Wszyscy mężczyźni na ziemi są tacy
sami – no dobrze, w większości. Kochają przydymione własnymi cygarami kluby,
stoły pełne kart do pokera i panie w kusych spódniczkach, muskających subtelnie
ich ramiona.
Na coś takiego są gotowi opróżnić opasłe portfele aż do dna, nawet nie wiedząc,
że są poddawani sztuce najdoskonalszej manipulacji, zaś hostessy w klubie
„Paris Doll” to mistrzynie swoich ról.
— Jesteś sprytny kotku, który to już
raz ogrywasz nas w pokera? — szczebioczą dziewczęca do swoich klientów, czasem
na ucho, czasem uśmiechając się zalotnie z nad kieliszka.
Zarzucają swoje długie nogi przez
kolano, nieznacznie odsłaniają kawałek uda, dotykając palcami jedwabistych
włosów i śmieją się perliście, a wszystko okraszając dogłębnym uwielbieniem dla
podstarzałego typka, zaciągającego się kolejnym papierosem.
Mężczyźni są w różnym wieku. Starsi i
zaskakująco młodzi, wysocy i dość przystojni, niscy i korpulentni, wiecznie
spoceni i dyszący, jakby chorujący na astmę.
Mają swoje ulubienice, są stałymi
klientami i znają swoje faworytki po imieniu. Niektórzy wolą młode, jakby
raptem wyjęte ze szkoły, inni wręcz przeciwnie, doceniają dojrzalsze.
Czasem zaś zjawia się nowy klient i
wtedy to Yuna wchodzi do gry. Menadżer sali jeszcze nie zdąża zaprowadzić
takiego do stolika, a Yuna już poddaje go wnikliwej analizie, wysysając z niego
informacje jak wampir.
Kilka sekund i Yuna potrafi ocenić,
jaki towar najbardziej spasowałby nowej ofierze.
— Kim, idź ty. — Czasem zwraca się do
jeden z młodych dziewczyn, a czasem puszcza na pierwszy ogień starszą. —
Angela, jest twój.
Potem uważnie obserwuje, czy klient
jest zadowolony czy śmiertelnie się nudzi.
— Ty jesteś Anna. — Yuna już
pierwszego dnia nadaje An He nowe imię.
— Dlaczego Anna?
— Bo jesteś An, czyż nie? Anna to nowa
ty, ale zachowująca resztki tamtego dziewczęcia, które płakało u mnie w
garderobie. Spróbuj pogodzić te dwie osoby ze sobą i bądź najlepsza.
Ale chociaż minęło już kilka dni, An
Ha czy raczej Anna nie zdobyła rozgłosu, jakiego być może spodziewał się King.
Podczas, gdy inne dziewczęta śmieją
się i kokietują przy stołach, zabawiając klientów, An Ha kuli się w rogu sali,
przytłumiona muzyką, światłami i całym harmidrem, jaki składa się na życie w
Paris Doll.
Pełno tu kelnerów, chociaż więcej
kelnerek, menadżer sali jest jak kapitan statku, Yuna trzyma puls nad
wszystkim. Interweniuje, gdy klient zbytnio się nudzi, a także wtedy gdy
pozwala sobie na zbyt wiele.
Do tego krąży gdzieś tu zawsze
ochrona, gotowa wyrzucić jakiegoś męczyduszę z klubu, jeżeli zajdzie taka
potrzeba.
W kilka dni zdołała zaobserwować
naprawdę wiele. Dziewczęta na ogół są miłe, chociaż An Ha nie jest zbyt
rozmowna, woli ich unikać, ponieważ one wydają się szczęśliwe i zadowolone z
tego, co robią. Dyskutują o kosmetykach i ubraniach, żartują czasem z mężczyzn,
których najbardziej nie lubią, ale zawsze, absolutnie zawsze towarzyszy im
nieuzasadniona wesołość, której An Ha nie potrafi zrozumieć.
Ma ochotę wstrząsnąć nimi i zawołać.
— Rozejrzyjcie się! Jesteśmy w piekle!
Ale żadna z nich nie uważa Paris Doll
za piekło, więc An Ha czuje się samotna i lubi wracać myślami do Jimina,
zastanawiając się, co robi po tym, jak ojciec i ona zniknęli bez słowa. Bo
przecież miała tę kartkę w ręce, a potem zapodziała ją gdzieś na ulicy, więc
Jimin nie ma szans dowiedzieć się, że ojciec zostawił im beznadziejną
informacje o swoim zniknięciu.
No i co ze szkołą? Co z uniwersytetem,
na który tak bardzo pragnęła się dostać, zakuwając nieraz do rana podręczniki,
byle tylko nie zawalić żadnego sprawdzianu?
Zaciska pięści i ma ochotę krzyczeć.
— W takim tempie nie odpracujesz długu
do siedemdziesiątki. — Pojawia się Yuna, a jej wysoka sylwetka na moment
przysłania klubowe neony. Jak zwykle trzyma między palcami lufkę, delektując
się tytoniem.
An Ha odwraca wzrok, przełykając ślinę
pełną goryczy.
— Nie proszą mnie do stolika.
— Mężczyźni widzą, kiedy kobieta nie
chce z nimi rozmawiać. — Yuna siada na kanapie obok dziewczyny, spokojnie
wypuszczając pierścienie dymu z ust. — Jesteś tu już kilka dni, a nadal masz
skwaszoną minę. To ich odstrasza.
— Staram się, jak mogę — burczy An Ha,
chociaż jest zmęczona i wcale jej nie zależy.
— Mężczyźni lubią wierzyć, że te
kobiety naprawdę ich kochają — tłumaczy cierpliwie Yuna, nie zwracając uwagi na
humory podopiecznej. — Jedyne, co musisz zrobić to dać każdemu mężczyźnie
poczuć, że jest twoim ulubieńcem. Że chociaż masz wielu klientów, tego lubisz
najbardziej.
— Nie lubię żadnego z nich.
— Wiem, dlatego ta praca to sztuka
kłamstwa i uwodzenia. Posłuchaj mnie, złotko. — Yuna odwraca się w pewnym
momencie w jej stronę. — Jeżeli chcesz wygrać, musisz zacząć grać. Siedząc i
lamentując nad sobą nigdy nie odzyskasz wolności. Znam Kinga i wiem, że gdy
odpracujesz dług to pozwoli ci odejść, ale najpierw… najpierw musisz przynieść
mu spory zysk. Wtedy spłacisz dług szybciej niż myślisz.
An Ha rozumie każde słowo, ale trudno
jej się zebrać w sobie i zacząć działać. Za bardzo przytłacza ją strach, bunt i
żal. Chciałaby do kogoś zadzwonić, ale skonfiskowano jej telefon.
Czy Jimin zgłosi na policje jej
zaginięcie? Czy Hoona zacznie się martwić? Jest złakniona odpowiedzi na te
pytania.
— Spróbuj, chodź. — Yuna bierze ją pod
ramie i prowadzi przez huczący muzyką parkiet, aż do eleganckiej loży po
przeciwnej stronie sali, gdzie gości się jeden z elegancko ubranych mężczyzn w
otoczeniu aż trzech hostess.
Co rusz połyka soju z kieliszka i
zagryza posmak w limonce, a potem przygarnia do siebie jedną z dziewczyn.
Yuna ma racje. Od tego faceta bije
przekonanie o własnej wspaniałości.
— Panie Yamaki? — Yuna odzywa się
rozkosznie. A więc to Japończyk. — Zechciałby pan poznać nasz nowy kwiatuszek?
To Anna. Śliczna, prawda?
Mężczyzna z zainteresowaniem skupia
wzrok na dziewczynie, lustrując ją z góry do dołu jak towar.
— Nowa?
— Nowa i niedoświadczona — śmieje się
uroczo Yuna i mimo lat wciąż wiele w niej kobiecości. — Proszę jej wybaczyć
ewentualne wpadki. Dopiero się uczy.
— Niech siądzie. — Pan Yamaki z
wyraźnym zaintrygowaniem przesuwa się w bok.
— Chodź do nas, Anno — woła radośnie Julie.
— Pan Yamaki jest taki zabawny, że niedługo zgubisz tę ponurą minę i będziesz
zaśmiewać się do łez. My wszystkie go uwielbiamy.
— Ależ nie przesadzaj, perełko. — Pan Yamaki
z lubością rozpiera się na kanapie, obejmując z każdej strony po jeden
dziewczynie, które chętnie się do niego tulą.
— Kiedy to prawda, mój drogi. Jesteś
duszą towarzystwa — śmieje się Ines, kolejna właścicielka zagranicznego
imienia, o dziwnym paryskim brzmieniu, czemu zawdzięczana jest nazwa klubu.
An Ha siada na skraju kanapy,
instynktownie zaciskając uda, chociaż pan Hamaki nawet na nie spogląda,
zadowolony towarzystwem pozostałych dziewczyn.
Przez chwilę rozmowa toczy się
swobodnie i An Ha jest z niej całkowicie wykluczona. Yuna gdzieś odeszła i
zostawiła podopieczną w niezręcznej sytuacji.
Dziewczęta chichoczą, droczą się z
mężczyzną i dolewają mu kolejne porcje soju, podczas gdy ten od czasu do czasu
pozwala sobie dotknąć ich dekoltu, a nawet pomacać krawędź uda, a wszystko w
atmosferze klubowej muzyki.
Nagle Julie miłosiernie przypomina
sobie o An He i odzywa się do niej.
— Anno, może nalejesz panu Yamace przepitkę?
— powiedziawszy to, śmieje się, gdy pan Yamaka masuje ją po karku.
An Ha początkowo nie może się ruszyć,
dopiero gdy Julie przygważdża ją zdecydowanym spojrzeniem, dziewczyna niepewnie
wysuwa się w stronę stołu i drżącymi rękoma sięga po butelkę coli, starają się
nalać ją do grubej szklanki. Nagle butelka wypada jej z rąk i upada bokiem na
stół, a jej ciemna zawartość rozlewa się na wszystkie strony i spływa po
krawędzi wprost na spodnie pana Yamaki.
W powietrzu rozlega się wściekły
wrzask. Pan Yamaka zrywa się z miejsca i nagle jego wielka, silna dłoń celuje
prosto w policzek An He. Dziewczyna spada z kanapy jak długa, powalona
gwałtownym, piekącym ciosem, od którego inne dziewczyny także zaczęły krzyczeć.
— Durna cipa! — wrzeszczy mężczyzna. —
I co narobiłaś?
— Mój drogi, uspokój się. — Julie
pieszczotliwie, ale widoczną paniką chwyta go pod ramie. — To nowicjuszka. Nowa
i głupia, brak jej ogłady.
Mężczyzna dyszy i nie odrywa
spojrzenia od An He, która ze łzami w oczach przykłada zimną dłoń do
rozgrzanego policzka.
Po chwili pojawia się Yuna.
— Co się tu dzieje?
— Oblała pana Yamakę colą — tłumaczy z
rozpaczą Ines.
Yuna spogląda na skuloną na podłodze
An He, ale szybko skupia całą uwagę na kliencie.
— Ależ panie Yamaka, proszę o
wyrozumiałość. Jak to biedne dziewczę miało się poczuć w obecności tak
eleganckiego mężczyzny jak pan? Proszę sobie wyobrazić jej tremę, gdy starała
się pana zadowolić i zyskać chociażby jedno, przychylne spojrzenie.
— To prawda, skarbie — wtrąca się Julie,
jakby doskonale znała tę grę. — Przez cały czas nawet na nią nie spojrzałeś.
Musiała poczuć się zazdrosna, gdy adorowałeś nas wszystkie oprócz niej.
Pan Yamaka wciąż jest poirytowany, ale
jego gniew słabnie.
—
Idę do łazienki. — Okrąża stół i znika z pola widzenia. Dopiero wtedy
wszystkie rzucają się na An He, jak do zranionego zwierzęcia.
— Nic ci nie jest? — Ines pomaga jej
wstać z ziemi.
— Pokaż. Będzie paskudny siniak, jak
mniemam — wzdycha Julie. — Przepraszam, to moja wina, że kazałam ci go
obsłużyć.
— Nie przepraszaj! — Głos Yuny brzmi
gniewnie i jej ręka boleśnie zaciska się wokół ramienia An He. — Anno,
najwyższy czas, żebyś wzięła się w garść i robiła, co do siebie należy,
słyszysz? Nie życzę sobie rozgniewania naszych klientów. To nie jest
przedszkole i nikt nie będzie cię niańczył. Albo staniesz się właściwą
hostessą, albo King załatwi cię w inny sposób.
— Przepraszam. — An Ha z trudem
powstrzymuje płacz, zagryzając wargi. Nigdy dotąd nie spotkała się z tak
agresywnym i gwałtownym mężczyzną jak pan Yamaka. Czy oni wszyscy są tacy?
— Idź do łazienki, Anno. — Yuna
ciągnie ją w stronę korytarza. — Ogarnij się, zetrzyj te łzy i jak wrócisz na
salę to mam widzieć chociaż minimalny uśmiech, zrozumiałaś mnie?
— Mhm.
— Odpowiedz mi wyraźnie, dziewczyno!
— Tak, rozumiem.
— Dobrze i nie sprawiaj mi rozczarowania.
— Mówiąc to, wypycha ją na korytarz i zostawia samą.
***
Odbicie w łazienkowym lustrze dobitnie
pokazuje w jak fatalnym jest stanie. Wielki siniak zaczyna się tworzyć na
prawym policzku, nabierając intensywności. Olbrzymie, przerażone oczy przepełnia
strach, są zapuchnięte i czerwone od płaczu, ozdobione sinymi kręgami. Bladą
twarz okalają rozmierzwione włosy.
Nic dziwnego, że przez cały wieczór
nie zdołała zainteresować sobą żadnego mężczyzny, a co więcej, rozgniewała pana
Yamakę.
Ale Yuna obiecała, że mężczyźni nie
mają prawa posuwać się za daleko. Dlaczego zatem to jej się dostał ochrzan za
to, że została uderzona? Rozlała colę niechcący, po prostu za bardzo drżały jej
ręce.
Opłukuje twarz zimną wodą, rozmazując
cały makijaż jaki nałożyła na nią Yuna.
Wyjmuje z pojemnika garść chusteczek i
zaczyna ścierać z siebie resztki make-upu. Jej ręce wciąż drżą, kolana także.
Jest przerażona i nagle wpada do
jednej z kabin, wymiotując do toalety niewielką ilość pokarmu jaką zjadła w
południe. Potem pluje już tylko żółcią, a łzy napływają jej gorącą falą do
oczu.
Ostatkiem sił podnosi się z zimnych
kafelek. Czuje, że ma rozdarte rajstopy, ale w ogóle się tym nie przejmuje.
Wychodzi na korytarz w momencie, gdy w
oddali słyszy rozmowę dwójki mężczyzn. Jednym z nich jest King, a drugi…
— Jong Goo? — Marszczy brwi. Przez
ostatnie dni w ogóle go nie widziała, a nie wiedzieć czemu ten mężczyzna mocno
wyrył się jej w pamięci od ostatniego spotkania.
— Znowu pożyczka?! — Jong Goo mówi
przytłumionym głosem, ale doskonale go słychać. — Która z kolei?!
— Jego klub ma kłopoty. — King
odpowiada zdenerwowanym głosem, nerwowo paląc papierosa.
— Bo Ki Tsu łatwiej traci forsę niż ją
zarabia — prycha Jong Goo, a złość aż wylewa się z jego ciała. — Ile razy mamy
ratować mu dupę? Nie widzisz, że jesteś jego pieskiem? Że dajesz się
wykorzystywać?
— Dosyć tego! — King uderza Jong Goo w
ramię, przez co stanowczo go od siebie odpycha. — Nie życzę sobie takich uwag,
Jong! Nie zapominaj gdzie jest twoje miejsce oraz co zrobił dla mnie Ki Tsu!
— Co zrobił? Właśnie powiedz mi, King co
Ki Tsu zrobił takiego wspaniałego?! Wyraził parę współczujących słówek, gdy…?
— Zamknij mordę! — King wrzeszczy tak
głośno, że An Ha mimowolnie się wzdryga. Nie miała pojęcia, że właścicielem
klubu jest gwałtownik większy od Yamaki. — Jedno słowo za daleko i nie zawaham
się cię zabić!
Jong Goo patrzy długo i przenikliwie
na Kinga, aż w końcu zostawia go w spokoju z wyraźną rezygnacją na twarzy.
Nagle oczy jego i An He się stykają.
Mężczyzna przystaje z widocznym na twarzy zaskoczeniem. Dziewczyna przytula się
plecami do ściany z obawy, że mężczyzna w jakiś sposób ją skrzywdzi.
Jong Goo jednak szybko przybiera
beznamiętny wyraz, po czym mija ją obojętnie i opuszcza korytarz.
Dopiero kiedy i King znika z
korytarza, An Ha zaczyna normalnie oddychać, chociaż nadal jej roztrzęsiona.
Potem zsuwa się na ziemie i przykurcza
nogi pod brodą. Wyjść na salę z uśmiechem… tego oczekuje Yuna.
Tyle, że An Ha ma w sobie tylko łzy i
jedyne, dogłębne pragnienie w sercu: jakoś stąd uciec.
Nie wie, że Jong Goo stoi w ukryciu,
obserwując ją jak płacze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz