Kento przymknął oczy. Potrzebował
chwili na ujarzmienie emocji i wyciszenie umysłu, by logicznie pomyśleć.
Zapędzono go w kozi róg, sytuacja była nagła i wymagała szybkiej reakcji,
inaczej ten biedak na krześle gotów jest się wykończyć.
Gdy otworzył oczy dostrzegł wpatrzone
w niego wyczekująco tęczówki Akido. Musiał pewnie nieźle ze sobą walczyć, by
stłumić pośpiech, który wszedł mu w krew z racji zawodu.
— Dobrze zrozumiałem, mam przyjąć
pacjenta anonimowo? — Kento spytał tak spokojnie, że był pełen podziwu dla
samego siebie.
— Sensei — W głosie menagera pojawiło
się zniecierpliwienie a zarazem błaganie. — Nie bez powodu wybraliśmy szpital
prywatny. Liczymy na dyskrecje, inaczej pismaki nie dadzą nam spokoju.
— Myśli pan, że to takie łatwe? —
Doktor chrząknął. — Pacjent, jeżeli dobrze widzę, na poważny uraz nogi. Zapewne
nie obejdzie się bez gipsowania, jak prześwietlenie wykluczy konieczność
operacji. Trzeba przepisać stosowne leki, a jeżeli jednak operacja będzie
musiała się odbyć, to pacjent zostanie przyjęty na odział. Leki nie mogą tak po
prostu zniknąć, rozliczam się z nich każdego miesiąca. Muszą zostać wydane na
receptę, opieczętowaną konkretnym nazwiskiem — Przy ostatnim słowie w głosie
Kento pojawił się zdradliwy ton gniewu.
Akido wyjął z kieszeni chusteczkę i
nerwowo starł z czoła obfity pot.
— Za wszystko zapłacimy!
— Kiedy nie o pieniądze się rozchodzi,
ale o porządek w papierach. Mogę mieć poważne nieprzyjemności, jeżeli kiedyś
nie będę w stanie wyjaśnić na co przeznaczyłem niektóre leki, ani komu
przysługiwało jedno z łóżek w określonym terminie.
— Sensei, błagam… — Menager spojrzał z
niepokojem na chłopaka, a potem na doktora. — Co mam zrobić? Ren… Ren latami
pracował na swój wizerunek, jeżeli prasa się dowie… to będzie ogólnokrajowy
skandal.
Kento nawet nie miał sił dociekać w co
wpakował się w ten szczyl, ale sądząc po jego pokiereszowanej twarzy, pewnie
wymieniał „uprzejmości” przełożone na pięści z kimś innym.
— Dlaczego to ja mam płacić za jego
nierozważność? — spytał.
Usta Rena drżały od tłumionego bólu.
Pocił się i zaciskał pięści na poręczy krzesła, zapewne bliski omdleniu. Widząc
to, Kento poczuł jak czas przemyka mu między palcami.
Nie był przecież nieludzki. Nie chciał
skazywać tego chłopaka na przedłużający się ból, nawet jeżeli sam sobie był
winien ten delikwent.
Wstał, wyminął całą grupkę i otworzył
drzwi, wpuszczając do gabinetu blask korytarzowego światła.
— Siostro, zabierz tego chłopaka na
ostry dyżur, niech zajmie się nim doktor Hitaki. Acha i proszę wziąć wózek,
pacjent nie może chodzić.
Po tych słowach prawie natychmiast
pojawiła się kobieta w średnim wieku, ubrana w stosowny uniform.
Rena posadzono na szpitalny wózek.
— Idź z nim, Ibuki — polecił Akido do
swojej pracownicy, która energicznie kiwnęła głową i wraz z poszkodowanym
opuściła gabinet. — Sensei, naprawdę nie wiem jak dziękować.
— Proszę się wstrzymać — Kento uniósł
dłoń, gdy mężczyzna chciał gorliwie się kłaniać. — Jeszcze nie zgodziłem się na
anonimowość pacjenta. Dogadamy się, gdy zostanie mu udzielona pomoc. Proszę na
razie do niego dołączyć i się nim zająć. O resztę będziemy martwić się później.
Mina Akido nieco zrzedła, ale nie
straciła wyrazu nadziei na pomyślne opanowanie sytuacji.
***
Angelina usunęła się z drogi, gdy na
korytarzu zrobiło się małe zamieszanie. Wciąż nie rozumiała sytuacji, ale skoro
zabrano chłopaka na ostry dyżur, to znaczy, że ojciec trzymał rękę na pulsie.
Dopiero, gdy jego gabinet opustoszał,
pozwoliła sobie ostrożnie zapukać i wejść do środka.
— Tato?
— Alina, ty wciąż tutaj? — Spojrzał na
córkę krytycznie. — Powinnaś już dawno być w domu i odpoczywać. Zajęłaś się
chociaż lekcjami?
— Nie martw się, nie zapomniałam o
nich — Splotła dłonie na brzuchu, robiąc kilka nieśpiesznych kroków w jego
stronę. — Chciałam… chciałam tylko wiedzieć, czy nie stało się coś złego? Ci
ludzie… wyglądali jakoś dziwnie. Nie chcę, żebyś miał kłopoty.
Na twarzy doktora pojawił się
nieznaczny uśmiech.
— Nie dzieje się nic, czym miałabyś
się martwić — rzekł spokojnie — Ci ludzie to tylko bada oszołomów, którzy dbają
o jednego ze swoich, jakby był jajkiem.
— Kim on właściwie jest? Ten chłopak?
— zapytała cicho.
— Celebrytą chyba. Nie mam pojęcia,
czy to aktor czy muzyk, ale dowiedziałem się od nich, że patrzą mu na ręce. Nie
wiem, jak można tak żyć.
Angelina wstrzymała oddech, jeszcze
mocniej wpatrując się w podłogę. Czy to był ten… ten chłopak z okładki gazety?
Dlatego wydał się jej znajomy?
Nagle poczuła, jak ojciec kładzie jej
dłoń na ramieniu.
— Angelino, idź do domu — westchnął
tonem nieznoszącym sprzeciwu. — Gdy tu jesteś, zamiast odpoczywać, to właśnie
wtedy się martwię. Jeżeli chcesz, bym był spokojny, idź już. Matka pewnie na
ciebie czeka.
***
— Jak się czujesz? — Akido trzymał w
dłoni papierowy kubek z kawą z automatu. Obdarzył przelotnym spojrzeniem Rena,
który leżał już w szpitalnym łóżku, w prywatnej salce, nieco naburmuszony jak
zwykle.
— Cholernie dobrze — padła
sarkastyczna odpowiedź. Nie wywarła ona na nikim większego wrażenia. Uprzedni
tłum rozszedł się i teraz chłopak przebywał już tylko z meganerem, oczekując na
wyniki prześwietlenia. — Możesz już zacząć na mnie wrzeszczeć.
— Mam na to czas — burknął mężczyzna,
łapiąc za pilota. Włączył naścienny telewizor i westchnął ze zmęczeniem. — Jak
tylko sytuacja się ustabilizuje, zamierzam pozbawić cię głowy.
Na twarzy chłopaka pojawił się
cyniczny uśmiech.
— Myślałem, że to będzie zadanie
producenta. Jego w zasadzie obawiam się bardziej niż ciebie — To mówiąc,
zmierzył go pogardliwym spojrzeniem.
Koło jego nogi za-wibrowała komórka. Nieco
zmęczonym ruchem otworzył wiadomość tekstową od brata.
„Będę
jutro. Jestem na najlepszej imprezie ever!”.
Ren przewrócił oczami, ciskając
telefonem przed siebie. Na szczęście upadł na materac, nie roztrzaskując się na
kawałki.
— Mogłem się tego spodziewać. Kretyn —
mruknął pod nosem.
— Hm? Co? — Akido wysilił się na
zainteresowanie.
— Nic, nie przeszkadzaj sobie —
burknął, przewracając się na bok od strony zdrowej nogi. Wciąż czuł ten
przeklęty ból w łydce, ale dzięki lekom nie odbierało mu to zdrowego myślenia.
Do tej pory nie zdawał sobie sprawy,
że można aż tak cierpieć. Złamana noga wydawała się płonąć w piekielnym ogniu,
a on nie potrafił swobodnie zaczerpnąć oddechu. Powinien od razu był otrzymać
pomoc, a nie negocjować się z jakimś doktorkiem! Niestety, nie mógł zaprzeczyć,
że Akido działał w jego interesie i miał słuszność domagając się dyskrecji.
Otulony szpitalną aurą poczuł się,
jakby trafił do innego wymiaru. Korytarz za drzwiami ani na chwile nie milknął,
odzywając się dźwiękami skrzypiących łóżek, tupotem czyiś kroków oraz
przytłumionymi głosami odbiornika, który mieszał się z telewizorem puszczonym
przez Akido.
Sam nie wiedział, w którym momencie
wszystko stało się tak odległe i mało znaczące, że spłynął na niego obłok
płytkiego snu.
***
— Bez operacji się nie obejdzie, kość
piszczelowa jest złamana aż w trzech miejscach — odezwał się doktor Hitaki,
kładąc zdjęcia rentgenowskie na podświetlanej tablicy.
— Niewiarygodne! — Akido pokręcił
głową, zaciskając mostek nosa w dwóch palcach. Potrzebował teraz dużo
cierpliwości, której powoli zaczynało mu brakować. — Jak bardzo złamania są
poważne? — spytał w końcu.
Doktor zerknął w stronę pacjenta, a
potem odezwał się.
— Sądzę, że konieczne będzie usztywnienie
nogi w szynę na czas regeneracji kości.
— Jak długo ona potrwa?
W gabinecie zapadła chwila tego
rodzaju ciszy, która zdaje się niespokojnie wibrować w powietrzu, elektryzując
cząsteczki do stanu, w którym mogą wybuchnąć w najmniej oczekiwanym momencie.
— Minimum dwa miesiące, jeżeli chcemy
żeby noga pacjenta powróciła do dobrego stanu. Niestety już zawsze będzie nieco
słabsza od tej zdrowej, dlatego może dokuczać przy zmianie pogody lub zbytnim
przemęczeniu.
— Tak długo? — Akido jakby nie
usłyszał ostatniej wzmianki. Wydawało się, że lada chwila przewróci się na
podłogę, której kafelki lśniły się w promieniach porannego słońca.
Ren wpatrywał się beznamiętnie w
menagera, doskonale wiedząc, co teraz chodzi po jego głowie.
— Ale… Sensei, za dwa tygodnie „New
York City” rozpoczyna trzy miesiące tourne po Azji. To najważniejsza trasa
koncertowa w karierze zespołu. Odwiedzimy Hong Kong, Korę Południową, Bangkok…
— Rozumiem — Doktor przerwał
mężczyźnie w połowie zdania, niezbyt przejęty jego problemem. — W obecnej
sytuacji nic nie mogę dla pana zrobić, panie Idesu. Nie ja złamałem pacjentowi
nogę. Uświadamiam panu jedynie realia tego świata. Przykro mi, ale chłopak nie
ma szans wyzdrowieć w przeciągu dwóch tygodni.
Ren zniósł ciężar spojrzenia menagera,
które spoczęło na nim gwałtownie, z rozjuszeniem podobnym do byków na włoskiej
arenie.
— Jesteś zadowolony? Tego chciałeś? —
syknął Akido, zaciskając pięści w twarde bryły.
— Może mógłbym dawać koncerty nie
forsując nogi? — zapytał z nadzieją Ren, wyobrażając już sobie, co się wydarzy
w dalszej kolejności, gdy wytwórnia dowie się o jego niedysponowanym stanie. —
Zrezygnowałbym z tańczenia. Jestem pewien, że fani to zrozumieją.
— Muszę się temu sprzeciwić — wtrącił
natychmiast doktor Hitaki. — Po operacji będziesz potrzebował dużo odpoczynku oraz
rehabilitacji. Noga, która za długo siedzi w gipsie rozleniwia się, konkretnie
jej mięśnie, dlatego konieczne są ćwiczenia.
— Świetnie, to niewiarygodne! — Akido
wzniósł oczy do nieba, zastanawiając się, czy bogowie już dość nażartowali
sobie z niego, gdyż miał wrażenie, że znalazł się pod siłami niewybrednych
kawałów losu.
— Proszę podpisać papiery — westchnął
Hitaki bez cienia przejęcia. — Pacjent musi zostać przyjęty do szpitala.
W tym momencie mężczyzna drgnął,
tasakując postać doktora na kawałki.
— Niczego nie podpisze dopóki nie będę
miał pewności o anonimowości tego przejęcia.
Hitaki uniósł brwi ze zdumieniem.
— Rozumie pan, że chłopak musi znaleźć
się szybko na bloku operacyjnym? Każda chwila zwłoki jest niedobra dla jego
zdrowia. Proszę podpisać papiery.
Akido gapił się na niego, jak na
wariata po czym wrzasnął gniewnie.
— Chcę rozmawiać z ordynatorem! W tej
chwili!
Ren zacisnął usta. Leki przeciwbólowe
działały doskonale, ale usztywniona noga wciąż nie była poskładana do kupy, jak
należy. Normalny człowiek byłby zoperowany już dawno temu, ale nie on. Czy
wszystko było ważniejsze od jego zdrowia?
***
Angelina właśnie witała ojca
pocałunkiem w policzek, gdy zza rogu korytarza wyłonił się Akido, stawiając
śpieszne kroki. Ci, którzy mieli nieszczęście stanąć mu na drodze, albo sami
usuwali się gwałtownie, albo byli brutalnie odpychani na bok przez silne
ramiona mężczyzny.
— Panie Idesu… — odezwał się Kento
poważnym głosem, gdy stanęli naprzeciw siebie. — Jakiś problem?
— Chyba nie muszę tłumaczyć jaki —
warknął nieprzyjaźnie mężczyzna. — Co jeszcze mam dla Sensei zrobić, by
zechciał przyjąć Rena tak, jak prosiłem?
Angelina przysłuchiwała się ich
wymianie zdań, starając się zrozumieć, o czym mowa. Zaraz miała udać się do
szkoły, do szpitala przyszła tylko na chwile, to też był jeden z jej zwyczajów.
Nie sprzeczała się, gdy inni zarzucali jej spędzanie w tym miejscu większości
swojego życia. Wiedziała, że to prawda.
— Więc jednak konieczna jest operacja
— westchnął pan Mizuchara, jakby nigdy nic. — Dlaczego oczekuje pan, że to
właśnie mój szpital nagnie się do pana woli?
— Ponieważ kiedyś byliśmy
przyjaciółmi, Kento.
Angelina rozdziawiła usta. Ani przez
moment nie odniosła wrażenia, że jej ojca może coś łączyć z tym
rozgorączkowanym nieznajomym. Ba, on sam w niczym nie dałby po sobie tego
poznać.
Kento wciągnął do płuc haust
powietrza. Jego ramiona uniosły się, a potem opadły w wyrazie rezygnacji.
W tym czasie dołączył do nich Ren,
wspierając się na kulach i poruszając się z widocznym na twarzy wysiłkiem,
dopóki jedna z pielęgniarek nie zainterweniowała pośpiesznie, siłą sadzając
chłopaka na wózek.
— Zamierzasz szantażować mnie relacjami,
które już dawno przeminęły? — zapytał Kento spokojnie, ku irytacji tego
drugiego.
Ren w tym samym momencie spojrzał na
Angeline i zmierzył ją przenikliwym wzrokiem.
— Kim ona jest? — zapytał głośno,
przerywając tym samym wzburzoną dyskusje. Obaj mężczyźni zamilkli, on zaś nie
stracił dziewczyną zainteresowania.
Kento uniósł brwi, a potem położył dłoń
na jej ramieniu.
— To moja córka, Mizuhara Angelina.
— Jest dyskretna? — zapytał ostro Ren—
Nie chciałbym, że zdradziła moje położenie na jakimś kretyńskim, fanowskim
forum.
Dziewczyna wstrzymała oddech,
zaciskając z oburzeniem usta.
— Wypraszam sobie! Nie miałabym nawet
czasu na takie głupoty!
— Kto cię tam wie? — prychnął chłopak.
Z ust panienki Mizuhary uleciał
niedowierzający śmiech.
— Zapomniałeś, że w szpitalu jest
wielu innych pacjentów, a każdy z nich może się o tobie dowiedzieć i komuś o
tym donieść? — zauważyła cierpko. — Miałeś zamiar nie wychodzić z pokoju?
— Proszę się nie martwić, moja córka
jest dojrzałą i odpowiedzialna osobą — zapewnił doktor, coraz mniej zadowolony
z przebiegu rozmowy. — Naprawdę chciałbym móc państwu pomóc, ale nie przyjmę
pacjenta anonimowo.
— Jestem skończony, doprawdy skończony
— westchnął Akido z rezygnacją, mrucząc z niezadowoleniem pod nosem. Jego czoło
zaorało się zdenerwowanymi bruzdami.
— Przypominam, że mam złamaną nogę! —
wtrącił Ren na granicy cierpliwości. — Będziecie się kłócić, aż się wykończę!?
Ani Akido ani doktor Mizuhara nie
wyglądali na takich, co zamierzają ustąpić w grze, toteż zapadła chwila
nieprzyjemnego napięcia. Angelina kilka sekund wpatrywała się w posadzkę, aż
nagle podniosła wzrok z błyskiem nagłego pomysłu.
— Chyba jest na to rozwiązanie —
odezwała się cicho, ale tak, by mogli ją dobrze zrozumieć. Natychmiast wszyscy
troje na nią spojrzeli, nie do końca przekonani co do tego, że ich wybawienie
leży w rękach jakiejś tam nastolatki.
Jednak nie przejęta tym
spostrzeżeniem, dodała:
— Przyjmijmy pacjenta na odział
odwykowy.
— Co? — Kento popatrzył na córkę
zszokowany.
— To odział zamknięty, całkowicie
dyskretny, tato — przypomniała mu, z trudem zaczerpując oddech. Była stremowana
i sama do końca nie wiedziała, czy to, co mówi ma sens, ale nie widziała innego
wyjścia. — A karty pacjentów są anonimowe, tak jak tego chcą. Nikt nie ma prawa
dociekać kto jest tam leczony. Czy właśnie nie o to wam chodzi? — To mówiąc,
spojrzała na Akido.
— Mam być przyjęty jako narkoman,
dobrze rozumiem? — Ren lekko uniósł się na wózku, wzbijając dłonie w poręcze
przedmiotu.
— Tam leczą się nie tylko narkomani —
odparła spokojnie, wytrzymując nacisk jego spojrzenia. — Ale również alkoholicy
oraz osoby ze skłonnościami do samookaleczenia się. Wszyscy, którzy mają złe
nawyki.
— Też mi różnica — prychnął, uciekając
wzrokiem na bok. — To jakiś absurd! Nie zgadzam się.
— No cóż, jestem skłonny przystać na
pomysł Angeliny — powiedział Kento pojednawczo. — Albo to, albo przyjmujemy Rena
na odział, jak każdego, normalnego pacjenta.
Akido energicznie zaprzeczył.
— Nie, nie, pasuje nam. To nawet
doskonale się składa. Zamknięty odział to coś, co może zadziałać na naszą
korzyść — rzekł, ku zaskoczeniu samego poszkodowanego. Gdy Ren chciał otworzyć
usta i coś powiedzieć, mężczyzna natychmiast mu to uniemożliwił, wtrącając — To
naprawdę doskonałe rozwiązanie! — W jego głosie pojawił się nacisk, który
sprawił, że Ren momentalnie umilkł, ale pozostawił na swojej twarzy wyraz
niezadowolenia.
Przyjęty niczym narkoman? Serio? To
jest ta wspaniałość bycia rozpoznawalnym?
***
— Lina – chan, dobrze się czujesz? —
Palce Riki boleśnie wbiły się w przedramię panienki Mizuhary. — Od rana jesteś
dziwnie milcząca.
Posłała jej rozbawiony, ale słabo
widoczny uśmiech.
— A kiedy ja byłam wygadana? —
zażartowała Angelina. Wybił już ostatni dzwonek i obie wyszły ze szkoły,
kierując się w stronę samochodu. Doktor Mizuhara nawet nie chciał słyszeć, aby
dziewczyna wracała po zajęciach sama, bo chociaż Tokio było stosunkowo bezpiecznym
miastem, on czuł się odpowiedzialny za swoje jedyne dziecko.
— Mhm, to prawda, ale podskórnie
wyczuwam, że coś przede mną ukrywasz — westchnęła Rika żałośnie, zatrzaskując
za nimi drzwi pojazdu. — Wiesz, że miałyśmy nie mieć przed sobą tajemnic?
— Wiem, wiem.
— To coś z Hiro, prawda? Przyznaj się!
Angelina wymierzyła przyjaciółce pełne
politowania spojrzenie.
— Wybij to sobie z głowy! Gdyby Hiro stało
się coś jeszcze poważniejszego, myślisz, że tak spokojnie siedziałabym w
szkole? — zapytała z oburzeniem. I chociaż nic złego się nie stało ich
przyjacielowi, w żołądku poczuła nieprzyjemny skurcz, który sprawił, że jej
humor jeszcze bardziej się pogorszył.
Spuściła wzrok na dłonie, których
bladość kontrastowała z ciemno-granatową spódnicą od mundurka.
— Więc o co chodzi? — Rika zagryzła
wargę, wpatrując się w nią z niepokojem. — Wydajesz się przygnębiona, nie
żartuje.
— Przepraszam — Angelina westchnęła i
podniosła oczy, sama zastanawiając się dlaczego tak dziwnie się czuła. Bądź co
bądź nie wydarzyło się nic, co uzasadniałoby stan jej samopoczucia. — W
szpitalu ojca ostatnio dużo się dzieje, a wiesz, że traktuje tamto miejsce jak
drugi dom.
— Powiedziałabym, że nawet jak
pierwszy — sprostowała Rika poważnie.
— Właśnie, jak pierwszy — potwierdziła
ze śmiechem. — Ale nie ważne, przecież taka jestem z natury, co nie? Żyję
problemami innych ludzi.
Tuż po tym, jak to powiedziała, przed
oczami stanął jej obraz Rena, którego los zależał tylko od tego, co postanowi
Akido. Dlaczego złamał sobie nogę? Dlaczego tak ważnym było, aby nikt się o tym
nie dowiedział?
***
Poczuł lekkie mdłości otwierając oczy.
Był już wieczór, o czym świadczył blask w pomieszczeniu. Z otwartego okna
dobiegło go cykanie świerszczy i odgłosy bawiących się na placu dzieci.
O dziwo, pierwsze co rzuciło mu się w
oczy, to zgaszony telewizor z ciemnym ekranem, który prezentował jego niezbyt
wyraźne odbicie - leżał przykryty na
szpitalnym łóżku. Na dużej poduszce jego włosy rozsypały się niedbale po
bokach, a wśród nich dostrzegł swoją przeraźliwie bladą twarz. W nos miał
wetkniętą rurkę, która sączyła tlen, zaś do prawej ręki przymocowano kroplówkę.
Gdy zerknął w miejsce, w którym wbity był werflon od razu tego pożałował, gdyż
zakręciło mu się w głowie z obrzydzenia.
Dopiero na samym końcu dotarło do
niego, że jest w pomieszczeniu zupełnie sam. Natychmiast poszukał wzrokiem
telefonu komórkowego. Leżał na szafce obok, ale gdy podniósł rękę by po niego
sięgnąć, siły odmówiły mu posłuszeństwa.
— Szlak… — westchnął, zamykając oczy z
bezsilności.
Nagle drzwi rozsunęły się i do
pomieszczenia weszła jedna z pielęgniarek. Nawet na niego nie spojrzała, gdy
zabrała się za zmienianie mu kroplówki. Była tęgiej postury i Ren pomyślał, że
wygląda jak klucha, do tego ten jej niesympatyczny wyraz twarzy…
— Siostro? — odezwał się zachrypniętym
głosem. Dopiero to sprawiło, że kobieta spojrzała na niego łaskawie. — Która
jest godzina?
— Piąta po południu — odparła szybko i
nieprzyjaźnie.
— Rano miałem operacje, prawda? —
spytał, mając w głowie przebłyski wspomnień, które jednak zacierały się za
każdym razem, gdy chciał sięgnąć po ich szczegóły.
— Tak. Budziłeś się już jakieś trzy
razy i pytałeś mnie o to samo.
— Naprawdę? — zdziwił się, otwierając
szeroko oczy. — Nie pamiętam.
— Miałeś nieskomplikowaną operacje
nogi. Złożyli ci kość do kupy, nic wielkiego — Wzruszyła ramionami. — Nie
powinieneś się tak nad sobą rozczulać. Mamy tu pacjentów z naprawdę poważnymi
problemami — burknęła. — Inni po takiej operacji, o tej porze już siedzą i
rozmawiają z krewnymi.
Krewni… Ren dopiero wówczas poczuł,
jak pustka w pomieszczeniu uderza go w twarz.
Nie odpowiedział, a pielęgniarka wnet opuściła
pokój, jakby każda sekunda w pomieszczeniu napawała ją obrzydzeniem. Poczuł się
fatalnie, niemal tak, jakby opuścił go cały świat, a przecież to niedorzeczne.
Wciąż miał rzesze fanów, wciąż miał zespół i ludzi wokół siebie, którzy robili
wszystko, by czuł się dobrze. Tylko gdzie oni teraz są? Gdzie jest Akido?
Na pewno pojechał do wytwórni. Musiał
im wszystko wyjaśnić, najlepiej tak, żeby obeszło się bez większej awantury niż
to konieczne, bo Ren nie miał co liczyć, że nie będzie jej wcale. Narozrabiał i
musiał ponieść tego konsekwencję.
Ale teraz nie miał czasu o tym myśleć.
Przymknął oczy, czując obezwładniający napływ zmęczenia, gdy usłyszał z
korytarza dziwnie znajomy głos.
— Te świeczki chyba działają. Mam
wrażenie, że jego policzki są bardziej różowe, nie sądzisz?
— Też to zauważyłam. Jestem genialna!
Wiedziałam, że zapachy, które kocha jakoś na niego wpłyną.
— Tak, Rika- chan. Potrafisz człowieka
pozytywnie zaskoczyć. Gdy Hiro się obudzi z pewnością będzie ci wdzięczny.
— Na razie wystarczy mi, że jego matka
prawie nie przestaje mnie ściskać. Powoli zaczyna mnie to przerażać.
Rozległ się wybuch radosnego śmiechu. Ren
patrzył przez szybę w drzwiach, jak dwie dziewczyny, ubrane w szkolne mundurki,
mijają z zadowoleniem jego salę. Dopiero wtedy zauważył, że pielęgniarka ich
nie domknęła, przez co mógł słyszeć tamte dziewczyny tak wyraźnie.
Westchnął. Gdyby chociaż mógł wstać i
je zamknąć. Oczywiście miał odpowiedni pilot, którego jeden guzik wystarczył,
by przywołać jakąś pielęgniarkę, ale nie miał ochoty się z żadną widzieć, po
tym jak ta jedna wywarła na nim złe wrażenie.
Zastanawiał się, jak wygląda teraz
jego noga, ale nie miał sił, by odgiąć kołdrę, a poza tym obawiał się tego, co
mógłby zobaczyć. Takie widoki zawsze silnie na niego działały. Najgorsze jednak
to, że wcale jej nie czuł. Może to wina znieczulenia?
Tyle okropnych myśli, z którymi nie
miał się z kim podzielić.
— Co za parszywy los — mruknął z
niezadowoleniem, lecz szybko poczuł ciężar na powiekach i ponownie zapadł w
sen.
***
— Ach, cały dzień ktoś się kręci wokół
tej sali — zauważyła z westchnięciem Rika, gdy wyszły na chwile z pokoju Hiro,
by kupić napoje z automatu, stojącego na korytarzu.
Angelina spojrzała w stronę
wymienionego miejsca, domyślając się kto tam przebywał.
— Naprawdę? Wydaje mi się, że teraz
nikogo tam nie ma.
— Dziwne. Jakiś mężczyzna wcześniej cały tam się
tam kręcił i narobił zamieszania. Potem zjawili się inni. Dość niecodzienna
sytuacja na odwykowym, nie sądzisz? Myślisz, że temu, co tam leży stało się coś
złego? Może jest w podobnej sytuacji co Hiro i jego krewni nie mogą się z tym
pogodzić?
— Może — odparła wymijająco Angelina,
sięgając po zimną puszkę coli, która wypadła z otworu urządzenia. Puszka
zasyczała gazem, gdy ją otworzyła, a następnie upiła upragniony łyk.
Lubiła tę porę dnia, gdy szpital
otulał się sennością i wszystko wydawało się zamierać w błogim spokoju, chociaż
w tym miejscu nigdy nie można było oczekiwać go zbyt wiele.
W świetlicy zapewne zebrała się już
grupa pacjentów, umilając sobie czas grami lub wspólnym oglądaniem telewizji.
Czasami przypominali dzieci. Bez względu na to, co przeszli i co myśleli, dzielenie
tego samego losu w zamkniętym środowisku szpitalnym sprawiło, że na swój sposób
się zjednoczyli. Oczywiście, nikt z nich nie przyznałby się do tego nawet przed
samym sobą, a co dopiero innym, ale ona wiedziała, jak jest.
— Będę się już zbierać do domu. Też
powinnaś — Rika przewiesiła torbę przez ramie i przeciągnęła zmęczone ramiona.
— Jasne, niedługo pójdę — Angelina z
uśmiechem kiwnęła głową, ale w głębi duszy wiedziała, że wyjdzie późnym
wieczorem, ponieważ zawsze znajdowała powód, by zostać tu dłużej. Ludzie mieli
ją za dziwaczkę. Była zdrowa, a spędzała czas w szpitalu, z którego niejeden
chory z radością by uciekł. Z pewnością był to przygnębiający, monotonny i
pełen cierpienia świat, zwłaszcza odział odwykowy, ale czuła się tu jak ryba w
wodzie. O wiele lepiej dogadywała się z pacjentami niż ludźmi z zewnątrz. Może
naprawdę była dziwna? Dopuszczała do siebie takie myśli, ale w pełni je
akceptowała. Nie musiała być przecież kolejną, zwyczajną dziewczyną skupioną na
chłopakach i drogich ciuchach.
Oprócz Riki i Hiro z nikim się nie
przyjaźniła, ponieważ nie potrafiła włączyć się do rozmowy na tematy
przystojniaków, ładnych sukienek lub miejsc, które chciałaby zwiedzić.
Od początku miała jasno wyznaczony cel
– zostać lekarzem. Zatem robiła wszystko, by go zrealizować. Skupiała się na
nauce ciężej niż inni, była prymuską z najlepszymi ocenami. Znalazła w sobie
cechy odpowiedzialności i skrupulatności. Mając dopiero osiemnaście lat
potrafiła perfekcyjnie zaplanować sobie czas tak, by ze wszystkim zdążyć, a
także wiedziała o ludzkim ciele więcej niż ktokolwiek z jej rówieśników.
Nawet, gdyby miała w końcu przyznać,
że czasami taki stan rzeczy ją przytłacza i utrudniał swobodne oddychanie, to
przecież nie miała kompletnie czasu na takie rozmyślania.
***
Czerwiec.
Tydzień później.
— Proszę wybaczyć, ale na ten odział
mają wstęp tylko uprawione osoby — Głos pielęgniarki rozniósł się cichym echem
po korytarzu. Stał przed nią młody kurier, niosąc całe kosze kwiatów i kartek.
— Ja pokwituje odbiór i rozniosę je dalej.
— Właśnie tam idę, mogę wziąć połowę —
zaoferowała Angelina, podchodząc do nich.
Na twarzy kobiety pojawił się uśmiech.
— Byłabyś tak dobra?
— Oczywiście, to żaden problem —
Odwzajemniła uśmiech, odbierając od kuriera jeden z koszy. W szpitalu bywał on niejednokrotnie.
W końcu sale pacjentów dalecy i bliscy krewni stroili kwiatami, kartkami,
balonami, pluszakami i wieloma innymi rzeczami, które nadsyłali z różnych
zakątków kraju. Prezenty były znakiem solidarności i pamięci w trudnym dla
danego człowieka okresie.
Na oddziale odwykowym zawsze było tych
prezentów mniej. Dla wielu uzależnionych ich problem był uciążliwy dla bliskich
oraz nie budził w nich zbytniego współczucia. Zawsze uważali, że po używki
sięga się świadomie i to, gdzie teraz są i co przeżywają, jest ich winą.
Ale oczywiście byli i tacy, który
pamiętali, a na odwykowym pojawiały się te same prezenty, co na innych
oddziałach i zawsze to Angelinę cieszyło.
Przeszła przez drzwi i znalazła się na
korytarzu tej części szpitala, w której przebywali uzależnieni pacjenci. Przez
drzwi ich sali wylewało się światło słoneczne, tworząc na posadzce jasne plamy.
Co rusz z niektórych pomieszczeń
wyłaniały się pielęgniarki i pielęgniarze, roznosząc leki i wynosząc rzeczy do
prania na wielkich wózkach z półkami, które skrzypiały głośno.
Sięgnęła po jedną z kartek, dołączoną
do bukietu kwiatów, by sprawdzić do jakiej sali należy ją zanieść, gdy przez
uchylone nieznacznie drzwi jednego z pomieszczeń usłyszała dochodzące dźwięki
przytłumionych głosów. Były wzburzone i od razu zwróciły uwagę dziewczyny,
która zastygła w bezruchu.
Potem automatycznie zrobiła kilka
kroków w przód, przybliżając się do źródła dźwięku, które stały się teraz dla
niej wystarczająco wyraźne, by mogła je zrozumieć.
— … nie możesz pojechać na tourne?!
Cholera jasna, czy ja proszę o zbyt wiele? Czy rozumiesz, coś ty narobił? — Męski głos wyślizgnął się ze szpary w
drzwiach. Brzmiał donośnie i mało przyjemnie, żeby nie rzec, że jego właściciel
najzwyczajniej w świecie się wydzierał.
Angelina gdzieś na dnie duszy
wiedziała, że nie powinna podsłuchiwać, że to, co się tam dzieje w żadnym
stopniu jej nie dotyczy, ale była tylko człowiekiem i cierpiała na wrodzoną dla
tego gatunku ciekawość, toteż jakby przyrosła butami do ziemi i trwała
nieporuszona z koszem pełnym upominków w ramionach.
— Ustaliłem już wersje wydarzeń, panie Takamoto — odpowiedział inny głos, również męski. — Najwcześniej jutro rano
artykuł trafi do lokalnej prasy, zadbałem o wszystko, proszę się nie martwić.
— Niech mnie, Ren! Że też przez ciebie
wszyscy musimy stawać na głowie! — odezwał się poprzedni mężczyzna. — Jak nic
straciliśmy już na tobie przynajmniej z milion jenów! Nie tak umawialiśmy się w
kontrakcie! Gdybym był mniej miły, oskubałbym cię co do ostatniej monety za
naruszenie warunków umowy! To najważniejsze tourne dla twojego zespołu, dla nas
wszystkich! A teraz dowiaduje się, że nie możesz!?
— Minimum miesiąc jestem uziemiony —
Angeliną wstrząsnął dreszcz, gdy po wrzaskach nastąpiła chwila ciszy, a potem
rozbrzmiał nienaturalnie spokojny głos Rena. — Nie wiedziałem, że jestem wart
milion jenów.
— Serio?! Zebrało ci się na żarty
właśnie teraz!? Telefony się nie urywają, wszyscy chcą wiedzieć, co się z tobą
dzieje! A ja muszę im to wszystko sam jakoś wyjaśniać, podczas gdy ty leżysz tu
sobie w najlepsze i nic nie robisz, chociaż twoim, psia krew, obowiązkiem jest
pracować dla nas! Jesteś zobowiązany do polepszania wizerunku grupy, własnego i
naszego! Każdą straconą z własnej winy sumę będziesz musiał podwójnie
odpracować! Nawet nie myśl sobie, że ci daruje!
Angelina przełknęła z trudem ślinę.
Dlaczego podsłuchiwała? Co ją podkusiło, by to zrobić? Nie miała bowiem
wątpliwości, że dowiadując się tego wszystkiego, stała się w jakiś sposób
zamieszana w tą sytuacje.
Nie potrafiła nawet wyobrazić sobie,
co czuł w tamtym momencie sam Ren. Gdyby była na jego miejscu i musiała
wysłuchiwać o sobie takich rzeczy, pewnie by oszalała. Jego wartość przeliczano
na pieniądze. Na to ile zarobił, a ile stracił i nie omieszkano powiedzieć mu
to prosto w twarz. Dla niej, zwyczajnej dziewczyny, nie mieściło się to w głowie.
Nagle za jej plecami ktoś się pojawił.
Przerażona odwróciła się, o mało co nie wypuszczając kosza z rąk.
— Przepraszam — bąknęła niewyraźnie,
gdy tuż przed nią stanęła wysoka, szczupła brunetka o twarzy lalki. Angelina
natychmiast rozpoznała w kobiecie postać z gazety plotkarskiej. To była
ukochana Rena, i dziewczyna musiała ze zdumieniem przyznać, że na żywo
wyglądała równie pięknie, jeżeli nawet nie lepiej.
— Stoisz mi na drodze — odezwała się
kobieta czystym, przyjemnym dla ucha głosem, który mimo wszystko sprawił, że na
skórze Angeliny pojawiła się gęsią skórka. — Masz coś dla mnie w tym koszu? —
Uniosła szczupłą dłoń i wskazała na niego palcem. Uśmiechnęła się przy tym
zjadliwie przyjaźnie.
— Niestety nie, są tylko dla pacjentów
— odpowiedziała Angelina.
— Skoro tak, przesuniesz się? —
poprosiła jeszcze milej, ale ewidentnie dając do zrozumienia, że to nie jest
pytanie.
— Oczywiście — Angelina cofnęła się do
tyłu, robiąc tamtej miejsce. Potem ruszyła żwawo korytarzem, nie chcąc, aby
ktokolwiek w środku zauważył, że była obok przez cały ten czas.
***
— Niespodzianka! — Rozległ się
spokojnie uradowany ton Iwamury Nany, której głos poprzedził odgłos rozsuwanych
drzwi, a potem stukot wysokich, czarnych kozaków.
Zapadła głucha cisza. Stojący nad Renem
mężczyzna był niziutki, krępy i spocony, a jego oczy błyszczały gniewem, jednak
na twarzy przeszedł nagłe przeobrażenie, gdy tylko ją zobaczył.
— Iwamura – san, to faktycznie
niespodzianka — wyprostował się, uprzednio chrząknąwszy, a potem uśmiechnął się
wysublimowanie.
Oczy Rena niechętnie oderwały się od
okna, by spojrzeć na przybyłą. Zrobił to jednak, siedząc na krawędzi łóżka, o
dziwo nie ubrany w piżamę i nie leżący pod kołdrą, jak oczekiwała Nana go
zastać.
— Czyżbym przerwała jakąś sprzeczkę? —
Uniosła brwi. Podeszła do szafki nocnej i położyła na stole ładnie zapakowany
prezent, którego zdobiła złota kokarda. — To dla ciebie, skarbie — odezwała się
do Rena.
W podzięce skinął dziewczynie głową,
ale nie uraczył jej nawet słowem, co nie wydawało się w żaden sposób ją
rozczarować.
— Panie Takamoto, mam nadzieje, że nie
jest pan za bardzo zły na Rena? — zapytała z troską, omiatając salkę
zdegustowanym spojrzeniem. — Myślę, że przebywanie w takim miejscu, jest
wystarczającą karą dla niego. Zdajecie sobie sprawę, że nie chciano mnie tu
wpuścić? Musiałam użyć siły swojego języka i stanowczo wyjaśnić kim jestem i
kogo odwiedzam.
— Bardzo nam przykro — odpowiedział
pan Takamoto, zakładając ręce za plecy. — Tylko tutaj Ren może liczyć na
dyskrecje.
— Doprawdy? — Przywołała na twarz
wyraz dogłębnego zdziwienia i spojrzała na chłopaka pytająco. — Skarbie, nawet
nie wiesz, jak mi przykro.
— Nie ma sprawy, wyjdę za jakiś czas — odezwa się w końcu, sięgając po telefon. Zerknął na wyświetlacz, a
potem zapytał — Jakieś wieści od mojego brata? Próbuje się z nim skontaktować,
ale nie odbiera — starał się, by jego głos nie brzmiał gorzko.
— Ihiya jest zajęty — burknął
producent — Ty też byś był, gdybyś nie urządził się w ten sposób. Chyba nie
zapomniałeś, że teraz jesteśmy w szczytowym momencie? Reklamy, wywiady, sesje,
to wszystko nie może czekać. Twojego brata nawet nie ma w stolicy.
— Jak to? Gdzie go wysłaliście?
— Nie tylko jego, ale cały zespół —
sprostował pan Yamada. — Są na Okinawie, jutro w południe lądują w Osace, a za
trzy dni w Kioto. Sponsorzy są niezadowoleni, że nie jesteś razem z nimi.
— Menager Akido na pewno już coś
wymyślił, prawda? — wtrąciła się Nana, starając się załagodzić sytuacje. —
Poznałam już siłę jego determinacji.
— Owszem — wtrącił wysoki, chudy
mężczyzna, który nie odstępował telefonu nawet na krok. Nana wiedziała kim on
jest, to rzecznik prasowy Rena. Nigdy za nim nie przepadała. Miał świńskie
oczka i świńskie usposobienie. Ilekroć była w pobliżu czuła, że jest obmacywana
przez niego w myślach. Obrzydlistwo.
— W takim razie panie Takamoto, chyba
nie ma się czym martwić. — Wiedziała, że to nie prawda i że producent wyłazi
teraz ze skóry, ale zamierzała nieco ukrócić jego falę wściekłości. Normalnie
nie chciałaby nawet słyszeć o tym, żeby się mieszać w tę sprawę, ale po tym, co
Ren dla niej zrobił, była mu to winna.
— Póki co, nie możemy zrobić nic nad to
— odparł ciężko pan Takamoto, po czym zebrał rzeczy osobiste z kanapy, szykując
się do wyjścia.
Rzecznik prasowy odkłonił się Renowi i
również ruszył w stronę wyjścia, za którym obaj mężczyźni w pośpiechu zniknęli.
Dopiero wówczas Iwasao odetchnął i
opadł ze zmęczeniem na łóżko. Nana usiadła na kanapie, zakładając nogę na nogę.
Skierowała ku chłopakowi spojrzenie swoich bystrych oczu.
— Nie powinnam była tu w ogóle
przychodzić — odezwała się, chociaż nic nie wskazywało na to, że jest przez
niego słuchana. — Wiem, że paparazzi mogą mnie śledzić i tym samym doprowadzę
ich do ciebie, ale pomyślałam, że nieodwiedzenie cię było niekulturalne.
Sięgnęła po puderniczkę i w jej
lusterku uszminkowała sobie z lubością usta.
— Zbędna uprzejmość — westchnął Ren,
wciąż nie podnosząc się z łóżka. — Możesz już sobie iść. Dzięki za prezent.
— Kiedy powiedziałam, że to miejsce
jest okropne, mówiłam serio — dodała mniej pewnym tonem. — Naprawdę mi przykro,
że to wszystko tak musiało się skończyć.
— Nie, nie musiało. Podjąłem złą
decyzje.
— Wiem, ale… — Odbiła spojrzeniem w
bok, przygryzając dolną wargę. W jej pięknych oczach zebrały się łzy. — Kiedy
przypomnę sobie, jak na mnie patrzył to…, to uświadamiam sobie, że ten łomot mu
się należał.
— Też tak uważam — mruknął niespecjalnie
przejęty Ren.
— Chyba nie zdążyłam ci za to jeszcze
podziękować — powiedziała cicho, zatrzaskując puderniczkę, która natychmiast
wylądowała w torbie. — Ren…
— Nie dziękuj — Podniósł się raptownie
na łokciach i spojrzał na nią z gniewem. — Nie chcę twojej wdzięczności.
Pomogłem ci, bo nie jestem taki jak on, jasne? Ale również daleko mi do miłego
gościa. Nie wiem, czego oczekiwałaś, jednak nie cieszę się, że tu jesteś.
Możesz sobie iść, to będzie dla mnie podziękowaniem.
Z oczu Nany spłynęły krople łez,
których nie zamierzała ocierać.
— Myślałam, że coś nas łączy…
— Chyba nie uwierzyłaś w te bzdury, co
piszą w prasie? — spytał prześmiewczo. — Tylko medialnie jesteśmy razem,
prywatnie nie i chcę, żeby to było jasne. Nie interesujesz mnie Iwamuro – san.
— Wiem, teraz już doskonale to wiem —
Podniosła się z godnością, sięgając do kieszeni po chusteczkę higieniczną.
Wytarła nią mokre ślady łez i przywołała wygląd do porządku. — Szkoda, że
jesteś takim dupkiem na zewnątrz, bo wiem, że w środku bardzo dobry z ciebie
człowiek — rzekła ku jego niezadowoleniu. — Nie oszukasz mnie, że jest inaczej.
Swoje wiem, Ren. I chociaż nie chcesz podziękowań, jestem ci wdzięczna.
Zdrowiej. — To mówiąc opuściła salkę, a stukot jej obcasów jeszcze przez chwile
brzmiał w oddali korytarza.
Ren warknął coś
niezrozumiałego, przykładając twarz do poduszki. Chciał spać, spać tak długo,
jak to możliwe.
***
W
końcu ruszyłam z tą powieścią. Miałam chwilową blokadę, ale teraz już
jest w porządku. Zmieniłam obrazek w notce, ponieważ poprzedni źle
komponował się z szablonem. Myślę, że zmieniłam na lepszy ^^ Pozdawałam
większość, najgorszych egzaminów, dlatego myślę, że spokojnie dokończę
opowiadania. W dziale "Opowiadania", pojawiły się też zapowiedzi
kolejnych, które mam w planach pisać. Ciekawych zapraszam do
zerknięcia.
Pozdrawiam was, kochani <3
Tak więc Angelina znalazła rozwiązanie, które było dobre dla dwóch stron, inaczej wątpię, aby doszli do porozumienia. Ren to się namęczył z tą nogą, zanim mu operację zrobili ;D Teraz wszyscy go oskarżają, że zniszczył plany i najważniejszej trasy koncertowej nie będzie. Jednak wdał się w bójkę przez Iwamuro? Dziewczyna miała nadzieję, że z Renem coś ich łączy, ale chłopak nic do niej nie czuje. Mam wrażenie, że ta dziewczyna jeszcze namiesza w jego życiu ;p Czekam na nowość. Weny! :)
OdpowiedzUsuńCześć kochana! Zbieram się z tym komentarzem już dłuższy czas, ale no nie mogę zwlekać w nieskończoność, więc dzisiaj już zebrałam siły i jestem. Muszę powiedzieć, że Krzywe Niebo będzie fantastyczne - już teraz to wiem! Bardzo mi się podoba fabuła jak na razie, oby tak dalej, bo jestem zachwycona.
OdpowiedzUsuńWidać, że Akido bardzo zależało na tym, by Ren pozostał anonimowy i nikt nie dowiedział się o tym, co się wydarzyło. W sumie od razu przystałam na ten pomysł Angeliny, dobrze, że to zaproponowała, bo to faktycznie było jedyne rozwiązanie, które w pełni mogło zapewnić anonimowość pacjenta. Ren niechętnie się na to zgodził, ale i tak wyszło mu to na dobre. Mam tylko nadzieję, że ojciec dziewczyny nie będzie miał przez chłopaka żadnych większych problemów.
"Dziewczyna" naszego pacjenta - hm, z początku strasznie mnie zdenerwowała. Wywyższała się i trochę niegrzecznie potraktowała samą Angelinę. Ale w końcu odwiedziła Rena i chyba faktycznie szczerze się o niego martwiła. Poza tym, bardzo zaskoczyło mnie to, co powiedziała... że to właśnie z jej winy Ren ma te problemy z nogą, ma odwołaną trasę i cały zarząd się na niego wkurza. Och, czekam na jakieś szczegóły z tej akcji!
Czekam na rozdział kolejny, dużo weny Ci życzę i gorąco pozdrawiam! <3
Biedny ten Ren. Jego bliscy, menager i w ogóle,uważają, że kariera jest ważniejsza od jego zdrowia. Nieźle go traktują, nie ma co. Gdyby nie ten odział zamknięty, to pewnie nawet by nie podpisali tych papierów, skoro nie mogli mu zapewnić dyskrecji... Zresztą prędzej czy później pewnie i tak się to wyda. Czegoś takiego nie zdołają długo utrzymać w tajemnicy. W dodatku brat też ma go gdzieś, jak widać. Przykre, naprawdę. Sądziłam, że Ren to zadufany w sobie gwiazdorek, ale pod koniec rozdziału mocno mnie zaskoczyłaś. Tak więc on jej bronił? Czyli nie jest taki zły... Może ta dziewczyna ma rację i Ren wcale nie jest zwykłym dupkiem, a jedynie takiego zgrywa.
OdpowiedzUsuńNigdy nie chciałabym być w skórze Rena. Jego bliscy to potworzy, którzy martwią się tylko i wyłącznie o jego karierę i o to, że nie będzie trasy koncertowej. A co z jego zdrowiem? Przecież on nie jest cholernym robotem! Jestem pewna, że gdyby nie pomysł Angeliny to nawet by nie podpisali tych papierów! I co by się wtedy stało z Renem? Nie uzyskałby odpowiedniej pomocy, bo nie może być anonimowy w szpitalu? Przecież to absurd! Tym bardziej, że prawda i tam prędzej czy później wyjdzie na jaw. Paparazzi to diabły. Oni wszystko wywęszą!
OdpowiedzUsuńJa od początku sądziłam, że Ren nie jest skończonym dupkiem. On po prostu musi takiego udawać, by nie pokazywać swojej prawdziwej twarzy. Wstydzi się pokazać, że boli go zachowanie otaczających go ludzi, a przede wszystkim brata. Nie bał się jednak stanąć w obronie Angeliny, co mi się bardzo spodobało! Dla mnie Ren zdobył ogromnego plusa.
Dziewczyna Rena mi się nie podoba. Taka zadufana w sobie panienka... Niby pojawiła się u Rena i mówiła, że to wszystko jej wina, ale jakoś nie potrafię uwierzyć w jej szczere intencje. Może po prostu taką udaje, bo boi się, że rozstanie z Renem odebrałoby jej część zainteresowania mediów? Kto wie...
Lecę czytać następny rozdział <3.
Jego bliscy to potwory' wybacz za błąd :O.
Usuń