Odcinek 6: Idealny obraz.

„Closer” mieściło się na parterze niepozornego budynku handlowego, na jednej z Seulskich ulic. Właściwie nic go nie wyróżniało. Gdyby nie mały baner nad wejściem do lokalu, pewnie nikt z przechodniów nie miałby pojęcia, że za oszklonymi drzwiami chowa się agencja reklamowa.
Tyle, że nawet ów banner niezbyt skutecznie rzucał się w oczy śpieszącym się wiecznie seulczykom.
Nic więc dziwnego, że Myungsoo, opatrzony w miniaturową mapkę, miał początkowo trudności znaleźć podupadłą firmę, którą kazano mu postawić na nogi.
Nie dość, że z parkowaniem miał spory problem, to jeszcze lokalizacja agencji pozostawiała wiele do życzenia. Z trudem godził się z rzeczywistością, w której „Closer” ginęło w gąszczu kawiarenek, sklepów odzieżowych i obuwniczych oraz warsztatów i salonów.
Sądził, że ojciec zainwestował pieniądze w coś bardziej rokującego.
Pchnął oszklone drzwi i znalazł się w przyjemnie wyglądającym pomieszczeniu z białymi ścianami, gdzie widniały duże, czarne litery, układające się w napis „Closer” oraz z kompletem eleganckich mebli biurowych.
Przy długim, szklanym stoliku siedziała sześcioosobowa załoga tej podupadającej firmy. Wraz z jego wejściem, wszystkie oczy spoczęły na nim raptownie, a on zgubił język w gębie.
Psia krew! Przecież nie znał się na biznesie!
— Kim Myungsoo, jak mniemam? — Jako pierwszy odezwał się około trzydziestoletni Koreańczyk, o niezbyt imponującej urodzie, który srodze podniósł się z krzesła, mierząc przybyłego lodowatym jak Arktyka spojrzeniem.
Mężczyzna miał na sobie garnitur, jako jedyny z ekipy, gdyż pozostali – dwie dziewczyny, trzech chłopaków – nosiło się raczej luźno i kolorowo.
— Zgadza się. — Myungsoo odkłonił się, jak już zdołał się domyśleć, szefowi „Closer”. Byłemu szefowi.
— Lee James. — Przedstawił się. — Miło, że zaszczycił pan nas swoją obecnością.
Tak miło, że posiekałbyś mnie na kawałki., pomyślał chłopak, czytając z oczu mężczyzny jak z otwartej księgi.
— To Sora, Ha Ni, Jett, Ye Ryum oraz Ji Ho. Moja załoga. — Przestawił każdego z osoba.
Wszyscy podnosili się z miejsc, by odkłonić się Myungsoo, ale ten z trudem zapamiętywał kto jest kim.
— Naprawdę miło poznać. — Czuł, że z każdym słowem zaczyna się pogrążać. James był już dojrzałym mężczyzną, on ledwie chłopcem, z pewnością nikt nie przyjmował miło do wiadomości, że ich szefa zastąpił ktoś tak wątpliwie kompetentny.
— Proszę usiąść. — James wskazał wolne krzesło. — Chce się pan czegoś napić?
— Dziękuję, nie trzeba. — Myungsoo zajął swoje miejsce, trzymając się w pionie dość sztywno. Ekipa patrzyła po sobie ukradkiem, wymieniając nieme komunikaty. Wątpił, czy przychylne.
— Zatem, czy jest coś, co mogę dla pana zrobić na początek?
Myungsoo na gwałt przypominał sobie wszystko, co nauczył się o biznesie. Miał wrażenie, że lekceważąco przyjęta przez niego wiedza teraz nie przydaje się ani trochę w praktyce.
— Chciałbym przejrzeć księgi rachunkowe — poprosił niezbyt pewnie.
— Wedle życzenia. — Jasmes skinął głową. — Osobiście po nie pójdę.
Kiedy stos teczek wylądował przez nim na stole po koło pięciu minutach, Myungsoo drżącą ręką sięgnął po pierwszą od góry.
Wertował dziesiątki faktur, rozliczeń na koniec miesiąca i innych, jego zdaniem pierdół, sam nawet nie wiedząc po co to robi.
Ostatecznie, ku własnemu zdumieniu, zaczynał zauważać, że zleceń agencja miała niewiele. Ostatni rok był dla „Closer” wyrokiem śmierci. Ledwie dwa, mało płatne zlecenia. Nic dziwnego, że upadli na dno.
— Kto w tej firmie zajmuje się szukaniem potencjalnych klientów? — zapytał w końcu Myungsoo.
— Ja, proszę pana. — Ha Ni, drobna Koreanka w stanowczo za dużych okularach, nieśmiało podniosła dłoń. Nie mogła przekroczyć jeszcze trzydziestki, ale już nosiła ubrania ukochanej ciotki.
— Na rynku ciągle pojawia się coś nowego — zauważył — Dlaczego w ostatnim miesiącu nie było ani jednego zlecenia?
— Konkurencja jest zbyt duża, proszę pana — odparła płaczliwie dziewczyna. — Trudno się przebić.
— Ależ nic podobnego, kiedy oferuje się coś lepszego niż inni. — Sprzeciwił się Myungsoo. — Grunt to dobry pomysł. Czy ktoś zajmuje się analityką rynku? Sprawdza, co teraz przemawia do ludzi, jak najłatwiej do nich dotrzeć, aby coś sprzedać? — Nie świadomie podniósł głos. — Nasze reklamy muszą być strzałem w dziesiątkę! Wtedy firmy same będą się do nas zgłaszać.
— W teorii to wszystko wiemy. — James chrząknął niecierpliwie. — Z całym szacunkiem, ale pięknie słowa to nie to samo co praktyka. Wszystkie agencje walczą o przetrwanie. Wszyscy mają najlepsze pomysły.
— Więc nasze muszą być lepsze od najlepszych — powiedział Myungsoo.
James zacisnął szczękę, mierząc chłopaka ognistym spojrzeniem.
— Proszę zatem udowodnić nam, że pan potrafi zdziałać taki cud. Wszyscy dobrze wiemy, że to pański ojciec wykupił „Closer”, aby to pan mógł naszym kosztem się sprawdzić. Jesteśmy dla pana tylko marnym sprawdzianem. Wcale panu nie zależy na naszym dobru.
Myungsoo natychmiast pociemniało w oczach.
— Czy to moja wina, że pana nieudolność doprowadziła „Closer” do ruiny i spowodowała, że wykupiono go za bezcen? — Zdenerwował się chłopak.
— A co pan może o tym wiedzieć? — James z furią cisnął te słowa. — Śpi pan na dziedzictwie ojca, bawi się pan za jego pieniądze. Mam uwierzyć, że pańskie dłonie skalały się kiedykolwiek zwykłą pracą?
Tego było dla Myungsoo za wiele. Ze złością poderwał się z krzesła, ku przerażeniu reszty ekipy, obserwującą kłótnie z dystansu.
— Myli się pan co do mnie! — wysapał z gniewem. — Od dziecka miałem wpajane, jak budować potęgę własnymi rękoma! Nie jestem tylko rozleniwionym paniczykiem! Udowodnię panu, że potrafię postawić ten ledwie zipiący kapitał „Closer” na nogi!
James uśmiechnął się kąśliwie.
— Czekam na pierwsze rezultaty.

***

Niepewnie przekroczyła progi lokalu „Joy&You”. Jej wypad na miasto przewidywał pierwotnie wizytę u ulubionej fryzjerki, która przycinała końcówki włosów Shin Ya. Potem meldunek w redakcji, kiedy powiedziała, że tym razem nie dostarczy artykułu – pracuje od teraz na własny rachunek. O ile książka okaże się na tyle dobra.
Ale kiedy to wszystko już załatwiła, nagle po złapaniu autobusu, znalazła się pod restauracją Yang Ho i to zupełnie nieświadomie, jakby nagle to serce pokierowało jej nogami, a nie rozum.
Po wejściu uderzyła w nią przyjemna, charakterystyczna woń kawy i przypomniawszy sobie o małej, białej filiżance, którą mężczyzna położył przed nią tamtego dnia, zarumieniła się jak idiotka.
Poza nią, w restauracji było jeszcze kilkoro ludzi. Jakiś samotny staruszek, czytający gazetę. Młodzi zakochani, gruchający do siebie nad stołem, trzy plotkujące ze sobą przyjaciółki.
Shin Ya przesunęła po wnętrzu niepewnym wzrokiem, przełykając z nerwów ślinę. Było coś przyjemnego w tym napięciu, jakie odczuwa się, kiedy człowiek myśli, że jest zakochany, a przynajmniej spotyka się z osobą, która uważa cię za naprawdę ładną.
Była łakoma tych komplementów, męskiej uwagi i tego wszystkiego, co uważała za dawno dla siebie stracone.
Yang Ho wyłonił się z zaplecza, niosąc na tacy kawę i ciasto dla trajkoczących przyjaciółek, ale na jej widok zatrzymał się jeszcze przy ladzie.
Kiedy na jego ustach zagościł szeroki uśmiech zadowolenia, Shin Ya przestała się obawiać, że postąpiła głupio.
— Och, to pani! — zawołał z uciechą.
— Nie mogłam zapomnieć o pana wybornej kawie. — Założyła nieśmiało włosy za ucho.
— Ach, wiedziałem! Moja kawa to remedium na wszystko, prawda? — Odniósł zamówienie do klientek i czym prędzej wrócił do niej, oddając tacę innemu kelnerowi.
Podobało jej się, że właściciel interesu sam pracuję z innymi. To był naprawdę rzadki widok.
Usiadła przy wolnym stoliku, tym samym co kilka dni wcześniej, skąd miała widok na ruchliwą ulicę. Piękny, słoneczny dzień tylko poprawiał jej już i tak wyśmienity nastrój.
— Widzi pan, okazało się także, że tylko tutaj mogę pisać jak szalona — wyznała, kiedy usiadł naprzeciwko, jakby to było najnormalniejsze na świecie, jakby nie musiał czekać na jej pozwolenie.
— Pamiętam! Coś pani zapisywała wtedy na karteczce, zdaję się, że nieładnie pani przerwałem.
— Nic podobnego! — Machnęła ręką. — Nastroił mnie pan do pisania. Tchnął pan we mnie zupełnie nowe pomysły. — Pomyślała, że plecie jak najęta, bez ładu i składu, tylko się przed nim ośmieszając, ale jego oczy były wiecznie zachwycone, ilekroć mógł na nią patrzyć.
— Jeżeli tylko to pomaga, nie odstąpię pani ani na krok. — Uśmiechnął się do niej ujmująco, wydając jej się jeszcze bardziej przystojnym.
— Zawsze warto spróbować. — Roześmiała się. — I proszę mówić do mnie po imieniu.
— Nic bardziej mnie nie ucieszy, pod warunkiem, że ty również zaczniesz się do mnie zwracać nieformalnie.
— Umowa stoi.
Podali sobie ręce.
— Więc jesteś pisarką? — spytał, opierając łokcie na stole, co z pewnością zganiłby jej ojciec, ale z opartym podbródkiem na pięściach i wpatrzony nią jak w obrazek, wydawał się aniołem.
— Jeszcze niesprawdzoną — odparła — Póki co, tylko piszącą marzycielką.
— A mogę liczyć, że kiedyś pokażesz mi swoje prace? Chciałbym wiedzieć do czegóż to cię natchnąłem.
Znów się roześmiała.
— Żebyś pomyślał o mnie same złe rzeczy? Nie ma mowy!
— Więc rozumiem: natchnąłem cię do sprośności?
— No wiesz co? — zawołała z oburzeniem. — Nie śnię o tobie nocami, jeżeli to masz na myśli.
— Jestem rozczarowany! — Cmoknął, kręcąc głową. — Liczyłem, że jednak moja kawa działa lepiej. Wiesz, chciałbym się z tobą spotykać częściej, jeżeli to możliwe. Bo widzisz, przez te dni, kiedy cię nie było, jakoś nie mogłem o tobie zapomnieć.
Poczuła, że jej policzki płoną ogniem. Miała nadzieje, że nie wygląda jak czerwony burak, jakby przebiegła kilometry dróg i sapała jak lokomotywa. Rumieńce, niestety, nie dodawały jej zbyt wiele uroku. Wręcz przeciwnie!
— Nie zawstydzaj mnie — odpowiedziała, przykładając do policzków zimną dłoń. —  Nie jestem dobra w takiej gadce.
— Tym lepiej dla mnie, bo ja sam czasami ledwie otworzę usta to robię sobie porządną antyreklamę. Ale jak się denerwuję to nie mogę przestać mówić, co chyba zdążyłaś doskonale zauważyć, prawda?
Faktycznie wyglądał na zestresowanego.
— Myślę, że to urocze.
— Tak mówisz? — Uśmiechnął się szerzej. — Może zatem nie jestem spalony na starcie, jak się obawiałem.
— Skądże znowu!
— Liczę więc, że dasz się zaprosić na krótkie i długie spacery, małe wypady do kina i na lody? — zaproponował, patrząc na nią uważnie.
— Byłoby miło — wyznała nieśmiało, w środku ciesząc się jak kilkuletnia dziewczynka. Nie zastanawiała się, co robi. Po prostu miała wielką ochotę umawiać się z kimś tak na poważnie, a nie brać ślub, bo tak zadecydował jej ojciec.


***

Myungsoo opuścił pomieszczenie „Closer” w stanie wysokiego wzburzenia. Wypadł na gwarną ulicę, niemalże potykając się o własną złość.
Jakież było jego zdumienie, kiedy po podejściu do samochodu, okazało się, że ktoś na niego czeka.
Bo Ill siedziała oparta o czarną maskę pojazdu, wyciągając przed siebie długie nogi, wyłaniające się z pod kusej, kwiatowej i niemalże tak ślicznej jak ona sukienki. Przez tułowie miała przewieszoną miniaturową torebeczkę na cienkim pasku.
Na stopy włożyła jakże niegustowne i jakże kochane przez nią żółte szpilki z niebieską kokardką.
W chwili, gdy zobaczył ją Myungsoo, poprawiała swoje brązowe, gęste i długie włosy. Na jego widok, początkowo znieruchomiała, a potem uśmiechnęła się anielsko.
— Myungsoo! — zaświergotała, stając na równych nogach, które zdawały się sięgać po samą szyję.
Te nogi niesamowicie go nęciły. Już tamtego dnia, kiedy przewróciła się na ulicy to właśnie one tak mu zapadły w pamięć.
— Skąd wiedziałaś, gdzie jestem? — spytał zdumiony. Imponowało mu, że dziewczyna, która początkowo potraktowała go tak wzgardliwe, teraz ugania się za nim niemal z wywieszonym językiem. Pieniądze robią swoje!
— Ojciec mi powiedział — wyjaśniła beztrosko.
— W sensie pan Park? — Uniósł brwi. To był przecież jej ojczym.
— Właśnie. Jestem niezmiernie dumna, że powierzono ci własny biznes do odratowania. Widać pan Kim w ciebie wierzy.
— Ojciec raczej mnie terroryzuje, ale mniejsza o to. — Machnął ręką. — W jakim celu tu jesteś? — Nie flirtował z nią, jak wcześniej, kiedy chciał się umówić z nią na kawę. Nie był, aż tak głupi, żeby pakować się w związek z osobą, która zmieniła o nim zdanie tylko dlatego, że miał kasę. Ponad to, Bo Ill flirtowała, jakby nie patrzeć, z mężem przybranej siostry. Może je obie nie wiązała żadna krew, ale uważał, że taki brak lojalności jest wręcz wstrętny.
Ale to nie zmieniało faktu, że Bo Ill była ładna, a on mógł trochę utrzeć jej nosa, zwodząc i udając, że wciąż czuję do niej słabość. Nie wyobrażał sobie budować z tą nadętą dziewczyną czegoś poważnego, ale odrobina rozrywki mu przecież nie zaszkodzi.
Uśmiechnął się zatem czarująco, kiedy zaczęła mu się tłumaczyć.
— Pomyślałam, że po pierwszym dniu w pracy będziesz zestresowany. Dlatego chcę zaprosić cię na kawę, której ostatnio nie mieliśmy okazji wypić — powiedziała, jakby nie pamiętając w jaki sposób odmówiła jego zaproszeniu.
Uśmiech Myunsoo poszerzył się.
— I bardzo dobrze, bo na kawę mam teraz ochotę.
Jej oczy zalśniły, jak u myśliwego, zdobywającego zwierzynę.
— Zatem… wsiadaj do auta. Znam bardzo miły lokal. Spodoba ci się.

***

Shin Ya zakrztusiła się łykiem kawy na widok Myungsoo i Bo Ill, tak niespodziewanie wchodzących do restauracji.
Co oni tutaj robili? Seul to wielomilionowe miasto, jakim cudem się spotkali?
— Co się dzieje? — Yang Ho odwrócił głowę, zauważając przerażenie rozmówczyni. Na widok dwójki klientów uniósł brwi. — Twoi znajomi?
Shin Ya w tym czasie zakryła się już kartą dań.
— Em? Można tak powiedzieć. Udawaj, że ich nie widzisz — poprosiła szeptem, wiedząc, że wychodzi na totalną idiotkę.
Niestety jej plan już na starcie się nie powiódł, bowiem Myungsoo, szukając wzrokiem najlepszego stolika, od razu zauważył znajomą sylwetkę swojej nieodżałowanej małżonki.
Otworzył szeroko oczy, a dolna szczęka niemalże odpadła mu od reszty twarzy. Bo Ill z początku nie rozumiała, co stoi za dziwnym zachowaniem chłopaka, ale kiedy także zobaczyła Shin Ya jej radość przerodziła się w mściwy uśmieszek.
— A cóż to za zbieg okoliczności! — Klasnęła w dłonie, od razu łącząc w całość obecność nieznajomego mężczyzny przy jej siostrze.
Podeszła do stolika, mierząc Yang Ho przenikliwym wzrokiem.
— Znacie się? — Mężczyzna spojrzał na Shin Ya niepewnie.
— Nie przedstawiasz nas? — Myungsoo uśmiechnął się kwaśno.
— To moi… przyjaciele. — Machnęła na nich niechętnie ręką, odwracając wzrok w stronę szyby.
— Przyjaciele, oczywiście. — Myungsoo zaśmiał się głośno. — Kim Myungsoo, miło poznać. — Skinął głową w stronę nieznajomego.
— Yang Ho. Jestem właścicielem lokalu.
— A to… Bo Ill.
— Park Bo Ill. — Sprostowała dziewczyna. — Możemy się dosiąść? Chyba, że przeszkodziliśmy wam niefortunnie w randce? — Wbiła spojrzenie w Shin Ya, która czerwieniała z minuty na minutę.
— To nie jest randka. — Shin Ya pokręciła głową, mając ochotę zabić siostrę gołymi pięściami.
Sam Yang Ho wyglądał na zdezorientowanego, ale ponieważ z natury był uprzejmym mężczyzną, postanowił jakoś pociągnąć rozmowę.
— Niech pan wybaczy, ale Kim Myungsoo… coś mi to mówi. Nie jest pan przypadkiem dziedzicem Daewoo? Zdaje się, że czytałem w gazetach o pana ślubie.
— Niestety, nie mogę zaprzeczyć. — Myungsoo obrzucił go chmurnym spojrzeniem. Uznał słowa tamtego za wysoce wścibskie i obraźliwe.
— Proszę przyjąć moje gratulacje. Pana małżonka musi być niezwykle szczęśliwą kobietą. Jest pan młody, przystojny i bogaty.
Myungsoo wykrzywił cierpko usta.
— Nie każdy potrafi docenić pewne rzeczy — powiedział niejasno.
— Nie każdy uważa pewne rzeczy za warte doceniania — wtrąciła się wrogo Shin Ya, na chwilę zapominając o wcześniejszym wstydzie.
— Mam rozumieć, że to pani jest szczęśliwą wybranką? — Yang Ho uśmiechnął się serdecznie do Bo Ill. — Państwo przyszyli tu razem, więc…
Bo Ill nie wiedziała co odpowiedzieć, pierwszy raz wyglądając na naprawdę zmieszaną, co w ogóle do niej nie pasowało.
Myungsoo, spoglądając najpierw na wściekłą Shin Ya, uśmiechnął się chytrze, a jego ramię objęło niespodziewanie smukłą talię szatynki.
— Oczywiście. Proszę wybaczyć, że nie nadmieniłem tak istotnego szczegółu. Bo Ill to córka prezesa Park.
Shin Ya wbiła w chłopaka zszokowane spojrzenie, które z wolna nabierało morderczego blasku. Jeszcze pokaże temu matołowi!
— Ach, teraz rozumiem czemu w gazetach nie pokazali jej zdjęcia! Taką piękność należy niewątpliwie chronić — zauważył Yang Ho, w dobrej wierze uznając, że tym samym rozładowuje napięcie, ale nic bardziej mylnego.
Myungsoo zachichotał z rozbawieniem.
— Och tak, jej wygląd to główny powód tej dyskrecji. — Spojrzał na Shin Ya, która zacisnęła gniewnie usta.
— No cóż, pasują państwo do siebie, jakby ktoś was namalował. — Yang Ho zaczął przeczuwać, że dzieje się coś niedobrego, ale nie bardzo wiedział jak wybrnąć z sytuacji. — Nie wiedziałem, że Shin Ya obraca się w takim towarzystwie.
— To długa historia — odpowiedziała mu, czując, jak skóra cierpnie jej ze złości. — Nasza przyjaźń jest odległa…
— Bardzo dobrze ujęte. — Myungsoo pokiwał na nią palcem wskazującym.
Tym razem Yang Ho wyglądał na naprawdę wybitego z rzeczywistości. Niestety, tego samego nie można było powiedzieć o Bo Ill, której kształtne usta szybko wykrzywił złośliwy uśmieszek.
— Shin Ya, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu sobie kogoś znalazłaś. — Powiodła spojrzeniem od nieznośnej siostry do właściciela restauracji, uśmiechając się z jeszcze większą słodyczą. — Najwyższy czas, żeby twoje życie uczuciowe rozkwitło.
— To nie… — Shin chciała otworzyła usta w akcie desperackiej obrony, kiedy Yang Ho podchwycił temat z iście zadowolonym wyrazem.
— Muszę przyznać, że moje życie odmieniło się na lepsze po spotkaniu Shin Ya — powiedział szczerze. — Do tej pory nie wierzyłem w takie patetyczne rzeczy, ale teraz jestem skłonny uznać, że się myliłem.
Bo Ill wykrzywiła się z niesmakiem, jednocześnie wciąż maskując wszystko debilnym uśmiechem. Poprawiła pukle włosów, w duchu zastanawiając się, jakim cudem ta pokraczna dziewucha usidliła takiego faceta.
Nie, żeby to jej przeszkadzało! Ależ skąd! Z całej tej sytuacji to ona ugra najwięcej, zwłaszcza, że Myungsoo na własne oczy zobaczył, jak jego świeża małżonka już rzuca się w ramiona innego. To, jakby otwar cie drogi do niego dla Bo Ill. Byłaby niemądra, gdyby nie próbowała wyciągnąć teraz dla siebie jak najwięcej.
Shin Ya była pod tym względem bez wątpienia strasznie głupia.
— Jesteś strasznie miły. — Shin Ya nagle zmieniła nastawienie i przestała kompletnie przejmować się tym, co pomyśli o niej Myungsoo. — Sama dochodzę do wniosku, że to dobre przeznaczenie przyprowadziło mnie do twojej restauracji.
Oczy Yang Ho zamigotały z przejęciem.
— Jesteście tacy rozkoszni! — Bo Ill klasnęła w ręce. — Prawda, Myungsoo?
— Jest po prostu zajebiście — mruknął w odpowiedzi, nie uzmysłowiwszy sobie, że nawet nie złożyli zamówienia. Nagle jednak stracił apetyt na wszystko. — Przypomniałem sobie, że jeszcze mam coś do załatwienia.
— Naprawdę? — Bo Ill zrobiła głupią minę, ale nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo Myungsoo niedelikatnie szarpnął ją za rękę.
— Tak, idziemy. — Mówiąc to, wbił nienawistne spojrzenie w Shin Ya. — Miło było poznać. — Po tych słowach, jak burza wypadł z lokalu.
— Szczerze mówiąc, nieco dziwny koleś — westchnął Yango Ho, niepewnie zerkając w stronę białej jak papier Shin Ya. — Ta jego małżonka zresztą nie lepsza.
— Tak, chyba tak.
— Nie chcę się tak wcześnie wtrącać, ale myślę, że to nie są ludzie, z którymi warto się przyjaźnić. Na pierwszy rzut oka widzę, jak źle znosisz ich obecność. Jeżeli ci ludzie jakkolwiek cię upokarzają, to nie pozwalaj sobie na to.
— To nie takie proste — powiedziała ze zmęczoną rezygnacją, bezwiednie bawiąc się papierową chusteczką. — Jestem na niego skazana.
— Na niego?
— Chciałam powiedzieć na nich — sprostowała.
— Tak to już chyba jest z bogaczami. — Yang Ho machnął ręką. — Dlatego powiem ci w sekrecie ogromnie gardzę tymi wszystkimi, wielkimi dziedzicami czeboli.
Na jego słowa Shin Ya dosłownie zdrętwiała.
— Nie może być aż tak źle. — Zaśmiała się, nerwowo drapiąc się za uchem. Boże, gdyby wiedział…
— Wiem, że to brzmi okropnie, ale takim ludziom wydaje się, że mogą rządzić słabszymi. Co rusz słyszy się o zamknięciu jakiejś fabryki, nie bacząc na tysiące zwolnionych ludzi. Kiedy widzę takie wiadomości i suche argumenty, podawane przez bogate koncerny to krew mnie zalewa.
Shin Ya nie miała na to właściwej odpowiedzi. Najgorsze, że Yang Ho miał racje. Konglomeraty to były gigantyczne potwory biznesowe, wchłaniające pod swe skrzydła mniejsze i większe firmy, budując swoją potęgę na ludzkim nieszczęściu.


***

Drzwi kliknęły niepewnie, kiedy Shin Ya wróciła do mieszkania. Zdjęła z siebie cieniutką kurtkę i odwiesiła ją na właściwe miejsce, po czym dyskretnie rozejrzała się po wnętrzu.
Z salonu wyszła nagle pani Jang i na widok dziewczyny zatrzymała się, patrząc jej w oczy.
— Spóźniliście się na obiad — powiedziała ze słyszalną w głosie skargą.
Traktuje nas jak dzieci., pomyślała Shin Ya z rezygnacją.
— Miałam kilka spraw do załatwienia na mieście — odpowiedziała, kiedy nagle coś ją zastanowiło. — Myungsoo jeszcze nie wrócił? — To by nawet jej odpowiadało. Po przykrym zdarzeniu w restauracji, wolała trzymać się jeszcze bardziej na dystans.
— Wrócił. Bierze prysznic na górze. — Pani Jang, trzymając w dłoni ściereczkę, zabrała się za wycieranie kurzy.
Patrząc na jej pracę, dziewczyna przypomniała sobie słowa Yang Ho. Była dziedziczką Aju Group i bez wątpienia już, jako niemowlę piła najlepsze mleko. Teraz miała wszystkiego pod dostatkiem, lecz rzadko zastanawiała się nad niedolną innych ludzi.
Doszła do wniosku, że przez te wszystkie lata tak bardzo skupiła się na sobie, na własnej brzydocie i byciu najgorszą córką czebola, że zatraciła się w rzeczywistości.
Tymczasem, na świecie istniało wielu ludzi dla których uroda miała najmniejsze znaczenie, gdyż przygnębiały ich troski dnia codziennego. Troski, których ona była pozbawiona.
Czyż w swej głupocie mogła nie zauważać szczęścia, jakie miała w życiu?
Oczywiście, czasami myślała, że bycie członkiem takiej rodziny jak Parkowie to istne przekleństwo, że czasem lepiej byłoby urodzić się, jako córka przeciętnego urzędnika, a nawet sklepikarki, ale skoro wyszło jak wyszło, powinna doceniać to, co ma.
Uświadomienie sobie tej prawdy w jakiś sposób jej pomogło. Spojrzała na siebie z większym dystansem.
Kiedy wspięła się po schodach na górę, czuła nawet w sercu drobną radość.

***

Słysząc szum wody za drzwiami łazienki, Shin Ya stłumiła nerwowy śmiech. Na samo wspomnienie wczorajszego wypadku kręciła z zażenowaniem głową.
Najgorsze, że ilekroć o tym myślała czuła, że rumieni się ze wstydu. Wolała nie zastanawiać się głębiej dlaczego jeszcze te rumieńce mają zwyczaj się pojawiać, kiedy myślała o tym nieznośnym chłopaku.  
To już lepiej skupić się na pisanej historii. Sięgnęła po notebooka, zostawionego rano na parapecie okna i otworzyła plik z opowiadaniem.
Prawie osiemdziesiąt napisanych stron. To jej rekord! Patrzyła na swoje jeszcze nieukończone dzieło z uczuciem rozpierającej dumy. Oczywiście tekst wymagał korekty, błędy pewnie wyprzedzały jakość fabuły, ale dla niej liczyło się, że zaczęła pisać coś poważnego. Coś, niebędącego marną, kilku stronnicową opowiastką do gazety.
Usiadła na łóżku, z zamiarem kontynuowania pisania, kiedy zaczęła dzwonić komórka. Po melodyjce, rozprzestrzeniającej się po sypialni, wywnioskowała, że to nie jej telefon. Własny zostawiła zresztą w kurtce.
Nie odebrała. To nie jej sprawa. Zaczęła uderzać w klawiaturę, kiedy komórka zaczęła dzwonić po raz drugi.
— Aish! — westchnęła, unieruchamiając wzrok na drzwiach o łazienki. Kiedy Myungsoo zamierza wyjść i odebrać?
Kiedy komórka nie przestawała dzwonić, zirytowana złapała za telefon i odebrała, nie zastanawiając się wiele.
— Halo?
— Em? Kto mówi? — Po drugiej stronie usłyszała miło brzmiący, męski głos.
— Shin Ya. Myungsoo właśnie bierze prysznic. — Zmieniła ton na nieco milszy.
— Och, Shin Ya! — Chłopak w słuchawce ucieszył się, na co zmarszczyła brwi. — Kiedy ten parszywiec zechcę cię nam przedstawić?
Spojrzała niepewnie w okno, zagryzając kciuk od wolnej ręki.
— A z kim ja właściwie rozmawiam?
— Wybacz! Z tej strony Woo-hyun. Jestem przyjacielem Myungsoo, razem z nim i chłopakami wyskakujemy od czasu do czasu na motor…
— Motor? — Szczerze się zdziwiła, ale właśnie wtedy telefon został jej brutalnie wyrwany z ręki.
Spojrzała na Myugsoo, który właśnie stał za nią ubrany w piżamę. Z mokrych włosów wciąż jeszcze ściekały kropelki wody.
Chwilę porozmawiał z przyjacielem, po czym rozłączył się, ciskając komórkę na łóżko.
— Nie waż się odbierać mojego telefonu — warknął na Shin Ya.
— Co miałam zrobić? — Wzruszyła ramionami. — Cały czas dzwonił, wnerwiało mnie to.
— To go wyłącz, ale nie odbieraj, jasne!? — Jego podniesiony ton głosu sprawił, że Shin Ya ogarnęło nieprzyjemne zdziwienie.
— O co ci chodzi? Gniewasz się o tę akcje w restauracji? Swoją drogą, sam nie zachowałeś się lepiej, mówiąc, że Bo Ill jest twoją żoną.
Myungsoo zatrzymał się w połowie kroku do szafy i uśmiechnął się do niej zjadliwie.
— Naprawdę myślisz, że roztrząsam tamtą sprawę? — zaśmiał się z rozbawieniem. — Nie bądź głupia. Wszystko jedno z kim się spotykasz, mnie to naprawdę zwisa. A akcja z Bo Ill powinna ci odpowiadać. Wolałabyś, żebym zdemaskował twój stan cywilny przed tamtym pięknisiem?
— To nie żaden piękniś! — sprzeciwiła się, krzyżując ramiona.
— Ach tak? — Myungsoo rozłożył śpiwór i kołdry na ziemi. — Jak dla mnie to pacan z botoksem na gębie! Nie wiem, co ty w nim widzisz.
— Nie oceniaj mojego gustu. Sam spotykasz się z Bo Ill, a to chodzący plastik — fuknęła, zatrzaskując notebooka i odkładając go do szuflady. Jej wena gdzieś prysła.
— I dobrze! — odwarknął — Niech każde z nas robi, co chce.
— Tak, to bardzo dobrze! — wykrzywiła się z niesmakiem w jego stronę.
By ostudzić targające nią nerwy, wzięła długi prysznic. Miała nadzieję, że po wyjściu z łazienki, Myungsoo będzie już smacznie spał, ale kiedy wyszła, okazało się, że leży na brzuchu i gra na komórce w jakąś durną grę.
Jego schnące włosy sterczały na wszystkie strony, a czarny podkoszulek, będący elementem piżamy, lekko się podniósł, odsłaniając kawałek pleców.
Ten jasny skrawek skóry sprawił, że Shin Ya musiała szybko odwrócić wzrok. Widok nagiego cherubinka ukuł ją dotkliwie w oko. Zaklęła w duchu, zrozumiawszy, że będzie tym widokiem cały czas prześladowana.
Usiadła na łóżku, kremując ręce. Odgłosy gry wdzierały się w jej uszy, ale zerknąwszy kolejny raz na Myungsoo, nie czuła już złości. Raczej coś na kształt obojętnej sympatii.
— Nie wiedziałam, że jeździsz na motorze — odważyła się podjąć temat, zakopując jednocześnie pod kołdrą.
Myungsoo opuścił ręce z komórką i na chwilę się zasępił z widocznym na twarzy niezadowoleniem.
— Owszem. Nie będę przepraszał, że zburzyłem twój obraz idealnego, czebolskiego syna.
— Że co? — Przesunęła się na środek łóżka, by lepiej go widzieć. — Kiedy niby powiedziałam, że mam w głowie jakiś idealny obraz ciebie? — prychnęła — I myślę, że to całkiem fajne.
Myungsoo przekręcił się na bok, patrząc teraz na nią nieufnie.
— Serio? Lubisz motory?
Shin Ya złożyła nogi po turecku, uśmiechając się do siebie. Przywołała do głowy obraz wspomnień.
— W liceum do którego chodziłam był taki jeden chłopak, nazywał się Hwang Tae Jong. Po prostu książkowy, klasowy przystojniaczek. Wszystkie się za nim uganiały, do tego jeździł na motorze. Każdego tygodnia brał inną dziewczynę na tylne siedzenie motoru, aż stało się to swoistą legendą. Każda chciała tam usiąść. Nie byłam wyjątkiem. — Uśmiechnęła się smutno. — Marzyłam, że któregoś dnia wybierze mnie i usiądę za nim, a potem odjedziemy na oczach całej szkoły. Ale to nigdy się nie stało. Co więcej, na imprezie z okazji zakończenia liceum dał mi do ręki brudne talerze, bo myślał, że jestem kelnerką. Wyobrażasz sobie? — Zaśmiała się cicho. — Przez cały ten czas nawet nie wiedział, że chodziłam z nim do klasy.
Myungsoo nie przerwał jej opowieści, przyłapał się nawet na tym, że uważnie słucha, co mówi, wspierając głowę na zgiętej ręce.
Śledził wzrokiem dokładnie zmieniający się wyraz jej twarzy. Kiedy skończyła, westchnął głośno.
— Po co mi to mówisz? — prychnął, ignorując dziwne szarpnięcie w okolicach serca. — Myślisz, że zabiorę cię na swój motor? Nic z tego!
Posłała mu urażone spojrzenie, ale zaraz uśmiechnęła się przekornie.
— Uważasz, że w ogóle chciałabym na niego wsiąść? — Wystawiła mu język i zaraz zanurzyła się pod kołdra, aż po same uszy.
Prychnął pod nosem i posławszy jej ostatnie, nieprzychylne spojrzenie, zgasił małą, czerwoną lampkę nocną. 





***
Jestem z siebie dumna, bo wena na to opowiadanie rośnie, a nie zanika. Początkowo życie tego bloga nie rokowało najlepiej, ale moja miłość do Azjatów, czy jak to się teraz popularnie mówi Chinoli, jest zbyt silna, aby dało się ją wykorzenić. Dlatego nawet, jak mam chwilowe wahania chęci do pisania o ryżożercach, to nie na długo i prędzej czy później wena wraca. Także, cieszcie się moi mili tymże rozdziałem! Pozdrawiam Was serdecznie i stokrotne dzięki za Waszą obecność! :*

3 komentarze:

  1. I bardzo dobrze! Niech wena ci sprzyja, jak najdłużej ;) Z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej uwielbiam to opowiadanie ^^ Fragment w restauracji - mój ulubiony. Odniosłam wrażenie, że to dziwne zachowanie Myungsoo - trochę, jakby chciał Shin Ya zrobić na złość. Czy on był o nią lekko zazdrosny? Może sam nie zdawał sobie z tego sprawy, no ale.. Ekhem. Bo Ill nawet tak bardzo mnie nie drażni. No cóż. Wredna z niej żmija i za wszelką cenę stara się przyssać do Myungsoo, ale on widzi w niej tylko ładny wygląd. W Shin Ya można dostrzec coś więcej ;) I oczywiście moment w sypialni. Aż mi szkoda jej się zrobiło, gdy wyznała Myungsoo o sytuacji z liceum. Mężuś tylko tak gada, ale ja wiem, że to kwestia czasu, kiedy przewiezie ją swoim motorem. Czekam na tę chwilę niecierpliwie. Mam nadzieję, że rzeczywiście do tego dojdzie. Życzę dużo weny i czekam na nowość <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, uwielbiam to opowiadaniem. Rety, nie mogę czasami się doczekać, bo mam wrażenie, że Myungsoo jest momentami zazdrosny o Shin Ya i nawet o tym nie wie. To takie urocze. Zresztą, co do Myungsoo...wracając do początku opowiadanie. Na jego miejscu nie pozwoliłabym na takie traktowanie. Od razu ucięłabym dyskusję, używając swojej pozycji. Wybacz, ale chyba władza uderzyłaby mi do głowy, ale tylko z powodu takiego traktowania, które odwalił James. Dlatego...więcej krzepy w pracy oczekuje po Myungsoo :D
    A spotkanie ich całej czwórki w kawiarni...mistrzostwo.:D Hahahahah Bo Ill to normalnie kiedyś się dostanie. Jak to mówi mój brat: życie zweryfikuje :D I tak ostatnia scena w sypialni. Nie wiem, ja zawsze myślę sobie, gdy Shin Ya z czegoś się zwierza, to mam nadzieje, że Myungsoo odpowie chociaż raz coś...miłego? A tu zawsze takie wiadro zimnej wody. Wykończę się XDDDDDD
    Czekam na dalej z wielką niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe, czy Myungsoo uda się uratować ten podupadający biznes. Nie dziwię się, że były właściciel podchodzi do chłopaka z dezaprobatą, ale tak, jak powiedział nasz główny bohater - to nie jego wina, że właściciel nie potrafił uchronić firmę od bankructwa. Wystarczy odpowiednio działać i patrzeć na współczesność, a biznes można odratować. Jeśli nie ma się żadnych pomysłów to klapa. Ale widząc zdenerwowanie L. i jego determinację wierzę, że uda mu się sprostać zadaniu. To naprawdę mądry chłopak.
    Bo Ill uczepiła się Myungsoo jak rzep psiego ogona. Jaka ona jest żałosna! I chwała Myungsoo za to, że uważa dokładnie tak samo! Ba, jego nawet brzydzi nielojalność Bo Ill wobec siostry, a to oznacza, że ta naprawdę nie ma na co liczyć. I bardzo dobrze. Sama potraktowała go jak śmiecia, więc on się teraz na niej odegra. Mam nadzieję, że utrze jej nosa i ta wredna zołza w końcu dostanie za swoje!
    Yang Ho wydaje się być szczerze zainteresowany Shin Ya. Prawi jej komplementy, mówi czułe słówka... Wydaje się takim porządnym gościem i naprawdę go polubiłam, ale w głębio duszy boje się, że to jakaś gra. Że ten chłopak doskonale wie, kim jest nasza bohaterka, jaki majątek posiada i dlatego się nią zainteresował. Po prostu coś mi tu nie pasuje. Aish, jakie to denerwujące ;<.
    Oho, nasza czwórka się spotkała. Nie dziwię się, że Shin Ya próbowała się ukryć za kartą dań, ale niestety nic to nie dało. Bo Ill od razu podeszła do ich stolika i wyszło na to, że... nagle stała się żoną Myungsoo. Lepsze to niż wkopanie Shin Ya, która jest zauroczona Yang Ho. Chociaż i tak uważam, że powinna temu chłopakowi na samym początku powiedzieć prawdę. Nawet nie chce myśleć, jak się poczuje, gdy dowie się o tym zdecydowanie później (o ile naprawdę mu na niej zależy). Odniosłam też wrażenie, że Myungsoo jest nieco zazdrosny o żonę. W dodatku ta atmosfera w pokoju... No, ale wszystko złagodniało, gdy Shin Ya stwierdziła, że motory są fajne. I, chociaż jej historia o chłopaku ze szkoły była naprawdę to smutna, a Myungsoo po raz kolejny zachował się jak dupek to i tak uważam, że kiedyś zabierze ją swoim motorem na przejażdżkę :).
    Cieszę się, że wena na to opowiadanie Ci wraca. Jest genialne! Czekam na nowość i życzę weny <3.

    OdpowiedzUsuń