Rozdział ღ Drugi

Gabinet pana Song Ju Hyuna jest większy niż mieszkania przeciętnych Koreańczyków, dlatego Min Ji zawsze towarzyszy uczucie przytłoczenia, gdy przez dwuskrzydłowe, ciemne drzwi z mosiężną klamką wkracza do królestwa dyrektora generalnego.
Od marmurowej posadzki i ścian bije chłód, zaś obrazy w ciężkich, złocistych ramach nadają wnętrzu wyrazu surowości, nie mówiąc o pretensjonalnym dywanie z niedźwiedziej skóry, gdzie dorodna głowa bestii rozwiera paszcze, jakby chciała połknąć przybyszów nim ci jeszcze zajmą zacne miejsce naprzeciw mahoniowego biurka, gdzie na oszklonej tabliczce widnieje imię i nazwisko jednego z najbogatszych Koreańczyków.
— Wzywał mnie pan. — Min Ji z właściwą niższemu stanowisku pokorą, spogląda na siwego mężczyznę, który pilnie skrobie coś w papierach, jak jedno z tych nadgorliwych dzieci z podstawówki. — Panie dyrektorze? — Dopiero ponowne zabranie głosu sprawia, że ten niewysoki człowieczek z lekką nadwagą spogląda na kobietę i chrząknąwszy, rzuca długopis, odginając się całym ciężarem ciała na obrotowym, skórzanym krześle z oparciem, znacznie przewyższającym jego głowę.
Min Ji nie potrafi oprzeć się wrażeniu, że patrzy właśnie na krasnoludka na stanowczo za dużym tronie. Bogu dzięki, że pan Song nie ma wglądu w jej myśli.
— Tak, tak, Han. Siadaj. — Wskazuje owłosioną ręką na wolne krzesło przed sobą. — Porozmawiajmy.
Oho! To nigdy nie brzmi dobrze. Min Ji przełyka z nerwów ślinę, naprędce przypominając sobie chociażby najmniejszą sytuacje, która dawałaby powód, aby zdegradować ją na niższe stanowisko, albo – nie daj Boże – całkowicie zwolnić.
Jest jednak pewna, że w ostatnich dniach w niczym nie zawiniła i zawsze zachowywała odpowiednią uprzejmość nawet wobec najbardziej upierdliwych klientów, a od pracowników wymagała dokładnie tego samego i pilnowała, żeby stosowali się do polityki „La Rose”.
Więc o co może chodzić? Czyżby Hana podłożyła jej jakąś świnie?
Przez długą, natrętną chwilę, brzęczącą ciszą niczym mucha za uchem, pan Song po prostu spogląda na pracownicę, jakby musiał koniecznie przypomnieć sobie jej twarz.
Zarazem z jego oblicza trudno cokolwiek wyczytać i Min Ji ma wrażenie, że to owa pokerowa mina wyniosła go na szczyt, gdyż pomimo skąpego wzrostu Song Ju Hyun zawsze wzbudza niesamowity respekt, nawet w mężczyznach dwa razy wyższych od siebie.
Po chwili dyrektor wzdryga się, przypominając sobie po co tu właściwie jest i jego oczy nabierają przenikliwości.
— Panno Han, jestem niezmiernie zadowolony z ostatnich czterech lat pani pracy na stanowisku menadżera „La Rose”…
Czy teraz powie to przeklęte „ale”, myśli gorączkowo kobieta, a tymczasem słowa swobodnie płyną nieprzerwanym strumieniem z ust pana Songa.
— Nie da się ukryć, że pod pani rządami hotel podwoił zyski i zbiera same najlepsze oceny, plasując się w czołówce prestiżowych hoteli w kraju. Przez cały ten czas witała pani kwiatami setki wybitnych polityków z całego świata, gwiazdy wysokiego formatu i liczących się biznesmenów, gdzie ci wszyscy wspomniani zechcieli zatrzymać się właśnie w „La Rose”, odrzucając oferty konkurencji. Pracownicy są zadowoleni, a zarazem wszystko działa w jak dobrze naoliwionym zegarku…
Min Ji słucha tego z rosnącym niepokojem. Pan Song nigdy nie należał do ludzi, którzy lubiliby chwalić komplementy komuś innemu niż własnemu odbiciu, dlatego czuje podejrzaną woń, kryjącą się za tym pompatycznym, gloryfikującym ją monologu.
— Dziękuję, to bardzo miłe, panie dyrektorze — odpowiada szybko, kiedy tylko pan Song robi pauzę na oddech.
— Jesteś sercem tego hotelu, Han. — Dyrektor spogląda na nią przenikliwie. — Serce zaś okazuje miłość, prawda?
Kobieta nie wie, co odpowiedzieć. Pytanie wydaje jej się co najmniej dziwaczne.
— Tak, panie dyrektorze. Zdaje się, że tak.
— Właśnie! — Dyrektor z aprobatą kiwa głową, rady ze swego zacnego porównania. — Za dwa dni do Korei wraca mój jedyny, pierworodny syn. — Na moment twarz mężczyzny ocienia grymas. Wzdycha ciężko. — Jest w ostatniej klasie licealnej i wymogłem, aby ostatni semestr i zarazem maturę zdał właśnie w kraju.
Min Ji kiwa głową. Tak, coś jej to mówi. Czasem, pokątnie dolatywały ją szepty o dziedzicu „La Rose”, rzekomo mieszkającym w Stanach. Nie przywiązywała jednak do tego na tyle uwagi, aby wyciągnąć jakieś głębsze informacje na jego temat.
— Niedługo będzie studiował, by przejąć po mnie zarządzanie hotelarskim dziedzictwem. Skłamałbym jednak, mówiąc, że mogę spokojnie spać, mając dziedzica. Mój syn… — Dyrektor na moment nie jest pewny tego, co chce powiedzieć. — Mój syn potrzebuje kogoś, kto by go odpowiednio zainspirował. Pokazał czym jest „La Rose”, jak to działa od spodu aż po dach, rozumiesz mnie Han?
Min Ji kiwa głową. Nie rozumie.
Dyrektor chrząka i kontynuuje wywód.
— Wiem, że nie byłem dobrym ojcem i teraz płacę tego najwyższą cenę, ale wiesz jak to jest, Han, prawda? Wszystkim nam wydaje się, że nasze dzieci jakoś się same wychowają, że szkoła załatwi to za nas, a potem przychodzi ten moment, kiedy uświadamiamy sobie, że czas na modelowanie gliny minął, a to co mamy przed oczami jest zdeformowanym zlepkiem czegoś.
Min Ji zachowuje milczenie. Woli nie wspominać o tym, że sama nie posiada dzieci, chociaż rzecz jasna, bardzo by chciała.
— Wiem, wiem, co myślisz, Han. Że stary pierniczy od rzeczy, więc już przechodzę do setna. Chcę, żebyś zajęła się odpowiednio Allenem.
— Allenem?
— Tak się nazywa mój syn. — Dyrektor wzdycha cierpiętniczo, smakując zapewne w ustach porażkę rodzicielską. — Nie jest łatwym chłopcem, Han. Wiem, że to będzie bardzo trudne, ale chce, żebyś mu pomogła wyjść na prostą. Pokazała mu czym jest „La Rose”, zachęciła go do angażowania się we własne dziedzictwo, napełniła go dumą z osiągnięcia przodków i uczyniła go przynajmniej dobrym, obiecującym dziedzicem mojego imperium.
I może jeszcze doczepić mu anielskie skrzydła, którymi pofrunie na księżyc?, myśli gorzko Min Ji, nie mogąc oprzeć się paskudnemu wrażeniu, że oto pan Song kolejny raz szuka kogoś na kogo może zwalić obowiązek rodzicielstwa. Jeżeli szkole w Stanach się nie powiodło, może zupełnie obca chłopakowi menadżerka zdoła jakoś tę zaschniętą już glinę, jak to określił dyrektor, teraz z wysiłkiem uformować na coś lepszego?
Tyle, że Min Ji nie jest cudotwórcą i szczerze mówiąc czasem ma dość odpowiedzialności za całe „La Rose”, a co dopiero za młodego dziedzica.
— Panie Song, jest pan pewien, że jestem odpowiednią osobą? Jak mogę stać się autorytetem dla kogokolwiek, kto mnie nie zna?
— Więc pozna cię. — Dyrektor beztrosko wzrusza ramionami, jakby była to oczywista oczywistość. Potem, widząc wątpliwości na twarzy pracownicy, nachyla się w jej stronę nad biurkiem i poważnie zagląda w oczy. — Żeby było jasne, Han, to nie prośba, to polecenie służbowe.
Min Ji wypuszcza nagromadzone od dłuższego czasu powietrze z płuc. Świetnie po prostu świetnie! Zaciska pod blatem dłonie w twarde bryły, starając się nie krzyknąć z oburzenia.
— Wiem, że jesteś niezamężna i nie masz odpowiedzialności za rodzinę. Masz zatem czas, by się poświęcić.
Trzeba być prawdziwą świnią, żeby powiedzieć coś takiego komuś w twarz bez zająknięcia.
Min Ji chrząka nie wiedząc, co powiedzieć.
— A jeżeli mi się nie uda? Z całym szacunkiem, dyrektorze generalny, ale jak mogę ręczyć, że zdołam na niego wpłynąć?
— Nie zdołasz tego poręczyć, Han i ja dobrze o tym wiem. — Mężczyzna uśmiecha się pobłażliwie. — Ale ten hotel funkcjonuje dzięki tobie, jesteś paliwem, które pobudza jego turbiny i przekładnie…
Kolejne, jakże patetyczne, porównanie.
— … Jeżeli mój syn ma szansę się czegoś od kogoś nauczyć, to tylko od ciebie, Han. I nie myśl, że jestem bezduszny. Dobrze cię wynagrodzę. Nie tylko sowitą podwyżką, ale może nawet stanowiskiem młodego zastępcy dyrektora, co ty na to?
— Ale przecież zastępcą dyrektora jest Gun. — Nie omieszka z przerażeniem zauważyć. Ostatnie czego pragnie to wyrzucić ze stanowiska mężczyznę w podeszłym wieku.
— Gun za rok wybiera się na emeryturę. Nie musisz się o to martwić. I tak będę musiał kogoś obsadzić na jego miejscu. — Dyrektor znów opada na oparcie krzesła i sapie ciężko. — Dasz radę, Han. Wierzę w ciebie.
Kobieta przełyka ślinę. Serce w jej piersi dudni niespokojnie. Chciałaby odmówić, ostatnie czego jej trzeba, to mieć na głowie rozpuszczonego licealistę, któremu pewnie wydaje się, że cały świat winien przed nim klęknąć, albo przed pieniędzmi jego ojca, ale wie, że nie może odmówić, bez względu na siłę argumentów.
To polecenie służbowe… dyrektor nie zostawił co do tego żadnych złudzeń.
— Oczywiście, dyrektorze. Wszystko zrozumiałam.
Pan Song uśmiecha się szeroko, kamień ewidentnie spadł mu z serca.
— Wspaniale! To Han jaką znam! Energiczna i waleczna! Przygotowałem już dla ciebie wszystkie dokumenty Allena.  


***

Kang Neul wybucha spazmatycznym śmiechem, gdy obie razem z Min Ji siedzą w jednym z przydrożnych barów na powietrzu, gdzie od deszczu chroni ich jedynie materiałowy namiot, a klienci są zmuszeni siedzieć na rozchybotanych, plastikowych krzesłach.
A mimo to, to właśnie takie miejsca ściągają największą rzeszę Seulczyków, pragnących napić się soju po pracy.
Min Ji nie jest w tym względzie wyjątkiem, zwłaszcza, że ma powód, by zaglądać do kieliszka.
— Ale przyznaj chociaż, że jest niebrzydki! — Przyjaciółka poskutkuje długim, żelowym paznokciem wprost na niewielkie zdjęcie, przypięte agrafką do aplikacji jednego z prestiżowych liceum Hong. Fotografia przedstawia młodego Koreańczyka z prostym nosem i całkiem wyrazistymi, jak na swą nacje oczami, które ponuro spoglądają w obiektyw aparatu. Szczególnie charakterystyczne są jego sterczące, blond włosy. — Taki chłopak, aż się prosi o coś więcej!
— Przypominam, że w tym roku zdaje maturę. — Min Ji ze złością wyrywa przyjaciółce dokumenty. — I co to mają być kurde za włosy, co? — pyta, będąc już lekko podchmielona soju. — Jak ktoś musi aż tak wyraziście podkreślać swój image, to głównie dlatego, że w środku jest niesamowicie nudny, wiesz?
— Znów powtarzasz słowa matki, Min? Kiedy dotrze do ciebie, że temu staremu babsku zgryźliwość rzuciła się na mózg?
— Ej! Nie obrażaj mi matki! — Min Ji grozi Neul palcem.
Tamta beka bez przejęcia.
— Słuchaj, nienawidzisz jej, więc teraz się nie rzucaj, dobra? Wiesz ile razy musiałam słuchać twoich żalów na jej temat? Mam takie samo prawo ją obrażać jak ty!
Min Ji robi kwaśną minę, a usta szybko chowa w kolejnym kieliszku.
— Nie tak miało wyglądać moje życie, cholera jasna! — Z łoskotem uderza kieliszkiem od stół. — Dlaczego to zawszę muszę być ja? — I powiedziawszy to nieco boleśnie opiera czoło o krawędź stolika.
Neul wyciąga rękę i poklepuje przyjaciółkę po ramieniu.
— No już, już. Tylko bez zbędnego mazania się. Ten chłopak może ci zagwarantować stanowisko zastępcy dyrektora! Wiesz, co ja bym dała za taką fuchę? Ale wypindżona Yoona nigdy mnie nie awansuje!
Mówi o słynnej dyrektor domu mody „Fiore”, czterdziestolatce po czterech rozwodach, która nienawidzi młodszych kobiet z taką samą namiętnością co mężczyzn.
— Bo Yoona nie ma córki, którą mogłaby ci podrzucić do gniazda jak kukułka i kazać ci, żebyś oszlifowała ją na diament! — burczy marudnie Min Ji, nie podnosząc czoła ze stołu.
— Aish! Ty zawsze widzisz wszystko w ciemnych barwach! Przecież ten chłopak to twoja szansa na lepsze życie! Zawsze tego chciałaś, prawda?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz