Odcinek 5: Zboczona wiedźma.


Myungsoo wrócił późnym popołudniem, rzucając papiery od ojca na stół. Pani Jang uwijała się już przy garczkach w kuchni, a Shin Ya siedziała na kanapie z laptopem na kolanach i zawzięcie stukała palcami w klawiaturę, od czasu do czasu pogryzając jabłko.
Na niego nie spojrzała ani razu. Obrzucił ją chmurnym wzrokiem, nie zamierzając się tym kompletnie przejmować, chociaż jego ego doznało uczucia krzywdy.
Tatuś wiedział jak zaleźć mu za skórę, pewnie całe życie kształcił się, jak pewnego dnia obrócić jego życie w piekło. „Closer” miało pociągnąć chłopaka na samo dno; upadnie razem z tą firmą i utraci motor, kumpli oraz prawo do nielicznych chwil wolności, które już i tak mocno ograniczyło to cholerne małżeństwo.
Przecież kompletnie nie znał się na biznesie! Owszem, studiował w stanach coś podobnego, ale w jego głowie nie ostało się nawet ziarno tamtejszej wiedzy. Ją zresztą niechętnie chłoną.
Tak więc prędzej zginie niż podbuduje upadający kapitał firmy. Biada jednak wspomnieć o tym ojcu! Natychmiast wszcząłby alarm i poczynił wszelkie kroki, aby ograniczyć wolność swego syna. Może nawet tego właśnie chciał i „Closer” miało być pretekstem, aby w końcu ukrócić buntownicze życie Myungsoo.
Chłopak rzucał się po całej sypialni, znacząc drogę od okna do drzwi i z powrotem, nie pozwalając wzburzonym myślom na uspokojenie.
— Wszystko dobrze? — Podskoczył, kiedy głos pani Jang sprowadził go na ziemie.
Kobieta właśnie podlewała kwiaty w doniczkach na parapecie.
— Jak… jak pani się tu znalazła? — jęknął.
— Drzwiami. — Kobieta, nie wykazując żadnego zainteresowania tą sprawą, przechyliła pomarańczowy lejek na paprotkę.
— Myślałem, że pani gotuje.
— Wszystko nastawiłam, to w między czasie mogę zająć się innymi obowiązkami. Ale nie zmieniaj tematu, rzucasz się jak ryba na lądzie.
Chłopak przełknął ślinę. Świetnie! Mieli w domu nawiedzoną gospodynie! Naprawdę nie miał zielonego pojęcia, kiedy ta weszła do pokoju i szczerze wątpił, czy naprawdę drzwiami, bo o wiele bardziej prawdopodobne wydawało mu się, iż pani Jang jest zjawą pojawiającą się znikąd.
— Też by pani tak szalała, gdyby ojciec pani nienawidził — odparł z przekąsem.
— Nie miałam ojca. Pewnie nie zrozumiem, to fakt. — Wzruszyła ramionami.
Myungsoo poczuł zakłopotanie. Samo otworzenie ust sprowadzało na niego istną apokalipsę.
— Przepraszam, nie wiedziałem.
Pani Jang machnęła ręką.
— Synowie zawsze walczą z ojcami, tak już jest na tym świecie. — Mówiąc to, przerwała swoje zajęcie i popatrzyła na chłopaka uważnie. — Chcesz udowodnić, że jesteś lepszy od niego. To naturalne.
— Myli się pani. Chcę być inny niż on.
Na wargach kobiety pojawił się niedbały uśmiech.
— I jesteś inny. Nawet, gdybyś chciał być taki sam, to nie możesz.  Odziedziczenie rodzinnej spuścizny nie uczyni cię kopią ojca. Nawet jako prezes firmy Daewoo wciąż możesz podejmować własne decyzje i iść własną drogą. Ojciec chce po prostu mieć pewność, że przejmiesz po nim pałeczkę, ale nikt nie powiedział, że musisz nią machać tak jak on nią macha.
Pani Jang na tym skończywszy, wydreptała na korytarz, pozostawiając chłopaka w konsternacji. W zasadzie nie patrzył na to w ten sposób, ale wciąż nie mógł się pogodzić się z faktem, że ojciec kontroluje tak wiele aspektów jego życia, że nawet te motory są tylko dlatego, że on, WIELKI ŁASKAWIEC, się na nie zgodził.

***

— Dzień doberek, Shin Ya! — Radosny głosik Bo Il wypełnił całe mieszkanie tuż po otworzeniu drzwi wejściowych.
Stała w progu w białym płaszczyku, obszytym futerkiem, na niebotycznie wielkich szpilkach, z tymi swoimi zgrabnymi nogami i uśmiechem tak szerokim, jakby lada chwila miały pęknąć jej policzki.
Shin Ya dość sceptycznie przyjęła obecność dziewczyny oraz fakt, że przyniosła ze sobą ciasto czekoladowe.
— Sama upiekłam! — powiedziała siostra, wparowując do mieszkania, nie potrzebując wcześniej żadnego zaproszenia.
Omiotła umeblowanie szybkim wzrokiem. Bogactwo nie wywierało nacisku na jej zazdrość, ponieważ sama dorastała w luksusach i zdołała się do nich przyzwyczaić jak do kwitnących kwiatów na wiosnę.
Uznała nawet, że mieszkanie, jak na jej oko, jest rażąco małe i ciasne. Myungsoo musiał się tutaj dosłownie dusić z tą poczwarą pod jednym dachem. Nie omieszkała zareagować na tę myśl krzywym uśmieszkiem.
— Od kiedy to pieczesz, Bo Ill? — Zagadnęła Shin Ya, krzyżując ramiona. Nie była zadowolona, że wnerwiający gość oderwał ją od pisania, zwłaszcza, że teraz doznała nadspodziewanego napływu weny.
— A cóż to za pytanie, siostrzyczko? — Bo Ill spojrzała na nią z przekąsem. — Prowadzisz jakiś wywiad czy co? Upiekłam je specjalnie dla ciebie, by przy okazji zerknąć jak się urządziłaś.
— Teraz wszystko jasne!
— A cóż to za ton? — Siostra zareagowała oburzeniem. — Tak zamierzasz witać gości w swoim domu? Papa nie byłby zadowolony.
Shin Ya denerwowała się ilekroć Bo Ill wspominała z taką swobodą o jej ojcu, jakby były rodzonymi siostrami, ale tym razem, zamiast kąśliwej uwagi, zacisnęła tylko zęby.
— Usiądź, proszę. Pani Jang zaparzy nam herbaty — powiedziała cierpko.
— Pani Jang?
— Nasza gosposia.
— Och jak słodko! — Bo Ill uśmiechnęła się szeroko. — Nic dziwnego, że w tym domu tak czysto. Z tego, co pamiętam masz tendencje do bałaganiarstwa, czyż nie? — Jej uśmiech nasączył się jadem. — Zawsze w twoim pokoju przedzierałam się przez górę śmieci.
— Całe szczęście, że zaglądałaś tam bardzo rzadko — odparła Shin Ya podobnym tonem i z ulgą powędrowała do kuchni, by zarazem pokroić przyniesione w wątpliwie dobrym darze ciasto.
Pani Jang przyjęła polecenie o zaparzeniu herbaty, reagując na wieść o pojawieniu się pasierbicy pana Park z konsternacją na twarzy.
— Droga, Shin Ya, widzę, że na poważnie wzięłaś się za pisanie. — Bo Ill odezwała się zaraz po powrocie dziewczyny do salonu.
Trzymała na kolanach malutkiego laptopa i z szczerym rozbawieniem wgapiała się w ekran.
Shin Ya gwałtownie i natychmiast wyrwała jej urządzenie z rąk.
— Nie waż się tego tykać, rozumiesz? — warknęła ostro.
— Naprawdę nie mogę uwierzyć jaka jesteś nieuprzejma! Przy okazji, zauważyłam w tekście parę rażących literówek. Musisz dokonać mocnej korekty, moja droga.
Shin Ya odłożyła laptopa na bok, mierząc siostrę wzrokiem z ostatnim pokładem cierpliwości.
— Dziękuję za uwagę — mruknęła tylko.
— A gdzie to podziałaś Myungsoo? — Bo Ill, poprawiając pukle brązowych włosów, rozejrzała się z zaciekawieniem po salonie.
— Nie wiem.
— Jak to nie wiesz? Zgubiłaś własnego męża?
— Bo Ill, daj już spokój, dobrze? — Shin Ya nagle wybuchła, mając powoli dość tej bezsensownej rozmowy. — Nie wiem, po co tu przyszłaś, ale chyba nie po to, by zacieśniać ze mną przyjazne stosunki. Nienawidzimy się od samego początku.
W tym momencie pani Jang przyniosła tace z pokrojonym ciastem i filiżanki herbaty, rozstawiając wszystko na szklanym stoliku obok skórzanej kanapy. Musiała słyszeć ostatnie słowa Shin Ya, bo zmierzyła dziewczynę uważnym wzrokiem.
— Zawsze byłaś trudna w relacjach. — Bo Ill udała obrażoną, nawet nie zerkając na gosposię, która szybko wyszła. — Nie wiem, jak te twoje dwie koleżanki z tobą wytrzymują. Nie jesteś sympatyczna.
— I vice versa. — Shin Ya usiadła na fotelu naprzeciwko i sięgnęła po kawałek ciasta. — Przyznaj się, kupiłaś je w sklepie.
— Wątpisz w moje umiejętności kulinarne?
Zmierzyły się czujnym wzrokiem, aż ostatecznie Bo Ill wybuchła śmiechem.
— Niech będzie, ale kosztował dużo, naprawdę dużo, a wiesz, że nieczęsto wydaję na ciebie ostatnie kieszonkowe.
Wolne żarty! Kieszonkowe tej jędzy było niewyczerpywalnym źródełkiem., pomyślała kwaśno Shin Ya i odłożyła talerzyk z ciastem na stół. Ten zabrzęczał głośno, zdradzając jej nerwowość.
Nagle oczy Bo Ill rozjaśniły się niczym zapalające się ognie.
— Myungsoo! — zawołała radośnie, podrywając się z kanapy.
Chłopak zszedł właśnie ze schodów, reagując na widok dziewczyny lekkim zdumieniem.
— Ty… jak ci to było na imię? — spytał z konsternacją, kiedy ręka Bo Ill nieznacznie dotknęła go w ramię niby gest przywitania.
— Nie wygłupiaj się! Jestem Bo Ill, zapomniałeś?
— Ach, no tak. — Chłopak bez przejęcia skinął głową.
Shin Ya poczuła mściwą satysfakcje w stosunku do przybranej siostry, chociaż wiedziała, że taka reakcja ze strony jej męża wcale nie wynikała z chęci pomocy jej.
Myungsoo zerkał dyskretnie na zgrabne nogi Bo Ill, jakoś nie protestując, kiedy ta zaciągnęła go na kanapę, by zajął miejsce obok niej.
— Popatrz, upiekłam dla was ciasto. Oby ci posmakowało. Wciąż mam jeszcze mąkę na rękach — zaświergotała przymilnie.
Shin Ya z trudem powstrzymała się przed przewróceniem oczyma. Tęsknie spojrzała na laptopa, marząc jedynie o możliwości uderzania palcami w klawiaturę.
— Nie wiedziałem, że potrafisz piec — powiedział chłopak z podziwem.
— Mam wiele ukrytych talentów. — Uśmiechnęła się do niego słodko. — Spróbujesz? — Podniosła talerzyk, a potem oderwała kawałek ciasta widelcem i skierowała go w stronę ust Myungsoo.
Z początku nie wiedział, co ma robić, aż ostatecznie otworzył je i pozwolił się nakarmić, ku radości samego gościa.
— I jak?
— Bardzo dobre — przytaknął, czując jak czekoladowa masa rozpływa mu się na języku.
Bo Ill klasnęła z radością w ręce.
— Kamień spadł mi z serca!
— A ty nie jesz? — Myungsoo spojrzał pytająco na Shin Ya, która od dłuższego czasu patrzyła na nich z kamienną miną, zdradzającą znudzenie i mdłości widokiem tej dwójki.
— Jestem uczulona na czekoladę — poinformowała go ponuro.
— Że co? — Parsknął śmiechem. — Niedorzeczność!
— A owszem. — Shin Ya zadarła z godnością podbródek. — Dla jasności: wcale nie lubię czekolady. Cieszę się, że akurat z wszystkich słodyczy to akurat na nią mam uczulenie.
— Moje biedactwo, nic nie wiedziałam — skłamała Bo Ill, pozorując smutek. — Upiekłabym coś innego, naprawdę.
— Ależ nie! — Shin Ya nieco zbyt piskliwie podniosła głos. — Najedzcie się tym ciastem! Niech wyjdzie wam na zdrowie! Ja i tak jestem już pełna. — Mówiąc to, podniosła się z kanapy i zgarnęła pod pachę laptopa. — Dobrze się bawicie w swoim towarzystwie, więc pójdę pisać. Teraz tylko na tym mi zależy — powiedziała z ostentacyjną powagą, po czym wymaszerowała ciężkim krokiem po schodach, zamykając się w sypialni.
— Ty parszywa dziewucho…! — mruknął cicho Myungsoo, już szykując się, by iść w ślady Shin Ya i dać jej do słuchu, co sądzi o takim zachowaniu, kiedy Bo Ill złapała go za ramię.
— Daj jej spokój. Znam moją siostrę i wiem, że często popada w taki trudny humor. Musisz się do tego przyzwyczaić. Teraz nawet nie było najgorzej. Czasami potrafi zachowywać się naprawdę dziwacznie.
— Coś o tym wiem. — Skwitował, czując jak ogarnia go podły nastrój.
— Najlepiej to zostawić ją w spokoju. Zjedz jeszcze trochę ciasta.

***


Ostrożne pukanie do drzwi oderwało Shin Ya od pisania. Stukała w klawiaturę małego notebooka już trzy godziny, całkowicie zatracając się w tym, co robi. Jeszcze nigdy w życiu nie popadła w tak głęboki ocean weny.
Dlatego niepożądany dźwięk, wślizgujący się do jej uszu spowodował, że jęknęła z niezadowoleniem, zarazem zdumiona, że oderwała się od rzeczywistości na tak długo.
— O co chodzi, kretynie? — Oderwała się od biurka i otworzyła drzwi sypialni, spodziewając się ujrzeć swojego nieodżałowanego męża, jednakże to pani Jang spoglądała na nią za szkieł swoich okularów.
— Przygotowałam już kolacje — poinformowała kobieta rzeczowo, ignorując wcześniejsze niezadowolenie w głosie dziewczyny.
Shina Ya natychmiast chciała naprawić swój nietakt. Nie była przecież tak źle wychowana, na jaką właśnie wyszła.
— Dziękuję, zaraz zejdę. — Wysiliła się na uśmiech, który gospodyni jakoś nie miała chęci odwzajemnić. Odwróciła się jedynie spokojnie i odeszła od progu drzwi.
Dziewczyna westchnęła z rezygnacją i poczłapała smętnie za kobietą. Prawdę mówiąc, nie była głodna. Gdyby to od niej zależało, wróciłaby do pisania i korzystała z daru natchnienia, który przecież nie zdarzył się nigdy wcześniej w takiej ilości, ale wiedziała, że wspólna kolacja, przy wspólnym stole to coś, na czym pani Jang zależy.
Na krześle w jadalni siedział już Myungsoo. Po siostrze nie było śladu. Może ta długonoga, seksowna poczwara zakończyła już nalot na ich mieszkanie?
Shin Ya z godnością zajęła swoje miejsce, wyczuwając bezemocjonalne spojrzenie chłopaka na twarzy. Nie zamierzała odwzajemnić zainteresowania, wciąż jeszcze trochę bocząc się za siostrę, chociaż Myungsoo w nawet małym stopniu nie był winny podłości Bo Ill.
Pani Jagn postawiła na stole wiele mniejszych i większych miseczek z potrawami, a także poukładała elegancko pałeczki, tak, by mogli jeść w wykwintnej atmosferze.
Smakowity aromat potraw sprawił, że brzuch Shin Ya wydał serię dziwnych, bulgoczących dźwięków, przypominając właścicielce o swoich prawach.
Myungsoo, nie mogąc się powstrzymać, parsknął tłumionym śmiechem, przykładając dłoń do ust.
Shin Ya natychmiast spiorunowała go wzrokiem, czując coraz większą irytacje w stosunku do męża. Widać wyszła za totalnego dzieciaka, skoligaconego niefortunnie z kretynem.
— Możemy jeść. — Pani Jang zajęła honorowe miejsce na końcu stołu, które przydzieliła sobie samodzielnie. Widać pozycja gospodyni domowej nie dyskwalifikowała jej, jako osoby najważniejszej w tym domu. Nikt zresztą nie śmiałby jej z owej rangi zdetronizować.
Posiłek przebiegał w milczącej, ciążącej atmosferze, raczonej co rusz podejrzliwymi spojrzeniami Pani Jang, która wprawdzie zachowywała się dyskretnie, ale nie umknęła uwagi nowożeńców.
Myungsoo zasadził lekkiego kopniaka dziewczynie pod stołem, a kiedy już jej gromkie spojrzenie skierowało się na niego łaskawie, skinął podbródkiem na jedzącą w spokoju kobietę. Był to niemy sygnał ostrzegawczy.
Szpieg ojca węszył i już pewnie w głowie spisywał raport. Potrzebowali naprędce zbudowanych pozorów.
— Może spróbujesz kawałek udka… eee…. Kochanie? — Shin Ya zwróciła się do chłopaka przesadnie miłym tonem, biorąc w pałeczki porcję mięsa.
Myungsoo wyglądał jak reaktywowana do działania maszyna, lekko skonsternowana zadaniami, które przyjdzie jej wykonać. Mimo to, przyjął swoją rolę, wymuszając na ustach uśmiech.
— Oczywiście, skarbie! — Niechętnie wziął w usta jedzenie, przeżuwając go z obrzydzeniem. Nie lubił domowych obiadków, wolał jadać po barach szybkiej obsługi. Niezdrowe, tuczące żarcie to był raj dla jego podniebienia. O dziwo, pozostawał chudy jak tyczka.
Pani Jang zerknęła na nich podejrzliwie z nad oprawek ostrych okularów. Nie wydawała się przekonana do scenki, rozgrywającej się na jej oczach. Nie odezwała się jednak, więc młodzi grali dalej.
— Jak ci minął dzień? — pozornie zapytał Myungsoo, przełknąwszy już nieznośny kawałek w ustach.
— Em, dobrze. Dziękuję, że pytasz — odpowiedziała, mimowolnie rumieniąc się na myśl o miłym właścicielu restauracji, który zwrócił na nią uwagę. Miała ogromną chęć pochwalenia się tym przed swoim nieodżałowanym mężulkiem, ale zdusiła w sobie pokusę, świadoma, że chwila błogiego tryumfu kosztowałaby ją masą kłopotów.
Myungsoo skończyły się pomysły na rozmowę. Zaległa ponowna cisza, mącona wyłącznie dzwonieniem sztućców o talerze.
Razem z Shin Ya wymienili się naglącą mimiką twarzy, ale żadne jakoś nie pokusiło się o kolejną, sympatyczną rozmowę.
— Nie zapytasz, jaki mi minął dzień? — Chłopak prowokująco wycedził przez zęby, powoli tracąc cierpliwość o siedzącego przy stole monstrum, w roli jego małżonki.
Shin Ya skrzywiła się z grymasem.
— Jak ci minął dzień? — odparła pytaniem bez większego zainteresowania.
— Odwiedziłem dzisiaj ojca.
— Świetnie. Jak zdrowie pana Kim? — spytała, czując się jak aktorka, obserwowana przez uważną widownie. Co z tego, że ów widownia składała się z jednej osoby?
— Mojego staruszka nawet czołg by nie zabił — wyparował chłopak, czego szybko pożałował, ponieważ pani Jang z brzdękiem odłożyła pałeczki na stół, porażona zasłyszanymi słowami.
Shin Ya zdusiła w sobie śmiech na widok zakłopotania Myungsoo. Dobrze mu tak. To kara za dzisiejsze faworyzowanie jej nieszczęsnej pseudo siostruni.
— Chciałem powiedzieć, że ma… zdrowie konia — sprostował chłopak, wcale nie czując, aby użył właściwszych słów, by poprawić sytuacje.
— Kretyn. — Shin Ya udała, że kaszle, przykładając rękę do ust.
Natychmiast obrzucił ją ściekłym spojrzeniem, w myślach już układając stosowny rewanż za doznane krzywdy.
— Mój słodki pączuszku, spróbuj trochę warzyw. — Z tymi słowami, nałożył jej miłosiernie do półmiska kilka świeżo skrojonych papryczek. — Nie chcę się skarżyć, ale jesteś dość ciężka, kiedy w nocy próbujesz zachowywać się jak tygrysica. — Złośliwość okrasił, jakże ujmującym uśmiechem, nad którym sami aniołowie czyniliby zachwyty.
Shin Ya zastygła w bezruchu, akurat trzymając w pałeczkach kolejny kawałek wyśmienicie przyrządzonej przez gospodynie wołowiny.
Takiej zniewagi nie mogła puścić mimo uszu, a ponieważ wściekłość nie pozwoliła jej na przebiegłe myślenie, odpłaciła się solidnym kopniakiem w łydkę Myungsoo, który już świętując przedwczesne zwycięstwo, niczego się nie spodziewał.
Chłopak podskoczył na krześle, jakby od spodu siedziska wyrosła potężna igła, kłując go w zadek. Pani Jang popatrzyła na młodego dziedzica z zaskoczeniem.
 Przy stole nie życzę sobie żadnych zbereźnych komentarzy! Wszystko w porządku?
— Nic wielkiego. — Przez zaciśnięte usta Myungsoo przebiły się słodkogorzkie słowa. — To tylko jakiś obleśny robal ugryzł mnie w nogę.
— Mamy w domu robactwo? — Gospodyni skrzywiła się sceptycznie, za stara już, aby łapać aluzje, co resztą wyszło dobrze, bo przecież młodzi za wszelką cenę chcieli zachować pozory, nawet jeżeli jedyne co potrafili, to wzajemnie się prowokować.
— Tylko jednego, parszywego karalucha, którego widuje w tym mieszkaniu codziennie. — Myungsoo bezradnie wzruszył ramionami.
— Trzeba kupić środki dezynfekujące. — Pani Jang wytarła usta w ręcznik, wciąż biorąc temat na poważnie. — Niewiarygodne! To przecież nowoczesne budownictwo, osiedle ma mniej niż rok!
— Obawiam się, że na ten rodzaj robactwa nie pomoże żaden środek — powiedział Myungsoo rewelacyjnie się bawiąc i jakby nie dostrzegając czerwonej ze złości małżonki.
— Coś takiego! — Kobieta pokręciła głową.
— Pani Jang, nie widzi pani, że Myungsoo sobie z pani żartuje? — Shin Ya nie wytrzymała i z hukiem odstawiła szklankę wody na stół.
Dopiero wtedy w oczach gospodyni rozbłysło światełko zrozumienia, przekształcone natychmiast w niezadowolenie.
— Młodzieńcze, tylko bez takich! — Zgromiła chłopaka, zawstydzona, że jej przebiegłość została tak brutalnie ośmieszona. — Może i jestem już za stara na wasze szmatki gadki, ale nie zapominaj, że w innych sprawach nie brakuję mi bystrości. Tylko czekaj!
Oczywiście zarówno pani Jang, jak i Myngsoo chowali za swoimi przekomarzaniami nić wiążącej ich sympatii. Naturalnie, każde uważało się za wroga. Gospodyni była szpiegiem ojca, a chłopak młodym, rozpuszczonym dziedzicem, którego należało nieustannie prostować do pionu. Trudno było jednak zdusić to uczucie rozbawienia, które czuli w stosunku do siebie.
Może jednak uda się panią Jang przeciągnąć na swoją stronę?, planował już w duchu Myungsoo, zacierając rączki, że w ten oto sposób bezkrwawo rozbroi tykającą bombę ojca.

***

Po całym dniu była tak zmęczona, że przed oczami miała już tylko upragniony obraz jej samej leżącej w mięciutkim łóżku, nakrytą przyjemną kołdrą i wtuloną w poduszkę.
Może to za wcześnie, aby przyzwyczaić się do nowego miejsca?, myślała przygnębieniem. Niektórym osobom potrzeba wiele czasu, aby zaakceptować zmiany. Jej brakowało jednak przede wszystkim poczucia, że gdzieś ma dom. Jeżeli nie tutaj, to u ojca.
Nie czuła jednak tego. Od kiedy w ich rodzinnej posiadłości zamieszkała pani Lee z Bo Ill wszystko tylko się skomplikowało. Nie wyobrażała sobie, aby miała uciekać do tego domu w chwilach, kiedy życie staje się nie do zniesienia, a ona desperacko szukała pocieszenia.
To już wolała zostać tutaj z Myungsoo, chociaż nienawiść do tego chłopaka przeniknęła już głęboko w jej kości i trawiła ją bezlitośnie od środka niczym zabójcza choroba.
Weszła do sypialni, tęsknie spoglądając w stronę łóżka. Musiała przyznać, że to ofiarne ze strony chłopaka, że sam spał na podłodze. Dopiero teraz w pełni doceniała to rozwiązanie. Miała łóżko tylko dla siebie.
I pomyśleć, że jeszcze niedawno oblewała się zimnym potem na myśl o ich nocy poślubnej. W całym tym układzie najlepsze było to, że oboje nie chcieli mieć z sobą nic wspólnego, żadne nie starało się na siłę niczego udawać. To dawało jej poczucie komfortu.
Nie wymagała niczego od Myungsoo, a tym samym nie musiała dawać nic od siebie. Działanie sobie na nerwy było oczywiście skutkiem ubocznym, ale łatwiej nienawidzić niż kochać. W obu przypadkach tracisz, ale to kochając możesz zostać zranionym.
Ściągnęła sweter, rzucając go niedbale na łóżko. Spojrzała na siebie w stojącym w rogu lustrze, gdzie w odbiciu dostrzegła naelektryzowane włosy. Uśmiechnęła się krzywo. Gdy nauczyła się śmiać z samej siebie, było łatwiej.
Wieczna brzydota, właśnie to miała na twarzy od urodzenia. Kolejna rzecz, w kwestii której nie należy się oszukiwać.
Jednak tym razem wyróżniały ją także dwa, wyraziste rumieńce. Przyłożyła dłonie do policzków, czując jak bardzo są rozgrzane. Serce biło radośnie, gdy odważyła się wspominać uroczego mężczyznę z restauracji.
Wobec takich marzeń była ostrożna, ale nie chciała ich porzucić. Postanowiła, że cokolwiek kieruje tym przystojnym człowiekiem, pragnęła brnąć w intrygującą znajomość.
Może to wreszcie jakiś bonus od życia?
Pogrążona w swoich marzeniach, otępiona wizją bycia w końcu kochaną, a zarazem zmęczona i senna, ziewnęła szeroko i nie zastanawiając się wiele, szarpnęła za drzwi łazienki, otwierając je na oścież.
Nie zdążyła jeszcze zamknąć przy ziewaniu ust, kiedy jej źrenice urosły do rozmiarów wielgachnych monet, świecących się od dogłębnego szoku.
— Jasny gwint! — Tylko tyle zdołała powiedzieć na widok stojącego na środku łazienki Myungsoo. I nie byłoby to zdarzenie wielce skandaliczne, gdyby nie fakt, że chłopak świecił istną golizną.
Zdążył jeszcze na gwałt i na oślep porwać z wieszaka ręcznik, by okryć nim zakazane partie ciała, ale przy tym omal nie poślizgnął się na mokrych kafelkach, robiąc ze dwa razy akrobatyczne popisy rękoma.
— Zboczona wiedźma! — wrzasnął opętańczo, wściekle i ze wstydem, nie mogąc tego ręcznika okręcić sobie wokół bioder, tak drżały mu ręce.
Shin Ya cofnęła się, jakby ktoś grzmotną ją w twarz. Niezgrabne stopy zaplątały się o siebie wzajemnie, potykając się jeszcze o nieznośny dywan i to spowodowało, że dziewczyna wywinęła filmowego fikołka.
Upadając, zobaczyła w powietrzu ów nieszczęsne, własne stopy i machając desperacko rękoma, zaliczyła solidne grzmotnięcie w ziemie i coś jeszcze, co okazało się być nogą stolika.
Mebel zachybotał ostrzegawczo, a stojąca na nim szklanka pełna wody, przewróciła się, wylewając całą zawartość na twarz nieszczęśnicy, wieńcząc tragizm odgłosem chlupnięcia.
Potem zapadła chwila ciszy, nietrwałej zresztą, bo Myungsoo wytoczył się z łazienki jak wściekły byk na włoskiej arenie. Miał już na sobie bokserki i ręcznik, przewieszony na szyi.
— Co to miało znaczyć? — krzyknął pretensjonalnie.
Shin Ya uniosła głowę, z włosów której ściekały kropelki wody. Wyglądała jak ulizane, zmokłe zwierzątko, istne nieszczęście jeszcze nie rozumiejące za co się na nie krzyczy.
— Hm? — Spojrzała na małżonka z dezorientacją.
— Czemu wepchałaś mi się do łazienki? — Zaczął wymachiwać rękoma, jakby chcąc nimi kogoś zabić. — Powinnaś zapukać, do jasnej cholery!
— A ty powinieneś zamknąć drzwi! — Dźwignęła się do pionu, odzyskując nagle rezon i świadomość swojej winny; nie chciała brać jej jednak na siebie całkowicie, skoro oboje nie popisali się szczytem inteligencji.
— Nie jestem nauczony zamykać łazienki we własnej sypialni! — Myungsoo gniewnie wyśmiał jej pretensje.
— A ja nie jestem nauczona pukać we własnej sypialni! — odpłaciła mu się pięknym za nadobne, zresztą nie kłamiąc w tej kwestii, bo wciąż nie przyzwyczaiła się, że sypialnie przyszło jej dzielić z takim delikwentem.
Klatka piersiowa Myungsoo wciąż jeszcze unosiła się i opadała, oddychając samym tylko gniewem. Potem uśmiechnął się zjadliwie, próbując odzyskać resztki roztrzaskanego honoru.
— Mam nadzieję, że się napatrzyłaś, bo więcej nie dostaniesz.
Shin Ya zmarszczyła brwi.
— I co mnie to? — Wzruszyła ramionami. — Szczerze mówiąc, nie ma się czym chwalić. — Zerknęła znacząco w stronę bokserek chłopaka.
— Że co proszę?! — Najeżył się; gdyby był psem, pewnie wszystkie włoski stanęłyby mu dęba.
— No mówię. — Shin Ya udała niewiniątko. — Równie dobrze mogłabym patrzeć na cherubinka z parku. Różnicy nie ma.
— Odwołaj to! — Wbił ją nią ostrzegawczo palec wskazujący. Takiej wściekłości u niego jeszcze nie widziała, ale o dziwo poprawiał ten widok jej humor. Bać się nie bała. Miała go gdzieś.
— Nie odwołuję prawdy. — Uśmiechnęła się cynicznie.
— Złośliwa, zboczona wiedźma! — Podsumował ją krzykiem.
— Goły cherubinek! — Wystawiła mu język w iście przedszkolnym stylu, co wywołało kolejną falę dziecinnego zachowania.
Myungsoo zerwał z karku ręcznik i rzucił się nim na dziewczynę.
— Jeszcze tego pożałujesz! — Z jego ust wyrwał się wojowniczy okrzyk. Shin Ya pisnęła dziko i wskoczyła szybko na łóżko, przebiegając po nim na drugą stronę, zaś chłopak pędził tuż po jej śladach.
Przez chwilę biegali tak w około, wygrażając sobie na wiele sposobów, a cała sypialnia wypełniała się dzikimi wrzaskami przerażenia i gniewu.
Złapała za poduszkę, niby tarczę przed ręcznikiem, ale i tak była okładana z każdej strony, a jej krzyki niewiele pomagały. W końcu złapała Myungsoo za włosy i pociągnęła z całej siły, aż wrzasnął z bólu i upadł na podłogę.
Wtedy chciała go tą poduszką przydusić, co zresztą już wcześniej miało miejsce, ale w porę rzucił ją z siebie mocnym kopniakiem z kolana w jej brzuch.
Zaczęli się tarzać po podłodze. Ostatecznie Myungsoo zdołał stanąć na nogi i podniósł Shin Ya do góry, przerzucając ją sobie przez ramię niczym worek.
Wierzgała nogami i okładała go rękami po plecach, ale on odpłacił jej się bolesnym klapsem w tyłek.
— Aj! Ty palancie, jak mnie zaraz nie puścić to….!
W tym momencie drzwi otworzyły się w hukiem, a pani Jang stanęła w futrynie niczym pradawne, budzące grozę bóstwo.
— Co się tu wyprawia? — Obrzuciła młodych zgorszonym spojrzeniem.
Myungsoo, w samych bokserkach i włosami rozczapierzonymi, jakby przez dotyk pioruna, stał na środku sypialni w rozkroku i trzymał przerzuconą sobie na ramię Shin Ya, która wciąż jeszcze nie odzyskała wątpliwej urody po prysznicu ze szklanki.
Pani Jang, widząc, że żadnego wytłumaczenia nie dostanie, ujęła się pod boki, kręcąc z rezygnacją głową.
— Czy pod tym dachem mieszkają dzieci? — spytała surowo.
— My… — Myunsgoo natychmiast odstawił małżonkę na ziemie, która odzyskawszy upragnioną wolność, poprawiła z godnością koszulkę i odgarnęła z twarzy kępy mokrych włosów.
— Jesteście małżeństwem czy rodzeństwem? — Pani Jang weszła do środka, stawiając groźne kroki, brzmiące donośnie na podłodze. — Wydzieracie się, jak banda pomyleńców. Sąsiedzi gotowi są pomyśleć, że kogoś tu zarzynają!
— To z miłości… — wypaliła cicho Shin Ya nim zdołała pomyśleć, za bardzo skruszona pod naciskiem spojrzenia gosposi.
— Już ja widzę, jaka to ta wasza miłość! — prychnęła pani Jang. — Wam się wydaję, że ja kupię tą sielankową bajeczkę z kolacji? Tłuczecie się, jak goryle w czasie godowym! — warknęła — A jesteście dorosłymi ludźmi, wkraczającymi wspólnie w nowe życie!
— I co? Puści pani kabel do mojego starego? — Myungsoo, widząc sromotną przegarną, porzucił pozory grzecznego chłopca, niewiele sobie już robiąc z morałów starej kobiety.
Pani Jang zazgrzytała zębami.
— Może puszczę, ale jeszcze nie teraz! Daje wam czas, żeby się dogadać, ale naprawdę dogadać, rozumiecie? — Przesunęła spojrzeniem po ich twarzach. — Nie życzę sobie kolejnej szopki w waszym wydaniu! Czy to zrozumiałe?
— Tak. — Shin Ya niemrawo przytaknęła.
— I co się płaszczysz? — Myungsoo zaśmiał się z pogardą. — Jesteśmy dorośli, nie musimy dawać się karcić.
Szybko tego pożałował, kiedy gospodyni zaserwowała mu grzmotnięcie w plecy, a mimo iż była stara, cios miała jak zawodowy zapaśnik.
— Ała! — jęknął chłopak z zaskoczeniem.
— Będziecie traktowani jak dzieci, bo widzę, że nimi jesteście! Wiek nie ma tu nic do rzeczy! — powiedziała dobitnie.
Kiedy wyszła, małżonkowie spojrzeli na siebie z wyrzutem.
— To twoja wina! — odezwali się równocześnie.
— Moja? — Shin Ya dotknęła z niedowierzaniem piersi.
— Nie kłóćmy się! — Myunsoo machnął ręką. — Inaczej to babsko znowu do nas wróci. Strach się bać, co wymyśli następnym razem.
— Okey, udajmy, że nic się nie stało. Mam na myśli łazienkę. — Wzruszyła ramionami, wchodząc pod kołdrę. Marzyła już tylko o śnie.
— Wreszcie masz jakiś dobry pomysł. — Pochwalił ją zjadliwie, samemu rozkładając posłanie na ziemi. — Przysięgam, że następnym razem zamknę się na cztery spusty.
— I bardzo dobrze! — mruknęła, odwracając do niego plecami, nie wiedząc jeszcze, że tak łatwo nie pozbędzie się gołego cherubinka ze swoich myśli.


  

___________________________________________________

Po długiej nieobecności, jestem! :) Mam nadzieję, że rozdział zadowalający, a ponieważ sprawdzany dość pobieżnie, mogą zdarzyć się błędy. Za wskazanie ich będę wdzięczna! Pozdrawiam serdecznie!

4 komentarze:

  1. Jak ja nienawidzę tej Bo Ill! Kogo ona chciała oszukać tym, że sama upiekła to ciasto? Błagam! Ponadto ta jej przesłodzona uprzejmość... aż mi się rzygać zachciało. Nie dziwię się, że Shin Ya niechętnie zareagowała na jej niezapowiedzianą wizytę. Sama doskonale wiem, jak to jest, gdy nagle masz przypływ weny, a nie możesz jej całkowicie wykorzystać. To takie frustrujące! Dlatego całe szczęście, że pojawił się Myungsoo - główny powód, dla którego ta poczwara u nich się pojawiła. Śmiać mi się chciało, gdy wmówiła chłopakowi, że upiekła ciasto, chociaż sekundę wcześniej przyznała siostrze, że je kupiła i dała za nie sporo kasy. Co za tandetna dziewucha ;x. A Myungsoo tylko zobaczy zgrabne nogi i już o wszystkim zapomina. Oprzytomniej, chłopie! Jak cię ta poczwara potraktowała, gdy chciałeś jej pomóc i kupiłeś jej nawet buty?! Teraz, gdy okazuje się, że jesteś bogaty to nagle księżniczka się tobą zainteresowała -,-. Bałwan z tego Myungsoo i tyle. Nie musi kochać Shin Ya, ale olewanie jej dla tej dziuni było poniżej jego poziomu, naprawdę. Chociaż plusem jest to, że główna bohaterka zaszyła się w swoim pokoju i mogła spokojnie popisać.
    Taa... chyba tylko skończony idiota uwierzyłby w tę sielankę przy obiedzie. Przecież na kilometr widać, że Shin Ya i Myungsoo darzą się nienawiścią i absolutnie nie potrafią się w niczym zgodzić. Są jak rodzeństwo (w tym przyznam rację gosposi), które nie potrafi usiedzieć spokojnie w towarzystwie drugiego. Nawet udawanie im nie wychodzi. W sumie... czy coś im wspólnie w ogóle wychodzi? Właśnie.
    Akcja z łazienką była naprawdę boska! Oczywiście Shin Ya musiała się wywalić, no bo jakby inaczej xD. Hahaha goły cherubinek! No nie mogę z tego! Nic dziwnego, że Myungsoo poczuł się urażony i doszło do prawdziwej "braterskiej" bójki haha xD. Dzieciaki z nich na maksa. Nic dziwnego, że gosposia przyszła i zrobiła im kazanie. Ciekawe tylko, czy to coś da i nasza dwójka w końcu się dogada ;>.
    Czekam na nowość i życzę weny <3.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy pisałam już jak bardzo uwielbiam to opowiadanie? Pewnie tak, ale muszę znowu to powtórzyć. Uwielbiam! Może Shin Ya i Myungsoo jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy, ale oni pasują do siebie ;D Chemia jest. Mimo że się biją, wyzywają i patrzą na siebie z niechęcią. Początki zazwyczaj takie bywają, więc już zacieram rączki, kiedy zacznie się między nimi coś poważnego ^^ Przecież to przekomarzanie ich jest przezabawne ;D Zabiła mnie scena z łazienką, a następnie w sypialni, gdzie zachowywali się jak goryle - jak to nazwała ich gosposia. Perfekcyjne porównanie. Rzeczywiście tłuką się jak rodzeństwo. Shin Ya wypaliła, że to z miłości - niech poczekają jeszcze trochę to rzeczywiście tak będzie. Ach i jak tu ich nie lubić.
    Bo Ill. Ech, ta dziewucha. Taa już widzę jak ona piekła to ciasto. Takie bajeczki to może sprzedawać dzieciom. Shin Ya od razu ją rozgryzła, nie to co Myungsoo. Faceci. Zobaczył długonogą piękność i był już u jej stóp. Dobrze, że Shin Ya wyszła stamtąd i poszła do innego pokoju, żeby pisać. Na jej miejscu również nie zniosłabym tego widoku xD
    Z niecierpliwością czekam na nowość <3 Mam nadzieję, że pojawi się zdecydowanie szybciej niż ten. Dużo weny ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dzieci, inaczej nie da się ich określić, co nie zmienia faktu, że są rozkoszni xd naprawdę to słodkie! <3
    Pani Jang jest jak cerber xd widać kto rządzi w domu :D
    Takie przepychanki Myungsoo i Shin Ya są cudowne i robią mi dzień xd Bo Il... mogę ją zabić? albo chociaż potorturować? Serio, przydałoby się jej, lepiej prezentowałaby się bez głowy, nie mogłaby się odzywać. Aish, naprawdę nie cierpię jej, bezczelna su*ka i jeszcze fałszywa i obłudna.
    Czekam na kolejny rozdział <3
    dirty-breath

    OdpowiedzUsuń
  4. Super napisane. Musze tu zaglądać częściej.

    OdpowiedzUsuń