6.O tajemniczym mężczyźnie i obrazie z przeszłości.

Słoneczny dzień obfitował idealnym światłem do malowania, toteż ledwo wstał ranek Ayumu dźwignął się z pościeli i, łapiąc w ruch pędzel, zabrał się za tworzenie kolejnego obrazu.
Nigdy nie przykładał specjalnej wagi do koncepcji, nie planował, ale kiedy już dotykał pędzlem płótna, rzeczywistość objawiała mu moc szczegółów, które potrafił wychwycić bacznym okiem.
Był z natury emocjonalnie zmienny, co też przejawiało się w jego dziełach. Obrazy Takany pełne były sprzeczności, pełne chaotycznych barw, przechodzących z ciepłych do zimnych; postacie czy też rzeczy potrafiły rozpoczynać się od twardej, pewnej kreski a kończyć niezdecydowaną, niemal niewidoczną dla oczu. Czasem zaś, Ayumu Takano malował pięknie i odzwierciedlał otaczający go świat dokładnie takim, jakim był w rzeczywistości widzialnej dla ludzkich oczu.
Ale malował zawsze to, co chciał i jak chciał, a każdy kto dawał sobie prawo do dyktowania mu warunków spotykał się z ośmieszeniem, bowiem Ayumu nigdy nie brał niczyich pomysłów pod uwagę. Malował po swojemu i kropka.
Pojawienie się Nan w pracowni poprzedziło ciche pukanie do drzwi. Potem zaś weszła nie czekając, aż się odezwie. Trzymała w dłoni kubek parującej kawy i podała mu go z uśmiechem.
— Na wzmocnienie, wstałeś wcześniej niż zazwyczaj.
Spojrzał ze zdumieniem na wyciągniętą przed nim dłoń, po czym bez słowa odebrał od niej napój.
— Skąd wiedziałaś, że tego mi właśnie potrzeba? — Uśmiechnął się, biorąc łyk. Od razu poczuł się lepiej. Przetarł zmęczone oczy palcami i odprężył się, dochodząc do wniosku, że czas na przerwę.
— Kiedy ktoś ciężko pracuje, zawsze potrzebna mu kawa — odpowiedziała. Znalazła w kącie jeden z nieużywanych od lat taboretów i usiadła na nim, przyglądając się obrazowi. — Co to będzie?
— Jeszcze nie wiem. — Wzruszył ramionami. — Przeważnie wychodzi na samym końcu.
— Czyli malujesz, co ci się żywnie podoba? — W ustach Nan pojawiło się rozbawienie.
— W tym przypadku, owszem.
— Fajnie. Mogę też spróbować? — zapytała automatycznie sięgając po pędzel. W porę ją powstrzymał nim, choćby minimalnie dotknęła jego obrazu. Zachowywała się po swojemu, a on przestał się już temu dziwić. Nie specjalnie się też tym przejął.
— Pierwsza, święta zasada każdego artysty: nie profanujemy cudzych dzieł — wyjaśnił poważnie. Nan słuchała tego z głębszym zainteresowaniem niż było trzeba. Zupełnie, jakby objawiła jej się filozoficzna mądrość greckiego myśliciela.
Uśmiechnął się.
— Ten obraz jest mój i nie wolni ci go tknąć. — Widząc rozczarowanie na jej twarzy, rozczulił się i zreflektował. — Ale poczekaj.
Wstał i podszedł od zniszczonej, drewnianej szafy, wyjmując z niej czyste płótno. Na jego widok oczy dziewczyny rozbłysły promiennie.
— Spróbuj coś namalować.
— Myślisz, że potrafię? — Popatrzyła na niego niepewnie.
Kiwnął głową.
— Nie trzeba umieć rysować, żeby być artystą. Artysta tworzy obraz swoich uczuć, nieważne jak. Zawsze znajdzie się ktoś, kto to zrozumie.
Uwierzyła mu, bo z zapałem wzięła się do pracy. Szybko odkryła, że najlepiej maluje się jej na siedząco. Malowała więc ze skrzyżowanymi nogami i językiem wysuniętym leciutko w kąciku ust. Ayumu podarował jej jeden ze swoich fartuchów i zaproponował też rękawice, ale odmówiła. Spodobało mu się to, sam też ich nie używał. Brudne ręce świadczyły o ciężkiej pracy.
Malowali aż do południa, tylko od czasu do czasu wymieniając ukradkowe uśmiechy niczym dwie pokrewne dusze, rozumiejące się bez słów. Aymu musiał przyznać, że jeszcze nigdy jego dom nie był aż tak rozświetlony czyjąś obecnością. Nagle szare kąty wypełniły się nietuzinkową aurą dziewczyny, a on poddawał się jej działaniu, z wolna budząc się z wieloletniej, duchowej śpiączki.
Mogli tak trwać bez końca, gdyby do ich małego świata nie wkradł się przyziemny chochlik, zwany głodem.
— Może pizza? — zaproponował, kiedy brzuch Nan po raz kolejny głośno mruknął, wyrażając swe niezadowolenie.
— Jeszcze chwilka! — jęknęła ani myśląc oderwać się od pracy.
Mężczyzna roześmiał się cicho i, kręcąc głową, delikatnie podjął próbę odebrania jej pędzla z dłoni.
— Zasada numer dwa: Artysta musi być świadom swego człowieczeństwa. Musi jeść, pić i chodzić za potrzebą, a także spać. Dotyczy to też ciebie, młoda damo.
— Och, przestań być taki ważny! — Przewróciła żartobliwie oczami. Mimo to, nie chciała mu oddać pędzla. Chwile się mocowali, aż niespodziewanie i zupełnie niespecjalnie chlusnęła mu czerwoną farbą w nos. Widząc czerwoną końcówkę na jego twarzy, roześmiała się głośno.
— Nan, ogarnij się! — odezwał się surowym tonem, tracąc na cierpliwości. — Myślisz, że to jest śmieszne? Nie jesteś dzieckiem!
— Ależ to jest śmieszne. Bardzo, bardzo śmieszne. — I na potwierdzenie swoich słów ochlapała go po raz drugi.
Ayumu starł farbę gestem, świadczącym o świętej cierpliwości. Błysk jego ciemnych oczu przeszył Nan na wylot. Mogła spodziewać się po nim wszystkiego. Nagle chwycił za własny pędzel i odwdzięczył się jej pięknym za nadobne.
— Osz ty! — Pisnęła radośnie, podnosząc się na równe nogi.
— Ha! Teraz widzisz, jakie to bardzo nieśmieszne! — Przedrzeźniał jej głos. Wystawiła mu język i wszczęła z nim walkę na pędzle. Przez bite pięć minut farba latała po całym pokoju, rozbryzgując się na ich twarzach, włosach i całym ciele, nie oszczędzając ubrań.
— To jest śmieszne! Tak śmieszne, że aż boli mnie brzuch! — Nie dawała za wygraną, broniąc się jednocześnie przed nowymi atakami. Aymu był w tym dobry, niemal nie miała jak mu oddać, ale może część winy leżała w tym, że śmiała się do rozpuku.
Zaprowadził ją w róg ściany, skąd nie miała już możliwości ucieczki. Osłaniała się rękami, śmiała i nie miała wpływu na to, że coraz bardziej tonęła w kolorowej brei.
Próbowała go odepchnąć, ale wtedy chwycił ją za nadgarstki i z całej siły przyparł do ściany, nachylając się nad nią zwycięsko.
— Wciąż cię to śmieszy? — zapytał z ciężkim oddechem. Mimo surowości na twarzy, po jego ustach błąkał się uśmiech rozbawienia. Wyglądał nie lepiej niż Nan. Od stóp do głów zdobiły go kolorowe plamy.
Oddech dziewczyny był równie szybki, co jego. Patrzyła na niego wyzywająco, patrzyła prosto w oczy Ayumu, przenikając przez ich głębie do samego dna.
Wesołość minęła, zastąpiona zupełnie innym uczuciem. Dosięgło ono zarówno jego jak i ją, gdyż wargi obojga wyprostowały się; Nan nawet rozchyliły się, łaknąć głębszego oddechu.
Trwali tak może sekundę, może całą wieczność, ale żadne nie poruszyło się nawet o milimetr. Zahipnotyzowani wzajemnymi spojrzeniami zapomnieli o całym świecie. Ich serca podjęły równe, szybkie tempo, bijąc jakby tylko i wyłącznie dla tej drugiej osoby.
Nan nie rozumiała tego, co się z nią dzieje. Nie rozumiała dlaczego w jej podbrzuszu rozniecił się żar, który rozprzestrzeniał się po całym ciele. Nie rozumiała suchości w ustach, ani dlaczego twarz Ayumu wydawała się jej tak doskonała mimo zarostu.
On zaś rozumiał wszystko doskonale. Jego ciało dawało wyraźne sygnały, reagowało na ciało Nan. Sygnalizowało wzrost temperatury i gwałtowne bicie serca. Podsuwało mu pragnienia, którym nie mógł się poddać.
Bogowie, Nan była taka bezbronna, taka niewinna i słodka! Musiałby być potworem, żeby ją skrzywdzić. A bez wątpienia uczyniłby to, gdyby pozwolił sobie teraz na coś więcej.
Odsunął się od niej z nerwowym chrząknięciem. Zmieszała się, chowając usta do środka i odwracając na bok wzrok. Napięcie, jakie się między nimi wytworzyło, było prawie nie do zniesienia.
— Może być pizza — odezwała się cicho.
— To ja zamówię, a ty idź się wykąp. Oboje wyglądamy gorzej niż źle.
Na chwile Nan ponownie się uśmiechnęła, ale nie odwzajemnił tego. Przysiągł sobie, że musi ukrócić to, co zaczynało się między nimi rodzić. Nan niczego nie pamiętała, mogła zatem oddać komuś swoje serce i nawet o tym nie wiedzieć. Zresztą, on nie był osobą odpowiednią dla niej. Kto chciałby niesympatycznego pijaka, którym wszyscy pogardzają?

***

Umyta i ubrana w szlafrok wyjęła ubrania z pralki niespecjalnie zdziwiona, gdy okazało się, że wyprały się tylko częściowo. Po takiej lawinie farby nie miały szans na powrót do dawnej świetności. Byłaby się tym w ogóle nie przejmowała, gdyby ubrania należały do niej. Jednakże, chociaż dostała je w prezencie od Sakue, miała wciąż przeświadczenie, że kiedyś będzie musiała je zwrócić. Wolała, żeby reszta odzieży od przyjaciółki nie uległa podobnym zniszczeniom.
Westchnęła i, wrzuciwszy mokre ubrania do plastikowej miski, wyszła na zewnątrz, chcąc rozwiesić pranie. Sznurek czekał na nią w ogrodzie, napięty między dwoma, drewnianymi stojakami. Od lat nieużywany wreszcie doczekał się, aż ktoś oderwał od niego spinacze i zaczął przymocowywać do niego pranie.
Przez chwile rozwieszała ubrania w milczeniu, ale z zadowoleniem na twarzy, gdy ktoś niespodziewanie zaczął podążać w kierunku domu od strony plaży. Początkowo był zbyt oddalony, aby mogła zobaczyć go wyraźnie, jednakże już po chwili stanął przed nią obcy mężczyzna.
Mógł mieć około trzydziestu lat. Białe jak mleko włosy powiewały mu na wietrze, a przystojną, filmową twarz zdobił krzywy uśmieszek. Nan od razu poczuła, że nie może mu ufać, dlatego nieświadomie wypuściła miskę z rąk i pozwoliła jej upaść bezgłośnie na ziemie. Na szczęście, ubrania nie ucierpiały.
— Kim pan jest? — zapytała cicho. Język dziewczyny był tak suchy, że niemal skleił się z podniebieniem. Nerwowy skurcz chwycił jej gardło, gdy nieznajomy uśmiechnął się szerzej.
— Proszę się nie bać, panienko. — Chociaż odezwał się miłym głosem, wcale nie zabrzmiał przyjaźnie. — Jestem zwykłym turystą, który niefortunnie się zgubił. Może mi panienka wskazać drogę do centrum? — spytał. Wspierał się na eleganckiej, staroświeckiej lasce rodem z Wielkiej Brytani, ale bynajmniej nie dlatego, że był kaleką. Równie niemodne ubranie z minionej epoki zgrabnie przylegało do jego ciała, jakby szyte na miarę.
— Ja… — Nan zrozumiała pytanie, ale kiedy sięgnęła do umysłu po odpowiedź, nie mogła zdobyć nawet jednej, sensownej myśli. Za to serce biło w jej piersi z takim przerażeniem, jakby co najmniej miała przystawiony do gardła nóż. — Przepraszam, ale nie wiem. Nie orientuje się w tutejszym terenie.
— Och, jak mniemam też turystka? — Mężczyzna ze sztuczną wesołością uniósł brwi. — Piękny dom. — Podniósł wzrok ku budynkowi. — Pensjonat?
Nan nie odpowiedziała. Cofnęła się kilka kroków w tył, ciesząc się, że między nią a nieznajomym stoi biały płot. Dlaczego zachowuje się tak bezmyślnie? Myślała z przejęciem.
— Jestem strasznie spragniony — odezwał się obcy lekkim tonem. — Mógłbym wejść i napić się wody? — Nie czekając na odpowiedź sam otworzył sobie frontową furtkę i wkroczył na teren posesji.
— Przepraszam, ale… sądzę, że to zły pomysł. — Cofnęła się jeszcze bardziej, gdy zaczął się do niej zbliżać. — To nie mój dom i…
— Czemuż to panienka taka blada? Boi się mnie? — spytał z niepokojącym rozbawieniem, a dzieląca ich odległość niebezpiecznie malała.
Nagle zza chmur wyłoniło się zachodzące słońce. Rozlało intensywnie swe pomarańczowe promienie na całą plażę. Pod ich wpływem nieznajomy skurczył się w sobie i syknął boleśnie.
— Dobrze się pan czuje? — zapytała, bo chociaż marzyła, by sobie poszedł, nie była aż tak okrutna, aby nie zareagować, gdy coś mu się działo.
— Nan? Rozmawiasz z kimś? — Poczuła obezwładniającą ulgę, gdy z wnętrza domu dobiegł ją głos Ayumu. Odwróciła się w stronę tarasowych drzwi, napotykając go wzrokiem w ich progu.
— Tak, ten pan… — Znów się odwróciła, chcąc wskazać nieznajomego palcem, ale, ku jej zaskoczeniu, nikogo w pobliżu nie było.
— O kim mówisz? — Ayumu ruszył w jej stronę ze zmarszczonymi brwiami.
— Był tu  mężczyzna — zaczęła niezgrabnie wyjaśniać. — Mówił, że się zgubił i pytał mnie o drogę.
— Dziwne, przecież wszędzie są tabliczki.
— Nawet nie wiesz, jaki był przerażający — westchnęła z przejęciem. — Myślałam, że serce stanie mi w piersi!
Ayumu uśmiechnął się z pobłażaniem.
— Och, Nan, nie bądź nie mądra! Nie masz się czego obawiać. To na pewno był zwykły turysta.
Kiedy to powiedział, poczuła się głupio. Najpewniej miał racje. Nie rozumiała swego lęku, który udzielił się jej podświadomie w momencie, gdy tytko zobaczyła tamtego człowieka. Zupełnie, jakby instynktownie wiedziała, że należy się go bać. Nie rozumiała tylko dlaczego.
— Masz racje, jestem głupia. — Stuknęła się ręką w czoło. Mimo to, serce nadal biło jej niespokojnie i miała wielką ochotę wejść już do środka.
Ayumu rozejrzał się wokoło siebie, szukając czyjejkolwiek obecności, ale faktycznie nikogo nie było. Na wszelki wypadek, postanowił mieć oczy szeroko otwarte.

***

Nan wróciła po swój obraz do pracowni. Za oknami panował już wieczór, chociaż blade światło wciąż spowijało świat. Uśmiechnęła się z rozbawieniem na widok bałaganu, jaki stał się udziałem jej i Ayumu.
Nie mogła teraz uwierzyć, że dali się ponieść, aż takiemu szaleństwu. Chociaż, z drugiej strony pracownia już od dawien dawna była usmarowana farbami od podłogi po sufit, więc tylko ją doprawili, co nie wydawało się już tak złe.
Odnalazłszy wzrokiem swój niedokończony obraz ruszyła w jego kierunku, jednakże przypadkowo trąciła stopą inne płótno, skryte za płachtą białego prześcieradła. Zasłonka spadła lekko na ziemie, odsłaniając malowidło w całości.
Nan otworzyła szerzej oczy na widok dwóch kobiet uwiecznionych na płótnie. Przyglądała im się z zaskoczeniem. Zostały unieruchomione na tle pokoju, w którym rozpoznała pracownie.
— Co robisz? — Usłyszała za plecami głos Ayumu.
— To Susana, prawda? — Nie odpowiadając na pytanie, zadała własne, wskazując na jedną z kobiet, którą charakteryzowały blond włosy, spięte w ciasny kucyk. Wyglądała inaczej na obrazie niż w rzeczywistości. Przede wszystkim uśmiechała się szczerze, a jej oczy biły radosnym blaskiem. Zupełnie, jakby to była bliźniacza, lepsza siostra. — A ta obok niej to Marie? — Domyśliła się Nan, kierując uwagę na drugą dziewczynę. Ona z kolei miała bardziej pociągłą twarz i dołeczki w policzkach. Błękitne oczy okolone były wachlarzem gęstych, jasnych rzęs, ale włosy miała brązowe – najpewniej farbowane, bo jasne brwi świadczyły o tym, że urodziła się blondynką jak siostra.
— Tak. — Ze strony Ayumu padła głucha, zduszona emocjami odpowiedź. Nan odwróciła ku niemu głowę ze smutkiem wymalowanym na twarzy.
— Marie była twoją dziewczyną?
— Żoną. — Sprostował, nie wiedząc, gdzie posiać wzrok. W jednej chwili powietrze w pomieszczeniu zgęstniało, czyniąc to miejsce prawie niezdatne do życia. — Ożeniłem się z nią w dwa tysiące piątym roku.
Nan przez chwile wahała się z zadaniem kolejnego pytania. Bo, chociaż była z reguły wścibska, tym razem miała świadomość, że brnie w intymne sprawy mężczyzny i stąpa po krępującym temacie.
— Umarła? — Pytając, spuściła wzrok i mocno zacisnęła wargi. To wcale jej nie dotyczyło, a mimo to miała wrażenie, jakby odniosła osobistą stratę, jakby potrafiła przejąć część uczuć od Ayumu i poczuć je na własnej skórze.
— Tak. Utopiła się w morzu — powiedział z zaskakującą szczerością i odwagą. Nikomu innemu, kto o tym nie wiedział, nie wyjaśniłby tego, ale Nan stała się w jakimś sensie jego rodziną. Mówienie jej o tym nie sprawiało mu, aż takiego bólu, jak się spodziewał. Wręcz przeciwnie, spłynęła na niego ogromna ulga, gdy podzielił się z nią dręczącą go przeszłością.
— Och! — Nan rozchyliła wargi z bólem. Widok cierpiącego Ayumu przeszył ją niczym ostrze noża. Miała ochotę podejść do niego i przytulić go, ale doszła do wniosku, że mogło to być zbyt śmiałe i, przede wszystkim, że on sobie tego nie życzył. Dodała więc: — To dlatego nazwałeś mnie tamtej nocy jej imieniem. — Kiwnęła głową ze zrozumieniem. — Myślałeś, że morze ci ją oddało.
— Byłem pijany — zaśmiał się głucho, nerwowo drapiąc z tyłu głowy. — Nie wiedziałem, co robię.
— Przykro mi…, no wiesz. — Posłała ku niemu niepewne spojrzenie. — Że nie jestem nią. Musiałeś być rozczarowany.
Nie odpowiedział, co zapoczątkowało chwilę niezręcznej ciszy. Wreszcie Nan zmieniła ton głosu i zapytała cicho.
— Mógłbyś mnie namalować? Też chciałabym mieć swój portret.
Prośba wywołała na ustach mężczyzny delikatny, ale bez wątpienia szczery uśmiech. Pomysł bardzo mu się spodobał, toteż kiwnął głową.
— Z wielką chęcią. Możemy zacząć już jutro — powiedział, podczas gdy Nan wzięła swój obraz i odstawiła go na parapet, gdzie miał schnąć.
— Świetnie się dzisiaj bawiłam — odezwała się i skierowała ku drzwiom.
Ayumu zatrzymał ją nagle, łapiąc delikatnie za nadgarstek. Spojrzała najpierw na splot jego dłoni, po czym przekierowała oczy ku twarzy mężczyzny.
— Nan, posłuchaj…, naprawdę cieszę się, że mogłem cię uratować tamtego wieczoru. Marie już nie wróci, ale jestem szczęśliwy, że tu jesteś… ze mną — dodał po chwili wahania.
W tęczówkach dziewczyny zatliła się wdzięczność. Uniosła delikatnie kąciki ust, kiwając głową. 



***
Kochani, niedługo Mikołajki, kupiliście już prezenty przyjaciołom? :) Ja osobiście tak. A tak w ogóle to już żyje Bożym Narodzeniem! No i mam wiadomość, że skończyłam "Serce Morza" i zabieram się za kolejne opowiadanie, u mnie sukces, bo Romeo był pisany na bieżąco. No nic, czytajcie, mam nadzieje, z przyjemnością.
Kocham was i pozdrawiam :*

10 komentarzy:

  1. Ach, już widzę, że pomiędzy Nan a Ayumu coś się zaczyna kroić ^^ Ha! Wiedziałam, że Marie to była jego żona! wiedziałam! Jestem z siebie taka dumna :D rozczulił mnie ten wątek, jak mówił, że cieszy się, ze wyłowił ją z wody i jej pomógł, to było takie słodkie! I kim był ten facet? Jakiś podejrzany typ z niego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ajj, cudowny rozdział. Nie ma wątpliwości, że Ayumu coraz bardziej ciągnie do niewinnej Nan. Pomiędzy nimi zaczyna coś rozkwitać.
    Kim był ten dziwny mężczyzna? Czy to ten sam przerażający typ, który wcześniej wyłonił się z morza?
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. <3
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział! mam nadzieje, że za szybko nie będziesz kończyła tego opowiadani. ile jeszcze rozdziałów zostało?
    Ta walka z pędzlami... musiało wyglądać na prawdę zabawnie. z chęciom bym się z do nich przyłączyła. coś pomiędzy nimi zaiskrzyło *.* to takie słodkie!
    ten facet mi się nie podoba mi mam nadzieje, że więcej go już nie spotkamy!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się twój styl pisania. Robisz ciekawe opisy, inteligentne dialogi i budujesz interesującą akcję. Bo wiesz, częstym błędem w opowiadaniach jest nie jasny opis sytuacji np."Zrobiłam salto nad jego leżącym kompanem i prześlizgując się sie pod jego nogami...". Wiesz o co mi chodzi. Jednak fabuła "Serca Morza" wydaje mi się... Trochę dziecinna. Proszę nie odbieraj tego zbyt negatywnie. Chodzi o sam pomysł z syrenką. Ale to tylko moja opinia. Wiem, że wielu twoim czytelnikom się podoba. Ja chcę zapytać czy masz zamiar napisać kiedyś horror albo kryminał?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ pewnie, że się nie obrażę! Co więcej, jestem w pełni świadoma dziecinności swoich tworów, nie tylko "Serca Morza", ale i pozostałych. Ludzie wchodząc tutaj nie zdają sobie sprawy z jednej rzeczy - ja tworzę opowiadania pod wzór japońskich i koreańskich dram (seriali). Poziom ich inteligencji oraz zarys fabuły nie są zbyt wybitne, ale ja je uwielbiam! Ten blog jest dla mnie czystą rozrywką, nie staram się tworzyć tu doskonałych opowiadań, których fabuła zaskakiwałaby oryginalnością. Z tymi opowiadaniami wiąże przede wszystkim moją miłość do niektórych krajów Azji oraz własne upodobania do rzeczy słodkich i niewinnych. Taka już jestem i czuje się z tym świetnie :D Tak, mam w planach pisanie różnych gatunków, ale nie mogę ci obiecać, że będą się one wyłamywały z cech charakterystycznych dla moich dzieł, czyli właśnie owej, azjatyckiej dziecinności :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Czytam z wielką przyjemnością! Ta historia jest taka ... uspokajająca. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam!
    Oh, ktoś tu nam zaczyna bardziej otwierać się na swoją współlokatorkę. I to wspólne malowanie było takie urocze. Ahh!

    OdpowiedzUsuń
  7. A miałam nadzieję, że ją pocałuje... ;( No, ale rozumiem, że bał się ją zranić. Coraz częściej pokazujesz Ayumu z tej lepszej strony. Nie sądziłam, że on jest w stanie tak się wygłupiać. Bardzo podobał mi się ten fragment z malowaniem i ochlapywaniem farbami. Chociaż z doczyszczeniem siebie i ubrań to już nieco gorzej. :D Kim był ten dziwny mężczyzna? Czego chciał od Nan? Bo na pewno nie chodziło mu o drogę. Czyli skoro ona instynktownie się go boi, to wychodzi na to, że jest niebezpieczny. Hm... ciekawe, co on planuje. Pewnie już się kiedyś poznali, ale przez amnezję ona go nie pamięta. W sumie to jestem ciekawa, czy ta pamięć kiedyś jej wróci. Chociażby jakieś urywki z przeszłości, cokolwiek. Jej... ta szczerość Ayumu. On naprawdę ją polubił. :) A może ją pokocha. Liczę na to. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Doskonale wiem jak to jest, gdy podchodzi się do czegoś i bez jakiegokolwiek pomysłu po prostu się tworzy. Tak, jak Ayumu tworzy obrazy pod wpływem chwili tak też ja wyczesuje fryzury. Uważam, że to dar, ponieważ nie trzeba ściśle trzymać się obranej przez siebie koncepcji. Głównie dlatego, że jej po prostu nie ma. Bitwa na pędzle była świetna! Ayumu znów się uśmiechał i nie myślał o alkoholu ani utracie ukochanej. To cudowne, że taka osóbka jak Nan potrafiła rozświetlić jego życie. Szkoda tylko, że tak wspaniała chwila zakończyła się speszoną rozmową i niepewnymi spojrzeniami.
    Matko! Wydaje mi się, że ten przerażająco "miły" turysta to ten stwór, który wyłonił się z wody. Skoro Nan przeraziła się na sam jego widok to to musiało coś znaczyć! W dodatku zabolało go, gdy pojawiły się promienie słonecznie. I zniknął od tak, gdy pojawił się Ayumu! Zaczynam się bać, naprawdę...
    Ayumu powiedział Nan o Marie. Myślę, że to jakiś plus, ponieważ zacząć traktować dziewczynę jak rodzinę. Nie jest już dla niego tak obca. To cudowne, że sam przestał być samotny dzięki takiej cudownej osóbce. I zgodził się, by namalować Nan! Więź między nimi staje się poważniejsza. Mam tylko nadzieję, że żadne z nich nie będzie cierpieć.
    Czekam z niecierpliwością na nowość i gratuluję zakończenia historii! <3.

    OdpowiedzUsuń