Rozdział ღ Dziesiąty

— Co do…? — Min Ji staje jak wryta w progu swojego gabinetu, tonącego tego poranka w morzu bukietów. Na samym środku biurka, między stosem uporządkowanych papierów, spogląda na nią dorodny, kolosalny bukiet czerwonych róż.
Kobieta ogląda się za siebie, zastanawiając, czy przypadkiem nie wyłowi gdzieś ukradkiem tajemniczego dostarczyciela kwiatów, ale hotelowy korytarz emanuje pustką.
Z dziecięcym podekscytowaniem rzuca torebkę na obrotowe krzesło i sięga po niewielką karteczkę, wetkniętą między krwistoczerwone główki kwiatów, o soczystym, różanym zapachu.
„Te kwiaty sprawiają, że nie sposób odmówić mi kolejnego spotkania, prawda? Przyznaj, że złapałaś przynętę. Hun Joon.”
Min Ji parska uradowanym śmiechem i natychmiast nachyla się nad bukietem, by poczuć owy zapach miłości, jaka rodzi się w jej sercu.
Teraz w jej gabinecie prawie nie ma miejsca. Dorodne orchideę, urocze dzwoneczki, przesłodkie bratki i wiele innych gatunków kwiatów okupują biurową przestrzeń.
Min Ji z zadowoleniem siada na krześle, zauważając, że tego poranka świat obudził się jakiś piękniejszy, kolory są żywsze, a ludzie wydają się milsi z twarzy. W taki dzień, jak ten, jest skłonna nawet zadzwonić do siostry i przeprosić, że nie pomogła przy przeprowadzce.
Kiedy spogląda jednak na komputer, na moment, jej tęczowe myśli przesłania ciemna chmura.
Odpalając urządzenie, po kilku chwilach wstukuje w wyszukiwarkę „Song Jina”. W Internecie bez trudu da się znaleźć odpowiednie strony, co wskazuje na to, ze swego czasu sprawa była głośna.
Pierwsza strona pokazuje archiwalny wycinek prasowy z dnia dwudziestego piątego listopada dwa tysiące szóstego roku.
Niezbyt wyrazista fotografia przedstawia osłaniającą twarz rękami kobietę, wyprowadzaną z komisariatu do specjalnego wozu policyjnego.
„Krwawa Żona postawiona przed wymiar sprawiedliwości!”, głosi krzykliwy tytuł wycinka prasowego, który został umieszczony na pierwszej stronie, jako prawdziwa sensacja.
Krwawa Żona… Min Ji początkowo nie może zrozumieć, o co chodzi, ale im bardziej zagłębia się w artykuł, tym bardziej dochodzi do wniosku, że musi być to przestępczy przydomek nadany kobiecie.
„Wszyscy pamiętamy tragiczne morderstwo z dnia 27.Października.2006roku…” – tak zaczyna się artykuł – „które wstrząsnęło całym krajem. Młoda, niespełna czterdziestoletnia kobieta, imieniem Jang Yoo Na została brutalnie zamordowana tępym narzędziem i zginęła z ręki Song Jiny żony znanego właściciela hotelu „La Rose”. Do zdarzenia doszło w domu morderczyni. Jak podają wyniki sekcji zwłok, ofiara otrzymała aż cztery uderzenia w prawy bok czaszki i zmarła wskutek krwotoku wewnętrznego i rozległego obrzęku mózgu. Sama sprawczyni po wydarzeniu ponoć była w ciężkim szoku i odmówiła składania dokładnych zeznań, ale przyznała się do zarzucanego jej czynu. Dzisiaj zostanie osądzona przed trybunałem Sądu Najwyższego. Trwają też badania nad poczytalnością kobiety. Jeżeli najnowsze badania wykażą uszczerbki na jej zdrowiu psychicznym, może zostać skierowana na przymusowe leczenie psychiatryczne. Ofiara od dłuższego czasu miała aktywny romans z mężem sprawczyni. Sam Song Ji Hyun odmówił jednak udzielenia jakiegokolwiek komentarza w tej sprawie. Zamordowana kobieta osierociła swojego jedynego syna, który przyjaźni się również z synem Song Jiny. Nie ma do tej pory żadnych wiadomości o obu chłopcach.”
Min Ji w tym momencie przestaje czytać. Serce wali jej jak młot. Matka Allena morderczynią. Matka Allena niepoczytalna psychicznie.
Nagle cała euforia związana z kwiatami gdzieś znika, zastąpiona ciężką, duszną atmosferą, jaka rozprzestrzenia się po gabinecie kobiety.
Matka Allena zamordowała matkę jego najlepszego przyjaciela, a zarazem kochankę swego męża.
Czy ta sprawa może być bardziej pogmatwana?
Min Ji przełyka ślinę i spogląda w okno, gdzie nad drapaczami chmur nieśmiało wychyla się promień słońca, muskający ją w policzek.
Nie jest w stanie jednak poczuć jego ciepła.

***
Jest już prawie po dwudziestej, gdy wraca po ciężkim dniu pracy do mieszkania. Spodziewa się już obecności pudełek po ramenie i bałaganu, ale nie przypuszczała, że w środku zastanie dziewczynę.
Bae An uśmiecha się do niej promienie już z salonu, jakby jej obecność w cudzym mieszkaniu nie była niczym zaskakującym.
— Pani musi być tą sławną menadżerką! — Dziewczyna zrywa się z siedzenia i niemal w dziecięcych podskokach podchodzi do Min Ji, która z konsternacją przewiesza torebkę przez oparcie krzesła w kuchni.
— Ja… a kim ty jesteś?
— Young Bae An, koleżanka Allena. — Dziewczyna kłania się w pas. Jej policzki są rumiane, oczy błyszczą, brzoskwiniowa cera wręcz tryska niewyobrażalną witalnością młodości. Czarne dżinsy tak ciasno przylegają do szczupłych nóg, iż można podejrzewać, że blokują dopływ krwi. Pod krótką kurteczką w odcieniu krwistej czerwieni widać białą bluzkę, obnażającą znaczną część dekoltu. A dziewczyna ma się czym pochwalić. Oj ma!
— Ach… — Min Ji stara się w żaden sposób nie pokazać, że niespodziewany gość mocno zadziałał jej na nerwy. — Mam nadzieję, że nie wchodziliście do mojego pokoju? — Rzuca dziewczynie znaczące spojrzenie.
Bae An wybucha radosnym śmiechem.
— Unnie… nie robiliśmy tego. — Dziewczyna mruga sugestywnie i wzdycha z rozmarzeniem. — Ale Boże… jak on cudownie całuje! — Wznosi dziękczynną modlitwę ku niebiosom, które dostrzega gdzieś na wysokości sufitu.
Tego dla Min Ji jest już za wiele, czuję, jak złość wzbiera ognistą falą w jej żyłach.
— Nie nazywaj mnie Unnie, bo nie przeszłyśmy na ty — odpowiada ostro, a Bae An spogląda na nią zszokowana.
— Unnie…
— To mieszkanie nie służy miłosnym schadzkom! — burczy — Należy do mnie i nie życzę sobie, aby Allen spraszał tutaj kogo popadnie.
Bae An w tym momencie szybko porzuca maskę słodkiej idiotki i wbija w kobietę wyzywające spojrzenie.
— To, że ty jesteś stara i zgorzkniała, a także pozbawiona życia uczuciowego, nie znaczy, że Allen także ma żyć jak asceta — odpowiada z godnością i zadarłszy podbródek kieruje się ku drzwiom. Potem trzaska nimi ogłuszająco.
— Nie musiałaś być dla niej aż tak szorstka. — Allen wynurza się zza oparcia kanapy akurat wtedy gdy jest już po wszystkim.
Min Ji chmurnie marszczy brwi.
— Myślałam, że masz tyle rozsądku w głowie, aby szanować cudze mieszkanie. Przypominam, że jesteś tu tylko tydzień, ale pod żadnym pozorem nie masz prawa spraszać tu swojego towarzystwa. — Powiedziawszy to wyjmuje z lodówki kilka składników, z których postanawia upichcić co nieco.
— Aish! Nie zapraszałem jej tutaj! — Chłopak przewraca oczami, naciągając podkoszulek na biodra, by nie odsłaniały kawałka gołej skóry. — Czy to moja wina, że kobiety na mnie lecą? — Podchodzi do niej i nachyla się w jej stronę. — To wina mojego uroku osobistego i tej absolutnie perfekcyjnej twarzy. — Robi okrąg palcem wokół swego oblicza z wyraźnym samouwielbieniem. — Ała! — Przykłada dłoń do czoła, gdy Min Ji uderza go chochelką w czubek głowy.
— Z łaski swojej, weź ten swój urok osobisty pod prysznic, bo zaczyna mi w mieszkaniu śmierdzieć jak w pokoju niemyjącego się nastolatka.
Allen odsuwa się z wyraźną urazą, wciąż masując obolałe miejsce.
— To naprawdę nie moja wina, że tu przyszła. Nawet jej nie lubię — stwierdza z żalem pod nosem, ale posłusznie znika w łazience.
Min Ji odprowadza go wzrokiem, po czym prycha kręcąc głową. Też coś… że też przyszło jej przeganiać adoratorki tego aroganckiego chłopaczystka wprost z własnego mieszkania.
Z drugiej strony trochę jednak jest jej wstyd. Za szybko uniosła się gniewem i to zupełnie bez powodu. Bądź co bądź widać nie robili nic złego. Chyba nie… na kanapie? Zerka z lękiem w stronę mebla i szybko odpędza od siebie natrętne wizje.
W tym momencie zaczyna dzwonić komórka. Min Ji początkowo jest pewna, że to Hun Joon, ale uśmiech spełza z jej warg momentalnie, gdy zerka na wyświetlacz.
— No hej, mamo. — Jej głos drży.
— Żyjesz jeszcze, Min? Zapadłaś się pod ziemię czy jak? I nie wykręcaj mi się tutaj pracą, niewdzięczna dziewucho! — Głos pani Han Min Un brzmi gniewnie. — Nawet nie przyszłaś na parapetówkę siostry. Powinnaś była zobaczyć, jak się pięknie urządziła. To trzypokojowe mieszkanie z widokiem na rzekę — zachwala matka. — Za wszystko płaci jej agencja. Podpisali już umowę. Od przyszłego miesiąca rozpoczyna swoje pierwsze zdjęcia do reklamy jakiegoś szamponu. — Każde słowo z ust matki tryska nieskrywaną dumą.
Oto jej dwie córki osiągnęły sukces. Min Ji jest poważną, dobrze zarabiająca panią menadżer, z jakiegoś dziwnego powodu wciąż gnieżdżącą się w ciasnym mieszkanku, a młodsza Han Rae Mi właśnie stawia pierwsze kroki w modelingu.
Matka nie mogła sobie lepiej tego wymarzyć.
— Och, mamo, to naprawdę cudowne. Pogratuluj jej ode mnie.
— Ja? A to nie łaska samej do siostry zadzwonić? Gdybyś widziała w jakim ona się obraca towarzystwie. Sama seulska śmietanka, mówię ci!
Min Ji przewraca oczami, podjadając kawałki surowej marchewki, którą pokroiła w kostki wielkim jak brzytwa nożem.
— Dobrze, niedługo zadzwonię, obiecuję — mówi od niechcenia.
— A jak tam sprawa z twoim facetem? — Słowo „facet” brzmi w ustach matki dokładnie tak samo jak „gówno”.
— To porządny człowiek. — Min Ji czuje jak robi jej się duszno. Szukając dla siebie pośpiesznie jakiegoś zajęcia, zaczyna zbierać z podłogi rozrzucone ubrania Allena. — Świetnie nam się rozmawiało, a dzisiaj przysłał mi chyba z dziesięć bukietów różnych kwiatów. To było takie urocze.
— Też coś! Kiedy facet przysyła kobiecie kwiaty to tylko po to, aby ją omamić, Min. Ani się obejrzysz, a zaciągnie cię do łóżka.
— On wcale taki nie jest! Nawet go nie poznałaś.
— Nie muszę, bo wiem, że wszyscy mężczyźni są z jednej gliny ulepieni. Chcą, żebyś im gotowała i sprzątała po nich!
— Wcale nie! — Min Ji komunikuje to buntowniczo akurat w momencie, gdy woda w garczku zaczyna wrzeć, a ona trzyma w ręce pomięte skarpetki Allena. — To znaczy… może faktycznie są tacy mężczyźni, ale nie można twierdzić, że wszyscy się do nich zaliczają — dodaje nieco bardziej pokojowo. — Hun Joon to porządny, wyrozumiały człowiek. Sam prowadzi firmę i z wielkim szacunkiem wypowiadał się o własnych rodzicach. Poza tym, prawie w ogóle nie pije.
— Nie daj sobie zamydlić oczu, Min! Skup się na tym, co ważne. Bądź niezależna i realizuj się. Mężczyzna jest tylko kulą u nogi dla kobiety. Zawsze, jakimś sposobem ją umniejsza i sprowadza do roli kury domowej. Nie chcę, żeby coś takiego cię spotkało.
Min Ji wzdycha. Czy matce kiedykolwiek dało się coś w tym temacie przegadać? Z rozdrażnieniem, rzuca wszystkie zebrane po Allenie ubrania z powrotem na ziemie i powstrzymuje się od przekleństwa.
— Dobrze, mamo. Będę na siebie uważać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz