Pięć
lat później.
Nad wybrzeżem Jeju właśnie zachodzi
słońce, rozlewając na niebie plamy różu i pomarańczy. Jest środek lata, upał
nieco zelżał, a błękitne wody Morza Żółtego oblewają rozgrzany piasek plaży,
gdzie zaczynają błyskać neonowe światła wesołego miasteczka: Wielkie Młyńskie
Oko nawołuje skoczną, cyrkową muzyczką, a clowni w śmiesznych, za dużych butach
rozdają dzieciom pieski z dmuchanych balonów.
Wśród turystów można dojrzeć nie tylko
rodowitych Koreańczyków, ale również zagranicznych gości w skąpych strojach
kąpielowych, których jasne włosy odznaczają się od reszty plażowiczów.
Powietrze przesiąknięte solą owiewa
letnią bryzą twarz An, która nieśpiesznie spaceruje rozgranymi deskami
plażowego deptaka, wsłuchując się w dziecięce piski pełne radości oraz wesołą
muzyczkę, płynącą z pobliskich automatów.
Brązowe włosy rozwiewa wiatr, a usta
oblepione są cukrem z waty cukrowej, zakupionej na pobliskim stoisku.
Rok temu uzyskała licencjat z
oceanologii i po wakacjach ma rozpocząć swój pierwszy staż w miejscowym
oceanarium, badając skład mórz i ogólnie wodnego środowiska u wybrzeży Wyspy
Jeju.
Teraz jednak cieszy się urokami
letniego wieczoru, spoglądając od czasu do czasu ku niebu, z wolna
zapełniającego się punkcikami gwiazd. Na jej wargach powoli wykwita senny,
pełen zadowolenia uśmiech, nakropiony odrobiną melancholii, jaką wywołują u
niej zakochane pary, których na plaży nigdy nie jest dość.
W pewnym momencie słyszy za plecami
tupot małych stóp, a po chwili spocona ręka dosięga jej palców.
— Mogę jeszcze raz? — Dziecięcy głosik
specjalnie nasiąka tym większą słodyczą, aby stopić jej wymagające serce.
An Ha spogląda w dół, na niewysokiego,
pyzatego chłopca o wielkich, rozbrajających oczach w kolorze gorzkiej
czekolady, uśmiechającego się do niej z urokiem małego kociaka.
— Goo Min, który to już raz? Chcesz
zwymiotować?
— Ależ mamooo! — Chłopiec mocniej
wszczepia się w jej rękę, przeskakując z nóżki na nóżkę. — Jeszcze tylko raz!
Tym razem ostatni! Słowo honoru! — I z poważną miną, niepasującą do
pięcioletniego chłopca, podnosi rękę na znak przysięgi.
An Ha mimowolnie wybucha śmiechem,
tarmosząc chłopca po niesfornej czuprynie.
— Aish! Doprawdy chyba jesteś wiedźmy
mi cię podrzuciły do kołyski, łobuzie. Jak nic posługujesz się czarami, bo nie
potrafię ci niczego odmówić — stwierdza żartobliwie, a na policzkach chłopca
rozkwitają rumieńce głębokiego zadowolenia.
— Czy to znaczy, że się zgadasz?
— A niech stracę! Tylko, żeby potem
nie było, że nie ostrzegałam! — Wciska w jego małą rączkę kilka monet na
przejazd kolejką. — I masz na siebie uważać! — wykrzykuje, gdy chłopiec już
biegnie ku ukochanej przygodzie, dostarczanej mu przez wesołe miasteczko.
Dziewczyna ujmuje się pod bokiem,
kręcąc głową. Jest taki podobny do ojca, skóra zdjęta.
Potem przez kilka minut z radością
obserwuje ekstazę na twarzy synka, gdy kolorowe wagoniki kolejki suną po
przeszkodach, dostosowanych do młodszych pasażerów podróży.
Morski wiatr czesze jej włosy, w
nozdrza uderza słonawy smak powietrza, a An z czułością obserwuje poczynania
dziecka, kolejny raz uświadamiając sobie, jak wspaniale jest być matką, ile
nowych, czystych uczuć rodzi się wówczas w sercu kobiety.
Gdy na świat przychodzi twoje dziecko,
wszystko się zmienia, nic już nigdy nie wróci do starych punktów, dawna
beztroska odejdzie bezpowrotnie, zastąpiona licznymi wyrzeczeniami, stawianiem
siebie poniżej potomka, ale w zamian otrzymuje się niezgłębione pokłady
miłości, które nie raz pomogły dziewczynie odbić się od dna.
— Było super! Och, mamo, widziałeś,
jak wysoko jechałem?! — Mały Goo dopadł jej nogi i zadarł wysoko głowę, by
upewnić się, że matka tryska podziwem nad jego popisami.
An uśmiecha się z zadowoleniem.
— Ależ jasne! Prawie do samych chmur!
I że nic się nie bałeś!
— Nic a nic, mamo! — Chłopiec wypiął
dumnie pierś. — I naprawdę będziemy tutaj mieszkać już na zawsze? — Patrzy na
nią z nadzieją.
An Ha wybucha krótkim śmiechem,
mierzwiąc synka po włosach.
— Czy na zawsze to jeszcze zobaczymy,
Goo, ale na razie to jest nasz dom!
— Yey! — Chłopiec robi radosny
podskok. — I jutro też przyjdziemy popływać?
— Jeżeli ładnie poprosisz…
— PROSZĘ MAMO!
— Może na razie skupmy się na kolacji,
co? Tylko lody zajadasz.
— Zrób ten pyszny makaron, co zawsze!
— wykrzykuje chłopiec.
An bierze go za rękę i razem idą
spacerowym krokiem wzdłuż plaży, a wielkie, dorodne słońce, na wpół zanurzone w
fałdach morza, opromienia ich oślepiającym blaskiem.
Ponad rozgrzanym piaskiem, na wstęgach
silnego wiatru niosą się dźwięki ich radosnych słów.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz