Odcinek 2: Bliźniaczka Frankensteina.

— He? Co mam zrobić? — Shin Ya poderwała się z kanapy jak oparzona wrzątkiem. W drobnych oczach pojawiło się przerażenie.
— Nie unoś się gniewem. — Prezes Park popatrzył na córkę deprymująco, siedząc władczo w jednym z foteli. Oprócz niego, w salonie siedziały jeszcze pani Lee i Bo Ill, przysłuchując się rozmowie z takim samym niedowierzaniem.
— Ale tato! Nigdy nie sądziłam, że zmusisz mnie do małżeństwa z człowiekiem, którego nie znam! — powiedziała żałośnie.
— Co w tym dziwnego? — Wzruszył ramionami. — Chcę byś się ustatkowała, chcę twojego szczęścia, a poza tym, to małżeństwo zwiąże ze sobą dwie, koreańskie potęgi na rynku. Jako moja córka, powinnaś wiedzieć o swoich obowiązkach.
Z ust dziewczyny uleciało głośne westchnięcie.
— Co moje szczęście ma wspólnego z takim małżeństwem? Wiem, że na przyjęciu zaręczynowym cię zawiodłam, ale nie sądziłam, że będziesz chciał się mnie pozbyć z domu! — Usiadła z rezygnacją.
— Nie obracaj tego przeciwko mnie! — Prezes Park uniósł się lekkim gniewem. — Czy nie mam prawa wymagać od ciebie, byś postąpiła słusznie? Jesteś w kimś zakochana? Oprócz pisania masz plan na życie? — Czekał na odpowiedź.
Shin Ya zasępiła się. Mogła tylko milczeć, ponieważ nie miała absolutnie żadnego planu i gdy skierowała wzrok ku przyszłości, dostrzegła jedynie biel niezapisanej żadnymi marzeniami kartki. Owszem, chciała wydać książkę, lecz to wszystko. To nie był żaden plan, przynajmniej nie wystarczający, nie taki, który uprawniłby ją do twierdzenia, że ma pomysł na siebie i na to, co chcę robić za parę lat.
— Myślę, że twój tata ma racje. — Rozległ się mdląco słodki głos pani Lee, która spojrzała na pasierbice z troską. — Nie ma nic dziwnego w tym, że córka czebola zawiera małżeństwo z rozsądku. Co więcej, jestem pewna, że ojciec nigdy nie wydałby cię za człowieka, co do którego nie miałby pewności, że jest dobry.
— To prawda — zgodził się mężczyzna. — Znam rodzinę Kim nie od dziś. Wiem, że wychowali syna na prawego człowieka i będziesz wieść u jego boku wygodne życie. Nie będziesz musiała się niczym martwić, ani o nic zabiegać. Twoja pozycja w kręgu towarzyskim będzie umocniona.
Jakby tylko na tym mi zależało., pomyślała kąśliwie Shin Ya, ale nie potrafiła zaprotestować. Okazało się, że jej kieszeń dobrych argumentów była kompletnie pusta. Co miała powiedzieć? Jak się bronić? Jak wytłumaczyć, iż bała się reakcji przyszłego męża, gdy ten a nią spojrzy? Nie wątpiła nawet przez chwile, że będzie powodem jego rozczarowania.
— A jeżeli ten człowiek mnie nie polubi? — zapytała, wywołując tym samym śmiech Bo Ill, która powiedziała.
— Nie wygłupiaj się! Nawet gdyby cię nie lubił, to jakie ma to znaczenie? Czasami miłość przychodzi później, a czasami po prostu uczysz się żyć z tym człowiekiem.
Prezes Park zmierzył pasierbicę przeciągłym spojrzeniem, nim westchnął:
— Jeżeli będziesz dobrą żoną i zadbasz o szczęście małżonka, jestem pewien, że zbudujecie razem szczęście. Nie widzę powodu, dla którego miałby cię nie polubić. Początki zawsze są trudne, ale dotrzecie się. Po za tym, to młody chłopak. Pomyśl o dziewczynach, które muszą wyjść za mężczyzn dwa razy od siebie starszych. Czy nie uważasz, że pod pewnymi względami masz dużo szczęścia?
Shin Ya zacisnęła usta, nie potrafiąc oderwać wzroku od indyjskiego dywanu. Wszystko w niej protestowało przeciwko takiemu życiu, ale czuła się na przegranej pozycji. Jeżeli po raz kolejny rozczaruje ojca, nigdy sobie tego nie wybaczy. Przez całe życie nie była taką córką, jaką powinna być. Nigdy nie prezentowała się równie pięknie i z klasą, co jej bogate rówieśniczki. One wszystkie zresztą wychodziły za mąż z rozsądku, jedna po drugiej. Czasami faktycznie za mężczyzn dużo od siebie starszych.
Dlaczego się buntowała? Po prostu czuła, że nikt nie będzie w stanie jej pokochać. Pokochanie jej jest niemożliwe. Bo niby za co ją kochać? Ani ładna, ani mądra, ani utalentowana… można by tak wyliczać bez końca. To oczywiste, że stanie się dla tego chłopaka czystym przekleństwem.

***

Bo Ill wróciła do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnęła się złośliwie, wracając wspomnieniami do rozmowy w salonie. Ta cała Shin Ya powinna brać, co jej dają. Przecież nigdy nie znajdzie chłopaka, który z własnej woli zechciałby ją poślubić. Z taką paszczą? Mowy nie ma!
W pewnym sensie, trochę jej nawet zazdrościła. O nie! Nie tej brzydoty, ale tego, że wyjdzie za tak wpływowego chłopaka i do tego młodego. Coś za dużo szczęścia, jak dla takiej miernoty.
Bo Ill usiadła przy toaletce, sprawdzając stan fryzury. Wyglądała doskonale. Kiedyś też wyjdzie za bogatego człowieka, już matka o to zadba. Obie będą na umocnionej pozycji. Nie będzie mieć problemu, by poślubić kogoś, kogo nie kocha, byle by był bogaty. Czyż nie o wiele lepiej rozumiała zasady tego świata? Czyż nie ona byłaby lepszą córką prezesa Park? Nie znosiła tego, że ilekroć się tak przedstawiała, po jakimś czasie kłamstwo wychodziło na jaw. Pasierbica to nie to samo, co córka. Ale gdy tylko poślubi kogoś wpływowego, stanie się mocna i niepokonana. Już nigdy nikt nie będzie miał prawa twierdzić, że jest nikim.
Wtedy spojrzała na buty. Żółte szpilki z niebiską kokardką.
— Co za beznadziejny gust — mruknęła, odginając stopy na bok. Zaraz jednak poczuła ciepło na sercu i z pewnym rozmarzeniem powróciła myślami do chłopaka, który podniósł ją z chodnika. Te oczy, ten uśmiech, może trochę niski, ale pod innymi względami ideał męskości. — Aish, nie daj się w to wkręcić! — Uderzyła się palcem w czoło. — Nie zakochasz się w takim biedaku! Stać cię na więcej!

***

— Kiedyś prawdopodobnie będę w tej samej sytuacji. — Nina popatrzyła na przyjaciółkę ze współczuciem. Obie siedziały w przytulnej restauracji. Ich ulubionej. Shin Ya bez wyrazu sączyła przez słomkę koktajl, od dobrych kilku minut pogrążona w zasępieniu.
— Ty to, co innego. Ty nie będziesz porażką swojego męża.
— O czym ty mówisz? Jaką porażką? — Nina parsknęła z oburzeniem. — Nie możesz mieć o sobie, aż tak złego mniemania!
Shin Ya uniosła zasmucone spojrzenie.
— Myślałam, że będę mogła zostać starą panną, że ojciec to zrozumie…
— Aish, jak tu z tobą wytrzymać? — Przyjaciółka wbiła dłonie w poręcze krzesła, wyraźnie poirytowana. Była śliczną, wysoką brunetką o kocich oczach i dużych ustach. Nawet ładniejszą od samej Bo Ill, ale na szczęście miała złote serce. Jej ojciec był właścicielem sieci najdroższych hoteli w kraju, dlatego chodziły do tej samej, prywatnej szkoły, gdzie się poznały.
— Posłuchaj mnie, co zrobisz — odezwała się niespodziewanie bojowym tonem. — Ubierzesz się ładnie, umalujesz i będziesz się uśmiechać, jasne? Jeżeli ten chłopak okaże się bęcwałem, to już nie twoja wina! Ale wiedz, że tylko bęcwał nie doceniłby tego, jakim wspaniałym jesteś człowiekiem!
Shin Ya uśmiechnęła się pocieszona, ale zdawała sobie sprawę, że słowa Niny to tylko puste komplementy. Miała dużo przyjaciółek, ale żadnych przyjaciół wśród płci męskiej. Nikt nigdy o nią nie zabiegał, nikt nigdy nie odwrócił się za nią na ulicy. To mówiło samo za siebie.
— No cóż, zmieńmy temat. Jutro odniosę do redakcji kolejne opowiadanie i nie wiem, co dalej. Moje pokłady pomysłów zostały wyczerpane.
— Niemożliwe! Ty nigdy nie tracisz pomysłów!
  A jednak. Uwierz mi, że nie mogę pisać. Biorę kartkę do ręki i nic, totalna pustka! Najgorsze, że nie wiem dlaczego.
— Może to spowodowane stresem? Przeżyłaś ostatnio coś ciężkiego? — spytała Nina z troską.
— Obawiam się, że poza wpadką na zaręczynach ojca, nic specjalnego się nie wydarzyło. — Shin Ya po krótkim zastanowieniu pokręciła głową.
— A może brakuje ci inspiracji? No wiesz, takiego bodźca, który napędzałby cię do działania!? — zawołała Nina w chwili przebłysku geniuszu.
— To znaczy?
— Wyjdź z domu! Przejdź się w ciekawe miejsca, poobserwuj ludzi. Najlepsze historie piszę samo życie, prawda?
— Nie da się zaprzeczyć. — Kiwnęła głową, przyjmując radę koleżanki. Nina miała racje. Siedząc na tyłku, nie miała szans wymyślić niczego ciekawego. Wszystkie historie, które do tej pory kryły się w jej głowie, zostały już dawno napisane.
Nie może być tak, że nie miała w życiu żadnego celu! Po tym, jak ojciec dał jej do myślenia, w Shin Ya zrodziło się mocne postanowienie, by zrobić dla siebie cokolwiek. Może nie ucieknie od małżeństwa, ale mogła skupić się na poważnie na tym, co lubi robić: na pisaniu!
— Wiesz, Nina? Koniec z głupimi historyjkami do gazety! Napiszę prawdziwą książkę! 


***

Mieli zjeść wspólny obiad. Myungsoo próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz wziął udział razem z ojcem w wydarzeniu tak prozaicznym jak wspólny posiłek. Wybieganie nawet w daleką przeszłość nie przywołało konkretnych wspomnień.
Ale czego się nie robi dla odpowiednich układów?
Chłopak już dawno nie spał w swojej sypialni, dlatego obudził się w dość dziwnym samopoczuciu, jakby musiał na nowo przyzwyczaić się do obcego miejsca. Tak, tak właśnie postrzegał ten dom. Jak wielką, pełną przepychu lodówkę, w której nawet najfajniejszy człowiek na ziemi w pewnym momencie staje się zimny i nieczuły.
Wystarczyło wziąć pod uwagę jego matkę. Pani Kim Nam Bo bez specjalnych emocji przyjęła do wiadomości fakt, że jej jedyny syn wkrótce się zaręcza. Uważała to za oczywistość, ponieważ niewiele rzeczy było w stanie ją zainteresować, wymusiła z siebie jedynie połowiczne gratulacje.
Teraz jednak wyglądała odpowiednio do okazji. Miała na sobie piękną sukienkę, drogą biżuterię i inne duperele potrzebne, by zadbać o wizerunek żony prezesa Kim.
Ich gosposia domowa przygotowała stół i wszystkie potrawy, a wynajęta firma przystroiła pomieszczenia pachnącymi kwiatami. Liczył się każdy drobiazg, by córka pana Park czuła się godnie przyjęta.
Myungsoo snuł się po domu, zastanawiając, jak ta nadęta snobka zareaguje na takie powitanie. Pewnie uzna, że było jej to należne z racji urodzenia. Pamiętał dumę w jej głosie, gdy mówiła czyją jest córką.
Prychnął. Ależ się zdziwi, gdy okaże się, że chłopak, którego spławiła i wzięła za biedaka, tak naprawdę za niedługi czas stanie przy niej na ślubnym kobiercu. Już nie mógł doczekać się jej reakcji!
Gdy rozległ się dzwonek do drzwi, matka popchnęła go stołu, by usiadł i grzecznie poczekał na gości jak pięcioletnie dziecko. Nie protestował. Dobrze się bawił, wiedząc, co za chwile nastąpi.
Wstanie z krzesła, odwróci się, a na twarzy tamtej odciśnie się dogłębne zdumienie.
— Cieszymy się, że przyjechaliście. Jak zwykle jest pan bardzo punktualny — zażartował pan Kim do prezesa. Obaj byli siebie warci, obaj ulepieni z tej samej gliny.
— Nie mógłbym się spóźnić na tak ważną okazje — padła równie gładka odpowiedź.
— Zdejmij płaszcz, będzie ci gorąco. — Sądząc po trosce w głosie było to polecenie, skierowane do dziewczyny. Widać, że była wypieszczona i nic dziwnego, że miała podły charakterek.
— Myungsoo, wstań i przywitaj się z Shin Ya. — Ojciec znalazł się wraz z gośćmi w jadalni, gdzie za chwile mieli zjeść wspólny obiad.
Chłopak dźwignął się z krzesła, celowo odwlekając moment, w którym spojrzy dziewczynie w oczy. Był dobrze przygotowany i zamierzał zwalić ją z nóg, a potem długo czerpać z tego satysfakcje.
Gdy jednak odwrócił głowę, to z jego ust spełzł pewny siebie uśmieszek. Wydał z ust cichy jęk, a potem uderzył biodrem w stół, który niebezpiecznie się zachybotał.
Koło prezesa Park stała jakaś dziewczyna. Ubrała się ładnie, ale sama… Myungsoo zamrugał rzęsami, zastanawiając się, co nie tak jest z jego oczami.
— Dzień dobry, nazywam się Shin Ya. — Z ust tamtej padło przyjazne przywitanie, które jeszcze bardziej wyprowadziło chłopaka z równowagi. Wszyscy wydawali się być cholernie zadowoleni? Ale dlaczego, skoro sytuacja ani trochę nie była zadowalająca? Gdzie jest ta piękność z ulicy?
— Zaszła jakaś pomyłka — odezwał się zduszonym od emocji głosem. — Ta dziewczyna nie wygląda na córkę pana Park.
— Słucham? — Pan Kim na chwile stracił rezon, nie poznając syna. — Co ty wygadujesz?
— Widziałem ją. — Tłumaczył drżącym głosem chłopak. — Była zupełnie inna. No… — Nie chciał powiedzieć, że ładniejsza, więc użył wymijających słów. — No, miała dłuższe włosy i była wyższa. Spotkałem ją dwa dni temu przed budynkiem Daewoo, podawała się za pana córkę.
Prezes Park roześmiał się serdecznie.
— Och, całkiem możliwe, że masz na myśli moją pasierbicę, Bo Ill. Wkrótce będziemy rodziną. Faktycznie, zaszło nieporozumienie, chłopcze. To jest moja córka, nazywa się Shin Ya. — Popchnął lekko do przodu wystraszoną dziewczynę, którą reakcja chłopaka całkowicie pozbawiła pewności siebie. Było dokładnie tak, jak się obawiała.
— Więc… — Myungsoo wolał się upewnić, chociaż drżał ze strachu przed odpowiedzią. — to z nią mam się ożenić?
— Oczywiście, że tak. — W głosie pana Kim pojawiło się nie dość dobrze ukryte podenerwowanie. Był zawstydzony zachowaniem syna i jako człowiek zawsze stateczny nie potrafił tego przeboleć. — Co się z tobą dzieje, Myungsoo? Źle się czujesz?
— Muszę… ja muszę usiąść. — Chłopak złapał się za serce, jakby w stanie przedzawałowym i opadł ciężko na krzesło, nie mogąc pozbierać myśli.
Za jakie grzechy? Któż to nienawidził go tam na górze tak bardzo, że spotkało go coś takiego?
— Niech pan spocznie. Shin Ya, usiądź. Mam nadzieje, że będzie ci wygodnie — odezwała się pani Kim, zapraszając gości do stołu. Nie przejęła się reakcją syna, ponieważ doskonale rozumiała, co wprawiło go w takie osłupienie. Sama spojrzała na córkę Prezesa Park i była w ciężkim szoku, że aż z trudem się w ogóle odezwała.
Przełykanie nawet małych kęsów było dla chłopaka torturą. Co rusz spoglądał w stronę dziewczyny, by upewnić się, że wzrok go nie myli. Zachowywała się bardzo cicho i sama na niego nie patrzyła, ale wydawała się przygnębiona. Dla nich obojga ten obiad przebiegał w ciężkiej atmosferze. Tylko prezesi rozmawiali ze sobą z niezwykłą swobodą, jak przystało na wieloletnich przyjaciół. Dolewali sobie obficie soju i wznosili coraz to nowsze toasty za przyszłe małżeństwo dzieci.
— Nie bądź taka wystraszona, kochanie — zaśmiał się pan Park, szturchając lekko córkę w bok. — Myungsoo zabierze cię na pierwszą randkę i będziecie mieć okazje lepiej się poznać.
Chłopak zakrztusił się grudką ryżu, desperacko chwytając za szklankę wody, którą przepił zaskoczenie. Że co? Jaką znowu randkę?
— Myungsoo to naprawdę dobry chłopak — odezwał się pan Kim z zadowoleniem. — Już ja dopilnuje, żeby zabrał cię w jakieś ciekawe miejsce. Wystarczy parę dni i zawiążecie znajomość.
Spojrzenia Shin Ya i Myungsoo spotkały się. Oboje byli przerażeni i pełni najgorszych obaw. Ostatecznie, dziewczyna uciekła wzrokiem na bok, prawie dławiąc się powietrzem.
— Przepraszam, ale nie czuje się najlepiej — odezwał się nagle Myungsoo, machinalnie wstając od stołu. — Muszę do łazienki.
To mówiąc, wyszedł z jadalni i zamknął się w pomieszczeniu, nachylając nad umywalką. Dopiero teraz mógł odetchnąć i zrazem naprawdę zacząć się bać.
Jak to możliwe, że miał ożenić się z bliźniaczką Frankensteina?

***

— Nie może być aż tak źle — odezwał się Woohyun, gdy jego przyjaciel miotał się od ściany do ściany, przemierzając szerokim krokiem niewielkich rozmiarów pokoik na poddaszu.
— Źle? Chłopie, gdyby było źle to bym się nawet cieszył, rozumiesz? Jest koszmarnie! Ona jest koszmarna! Co ja mówię? Jest paskudna! — wykrzyknął w szale furii Myungsoo, wznosząc ręce w powietrze, jakby chciał rzucić niewidzialnym pudełkiem o ziemie. — Te małe oczka, niski wzrost, krótkie nogi, twarz jakby przejechała po niej ciężarówka. I ta sukienka! Boże, sukienka! Opinała takie grube fałdy tłuszczu! — Chłopak, sam jeszcze nie dowierzając, zobrazował za pomocą rąk, rozmiar wspomnianych fałd i wzdrygnął się. — Jestem udupiony!
— Weź głęboki wdech, usiądź i pomyśl, co możesz z tym zrobić. — Woohyun wykorzystał siłę własnego spokoju, by przywołać kumpla do porządku. Sam nigdy nie wściekał się tak jak on, uważał, że racjonalnym myśleniem człowiek zdziała więcej, niż bezsensownym unoszeniem się emocjami.
Myungsoo posłuchał go, siadając na kanapie z rezygnacją przegranego nieszczęśliwca. Zaczepił dłonie o tył głowy, wpatrując się z rozpaczą w przestrzeń przed sobą.
— A co ja mogę zrobić? — spytał głucho. — Jestem jedynym synem w rodzinie. To niemal jak przekleństwo.
— Zbojkotuj ten związek, postaw mu się — zaproponował kumpel.
— Właśnie ci tłumacze dlaczego to niemożliwe! — Myungsoo popatrzył na niego jak na wariata. — Wiesz, to niemal cud, że ojciec pozwala mi jeździć na motorze, być razem z wami i znikać na całe tygodnie z domu. Jeżeli go rozwścieczę, to nie tylko stracę was i pasję, ale tak czy siak, ożenię się z tą dziewuchą.
— A gdybyś tak uciekł?
— Daje ci słowo, że nawet na księżycu nie byłoby miejsca, gdzie mógłbym to zrobić. Kiedy ten kto cię szuka ma kupę szmalu, znajdzie cię wszędzie. Jestem skazany na to małżeństwo. Jestem skazany być z krewniaczką rodziny Adamsów! Zostaje mi już tylko wyładować gniew, nim będę zmuszony pocałować ją przed ołtarzem — znów się wzdrygnął.
Woohyun naprawdę mu współczuł. Cieszył się, że sam nie należał do świata wielkich, zaś wynajmuje jedynie wymagającą remontu kawalerkę, gdzie był panem swojego losu. Ani trochę nie ciągło go do lepszego życia, kiedy ceną była utrata wolności.
Nachylił się nad kumplem i poklepał go bratersko po ramieniu.
— Wiesz. Jak znam życie, ułoży się. Może i jest brzydka, ale kto powiedział, że się nie dogadacie? A nuż okaże się fajną babką i znajdziecie wspólny język? — zasugerował w dobrej wierze, ale Myungsoo chyba nie za bardzo się to spodobało, bo jego nozdrza nadęły się z furią.
— Wspólny język!? A o czym ja miałbym gadać z takim cudactwem!? Myślałem, że dostanę od życia coś lepszego, że chociaż będę zmuszony z kimś do małżeństwa, trafi mi się ktoś ciekawszy. Każdą bym wolał! Nawet tę jej nadąsaną pasierbicę, a uwierz mi, że ta dziewczyna to istna cholera! Ale nawet ją bym wolał…

***

Próbowała stłumić nerwowe stukanie balerinek o gładką nawierzchnię paneli biura „Nang Sam”. Siedzący za biurkiem właściciel redakcji, spoglądał to na nią, to na trzymany w dłoni plik kartek, które systematycznie przewracał.
Wskazówki naściennego zegara powolnie odmierzały upływ czasu, czyniąc to oczekiwanie jeszcze bardziej nieznośnym.
— Podoba się panu, czy nie? — Shin Ya straciła nad sobą kontrolę, porywając się na krześle do przodu, po czym z zaskoczeniem zamilkła.
Nie mogło być z nią aż tak źle.
Spojrzenie redaktora było raczej niepokojąco spokojne, gdy zdejmował z twarzy małe okulary.
— Przepraszam — wymamrotała cicho dziewczyna, pokornie spuszczając wzrok. — Ostatnio jestem bardziej zestresowana niż dotychczas.
— Już znam ten tekst.
— Słucham? — Popatrzyła na mężczyznę z zaskoczeniem. — Napisałam go raptem dwa dni temu.
— Jest podobny do trzech pozostałych, które opublikowaliśmy — wyjaśnił redaktor, splatając na biurku dłonie. — Rozumie pani, teksty o tym, że dwoje, pozornie niepasujących do siebie ludzi zakochuje się w sobie, jest już oklepany. Po za tym, pani teksty kończą się zawsze na tym, że para bierze ślub, a potem żyje długo i szczęśliwie. — Mówił monotonnym, ciągnącym się jak guma, nosowym głosem. — Gazeta nie wydaje bajek, tylko historie miłosne dwojga ludzi.
— Rozumiem. — Kiwnęła głową, chociaż prawdę mówiąc niewiele do niej docierało. Wsunęła dolną wargę do środka ust, zaciskając palce na brzegach teczki, którą trzymała na kolanach. — Ostatnio faktycznie czuję się wypalona, ale…
— Niech pani spróbuje się skupić na tym, co następuje po „żyli długo i szczęśliwie” — zaproponował niespodziewanie.
Zamrugała rzęsami, przetwarzając w głowie zasłyszane informacje.
— Czyli?
— Miłość nie kończy się tylko na ślubie. W zasadzie, miłość powinna zacząć się dopiero po nim. Niech pani się zastanowi, co czuje dwoje ludzi rozpoczynających wspólne życie. Jakie mają plany? Jak udaje im się uwić wspólne gniazdo? Jakim przeszkodom muszą podołać? Miłość to nie tylko kolorowe barwy, to też trudności i umiejętność pokonywania ich.
Mówił z przekonaniem. Nic dziwnego, skoro na biurku stała fotografia jego rodziny: on, żona, dwójka małych synów. Wielka szczęśliwa familia, wszyscy uśmiechnięci do obiektywu, ale co kryło się za sztucznością zdjęcia?
Shin Ya przypomniała sobie ich własne rodzinne zdjęcie. Surowa rama okalająca troje ludzi, jakby wyjętych z surrealistycznego życia jakiegoś sitkomu i wklejonych na granatowe tło. Miała dwanaście lat, gdy je robiono. Wcześniej była u fryzjera, kupiła nową sukienkę, ojciec trzymał potem rękę na jej ramionach i w specjalnym studiu uwieczniono ich na zdjęciu razem z matką. Później to olbrzymie zdjęcie wisiało nad kominkiem w salonie, informując eleganckich gości, że mieszkający w tym domu ludzie są wielką, szczęśliwą rodziną.
Kilka lat później, małżeństwo jej rodziców rozpadło się, matka wyjechała do Stanów, a ojciec sprowadził nową kobietę, zdjęcie zaś wylądowało na stychu.  
O czymś takim miałaby pisać? A może o jej własnym małżeństwie, tym, które jeszcze nie nadeszło? Może o tym, że jej przyszły narzeczony patrzy na nią jak na szczura w stanie rozkładu?
Uśmiechnęła się sztucznie, siląc na grzeczną odpowiedź:
— Nic mi nie wiadomo, o życiu małżeńskim. — Jak to dobrze, że w redakcji nikt nie wiedział o jej powiązaniu z grupą Aju. Od początku chciała osiągnąć jakikolwiek sukces za pomocą umiejętności, a nie pochodzenia. Teraz zaś, dodatkowo nikt nie wiedział o jej planowanych zaręczynach. W gazetach zdjęcia Shin Ya były surowo zakazane, więc prasa huczała tylko informacjami.
— Więc poszukaj w sobie inspiracji — odparł nieugięcie redaktor, zwracając do jej rąk egzemplarz opowiadania. — Tego, co mi przyniosłaś nie mogę wydać.
Kim on jest z tą inspiracją? Niną? Pomyślała zgryźliwie, żegnając się z nim w progu gabinetu. Wypadła jak burza z budynku redakcji, niesiona wiatrem furii.
— Halo? — odebrała wibrujący w jej kieszeni od dłuższego czasu telefon.
— Opowiadaj jak było! — Usłyszała głos Ae Cha, swojej drugiej, najlepszej koleżanki, która miała specjalność wydzierać się piskliwie do telefonu.
— Powiedział, że tym razem nie wyda mojego opowiadania — odparła Shin Ya nieco zaskoczona zainteresowaniem przyjaciółki.
— Co? Jakiego znowu opowiadania? Ja pytam o obiad z twoim narzeczonym!
— On jeszcze nim nie jest. — Zbiegła po schodach do czekającego na nią samochodu.
— Ale będzie. Co za różnica? — W głosie Ae Cha pojawiło się zniecierpliwienie. — Jaki on jest? Przystojny?
— Za bardzo przystojny — mruknęła i zatrzasnęła za sobą drzwi auta, dając polecenie kierowcy, by ruszył.
— To źle?
— Oczywiście, że źle! — wykrzyknęła Shin Ya. — Gdyby był brzydki, moglibyśmy tworzyć parę żałosnych brzydali, a tak? To wszystko mnie stanowczo przerasta.
Po drugiej stronie telefonu zapadła głucha cisza.
— Ae? Jesteś tam?
— Jestem, jestem. Myślę. — Rozległo się głośne cmoknięcie. — Słuchaj, wy macie połączyć te rodzinne, wielkie filie, co nie?
— No tak — potwierdziła Shin Ya nierozumiejąco.
— Więc, weźmiecie ślub, pożyjecie rok, dwa i złożycie papiery rozwodowe.
— Hę?! — Samochód zatrzymał się raptownie na skrzyżowaniu i Shin Ya poleciała do przodu, uderzając szczęką w bok fotela. Jęknęła boleśnie. — Jaki rozwód?
— Przecież twój staruszek też się rozwiódł. Z jakiej racji miałby bronić tego tobie? Firmy będą połączone, a wy się rozejdziecie.
— Ale tak się nie da! — Shin Ya dźwignęła się na siedzenie, nie słuchając przeprosin szofera. — Rozwód to automatyczne rozdzielenie udziałów! Chyba, że to ja miałabym zostać z niczym!
— Ou… no cóż, w takim razie nie mam pomysłów — powiedziała Ae Chan spokojnym głosem.
Cała ona! Po co się w ogóle odzywała? Chyba tylko po to, aby działać innym na nerwy.
— Kończę. Umówimy się kiedyś na kawę. Teraz mam dużo na głowie.
Przede wszystkim tę koszmarną randkę z Myungsoo. Ojciec nalegał, by odświeżyła z tej okazji garderobę, kompletnie nie rozumiejąc, że dla córki oznacza to piekielne popołudnie. Wiele godzin żmudnych poszukiwań sukienki, która chociaż w połowie leżałaby na niej dobrze. Niestety, taka sukienka nie istnieje.

***

— W końcu będziesz musiała się na którąś zdecydować. — Bo Ill zmierzyła przyszłą siostrę znudzonym spojrzeniem. Naprawdę była ostatnią osobą na ziemi, której w tamtym momencie Shin Ya potrzebowała, ale dziewczyna dosłownie wcisnęła się w jej spotkanie z przyjaciółkami, koniecznie chcąc uczestniczyć w doborze sukienki na pierwszą randkę.
— Jasne. Jeszcze tylko kilka wypróbuje — odparła Shin Ya wrogo, zasuwając za sobą kotarę przymierzalni. Miała tego dość. Lustro nie kłamało. W każdej jednej sukience, ładniejszej czy bardziej workowatej, wyglądała jak spirala bitej śmietany na szczycie tortu – grubo i niekształtnie.
Spojrzała na swoje odbicie i westchnęła ciężko. Przygładziła opuszkami palców krągłe biodra, po raz kolejny przekonując się, że Bóg poskąpił jej wszystkich atrybutów kobiecości.
Owszem, ideały nie istniały, ale kobiety miały swoje atuty. Albo długie nogi, albo piękny uśmiech, to znów zniewalające spojrzenie. Co zaś miała ona? Równie dobrze mogłaby zostać zmiętoszoną poduszką, na której ktoś spał godzinami. Nie byłoby różnicy.
— Ile mamy jeszcze na ciebie czekać? — zrzędziła Bo Ill, przestępując z nogi na nogę. Stojące za nią Ae Chan i Nina spojrzały na siebie wymownie. Jeszcze trochę i serio stracą kontrolę. Tej wywłoce należało się porządne wytarganie za włosy.
— Daj jej spokój. Nie wiesz, że na pierwszą randkę należy się ubrać z przemyśleniem? Nie można wbić się w pierwszą lepszą kieckę. W końcu, musi spodobać się przyszłemu mężowi — warknęła ostro Nina do Bo Ill.
Jakby było to możliwe., pomyślała złośliwie panienka Lee, krzywiąc usta. Nie widziała jeszcze narzeczonego siostry, ale była pewna, że ten nieszczęśnik omal nie zszedł na zawał, gdy zobaczył Shin Ya. Mężczyźni po prostu tak reagowali na jej widok. Byli zszokowani, że natura mogła stworzyć coś tak nieforemnego.
Obejrzała idealnie polakierowane paznokcie, trochę zazdroszcząc siostrze pierwszej randki. Nie umawiali się ze sobą z miłości, ale te całe przygotowania, strojenie się, perspektywa kolacji w eleganckim lokalu – Bo Ill miała ochotę na trochę podobnego zachodu wokół siebie.
I wciąż nie mogła wybić sobie z głowy tamtego chłopaka. Powracał do jej myśli jak bumerang. Dręczył ją nawet w snach. Widziała jego oczy, jego uśmiech, tę nie pokorę w obliczu, pewność siebie w ruchach, śmiałość z jaką zaprosił ją na kawę. Może powinna była się zgodzić? Ot tak, dla zabawy? Przecież nie musiałaby go traktować poważnie, mogłaby zwyczajnie nacieszyć się zainteresowaniem przystojnego młodzieńca.  Może mogłaby być teraz umówiona tak samo jak Shin Ya. Wprawdzie w sekrecie, ale to tylko dodałoby pikanterii związkowi. Potem by go rzuciła, za miesiąc, dwa, zależy jakby się z nim czuła. To mogła być świetna zabawa. Żałowała, że odpuściła sobie taki smaczny kąsek. Biedny czy też nie, był oszałamiająco przystojny i zabójczo pewny siebie. Dlatego nie mogła go zapomnieć, dlatego zachowywała się jak zakochana idiotka. Miłość od pierwszego wejrzenia? Co to w ogóle znaczy? Musiała oszaleć. Ale tak bardzo chciała znów go zobaczyć.
W końcu wybrały sukienkę. Nie taką, która byłaby idealna, ale Shin Ya stwierdziła, że już lepiej nie będzie. To, co znalazły to już i tak nadspodziewany cud wszechświata.
Zapłaciły i wyszły ze sklepu prosto w gwar seulskiej metropolii. Pogoda dopisywała, słońce świeciło na niebie pełną krasą. Na ulice wylęgli stęsknieni światła mieszkańcy stolicy. Wszędzie toczyło się gwarne życie, czasem w pośpiechu, czasem trochę wolniej.
Shin Ya rozejrzała się wokół siebie, przypominając sobie rady o poszukiwaniu natchnienia. Tylko jak wybrać coś interesującego z pośród tylu twarzy? Tu ktoś rozmawia przez telefon. Ktoś przejechał z impetem na rowerze, jakaś staruszka sprzedawała warzywa na straganie, to znów człowiek z pośpiechem zatrzymał taksówkę. Nic z tego wszystkiego nie wydawało się materiałem na ciekawą historię. Ale pewnie próżno szukać takowej na środku przypadkowej ulicy. Powinna wybrać się do parku lub do przytulnej restauracji. Gdzieś, gdzie miała szanse spotkać zakochanych lub młode małżeństwa.
Musi znaleźć takie miejsce, gdzie odnajdzie historię nie tylko wartą opowiadania do gazety, ale spisania jej w prawdziwej książce. Coś, co pozwoli nadać jej marnemu życiu trochę sensu. Trochę poczucia własnej wartości.
Wsiadła z koleżankami do taksówki. Były rozchichotane i mogłoby się wydawać, że wszystkie biorą udział w beztroskiej zabawie, tylko Shin Ya czuła, że jej życie będzie teraz pędzić z ostrej górki. Jutro randka z chłopakiem, który jej nienawidzi.
Nie potrafiła nawet wyobrazić sobie tego wieczoru. Jak z przymusu może zrodzić się jakakolwiek forma miłości? 




 _______________________________________
W końcu dałam drugi rozdział. Aktualnie jestem na etapie czwartego, nie narzekam, dobrze mi się piszę, chociaż to opowiadanie nie należy do moich ulubionych i nie poświęcam mu jakoś specjalnie dużo uwagi. Mam nadzieje, że rozdział się Wam podoba. Ja nie mam do niego zastrzeżeń, a to rzadkość. ^^ Czekam na Wasze opinie i serdecznie dziękuję Wam za poprzednie komentarze <3

4 komentarze:

  1. Na początku polubiłam Myungsoo, ale po tym, jak zareagował na Shin Ya, jak ją opisał swojemu koledze... ech, przestałam go tak lubić. Co za dupek! I co z tego, że nie jest ładna? I dlaczego z góry zakłada, że by się z nią nie dogadał? Kretyn... Powinien się cieszyć, że to nie z Bo będzie musiał się ożenić. Może i jest ładniejsza, ale strasznie nieznośna. Wtedy miałby przejebane dopiero. ;d Hahah,w ogóle jestem ciekawa, jak ona zareaguje, gdy dowie się, że przyszłym mężem Shin Ya ma być właśnie ten chłopak. Oj, wtedy to dopiero będzie zazdrosna, hahahahaha. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie żeby coś, bo naprawdę zrobiło mi się szkoda Shin Ya, po tym jak Myungsoo zareagował na jej widok, ale w pewnej chwili śmiać mi się chciało. Może dlatego, że wyobraziłam sobie jego minę, gdy ujrzał przyszłą żonę. Chłopak był pewny, że będzie to dziewczyna, której pomógł ostatnim razem, a tu szok przeżył. Nie tylko dlatego, że okazała się być kimś innym, ale urodą nie grzeszyła. xD Myungsoo, aż źle się poczuł haha. No tak on niezwykle przystojny, a został zmuszony do małżeństwa z brzydkim kaczątkiem ^^ Jestem ciekawa jak będzie wyglądać ich pierwsza randka, aż doczekać się nie mogę. xD No i pozostaje jeszcze Bo Ill, która nie potrafi wymazać ze swoich wspomnieć Myungsoo. Cały czas myśli o chłopaku nawet jeśli wciąż uważa, że jest biedny. Zrobił na niej wrażenie i miałaby ochotę na pikantny romansik, ale co będzie, gdy okaże się, że to właśnie on ma zostać przyszłym mężem Shin Ya? Siostrzyczka chyba szału dostanie i jestem pewna, że będzie o niego walczyć. Niesamowicie ciekawa jestem kolejnych rozdziałów. Czytając to naprawdę mam wrażenie, jakbym oglądała dramę. Drugi rozdział, a już uwielbiam to opowiadanie <3 Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. I o...nie no reakcja Myungsoo na obiedzie okej, no nie mógł od razu paść na kolana albo się wykłócać, chociaż ta wzmianka o Bo mnie trochę...wkurzyła? Jednak sądzę, że zachował się adekwatnie do sytuacji, ale już potem u kolegi przegiął pałkę. Rety, jaki on płytki! Ugh! Na razie sobie przerąbał u mnie i nie mam zamiaru na razie go lubić. To było naprawdę niemiłe, takie słowa...palant.
    No i co? Jeszcze Bo zakocha się w przyszłym narzeczonym Shin i będzie dopiero wesoło, jak się dowie, że Shin się z nim hajta, hahahah! :D Chcę zobaczyć jej minę, bo strasznie jej nie lubię. A sama Shin...jest dla mnie idealna. Ciekawa postać, taka urocza kurka. Nie wiem, co od niej chcą. Bo wygląd...no tak, płytki świat, płytcy ludzie. Szkoda mi jej, strasznie! Będę jej kibicować z książką i z nędzną randką!:D
    Czekam na dalej!:D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Myungsoo cholernie mnie rozczarował! Jestem na niego tak zła, że po prostu brak mi słów! Jak można być tak płytkim egoistom?! Jak można tak bardzo patrzeć na wygląd drugiego człowieka, gdy nawet nie dowiedziało się, co ona ma nam do zaoferowania?! Oczywiście, że ludzie zawsze patrzą na wygląd drugiej osoby, ale bez przesady. Nie każdy musi mieć piękny i posiadać talię osy. Chciałabym powiedzieć, że przykro mi, iż Myungsoo będzie musiał poślubić nie tą córkę, o której myślał, ale wcale tak nie jest . Chociaż już widzę minę Boo Ill, gdy dowie się, że ten jednak jest bogaty... Zrozumie wtedy, że odrzuciła nie dość, że przystojnego faceta, który tak bardzo się o nią zatroszczył (sztuczna chęć przypodobania się ładnej dziewczynie! A tak ogromne wrażenie na mnie wtedy zrobił *załamana*) to jeszcze bogacza. Ponadto nie potrafi go wymazać z pamięci, a to oznacza kłopoty. Już czuję napięcie między główną bohaterką, a jej siostrzyczką. Mam tylko nadzieję, że Shin Ya nie będzie przez nich za bardzo cierpiała. Reakcja Myungsoo na jej widok już i tak doszczętnie ją upokorzyła i wprawiła w wielki smutek. Aż mam ochotę przytulić tę biedną dziewczynę :(.
    Cieszę się, że jakoś idzie Ci pisanie tej historii. Mam nadzieję, że nie stracisz do niej zapału. Życzę weny <3.

    OdpowiedzUsuń