Myungsoo wrócił późnym popołudniem,
rzucając papiery od ojca na stół. Pani Jang uwijała się już przy garczkach w
kuchni, a Shin Ya siedziała na kanapie z laptopem na kolanach i zawzięcie
stukała palcami w klawiaturę, od czasu do czasu pogryzając jabłko.
Na niego nie spojrzała ani razu.
Obrzucił ją chmurnym wzrokiem, nie zamierzając się tym kompletnie przejmować,
chociaż jego ego doznało uczucia krzywdy.
Tatuś wiedział jak zaleźć mu za skórę,
pewnie całe życie kształcił się, jak pewnego dnia obrócić jego życie w piekło.
„Closer” miało pociągnąć chłopaka na samo dno; upadnie razem z tą firmą i
utraci motor, kumpli oraz prawo do nielicznych chwil wolności, które już i tak
mocno ograniczyło to cholerne małżeństwo.
Przecież kompletnie nie znał się na
biznesie! Owszem, studiował w stanach coś podobnego, ale w jego głowie nie
ostało się nawet ziarno tamtejszej wiedzy. Ją zresztą niechętnie chłoną.
Tak więc prędzej zginie niż podbuduje
upadający kapitał firmy. Biada jednak wspomnieć o tym ojcu! Natychmiast
wszcząłby alarm i poczynił wszelkie kroki, aby ograniczyć wolność swego syna.
Może nawet tego właśnie chciał i „Closer” miało być pretekstem, aby w końcu
ukrócić buntownicze życie Myungsoo.
Chłopak rzucał się po całej sypialni,
znacząc drogę od okna do drzwi i z powrotem, nie pozwalając wzburzonym myślom
na uspokojenie.
— Wszystko dobrze? — Podskoczył, kiedy
głos pani Jang sprowadził go na ziemie.
Kobieta właśnie podlewała kwiaty w
doniczkach na parapecie.
— Jak… jak pani się tu znalazła? —
jęknął.
— Drzwiami. — Kobieta, nie wykazując
żadnego zainteresowania tą sprawą, przechyliła pomarańczowy lejek na paprotkę.
— Myślałem, że pani gotuje.
— Wszystko nastawiłam, to w między
czasie mogę zająć się innymi obowiązkami. Ale nie zmieniaj tematu, rzucasz się
jak ryba na lądzie.
Chłopak przełknął ślinę. Świetnie!
Mieli w domu nawiedzoną gospodynie! Naprawdę nie miał zielonego pojęcia, kiedy
ta weszła do pokoju i szczerze wątpił, czy naprawdę drzwiami, bo o wiele
bardziej prawdopodobne wydawało mu się, iż pani Jang jest zjawą pojawiającą się
znikąd.
— Też by pani tak szalała, gdyby
ojciec pani nienawidził — odparł z przekąsem.
— Nie miałam ojca. Pewnie nie
zrozumiem, to fakt. — Wzruszyła ramionami.
Myungsoo poczuł zakłopotanie. Samo
otworzenie ust sprowadzało na niego istną apokalipsę.
— Przepraszam, nie wiedziałem.
Pani Jang machnęła ręką.
— Synowie zawsze walczą z ojcami, tak
już jest na tym świecie. — Mówiąc to, przerwała swoje zajęcie i popatrzyła na
chłopaka uważnie. — Chcesz udowodnić, że jesteś lepszy od niego. To naturalne.
— Myli się pani. Chcę być inny niż on.
Na wargach kobiety pojawił się
niedbały uśmiech.
— I jesteś inny. Nawet, gdybyś chciał
być taki sam, to nie możesz. Odziedziczenie rodzinnej spuścizny nie uczyni
cię kopią ojca. Nawet jako prezes firmy Daewoo wciąż możesz podejmować własne
decyzje i iść własną drogą. Ojciec chce po prostu mieć pewność, że przejmiesz
po nim pałeczkę, ale nikt nie powiedział, że musisz nią machać tak jak on nią
macha.
Pani Jang na tym skończywszy,
wydreptała na korytarz, pozostawiając chłopaka w konsternacji. W zasadzie nie
patrzył na to w ten sposób, ale wciąż nie mógł się pogodzić się z faktem, że ojciec
kontroluje tak wiele aspektów jego życia, że nawet te motory są tylko dlatego,
że on, WIELKI ŁASKAWIEC, się na nie zgodził.
***
— Dzień doberek, Shin Ya! — Radosny
głosik Bo Il wypełnił całe mieszkanie tuż po otworzeniu drzwi wejściowych.
Stała w progu w białym płaszczyku,
obszytym futerkiem, na niebotycznie wielkich szpilkach, z tymi swoimi zgrabnymi
nogami i uśmiechem tak szerokim, jakby lada chwila miały pęknąć jej policzki.
Shin Ya dość sceptycznie przyjęła
obecność dziewczyny oraz fakt, że przyniosła ze sobą ciasto czekoladowe.
— Sama upiekłam! — powiedziała siostra,
wparowując do mieszkania, nie potrzebując wcześniej żadnego zaproszenia.
Omiotła umeblowanie szybkim wzrokiem.
Bogactwo nie wywierało nacisku na jej zazdrość, ponieważ sama dorastała w
luksusach i zdołała się do nich przyzwyczaić jak do kwitnących kwiatów na
wiosnę.
Uznała nawet, że mieszkanie, jak na
jej oko, jest rażąco małe i ciasne. Myungsoo musiał się tutaj dosłownie dusić z
tą poczwarą pod jednym dachem. Nie omieszkała zareagować na tę myśl krzywym
uśmieszkiem.
— Od kiedy to pieczesz, Bo Ill? —
Zagadnęła Shin Ya, krzyżując ramiona. Nie była zadowolona, że wnerwiający gość
oderwał ją od pisania, zwłaszcza, że teraz doznała nadspodziewanego napływu
weny.
— A cóż to za pytanie, siostrzyczko? —
Bo Ill spojrzała na nią z przekąsem. — Prowadzisz jakiś wywiad czy co? Upiekłam
je specjalnie dla ciebie, by przy okazji zerknąć jak się urządziłaś.
— Teraz wszystko jasne!
— A cóż to za ton? — Siostra
zareagowała oburzeniem. — Tak zamierzasz witać gości w swoim domu? Papa nie
byłby zadowolony.
Shin Ya denerwowała się ilekroć Bo Ill
wspominała z taką swobodą o jej ojcu, jakby były rodzonymi siostrami, ale tym
razem, zamiast kąśliwej uwagi, zacisnęła tylko zęby.
— Usiądź, proszę. Pani Jang zaparzy
nam herbaty — powiedziała cierpko.
— Pani Jang?
— Nasza gosposia.
— Och jak słodko! — Bo Ill uśmiechnęła
się szeroko. — Nic dziwnego, że w tym domu tak czysto. Z tego, co pamiętam masz
tendencje do bałaganiarstwa, czyż nie? — Jej uśmiech nasączył się jadem. —
Zawsze w twoim pokoju przedzierałam się przez górę śmieci.
— Całe szczęście, że zaglądałaś tam
bardzo rzadko — odparła Shin Ya podobnym tonem i z ulgą powędrowała do kuchni,
by zarazem pokroić przyniesione w wątpliwie dobrym darze ciasto.
Pani Jang przyjęła polecenie o
zaparzeniu herbaty, reagując na wieść o pojawieniu się pasierbicy pana Park z
konsternacją na twarzy.
— Droga, Shin Ya, widzę, że na
poważnie wzięłaś się za pisanie. — Bo Ill odezwała się zaraz po powrocie
dziewczyny do salonu.
Trzymała na kolanach malutkiego
laptopa i z szczerym rozbawieniem wgapiała się w ekran.
Shin Ya gwałtownie i natychmiast
wyrwała jej urządzenie z rąk.
— Nie waż się tego tykać, rozumiesz? —
warknęła ostro.
— Naprawdę nie mogę uwierzyć jaka
jesteś nieuprzejma! Przy okazji, zauważyłam w tekście parę rażących literówek.
Musisz dokonać mocnej korekty, moja droga.
Shin Ya odłożyła laptopa na bok,
mierząc siostrę wzrokiem z ostatnim pokładem cierpliwości.
— Dziękuję za uwagę — mruknęła tylko.
— A gdzie to podziałaś Myungsoo? — Bo
Ill, poprawiając pukle brązowych włosów, rozejrzała się z zaciekawieniem po salonie.
— Nie wiem.
— Jak to nie wiesz? Zgubiłaś własnego
męża?
— Bo Ill, daj już spokój, dobrze? —
Shin Ya nagle wybuchła, mając powoli dość tej bezsensownej rozmowy. — Nie wiem,
po co tu przyszłaś, ale chyba nie po to, by zacieśniać ze mną przyjazne
stosunki. Nienawidzimy się od samego początku.
W tym momencie pani Jang przyniosła
tace z pokrojonym ciastem i filiżanki herbaty, rozstawiając wszystko na
szklanym stoliku obok skórzanej kanapy. Musiała słyszeć ostatnie słowa Shin Ya,
bo zmierzyła dziewczynę uważnym wzrokiem.
— Zawsze byłaś trudna w relacjach. —
Bo Ill udała obrażoną, nawet nie zerkając na gosposię, która szybko wyszła. —
Nie wiem, jak te twoje dwie koleżanki z tobą wytrzymują. Nie jesteś
sympatyczna.
— I vice versa. — Shin Ya usiadła na
fotelu naprzeciwko i sięgnęła po kawałek ciasta. — Przyznaj się, kupiłaś je w
sklepie.
— Wątpisz w moje umiejętności
kulinarne?
Zmierzyły się czujnym wzrokiem, aż
ostatecznie Bo Ill wybuchła śmiechem.
— Niech będzie, ale kosztował dużo,
naprawdę dużo, a wiesz, że nieczęsto wydaję na ciebie ostatnie kieszonkowe.
Wolne żarty! Kieszonkowe tej jędzy
było niewyczerpywalnym źródełkiem., pomyślała kwaśno Shin Ya i odłożyła
talerzyk z ciastem na stół. Ten zabrzęczał głośno, zdradzając jej nerwowość.
Nagle oczy Bo Ill rozjaśniły się
niczym zapalające się ognie.
— Myungsoo! — zawołała radośnie,
podrywając się z kanapy.
Chłopak zszedł właśnie ze schodów,
reagując na widok dziewczyny lekkim zdumieniem.
— Ty… jak ci to było na imię? — spytał
z konsternacją, kiedy ręka Bo Ill nieznacznie dotknęła go w ramię niby gest
przywitania.
— Nie wygłupiaj się! Jestem Bo Ill,
zapomniałeś?
— Ach, no tak. — Chłopak bez przejęcia
skinął głową.
Shin Ya poczuła mściwą satysfakcje w
stosunku do przybranej siostry, chociaż wiedziała, że taka reakcja ze strony
jej męża wcale nie wynikała z chęci pomocy jej.
Myungsoo zerkał dyskretnie na zgrabne
nogi Bo Ill, jakoś nie protestując, kiedy ta zaciągnęła go na kanapę, by zajął
miejsce obok niej.
— Popatrz, upiekłam dla was ciasto.
Oby ci posmakowało. Wciąż mam jeszcze mąkę na rękach — zaświergotała
przymilnie.
Shin Ya z trudem powstrzymała się
przed przewróceniem oczyma. Tęsknie spojrzała na laptopa, marząc jedynie o
możliwości uderzania palcami w klawiaturę.
— Nie wiedziałem, że potrafisz piec —
powiedział chłopak z podziwem.
— Mam wiele ukrytych talentów. —
Uśmiechnęła się do niego słodko. — Spróbujesz? — Podniosła talerzyk, a potem
oderwała kawałek ciasta widelcem i skierowała go w stronę ust Myungsoo.
Z początku nie wiedział, co ma robić,
aż ostatecznie otworzył je i pozwolił się nakarmić, ku radości samego gościa.
— I jak?
— Bardzo dobre — przytaknął, czując
jak czekoladowa masa rozpływa mu się na języku.
Bo Ill klasnęła z radością w ręce.
— Kamień spadł mi z serca!
— A ty nie jesz? — Myungsoo spojrzał
pytająco na Shin Ya, która od dłuższego czasu patrzyła na nich z kamienną miną,
zdradzającą znudzenie i mdłości widokiem tej dwójki.
— Jestem uczulona na czekoladę —
poinformowała go ponuro.
— Że co? — Parsknął śmiechem. —
Niedorzeczność!
— A owszem. — Shin Ya zadarła z
godnością podbródek. — Dla jasności: wcale nie lubię czekolady. Cieszę się, że
akurat z wszystkich słodyczy to akurat na nią mam uczulenie.
— Moje biedactwo, nic nie wiedziałam —
skłamała Bo Ill, pozorując smutek. — Upiekłabym coś innego, naprawdę.
— Ależ nie! — Shin Ya nieco zbyt
piskliwie podniosła głos. — Najedzcie się tym ciastem! Niech wyjdzie wam na
zdrowie! Ja i tak jestem już pełna. — Mówiąc to, podniosła się z kanapy i
zgarnęła pod pachę laptopa. — Dobrze się bawicie w swoim towarzystwie, więc
pójdę pisać. Teraz tylko na tym mi zależy — powiedziała z ostentacyjną powagą,
po czym wymaszerowała ciężkim krokiem po schodach, zamykając się w sypialni.
— Ty parszywa dziewucho…! — mruknął
cicho Myungsoo, już szykując się, by iść w ślady Shin Ya i dać jej do słuchu,
co sądzi o takim zachowaniu, kiedy Bo Ill złapała go za ramię.
— Daj jej spokój. Znam moją siostrę i
wiem, że często popada w taki trudny humor. Musisz się do tego przyzwyczaić.
Teraz nawet nie było najgorzej. Czasami potrafi zachowywać się naprawdę
dziwacznie.
— Coś o tym wiem. — Skwitował, czując
jak ogarnia go podły nastrój.
— Najlepiej to zostawić ją w spokoju.
Zjedz jeszcze trochę ciasta.
***
Ostrożne pukanie do drzwi oderwało
Shin Ya od pisania. Stukała w klawiaturę małego notebooka już trzy godziny,
całkowicie zatracając się w tym, co robi. Jeszcze nigdy w życiu nie popadła w
tak głęboki ocean weny.
Dlatego niepożądany dźwięk,
wślizgujący się do jej uszu spowodował, że jęknęła z niezadowoleniem, zarazem
zdumiona, że oderwała się od rzeczywistości na tak długo.
— O co chodzi, kretynie? — Oderwała
się od biurka i otworzyła drzwi sypialni, spodziewając się ujrzeć swojego
nieodżałowanego męża, jednakże to pani Jang spoglądała na nią za szkieł swoich
okularów.
— Przygotowałam już kolacje —
poinformowała kobieta rzeczowo, ignorując wcześniejsze niezadowolenie w głosie
dziewczyny.
Shina Ya natychmiast chciała naprawić
swój nietakt. Nie była przecież tak źle wychowana, na jaką właśnie wyszła.
— Dziękuję, zaraz zejdę. — Wysiliła
się na uśmiech, który gospodyni jakoś nie miała chęci odwzajemnić. Odwróciła
się jedynie spokojnie i odeszła od progu drzwi.
Dziewczyna westchnęła z rezygnacją i
poczłapała smętnie za kobietą. Prawdę mówiąc, nie była głodna. Gdyby to od niej
zależało, wróciłaby do pisania i korzystała z daru natchnienia, który przecież
nie zdarzył się nigdy wcześniej w takiej ilości, ale wiedziała, że wspólna
kolacja, przy wspólnym stole to coś, na czym pani Jang zależy.
Na krześle w jadalni siedział już
Myungsoo. Po siostrze nie było śladu. Może ta długonoga, seksowna poczwara
zakończyła już nalot na ich mieszkanie?
Shin Ya z godnością zajęła swoje
miejsce, wyczuwając bezemocjonalne spojrzenie chłopaka na twarzy. Nie
zamierzała odwzajemnić zainteresowania, wciąż jeszcze trochę bocząc się za
siostrę, chociaż Myungsoo w nawet małym stopniu nie był winny podłości Bo Ill.
Pani Jagn postawiła na stole wiele
mniejszych i większych miseczek z potrawami, a także poukładała elegancko
pałeczki, tak, by mogli jeść w wykwintnej atmosferze.
Smakowity aromat potraw sprawił, że brzuch
Shin Ya wydał serię dziwnych, bulgoczących dźwięków, przypominając właścicielce
o swoich prawach.
Myungsoo, nie mogąc się powstrzymać,
parsknął tłumionym śmiechem, przykładając dłoń do ust.
Shin Ya natychmiast spiorunowała go
wzrokiem, czując coraz większą irytacje w stosunku do męża. Widać wyszła za
totalnego dzieciaka, skoligaconego niefortunnie z kretynem.
— Możemy jeść. — Pani Jang zajęła
honorowe miejsce na końcu stołu, które przydzieliła sobie samodzielnie. Widać
pozycja gospodyni domowej nie dyskwalifikowała jej, jako osoby najważniejszej w
tym domu. Nikt zresztą nie śmiałby jej z owej rangi zdetronizować.
Posiłek przebiegał w milczącej,
ciążącej atmosferze, raczonej co rusz podejrzliwymi spojrzeniami Pani Jang,
która wprawdzie zachowywała się dyskretnie, ale nie umknęła uwagi nowożeńców.
Myungsoo zasadził lekkiego kopniaka
dziewczynie pod stołem, a kiedy już jej gromkie spojrzenie skierowało się na
niego łaskawie, skinął podbródkiem na jedzącą w spokoju kobietę. Był to niemy
sygnał ostrzegawczy.
Szpieg ojca węszył i już pewnie w
głowie spisywał raport. Potrzebowali naprędce zbudowanych pozorów.
— Może spróbujesz kawałek udka… eee….
Kochanie? — Shin Ya zwróciła się do chłopaka przesadnie miłym tonem, biorąc w
pałeczki porcję mięsa.
Myungsoo wyglądał jak reaktywowana do
działania maszyna, lekko skonsternowana zadaniami, które przyjdzie jej wykonać.
Mimo to, przyjął swoją rolę, wymuszając na ustach uśmiech.
— Oczywiście, skarbie! — Niechętnie
wziął w usta jedzenie, przeżuwając go z obrzydzeniem. Nie lubił domowych
obiadków, wolał jadać po barach szybkiej obsługi. Niezdrowe, tuczące żarcie to
był raj dla jego podniebienia. O dziwo, pozostawał chudy jak tyczka.
Pani Jang zerknęła na nich
podejrzliwie z nad oprawek ostrych okularów. Nie wydawała się przekonana do
scenki, rozgrywającej się na jej oczach. Nie odezwała się jednak, więc młodzi
grali dalej.
— Jak ci minął dzień? — pozornie
zapytał Myungsoo, przełknąwszy już nieznośny kawałek w ustach.
— Em, dobrze. Dziękuję, że pytasz —
odpowiedziała, mimowolnie rumieniąc się na myśl o miłym właścicielu
restauracji, który zwrócił na nią uwagę. Miała ogromną chęć pochwalenia się tym
przed swoim nieodżałowanym mężulkiem, ale zdusiła w sobie pokusę, świadoma, że
chwila błogiego tryumfu kosztowałaby ją masą kłopotów.
Myungsoo skończyły się pomysły na
rozmowę. Zaległa ponowna cisza, mącona wyłącznie dzwonieniem sztućców o
talerze.
Razem z Shin Ya wymienili się naglącą
mimiką twarzy, ale żadne jakoś nie pokusiło się o kolejną, sympatyczną rozmowę.
— Nie zapytasz, jaki mi minął dzień? —
Chłopak prowokująco wycedził przez zęby, powoli tracąc cierpliwość o siedzącego
przy stole monstrum, w roli jego małżonki.
Shin Ya skrzywiła się z grymasem.
— Jak ci minął dzień? — odparła
pytaniem bez większego zainteresowania.
— Odwiedziłem dzisiaj ojca.
— Świetnie. Jak zdrowie pana Kim? —
spytała, czując się jak aktorka, obserwowana przez uważną widownie. Co z tego,
że ów widownia składała się z jednej osoby?
— Mojego staruszka nawet czołg by nie
zabił — wyparował chłopak, czego szybko pożałował, ponieważ pani Jang z
brzdękiem odłożyła pałeczki na stół, porażona zasłyszanymi słowami.
Shin Ya zdusiła w sobie śmiech na
widok zakłopotania Myungsoo. Dobrze mu tak. To kara za dzisiejsze faworyzowanie
jej nieszczęsnej pseudo siostruni.
— Chciałem powiedzieć, że ma… zdrowie
konia — sprostował chłopak, wcale nie czując, aby użył właściwszych słów, by
poprawić sytuacje.
— Kretyn. — Shin Ya udała, że kaszle,
przykładając rękę do ust.
Natychmiast obrzucił ją ściekłym
spojrzeniem, w myślach już układając stosowny rewanż za doznane krzywdy.
— Mój słodki pączuszku, spróbuj trochę
warzyw. — Z tymi słowami, nałożył jej miłosiernie do półmiska kilka świeżo
skrojonych papryczek. — Nie chcę się skarżyć, ale jesteś dość ciężka, kiedy w
nocy próbujesz zachowywać się jak tygrysica. — Złośliwość okrasił, jakże
ujmującym uśmiechem, nad którym sami aniołowie czyniliby zachwyty.
Shin Ya zastygła w bezruchu, akurat trzymając
w pałeczkach kolejny kawałek wyśmienicie przyrządzonej przez gospodynie
wołowiny.
Takiej zniewagi nie mogła puścić mimo
uszu, a ponieważ wściekłość nie pozwoliła jej na przebiegłe myślenie, odpłaciła
się solidnym kopniakiem w łydkę Myungsoo, który już świętując przedwczesne zwycięstwo,
niczego się nie spodziewał.
Chłopak podskoczył na krześle, jakby
od spodu siedziska wyrosła potężna igła, kłując go w zadek. Pani Jang
popatrzyła na młodego dziedzica z zaskoczeniem.
— Przy stole nie życzę sobie żadnych zbereźnych
komentarzy! Wszystko w porządku?
— Nic wielkiego. — Przez zaciśnięte
usta Myungsoo przebiły się słodkogorzkie słowa. — To tylko jakiś obleśny robal
ugryzł mnie w nogę.
— Mamy w domu robactwo? — Gospodyni
skrzywiła się sceptycznie, za stara już, aby łapać aluzje, co resztą wyszło
dobrze, bo przecież młodzi za wszelką cenę chcieli zachować pozory, nawet
jeżeli jedyne co potrafili, to wzajemnie się prowokować.
— Tylko jednego, parszywego karalucha,
którego widuje w tym mieszkaniu codziennie. — Myungsoo bezradnie wzruszył
ramionami.
— Trzeba kupić środki dezynfekujące. —
Pani Jang wytarła usta w ręcznik, wciąż biorąc temat na poważnie. — Niewiarygodne!
To przecież nowoczesne budownictwo, osiedle ma mniej niż rok!
— Obawiam się, że na ten rodzaj
robactwa nie pomoże żaden środek — powiedział Myungsoo rewelacyjnie się bawiąc
i jakby nie dostrzegając czerwonej ze złości małżonki.
— Coś takiego! — Kobieta pokręciła
głową.
— Pani Jang, nie widzi pani, że
Myungsoo sobie z pani żartuje? — Shin Ya nie wytrzymała i z hukiem odstawiła
szklankę wody na stół.
Dopiero wtedy w oczach gospodyni
rozbłysło światełko zrozumienia, przekształcone natychmiast w niezadowolenie.
— Młodzieńcze, tylko bez takich! —
Zgromiła chłopaka, zawstydzona, że jej przebiegłość została tak brutalnie
ośmieszona. — Może i jestem już za stara na wasze szmatki gadki, ale nie
zapominaj, że w innych sprawach nie brakuję mi bystrości. Tylko czekaj!
Oczywiście zarówno pani Jang, jak i
Myngsoo chowali za swoimi przekomarzaniami nić wiążącej ich sympatii. Naturalnie,
każde uważało się za wroga. Gospodyni była szpiegiem ojca, a chłopak młodym,
rozpuszczonym dziedzicem, którego należało nieustannie prostować do pionu. Trudno
było jednak zdusić to uczucie rozbawienia, które czuli w stosunku do siebie.
Może jednak uda się panią Jang
przeciągnąć na swoją stronę?, planował już w duchu Myungsoo, zacierając rączki,
że w ten oto sposób bezkrwawo rozbroi tykającą bombę ojca.
***
Po całym dniu była tak zmęczona, że
przed oczami miała już tylko upragniony obraz jej samej leżącej w mięciutkim
łóżku, nakrytą przyjemną kołdrą i wtuloną w poduszkę.
Może to za wcześnie, aby przyzwyczaić
się do nowego miejsca?, myślała przygnębieniem. Niektórym osobom potrzeba wiele
czasu, aby zaakceptować zmiany. Jej brakowało jednak przede wszystkim poczucia,
że gdzieś ma dom. Jeżeli nie tutaj, to u ojca.
Nie czuła jednak tego. Od kiedy w ich
rodzinnej posiadłości zamieszkała pani Lee z Bo Ill wszystko tylko się
skomplikowało. Nie wyobrażała sobie, aby miała uciekać do tego domu w chwilach,
kiedy życie staje się nie do zniesienia, a ona desperacko szukała pocieszenia.
To już wolała zostać tutaj z Myungsoo,
chociaż nienawiść do tego chłopaka przeniknęła już głęboko w jej kości i
trawiła ją bezlitośnie od środka niczym zabójcza choroba.
Weszła do sypialni, tęsknie
spoglądając w stronę łóżka. Musiała przyznać, że to ofiarne ze strony chłopaka,
że sam spał na podłodze. Dopiero teraz w pełni doceniała to rozwiązanie. Miała
łóżko tylko dla siebie.
I pomyśleć, że jeszcze niedawno
oblewała się zimnym potem na myśl o ich nocy poślubnej. W całym tym układzie
najlepsze było to, że oboje nie chcieli mieć z sobą nic wspólnego, żadne nie
starało się na siłę niczego udawać. To dawało jej poczucie komfortu.
Nie wymagała niczego od Myungsoo, a
tym samym nie musiała dawać nic od siebie. Działanie sobie na nerwy było
oczywiście skutkiem ubocznym, ale łatwiej nienawidzić niż kochać. W obu
przypadkach tracisz, ale to kochając możesz zostać zranionym.
Ściągnęła sweter, rzucając go niedbale
na łóżko. Spojrzała na siebie w stojącym w rogu lustrze, gdzie w odbiciu
dostrzegła naelektryzowane włosy. Uśmiechnęła się krzywo. Gdy nauczyła się
śmiać z samej siebie, było łatwiej.
Wieczna brzydota, właśnie to miała na
twarzy od urodzenia. Kolejna rzecz, w kwestii której nie należy się oszukiwać.
Jednak tym razem wyróżniały ją także
dwa, wyraziste rumieńce. Przyłożyła dłonie do policzków, czując jak bardzo są
rozgrzane. Serce biło radośnie, gdy odważyła się wspominać uroczego mężczyznę z
restauracji.
Wobec takich marzeń była ostrożna, ale
nie chciała ich porzucić. Postanowiła, że cokolwiek kieruje tym przystojnym
człowiekiem, pragnęła brnąć w intrygującą znajomość.
Może to wreszcie jakiś bonus od życia?
Pogrążona w swoich marzeniach,
otępiona wizją bycia w końcu kochaną, a zarazem zmęczona i senna, ziewnęła
szeroko i nie zastanawiając się wiele, szarpnęła za drzwi łazienki, otwierając je
na oścież.
Nie zdążyła jeszcze zamknąć przy
ziewaniu ust, kiedy jej źrenice urosły do rozmiarów wielgachnych monet,
świecących się od dogłębnego szoku.
— Jasny gwint! — Tylko tyle zdołała
powiedzieć na widok stojącego na środku łazienki Myungsoo. I nie byłoby to
zdarzenie wielce skandaliczne, gdyby nie fakt, że chłopak świecił istną
golizną.
Zdążył jeszcze na gwałt i na oślep
porwać z wieszaka ręcznik, by okryć nim zakazane partie ciała, ale przy tym
omal nie poślizgnął się na mokrych kafelkach, robiąc ze dwa razy akrobatyczne
popisy rękoma.
— Zboczona wiedźma! — wrzasnął opętańczo,
wściekle i ze wstydem, nie mogąc tego ręcznika okręcić sobie wokół bioder, tak
drżały mu ręce.
Shin Ya cofnęła się, jakby ktoś
grzmotną ją w twarz. Niezgrabne stopy zaplątały się o siebie wzajemnie,
potykając się jeszcze o nieznośny dywan i to spowodowało, że dziewczyna
wywinęła filmowego fikołka.
Upadając, zobaczyła w powietrzu ów
nieszczęsne, własne stopy i machając desperacko rękoma, zaliczyła solidne
grzmotnięcie w ziemie i coś jeszcze, co okazało się być nogą stolika.
Mebel zachybotał ostrzegawczo, a
stojąca na nim szklanka pełna wody, przewróciła się, wylewając całą zawartość
na twarz nieszczęśnicy, wieńcząc tragizm odgłosem chlupnięcia.
Potem zapadła chwila ciszy, nietrwałej
zresztą, bo Myungsoo wytoczył się z łazienki jak wściekły byk na włoskiej
arenie. Miał już na sobie bokserki i ręcznik, przewieszony na szyi.
— Co to miało znaczyć? — krzyknął
pretensjonalnie.
Shin Ya uniosła głowę, z włosów której
ściekały kropelki wody. Wyglądała jak ulizane, zmokłe zwierzątko, istne
nieszczęście jeszcze nie rozumiejące za co się na nie krzyczy.
— Hm? — Spojrzała na małżonka z
dezorientacją.
— Czemu wepchałaś mi się do łazienki?
— Zaczął wymachiwać rękoma, jakby chcąc nimi kogoś zabić. — Powinnaś zapukać,
do jasnej cholery!
— A ty powinieneś zamknąć drzwi! —
Dźwignęła się do pionu, odzyskując nagle rezon i świadomość swojej winny; nie
chciała brać jej jednak na siebie całkowicie, skoro oboje nie popisali się
szczytem inteligencji.
— Nie jestem nauczony zamykać łazienki
we własnej sypialni! — Myungsoo gniewnie wyśmiał jej pretensje.
— A ja nie jestem nauczona pukać we własnej
sypialni! — odpłaciła mu się pięknym za nadobne, zresztą nie kłamiąc w tej
kwestii, bo wciąż nie przyzwyczaiła się, że sypialnie przyszło jej dzielić z
takim delikwentem.
Klatka piersiowa Myungsoo wciąż
jeszcze unosiła się i opadała, oddychając samym tylko gniewem. Potem uśmiechnął
się zjadliwie, próbując odzyskać resztki roztrzaskanego honoru.
— Mam nadzieję, że się napatrzyłaś, bo
więcej nie dostaniesz.
Shin Ya zmarszczyła brwi.
— I co mnie to? — Wzruszyła ramionami.
— Szczerze mówiąc, nie ma się czym chwalić. — Zerknęła znacząco w stronę
bokserek chłopaka.
— Że co proszę?! — Najeżył się; gdyby
był psem, pewnie wszystkie włoski stanęłyby mu dęba.
— No mówię. — Shin Ya udała
niewiniątko. — Równie dobrze mogłabym patrzeć na cherubinka z parku. Różnicy
nie ma.
— Odwołaj to! — Wbił ją nią
ostrzegawczo palec wskazujący. Takiej wściekłości u niego jeszcze nie widziała,
ale o dziwo poprawiał ten widok jej humor. Bać się nie bała. Miała go gdzieś.
— Nie odwołuję prawdy. — Uśmiechnęła
się cynicznie.
— Złośliwa, zboczona wiedźma! —
Podsumował ją krzykiem.
— Goły cherubinek! — Wystawiła mu
język w iście przedszkolnym stylu, co wywołało kolejną falę dziecinnego
zachowania.
Myungsoo zerwał z karku ręcznik i
rzucił się nim na dziewczynę.
— Jeszcze tego pożałujesz! — Z jego
ust wyrwał się wojowniczy okrzyk. Shin Ya pisnęła dziko i wskoczyła szybko na
łóżko, przebiegając po nim na drugą stronę, zaś chłopak pędził tuż po jej
śladach.
Przez chwilę biegali tak w około,
wygrażając sobie na wiele sposobów, a cała sypialnia wypełniała się dzikimi
wrzaskami przerażenia i gniewu.
Złapała za poduszkę, niby tarczę przed
ręcznikiem, ale i tak była okładana z każdej strony, a jej krzyki niewiele
pomagały. W końcu złapała Myungsoo za włosy i pociągnęła z całej siły, aż
wrzasnął z bólu i upadł na podłogę.
Wtedy chciała go tą poduszką
przydusić, co zresztą już wcześniej miało miejsce, ale w porę rzucił ją z
siebie mocnym kopniakiem z kolana w jej brzuch.
Zaczęli się tarzać po podłodze.
Ostatecznie Myungsoo zdołał stanąć na nogi i podniósł Shin Ya do góry,
przerzucając ją sobie przez ramię niczym worek.
Wierzgała nogami i okładała go rękami
po plecach, ale on odpłacił jej się bolesnym klapsem w tyłek.
— Aj! Ty palancie, jak mnie zaraz nie
puścić to….!
W tym momencie drzwi otworzyły się w
hukiem, a pani Jang stanęła w futrynie niczym pradawne, budzące grozę bóstwo.
— Co się tu wyprawia? — Obrzuciła
młodych zgorszonym spojrzeniem.
Myungsoo, w samych bokserkach i
włosami rozczapierzonymi, jakby przez dotyk pioruna, stał na środku sypialni w
rozkroku i trzymał przerzuconą sobie na ramię Shin Ya, która wciąż jeszcze nie
odzyskała wątpliwej urody po prysznicu ze szklanki.
Pani Jang, widząc, że żadnego
wytłumaczenia nie dostanie, ujęła się pod boki, kręcąc z rezygnacją głową.
— Czy pod tym dachem mieszkają dzieci?
— spytała surowo.
— My… — Myunsgoo natychmiast odstawił
małżonkę na ziemie, która odzyskawszy upragnioną wolność, poprawiła z godnością
koszulkę i odgarnęła z twarzy kępy mokrych włosów.
— Jesteście małżeństwem czy
rodzeństwem? — Pani Jang weszła do środka, stawiając groźne kroki, brzmiące
donośnie na podłodze. — Wydzieracie się, jak banda pomyleńców. Sąsiedzi gotowi
są pomyśleć, że kogoś tu zarzynają!
— To z miłości… — wypaliła cicho Shin
Ya nim zdołała pomyśleć, za bardzo skruszona pod naciskiem spojrzenia gosposi.
— Już ja widzę, jaka to ta wasza
miłość! — prychnęła pani Jang. — Wam się wydaję, że ja kupię tą sielankową
bajeczkę z kolacji? Tłuczecie się, jak goryle w czasie godowym! — warknęła — A
jesteście dorosłymi ludźmi, wkraczającymi wspólnie w nowe życie!
— I co? Puści pani kabel do mojego
starego? — Myungsoo, widząc sromotną przegarną, porzucił pozory grzecznego
chłopca, niewiele sobie już robiąc z morałów starej kobiety.
Pani Jang zazgrzytała zębami.
— Może puszczę, ale jeszcze nie teraz!
Daje wam czas, żeby się dogadać, ale naprawdę dogadać, rozumiecie? — Przesunęła
spojrzeniem po ich twarzach. — Nie życzę sobie kolejnej szopki w waszym
wydaniu! Czy to zrozumiałe?
— Tak. — Shin Ya niemrawo przytaknęła.
— I co się płaszczysz? — Myungsoo
zaśmiał się z pogardą. — Jesteśmy dorośli, nie musimy dawać się karcić.
Szybko tego pożałował, kiedy gospodyni
zaserwowała mu grzmotnięcie w plecy, a mimo iż była stara, cios miała jak
zawodowy zapaśnik.
— Ała! — jęknął chłopak z
zaskoczeniem.
— Będziecie traktowani jak dzieci, bo
widzę, że nimi jesteście! Wiek nie ma tu nic do rzeczy! — powiedziała dobitnie.
Kiedy wyszła, małżonkowie spojrzeli na
siebie z wyrzutem.
— To twoja wina! — odezwali się
równocześnie.
— Moja? — Shin Ya dotknęła z
niedowierzaniem piersi.
— Nie kłóćmy się! — Myunsoo machnął
ręką. — Inaczej to babsko znowu do nas wróci. Strach się bać, co wymyśli
następnym razem.
— Okey, udajmy, że nic się nie stało.
Mam na myśli łazienkę. — Wzruszyła ramionami, wchodząc pod kołdrę. Marzyła już
tylko o śnie.
— Wreszcie masz jakiś dobry pomysł. —
Pochwalił ją zjadliwie, samemu rozkładając posłanie na ziemi. — Przysięgam, że
następnym razem zamknę się na cztery spusty.
— I bardzo dobrze! — mruknęła,
odwracając do niego plecami, nie wiedząc jeszcze, że tak łatwo nie pozbędzie
się gołego cherubinka ze swoich myśli.
___________________________________________________
Po długiej nieobecności, jestem! :) Mam nadzieję, że rozdział zadowalający, a ponieważ sprawdzany dość pobieżnie, mogą zdarzyć się błędy. Za wskazanie ich będę wdzięczna! Pozdrawiam serdecznie!
Jak ja nienawidzę tej Bo Ill! Kogo ona chciała oszukać tym, że sama upiekła to ciasto? Błagam! Ponadto ta jej przesłodzona uprzejmość... aż mi się rzygać zachciało. Nie dziwię się, że Shin Ya niechętnie zareagowała na jej niezapowiedzianą wizytę. Sama doskonale wiem, jak to jest, gdy nagle masz przypływ weny, a nie możesz jej całkowicie wykorzystać. To takie frustrujące! Dlatego całe szczęście, że pojawił się Myungsoo - główny powód, dla którego ta poczwara u nich się pojawiła. Śmiać mi się chciało, gdy wmówiła chłopakowi, że upiekła ciasto, chociaż sekundę wcześniej przyznała siostrze, że je kupiła i dała za nie sporo kasy. Co za tandetna dziewucha ;x. A Myungsoo tylko zobaczy zgrabne nogi i już o wszystkim zapomina. Oprzytomniej, chłopie! Jak cię ta poczwara potraktowała, gdy chciałeś jej pomóc i kupiłeś jej nawet buty?! Teraz, gdy okazuje się, że jesteś bogaty to nagle księżniczka się tobą zainteresowała -,-. Bałwan z tego Myungsoo i tyle. Nie musi kochać Shin Ya, ale olewanie jej dla tej dziuni było poniżej jego poziomu, naprawdę. Chociaż plusem jest to, że główna bohaterka zaszyła się w swoim pokoju i mogła spokojnie popisać.
OdpowiedzUsuńTaa... chyba tylko skończony idiota uwierzyłby w tę sielankę przy obiedzie. Przecież na kilometr widać, że Shin Ya i Myungsoo darzą się nienawiścią i absolutnie nie potrafią się w niczym zgodzić. Są jak rodzeństwo (w tym przyznam rację gosposi), które nie potrafi usiedzieć spokojnie w towarzystwie drugiego. Nawet udawanie im nie wychodzi. W sumie... czy coś im wspólnie w ogóle wychodzi? Właśnie.
Akcja z łazienką była naprawdę boska! Oczywiście Shin Ya musiała się wywalić, no bo jakby inaczej xD. Hahaha goły cherubinek! No nie mogę z tego! Nic dziwnego, że Myungsoo poczuł się urażony i doszło do prawdziwej "braterskiej" bójki haha xD. Dzieciaki z nich na maksa. Nic dziwnego, że gosposia przyszła i zrobiła im kazanie. Ciekawe tylko, czy to coś da i nasza dwójka w końcu się dogada ;>.
Czekam na nowość i życzę weny <3.
Czy pisałam już jak bardzo uwielbiam to opowiadanie? Pewnie tak, ale muszę znowu to powtórzyć. Uwielbiam! Może Shin Ya i Myungsoo jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy, ale oni pasują do siebie ;D Chemia jest. Mimo że się biją, wyzywają i patrzą na siebie z niechęcią. Początki zazwyczaj takie bywają, więc już zacieram rączki, kiedy zacznie się między nimi coś poważnego ^^ Przecież to przekomarzanie ich jest przezabawne ;D Zabiła mnie scena z łazienką, a następnie w sypialni, gdzie zachowywali się jak goryle - jak to nazwała ich gosposia. Perfekcyjne porównanie. Rzeczywiście tłuką się jak rodzeństwo. Shin Ya wypaliła, że to z miłości - niech poczekają jeszcze trochę to rzeczywiście tak będzie. Ach i jak tu ich nie lubić.
OdpowiedzUsuńBo Ill. Ech, ta dziewucha. Taa już widzę jak ona piekła to ciasto. Takie bajeczki to może sprzedawać dzieciom. Shin Ya od razu ją rozgryzła, nie to co Myungsoo. Faceci. Zobaczył długonogą piękność i był już u jej stóp. Dobrze, że Shin Ya wyszła stamtąd i poszła do innego pokoju, żeby pisać. Na jej miejscu również nie zniosłabym tego widoku xD
Z niecierpliwością czekam na nowość <3 Mam nadzieję, że pojawi się zdecydowanie szybciej niż ten. Dużo weny ;**
Jak dzieci, inaczej nie da się ich określić, co nie zmienia faktu, że są rozkoszni xd naprawdę to słodkie! <3
OdpowiedzUsuńPani Jang jest jak cerber xd widać kto rządzi w domu :D
Takie przepychanki Myungsoo i Shin Ya są cudowne i robią mi dzień xd Bo Il... mogę ją zabić? albo chociaż potorturować? Serio, przydałoby się jej, lepiej prezentowałaby się bez głowy, nie mogłaby się odzywać. Aish, naprawdę nie cierpię jej, bezczelna su*ka i jeszcze fałszywa i obłudna.
Czekam na kolejny rozdział <3
dirty-breath
Super napisane. Musze tu zaglądać częściej.
OdpowiedzUsuń