Słoneczny dzień obfitował idealnym
światłem do malowania, toteż ledwo wstał ranek Ayumu dźwignął się z pościeli i,
łapiąc w ruch pędzel, zabrał się za tworzenie kolejnego obrazu.
Nigdy nie przykładał specjalnej wagi
do koncepcji, nie planował, ale kiedy już dotykał pędzlem płótna, rzeczywistość
objawiała mu moc szczegółów, które potrafił wychwycić bacznym okiem.
Był z natury emocjonalnie zmienny, co
też przejawiało się w jego dziełach. Obrazy Takany pełne były sprzeczności,
pełne chaotycznych barw, przechodzących z ciepłych do zimnych; postacie czy też
rzeczy potrafiły rozpoczynać się od twardej, pewnej kreski a kończyć
niezdecydowaną, niemal niewidoczną dla oczu. Czasem zaś, Ayumu Takano malował
pięknie i odzwierciedlał otaczający go świat dokładnie takim, jakim był w
rzeczywistości widzialnej dla ludzkich oczu.
Ale malował zawsze to, co chciał i jak
chciał, a każdy kto dawał sobie prawo do dyktowania mu warunków spotykał się z
ośmieszeniem, bowiem Ayumu nigdy nie brał niczyich pomysłów pod uwagę. Malował
po swojemu i kropka.
Pojawienie się Nan w pracowni
poprzedziło ciche pukanie do drzwi. Potem zaś weszła nie czekając, aż się
odezwie. Trzymała w dłoni kubek parującej kawy i podała mu go z uśmiechem.
— Na wzmocnienie, wstałeś wcześniej
niż zazwyczaj.
Spojrzał ze zdumieniem na wyciągniętą
przed nim dłoń, po czym bez słowa odebrał od niej napój.
— Skąd wiedziałaś, że tego mi właśnie
potrzeba? — Uśmiechnął się, biorąc łyk. Od razu poczuł się lepiej. Przetarł
zmęczone oczy palcami i odprężył się, dochodząc do wniosku, że czas na przerwę.
— Kiedy ktoś ciężko pracuje, zawsze
potrzebna mu kawa — odpowiedziała. Znalazła w kącie jeden z nieużywanych od lat
taboretów i usiadła na nim, przyglądając się obrazowi. — Co to będzie?
— Jeszcze nie wiem. — Wzruszył
ramionami. — Przeważnie wychodzi na samym końcu.
— Czyli malujesz, co ci się żywnie
podoba? — W ustach Nan pojawiło się rozbawienie.
— W tym przypadku, owszem.
— Fajnie. Mogę też spróbować? —
zapytała automatycznie sięgając po pędzel. W porę ją powstrzymał nim, choćby
minimalnie dotknęła jego obrazu. Zachowywała się po swojemu, a on przestał się
już temu dziwić. Nie specjalnie się też tym przejął.
— Pierwsza, święta zasada każdego
artysty: nie profanujemy cudzych dzieł — wyjaśnił poważnie. Nan słuchała tego z
głębszym zainteresowaniem niż było trzeba. Zupełnie, jakby objawiła jej się
filozoficzna mądrość greckiego myśliciela.
Uśmiechnął się.
— Ten obraz jest mój i nie wolni ci go
tknąć. — Widząc rozczarowanie na jej twarzy, rozczulił się i zreflektował. —
Ale poczekaj.
Wstał i podszedł od zniszczonej,
drewnianej szafy, wyjmując z niej czyste płótno. Na jego widok oczy dziewczyny
rozbłysły promiennie.
— Spróbuj coś namalować.
— Myślisz, że potrafię? — Popatrzyła
na niego niepewnie.
Kiwnął głową.
— Nie trzeba umieć rysować, żeby być
artystą. Artysta tworzy obraz swoich uczuć, nieważne jak. Zawsze znajdzie się
ktoś, kto to zrozumie.
Uwierzyła mu, bo z zapałem wzięła się
do pracy. Szybko odkryła, że najlepiej maluje się jej na siedząco. Malowała więc
ze skrzyżowanymi nogami i językiem wysuniętym leciutko w kąciku ust. Ayumu
podarował jej jeden ze swoich fartuchów i zaproponował też rękawice, ale
odmówiła. Spodobało mu się to, sam też ich nie używał. Brudne ręce świadczyły o
ciężkiej pracy.
Malowali aż do południa, tylko od
czasu do czasu wymieniając ukradkowe uśmiechy niczym dwie pokrewne dusze,
rozumiejące się bez słów. Aymu musiał przyznać, że jeszcze nigdy jego dom nie
był aż tak rozświetlony czyjąś obecnością. Nagle szare kąty wypełniły się
nietuzinkową aurą dziewczyny, a on poddawał się jej działaniu, z wolna budząc
się z wieloletniej, duchowej śpiączki.
Mogli tak trwać bez końca, gdyby do
ich małego świata nie wkradł się przyziemny chochlik, zwany głodem.
— Może pizza? — zaproponował, kiedy
brzuch Nan po raz kolejny głośno mruknął, wyrażając swe niezadowolenie.
— Jeszcze chwilka! — jęknęła ani
myśląc oderwać się od pracy.
Mężczyzna roześmiał się cicho i,
kręcąc głową, delikatnie podjął próbę odebrania jej pędzla z dłoni.
— Zasada numer dwa: Artysta musi być
świadom swego człowieczeństwa. Musi jeść, pić i chodzić za potrzebą, a także
spać. Dotyczy to też ciebie, młoda damo.
— Och, przestań być taki ważny! —
Przewróciła żartobliwie oczami. Mimo to, nie chciała mu oddać pędzla. Chwile
się mocowali, aż niespodziewanie i zupełnie niespecjalnie chlusnęła mu czerwoną
farbą w nos. Widząc czerwoną końcówkę na jego twarzy, roześmiała się głośno.
— Nan, ogarnij się! — odezwał się
surowym tonem, tracąc na cierpliwości. — Myślisz, że to jest śmieszne? Nie
jesteś dzieckiem!
— Ależ to jest śmieszne. Bardzo,
bardzo śmieszne. — I na potwierdzenie swoich słów ochlapała go po raz drugi.
Ayumu starł farbę gestem, świadczącym
o świętej cierpliwości. Błysk jego ciemnych oczu przeszył Nan na wylot. Mogła
spodziewać się po nim wszystkiego. Nagle chwycił za własny pędzel i odwdzięczył
się jej pięknym za nadobne.
— Osz ty! — Pisnęła radośnie,
podnosząc się na równe nogi.
— Ha! Teraz widzisz, jakie to bardzo
nieśmieszne! — Przedrzeźniał jej głos. Wystawiła mu język i wszczęła z nim
walkę na pędzle. Przez bite pięć minut farba latała po całym pokoju,
rozbryzgując się na ich twarzach, włosach i całym ciele, nie oszczędzając
ubrań.
— To jest śmieszne! Tak śmieszne, że
aż boli mnie brzuch! — Nie dawała za wygraną, broniąc się jednocześnie przed
nowymi atakami. Aymu był w tym dobry, niemal nie miała jak mu oddać, ale może
część winy leżała w tym, że śmiała się do rozpuku.
Zaprowadził ją w róg ściany, skąd nie
miała już możliwości ucieczki. Osłaniała się rękami, śmiała i nie miała wpływu
na to, że coraz bardziej tonęła w kolorowej brei.
Próbowała go odepchnąć, ale wtedy
chwycił ją za nadgarstki i z całej siły przyparł do ściany, nachylając się nad
nią zwycięsko.
— Wciąż cię to śmieszy? — zapytał z
ciężkim oddechem. Mimo surowości na twarzy, po jego ustach błąkał się uśmiech
rozbawienia. Wyglądał nie lepiej niż Nan. Od stóp do głów zdobiły go kolorowe
plamy.
Oddech dziewczyny był równie szybki,
co jego. Patrzyła na niego wyzywająco, patrzyła prosto w oczy Ayumu,
przenikając przez ich głębie do samego dna.
Wesołość minęła, zastąpiona zupełnie
innym uczuciem. Dosięgło ono zarówno jego jak i ją, gdyż wargi obojga
wyprostowały się; Nan nawet rozchyliły się, łaknąć głębszego oddechu.
Trwali tak może sekundę, może całą
wieczność, ale żadne nie poruszyło się nawet o milimetr. Zahipnotyzowani
wzajemnymi spojrzeniami zapomnieli o całym świecie. Ich serca podjęły równe,
szybkie tempo, bijąc jakby tylko i wyłącznie dla tej drugiej osoby.
Nan nie rozumiała tego, co się z nią
dzieje. Nie rozumiała dlaczego w jej podbrzuszu rozniecił się żar, który
rozprzestrzeniał się po całym ciele. Nie rozumiała suchości w ustach, ani
dlaczego twarz Ayumu wydawała się jej tak doskonała mimo zarostu.
On zaś rozumiał wszystko doskonale.
Jego ciało dawało wyraźne sygnały, reagowało na ciało Nan. Sygnalizowało wzrost
temperatury i gwałtowne bicie serca. Podsuwało mu pragnienia, którym nie mógł
się poddać.
Bogowie, Nan była taka bezbronna, taka
niewinna i słodka! Musiałby być potworem, żeby ją skrzywdzić. A bez wątpienia
uczyniłby to, gdyby pozwolił sobie teraz na coś więcej.
Odsunął się od niej z nerwowym
chrząknięciem. Zmieszała się, chowając usta do środka i odwracając na bok
wzrok. Napięcie, jakie się między nimi wytworzyło, było prawie nie do
zniesienia.
— Może być pizza — odezwała się cicho.
— To ja zamówię, a ty idź się wykąp.
Oboje wyglądamy gorzej niż źle.
Na chwile Nan ponownie się
uśmiechnęła, ale nie odwzajemnił tego. Przysiągł sobie, że musi ukrócić to, co
zaczynało się między nimi rodzić. Nan niczego nie pamiętała, mogła zatem oddać
komuś swoje serce i nawet o tym nie wiedzieć. Zresztą, on nie był osobą
odpowiednią dla niej. Kto chciałby niesympatycznego pijaka, którym wszyscy
pogardzają?
***
Umyta i ubrana w szlafrok wyjęła
ubrania z pralki niespecjalnie zdziwiona, gdy okazało się, że wyprały się tylko
częściowo. Po takiej lawinie farby nie miały szans na powrót do dawnej
świetności. Byłaby się tym w ogóle nie przejmowała, gdyby ubrania należały do
niej. Jednakże, chociaż dostała je w prezencie od Sakue, miała wciąż
przeświadczenie, że kiedyś będzie musiała je zwrócić. Wolała, żeby reszta
odzieży od przyjaciółki nie uległa podobnym zniszczeniom.
Westchnęła i, wrzuciwszy mokre ubrania
do plastikowej miski, wyszła na zewnątrz, chcąc rozwiesić pranie. Sznurek
czekał na nią w ogrodzie, napięty między dwoma, drewnianymi stojakami. Od lat
nieużywany wreszcie doczekał się, aż ktoś oderwał od niego spinacze i zaczął
przymocowywać do niego pranie.
Przez chwile rozwieszała ubrania w
milczeniu, ale z zadowoleniem na twarzy, gdy ktoś niespodziewanie zaczął
podążać w kierunku domu od strony plaży. Początkowo był zbyt oddalony, aby
mogła zobaczyć go wyraźnie, jednakże już po chwili stanął przed nią obcy mężczyzna.
Mógł mieć około trzydziestu lat. Białe
jak mleko włosy powiewały mu na wietrze, a przystojną, filmową twarz zdobił
krzywy uśmieszek. Nan od razu poczuła, że nie może mu ufać, dlatego
nieświadomie wypuściła miskę z rąk i pozwoliła jej upaść bezgłośnie na ziemie.
Na szczęście, ubrania nie ucierpiały.
— Kim pan jest? — zapytała cicho.
Język dziewczyny był tak suchy, że niemal skleił się z podniebieniem. Nerwowy
skurcz chwycił jej gardło, gdy nieznajomy uśmiechnął się szerzej.
— Proszę się nie bać, panienko. —
Chociaż odezwał się miłym głosem, wcale nie zabrzmiał przyjaźnie. — Jestem
zwykłym turystą, który niefortunnie się zgubił. Może mi panienka wskazać drogę
do centrum? — spytał. Wspierał się na eleganckiej, staroświeckiej lasce rodem z
Wielkiej Brytani, ale bynajmniej nie dlatego, że był kaleką. Równie niemodne
ubranie z minionej epoki zgrabnie przylegało do jego ciała, jakby szyte na
miarę.
— Ja… — Nan zrozumiała pytanie, ale
kiedy sięgnęła do umysłu po odpowiedź, nie mogła zdobyć nawet jednej, sensownej
myśli. Za to serce biło w jej piersi z takim przerażeniem, jakby co najmniej
miała przystawiony do gardła nóż. — Przepraszam, ale nie wiem. Nie orientuje
się w tutejszym terenie.
— Och, jak mniemam też turystka? —
Mężczyzna ze sztuczną wesołością uniósł brwi. — Piękny dom. — Podniósł wzrok ku
budynkowi. — Pensjonat?
Nan nie odpowiedziała. Cofnęła się
kilka kroków w tył, ciesząc się, że między nią a nieznajomym stoi biały płot.
Dlaczego zachowuje się tak bezmyślnie? Myślała z przejęciem.
— Jestem strasznie spragniony —
odezwał się obcy lekkim tonem. — Mógłbym wejść i napić się wody? — Nie czekając
na odpowiedź sam otworzył sobie frontową furtkę i wkroczył na teren posesji.
— Przepraszam, ale… sądzę, że to zły
pomysł. — Cofnęła się jeszcze bardziej, gdy zaczął się do niej zbliżać. — To
nie mój dom i…
— Czemuż to panienka taka blada? Boi
się mnie? — spytał z niepokojącym rozbawieniem, a dzieląca ich odległość
niebezpiecznie malała.
Nagle zza chmur wyłoniło się
zachodzące słońce. Rozlało intensywnie swe pomarańczowe promienie na całą
plażę. Pod ich wpływem nieznajomy skurczył się w sobie i syknął boleśnie.
— Dobrze się pan czuje? — zapytała, bo
chociaż marzyła, by sobie poszedł, nie była aż tak okrutna, aby nie zareagować,
gdy coś mu się działo.
— Nan? Rozmawiasz z kimś? — Poczuła
obezwładniającą ulgę, gdy z wnętrza domu dobiegł ją głos Ayumu. Odwróciła się w
stronę tarasowych drzwi, napotykając go wzrokiem w ich progu.
— Tak, ten pan… — Znów się odwróciła,
chcąc wskazać nieznajomego palcem, ale, ku jej zaskoczeniu, nikogo w pobliżu
nie było.
— O kim mówisz? — Ayumu ruszył w jej
stronę ze zmarszczonymi brwiami.
— Był tu mężczyzna — zaczęła
niezgrabnie wyjaśniać. — Mówił, że się zgubił i pytał mnie o drogę.
— Dziwne, przecież wszędzie są
tabliczki.
— Nawet nie wiesz, jaki był
przerażający — westchnęła z przejęciem. — Myślałam, że serce stanie mi w
piersi!
Ayumu uśmiechnął się z pobłażaniem.
— Och, Nan, nie bądź nie mądra! Nie
masz się czego obawiać. To na pewno był zwykły turysta.
Kiedy to powiedział, poczuła się
głupio. Najpewniej miał racje. Nie rozumiała swego lęku, który udzielił się jej
podświadomie w momencie, gdy tytko zobaczyła tamtego człowieka. Zupełnie, jakby
instynktownie wiedziała, że należy się go bać. Nie rozumiała tylko dlaczego.
— Masz racje, jestem głupia. —
Stuknęła się ręką w czoło. Mimo to, serce nadal biło jej niespokojnie i miała
wielką ochotę wejść już do środka.
Ayumu rozejrzał się wokoło siebie,
szukając czyjejkolwiek obecności, ale faktycznie nikogo nie było. Na wszelki
wypadek, postanowił mieć oczy szeroko otwarte.
***
Nan wróciła po swój obraz do pracowni.
Za oknami panował już wieczór, chociaż blade światło wciąż spowijało świat.
Uśmiechnęła się z rozbawieniem na widok bałaganu, jaki stał się udziałem jej i
Ayumu.
Nie mogła teraz uwierzyć, że dali się
ponieść, aż takiemu szaleństwu. Chociaż, z drugiej strony pracownia już od
dawien dawna była usmarowana farbami od podłogi po sufit, więc tylko ją
doprawili, co nie wydawało się już tak złe.
Odnalazłszy wzrokiem swój niedokończony
obraz ruszyła w jego kierunku, jednakże przypadkowo trąciła stopą inne płótno,
skryte za płachtą białego prześcieradła. Zasłonka spadła lekko na ziemie,
odsłaniając malowidło w całości.
Nan otworzyła szerzej oczy na widok
dwóch kobiet uwiecznionych na płótnie. Przyglądała im się z zaskoczeniem.
Zostały unieruchomione na tle pokoju, w którym rozpoznała pracownie.
— Co robisz? — Usłyszała za plecami
głos Ayumu.
— To Susana, prawda? — Nie
odpowiadając na pytanie, zadała własne, wskazując na jedną z kobiet, którą
charakteryzowały blond włosy, spięte w ciasny kucyk. Wyglądała inaczej na
obrazie niż w rzeczywistości. Przede wszystkim uśmiechała się szczerze, a jej
oczy biły radosnym blaskiem. Zupełnie, jakby to była bliźniacza, lepsza
siostra. — A ta obok niej to Marie? — Domyśliła się Nan, kierując uwagę na
drugą dziewczynę. Ona z kolei miała bardziej pociągłą twarz i dołeczki w
policzkach. Błękitne oczy okolone były wachlarzem gęstych, jasnych rzęs, ale
włosy miała brązowe – najpewniej farbowane, bo jasne brwi świadczyły o tym, że
urodziła się blondynką jak siostra.
— Tak. — Ze strony Ayumu padła głucha,
zduszona emocjami odpowiedź. Nan odwróciła ku niemu głowę ze smutkiem
wymalowanym na twarzy.
— Marie była twoją dziewczyną?
— Żoną. — Sprostował, nie wiedząc,
gdzie posiać wzrok. W jednej chwili powietrze w pomieszczeniu zgęstniało,
czyniąc to miejsce prawie niezdatne do życia. — Ożeniłem się z nią w dwa tysiące
piątym roku.
Nan przez chwile wahała się z zadaniem
kolejnego pytania. Bo, chociaż była z reguły wścibska, tym razem miała
świadomość, że brnie w intymne sprawy mężczyzny i stąpa po krępującym temacie.
— Umarła? — Pytając, spuściła wzrok i
mocno zacisnęła wargi. To wcale jej nie dotyczyło, a mimo to miała wrażenie,
jakby odniosła osobistą stratę, jakby potrafiła przejąć część uczuć od Ayumu i
poczuć je na własnej skórze.
— Tak. Utopiła się w morzu —
powiedział z zaskakującą szczerością i odwagą. Nikomu innemu, kto o tym nie
wiedział, nie wyjaśniłby tego, ale Nan stała się w jakimś sensie jego rodziną.
Mówienie jej o tym nie sprawiało mu, aż takiego bólu, jak się spodziewał. Wręcz
przeciwnie, spłynęła na niego ogromna ulga, gdy podzielił się z nią dręczącą go
przeszłością.
— Och! — Nan rozchyliła wargi z bólem.
Widok cierpiącego Ayumu przeszył ją niczym ostrze noża. Miała ochotę podejść do
niego i przytulić go, ale doszła do wniosku, że mogło to być zbyt śmiałe i,
przede wszystkim, że on sobie tego nie życzył. Dodała więc: — To dlatego
nazwałeś mnie tamtej nocy jej imieniem. — Kiwnęła głową ze zrozumieniem. —
Myślałeś, że morze ci ją oddało.
— Byłem pijany — zaśmiał się głucho,
nerwowo drapiąc z tyłu głowy. — Nie wiedziałem, co robię.
— Przykro mi…, no wiesz. — Posłała ku
niemu niepewne spojrzenie. — Że nie jestem nią. Musiałeś być rozczarowany.
Nie odpowiedział, co zapoczątkowało
chwilę niezręcznej ciszy. Wreszcie Nan zmieniła ton głosu i zapytała cicho.
— Mógłbyś mnie namalować? Też
chciałabym mieć swój portret.
Prośba wywołała na ustach mężczyzny
delikatny, ale bez wątpienia szczery uśmiech. Pomysł bardzo mu się spodobał,
toteż kiwnął głową.
— Z wielką chęcią. Możemy zacząć już
jutro — powiedział, podczas gdy Nan wzięła swój obraz i odstawiła go na
parapet, gdzie miał schnąć.
— Świetnie się dzisiaj bawiłam —
odezwała się i skierowała ku drzwiom.
Ayumu zatrzymał ją nagle, łapiąc
delikatnie za nadgarstek. Spojrzała najpierw na splot jego dłoni, po czym
przekierowała oczy ku twarzy mężczyzny.
— Nan, posłuchaj…, naprawdę cieszę
się, że mogłem cię uratować tamtego wieczoru. Marie już nie wróci, ale jestem
szczęśliwy, że tu jesteś… ze mną — dodał po chwili wahania.
W tęczówkach dziewczyny zatliła się
wdzięczność. Uniosła delikatnie kąciki ust, kiwając głową.
***
Kochani, niedługo Mikołajki, kupiliście już prezenty przyjaciołom? :) Ja osobiście tak. A tak w ogóle to już żyje Bożym Narodzeniem! No i mam wiadomość, że skończyłam "Serce Morza" i zabieram się za kolejne opowiadanie, u mnie sukces, bo Romeo był pisany na bieżąco. No nic, czytajcie, mam nadzieje, z przyjemnością.
Kocham was i pozdrawiam :*
Ach, już widzę, że pomiędzy Nan a Ayumu coś się zaczyna kroić ^^ Ha! Wiedziałam, że Marie to była jego żona! wiedziałam! Jestem z siebie taka dumna :D rozczulił mnie ten wątek, jak mówił, że cieszy się, ze wyłowił ją z wody i jej pomógł, to było takie słodkie! I kim był ten facet? Jakiś podejrzany typ z niego...
OdpowiedzUsuńAjj, cudowny rozdział. Nie ma wątpliwości, że Ayumu coraz bardziej ciągnie do niewinnej Nan. Pomiędzy nimi zaczyna coś rozkwitać.
OdpowiedzUsuńKim był ten dziwny mężczyzna? Czy to ten sam przerażający typ, który wcześniej wyłonił się z morza?
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. <3
Pozdrawiam! :)
Cudowny rozdział! mam nadzieje, że za szybko nie będziesz kończyła tego opowiadani. ile jeszcze rozdziałów zostało?
OdpowiedzUsuńTa walka z pędzlami... musiało wyglądać na prawdę zabawnie. z chęciom bym się z do nich przyłączyła. coś pomiędzy nimi zaiskrzyło *.* to takie słodkie!
ten facet mi się nie podoba mi mam nadzieje, że więcej go już nie spotkamy!
Weny!
Rozdziałów jest w sumie 17, łącznie z epilogiem. XD
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twój styl pisania. Robisz ciekawe opisy, inteligentne dialogi i budujesz interesującą akcję. Bo wiesz, częstym błędem w opowiadaniach jest nie jasny opis sytuacji np."Zrobiłam salto nad jego leżącym kompanem i prześlizgując się sie pod jego nogami...". Wiesz o co mi chodzi. Jednak fabuła "Serca Morza" wydaje mi się... Trochę dziecinna. Proszę nie odbieraj tego zbyt negatywnie. Chodzi o sam pomysł z syrenką. Ale to tylko moja opinia. Wiem, że wielu twoim czytelnikom się podoba. Ja chcę zapytać czy masz zamiar napisać kiedyś horror albo kryminał?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ależ pewnie, że się nie obrażę! Co więcej, jestem w pełni świadoma dziecinności swoich tworów, nie tylko "Serca Morza", ale i pozostałych. Ludzie wchodząc tutaj nie zdają sobie sprawy z jednej rzeczy - ja tworzę opowiadania pod wzór japońskich i koreańskich dram (seriali). Poziom ich inteligencji oraz zarys fabuły nie są zbyt wybitne, ale ja je uwielbiam! Ten blog jest dla mnie czystą rozrywką, nie staram się tworzyć tu doskonałych opowiadań, których fabuła zaskakiwałaby oryginalnością. Z tymi opowiadaniami wiąże przede wszystkim moją miłość do niektórych krajów Azji oraz własne upodobania do rzeczy słodkich i niewinnych. Taka już jestem i czuje się z tym świetnie :D Tak, mam w planach pisanie różnych gatunków, ale nie mogę ci obiecać, że będą się one wyłamywały z cech charakterystycznych dla moich dzieł, czyli właśnie owej, azjatyckiej dziecinności :)
UsuńPozdrawiam!
Czytam z wielką przyjemnością! Ta historia jest taka ... uspokajająca. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam!
OdpowiedzUsuńOh, ktoś tu nam zaczyna bardziej otwierać się na swoją współlokatorkę. I to wspólne malowanie było takie urocze. Ahh!
A miałam nadzieję, że ją pocałuje... ;( No, ale rozumiem, że bał się ją zranić. Coraz częściej pokazujesz Ayumu z tej lepszej strony. Nie sądziłam, że on jest w stanie tak się wygłupiać. Bardzo podobał mi się ten fragment z malowaniem i ochlapywaniem farbami. Chociaż z doczyszczeniem siebie i ubrań to już nieco gorzej. :D Kim był ten dziwny mężczyzna? Czego chciał od Nan? Bo na pewno nie chodziło mu o drogę. Czyli skoro ona instynktownie się go boi, to wychodzi na to, że jest niebezpieczny. Hm... ciekawe, co on planuje. Pewnie już się kiedyś poznali, ale przez amnezję ona go nie pamięta. W sumie to jestem ciekawa, czy ta pamięć kiedyś jej wróci. Chociażby jakieś urywki z przeszłości, cokolwiek. Jej... ta szczerość Ayumu. On naprawdę ją polubił. :) A może ją pokocha. Liczę na to. :)
OdpowiedzUsuńDoskonale wiem jak to jest, gdy podchodzi się do czegoś i bez jakiegokolwiek pomysłu po prostu się tworzy. Tak, jak Ayumu tworzy obrazy pod wpływem chwili tak też ja wyczesuje fryzury. Uważam, że to dar, ponieważ nie trzeba ściśle trzymać się obranej przez siebie koncepcji. Głównie dlatego, że jej po prostu nie ma. Bitwa na pędzle była świetna! Ayumu znów się uśmiechał i nie myślał o alkoholu ani utracie ukochanej. To cudowne, że taka osóbka jak Nan potrafiła rozświetlić jego życie. Szkoda tylko, że tak wspaniała chwila zakończyła się speszoną rozmową i niepewnymi spojrzeniami.
OdpowiedzUsuńMatko! Wydaje mi się, że ten przerażająco "miły" turysta to ten stwór, który wyłonił się z wody. Skoro Nan przeraziła się na sam jego widok to to musiało coś znaczyć! W dodatku zabolało go, gdy pojawiły się promienie słonecznie. I zniknął od tak, gdy pojawił się Ayumu! Zaczynam się bać, naprawdę...
Ayumu powiedział Nan o Marie. Myślę, że to jakiś plus, ponieważ zacząć traktować dziewczynę jak rodzinę. Nie jest już dla niego tak obca. To cudowne, że sam przestał być samotny dzięki takiej cudownej osóbce. I zgodził się, by namalować Nan! Więź między nimi staje się poważniejsza. Mam tylko nadzieję, że żadne z nich nie będzie cierpieć.
Czekam z niecierpliwością na nowość i gratuluję zakończenia historii! <3.