Odcinek 4: Dom bez duszy



Jyia przysnęła w drodze do nowego domu. Była nieziemsko zmęczona, ale po zaparkowaniu auta na podjeździe, Ma Tae skutecznie nią potrząsnął.
— Wstawaj. Jesteśmy na miejscu.
Wydała z siebie ciche sapnięcie i półprzytomnym wzrokiem powiodła po piętrach ogromnej, imponującej willi, której wspaniałość była tak widoczna, że aż przytłaczająca i… niesmaczna.
Na co komu taka wielka chałupa?
Dom zbudowano w fantazyjnym stylu, bardzo nieregularnie, ale gustownie. Ściany postawiono z cegieł, barwionych na ciemnozielony kolor. W popołudniowym słońcu pysznił się granatowy dach, a okna były podłużne i pewnie wpuszczały do środka wiele światła.
Nie było mowy, żeby jakakolwiek willa obyła się bez towarzystwa dziedzińca. Aż dziw, że pośrodku nie postawiono wesoło tryskającej fontanny, z marmurowym chłopcem sikającym do wody.
Dom okalały ładnie przystrzyżone krzewy, a nieco dalej rosły dorodne drzewa, pod którymi latem pewnie było dużo cienia.
Jiyeon westchnęła. Pompatycznie i z przepychem. Wuj jej nie zaskoczył.
Zza tyłu domy wyłoniła się energiczna, nieco przy kości kobieta w stroju służącej, która niosła pod pachą olbrzymi kosz, wypchany praniem.
Na widok samochodu przystanęła i uśmiechnęła się.
— Przywiózł pan małą?
Małą? Jiyeon otworzyła oczy ze zdumieniem. Kogo ta kobieta nazywa małą? Wysiadła z wozu, strzelając z oczu piorunami irytacji.
— Oto Jiyeon, Suzy. — Ma Te wskazał na siostrzenice niczym ładny, muzealny eksponat.
Dziewczyna skrzyżowała ramiona i zgięła kolano w prawej nodze. Wiedziała, co kobieta myśli, gdy przesuwała wzrokiem po jej ciele. Jiyeon wyglądała jak rebeliantka, jak dziewczyna, od której nocami na ulicy lepiej trzymać się z daleka.
— O jeju, jaka podobna do matki! — zawołała Suzy, wywołując tym okrzykiem sprzeczne emocje w samej dziewczynie.
— Znałaś moją matkę, ahjumma? — Uniosła brwi. Ile ta kobieta pracowała w tym domu? No i… czy właściwie kiedyś matka tu mieszkała? Jiyeon jeszcze raz przebiegła wzrokiem po budowli, tym razem z większym zainteresowaniem.
— A jakże! Toż to była taka śliczna panienka! — Suzy postawiła pranie na ziemi i podeszła do dziewczyny bez cienia krępacji. — Masz jej oczy.
Jiyeon spuściła wzrok. Cholerne łzy… zawsze pojawiają się w nieodpowiednim momencie.
— Pokażmy jej dom! — wtrącił się Ma Te, wyczuwając, że sytuacja zrobiła się trochę niezręczna.
Dom jak dom. Wszystko w nim było tak oczywisto eleganckie i nowoczesne. Kuchnia, salon, długie korytarze, kolejne pokoje, gabinety – wszystko wyjęte jak z katalogu „Urządź się stylowo”.
Wydawało się, że nawet kurz nie waży się osiąść na meblach, nie mówiąc o okruszkach popcornu zalegającego między poduszkami kanapy.
Ale Ma Te pokazywał każdy kąt z wyraźną dumą. Jiyeon ograniczyła się do pojedynczych komentarzy, nie szczędząc także ziewania, chociaż nie było ono przejawem złośliwego znudzenia, ale autentycznej senności.
Przy okazji wuj opowiedział mimochodem także o swojej pracy. O wielkiej firmie, tworzonej przez kolejne pokolenia jego rodziny. Wszystko zaczęło się po wojnie z Japończykami, kiedy na Południu zaczynały stacjonować wojska amerykańskie. Wtedy to jego dziadek założył pierwsze przedsiębiorstwo, rozpoczynając od produkcji kabli elektrycznych, która na przestrzeni lat rozrosła się do potężnej firmy elektronicznej, operującej obecnie na rynku gadżetami komputerowymi, komórkami, a nawet aplikacjami, z których korzysta miliony ludzi na świecie.
To pozwoliło Ma Te był dziedzicem wielomiliardowej fortuny, którą sam teraz pomnażał, gdyż miał we krwi przedsiębiorczość ojca i dziadka.
— No, a teraz najważniejsza część. Twój pokój. — Wuj zatrzymał się przed drzwiami, pomalowanymi na biało ze złotą klamką. — Nie jestem pewien, czy ci się spodoba.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, chociaż sama także podzielała tę niepewność. Po wuju spodziewała się najgorszego. Koronkowych firanek, różowych ścian oraz puchatej narzuty na łóżko z poduszeczkami w kształcie głowy Rilakkumy.
Kiedy weszła do środka, musiała oddać mu sprawiedliwość. Nie było w połowie tak źle jak oczekiwała. Osobiście nie urządziłaby tego w ten sposób, ale praktyczna natura kazała jej zauważyć, że w tym pokoju da się oddychać.
Był dość spory, z zielonymi ścianami, podwójnym łóżkiem, faktycznie okrytym narzutą, ale, ku jej zaskoczeniu, czarną. Proste meble z jasnego drewna, biurko z laptopem, rząd trzech okien z drzwiami prowadzącymi na balkon oraz miejscem do czytania, a wszystko przystrojone normalnymi firankami z czerwonymi zasłonami.
— I jak? — W głosie Ma Te dało się wyczuć tremę.
To nawet całkiem zabawne, że tak bardzo mu zależało, żeby wywrzeć na niej wrażenie. Był jaki był, ale chciał dobrze, a matka nauczyła ją doceniać takie rzeczy, zanim zniknęła.
— Super. — Skinęła głową. Przesadziła z oceną, ale uśmiech wuja sprawił, że było warto.
— Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło! Nie wiedziałem, co lubisz i…
— Nie musisz się tłumaczyć. Podoba mi się — przerwała mu, licząc, że zostawi ją samą. Chciała odpocząć.
— Popatrz tutaj. — Wskazał na dwuskrzydłowe, białe drzwi. W identycznym stylu jak te z korytarza. Podszedł i otworzył je niczym wrota pałacowe.
Jiyeon uniosła ze zdumieniem brwi. Właśnie patrzyła na drugą część pokoju, wyglądająca trochę jak mały, dziewczęcy salon. Znalazła tam stolik, okrągłe pufy w odcieniach fioletu i czerwieni, kanapę do kompletu oraz półkę, zapełnioną książkami. W kącie stało imponujące stereo.
  Możesz tu zapraszać przyjaciół — oznajmił Ma Te dużo pewniejszym głosem.
— Dziękuję — wydukała. Przyjaciół? Niby kogo? Woo Bina? Na nim te kolorowe pufy nie zrobiłyby wrażenia, ale niech będzie. No i te książki… nie wspomni wujowi, że praktycznie nie czyta.
— Tu masz drzwi do łazienki. — Powrócił do sypialnianej części pokoju i wskazał na drzwi w kącie pokoju. — A tutaj garderobę! Myślę, że masz wszystko, czego ci trzeba. Gdyby jednak czegoś zabrakło, nie wahaj się prosić.
A niby czego jeszcze miałaby potrzebować? Wuj zapomniał chyba, że dzieliła małą klitkę z matką i że spały razem w jednym łóżku.
No cóż, teraz była trochę jak Kopciuszek. Nie sądziła, że takie historie zdarzają się naprawdę, a co więcej, że przyjdzie jej odegrać rolę wyrwanej z biedy dziewczyny i wrzuconej wprost w krajobraz nieopisanego bogactwa, przeznaczonego do jej użytku.
Od tego mogło poprzewracać się w głowie. Chyba tym najbardziej martwił się Woo Bin, kiedy patrzył na nią tak, jakby miała już nie wrócić.
Nie, Woo Bin, nie zapomnę o tym, gdzie naprawdę jest mój dom., pomyślała w duchu, nie mogąc przestać rozglądać się po pokoju.
— A gdzie jest haczyk? — zapytała ni w pięć, ni w dziesięć.
Ma Te spojrzał na nią dziwnie.
— Jaki haczyk?
— Podstęp. To niemożliwe, żeby wszystko ułożyło się tak doskonale.
— Nie ma żadnego haczyka, Jiyeon. Jesteś moją siostrzenicą. Dopiero co cię odnalazłem. Może to nieco za dużo na raz, ale zrozum… chciałem cię nieco porozpieszczać. Naprawdę mi na tym zależy.
Spojrzała na niego nieufnie, jak bity pies, któremu człowiek podstawia pod wygłodniały pysk miskę mięsa. Obawiała się, że w końcu zostanie zadany cios.
Haczykiem jest to, że matka zniknęła. Oddała ją w ręce wuja, ale sama odeszła i chociaż zapewniła o swym powrocie, Jiyeon zaczynała się obawiać, że to tylko bujda.
— Odpocznij. Weź prysznic i zejdź potem na kolacje do jadalni.
Skinęła głową, a wuj wyszedł z pokoju. Po kąpieli, weszła do łóżka i przespała całą noc. Kolacja całkiem wyparowała z jej myśli.

***
Kilkakrotne pukanie w drzwi wyrwało ją ze snu. Oderwała rozespaną twarz od poduszki, leniwie drapiąc się po włosach.
— Jiyeon. Już dziewiąta. — Rozpoznała głos Suzy. — Wuj czeka na ciebie w jadalni.
Jęknęła i schowała twarz w pościeli. Lubiła długo pospać i nie wstawała wcześniej jak o pierwszej. Jej obowiązki zaczynały się dopiero późnym popołudniem. To wtedy tropiła swoje ofiary i kradła co popadnie.
Ale Suzy przychodziła co pięć minut i waliła w drzwi.
— Co za zołza — warknęła Jiyeon, ale poskutkowało tym, że wygramoliła się z łóżka i wzięła szybki prysznic.
Nim zeszła na dół, sięgnęła po swoje stare ubrania i włożyła je na siebie, gdy wyczuła, że w kieszeni szortów wystaje coś wypukłego. Wyjęła z niej plik skradzionych kilka dni temu pieniędzy, zwiniętych gumką recepturką. Zupełnie o nich zapomniała.
I pomyśleć, że tyle było o to zachodu. Gdyby wiedziała, jak jej życie diametralnie się odmieni, darowałaby sobie incydent z ochroną tamtego podejrzanego gościa.
Westchnąwszy, wsadziła pieniądze do pierwszej, lepszej szuflady.
W jadalni stawiła się z dużym opóźnieniem, nie przejmując się tym wcale. Może i bogacze mieli w zwyczaju jadać o stałych porach, ale jej to nie dotyczyło. Nie zamierzała dostosowywać się do ich stylu życia.
Ma Te przywitał ją uśmiechem, ale mina szybko mu zrzedła.
— Zaglądałaś do garderoby? — spytał, niepewnie lustrując jej wygląd.
— Nie. — Ziewnęła i półprzytomna zwaliła się na krzesło przy stole.
— Dostałaś komplet ładnych sukienek.
— Nie noszę takiego dziadostwa — odparła, zerkając przychylnie na talerz, gdzie Suzy podała jej cudownie pachnące grzanki z jagodowym dżemem.
— Jesteś pewna, że te znoszone ubrania są odpowiednie? — Ma Te nie ustępował, czym tylko sprawiał, że zaczynała się irytować.
— Są w moim stylu — burknęła, z rozkoszą zatapiając zęby w grzance. Ale dobre! Już dawno nie jadła niczego tak pysznego! Ubiorem się nie przejmowała. Miała na sobie dziurkowane rajstopy, rozklekotane glany, postrzępione szorty, wyblakły, czarny podkoszulek i na to narzuconą, rozpinaną bluzę z kieszeniami. Sterczące włosy związała w koka.
Nic dziwnego, że Ma Te znalazł się w stanie przedzawałowym. Pewnie sądził, że wciśnie się w jedną z tych uroczych sukieneczek nad kolano. Oczywiście, że je widziała, chociaż powiedziała coś innego. Ale prędzej dostałaby piorunem w głowę niż ubrała na siebie tego typu ubrania. No dobra, dostała piorunem… wciąż dziwiła się, że tak mało pamięta z tamtej nocy.
— Widzę, że panience smakuje. — Suzy krzątała się koło niej jak kwoka, emanując zadowoleniem. — Jedz na zdrowie! Brakuję ci tu i tam paru kilogramów.
Jiyeon wzruszyła ramionami, próbując nie pokazać, że dodatkowe dwie grzanki wystrzeliły ją na orbitę niebiańskiego szczęścia.
Wuj skubał swoją porcje małymi kęsami, popijając je kawą z malutkiej filiżanki. Kiedy skończyli posiłek, na stole położył białą kopertę z logiem.
— Co to jest? — Jiyeon wytarła ręce w spodnie i sięgnęła po kopertę.
— Aplikacja do liceum Hose.
— O nie! — Dziewczyna rzuciła kopertę na stół. — Nie wrobisz mnie w to!
— Nawet nie rzuciłaś okiem.
— Nie muszę! Nie chcę łazić do szkoły z nadętymi dzieciakami. Ile kosztuje jeden semestr w tej budzie? Można by za tą kasę wyżywić połowę mojej dzielnicy, mam racje?
Ma Te odwrócił wzrok, co mówiło samo za siebie.
— To dobra szkoła.
— Mam swoją własną. — Ściągnęła palcem z zębów kawałek grzanki.
— Rozmawiałem z dyrektorem twojej starej szkoły. Zostałaś dyscyplinarnie wyrzucona.
Jyieon zakrztusiła się łykiem soku pomarańczowego.
— Kiedy?!
— Trzy miesiące temu. Szkoła wysłała zawiadomienie twojej matce.
— Nie dam sobie głowy uciąć, że mieli dobry adres. Mama czasami podawała w dokumentach fałszywe informacje — odparła, wycierając usta ręką.
— Praktycznie nie chodziłaś na lekcje — powiedział Ma Te z nutą pretensji w głowie.
— Miałam lepsze rzeczy do roboty niż dzielenie ułamków.
— Zrzuciłaś jedną dziewczynę ze schodów. Trafiła do szpitala. To dlatego cię wyrzucono. — Ma Te zgromił ją wzrokiem.
Musiała się skupić, aby sobie przypomnieć tamto zdarzenie.
— Suka próbowała rozstawiać mnie po kątach!
— Jiyeon! Licz się ze słowami! — Krzesło niespokojnie zaskrzypiało, poruszone ciałem wuja.
— Taka jest prawda! — wykrzyknęła z urazą. Nie umiała się bić, ale była impulsywna. Czasem to kończyło się właśnie takimi nieprzyjemnymi zdarzeniami.
— Nie ma szans, żeby ponownie cię przyjęto. — Ma Te westchnął, masując czoło końcówką palca wskazującego. — Jeżeli mam być szczery z twoją reputacją nie przyjmie cię żadna szkoła publiczna.
— Świetnie! Bez łaski! — prychnęła, zsuwając się na krześle do pozycji półleżącej.
— Liceum Hose to twoja jedyna szansa.
— Bo im zapłaciłeś, żeby mnie przyjęli? — Pozwoliła sobie na nutę sarkazmu.
— Próbuję ci tylko pomóc.
Grzmotnęła ręką w stół, aż zabrzęczały szklanki.
— Nie chcę! Czego oni mogą mnie w tej szkole nauczyć o życiu!? Poza tym, nie mam zamiaru uczyć się z nadętymi dzieciakami!
— Nie oceniaj ich zbyt pochopnie.
— Tak jak ty Woo Bina? — Trafiła celnie.
— W takim razie, pokaż mi, że jesteś inna. Nie oceniaj tych dzieciaków zanim ich nie poznasz.
— Widziałam, na co je stać — skwitowała cierpko, ale nieco spokojniej. — Wtedy na statku dały niezły popis. Bogate smarkacze!
— Nie wszyscy są tacy sami. Na pewno poznasz kogoś miłego.
— Ustawiasz mnie do swojego poziomu, Ma Te — zaatakowała go ze złością. — Mieliśmy umowę, pamiętasz? Miałeś mnie nie zmieniać w grzeczną panienkę.
— Musisz chodzić do szkoły, Jiyeon. Takie jest prawo. Jeżeli się nie zastosujesz, możesz mieć kłopoty.
Skrzywiła usta. Trudno było o tym słuchać.
— Jeżeli ci się nie spodoba, będziemy szukać innej opcji. Ale nie mów nie, zanim nie spróbujesz. — Podsunął jej kopertę przez stół. — Aż tak podobało ci się stare życie, że nie chcesz przyjąć tego, co ci oferuję? — zapytał błagalnie.
Najgorsze, że nie umiała jednoznacznie odpowiedzieć. Życie ulicy miało ostre pazury. Nie raz została przez nie pocięta. Nie lubiła kraść i co sił w nogach uciekać, jeżeli ktoś ją przyłapał na gorącym uczynku. Nie lubiła niekończących się wizyt na komisariacie, gdzie pokaźnie rozbudowała kartotekę, a z policją była na ty.
Ale lubiła niezależność, odpowiedzialność jaką brała za samą siebie, a zarazem solidarność z Woo Binem i pewność, że cokolwiek się stanie, są małym plemieniem, watahą poranionych wilków.
Nie mogła tak nagle opychać się słodkimi grzankami, spać w wygodnym łóżku i zacząć chodzić do pretensjonalnej szkoły, jakby te ostatnie piętnaście lat życia dało się z powodzeniem wykreślić.
Ale jakimś cudem jej ręka sięgnęła po kopertę, a palce zacisnęły się na jej brzegach. Rzuciła tylko okiem, bardzo ostrożnie i niezobowiązująco.
— Mogę spróbować — powiedziała, nienawidząc siebie w tamtym momencie. 




_______________________________

Jeszcze tak wstępem zalatuje, jeszcze się fabuła rozkręca, wiecie, że u mnie to trochę trwa, ale ja lubię być bardzo dokładna, więc musiałam opisać nowy dom Jiyeon i całą tą sprawę z przeprowadzką do nowego miejsca. Potem jeszcze trochę wstępu ze szkołą będzie i fabuła zacznie iść we właściwym kierunku. Wytrwajcie proszę! <3
Pozdrawiam!

3 komentarze:

  1. Super wpisy, zapraszam do siebie, tyle ze ja prowadze owce, zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Eeee, i tak właśnie Park trochę mnie zirytowała. Serio, teraz zachowuje się jak rozpieszczona panienka, a jest w tym domu parę godzin? Jakaś pokora by mogła w niej się znaleźć. Ma toporny charakter, aż irytujący. Na miejscu jej wujka trzymałabym ją krótko, ale znając życie, dziewczyna uciekłaby z domu, bo byłaby wielce skrzywdzona. Ech, nie polubię jej chyba. :D Działa mi trochę na nerwy.
    Dawaj tutaj płeć męską, bo na nich zawieszam swoją nadzieję. :D
    <3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona nie ufa Ma Te xD A poza tym, nie można ot tak zgarnąć dziewczyny z ulicy, dać jej pokój w ładnym domu i zapisać do dobrej szkoły i oczekiwać, że ona jeszcze będzie klaskać z wdzięczności. Jiyeon to dziewczyna ulicy, którą interesuje tylko odnalezienie matki, a nie szkoła. ^^ Ona nie ma pokory, to fakt, ale nie wyobrażam jej sobie innej. Takiej grzecznej, dającej się nagiąć i tym podobne. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń