Drzwi kliknęły, gdy Park Jiyeon
cichcem wkrada się do własnego domu, a przynajmniej stara się to zrobić.
Ledwie jej stopy przekroczyły progi
posiadłości wuja, a w holu zapala się ostre światło.
— Wiesz, która jest godzina? —
Gosposia unosi się zgorszeniem na widok wracającej dziewczyny.
— Przepraszam. — Jiyeon zrzuca z
siebie buty i płaszcz. — Miałam sprawy do załatwienia.
— Sprawy do załatwienia? A to ci
dopiero! W twoim wieku, gdybym miała okazje się uczyć to bym nie wysuwała nosa
z książek, rozumiesz? — Suzy wchodzi w tryb pouczającego rodzica. — Jakież to
sprawy do załatwienia może mieć piętnastolatka?
— Wybacz, Suzy, ale nie będę ci się
tłumaczyć — odpowiada Jiyeon. Wie, że wychodzi na źle wychowaną, ale nie
zamierza udawać teraz grzecznej panienki tylko dlatego, że zamieszkała w ładnym
domu i zaczęła chodzić do snobistycznej szkoły z płatnym czesnym.
— Patrzcie no, jaka pyskula! — Suzy
cmoka kilkakrotnie. — I znowu te obdarte
ubrania, jakby w szafie nie było co lepszego na siebie założyć.
Jieyon uśmiecha się pod nosem. Już
jakiś czas temu zrzuciła z siebie mundurek i wsadziła na samo dno torby. Gryzł
ją. Najlepiej czuła się w swoich starych ubraniach.
— A dokąd to? — Suzy łapie ją za
plecak, gdy Jiyeon wchodzi na schody.
— Do swojego pokoju.
— Wuj na panienkę czeka! Zmartwiony
jak nie wiem! — Kobieta siłą zaciąga ją pod drzwi gabinetu i puka nieśmiało. —
Mała wróciła.
Jiyeon zgrzyta zębami na ten nieznośny
przydomek, ale nie ma czasu nic odszczekać, bo rozlega się przytłumiony głos
wuja.
— Niech wejdzie.
Suzy sama otwiera drzwi i wpycha
Jiyeon do środka, prawie rzucając ją na posadzkę. Co za brutalna kobieta! A
mimo to dziewczyna nie potrafi jej znielubić.
Prostuje się, zbierając z twarzy
splątane włosy, gdy jej wzrok spotyka surowe oblicze wuja, siedzącego za
masywnym biurkiem z imienną tabliczką ze szkła.
— Wróciłaś.
— Tak.
— Co z twoim kolanem?
— Upadłam. Nic wielkiego.
— Upadłaś, tak? W tym domu obowiązują
pewne zasady, Jia. Nie życzę sobie nie wiedzieć dokąd chodzisz i zamartwiać się
o siebie.
Uśmiecha się kwaśno.
— Masz kiepską pamięć, wujaszku.
— Co? — Unosi brwi.
— W szpitalu dałam ci jasno do
zrozumienia, że zamieszkam z tobą tylko pod warunkiem, że nie spróbujesz
uczynić ze mnie grzecznej panienki. A do czego doszło? Chodzę do tej nadętej
szkoły i dostaje reprymendę, bo wróciłam do domu po ósmej. Nie sądzisz, że to
gruba przesada? Do tej pory żyłam właśnie w ten sposób i nie widzę powodu dla
którego miałabym cokolwiek zmieniać.
— Ale Jiya…
— Co? — Nie daje mu dojść do słowa. —
Zapomniałeś, prawda? Nie chcę ani twoich pieniędzy, ani żadnych przywilejów.
Jeszcze dzisiaj mogę wrócić na stare śmieci.
Nie jest to do końca prawdą, bo do
starego domu już by nie wróciła. Nie po tym, jak grasowali tam podejrzani
ludzie. Ale poszłaby do Woo Bina, on by jej nie odrzucił. Wsparły ją na jakiś
czas, nim nie urządziłaby się na własnych zasadach.
Nie lubiła kraść, ale jeszcze bardziej
nie lubiła ograniczeń. Z dwojga złego bez problemu wróciłaby do starego stylu
życia.
Ma Te wzdycha, zaciskając mostek nosa.
W tamtej chwili oczy Jiyeon podchwytują coś dziwnego, leżącego na stole pośród
papierów. Wydruk przedstawiający symbol: kwadrat przecinający się w środku z
trójkątem, a wewnątrz figur dodatkowo znajdował się wąż wygięty w odwróconą
literę „S” z alfabetu romańskiego.
Wuj zauważa jej zaskoczenie, bo szybko
zgarnia kartkę z biurka i mnie ją w dłoni jak nic nieznaczący świstek. Chrząka
zmieszany, widocznie uświadomiwszy sobie, że jego zachowanie budzi podejrzenia.
— Jiyeon. — Wymawia imię siostrzenicy
z zaskakującą stanowczością. — Zasady są nie po to, aby zrobić ci na złość,
ale, żeby cię chronić. Takie było życzenie twojej matki, a ja czuję się w
obowiązku dotrzymać danej obietnicy.
Dziewczyna oblizuje wargi, nie
wiedząc, co powiedzieć. On wie., przeszło jej przez myśl. Wie, że matka ma
tajemnice i uwikłana jest w niebezpieczeństwo. Wie więcej niż mówi. Nie jest
pewna, czy ją to złości czy przeraża.
— Naprawdę nie wiesz, gdzie jest
matka? — pyta, nie patrząc mu w oczy. W torbie czuje ciężar zawiniątka.
Wuj wstaje i obchodzi biurko, stając
na wprost niej. Dłonie kładzie na jej ramionach w momencie, gdy z ust pada
odpowiedź.
— Gdybym wiedział, natychmiast bym ją
tu przyprowadził. Jednakże nasze światy rozdzieliły się już dawno temu. Twoja
matka nie powiedziała mi niczego, co pomogłoby mi ją znaleźć.
Jiyeon ściska usta. Chociaż wuj zdaje
się być szczery w słowach, coś podpowiada jej, że Ma Te także pewne rzeczy
ukrywa.
— Dlaczego się pokłóciliście? — pyta,
wytrzymując nacisk jego dłoni na ramionach. — I o co?
W tym samym momencie zaczyna dzwonić
telefon. Ma Te odsuwa się od niej.
— Porozmawiamy o tym innym razem, Jia.
Proszę, nie próbuj mi utrudniać opieki nad tobą. Zrób to dla matki. — Po tych
słowach, wyjmuje komórkę z kieszeni marynarki, przewieszonej przez krzesło.
Spogląda na wyświetlacz, a potem na
siostrzenice.
— Możesz już iść. — Kiwa ręką w stronę
drzwi.
Nienawidzi tego, że wyprosił ją tak
protekcjonalnie, ale posłusznie opuszcza gabinet, zostając jednak pod drzwiami
po ich zamknięciu.
Musi dowiedzieć się, co wuj przed nią
zataja. Przyciska ucho do drzwi, nasłuchując dobiegającego ze środka głosu.
— Przepatrzyliście całe nagranie? —
Wuj rozmawia przez telefon. — To dziwne. Zazwyczaj nie trwa to tak długo. Jesteś
pewien? Dobrze, dobrze. Może zorientowali się, że na niego czekamy. Może się
wycofali, ale w końcu będą musieli załatwić mu papiery.
— Jiyeon?
Dziewczyna drga jak oparzona, gdy za
plecami rozlega się głos Suzy. Natychmiast odbiega od drzwi i wchodzi na
schody, pewna, że gosposia znowu zacznie ją karcić, ale nic takiego nie ma
miejsca. Zamiast tego Suzy odprowadza ją przenikliwym wzrokiem.
***
Jiyeon rzuca torbę na łóżko i
natychmiast wygrzebuje ze środka paczuszkę od matki. Chociaż wie, że nie
powinna sprawdzać jej zawartości, rozwiązuje tasiemkę i rozkłada materiał, w
którym zawinięty został przedmiot.
Ku jej zdumieniu okazuje się, że to
zwykły telefon komórkowy marki Sony Ericsson Xperia X10 mini, czarny z
rozsuwaną, boczną klawiaturą. Do tego zwinięta ładowarka.
Unosi brwi. Porównując ten telefon ze
swoją starą nokią, dzisiaj uważaną już za przeżytek, matka musiała wykosztować
się na ten model, chociaż nawet on nie należy do dotykowych perełek, jakie górują
obecnie na ulicach stolicy.
Przytrzymuje czerwony guzik, ale
telefon jest rozładowany. Dla pewności jednak sprawdza, czy w środku jest
bateria. Jest.
Jiyeon wzdycha, obracając telefon w
dłoni. Nagle zrywa się i podbiega do szuflady, wyjmując z niej kartę sim, którą
znalazła w wentylacji łazienki. Wsuwa ją do telefonu.
Ma się w to wszystko nie mieszać. Ma tylko
ukryć telefon w jakimś trudno dostępnym miejscu do czasu, aż nie zgłosi się po
niego ktoś, kto będzie miał rzetelny dowód, że przybywa w imieniu matki. Wtedy
ma przekazać mu telefon i zapomnieć o całej sprawie. W nic się nie mieszać i
tak dalej.
— Niech to! — syczy, tupiąc nogą w
podłogę.
Czy naprawdę jest zdolna nie mieszać
się w sprawy matki?
Podłącza ładowarkę do kontaktu obok
łóżka i wsuwa jej koniec w otwór telefonu. Czuje, jak urządzenie drży w jej
dłoniach, a następnie włącza się i pokazuje animacje ładowanej baterii.
Wie, że jeżeli przytrzyma czerwoną
słuchawkę, telefon powinien się całkowicie włączyć. Wtedy jednak rozlega się
pukanie do drzwi.
— To ja — odzywa się Suzy. —
Przyniosłam opatrunek na panienki kolano i wodę utlenioną.
Jiyeon wzdycha.
— W porządku, wejdź.
Nakrywa telefon poduszką, mając
nadzieję, że Suzy go nie zauważy.
***
Myungsoo łapie się na nieustannym
myśleniu o niej. Ledwie wchodzi do szkoły, a jego spojrzenie, błądzące po
korytarzu pełnym innych uczniów, szuka jej niewysokiej osoby.
Wie, że dostrzegłby ją bez trudu. Ją,
czy raczej jej rozmierzwione, krzywo ścięte włosy i powieki muśnięcie brązowym
cieniem, o ile go nie zmyła po ostatniej reprymendzie nauczyciela.
Nie wydaje się jednak respektować
czyjekolwiek zasady oprócz własnych.
Zjawia się spóźniona, wbiegając do
klasy na równi z dzwonkiem, zajmując ławkę pod oknem.
— To moje miejsce. — Hoya zbliża się
do dziewczyny, krzyżując ramiona. — Won mi stąd.
Obrzuca go chmurnym spojrzeniem i
przesiada do ostatniej ławki w środkowym rzędzie.
Ławka Myungsoo znajduje się w rzędzie
pod oknem, tuż za Mae Ri, która będąc krótkowidzem, musi siedzieć w przodzie.
Wciąż czekają na nauczyciela.
Ogląda się dyskretnie przez ramie,
obserwując jak Jiyeon wyciąga się na krześle, prostując nogi pod ławą. Ma na
sobie obskurne buciory, nie współgrające z mundurkiem. Nie patrząc na nikogo,
przekłada ołówek między palcami, a ciemne pasma grzywki przysłaniają jej oczy.
Jest piękna.
Zasycha mu w gardle. Szybko odwraca
głowę, próbując skupić się na podręczniku. Uderza ołówkiem o kartki, których
tekstu i tak nie może zrozumieć, aż tajemnicza siła znów zmusza go do
odwrócenia głowy w jej stronę.
Wygląda na zamyśloną, co chwilę
szarpiąc zębami krawędź dolnej wargi, a ołówek w jej dłoni nieustannie się
przesuwa.
Nagle Myungsoo czuje mocne uderzenie w
głowę. Ktoś wycelował w niego małą piłką do tenisa.
— Co jest, baranie? — Rozlega się
śmiech Hoyi. — Spodobała ci się ta sunia?
Purpurowieje, gdy wzrok Jiyeon dotyka
go w twarz, a następnie przesuwa się ku obliczu Hoyi.
— Jak mnie nazwałeś? — Jiyeon pyta
niedowierzająco.
— Już nie udawaj takiej cnotki. Niezła
z ciebie sztuka. Umówiłbym się z tobą, ale bałbym się, że przy okazji zwiniesz
mi telefon, złodziejko.
W klasie rozlegają się szmery. Tylko
dzieciaki ze statku wiedzą, że Jiyeon parała się kiedyś złodziejstwem, dla
innych słowa chłopaka są zastanawiające.
Na twarzy dziewczyny pojawia się
krzywy uśmieszek. Myungsoo jest pewien, że ta zaraz wstanie i rozpocznie bójkę,
ale tylko wzrusza ramionami.
— A po co? Żeby go opędzlić na czarnym
rynku, musiałabym najpierw wykasować te wszystkie pornole, które tam
składujesz. Szkoda mojego czasu. Chyba, że jakiś zboczuch by się na niego
skusił.
Hoya czerwienieje ze złości, ale
docinek skutecznie zamyka mu usta. Zamiast niej, znowu skupia się na Myungsoo,
który kurczy się w ławce.
— No co, baranie? Ślinka ci pociekła?
Chciałbyś z nią porozmawiać? Jesteś zazdrosny? — śmieje się — Jak już chcesz
jakąś dziewczynę molestować wzrokiem, to rób to chociaż tak, żeby nikt nie
widział. Wyglądasz jak napalony imbecyl.
Śmiech w klasie.
Myungsoo szybko się odwraca, czując,
że Jiyeon właśnie na niego spogląda. Nie chce się przekonać, jakie zdanie ma
teraz na jego temat. Wyszedł na podglądacza i zboczeńca. Zaciska pod ławką
ręce.
Vernon mógł leżeć nieprzytomny w szpitalu,
ale jego banda wciąż tu jest, aby uprzykrzać mu życie. Do tej pory był w stanie
to znieść, ale tym razem coś w nim zaczyna się gwałtownie sprzeciwiać.
Nikt nie będzie go upokarzać przed
Jiyeon!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz