Rozdział ღ Dwudziesty

Są już prawie pod domem, gdy niespodziewanie niebo zasnuwa się ciemnymi chmurami, a na daleko na horyzoncie nieboskłon rozdziera piorun. Z nieba zaczyna lać jak z cebra.
— Szybko! — Allen mocniej chwyta ją za rękę i oboje w ostatniej chwili kryją się pod zadaszeniem werandy, umykając przed całkowitym zmoczeniem.
— Taki urok wiosny — stwierdza Min Ji, obserwując jak z dachu cieknie ciurkiem woda.
Morze jest teraz wzburzone i huczy groźnie. Fale ostro rozbijają się o brzeg.
Wchodzą do domu, ale kiedy Allen zapala światło to w mgnieniu oka gaśnie.
— Cholera, chyba wysiadły bezpieczniki.
Salon zalewa teraz półmrok i z każdą chwilą robi się ciemniej. Chłopak bierze z kuchni latarkę, po czym zwraca się do Min Ji.
— Nie wiem, czy w domu mamy jakieś świeczki. Kompletnie o tym nie pomyślałem. Póki co, zejdę do piwnicy i sprawdzę, co się dzieje.
— Dlaczego mam wrażenie, że tak właśnie rozpoczyna się horror, na końcu którego wszyscy giną? — Min Ji stara się zarzucić żart, ale nie jest jej do śmiechu.
— Zaraz wrócę. Spokojnie. — Allen wychodzi, a ona postanawia spocząć na kanapie. Deszcz z łoskotem uderza w blachę dachu, co roznosi się nieprzyjemnym dźwiękiem po całym domu. Raz po raz błyskawica rozświetla salon, czemu po kilku sekundach towarzyszy ogłuszający grzmot.
Nigdy nie bała się burzy, ale w tym momencie ma dreszcze na całym ciele.
Uspokój się, Min. Przecież nie jesteś dzieckiem., strofuje siebie w myślach, ale niewiele to pomaga. Rozsądek przegrywa całkowicie z emocjami. Przez Hun Joona się rozchwiała i stała się niestabilna, najmniejsze nawet rzeczy potrafią doprowadzić ją do wściekłości, śmiechu czy totalnej rozpaczy.
Hun Joon… a jeżeli teraz gdzieś tu jest? Ta myśli jest tak absurdalna, że nie sposób objąć ją logiką, ale naraz Min Ji oblatuje zimny strach, związany z silnym przekonaniem, że mężczyzna gdzieś tu jest.
Człowiek, który potajemnie robi kobietom nagie zdjęcia z pewnością nie jest zdrowy na umyśle, a to już tylko krok od maniakalnego prześladowcy, gotowego zamordować swoją ofiarę w bestialski sposób.
Ale co gorsza… Allen!
Min Ji zrywa się z kanapy jak oparzona. A jeżeli Hun Joon zrobi coś Allenowi? Na samą myśl o tym, żółć podchodzi jej do gardła.
— Allen? — Jej głos donośnie rozchodzi się po domu. Kolejny grzmot, deszcz przekształca się w istną nawałnice. Teraz huk uderzenia o dach jest tak intensywny, jakby strzelano z karabinu.
Zero odpowiedzi. Nie sądzi zresztą, by w tym hałasie cokolwiek usłyszała. Jeżeli woła ją o pomoc, też nie usłyszy.
Spanikowana wybiega na korytarz. Wszędzie jest tak okropnie ciemno, a chwilowa jasność od błyskawic tylko dodatkowo ją dezorientuje.
Roztrzęsioną ręką sięga do kieszeni spodni po komórkę i za pomocą ekranu rozświetla sobie drogę.
Gdzie tu jest piwnica?
Ma wrażenie, że słyszy, jakby ktoś majstrował przy zamku drzwi wejściowych. Ktoś próbuje się tutaj włamać!
Ze strachu omal nie traci równowagi.
— Allen? — woła bez rezultatu.
Gdzie jest piwnica? Czemu on nie wraca? Czy wszystko w porządku?
Z minuty na minutę coraz bardziej się nakręca, a jej strach się zwiększa, pochłaniając ją jak olbrzymia, lodowata fala. Zaczyna tracić oddech. To chyba jeden z objawów paniki.
Wydaje z siebie niepochamowany wrzask, gdy czyjaś ręka dotyka ją w ramie. Upuszcza telefon na ziemię i zaczyna się bronić, wymachując dłońmi na lewo i brawo.
— Min Ji! To tylko ja!
— Allen? — Z niedowierzaniem spogląda na znajome rysy twarzy, słabo widoczne w ciemności.
— Boże, dlaczego tak wrzeszczysz?
— Bo ja… czy wszystko w porządku? — Ma ochotę go czym prędzej przytulić, ale zamiast tego zgina się po telefon. Nie zdawała sobie nawet sprawy, jak cudownie jest słyszeć głos Allena i jaką piękną on ma barwę. Zwłaszcza teraz, gdy w ciemności nie widać niczego zbyt dobrze i człowiek może polegać jedynie na słuchu.
— Oczywiście, że tak! A co miałoby się stać? — Chłopak niczego nie rozumie. Po ciemku odnajduje jej dłoń i mocno ściska. — A z tobą wszystko gra?
— Tak, ja tylko… — Myślałam, że Hun Joon przyszedł cię zabić., myśli w duchu i dociera do niej, jaka jest niedorzeczna. — Chyba kompletnie zdurniałam. Sama nie wiem, co się ze mną dzieje — wzdycha.
— To tylko sztorm — pociesza Allen. — Zaraz przejdzie, ale obawiam się, że prąd odcięła elektrownia. Z bezpiecznikami wszystko w porządku, a to oznacza, że nie wiem, kiedy znowu będzie światło. Powinienem był pomyśleć o świeczkach. — Złości się sam na siebie i niespodziewanie jego ręka dotyka policzka Min Ji. — Naprawdę wszystko gra? Wciąż mówisz, jakbyś była roztrzęsiona.
Kobieta odruchowo się cofa. Jego dotyk… nie może o tym myśleć.
— Nic mi nie jest. Po prostu spanikowałam, zaraz dojdę do siebie. — Jej głos brzmi ostrzej niż zamierzała. — Idę wziąć prysznic, wody nam przecież nie zabrali.
Po omacku znajduje schody i wspina się po nich ostrożnie. Kolejna błyskawica rozświetla hol. Chociaż tego nie widzi, jest pewna, że Allen wciąż na nią patrzy.

***
Gorący prysznic dobrze jej zrobił. Otulona w ręcznik wychodzi do sypialni, stawiając morkę kroki na posadzce.
Sięga po przygotowaną wcześniej koszulę nocna i wkłada ją na gołe ciało. Materiał sięga ledwie połowy ud.
Za oknem wciąż grzmi, a deszcz nie traci na sile, ale tym razem nie boi się już Hun Joona. Zamiast tego jest porażona tym, jak jej ciało zareagowało na niewinny dotyk Allena.
Przecież to nic takiego. Chciał ją tylko pocieszyć, a ona zareagowała jak dzikuska. Mimo to, jej ciało przeszył prąd ledwie tylko opuszki jego palców musnęły ją w policzek. Nie potrafiła tego kontrolować.
Na samo wspomnienie jak rzuciła się na niego w klubie Mute niczym wygłodniała lwica, przeszywa ja ostra fala wstydu.
Nie może pozwolić, aby to się znowu powtórzyło, aby uczucia wzięły górę nad rozsądkiem i zaprowadziły na skraj przepaści.
— Min Ji? — Słyszy w drzwiach znajomy głos chłopaka.
— Co ty tu robisz? — Z przerażeniem chwyta za ręcznik i się nim zasłania, chociaż ma na sobie koszulę nocną, a dodatkowo jest tak ciemno, że na pewno niewiele widzi.
— Wydaję mi się, że jesteś o coś na mnie zła — mówi Allen zbolałym głosem. — Zrobiłem coś nie tak?
Kobieta ma ochotę się rozpłakać, ale chrząknąwszy, sili się na opanowany ton.
— Nie, dlaczego?
— Na dole zareagowałaś jakoś tak dziwnie — stwierdza niezręcznie Allen. Chociaż go nie widzi, jest pewna jego zakłopotania. — To dlatego, że cię dotknąłem?
— Nie, ja tylko… po prostu byłam wystraszona.
— Jak nie chcesz to nie będę tego robił, przysięgam. — Allen robi krok w jej stronę. Teraz wyraźnie czuje zapach szamponu i mydła. Także musiał się kąpać. — Nie będę cię dotykał w taki sposób.
Min Ji niekontrolowanie wciąga powietrze do płuc. Jest jej tak duszno.
— Zostawmy tę rozmowę na jutro — prosi go, świadoma, że niewiele teraz zniesie. Jest rozbita na małe kawałeczki nie tylko przez Hun Joona, ale także przez własne uczucia. — Pragnę się już położyć, jestem zmęczona. — Powiedziawszy to, odwraca się do niego plecami i sięga po krem do rąk, którego odrobine wciera sobie w dłonie. Teraz potrzebuje się czymś zająć, aby nie być tak boleśnie świadomą obecności chłopaka.
Niespodziewanie Allen obejmuje ją od tyłu, kładąc głowę na jej ramieniu.
— Min Ji… — zaczyna smutnym głosem. Nawet nie zorientowała się, kiedy przestał nazywać ją nooną. — Ja wszystko pamiętam, udawałem, że nie, bo wiedziałem, jakie to dla ciebie trudne, ale… ale to też trudne dla mnie.
— Ja… nie… nie wiem, o czym mówisz.
— O twoim pocałunku w klubie. Pamiętam go.
Zrobiło jej się słabo. Boże, nie!
— Allen…
— Wyśmiałem cię wtedy, bo nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić — mówi dalej, nie puszczając ja z objęć. — Ale im bardziej udaję, że nic się nie stało, tym bardziej mnie boli.
— Po prostu mnie puść. — Próbuje podważyć jego dłonie, ale wtula się w nią bardziej. Ma ciepłe, miękkie i pachnące ciało, jego oddech muska ją w szyje. — Nie możemy…
— Lubię cię, Min Ji. Tak bardzo cię lubię, że nie mogę spać i nie śnić o tobie, że mogę przestać wyobrażać sobie, co tym zrobił, gdybym cię pocałował i jakbym to robił. Jakbym cię dotykał i gdzie najbardziej bym chciał.
— Dosyć tego! — Min Ji odpycha go od siebie brutalnie. — Weź otrzeźwiej, dzieciaku! — Roztrzęsionymi dłońmi, naciąga sobie koszulkę na uda, ale to nie powstrzymuje ognistego ciepła w dole brzucha. — Nie wiesz, co mówisz. Nie piłeś chyba jakiegoś soju, prawda?
— Wiem, że też to czujesz.
— Posłuchaj mnie! — Robi się coraz ostrzejsza. — Wtedy w Mute dużo wypiłam. Mam słabą głowę do alkoholu i kiedy wypije choćby odrobinę zaczynam zachowywać się jak wariatka. Do tego ta muzyka i te ostre światła. Poniosło mnie. Tak naprawdę nic do ciebie nie czuję. To moja wina. Jesteś młody i ponosi cię fantazja, to normalne w twoim wieku, ale to nie ma nic wspólnego z poważnym uczuciem. To tylko cielesna rządza. Niedługo to minie i wtedy zrozumiesz, jakie to śmieszne.
Zapada cisza. Ze strony Allena nie pada ani jedno słowo. Min Ji zaczyna się zastanawiać, czy czasami nie potraktowała go zbyt ostro.
— Wiem, że to nie prawda — odpowiada po dłuższej chwili chłopak. — Widzę przecież jak na mnie patrzysz nawet w tych ciemnościach, jednakże nie będę ci się narzucać. — Powiedziawszy to, bezszelestnie opuszcza pokój.
Min Ji musi dobrze wpatrzeć się w ciemność, aby uwierzyć, że naprawdę go nie ma.
Wtedy bezwolnie siada na łóżku i wybucha cichym płaczem. Wie, że postąpiła słusznie, ale jej serce stało się jedną, wielką, pulsującą raną.
Zwija się do pozycji embrionalnej, przykładając bok policzka do poduszki i pozwala płynąć łzom. Tym razem ich nie ściera, nie przeciwstawia się rozchodzącej się po ciele fali cierpienia.
Kolejny grzmot wstrząsnął ziemią, jest śmiesznie niegroźny w porównaniu do wstrząsu, jaki dokonał się wewnątrz jej ducha.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz