— Jesteś pewna, Han? To może się źle
skończyć. — Stojący w progu jej mieszkania Gun podaje siatkę ubrań, o które
prosiła dzwoniąc do niego półgodziny temu.
— Nie tak źle, jak możliwość, że ktoś poda
do gazet świeżutką ploteczkę o pobitym dziedzicu La Rose — odpowiada kobieta
chmurnie. — To co miałam robić, Gun? Hm? Powiedz mi.
Mężczyzna przybiera skruszony wyraz twarzy.
— Tak, masz racje, dobrze zrobiłaś. Szczególnie
Ha Na mogłaby puścić parę z ust.
— Otóż to. Ta wredna suka nie może
przeboleć, że sprzątnęłam jej stanowisko menadżerskie z przed nosa. Przyniosłeś
wszystko, o co prosiłam? — Zagląda do siatki.
— Tak, wszystkie przybory kosmetyczne i coś
na przebranie.
— Świetnie, Gun. Jesteś niezastąpiony.
— Oboje jesteśmy uwięzieni na smyczy tego
chłopca — wzdycha ciężko mężczyzna.
— No cóż, taki już nas los. Naprawdę
dziękuję za pomoc.
— Nie ma problemu, Han. Miłej nocy.
Dobranoc.
— Dobranoc. — Kiwa mu głową i zamyka za nim
drzwi. Z siatką w ręce wraca do salonu, gdzie Allen zajada w najlepsze parujący
kubeczek ramenu. Nic mu nie jest. Zabrała go do najbliższej przychodni i lekarz
potwierdził, że organy wewnętrzne nie są uszkodzone, a kości złamane.
— Ała… — syczy Allen, gdy gorący płyn
niechcący spływa mu po rozciętej wardze.
— Niech mnie drzwi ścisną, jak nie jesteś
najbardziej upierdliwym chłopakiem na ziemi. — Min Ji rzuca mu pod nogi siatkę
od Guna. — Masz, weź prysznic, a potem zajmę się tą twoją pokiereszowaną
twarzą. — I na Boga, nie wyjadaj mi całej lodówki. Który to już ramen, co?
Chyba czwarty.
— Nie moja wina, że jestem głodny. — Allen
z pełnymi ustami, posyła jej oburzone spojrzenie, jakby co najmniej głodziła go
od miesięcy, zamkniętego w piwnicy.
Nieco zdegustowana wycofuje się do kuchni.
Jej małe mieszkanko ma być dzielone teraz przez dwie osoby. Sama nie potrafi
sobie tego nawet wyobrazić. Kilka metrów kwadratowych, kuchnia połączona z
salonem, łazienka klaustrofobicznych rozmiarów i półpiętro w postaci antresoli,
gdzie urządziła sobie coś na kształt sypialni.
To stanowczo za mało dla dwojga ludzi.
Przewraca oczami i postanawia zrobić sobie
coś do picia. Głodna nie jest, chociaż mało zjadła na randce z Hun Joonem.
Więcej czasu spędzili na przyjemnej rozmowie.
Wciąż nie może przeboleć, że przerwała
randkę jak jakaś idiotka, która próbuje zwiać oknem w łazience.
Chociaż potraktował ją naprawdę
wyrozumiale, w duchu zapewne pomyślał, że cała ta akcja z telefonem to jedynie
sprytna wymówka, by urwać się ze spotkania, które uważa za nieudane.
„Naprawdę
przepraszam, że tak wyszło. Spotkajmy się jeszcze.”,
wysyła mu wiadomość przez aplikacje randkową, która dopasowała ich razem.
Niby to tylko odpowiednio napisany
algorytm, ale tak dobrze zna się na rzeczy. Min Ji uśmiecha się z
niedowierzaniem. Nie sądziła, że zwykła aplikacja w telefonie tak trafnie może
dopasować do siebie dwoje ludzi.
Już teraz, na samą myśl o Hun Joonie ma
przyjemne dreszcze na ciele.
„Hun
Joon: Na pewno tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. I mam nadzieję, że u Ciebie
wszystko w porządku. Wyglądałaś na taką przerażoną.”
„Min
Ji: Już wszystko w porządku, sytuacja pod pełną kontrolą.”, Min
Ji zerka wymownie na głośno siorbiącego makaron Allena, wpatrującego się w
telewizor w salonie.
„Hun
Joon: Co za ulga! W takim razie przy następnym spotkaniu nie dam Ci się już tak
łatwo wymknąć. Szykuj się!”. Na ekranie, wraz z
wiadomością tekstową wyświetla się rysunek królika w bojowej pozie. Min Ji
mimowolnie wybucha niekontrolowanym śmiechem. Czuje się jak nastolatka,
smsująca z chłopakiem po kryjomu. To cudowne uczucie!
Jest tak pochłonięta rozmową z Hun Joonem,
że nie zauważa momentu, w którym Allen jest już po prysznicu i przebrany w
ubrania, które dostarczył Gun.
— Noona, a właściwie gdzie ja mam spać?
Min Ji zszokowana zerka na zegarek.
— O Boże, już po dwunastej!
Allen ziewa oskarżycielsko.
— Chyba nie na ziemi, co?
— Oczywiście, że nie. — Obrzuca go wciąż
urażonym spojrzeniem. — Widzisz, jak tamta kanapa się ładnie do ciebie
uśmiecha? Spędzisz z nią dzisiejszą noc.
Allen ogląda się przez ramię w kierunku
mebla, które nie zachęca do siedzenia, a co dopiero spania.
— Nie mówisz poważnie!
— Ja zawsze jestem poważna, Allen. Zrozum
to wreszcie. — Min Ji wyłącza telefon i podnosi się z krzesła. — Zaraz
przyniosę ci świeżą pościel.
— Ale, Noona! Nie możesz być aż tak
okrutna!
— To mieszkanie ma tylko jeden pokój. — Min
Ji wzrusza ramionami. — A co za tym idzie, jedno łóżko. Możesz wrócić do
hotelu, albo zaprzyjaźnić się z kanapą, twój wybór.
— Aish! — Chłopak kopie nogą niewidzialny
kamyk, dając upust furii. Nie wróci do hotelu. Chociaż jest późno i pewnie
większość pracowników już dawno poszła do domu, nie chce, aby ktoś widział go w
takim stanie. Chociaż na wiele spraw ma wylewkę, to jednak nie chce znaleźć się
na pierwszej stronie gazet i być posądzonym o agresywne zachowanie.
Myśl, że ludzie mogą postrzegać go, jako
agresywnego i połączyć to wszystko z jego matką, sprawia, że Allenowi ze
strachu ciemnieje przed oczami.
Musi zostać. Nawet twarda kanapa nie jest
warta ziszczenia się takiego koszmaru.
***
Rozmowa z dziennikarzami wypruwa jej
resztki sił, ale ze względu na dobrą renomę hotelu, nie może potraktować ich
tak, jak uważa za słuszne.
Ostatnio taki szum rozpętał się, gdy w
hotelu zamieszkał jeden z Indyjskich książąt. Trudno uwierzyć, że Allen wzbudza
równą sensacje.
Po długich i nie ustępliwych pytaniach o
chłopaka, Min Ji jakoś zdołała przekonać te sępy, że chłopak na razie przebywa
w rodzinnym domu z ojcem, i póki co nie chce ujawniać swojego wizerunku.
— Czy mogłaby się zatem pani jakoś odnieść
do wydarzeń z przed dziesięciu lat? — Jedna z dziennikarek prawie wpycha jej
mikrofon do ust.
Min Ji dębieje.
— Em… nie mam pojęcia, o co pani mnie pyta.
— Uśmiecha się wymuszenie.
— O sprawę morderstwa Jang Yoon Ny —
tłumaczy dziennikarka niestrudzenie, nie spuszczając z menadżerki uważnego
spojrzenia, zdolnego wychwycić każdy cień kłamstwa, jakie przyszłoby do głowy
Min Ji.
— Hm?? — Min Ji nierozumiejąco przechyla
głowę. Czuję, że krew w jej żyłach zaczyna płynąć szybciej. — Może pani mówić
jaśniej?
— Winną morderstwa była Song Jina, matka
Allena.
Grunt pod nogami Min Ji niebezpiecznie się
zachwiał, na szczęście nie straciła równowagi, ale wyraźnie blednie.
Matka Allena… morderczynią?
— Przepraszam… — odpowiada drżącym głosem.
— Ale nic mi o tym nie wiadomo. W hotelu zaczęłam pracować przed sześcioma
laty, wydarzenia z przed dziesięciu lat nie są mi znane. — Mówiąc to z
bezczelnością, na jaką nigdy nie pozwoliła sobie w pracy odwraca się i wchodzi
do hotelu, zostawiając za sobą rozkrzyczane zbiegowisko dziennikarzy,
pragnących wymusić od niej chociaż jeszcze jedną odpowiedź na ich pytanie.
***
— Niech zostanie z tobą na razie, Han. Będę
pokrywał koszty jego wyżywienia. Ja nigdy nie dogadywałem się dość dobrze z
synem. Dopóki sprawa się nie uspokoi, niech zostanie pod opieką kogoś na widok
kogo nie dostaje białej gorączki.
Min Ji przymyka oczy z telefonem
przytkniętym do ucha. Rozmowa z Song Ju Hyunem nie przebiega tak, jak to sobie
wyobrażała. Była pewna, że gdy tylko zadzwoni do jego ojca, ten zachowa się jak
na prawdziwego rodzica przystało: spróbuje jakoś pomóc synowi.
Kij z dziennikarzami i ich
zainteresowaniem, chodzi raczej o to, że Allen bije się po nocach i ląduje na
komisariacie. W takiej sytuacji chłopak potrzebuje ojca, który pomógłby wyjść
mu na prostą, zwłaszcza po tym… Min Ji wciąż nie może otrząsnąć się z szoku,
jaki wywołała w niej wieść o jego matce.
— Jesteś tam, Han?
Na końcu języka ma wiele niewybrednych
epitetów pod adresem tego małego człowieczka, ale przecież nie może stracić
pracy z winy swojej wybuchowej natury, więc odpowiada spokojnie.
— Jestem, panie Song. Wszystko zrozumiałam.
— Dziękuję, Han. Jak mówiłem, liczę, że
odpowiednio zainspirujesz mojego syna do ciężkiej pracy…
Po skończonej rozmowie Min Ji przykłada
czoło do chłodnej krawędzi biurka w biurze hotelowym. Ma ochotę krzyczeć z
bezsilności. Jest pewna, że opieka nad Allenem stanowczo nadużywa jej
stanowiska i w ogóle wykracza poza obowiązki wymienione w umowie, ale… nie
potrafi tak po prostu odepchnąć od siebie Allena. Nie po tym, co usłyszała.
On jest zupełnie sam, uwięziony między
przeszłością matki, a ojcem, który trudy wychowania dziecka zwala na swoich
pracowników.
Przez te wszystkie lata wychowywał się w
Stanach z dala od ojczyzny, nic dziwnego, że wyrósł na tak krnąbrnego
człowieka.
Kolejne westchnięcie wyrywa się z jej ust,
gdy dla pewności zagląda do aplikacji śledzącej, by upewnić się, że Allen jest
w szkole.
Na szczęście pulsująca kropka skupia się na
liceum Honge, co pozwala kobiecie odetchnąć z ulgą.
Przynajmniej jeden problem z głowy. Ale ile
następnych wypadnie gdzieś po drodze jak króliki z kapelusza?
Min Ji ponuro spogląda w przyszłość.
***
Wraca do mieszkania z siatkami zakupów.
Teraz, gdy jednopokojowe mieszkanko jest dzielone przed dwie osoby, naturalną
siłą rzeczy jest, by lodówkę także zaopatrzyć zasobniej.
Już od progu czuję intensywną, wręcz mdlącą
woń ramenu, która dobiega z salonu, połączonego w jedno z kuchnią.
Allen śpi na kanapie w pozycji godnej
wygibasów niejednego cyrkowca, cicho włączony telewizor rzuca błękitną smugę na
jego twarz. Na stoliku kawowym walają się puste pudełka po ramenie.
Min Ji niemalże natychmiast uderza nogą w
kanapę z takim łoskotem, że Allen zrywa się do pozycji siedzącej.
— Co jest? — Z dezorientacją spogląda na
kobietę.
— Jesteś u siebie, czy jak? — Min Ji posyła
mu mordercze spojrzenie. — Widzisz, jakiego narobiłeś tu syfu? I przestań
wyjadać ramen!
Allen, widząc, że to nie żaden duch z
zaświatów, wypuszcza z ulgą powietrze i na raz przybiera grymaśny wyraz.
— Aish! Kiedyś przyprawisz mnie o zawał!
— Nie będę po tobie sprzątać! Jak zaraz te
puste pudełka nie znajdą się w śmieciach, wyrzucę cię na ulicę!
— Aj, aj! Noona!
— Nie jestem twoją służącą!
— Dobrze już dobrze. Wszystko sprzątnę.
Rozmawiałaś z ojcem?
— Tak, powiedział, że póki co, masz tu
zostać.
Allen oddycha z wyraźną ulgą. Na moment Min
Ji odczuwa niemalże współczucie. Odstawia siatki na stół, a potem podchodzi do
chłopaka, uważnie spoglądając na jego oblicze.
— Posmarowałeś rany maścią, którą ci
kupiłam? — Chwyta go za podbródek i przekręca na prawo i lewo, by pod każdym
kątem ocenić stan gojenia.
— Taaa… — Strąca jej dłoń i przeciąga się
leniwie, szeroko rozpościerając ramiona. — Ała! — syczy, gdy nieco za mocno
rozdziawia pokaleczoną buzię.
— No dobrze, przyszykuję kolacje, ale
naczynia zmywasz ty.
— Co? Dlaczego?
Min Ji odwraca się surowo w jego stronę, z
ręką opartą na przechylonym biodrze.
— Bo jakby jesteś na mojej łasce i nie myśl
sobie, że będziesz żerował na mojej dobroci. Skoro, póki co, nie możesz pokazać
się w hotelu, chociaż tutaj pokażę ci co to znaczy posiadać obowiązki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz