Rozdział Trzeci

Wszyscy mężczyźni na ziemi są tacy sami – no dobrze, w większości. Kochają przydymione własnymi cygarami kluby, stoły pełne kart do pokera i panie w kusych spódniczkach, muskających subtelnie ich ramiona.
Na coś takiego są gotowi opróżnić  opasłe portfele aż do dna, nawet nie wiedząc, że są poddawani sztuce najdoskonalszej manipulacji, zaś hostessy w klubie „Paris Doll” to mistrzynie swoich ról.
— Jesteś sprytny kotku, który to już raz ogrywasz nas w pokera? — szczebioczą dziewczęca do swoich klientów, czasem na ucho, czasem uśmiechając się zalotnie z nad kieliszka.
Zarzucają swoje długie nogi przez kolano, nieznacznie odsłaniają kawałek uda, dotykając palcami jedwabistych włosów i śmieją się perliście, a wszystko okraszając dogłębnym uwielbieniem dla podstarzałego typka, zaciągającego się kolejnym papierosem.
Mężczyźni są w różnym wieku. Starsi i zaskakująco młodzi, wysocy i dość przystojni, niscy i korpulentni, wiecznie spoceni i dyszący, jakby chorujący na astmę.
Mają swoje ulubienice, są stałymi klientami i znają swoje faworytki po imieniu. Niektórzy wolą młode, jakby raptem wyjęte ze szkoły, inni wręcz przeciwnie, doceniają dojrzalsze.
Czasem zaś zjawia się nowy klient i wtedy to Yuna wchodzi do gry. Menadżer sali jeszcze nie zdąża zaprowadzić takiego do stolika, a Yuna już poddaje go wnikliwej analizie, wysysając z niego informacje jak wampir.
Kilka sekund i Yuna potrafi ocenić, jaki towar najbardziej spasowałby nowej ofierze.
— Kim, idź ty. — Czasem zwraca się do jeden z młodych dziewczyn, a czasem puszcza na pierwszy ogień starszą. — Angela, jest twój.
Potem uważnie obserwuje, czy klient jest zadowolony czy śmiertelnie się nudzi.
— Ty jesteś Anna. — Yuna już pierwszego dnia nadaje An He nowe imię.
— Dlaczego Anna?
— Bo jesteś An, czyż nie? Anna to nowa ty, ale zachowująca resztki tamtego dziewczęcia, które płakało u mnie w garderobie. Spróbuj pogodzić te dwie osoby ze sobą i bądź najlepsza.
Ale chociaż minęło już kilka dni, An Ha czy raczej Anna nie zdobyła rozgłosu, jakiego być może spodziewał się King.
Podczas, gdy inne dziewczęta śmieją się i kokietują przy stołach, zabawiając klientów, An Ha kuli się w rogu sali, przytłumiona muzyką, światłami i całym harmidrem, jaki składa się na życie w Paris Doll.
Pełno tu kelnerów, chociaż więcej kelnerek, menadżer sali jest jak kapitan statku, Yuna trzyma puls nad wszystkim. Interweniuje, gdy klient zbytnio się nudzi, a także wtedy gdy pozwala sobie na zbyt wiele.
Do tego krąży gdzieś tu zawsze ochrona, gotowa wyrzucić jakiegoś męczyduszę z klubu, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
W kilka dni zdołała zaobserwować naprawdę wiele. Dziewczęta na ogół są miłe, chociaż An Ha nie jest zbyt rozmowna, woli ich unikać, ponieważ one wydają się szczęśliwe i zadowolone z tego, co robią. Dyskutują o kosmetykach i ubraniach, żartują czasem z mężczyzn, których najbardziej nie lubią, ale zawsze, absolutnie zawsze towarzyszy im nieuzasadniona wesołość, której An Ha nie potrafi zrozumieć.
Ma ochotę wstrząsnąć nimi i zawołać.
— Rozejrzyjcie się! Jesteśmy w piekle!
Ale żadna z nich nie uważa Paris Doll za piekło, więc An Ha czuje się samotna i lubi wracać myślami do Jimina, zastanawiając się, co robi po tym, jak ojciec i ona zniknęli bez słowa. Bo przecież miała tę kartkę w ręce, a potem zapodziała ją gdzieś na ulicy, więc Jimin nie ma szans dowiedzieć się, że ojciec zostawił im beznadziejną informacje o swoim zniknięciu.
No i co ze szkołą? Co z uniwersytetem, na który tak bardzo pragnęła się dostać, zakuwając nieraz do rana podręczniki, byle tylko nie zawalić żadnego sprawdzianu?
Zaciska pięści i ma ochotę krzyczeć.
— W takim tempie nie odpracujesz długu do siedemdziesiątki. — Pojawia się Yuna, a jej wysoka sylwetka na moment przysłania klubowe neony. Jak zwykle trzyma między palcami lufkę, delektując się tytoniem.
An Ha odwraca wzrok, przełykając ślinę pełną goryczy.
— Nie proszą mnie do stolika.
— Mężczyźni widzą, kiedy kobieta nie chce z nimi rozmawiać. — Yuna siada na kanapie obok dziewczyny, spokojnie wypuszczając pierścienie dymu z ust. — Jesteś tu już kilka dni, a nadal masz skwaszoną minę. To ich odstrasza.
— Staram się, jak mogę — burczy An Ha, chociaż jest zmęczona i wcale jej nie zależy.
— Mężczyźni lubią wierzyć, że te kobiety naprawdę ich kochają — tłumaczy cierpliwie Yuna, nie zwracając uwagi na humory podopiecznej. — Jedyne, co musisz zrobić to dać każdemu mężczyźnie poczuć, że jest twoim ulubieńcem. Że chociaż masz wielu klientów, tego lubisz najbardziej.
— Nie lubię żadnego z nich.
— Wiem, dlatego ta praca to sztuka kłamstwa i uwodzenia. Posłuchaj mnie, złotko. — Yuna odwraca się w pewnym momencie w jej stronę. — Jeżeli chcesz wygrać, musisz zacząć grać. Siedząc i lamentując nad sobą nigdy nie odzyskasz wolności. Znam Kinga i wiem, że gdy odpracujesz dług to pozwoli ci odejść, ale najpierw… najpierw musisz przynieść mu spory zysk. Wtedy spłacisz dług szybciej niż myślisz.
An Ha rozumie każde słowo, ale trudno jej się zebrać w sobie i zacząć działać. Za bardzo przytłacza ją strach, bunt i żal. Chciałaby do kogoś zadzwonić, ale skonfiskowano jej telefon.
Czy Jimin zgłosi na policje jej zaginięcie? Czy Hoona zacznie się martwić? Jest złakniona odpowiedzi na te pytania.
— Spróbuj, chodź. — Yuna bierze ją pod ramie i prowadzi przez huczący muzyką parkiet, aż do eleganckiej loży po przeciwnej stronie sali, gdzie gości się jeden z elegancko ubranych mężczyzn w otoczeniu aż trzech hostess.
Co rusz połyka soju z kieliszka i zagryza posmak w limonce, a potem przygarnia do siebie jedną z dziewczyn.
Yuna ma racje. Od tego faceta bije przekonanie o własnej wspaniałości.
— Panie Yamaki? — Yuna odzywa się rozkosznie. A więc to Japończyk. — Zechciałby pan poznać nasz nowy kwiatuszek? To Anna. Śliczna, prawda?
Mężczyzna z zainteresowaniem skupia wzrok na dziewczynie, lustrując ją z góry do dołu jak towar.
— Nowa?
— Nowa i niedoświadczona — śmieje się uroczo Yuna i mimo lat wciąż wiele w niej kobiecości. — Proszę jej wybaczyć ewentualne wpadki. Dopiero się uczy.
— Niech siądzie. — Pan Yamaki z wyraźnym zaintrygowaniem przesuwa się w bok.
— Chodź do nas, Anno — woła radośnie Julie. — Pan Yamaki jest taki zabawny, że niedługo zgubisz tę ponurą minę i będziesz zaśmiewać się do łez. My wszystkie go uwielbiamy.
— Ależ nie przesadzaj, perełko. — Pan Yamaki z lubością rozpiera się na kanapie, obejmując z każdej strony po jeden dziewczynie, które chętnie się do niego tulą.
— Kiedy to prawda, mój drogi. Jesteś duszą towarzystwa — śmieje się Ines, kolejna właścicielka zagranicznego imienia, o dziwnym paryskim brzmieniu, czemu zawdzięczana jest nazwa klubu.
An Ha siada na skraju kanapy, instynktownie zaciskając uda, chociaż pan Hamaki nawet na nie spogląda, zadowolony towarzystwem pozostałych dziewczyn.
Przez chwilę rozmowa toczy się swobodnie i An Ha jest z niej całkowicie wykluczona. Yuna gdzieś odeszła i zostawiła podopieczną w niezręcznej sytuacji.
Dziewczęta chichoczą, droczą się z mężczyzną i dolewają mu kolejne porcje soju, podczas gdy ten od czasu do czasu pozwala sobie dotknąć ich dekoltu, a nawet pomacać krawędź uda, a wszystko w atmosferze klubowej muzyki.
Nagle Julie miłosiernie przypomina sobie o An He i odzywa się do niej.
— Anno, może nalejesz panu Yamace przepitkę? — powiedziawszy to, śmieje się, gdy pan Yamaka masuje ją po karku.
An Ha początkowo nie może się ruszyć, dopiero gdy Julie przygważdża ją zdecydowanym spojrzeniem, dziewczyna niepewnie wysuwa się w stronę stołu i drżącymi rękoma sięga po butelkę coli, starają się nalać ją do grubej szklanki. Nagle butelka wypada jej z rąk i upada bokiem na stół, a jej ciemna zawartość rozlewa się na wszystkie strony i spływa po krawędzi wprost na spodnie pana Yamaki.
W powietrzu rozlega się wściekły wrzask. Pan Yamaka zrywa się z miejsca i nagle jego wielka, silna dłoń celuje prosto w policzek An He. Dziewczyna spada z kanapy jak długa, powalona gwałtownym, piekącym ciosem, od którego inne dziewczyny także zaczęły krzyczeć.
— Durna cipa! — wrzeszczy mężczyzna. — I co narobiłaś?
— Mój drogi, uspokój się. — Julie pieszczotliwie, ale widoczną paniką chwyta go pod ramie. — To nowicjuszka. Nowa i głupia, brak jej ogłady.
Mężczyzna dyszy i nie odrywa spojrzenia od An He, która ze łzami w oczach przykłada zimną dłoń do rozgrzanego policzka.
Po chwili pojawia się Yuna.
— Co się tu dzieje?
— Oblała pana Yamakę colą — tłumaczy z rozpaczą Ines.
Yuna spogląda na skuloną na podłodze An He, ale szybko skupia całą uwagę na kliencie.
— Ależ panie Yamaka, proszę o wyrozumiałość. Jak to biedne dziewczę miało się poczuć w obecności tak eleganckiego mężczyzny jak pan? Proszę sobie wyobrazić jej tremę, gdy starała się pana zadowolić i zyskać chociażby jedno, przychylne spojrzenie.
— To prawda, skarbie — wtrąca się Julie, jakby doskonale znała tę grę. — Przez cały czas nawet na nią nie spojrzałeś. Musiała poczuć się zazdrosna, gdy adorowałeś nas wszystkie oprócz niej.
Pan Yamaka wciąż jest poirytowany, ale jego gniew słabnie.
  Idę do łazienki. — Okrąża stół i znika z pola widzenia. Dopiero wtedy wszystkie rzucają się na An He, jak do zranionego zwierzęcia.
— Nic ci nie jest? — Ines pomaga jej wstać z ziemi.
— Pokaż. Będzie paskudny siniak, jak mniemam — wzdycha Julie. — Przepraszam, to moja wina, że kazałam ci go obsłużyć.
— Nie przepraszaj! — Głos Yuny brzmi gniewnie i jej ręka boleśnie zaciska się wokół ramienia An He. — Anno, najwyższy czas, żebyś wzięła się w garść i robiła, co do siebie należy, słyszysz? Nie życzę sobie rozgniewania naszych klientów. To nie jest przedszkole i nikt nie będzie cię niańczył. Albo staniesz się właściwą hostessą, albo King załatwi cię w inny sposób.
— Przepraszam. — An Ha z trudem powstrzymuje płacz, zagryzając wargi. Nigdy dotąd nie spotkała się z tak agresywnym i gwałtownym mężczyzną jak pan Yamaka. Czy oni wszyscy są tacy?
— Idź do łazienki, Anno. — Yuna ciągnie ją w stronę korytarza. — Ogarnij się, zetrzyj te łzy i jak wrócisz na salę to mam widzieć chociaż minimalny uśmiech, zrozumiałaś mnie?
— Mhm.
— Odpowiedz mi wyraźnie, dziewczyno!
— Tak, rozumiem.
— Dobrze i nie sprawiaj mi rozczarowania. — Mówiąc to, wypycha ją na korytarz i zostawia samą.

***
Odbicie w łazienkowym lustrze dobitnie pokazuje w jak fatalnym jest stanie. Wielki siniak zaczyna się tworzyć na prawym policzku, nabierając intensywności. Olbrzymie, przerażone oczy przepełnia strach, są zapuchnięte i czerwone od płaczu, ozdobione sinymi kręgami. Bladą twarz okalają rozmierzwione włosy.
Nic dziwnego, że przez cały wieczór nie zdołała zainteresować sobą żadnego mężczyzny, a co więcej, rozgniewała pana Yamakę.
Ale Yuna obiecała, że mężczyźni nie mają prawa posuwać się za daleko. Dlaczego zatem to jej się dostał ochrzan za to, że została uderzona? Rozlała colę niechcący, po prostu za bardzo drżały jej ręce.
Opłukuje twarz zimną wodą, rozmazując cały makijaż jaki nałożyła na nią Yuna.
Wyjmuje z pojemnika garść chusteczek i zaczyna ścierać z siebie resztki make-upu. Jej ręce wciąż drżą, kolana także.
Jest przerażona i nagle wpada do jednej z kabin, wymiotując do toalety niewielką ilość pokarmu jaką zjadła w południe. Potem pluje już tylko żółcią, a łzy napływają jej gorącą falą do oczu.
Ostatkiem sił podnosi się z zimnych kafelek. Czuje, że ma rozdarte rajstopy, ale w ogóle się tym nie przejmuje.
Wychodzi na korytarz w momencie, gdy w oddali słyszy rozmowę dwójki mężczyzn. Jednym z nich jest King, a drugi…
— Jong Goo? — Marszczy brwi. Przez ostatnie dni w ogóle go nie widziała, a nie wiedzieć czemu ten mężczyzna mocno wyrył się jej w pamięci od ostatniego spotkania.
— Znowu pożyczka?! — Jong Goo mówi przytłumionym głosem, ale doskonale go słychać. — Która z kolei?!
— Jego klub ma kłopoty. — King odpowiada zdenerwowanym głosem, nerwowo paląc papierosa.
— Bo Ki Tsu łatwiej traci forsę niż ją zarabia — prycha Jong Goo, a złość aż wylewa się z jego ciała. — Ile razy mamy ratować mu dupę? Nie widzisz, że jesteś jego pieskiem? Że dajesz się wykorzystywać?
— Dosyć tego! — King uderza Jong Goo w ramię, przez co stanowczo go od siebie odpycha. — Nie życzę sobie takich uwag, Jong! Nie zapominaj gdzie jest twoje miejsce oraz co zrobił dla mnie Ki Tsu!
— Co zrobił? Właśnie powiedz mi, King co Ki Tsu zrobił takiego wspaniałego?! Wyraził parę współczujących słówek, gdy…?
— Zamknij mordę! — King wrzeszczy tak głośno, że An Ha mimowolnie się wzdryga. Nie miała pojęcia, że właścicielem klubu jest gwałtownik większy od Yamaki. — Jedno słowo za daleko i nie zawaham się cię zabić!
Jong Goo patrzy długo i przenikliwie na Kinga, aż w końcu zostawia go w spokoju z wyraźną rezygnacją na twarzy.
Nagle oczy jego i An He się stykają. Mężczyzna przystaje z widocznym na twarzy zaskoczeniem. Dziewczyna przytula się plecami do ściany z obawy, że mężczyzna w jakiś sposób ją skrzywdzi.
Jong Goo jednak szybko przybiera beznamiętny wyraz, po czym mija ją obojętnie i opuszcza korytarz.
Dopiero kiedy i King znika z korytarza, An Ha zaczyna normalnie oddychać, chociaż nadal jej roztrzęsiona.
Potem zsuwa się na ziemie i przykurcza nogi pod brodą. Wyjść na salę z uśmiechem… tego oczekuje Yuna.
Tyle, że An Ha ma w sobie tylko łzy i jedyne, dogłębne pragnienie w sercu: jakoś stąd uciec.
Nie wie, że Jong Goo stoi w ukryciu, obserwując ją jak płacze. 


Następny rozdział           Poprzedni rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz