofiarować
tego, co chciała.
Oglądała teraz jego zdjęcia wśród
tłumu fanów. Jego uśmiech był łagodny i spokojny. To ją pokrzepiło. Cokolwiek
się stało, Ren wyglądał na zadowolonego. Skoro kontrakt z wytwórnią został
anulowany to może w końcu zyskał upragnioną wolność?
Chłonęła głodnym wzrokiem rysy jego
twarzy, oprawę oczu i kształt ust. Zarys nosa i linię żuchwy. Potem ramiona
napięte pod materiałem czarnej koszulki. Pasma brązowych włosów opadających na
czoło. Pamiętała czasy, gdy była tak blisko niego, iż mogła je odgarnąć i
poczuć pod palcami ich miękki dotyk.
Tęsknota prawie rozerwała jej serce.
Co miała zrobić, by o nim zapomnieć? Dokąd się udać? Jakie lekarstwo zażyć?
Dlaczego żyła pełnią życia, a zarazem czuła się martwa? Żaden sukces nie miał
znaczenia, kiedy brakowało jej najważniejszej osoby.
Przymknęła oczy i odsunęła głowę w
tył, aż oparła ją o chłodną ścianę. Już nie miała siły z tym walczyć. Uczuć nie
dało się stłumić, wspomnień wymazać, a serca oszukać.
Kochała go. I być może nigdy nie
przestanie. Ta miłość będzie towarzyszyć jej we wszystkich czynnościach dnia.
Nigdy się od niej nie uwolni. Nie chciała tego nawet.
Wtedy usłyszała skrzyp otwieranych
drzwi. Echo czyiś kroków odbiło się wyraźnym dźwiękiem na posadzce. Ogarnęło ją
dziwne przeczucie. Bała się otworzyć oczy, by je zmącić, ponieważ napawało ją
nadzieją oczekiwania.
Kroki zatrzymały się, a na korytarzu
nastała cisza, Angelina poczuła jak całe jej ciało wibruje. Skąd się to wzięło?
Otworzyła oczy. Myślała, że kolejny
raz śni, ponieważ go zobaczyła. Stał tuż przed nią w lekkim rozkroku, z
kciukami zaczepionymi o brzegi kieszeni spodni. Wyglądał oszałamiająco jak
zwykle, ale tym razem nie dzięki scenicznej stylizacji. Był piękny, ponieważ
coś w jego życiu się zmieniło. Gdzieś zniknął poprzedni smutek i zmęczenie,
zniechęcenie kolejnym dniem.
— Sądziłaś, że to koniec? — Ugięły się
pod nią nogi, kiedy w korytarzu rozbrzmiał jego głos. — Myślałaś, że więcej
mnie nie zobaczysz?
Bez słowa, za to ze łzami w oczach
przytaknęła. Zbliżył się do niej. Już z daleka poczuła słodki zapach jego
ciała, ale wciąż nie miała odwagi poruszyć się i zmącić snu.
— Brzydka z ciebie kłamczucha, Alina.
— Uśmiechnął się łobuzersko. — I szalenie odważna. Chciałaś, żebym cię
znienawidził, ale to niemożliwe.
— Co z twoją nogą? — Jakby nie słysząc
jego słów, spojrzała na nogę chłopaka. Była wsunięta w szynę. Dlatego stawiał
tak głośne kroki, lekko utykał.
— Biedaczka jest złamana. Wciąż się
goi i boli jak cholera — odpowiedział, śmiejąc się kpiąco. — Musiała się
poświęcić. Nie jest mi jej szkoda, bo spójrz gdzie jestem! — Wskazał ręką cały
korytarz. Nie odrywał od Angeliny wzroku, chłonąc jej twarz z utęsknieniem.
— Śnię? — Odważyła się w końcu
zapytać. Wtedy złapał ją za rękę. Czuła to! Czuła ten dotyk i czuła to ciepło!
Istniał!
— A jak myślisz?
— Że jesteś prawdziwy, ale jak to
możliwe?
— Kontrakt jest nieważny, Alina.
Jestem wolny, mogę iść gdzie zechcę i robić co zechcę. A w Ameryce nikt nie ma
pojęcia kim jestem. — Roześmiał się szczęśliwy. — Chodzę swobodnie po ulicach i
nikt mnie nie zaczepia.
— Przepraszam. — Popatrzyła na niego
ze smutkiem. — Te pieniądze, ja nie chciałam. To wszystko musiało tak wyglądać.
— Cicho, ja wszystko wiem! — przerwał
jej. — Dlatego tu jestem, nie rozumiesz? Nie pozwolę ci już nigdy odejść.
Przysięgam.
Uśmiechnęła się przez łzy. Ten sen nie
mijał, musiał zatem być prawdziwy. Powoli się do tego przekonywała.
— Więc wybaczyłeś mi?
— Już dawno. — Skinął głową, by
następnie delikatnie pogładził ją po policzku.
— A co z Naną?
— Mieliśmy oficjalne rozstanie trzy
dni temu. To koniec. Tamten świat już zostawiłem za sobą.
— I zjawiłeś się tu — zauważyła z
oszołomieniem.
— By cię odnaleźć. Bałem się, że cię
nie znajdę, że ukryłaś się gdzieś przede mną. — Mówił szybko. — Ale na
szczęście jesteś.
— I co teraz będzie? Z nami? — Chciała
wiedzieć. Już się domyślała, ale potrzebowała to usłyszeć prosto od niego. W
piersi czuła napełniającą ją radość.
— Zostanę tutaj, u twego boku —
odparł, jakby to była oczywista rzecz. Roześmiała się cicho. Stanęła na
palcach, a potem zarzuciła mu ręce na szyję.
— I bardzo dobrze, bo już więcej nie
zamierzam cię stracić — powiedziała stanowczo, by następnie go pocałować.
Utonęła calutka w jego ramionach i
obsypywała go pocałunkami, gaszącymi jej wielotygodniową tęsknotę i rozpacz.
Anioł sfrunął do niej z bardzo wysoka.
Był trochę okaleczony, za to jakże szczęśliwy!
Prawie słyszeli odfruwające
w dal inne anioły, łoskot zatrzaskującej się za nimi bramy. Wiedzieli to. Byli
pewni. Już nigdy więcej nie powrócą do Krzywego Nieba.
THE END.
***
Opowiadanie już dobiegło końca. Było dość długie w porównaniu do Księcia z Piekła Rodem czy Serca Morza. Mimo wielu upadków weny i nieraz zlej jakości niektórych rozdziałów cieszę się, że udało mi się napisać tę historię, a jak wspominałam na początku jest to historia odgrzana, gdyż pisałam ją pierwszy raz mając 12 lat i zawsze chciałam odtworzyć ją na nowo, w nieco bardziej przemyślanej formie. Przepraszam Was za wszystkie błędy i potyczki. Staram się pisać coraz bardziej poprawnie, ale nie zawsze mi to wychodzi tak, jakbym sobie życzyła. :) Mam też nadzieje, że takie zakończenie Was zadowala. Po smutnej końcówce Księcia z Piekła Rodem postanowiłam nie psuć już związku Angeliny i Rena. A musicie wiedzieć, że pierwotna wersja miała smutne zakończenie, które potem miało swoją kontynuacje w drugiej części pt. "Krzywe drogi". Niestety nie planuje kontynuować "Krzywego Nieba" dlatego postanowiłam dać tu dobre zakończenie. :) Dziękuje, że byliście ze mną!
W szczególności chciałabym podziękować:
Cześć:)
OdpowiedzUsuńByłam z tym opowiadaniem od samego początku, ale nie komentowałam. Lecz teraz, gdy dobiegło ono końca postanowiłam naskrobać parę słów.:)
Pokochałam twoją historię. Historię Rena i Aliny, którzy mimo przeciwności losu jednak wywalczyli swoje szczęście. Razem z nimi się śmiałam, razem z nimi płakałam. Twoje opowiadanie zajęło kawałek mojego życia, jak i serca.
Dziękuję ci za twoje pisanie i talent.
Mam nadzieję, że kolejna historia wyjdzie spod twojego pióra i ponownie będę mogła wyczekiwać na rozdział, aby gdy go zobaczę ponownie zagłębić się w świat twoich bohaterów i wykreowanego przez ciebie świata.:)
Pozdrawiam!
Miło wiedzieć, że miało się o czytelnika więcej <333 Chcę Ci bardzo podziękować nie tylko za to, że czytałaś, ale również, że postanowiłaś dać o sobie znać, co sprawiło mi ogromną radość. Mam nadzieje, że w przyszłości będziesz odzywać się częściej, a nowe opowiadanie przypadnie Ci do gustu. :) A każde miłe słowo od Ciebie zachowam głęboko w moim sercu. W chwilach zwątpienia będę sobie o nich przypominać ^^
UsuńPozdrawiam!
Mogę obiecać, że pojawiać się będę. Już czekam na kolejne twoje opowiadanie:)
UsuńMam nadzieję, że chwil zwątpienia będziesz mieć, jak najmniej, a najlepiej wcale. Mimo to, cieszę się, że w takich przypadkach moje słowa mogą pomóc.
Pozdrawiam jeszcze raz i tak, jak pisałam, czekam na pierwszy rozdział nowej historii:)
Jestem totalnie oczarowana zakończeniem tej historii. Jest idealnie <3 Ren poświęcił swoją nogę, dzięki czemu uwolnił się od niewolniczego kontraktu i wytwórni. Chłopak dopiero wtedy odżył, co nawet przyznał mu menadżer, który ucieszył się, że Renowi udało się powrócić do zwyczajnego życia. Powiedział mu o sprawie Aliny, na co chłopak postanowił znów o nią zawalczyć.
OdpowiedzUsuńTrochę szkoda mi fanów, bo na pewno musieli to mocno przeżyć, gdy ich Anioł Japonii zrezygnował z kariery, ale z czasem to zrozumieją, bo przecież najważniejsze jest jego szczęście?
Urocza była scena, gdy Angelina rozmyślała o Renie, a tu nagle się pojawił. Jaką radość musiała czuć ta dziewczyna, zwłaszcza gdy wyznał, że zamierza zostać u jej boku. Na takie zakończenie właśnie czekałam. ;D
To ja dziękuję, że dałaś mi możliwość przeczytania tej wspaniałej historii <3 I jestem niesamowicie uradowana, że kolejne opowiadanie będzie o Woo Binie, którego uwielbiam! Niecierpliwie czekam i gratuluję kolejnej ukończonej historii. Pozdrawiam! ^^
Koniec... ;c Szkoda, że nie zamierzasz tego kontynuować, ech. Ale tyle dobrze, że szczęśliwie zakończyła się ta historia. :) Podziwiam Rena, że zdecydował się na coś takiego, by tylko uwolnić się od kontraktu. Nigdy bym nie pomyślała, że Rikuto tak bardzo mu pomoże, heh. Hahahahaha, chciałabym widzieć minę Yamamoto, gdy dowiedział się o złamanej nodze, hahaha. ;d Zaskoczyła mnie zmiana w Akido. ;) Ale dzięki niemu Ren poznał prawdę o Angelinie. :) Hahahahaha, w ogóle dobrze, że fani nie wiedzą, jak Ren złamał nogę, bo by mu żyć nie dali pewnie, hahaha. ;d No to czekam na kolejną historię <33
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam wcześniej, ale dopiero teraz znalazłam chwilę, by go skomentować :).
OdpowiedzUsuńNie potrafię wyobrazić sobie ile cierpienia przeszedł Ren przez tą cholerną nogę. Musiał posunąć się tak daleko, żeby uwolnić się od tego chorego świata jakim jest show-biznes.
Yamamoto to naprawdę podły facet, któremu zależy tylko i wyłącznie na pieniądzach. Nie mogłam uwierzyć, że w taki podły sposób potraktował głównego bohatera. Niby wiedziałam, że za wszelką cenę chce zatrzymać przy sobie Rena, ale to z jaką furią do niego wrzeszczał w szpitalu było nie do pomyślenia. Na szczęście Ren pozostał nieugięty i odzyskał swą wolność, żegnając się raz na zawsze z tym okrutnym światem, którego tak bardzo nienawidził.
Nic dziwnego, że Angelina przez cały ten czas miała poczucie winy. Oszukała mężczyznę, którego kochała najbardziej na świecie. Musiała się rozstać z kimś, kto był dla niej naprawdę ważny. Snuła się niczym cień po uczelni, ale na szczęście Ren po dowiedzeniu się prawdy przyjechał do niej. Stanął w progu niczym Anioł Japonii i wszystko skończyło się happy endem. Mam nadzieję, że tym razem naprawdę nic ich nie rozdzieli.
Zakończenie przepiękne. Dziękuję Ci za napisanie tej historii i gratuluję dokończenia kolejnego opowiadania. Życzę weny i pozdrawiam <3.
Ach, zapomniałam! Bardzo Ci dziękuję za takie wyróżnienie pod koniec rozdziału <3.
UsuńJAKI SZABLON! *______________*.
OdpowiedzUsuńTylko że na zdjęciu jest Lily Collins, a nie Nina :D.
UsuńWiem, że to Lily :)
Usuń