„Dziękujemy
ci za podzielenie się waszą cudowną historią. Życzymy wam wszystkiego dobrego
na nowej drodze życia. Słuchacze radia…”
Głos speakera radiowego przyjemnie koi
zmysły Min Ji, która zmęczonym wzrokiem ogląda przesuwający się za oknem
samochodu wiejski krajobraz Jeju.
Jakąś godzinę temu wylądowali na lotnisku w
Czedżu i teraz wynajętym samochodem kierują się poza turystyczny obszar wsypy,
gdzie znajduje się domek letniskowy matki Allena.
Z radia zaczyna sączyć się jakaś miłosna,
senna melodia.
Chłopak wyjątkowo sprawie zachowuje się za
kierownicą, chociaż kilka razy musiał się zatrzymywać i pytać o drogę na
pobliskich stacjach benzynowych. Mimo GPS’a w samochodzie, parę razy pobłądzili.
— Byłem tam, jak miałem sześć lat, prawie
już nie pamiętam, jak tam dojechać — wytłumaczył się ze skruchą.
Ale Min Ji jest wszystko jedno. Prawdę
mówiąc jest coś przyjemnego w nieustannej podróży, w przemierzaniu kolejnych
kilometrów na czterech kołach. To, jak złudne poczucie, że życie nie zatrzymuje
się w miejscu, że wszystko przemija, w tym całe zło.
Jest tu dopiero od jakiejś godziny, a już
czuje, że Jeju wpływa na nią zbawiennie, że wszystko, co najgorsze zostało w
Seulu.
— Chcesz koc? Nie jest ci zimno? — pyta z
troską Allen. Nad wyspą zapada już zmierzch i temperatura znacznie się
obniżyła.
— Przecież mamy klimatyzacje — odpowiada
kobieta. — Poza tym, nie czuje zimna.
— Zaraz będziemy na miejscu. — Allen z
przekonaniem kiwa głową i faktycznie po pięciu minutach skręca w polną,
kamienistą dróżkę, która prowadzi ich prosto na teren uroczego, niewielkiego
domu położonego wzdłuż dzikiej plaży.
Min Ji z zachwytem wysiada z samochodu,
spoglądając na bezkresność Morza Japońskiego, które spokojnie szumi, pozwalając
się otulić ramionom zmierzchu. Wysokie trawy, porastające brzeg łagodnie
kołyszą się pod dotykiem wiatru.
Allen wyjmuje z torby klucze i próbuje
otworzyć drzwi, które z oporem poddają się woli dawno nie widzianego
właściciela. Już po chwili dom pozwala im wejść do środka.
Wewnątrz panuje jednak duchota i kiedy
chłopak zapala światło, Min Ji dostrzega wszechobecność kurzu, natomiast meble
okryte są zakurzonymi prześcieradłami.
— Wiem, strasznie tu brudno — stwierdza
przepraszająco Allen.
— Przecież to nic dziwnego, skoro tak długo
nikt tutaj nie przyjeżdżał. — Nie wiedzieć czemu Min Ji czuje narastającą w
niej sympatie do tego domu, do jego zaniedbania, do ewidentnej krzywdy, jaka
została mu wyrządzona z powodu zapomnienia. — Jutro zabiorę się za porządki.
— Pokoje są na górze. Wszystkie sypialnie
mają własne łazienki. Jutro zrobimy zakupy w miasteczku, ale na razie chyba
czeka nas kolacja ze śmieciowego żarcia. — Mówiąc to, unosi siatkę z produktami
z Seulu.
— Nie jestem głodna. — Min Ji kręci głową.
— Chcę wziąć tylko prysznic i iść spać.
— Tak, ja chyba też.
Tuż przy schodach, odwraca się do chłopaka
z nikłym uśmiechem.
— Allen?
— Tak?
— Naprawdę ci dziękuję, że mogłam tu
przyjechać.
Odwzajemnia uśmiech.
— Tak, dla mnie to też ważne. Nie chciałbym
być teraz sam w tym wielkim, zaniedbanym domu.
***
Spała tej nocy jak dziecko. Może dlatego,
że przez otwarte okno kołysał ją nieustannie szum morza, a może dlatego, że
morskie powietrze jest naprawdę świeże?
W każdym razie, nie przeszkodziła w jej w
udanym śnie ani zbyt czysta pościel, ani skrzypiący materac.
Mimo to, nie pozbyła się na dobre ciążącego
jej w żołądku kamienia i ścisku w gardle. Stara się za dużo nie myśleć o
sprawie z Hun Joonem ani nagimi zdjęciami, ale to się dzieje raczej samoistnie
i wtedy ma wrażenie, że zwymiotuje.
— Mogę pożyczyć auto? — Zapukała do drzwi
Allena, a teraz stoi w progu jego sypialni. Chłopak wciąż jeszcze się w pełni
nie obudził.
— Po co? — Ziewa głośno.
— Chcę pojechać do miasta i kupić chemie.
Ten dom wymaga sprzątania.
Allen przeciera jedno oko kłykciem.
— Noona, nie musisz się tym teraz martwić,
naprawdę. Odpocznij. Nie chcę, by wyszło na to, że jesteś moją sprzątaczką.
— Muszę coś robić. — Wzrusza ramionami. —
Od siedzenia tylko więcej myślę i bardziej się dołuję.
Już po chwili ma kluczyki w ręce i jakoś
trafia do sąsiedniego, nadmorskiego miasteczka. Sklepy są opatrzone całkiem
dobrze, może dlatego, że nigdy nie brakuje tu turystów, więc z dwoma, pełnymi
siatkami środków czystości i jedzenia wraca do domku.
Od razu zabiera się do roboty. Jest w swoim
żywiole. Nastawiła pranie, by wyprać wszystkie prześcieradła i upchniętą po
szafach pościel na wymianę, która zdążyła już stęchnąć, a potem dokładnie
szoruje wszystkie podłogi i okna.
Jest późne popołudnie, gdy skończyła
sprzątać duży salon z tarasem i widokiem na morze.
— Jesteś chyba jakimś robotem. — Allen
wchodzi do salonu z kubkiem kawy, rozczochrany i wciąż w piżamie, mimo godziny
dwunastej. — Jak można tyle wysprzątać w tak krótkim czasie?
Min Ji jest spocona i najpewniej śmierdzi,
ale okrutny wysiłek fizyczny dobrze jej zrobił. Dom wciąż jeszcze wymaga
poważnego sprzątania, ale przynajmniej teraz da się w nim bez przeszkód
oddychać.
— Coś za coś. Sprzątałam, więc gotować
musisz sobie sam.
Allen posyła jej uśmiech z nad parującego
kubka.
— Prawdę mówiąc, lepiej gotuję od ciebie.
Rzuca mu piorunujące spojrzenie, ale jednak
musi się z nim zgodzić. Od zawsze nie miała ręki do garczków i praktycznie
urodziła się bez wyczucia smaku.
— Kawa jest w ekspresie, jakbyś chciała. —
Allen spogląda na nią przelotnie. — Chyba w końcu siądziesz na tyłku, prawda?
Przez chwile się waha, ale ostatecznie kiwa
głową. Z kuchni wraca z kubkiem gorzkiego napoju i siada na krześle pod oknem,
gdzie czuje na policzkach świeżą bryzę od morza.
Wszystkie mięśnie ją bolą, ale zmęczenie
jest przyjemne.
Przez chwile się nie odzywają i cisza
między nimi jest naturalna. To chyba dobrze, gdy człowiek ma obok siebie kogoś,
kto nie zobowiązuje do nieustannej rozmowy, kiedy cisza z owym człowiekiem jest
tak samo swobodna i oczywista jak ożywiony dialog.
Min Ji podkurcza nogi na krześle, parząc
usta w gorącej kawie. Potem odstawia ją gwałtownie na stół i łapie za miotłę.
— Dobra, wracam do sprzątania.
— Noona. — Allen spogląda na nią z
wyrzutem.
— Jeszcze mam tyle roboty. — Zaczyna
gwałtownie zmiatać podłogę na której nie ma nawet najmniejszego okruszka.
Chłopak wzdycha zrezygnowany, po czym
podnosi się z miejsca i odbiera jej miotłę z ręki.
— Powiedziałam, że trzeba posprzątać! — W
Min Ji uaktywnia się agresja. Mięśnie twarzy spinają się, a oczy ciemnieją.
— Już wszystko wysprzątane.
— Wcale nie, jeszcze tyle zostało…
— Weź się rozejrzyj! Jest czysto jak w
szpitalu!
— Muszę sprzątać! Po prostu muszę sprzątać,
nie rozumiesz? — Zaczyna z nim walczyć o miotłę, ale kiedy okazuje się, że
Allen jest o wiele silniejszy, żeby mogła zwyciężyć, załamuje się i chowa twarz
w rękach. — Boże… co się ze mną dzieje? — Sama nie wie kiedy zaczynają płynąć
łzy, a jest pewna, że wypłakała już wszystkie.
Allen po chwili wahania przygarnia ją do
siebie.
— Już wszystko dobrze. Weź głęboki oddech.
Min Ji jest roztrzęsiona, chociaż starała
się odepchnąć od siebie widok nagich zdjęć oraz Hun Joona to wszystko nadal gdzieś
w niej tkwi, jak ropiejąca rana. Prędzej czy później zacznie boleć i ten moment
właśnie znowu nadszedł.
— Przepraszam, ja nie powinnam urządzać ci
takich scen, ale… — Wciąga spazmatycznie oddech, ocierając szybko łzy, ale te
płyną nieustannym strumieniem.
— Nie przepraszaj. Przecież wszystko
rozumiem — odpowiada łagodnie Allen. Nie widać tego po nim, ale w duchu jest
naprawdę wściekły. Wściekły na człowieka, który jej to uczynił, który
spowodował, że ta silna, niezależna kobieta stała się tak bezbronna i
przerażona.
— Za moment się ogarnę. — Min Ji pociąga
nosem i stara się doprowadzić emocje do względnego porządku.
— Zostaw już to sprzątanie — mówi Allen
zdecydowanym tonem. Chwyta ją za rękę, by dać do zrozumienia, że nie pozwoli
jej więcej latać z miotłą po domu.
— To co ja mam robić? — pyta go bezradnie.
— Muszę czyjś zająć myśli.
— Po prostu chodźmy na spacer — proponuje —
Świeże powietrze dobrze nam zrobi.
***
Oboje wędrują piaszczystą plażą. Od morza
wieje przenikliwy wiatr, rozczesujący włosy Min Ji na wszystkie strony.
Przez cały czas nie zamienili ani słowa,
ale i tym razem okazało się to zbędne.
Mimo braku słów, na swój unikatowy sposób
porozumiewali się ze sobą jak nikt na tym świecie.
— Dlaczego tak właściwie tu przyjechałeś? —
pyta, wpatrzona w morze, z rękoma schowanymi pod pachami. — Co takiego tu
szukasz?
— Mojej mamy. — Allen wyciąga z portfela
wymęczony świstek papieru z widocznym cytatem. — Zostawiła mi to nim ją
aresztowali. Powiedziała, że pewnego dnia zrozumiem, ale minęło dziesięć lat i
nie zrozumiałem.
— „Wszystko
na świecie działa dla Ciebie, nie przeciw Tobie. Carlos Xuma.” — Czyta na
głos Min Ji, odsuwając z twarzy niepotrzebne kosmki włosów. — To faktycznie
dziwne, ale co to wiąże się z tym miejscem?
Allen wzrusza ramionami.
— Podobny cytat widnieje w jej dawnej
sypialni w domku letniskowym.
— Tej, w której teraz śpisz?
Kiwa głową.
— Pomyślałem, że to mój jedyny trop. Jeżeli
matka zostawiła mi wskazówkę, musi ona być gdzieś w tym domku.
— Myślę, że to wielce prawdopodobne. — Min
Ji kiwa głową, zadowolona, że jest coś, co może oderwać ją od spraw Hun Joona.
Tak naprawdę nie tylko ona miała w duszy
takie miejsca, w których tkwią dawne rany, wciąż wymagające zaleczenia.
— Pytanie tylko, co chciała mi w ten sposób
przekazać? — Allen zatrzymuje się i odwraca w stronę morza. — Nadal nie
potrafię niczego się domyślić. Matka wtedy we mnie wierzyła, widziałem to w jej
oczach, a ja dopiero teraz tu przyjechałem, po dziesięciu latach. Powinienem był
zrobić to już dawno temu, ale chyba wtedy nie chciałem nic robić, odpychałem do
siebie to wszystko. Bardzo żałuję.
— Nawet tak nie mów! — Min Ji energicznie
kładzie mu rękę na ramieniu. — Ile miałeś wtedy lat? Dwanaście?
— Jedenaście.
— Właśnie. Byłeś tylko dzieckiem, do tego
odesłano cię do Stanów. Nie powinieneś czynić sobie wyrzutów. Twoja matka na
pewno wszystko rozumie. Myślę, że wcale nie oczekiwała, że rozwikłasz tę sprawę
od razu, ale, że do niej dorośniesz i nadejdzie taki dzień, kiedy powrócisz. I
miała racje, bo ostatecznie tu jesteś. Tylko to się liczy.
Allen wymierza jej niepewne spojrzenie.
— Wierzysz w to Min Ji? Że w końcu
zrozumiem, co chciała mi powiedzieć?
— Jestem absolutnie pewna, że tak będzie. —
Przytaknęła, nie wahając się ani chwili.
Nie wiedzieć w którym momencie złapali się
za ręce i wracając drogą powrotną, żadne drugiego nie puściło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz