Rozdział ღ Dziewiąty

— Jesteś pewna, Han? To może się źle skończyć. — Stojący w progu jej mieszkania Gun podaje siatkę ubrań, o które prosiła dzwoniąc do niego półgodziny temu.
— Nie tak źle, jak możliwość, że ktoś poda do gazet świeżutką ploteczkę o pobitym dziedzicu La Rose — odpowiada kobieta chmurnie. — To co miałam robić, Gun? Hm? Powiedz mi.
Mężczyzna przybiera skruszony wyraz twarzy.
— Tak, masz racje, dobrze zrobiłaś. Szczególnie Ha Na mogłaby puścić parę z ust.
— Otóż to. Ta wredna suka nie może przeboleć, że sprzątnęłam jej stanowisko menadżerskie z przed nosa. Przyniosłeś wszystko, o co prosiłam? — Zagląda do siatki.
— Tak, wszystkie przybory kosmetyczne i coś na przebranie.
— Świetnie, Gun. Jesteś niezastąpiony.
— Oboje jesteśmy uwięzieni na smyczy tego chłopca — wzdycha ciężko mężczyzna.
— No cóż, taki już nas los. Naprawdę dziękuję za pomoc.
— Nie ma problemu, Han. Miłej nocy. Dobranoc.
— Dobranoc. — Kiwa mu głową i zamyka za nim drzwi. Z siatką w ręce wraca do salonu, gdzie Allen zajada w najlepsze parujący kubeczek ramenu. Nic mu nie jest. Zabrała go do najbliższej przychodni i lekarz potwierdził, że organy wewnętrzne nie są uszkodzone, a kości złamane.
— Ała… — syczy Allen, gdy gorący płyn niechcący spływa mu po rozciętej wardze.
— Niech mnie drzwi ścisną, jak nie jesteś najbardziej upierdliwym chłopakiem na ziemi. — Min Ji rzuca mu pod nogi siatkę od Guna. — Masz, weź prysznic, a potem zajmę się tą twoją pokiereszowaną twarzą. — I na Boga, nie wyjadaj mi całej lodówki. Który to już ramen, co? Chyba czwarty.
— Nie moja wina, że jestem głodny. — Allen z pełnymi ustami, posyła jej oburzone spojrzenie, jakby co najmniej głodziła go od miesięcy, zamkniętego w piwnicy.
Nieco zdegustowana wycofuje się do kuchni. Jej małe mieszkanko ma być dzielone teraz przez dwie osoby. Sama nie potrafi sobie tego nawet wyobrazić. Kilka metrów kwadratowych, kuchnia połączona z salonem, łazienka klaustrofobicznych rozmiarów i półpiętro w postaci antresoli, gdzie urządziła sobie coś na kształt sypialni.
To stanowczo za mało dla dwojga ludzi.
Przewraca oczami i postanawia zrobić sobie coś do picia. Głodna nie jest, chociaż mało zjadła na randce z Hun Joonem. Więcej czasu spędzili na przyjemnej rozmowie.
Wciąż nie może przeboleć, że przerwała randkę jak jakaś idiotka, która próbuje zwiać oknem w łazience.
Chociaż potraktował ją naprawdę wyrozumiale, w duchu zapewne pomyślał, że cała ta akcja z telefonem to jedynie sprytna wymówka, by urwać się ze spotkania, które uważa za nieudane.
„Naprawdę przepraszam, że tak wyszło. Spotkajmy się jeszcze.”, wysyła mu wiadomość przez aplikacje randkową, która dopasowała ich razem.
Niby to tylko odpowiednio napisany algorytm, ale tak dobrze zna się na rzeczy. Min Ji uśmiecha się z niedowierzaniem. Nie sądziła, że zwykła aplikacja w telefonie tak trafnie może dopasować do siebie dwoje ludzi.
Już teraz, na samą myśl o Hun Joonie ma przyjemne dreszcze na ciele.
„Hun Joon: Na pewno tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. I mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Wyglądałaś na taką przerażoną.”
„Min Ji: Już wszystko w porządku, sytuacja pod pełną kontrolą.”, Min Ji zerka wymownie na głośno siorbiącego makaron Allena, wpatrującego się w telewizor w salonie.
„Hun Joon: Co za ulga! W takim razie przy następnym spotkaniu nie dam Ci się już tak łatwo wymknąć. Szykuj się!”. Na ekranie, wraz z wiadomością tekstową wyświetla się rysunek królika w bojowej pozie. Min Ji mimowolnie wybucha niekontrolowanym śmiechem. Czuje się jak nastolatka, smsująca z chłopakiem po kryjomu. To cudowne uczucie!
Jest tak pochłonięta rozmową z Hun Joonem, że nie zauważa momentu, w którym Allen jest już po prysznicu i przebrany w ubrania, które dostarczył Gun.
— Noona, a właściwie gdzie ja mam spać?
Min Ji zszokowana zerka na zegarek.
— O Boże, już po dwunastej!
Allen ziewa oskarżycielsko.
— Chyba nie na ziemi, co?
— Oczywiście, że nie. — Obrzuca go wciąż urażonym spojrzeniem. — Widzisz, jak tamta kanapa się ładnie do ciebie uśmiecha? Spędzisz z nią dzisiejszą noc.
Allen ogląda się przez ramię w kierunku mebla, które nie zachęca do siedzenia, a co dopiero spania.
— Nie mówisz poważnie!
— Ja zawsze jestem poważna, Allen. Zrozum to wreszcie. — Min Ji wyłącza telefon i podnosi się z krzesła. — Zaraz przyniosę ci świeżą pościel.
— Ale, Noona! Nie możesz być aż tak okrutna!
— To mieszkanie ma tylko jeden pokój. — Min Ji wzrusza ramionami. — A co za tym idzie, jedno łóżko. Możesz wrócić do hotelu, albo zaprzyjaźnić się z kanapą, twój wybór.
— Aish! — Chłopak kopie nogą niewidzialny kamyk, dając upust furii. Nie wróci do hotelu. Chociaż jest późno i pewnie większość pracowników już dawno poszła do domu, nie chce, aby ktoś widział go w takim stanie. Chociaż na wiele spraw ma wylewkę, to jednak nie chce znaleźć się na pierwszej stronie gazet i być posądzonym o agresywne zachowanie.
Myśl, że ludzie mogą postrzegać go, jako agresywnego i połączyć to wszystko z jego matką, sprawia, że Allenowi ze strachu ciemnieje przed oczami.
Musi zostać. Nawet twarda kanapa nie jest warta ziszczenia się takiego koszmaru.

***
Rozmowa z dziennikarzami wypruwa jej resztki sił, ale ze względu na dobrą renomę hotelu, nie może potraktować ich tak, jak uważa za słuszne.
Ostatnio taki szum rozpętał się, gdy w hotelu zamieszkał jeden z Indyjskich książąt. Trudno uwierzyć, że Allen wzbudza równą sensacje.
Po długich i nie ustępliwych pytaniach o chłopaka, Min Ji jakoś zdołała przekonać te sępy, że chłopak na razie przebywa w rodzinnym domu z ojcem, i póki co nie chce ujawniać swojego wizerunku.
— Czy mogłaby się zatem pani jakoś odnieść do wydarzeń z przed dziesięciu lat? — Jedna z dziennikarek prawie wpycha jej mikrofon do ust.
Min Ji dębieje.
— Em… nie mam pojęcia, o co pani mnie pyta. — Uśmiecha się wymuszenie.
— O sprawę morderstwa Jang Yoon Ny — tłumaczy dziennikarka niestrudzenie, nie spuszczając z menadżerki uważnego spojrzenia, zdolnego wychwycić każdy cień kłamstwa, jakie przyszłoby do głowy Min Ji.
— Hm?? — Min Ji nierozumiejąco przechyla głowę. Czuję, że krew w jej żyłach zaczyna płynąć szybciej. — Może pani mówić jaśniej?
— Winną morderstwa była Song Jina, matka Allena.
Grunt pod nogami Min Ji niebezpiecznie się zachwiał, na szczęście nie straciła równowagi, ale wyraźnie blednie.
Matka Allena… morderczynią?
— Przepraszam… — odpowiada drżącym głosem. — Ale nic mi o tym nie wiadomo. W hotelu zaczęłam pracować przed sześcioma laty, wydarzenia z przed dziesięciu lat nie są mi znane. — Mówiąc to z bezczelnością, na jaką nigdy nie pozwoliła sobie w pracy odwraca się i wchodzi do hotelu, zostawiając za sobą rozkrzyczane zbiegowisko dziennikarzy, pragnących wymusić od niej chociaż jeszcze jedną odpowiedź na ich pytanie.

***
— Niech zostanie z tobą na razie, Han. Będę pokrywał koszty jego wyżywienia. Ja nigdy nie dogadywałem się dość dobrze z synem. Dopóki sprawa się nie uspokoi, niech zostanie pod opieką kogoś na widok kogo nie dostaje białej gorączki.
Min Ji przymyka oczy z telefonem przytkniętym do ucha. Rozmowa z Song Ju Hyunem nie przebiega tak, jak to sobie wyobrażała. Była pewna, że gdy tylko zadzwoni do jego ojca, ten zachowa się jak na prawdziwego rodzica przystało: spróbuje jakoś pomóc synowi.
Kij z dziennikarzami i ich zainteresowaniem, chodzi raczej o to, że Allen bije się po nocach i ląduje na komisariacie. W takiej sytuacji chłopak potrzebuje ojca, który pomógłby wyjść mu na prostą, zwłaszcza po tym… Min Ji wciąż nie może otrząsnąć się z szoku, jaki wywołała w niej wieść o jego matce.
— Jesteś tam, Han?
Na końcu języka ma wiele niewybrednych epitetów pod adresem tego małego człowieczka, ale przecież nie może stracić pracy z winy swojej wybuchowej natury, więc odpowiada spokojnie.
— Jestem, panie Song. Wszystko zrozumiałam.
— Dziękuję, Han. Jak mówiłem, liczę, że odpowiednio zainspirujesz mojego syna do ciężkiej pracy…
Po skończonej rozmowie Min Ji przykłada czoło do chłodnej krawędzi biurka w biurze hotelowym. Ma ochotę krzyczeć z bezsilności. Jest pewna, że opieka nad Allenem stanowczo nadużywa jej stanowiska i w ogóle wykracza poza obowiązki wymienione w umowie, ale… nie potrafi tak po prostu odepchnąć od siebie Allena. Nie po tym, co usłyszała.
On jest zupełnie sam, uwięziony między przeszłością matki, a ojcem, który trudy wychowania dziecka zwala na swoich pracowników.
Przez te wszystkie lata wychowywał się w Stanach z dala od ojczyzny, nic dziwnego, że wyrósł na tak krnąbrnego człowieka.
Kolejne westchnięcie wyrywa się z jej ust, gdy dla pewności zagląda do aplikacji śledzącej, by upewnić się, że Allen jest w szkole.
Na szczęście pulsująca kropka skupia się na liceum Honge, co pozwala kobiecie odetchnąć z ulgą.
Przynajmniej jeden problem z głowy. Ale ile następnych wypadnie gdzieś po drodze jak króliki z kapelusza?
Min Ji ponuro spogląda w przyszłość.

***
Wraca do mieszkania z siatkami zakupów. Teraz, gdy jednopokojowe mieszkanko jest dzielone przed dwie osoby, naturalną siłą rzeczy jest, by lodówkę także zaopatrzyć zasobniej.
Już od progu czuję intensywną, wręcz mdlącą woń ramenu, która dobiega z salonu, połączonego w jedno z kuchnią.
Allen śpi na kanapie w pozycji godnej wygibasów niejednego cyrkowca, cicho włączony telewizor rzuca błękitną smugę na jego twarz. Na stoliku kawowym walają się puste pudełka po ramenie.
Min Ji niemalże natychmiast uderza nogą w kanapę z takim łoskotem, że Allen zrywa się do pozycji siedzącej.
— Co jest? — Z dezorientacją spogląda na kobietę.
— Jesteś u siebie, czy jak? — Min Ji posyła mu mordercze spojrzenie. — Widzisz, jakiego narobiłeś tu syfu? I przestań wyjadać ramen!
Allen, widząc, że to nie żaden duch z zaświatów, wypuszcza z ulgą powietrze i na raz przybiera grymaśny wyraz.
— Aish! Kiedyś przyprawisz mnie o zawał!
— Nie będę po tobie sprzątać! Jak zaraz te puste pudełka nie znajdą się w śmieciach, wyrzucę cię na ulicę!
— Aj, aj! Noona!
— Nie jestem twoją służącą!
— Dobrze już dobrze. Wszystko sprzątnę. Rozmawiałaś z ojcem?
— Tak, powiedział, że póki co, masz tu zostać.
Allen oddycha z wyraźną ulgą. Na moment Min Ji odczuwa niemalże współczucie. Odstawia siatki na stół, a potem podchodzi do chłopaka, uważnie spoglądając na jego oblicze.
— Posmarowałeś rany maścią, którą ci kupiłam? — Chwyta go za podbródek i przekręca na prawo i lewo, by pod każdym kątem ocenić stan gojenia.
— Taaa… — Strąca jej dłoń i przeciąga się leniwie, szeroko rozpościerając ramiona. — Ała! — syczy, gdy nieco za mocno rozdziawia pokaleczoną buzię.
— No dobrze, przyszykuję kolacje, ale naczynia zmywasz ty.
— Co? Dlaczego?
Min Ji odwraca się surowo w jego stronę, z ręką opartą na przechylonym biodrze.
— Bo jakby jesteś na mojej łasce i nie myśl sobie, że będziesz żerował na mojej dobroci. Skoro, póki co, nie możesz pokazać się w hotelu, chociaż tutaj pokażę ci co to znaczy posiadać obowiązki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz