7.Kłopoty po sąsiedzku.




Kiedy Shin Ya o poranku otworzyła zaspane oczy, jej nieodżałowanego męża nie było w pokoju. Przetarła swędzącą powiekę kłykciem i spojrzała na podłogę, w miejsce, gdzie powinien znajdować się śpiwór. Niestety wszystko zostało posprzątane. Myungsoo bacznie pilnował, aby dowód jego niechęci do spania w jednym łóżku z żoną, został starannie zatarty.
Dziewczyna westchnęła.
Dokąd on właściwie się tak śpieszył? Z reguły to właśnie ona wstała pierwsza, podczas gdy on uwielbiał spać do późna. No cóż, ewentualne sekrety jej męża nie powinny ją interesować.
Wstała i wzięła szybki prysznic, schodząc później do kuchni, gdzie pani Jang podawała śniadanie. Dziewczyna wstawała zawsze punktualnie, dlatego gospoda wiedziała, o której godzinie nakryć do stołu.
— Dzień dobry, kochanie. Dobrze spałaś? — Tak brzmiało przywitanie pani Jang z samego rana. Uwielbiała raczyć dziewczynę miłymi słówkami, a sama Shin Ya wyczuwała, że kobieta darzy ją szczerą sympatią.
— Dzień dobry. Nie narzekam — odpowiedziała, łakomie spoglądając na malutkie kanapeczki bez skórki, pomiędzy które gosposia powsadzała plasterki białego sera, krążki zielonego ogórka lub pomidora, a do tego postawiła imbryk z parującą, zieloną herbatą – iście europejskie śniadanie.
Shin Ya, która uczęszczała całe liceum do szkoły w Paryżu, tęsknie wracała myślami do chwil, które spędziła za granicą. To było tuż po tym, jak matka odeszła, a ojciec wpadł na pomysł, że być może europejska kultura wpoi w jego córkę trochę elegancji, której już od dziecka nie przejawiała nawet odrobinę.
Kiedyś podzieliła się wrażeniami z pobytu we Francji pani Jang i widać kobieta, wielkodusznie, postanowiła przybliżyć jej smaki tamtego miejsca.
— Myungsoo wyszedł dzisiaj wcześnie, prawda? — spytała z pozoru bez znaczenia Shin Ya, nalewając gorącą herbatę do filiżanki.
— Teraz ma na głowie Closer — odpowiedziała gosposia, która siadła z boku, przy stole, by towarzyszyć dziewczynie w jedzeniu.
Shin Ya ze zdumieniem uniosła brwi.
— Co to jest Closer?
— Agencja Reklamowa, którą twój teść kupił dla syna.
— Myungsoo jest jej prezesem? — Shin Ya próbowała zrozumieć.
— Więcej, jest dyrektorem zarządzającym.
— Nic mi o tym nie wspominał — westchnęła dziewczyna nim ugryzła się w język. Zupełnie zapomniała, że przy gosposi należało ważyć słowa. Każda, najmniejsza rysa, świadcząca o braku postępu w jej małżeństwie zostałaby niechybnie doniesiona panu Kim.
Ale pani Jang nie wyglądała jak osoba, która węszy informacje. Kiwnęła tylko głową, jak ktoś kto doskonale rozumie sytuacje.
— Moja droga, trochę minie zanim naprawdę zaczniecie na sobie polegać. Każde małżeństwo potrzebuje czasu, by się dopasować, a związkom zaaranżowanym zajmuje to jeszcze dłużej.
Shin Ya z cichym westchnięciem oparła podbródek na otwartej dłoni. Nagle straciła apetyt na jedną z tych białych, puszystych kanapeczek.
— Nie rozumiem tylko po co pan Kim dał synowi agencje.
— Jak to po co? — Pani Jagn spojrzała na nią z niedowierzaniem. — Chodzi o to, by Myungsoo wykazał się umiejętnościami godnymi dziedzica. To tylko test, który chłopak musi zdać.
— A co z ludźmi, którzy tam pracują? — Shin Ya nie mogła się powstrzymać, chociaż krytykowanie teścia przy pani Jang być może nie było nazbyt mądre. — Podoba im się, że są szczurami doświadczalnymi?
— Z pewnością nie. — Pani Jang wzruszyła ramionami. Trudno było ją rozgryźć. Przecież sama pochodziła ze zwykłej klasy społecznej, ale nie wydawało się, aby ekscesy czeboli jakkolwiek ją oburzały, chociaż w telewizji co rusz mówiło się o zamknięciu jakiejś fabryki i wyrzuceniu setek pracowników na bruk.
Shin Ya, widząc, że nie ma poparcia w kobiecie, postanowiła nie drążyć tematu, tylko skupić się na jedzeniu.  Wyrzuciła z głowy Closer i Myungsoo, postanawiając, że dzisiaj całkowicie odda się pisaniu. Jeszcze parę rozdziałów, gruntowna korekta i powieść uzna za zakończoną.
Pani Jang miała dzisiaj wychodne, zatem mieszkanie było całkowicie do dyspozycji dziewczyny, co niezwykle jej odpowiadało.
Rozsiadła się wygodnie na kanapie z miską suszonych owoców i notebookiem na kolanach, rozpoczynając pisanie kolejnego rozdziału. Była podekscytowana myślą, że kiedy ukończy powieść, pokaże ją Yang Ho.
Nie mogła się doczekać, aby usłyszeć, co sądzi o jej stylu i samym pomyśle na powieść. Nie łudziła się, że dokonała fabularnego odkrycia, ale miała nadzieję, że zdoła zainteresować mężczyznę, zwłaszcza, że to on był główną inspiracją do napisania wielu scen.
Nawet nie zorientowała się, kiedy minęło kilka godzin i wybiło południe. Miała w pełni ukończone siedem rozdziałów i pomysły na kolejne dwa. Jeżeli je napiszę, powieść będzie zakończona.
Czuła jak mrowi ją w palcach, a w piersi niespokojnie bije serce. Jeszcze tylko dwa rozdziały i skończy pierwszą powieść w swoim życiu.  Chociaż na świecie dzięki temu nie zajdzie jakaś spektakularna zmiana, dla niej ta chwila będzie wiekopomna.
Oblizała suche wargi i wyłamała kilka palców, by zabrać się do ponownego pisania, kiedy zza ściany dobiegł ją głośny stukot.
Zmarszczyła brwi. Niech to licho porwie sąsiadów! Wcześniej nie zwracała uwagi na ich hałasy, ale teraz doprawdy działali jej na nerwy. Zwłaszcza, że została puszczona muzyka, zmieszana z dźwiękiem suszarki do włosów.
— Tylko spokojnie. Po prostu się skup — zagrzała samą siebie do boju i spróbowała skierować wszystkie myśli na rozdział.
Niestety dźwięk suszarki i denerwujące słowa tandetnej muzyki wierciły jej w mózgu bolesną dziurę, skutecznie rozpraszając  uwagę.
Kompletnie nie mogła skupić się na głównej bohaterce i decyzji, którą lada chwila miała podjąć na kartach historii.
— Niech to szlak! — warknęła, odkładając nerwowo urządzenie na stół. Nie zważając, że potrąciła pustą już miskę po suszonych owocach, zamaszyście zerwała się z krzesła i uderzyła ręką w ścianę.
Nie miała pewności, czy w takim hałasie ktoś po drugiej stronie usłyszał walenie jej pięści, ale, ku zaskoczeniu, po chwili usłyszała odpowiadające uderzenie.
Niestety zamiast kojącej ciszy, muzyka, jakby na złość, została pogłośniona jeszcze bardziej, wypełniając salon Shin Ya wibrującym dźwiękiem.
Wypuściła z siebie rozjuszone westchnięcie. Uderzyła ręką jeszcze kilka razy, ale tym razem nie doczekawszy się żadnej reakcji od strony sąsiadów.
To spowodowało, że poczerwieniała z gniewu. Była tak wściekła, że porzuciła początkowy zamiar telefonu na policje i jak burza wypadła na klatkę schodową, dzwoniąc do drzwi sąsiadów.
Musiała czekać dość długo, nim łaskawie otworzyła jej jakaś kobieta. Shin Ya, mimo, że była jej sąsiadką, nigdy nie widziała jej wcześniej. Teraz muzyka brzmiała jeszcze głośniej, niemal zwalając ją z nóg.
Nieznajoma miała na sobie biały szlafrok i mokre włosy, które nie zdążyła jeszcze wysuszyć. Niedbale żuła gumę, strzelając raz za razem duże balony. Stała oparta o framugę wejścia, łypiąc na Shin Ya lekceważącym okiem.
— Słucham — burknęła, zamiast przywitania.
— Chciałabym prosić, żeby ściszyła pani muzykę. — Shin Ya, mimo targającego nią od środka gniewu, postanowiła przejąć taktykę uprzejmości. — Jestem w trakcie pisania książki i trochę mi to przeszkadza.
Kobieta, wciąż nieelegancko żując gumę, uśmiechnęła się z ironią.
— Pisze pani książkę? — spytała, jakby było to najbardziej godne pożałowania zajęcie.
— Tak, piszę. — Shin Ya nie dała się jeszcze sprowokować. — Rozumie pani zatem, że głośna muzyka może mnie rozpraszać.
Kobieta skrzyżowała ramiona i wysunęła nogę do przodu.
— Pani chce pisać książkę, a ja chce posłuchać muzyki. Każdy w swoim domu robi to, na co ma ochotę — skwitowała, odrzucając mokre włosy na plecy.
— Nie nakazuję pani wyłączyć muzyki. — Shin Ya sapnęła, będąc na skraju cierpliwości. — Chcę tylko, by pani ją ściszyła. Czy to tak wiele?
Kobieta zaśmiała się, spoglądając lekceważąco na swoje długie, pomalowane na czerwono paznokcie.
— Ma pani zatem problem, ponieważ lubię słuchać muzyki głośno. Tylko tak się odprężam.
— A co ze słuchawkami? Nie mogłaby ich pani włożyć, zamiast puszczać muzykę na cały dom?
— Od słuchawek bolą mnie uszy! — powiedziała stanowczo. — Mam bardzo delikatne uszy.
— Chyba nie tak delikatne, skoro torturuje je pani takim jazgotem! — Shin Ya poczuła, jak w jej ciele rozpływają się resztki cierpliwości. Teraz miała już tylko ochotę wytargać temu babsztylowi wszystkie włosy.
Kobieta obrzuciła ją zgorszonym spojrzeniem, otwierając ze zdumieniem usta.
— Jak pani śmie? To moja sprawa, co robię we własnym domu!
— Tę wariacką muzykę słychać prawie w całym budynku! — zagrzmiała Shin Ya.
— Żadna idiotka nie będzie mi mówić, co mi wolno a co nie! — Kobieta obrzuciła ją zaciekłym spojrzeniem.
— Mogę zadzwonić na policje! Zakłócanie spokoju jest karalne!
Kobieta wybuchła śmiechem.
— Tylko w trakcie ciszy nocnej! Mamy biały dzień!
Shin Ya wiedziała, że to prawda i tym bardziej naszła ją ochota, by złapać za te ohydne, mokre włosy.
— Nie jest pani tu sama. Jestem pewna, że inni sąsiedzi także mają po dziurki w nosie tych krzykliwych piosenek!
— Niech się pani nie wypowiada w imieniu innych! — prychnęła kobieta z pogardą. — Proszę lepiej zadbać o męża, widziałam, że wychodził wcześnie rano. Niech się pani nie zdziwi, jak mąż ma romans.
Shin Ya otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Jak ta kobieta śmiała się interesować życiem prywatnym innych?
— Mój mąż to nie pani sprawa! — zagrzmiała.
— Co się tutaj dzieje? — Nagle za plecami kobiety pojawił się wysoki, budzący grozę mężczyzna w koszulce na ramiączkach, który zmierzył Shin Ya nieufnym spojrzeniem. Od razu dało się zauważyć, że ów osobnik kilka dni w tygodniu spędza na siłowni.
— Kochanie, ta bezczelna kobieta mi się naprzykrza.
— Chciałam tylko, żebyście państwo ściszyli muzykę. — Shin Ya nie bała się postury nieznajomego. W życiu nie takim już musiała stawić czoła.
— Moja żona nie musi się nikogo słuchać — odparł mężczyzna.
Sąsiadka uśmiechnęła się z widoczną dumą.
— Widzi pani? I to jest prawdziwa głowa rodziny. Mężczyzna, który staje w obronie swojej kobiety.
— Myśli pani, że mój mąż jest gorszy? — Shin Ya prześmiewczo uniosła brwi, nakręcając się jak katarynka. — On pracuje w przeciwieństwie do niektórych!
— I znika na całe dnie z domu! — Sąsiadka wzruszyła ramionami. — W Korei mamy wystarczającą plagę nudnych pracoholików, którzy jąkają się, gdy muszą się odezwać. Wolę mężczyznę, który posiada siłę.
— Mój mąż nie jest nudny ani tym bardziej się nie jąka! — Shin Ya czuła, jak jej policzki oblewa ognisty gorąc wzburzenia. Zanim zdołała pomyśleć, wypaliła jak torpeda. — Mój mąż spokojnie dałby radę pani mężowi. Nie widziała pani, jaki on ma celny cios!
— Czy mam traktować to jako wyzwanie? — odezwał się z zainteresowaniem mężczyzna, który niespodziewanie wyszedł przed żonę.
— Proszę mnie nie straszyć! — Shin Ya wyzywająco popatrzyła mężczyźnie w oczy, który najwyraźniej próbował ją zdominować. — Nie jest pan jedynym mężczyzną w  tym apartamencie.
Nagle dało się słyszeć cichy dźwięk widny. Jej drzwi rozsunęły się, a ze środka wyszedł Myungsoo, poluzowując krawat, który dusił go cały dzień. Na widok akcji rozgrywającej się na klatce korytarza, zatrzymał się w pół kroku.
— Co tu się dzieje? — Spojrzał ze zdumieniem na oddychającą ciężko Shin Ya.
— Kochanie, to jest właśnie mąż naszej drogiej sąsiadeczki — odezwała się kobieta ze szczebiotliwą wesołością. — Ten, który niby powali cię na ziemie jednym ciosem.
— Słucham? — Myungsoo nic z tego nie rozumiał. Nie był nawet pewien, czy chce rozumieć.
— Ja… — Shin Ya próbowała zaprotestować, ale dryblas przecisnął już się na korytarz i spojrzał uważnie na swojego przeciwnika. Myungsoo, dwa razy niższy i trzykrotnie chudszy, cofnął się o krok.
— Pana żona właśnie sugeruje, że pan mnie powali na ziemie — odezwał się dryblas z głupkowatym, ironicznym uśmieszkiem. Po czym zacisnął pięść w drugiej dłoni i ścisnął tak mocno, że strzeliły stawy.
— Ja nie… — Myungsoo nie zdążył nawet spojrzeć na winowajczynie. Wielka piącha sąsiada celnie grzmotnęła go w nos. Nie miał szans. Jak długi padł na podłogę, rozkładając niezaradnie ręce. Papiery, które trzymał w teczce rozsypały się na wszystkie strony.
Przez chwilę czuł, jakby był sparaliżowany. Nie mógł się ruszyć, dzwoniło mu w uszach, a ilekroć otwierał oczy, zdawało mu się, że ptaki robią koło nad jego głową.
— Oszalał pan! — Shin Ya podniosła krzyk, dopadając do Myungsoo jak do rannego zwierzęcia. Nie było zresztą różnicy. Chłopak wyglądał na zmasakrowanego. Z obu dziurek nosa obficie lała się krew.
— Więc wspominała pani o jakimś mężczyźnie. — Sąsiad zaniósł się głośnym śmiechem, po czym nachylił się nad leżącą ofiarą, upewniając się, że ten doskonale go widzi. — Ma pan oryginalną żonkę, nie ma co. Proszę obciąć jej język, zaoszczędzi pan sobie kłopotów. — I znów śmiejąc się głupkowato, wrócił do mieszkania.
— Myungsoo… — Chciała coś powiedzieć, ale chłopak chwycił ją za sweter i z całej siły pociągnął do siebie.
Jeszcze otumaniony i zakrwawiony, zdołał wymamrotać.
— Zabije cię.

***

— Auć to boli! Jesteś kobietą czy katem?! — krzyknął gniewnie Myungsoo, kiedy Shin Ya próbowała posmarować jego opuchnięty nos maścią. Nos, którzy przeszedł już z fazy czerwonej na sinofioletową.
Zrobiła pokorną minę.
 — Wybacz.  — Gdyby mogła, zapadłaby się pod ziemie. Myungsoo wyglądał naprawdę godnie pożałowania. Z obu dziurek sterczały mu specjalne na krwotok tampony do nosa, które do połowy zabarwiły się czerwienią.
— Coś ty sobie myślała, kretynko?! — Nie mógł przestać wrzeszczeć, a że dom był pusty, pozwalał sobie na wszystko. — Chciałaś mnie odesłać na tamten świat?
— Ja… ta kobieta mówiła, że się jąkasz… — wymamrotała cicho, ale ponieważ Myungsoo patrzył na nią miażdżąco, poddańczo dodała: — No dobrze, dobrze, to słaba wymówka. Po prostu byłam zdenerwowana i nie myślałam o tym, co mówię.
— A kto najbardziej odczuł skutki twojej głupoty? Ja! — krzyknął jej prosto w twarz, mając ochotę zadusić ją gołymi rękoma. — Widziałaś tamtego gościa? To genetyczna modyfikacja człowieka z orangutanem! 
Skuliła się pod wpływem jego gniewu. Widziała, że zawiniła i nie miała absolutnie nic na swoje usprawiedliwienie.
Pozostało jej tylko zakleić mostek nosa plastrem.
— Ajć, przestań! Boże! Masz łapy jak małpa! Zero delikatności! — Znów zaczął krzyczeć, chociaż ledwie go musnęła. Na szczęście przykleiła mu ten cholerny plaster.
— Co mam zrobić, żeby cię przeprosić? — Załamała ręce z rezygnacją. — Nie chciałam, żeby to się tak skończyło.
Obdarzył ją pochmurnym spojrzeniem ciemnych oczu. Nic nie powiedział. By zająć czymś ręce, postanowiła uporządkować papiery, które wcześniej upadły na podłogę, a które zebrała w pośpiechu w niedbałą kupkę.
Wtedy w jej oczy rzucił się napis „Closer”, widniejący w górnym roku jednego z dokumentów. Wyciągnęła kartkę, by przyjrzeć się jej uważnie, ale Myungsoo brutalnie wyrwał ją z jej ręki.
— To nie są twoje sprawy.
— Słyszałam o Closer — powiedziała, nie zrażona jego wrogą reakcją. Rozumiała samopoczucie chłopaka. Zdawał się dusić w białej koszuli, a eleganckie, lakierowane buty wyglądały, jakby go obdzierały. Myungsoo nie był stworzony do życia, jakie narzucał mu ojciec, a że sama wywodziła się z rodziny czeboli, wiedziała, że w tym przypadku nie ma miejsca na sprzeciw.
— Pani Jang mi powiedziała — dodała, nie uzyskawszy z jego strony odpowiedzi.
Myungsoo łypnął na nią z pod brwi. Dotknął ostrożnie obolałego nosa i skrzywił się z niesmakiem.
— Wszystko jedno. Udowodnię staruszkowi, że potrafię podwoić ten cholerny kapitał Closer i jadę do Tokio.
— Do Tokio? — Uniosła brwi, ale chłopak znów nie silił się na odpowiedź.
— Pomogę ci. — Postanowiła ku jego zdziwieniu.
— Niby jak? — Wzruszył ramionami. — Nie mów mi, że się na tym znasz.
Shin Ya sięgnęła po teczkę i zajrzała do dokumentów, po czym odnalazła w nich brief – niezbędne informacje o produkcie oraz grupie docelowej. 
— Buty sportowe? — Przejechała wzrokiem po tekście. — Startujecie w przetargu do reklamowania butów sportowych?
— To potężny producent — powiedział Myungsoo. — I potężny klient.
— Widzę, że rzucasz się od razu na głębokie wody — stwierdziła — Wielkie rzeczy buduje się małymi cegiełkami.
— Nie musisz mnie pouczać — zdenerwował się — Po prostu próbuję sił. Dzisiaj rozmawiałem o tym z ekipą. Byli tak samo sceptyczni jak ty i dzisiaj na zebraniu odrzucili moją propozycje. Ale nie poddaje się. Musimy spróbować.
— Możecie stracić dużo pieniędzy na projekcie, jeżeli nie wygracie. Nie dziwie im się. Wasz budżet to wytrzyma? — Spojrzała uważnie na Myungsoo, który z niezadowoleniem mielił ślinę w ustach.
— Nasz budżet ledwie zipie. Dlaczego muszę szybko znaleźć jakąś gotówkę. Nie mogę liczyć na ojca ani na jego znajomości. Kazał mi radzić sobie sam. A w Closer pracują same tchórze. Nie rozumieją, że podstawą biznesu jest także ryzyko. Bez ryzyka nie osiągnie się sukcesu.
Shin Ya zastanowiła się. Jak każde, czebolskie dziecko miała wpajane strategie biznesowe.
— Jak mówiłam zacznij od małych rzeczy — powiedziała po chwili. — I wiem nawet, kto mógłby być twoim pierwszym klientem.
— Kto? — Myungsoo spojrzał na nią z zainteresowaniem.
— Yang Ho.

***

— Przypomnij mi raz jeszcze, dlaczego zgodziłem się na ten kretyński pomysł? — Myungsoo ostro skręcił w jedną z ulic, nie odrywają podenerwowanego wzroku od jezdni przed sobą.
— Ponieważ ten pomysł wcale nie jest kretyński — odparła Shin Ya z wielkim zadowoleniem.
Z radia ryczała jedna z tych piosenek, w których Myungsoo miał upodobanie, a których ona najzupełniej w świecie nie mogła znieść. Widać jej mąż świetnie dogadałby z sąsiadką. Gdyby nie ten dryblas… Aż ją wzdrygało pod wpływem wspomnienia.
— Jesteś pewna, że Yang Ho tego chce? — spytał po raz enty, a ją powoli nudziło tłumaczenie wszystkiego wciąż od nowa.
— Tak, jeszcze niedawno wspominał, że chce jakoś rozreklamować lokal.
— Nie wydaję mi się, aby jakoś fatalnie prosperował. — Myungsoo miał przed oczami sporo ludzi w restauracji „Joy&You”.
— Ale mówi, że konkurencja rośnie z roku na rok, a on musi ją w porę wyprzedzić. Swoją drogą ten człowiek ma do tego niezły dryg. Wie, co robić, żeby utrzymać się na rynku — powiedziała z podziwiam Shin Ya.
Wargi Myungsoo wykrzywiła pogarda.
— Nie zapominaj, że to tylko właściciel marnej knajpy.
— Restauracji — sprostowała dobitnie.
Chłopak chciał już dodać coś kąśliwego, kiedy ich oczom ukazał się lokal Yang Ho. Oboje wysieli z auta, parkując przy chodniku. Dzisiejsze słońce dogadzało seulczykom, więc niektórzy klienci wybrali stoliki na powietrzu.
Yang Ho właśnie podawał lemoniadę jakiejś starszej kobiecie, kiedy dostrzegł ich oboje, na co uśmiechnął się szeroko.
— Przyjechaliście! — Przywitał ich z uciechą, przy czym wzrok skupił w głównej mierze na Shin Ya.
Myungsoo pogardliwie zmierzył robocze ubranie mężczyzny. Zdawał sobie sprawę, jak chwalebne jest w oczach ludzi, że Yang Ho sam pracuje we własnej restauracji, ale nie umiał jakoś przekonać się do tego człowieka. Jego zdaniem, mężczyzna był zbyt wypacykowany. Nawet w stroju kelnera przyciągał wzrok żeńskiej klienteli, całkowicie przyćmiewając urok osobisty Myungsoo.
Shin Ya wydawała się nim zachwycona. Omal nie zgubiła oczu, kiedy mężczyzna uśmiechnął się do niej promiennie. Co za żałosna dziewczyna!, pomyślał Myungsoo z niedowierzaniem.
— Więc masz własną agencje reklamową? — Yang Ho spytał go jakby tylko z grzeczności. Zapraszając ich do środka, zgarnął przy okazji na tacę kilka pustych szklanek.
— Tak się złożyło. — Myungsoo wcisnął ręce do kieszeni spodni, nie zważając, jak bardzo było to nieeleganckie.
Yang Ho nie zdawał się jednak to zauważać.
— Dostałeś na maila brief ode mnie?
— Tak, mam już projekt wstępny dla ciebie — odparł chłopak, zadowolony, że taka mała firma, jak „Joy&You” nie organizowała niepewnych dla niego przetargów. 
Oczywiście Yang Ho zgodził się zlecić wydanie ulotek Myungsoo tylko  ze względu na prośbę Shin Ya, ale pieniądze, które im zapłaci będą wystarczające, aby zminimalizować ryzyko strat w dużym przetargu, do którego chłopak wciąż zamierzał przystąpić.
Przez bite dwie godziny dyskutowali nad projektem, aż wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Shin Ya obserwując ich dyskretnie – nie zamierzała wtrącać się do czegoś, co nie uważała za swoje – musiała przyznać, że kiedy Myungsoo zapominał o swoim oficjalnym image, wykazywał się zmysłem rodowitego dziedzica Daewoo. Miał krew ojca, nawet jeżeli wolałby się zabić niż do tego przyznać.
Sposób, w jaki dyskutował z Yang Ho jasno dowodził, że chłopak ma twardą rękę, zdecydowany kierunek działania i analityczne myślenie.
— No co? Na co się gapisz? — spytał, kiedy wychodzili już z „Joy&You”. Nad Seulem zapadał wieczór. Od rzeki Han zerwał się porywisty wiatr.
— Na nic. Tak sobie myślę. — Shin Ya wzruszyła ramionami, uśmiechając się pod nosem. Nie mogła przecież otwarcie przyznać się do poczynionych obserwacji. Porównanie Myungsoo do ojca byłoby dla niego najdotkliwszą obelgą.
Chłopak z niesmakiem pokręcił głową, nawet nie próbując dociekać, co też rodzi się w głowie tej zboczonej wiedźmy, jak nieustannie nazywał ją w myślach. Z doświadczenia wiedział, że czasem pewne sprawy lepiej pozostawić w cieniu. Przy Shin Ya najmniejsza drobnostka mogła przerodzić się w huraganach. Życie z nią było jak jazda kolejką górską. A to wchodziła do łazienki, gdy był zupełnie goły, a to serowała mu spotkanie z brutalną pięścią sąsiada nim zdołał chociażby mrugnąć okiem. Nie wspominając o jej atakach złości, kiedy dusiła go bezlitośnie poduszką.
Westchnął cierpiętniczo, uznając, że po tym wszystkim mógłby zostać wyniesiony w poczet świętych przez swe męczeńskie doświadczenia.

***

Ostatnie dni minęły spokojnie, jakby prześlizgując się między palcami czasu.  Myungsoo, początkowo zirytowany obowiązkami w Closer, w końcu przywykł do rutyny i traktował pracę, jako zło konieczne, które należy przyjąć w pokornym milczeniu.
Wiedział, że w końcu jego przygoda z tą nieodżałowaną agencją dobiegnie końca. Ojciec dostanie to, czego chciał, a on pojedzie na wymarzone zawody do Tokio.
Wydawało mu się nawet, że Shin Ya stała się mniej drażniąca niż ostatnio. Po incydencie z sąsiadami nie wchodziła mu zbytnio w drogę, za bardzo pochłonięta pracą nad książką.
Obiło mu się o uszy, jak rozmawia z gosposią o jej ukończeniu i poprawkach. Szczerze mówiąc, naprawdę intrygowała go ta powieść. Chciał się przekonać na ile Shin Ya ma talent. Wyobrażał już sobie, jak wybucha śmiechem, przeczytawszy rozdział marnego romansidła rodem z oper mydlanych, a ona słysząc jego śmiech zaciska nerwowo wargi i albo znów terroryzuje go poduszką, albo rzuca gradem oburzonych obelg pod jego adresem. 
Sama myśl o tym wywołała na jego wargach uśmiech. Ale Shin Ya od jakiegoś czasu nosiła notebooka zawsze ze sobą i dzieliła czas między pisaniem na nim, a lataniem do Yan Ho, którego traktowała jak swoistą wyrocznie.
Myungsoo wielokrotnie miał szaloną ochotę sprowadzić dziewczynę do pionu, mówiąc jej, że zachowuje się żałośnie i nie powinna gloryfikować kogoś tak małoznaczącego jak podrzędny właściciel knajpy, ale wtedy przypominał sobie o zasadzie niemieszanie się w życie, jakie sobie postawili.
Niemniej jego irytacja stale rosła. A fakt, że od kilku dni Shin Ya chodziła, jakby wcale go nie dostrzegając, nie pomagał.
Wychodził do pracy przed nią, a kiedy wracał jej nie było jeszcze w domu. Przychodziła późno, pogrążona we własnych myślach, jadła z nim przy jednym stole, ale odpowiadała półsłówkami i skupiała uwagę na czymś innym, potem kładła się spać, mówiąc mu krótkie „dobranoc” i to wszystko.
Myungsoo był pewien, że jeszcze chwila i całkiem oszaleje.
Ale tego dnia, kiedy chłopak wszedł do ich sypialni późnym wieczorem, notebook leżał sobie spokojnie na łóżku, jakby krzycząc, aby do niego zajrzeć.
Shin Ya brała prysznic, szum wody dobiegał go zza drzwi łazienki. Przełknął niepewnie ślinę. Kilka dni temu sam opieprzył dziewczynę za to, że odebrała telefon do niego. Czy teraz miał postąpić tak samo i naruszyć jej przestrzeń osobistą?
Usiadł na łóżku, czując jak ugina się pod nim materac. Przez uchylone okno wlatywało do środka świeże, wieczorne powietrze wraz z odległym gwarem miasta.
Myungsoo sięgnął po urządzenie i ostrożnie je włączył. Świat się nie zawalił, ale serce w piersi chłopaka podskoczyło aż do gardła. Dostęp nie był opieczętowany żadnym hasłem. Uśmiechnął się ironicznie. Cała ona. Zero inteligencji i poczucia ostrożności.
Przez chwile szukał odpowiedniego folderu, natykając się na masę bzdur, jak sterta plików z dietami odchudzającymi w kilka dni.
— Ta dziewczyna wierzy w cuda? —  Uśmiechnął się półgębkiem, kręcąc głową. Żeby porządnie schudnąć i przejść metamorfozę potrzeba czasu, może więcej niż rok.
Z jakiegoś jednak powodu dzięki temu dostrzegł Shin Ya w nowym świetle. Chyba pierwszy raz poczuł jej ból związany z brakiem samoakceptacji.
Przecież nie było aż tak źle! To jasne, że nie miała szans w eliminacjach do Miss Korei, ale to jeszcze nie powód, by zapychać komputer bzdurami o dietach, które tylko doprowadzają do frustracji.
Był zły, że katowała siebie w ten sposób.
Z tego wszystkiego prawie zapomniał po co w ogóle naruszył jej notebooka. Przeszedł jeszcze przez foldery ze zdjęciami, w których znajdowało się masę fotek z jej koleżankami. Na jednym ze zdjęć, Shin Ya uśmiechała się od ucha do ucha, aż jej oczy przekształciły się w podłużne szparki.
Myungsoo uśmiechnął się szeroko, jakby uśmiech dziewczyny przeznaczony był dla niego. Musiał przyznać, że wyglądała naprawdę uroczo, kiedy nie marszczyła brwi i nie zaciskała ust, a jej oczy nie były wiecznie pochmurne.
— Powinnaś się uśmiechać, Zboczona Wiedźmo — cmoknął karcąco.
Wtedy w końcu dotarł do pliku oznaczonym jako „Moja pierwsza historia”.
— Jeżeli to tytuł książki to jej współczuje — mruknął, klikając, żeby otworzyć plik. Już po chwili pokazały się strony Worda.
Całe dwieście czterdzieści stron! Matko jedyna! Myungsoo otworzył szeroko oczy! Ta dziewczyna przeszła samą siebie. Nawet, jeżeli to wiadro bezsensownego słowotoku, to taka liczba stron zasługiwała na uznanie.
Zaczął czytać. Nic zachęcającego. Ot babska historia, która nie wzruszy serca żadnego mężczyzny. Nie te klimaty, ale od słowa do słowa, od zdania do zdania, od akapitu do akapitu, zaczął czuć tak, jakby wkradał się do duszy Shin Ya. Była marzycielką. Jej wizja miłości była zbyt wybujała…
— Co ty robisz? — Usłyszał za plecami surowy głos. Powiało Arktyką.
Poczuł jak cierpnie mu skórka. Zamknął oczy, klnąc w duchu na własną głupotę.
  Ja… — Odwrócił do niej głowę. Stała w drzwiach łazienki, mierząc go wściekłym spojrzeniem. — Chciałem tylko sprawdzić coś na Internecie — skłamał.
Podeszła do niego, stawiając ciężkie kroki.
— Akurat. Albo bezwstydnie mnie szpiegujesz, albo jesteś imbecylem, który pomylił Worda z przeglądarką.
Myungsoo spłonął rumieńcem. Wiedział, że zawalił na całej linii, ale z drugiej strony czuł, że to nie fair, że nie chciała mu pokazać swojej powieści.
— Powinnaś założyć hasło. — Odłożył notebooka na jego wcześniejsze miejsce i spojrzał na Shin Ya obojętnie.
— Nie wiedziałam, że mam tak bezczelnego męża — warknęła, łapiąc za grzebyk, którym zaczęła rozczesywać mokre włosy. — Dobrze się bawiłeś? — spytała sarkastycznie. — Powieść jest tak durna, jak oczekiwałeś?
— Dlaczego od razu zakładasz, że tak myślałem? — oburzył się, ale pod wpływem jej sugestywnego spojrzenia, spoglądającego na niego wprost z odbicia lustra, musiał przyznać, że miała racje. — No dobra, ok, tak było, ale… cały czas nawijałaś pani Jan go tej książce, latałaś do tego człowieka z botoksem w gębie z notebookiem pod pachą, a co ze mną? To jakaś kara? Traktujesz mnie jak powietrze, do jasnej cholery!
Dłoń z grzebieniem zastygła nieruchomo w połowie pasm włosów Shin Ya. Dziewczyna popatrzyła na chłopaka w lustrze bez głębszych emocji.
— Nie wiedziałam, że moja książka cokolwiek cię obchodzi. Poza tym, o twoich motorach dowiedziałam się późno poniewczasie, prawda? — Wzruszyła ramionami.
Chciał już coś powiedzieć, kiedy nagle go zatkało. O co tak właściwie się rzucał? O głupią książkę, która i tak nie była w jego guście? O zranione męskie ego? Był wściekły, że mógłby zabijać, ale nie znał źródła tego gniewu.
— Po prostu strasznie mnie irytujesz! — warknął, szybko zrozumiawszy jak infantylnie to zabrzmiało.
Kiedy Shin Ya uśmiechnęła się pobłażliwie, pożałował swojej impulsywności. Wygłupił się.
— Ulotki dla Yang Ho są już gotowe? — spytała, jakby ich rozmowa była tak bezsensowna, że należało zmienić temat.
Zacisnął zęby. Znów Yang Ho… powinna się nim wypchać!
— Tak, przyszły dzisiaj z drukarni — odparł w miarę spokojnie.
— Mogę pomóc je jutro rozdawać? — Odłożyła grzebień na toaletkę i odwróciła się do niego na obrotowym krzesełku.
— Rozdawać? — Uniósł brwi.
— Wiem, że umówiłeś się z chłopakami, że weźmiecie motory i ulotki, żeby rozdawać je ludziom.
— Niby skąd?
— Hoya mi napisał.
— Aish, co za bęcwał! — Myungsoo zaklął pod nosem. Nie wiedział skąd jego przyjaciel ma numer do Shin Ya, ale przeczuwał, że nie tylko Hoya, ale i reszta kolegów z bandy zrobią wszystko, aby zbliżyć go do dziewczyny.
Znał ich zbyt dobrze, aby przewidzieć, jak się zachowają.
— To jak, mogę czy nie? — spytała niecierpliwie, gdy milczenie przeciągało się.
Myungsoo spojrzał na nią niepewnie.
— Dlaczego pytasz mnie w ogóle o zgodę?
— Closer to twoja działka, nie moja. Po za tym… — zawahała się, zagryzając wargę.
— Poza tym co? — Zmarszczył brwi, widząc, że ucieka wzrokiem.
— Nie jestem pewna, czy chcesz, abym pokazała się twoim kumplom.
— Chyba nie rozumiem.
— To twoja paczka, wiem, że ich zdanie się dla ciebie liczy. Nie chcę mieszać ci się do towarzystwa. Zwłaszcza, że mogę odbiegać od ich wizji idealnej dziewczyny — dokończyła cicho, ale wyraźnie.
Kiedy zrozumiał, o co jej chodzi omal nie wybuchł śmiechem.
— Ty na serio? — prychnął — Moi kumple wcale cię nie znają, ale już najchętniej widzieliby nas całujących się po kątach.
Shin Ya nie wyglądała, jakby mu uwierzyła.
— Po prostu chce pomóc Yang Ho. To wszystko, zrozumiem jeśli…
— Weź już daj sobie siana tym człowiekiem! — warknął chłopak, na powrót czując wstępującą w niego irytacje. — Już mi się rzygać chce, gdy o nim gadasz. Czy ja łażę po domu, wspominając o swoich dziewczynach?! — Zgromił ją wzrokiem.
  Nie.
— No właśnie, a ty bez przerwy Yang Ho to…, Yang Ho tamto… dostanę zaraz rozstroju nerwowego! — krzyknął ku jej zaskoczeniu.
— To mogę jechać czy nie? — spytała ostrożnie po chwili milczenia.
Myungsoo wydał z siebie głośne, pretensjonalne westchnięcie połączone z przewróceniem oczyma.
— Niech ci będzie, jedź. Ja nie ma nic przeciwko!




Następny rozdział       Poprzedni rozdział


***
 Ten rozdział uważam za niesamowicie słaby, ale mam nadzieję, że od kolejnego pójdzie mi nieco lepiej. Dlaczego tak jest? Bo po głowie chodzi mi pomysł na nowe opowiadanie z Azjatami (po prostu zajebiście! -.-') i to odbija się na tej historii. Ale nie zamierzam się poddać. Rozplanowałam już wydarzenia i jeżeli mi się uda, zamknę tę historię w jakiś dwunastu/trzynastu rozdziałach, czyli tak jak większość na tym blogu. Tylko Krzywe Niebo było długie, pozostałe plasowały się gdzieś w takiej wielkości i teraz będzie podobnie. 
Mam nadzieję, że mimo wszystko się Wam podoba! Pozdrawiam Was cieplutko!  :*

8 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki, abyś zakończyła tą historię, bo naprawdę ją lubię! Tylko nie rób mi tego i nie porzucaj jej... A przechodząc do rozdziału. Wiedziałam. Po prostu czułam, że Shin Ya coś odwali, no i nie pomyliłam się. Jak tylko wystrzeliła do tej sąsiadki, to już wyczułam kłopoty. Kłótnia - kłótnią, ale niepotrzebnie mieszała do tego biednego Myungsoo xD Dostało mu się od tego giganta, mimo że chłopak nic nie zawinił. A może troszkę zasłużył ze względu na wcześniejsze zachowanie? To uderzenie chyba lekko go przestawiło, bo w tym rozdziale zachowywał się trochę inaczej, niż zwykle. Myślę, że również zadziałało to, że Shin Ya mu pomogła, jeśli chodzi o firmę. Tylko chwila. Czy on na pewno nie jest zazdrosny o jej nowego kolegę? Coś za bardzo się denerwuje, gdy dziewczyna wspomina jego imię ;D
    Rączki świerzbiły i Myungsoo nie wytrzymał. Musiał dopaść się do książki żonki, ale również odkrył jej diety cud. Mam nadzieję, że Shin Ya nie będzie głupia i nie wyrządzi sobie tym żadnej krzywdy. Niech nawet na myśl jej nie przychodzi, by katować się w jakiś drastyczny sposób. ;O
    Rozdział jak zwykle niesamowity <3 Trzymam kciuki, abyś to zakończyła, bo inaczej nie przeżyję ^^ Życzę dużo weny i z utęsknieniem czekam na ósemkę ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Myungsoo naprawdę wziął się do roboty i widać, że zamierza postawić firmę na nogi. Wiem, że robi to głównie ze względu na wyjazd do Tokyo, ale każdy powód jest dobry do osiągnięcia sukcesu. Zgadzam się z Shin Ya, że lepiej byłoby zacząć małymi kroczkami niż rzucać się od razu na głęboką wodą, ale co poradzić. Fajnie, że załatwiła chłopakowi pierwszego klienta (co z tego, że jest to chłopak, którym się zauroczyła xd).
    A! Zapomniałam o boskiej kłótni między sąsiadami. Haha, ale jaj Shin Ya broniła swojego męża! Gdybym jej nie znała i patrzyła z boku ponyślałabym, że go kocha xd. No, ale przez jej gadanie nasz Myungsoo dostał w nos i mu się krew bolała haha xd. Nawet się nie obronił, co za facet. No, ale przynajmniej żona go opatrzyła i dała plaster xd.
    Oho, czyżby Myungsoo spodobała się książka żony? A to szok! Shin Ya dość spokojnie podeszła do faktu, że nasz zazdrosny czebol (na kilometr to widać!) przeczytał jej książkę. No i Myungsoo pozwolił jej z nimi jechać rozdawać ulotki. Mam tylko nadzieję, że koledzy Myungsoo ciepło przyjmą dziewczynę i nie powiedzą jej nic przykrego.
    Rozdział idealny na nudną pracę. Życzę weny, kochana .

    OdpowiedzUsuń
  3. W międzyczasie jak myślałam nad komentarzem do TW, to przeczytałam sobie to supcio opowiadanie. HAHAHAHA, (walnę skrótami imion) Myu jaki zazdrosny! Aaaaaaa! Widać to jak na dłoni, tylko sam głupek jeszcze o tym nie wie. Matko, myśli się, że oni nigdy się nie dotrą, ale stopniowo coś jednak ich zaczyna łączyć. Takie na razie 10% XD Szaleństwo. Jednak i tak świetnie, że Shin mu pomogła w pracy. Po ich dziwnych relacjach sądziłam, że dziewczyna go zignoruje i będzie się cieszyć z jego niepowodzeń, ale przecież Shin jakby nie wiem jak zraniona to tak by się nie zachowała. Za dobre z niej dziewczę. :D
    Czekam na dalej. :D:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahhaa, Shin Ya coraz bardziej mnie zaskakuje. Ta kłótnia z sąsiadką... hahaha i jak broniła mężulka, no no. ;d Szkoda, że sąsiadka nie wie, że ich relacje wcale nie są takie dobre. No, ale Shin Ya miała prawo się zdenerwować, bo tamtej kobiecie faktycznie nie zaszkodziłoby, gdyby ściszyła muzykę.
    Nie sądziłam, że zainteresuje się firmą Myungsoo. Ale może jej pomysł z zaczęciem od małych rzeczy był dobry. Zawsze jakieś zlecenie jest, a takie rzucanie się na głęboką wodę faktycznie mogłoby się źle skończyć. Powinien docenić, że mu pomogła. Ech, chyba faktycznie podoba jej się właściciel restauracji, ale czy to ma sens? Przecież ona ma męża, tak więc z właścicielem restauracji i tak i tak jej się nie uda. Powinna mu chociaż powiedzieć prawdę, a nie zwodzić, bo facet narobi sobie nadziei. Szkoda,że nie spotkała go wcześniej, tylko dopiero teraz. Ale czyżby M był o niego zazdrosny? Bo niby czemu tak denerwuje go fakt, że ona ciągle gada o tamtym facecie? Jemu przecież nie zależy na Shin Ya i sami ustalili, że robią, co chcą, nie powinien więc tak się wkurzać, hahah xd Ale lepiej, żeby ich ojcowie nie dowiedzieli się o wybrykach dzieci. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy będzie dalej? To jest takie piękne <3 Proszę, pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku to opowiadanie jest mega. Czytałam je na wattpadzie, ale teraz nigdzie go nie widze, usunełaś go? i ja sie pytam gdzie dalsze części? :O

    OdpowiedzUsuń
  7. To opowiadanie będzie jeszcze kontynuowane ?

    OdpowiedzUsuń
  8. To opowiadanie będzie jeszcze kontynuowane ?

    OdpowiedzUsuń