Już dawno nie była tak podekscytowana. Już
dawno nie spędziła poprzedniego wieczoru na dwugodzinnym przymierzaniu
sukienek, rozważając, czy w jej wieku wypada odsłaniać tyle uda i czy dekolt
powinien być taki głęboki, a z drugiej strony nie chciała wyjść na pruderyjną,
nieciekawą dziewczynę.
„Nieatrakcyjna”, surowe słowa matki
dźwięczą jej nieustanie, gdy Min Ji poprawia szminką usta w hotelowej łazience.
Potem jeszcze raz przesuwa spojrzeniem po obcisłej, granatowej sukience,
uwydatniającej krągłości bioder i wgłębienie tali. Figurę wciąż ma rewelacyjną,
wręcz katalogową, ale twarz… z przykrością zauważa pierwsze rysy zmarszczek i
zmęczenie, jakie utrwaliła na niej wyczerpująca praca.
Spogląda nerwowo na zegarek, za dwadzieścia
piąta. Już niedługo Hun Joon powinien się zjawić.
— Słyszałam, że masz randkę. —
Niespodziewanie z kabiny toaletowej wychodzi Ha Na, uśmiechając się zgryźliwie.
— Proszę, proszę, jak się odstrzeliła nasza szanowna pani menager.
— Przyszłaś się pastwić, Shin? — Min Ji
zagląda w lustro, ignorując rywalkę. — Dotrze kiedyś do ciebie, że ludzi
niekoniecznie rusza to, co ci śliczna przyniesie na język?
Ha Na bez cienia wyrzutu poprawia jasne
pukle włosów. Kiedy zafarbowała je miesiąc temu na jasny, wręcz biały kolor
wygląda niemal jak nastolatka. Nikt nie powiedziałby, że w lutym skończyła
dwadzieścia dziewięć lat.
Jest tylko rok młodsza od Min Ji, a mimo to
jej wygląd jest po prostu nieskazitelny. Żadnej zmarszczki, żadnych worków pod
oczami i to nie tylko dzięki doskonałemu makijażowi. Ha Na należy do tego
wybranego gatunku nadludzi, którzy zawsze wyglądają olśniewająco, jakby
wszelakie wady miały na nią uczulenie i trzymały się z daleka.
— Omo, nie musisz być taka urażona, Han. —
Ha Na uśmiecha się z zadowoleniem do własnego odbicia. Ucieleśnienie perfekcji,
oto jak siebie postrzega. — Ja się po prostu cieszę, że w końcu nawet ty
znalazłaś sobie kogoś. Niedobrze jest, gdy kobieta jest sama. Wtedy więdnie… —
Krytycznie spogląda w lustro na twarz Min Ji i cmoka z dezaprobatą. — Powinnaś
bardziej rozświetlić nos i policzki, wydajesz się przygaszona.
— Dziękuję za radę. Może skorzystam —
odpowiada sucho Min Ji, zamykając z łoskotem torebkę kopertówkę. — A teraz
wybacz, śpieszę się. — Stara się nie spoglądać na wielgachny brylant,
połyskujący na palcu Hany.
— Baw się dobrze! — odkrzykuje za nią
dziewczyna, ale doskonale słychać ukrytą w jej głosie złośliwość, wynikającą z
przekonania, że ta randka – jak i wszystkie wcześniejsze – skończy się na
jednym wyjściu, po czym amant uświadomi sobie, że Min Ji jest kompletnie nie w
jego stylu.
Ha Na mogłaby się w tym względzie doskonale
dogadać z jej matką.
***
— Och, jak tu pięknie! — wzdycha Min Ji,
przesuwając spojrzeniem po freskowym sklepieniu ekskluzywnej restauracji, do
której zabrał ją Hun Joon.
Wszystko tu emanuje przepychem: stoły
nakryte czerwonym obrusem, miękkie krzesła z lakierowanego drewna, sztab
kelnerów z białymi ręcznikami w zgięciach łokcia, delikatna jak lilia melodia
skrzypiec, dobiegająca z głośników.
Dokładnie tak to widziała w swoich
marzeniach. Idealne miejsce z idealnym mężczyzną.
Spogląda z rumieńcem na mężczyznę, które
odwzajemnia uśmiech.
— Zamów na co masz ochotę.
— Ceny są horrendalne. — Spogląda z
przejęciem w kartę dań.
— O to nie musisz się przejmować.
Zerka niepewnie z nad menu na Hun Joona i
nie może wyjść z podziwu, że taki mężczyzna się z nią umówił. Może to ukryta
kamera? Albo sen? Albo plan jakiejś dramy? To wszystko wydaje się scenariuszem
jakiegoś romantycznego, przesłodzonego filmu.
Nawet nie wie, w którym momencie przeszli
na ty, ale było to zupełnie naturalne, jak fale morza opływające piaski plaży.
Podane przez kelnerów mięso jest soczyste i
idealnie upieczone, niemal rozpływa się w ustach. A do tego wyborne, wytrawne
wino.
W przeciągu godziny dowiaduje się o nim
wielu rzeczy. Jest jedynakiem, od dziecka dorastał w Seulu, w szkole uczył się
średnio, teraz prowadzi rodzinną saunę, kiedyś chętnie ją tam zabierze. Potem
opowiada jej zabawną historię z niedawnego wypadu w góry. Min Ji zaśmiewa się
do łez. Potem mimochodem ona wspomina mu o młodszej siostrze, o tym, że
dorastała w małym miasteczku, że ojciec odszedł, że teraz jest prokuratorem
generalnym, nie widziała go od dawna, nie tęskni.
Matkę pomija milczeniem. Ten temat jest dla
niej zbyt bolesny, a ona nie chce psuć sobie humoru.
Jest przecież tak miło. Uśmiech Hun Joona,
jego pewność siebie, silna charyzma, a zarazem ciepło bijące z oblicza sprawia,
że Min Ji czuje się rozluźniona, bezpieczna jak w kokonie utkanym z tembru jego
niskiego głosu.
Ma ochotę by ten wieczór nigdy się nie
skończył.
— Dzwoni telefon. Nie odbierzesz? — Hun
Joon nagle przerywa jej myśli.
— Co?
— Telefon. — Mężczyzna wskazuje na jej
torebkę. — Dzwoni cały czas.
— Och! Przepraszam! — Min Ji nerwowo sięga
do środka kopertówki. Numer jest nieznany. — Może nie powinnam…
— Odbierz, nic się nie dzieje. — Hun Jun
uśmiecha się pokrzepiająco.
— Halo? — Przez kilka sekund słucha z
narastającym niedowierzaniem, a potem podrywa się z krzesła. — Gdzie jest!? — wykrzykuje
tak głośno, że ludzie w restauracji odwracają ku niej głowę. Bierze oddech i
próbuje się uspokoić. — Dobrze, oczywiście, zaraz tam będę. Tak, tak, wszystko
zrozumiałam. Będę do dwudziestu minut. Dziękuję.
— Kto to? — Hun Jun spogląda na nią z zaniepokojeniem.
Min Ji wzdycha. Przymyka oczy. Jej policzki
płoną ze wzburzenia.
— Jest pewna sprawa, którą muszę się zająć
— tłumaczy ciężkim, łamiącym się głosem. — Naprawdę strasznie cię przepraszam.
Nie miałam pojęcia, że tak wyjdzie. To zupełnie nagłe…
— Ależ nie przepraszaj! — Hun Joon podnosi
się za nią. — Może mogę jakoś pomóc? Czy stało się coś złego?
Przez chwilę rozważa, czy mu nie
powiedzieć, ale dochodzi do wniosku, że pierwsza randka to stanowczo za
wcześnie, aby mieszać go we własne problemy.
Może i zachowuje się jak gentelman, ale
mężczyzn łatwo wystraszyć byle przeszkodą. Jeżeli uznają, że życie kobiety jest
niestabilne, szybko się zmywają, a nie mogła go stracić. Nie po tym wieczorze,
kiedy tak miło im się rozmawiało.
— Nie, sama się tym zajmę. To nic takiego,
ale niestety nie może poczekać. — Kręci głową. — Mam nadzieję, że nie jesteś
zły.
— Niby o co? — Hun Joon energicznie
potrząsa głową. — Mam nadzieję, że mimo wszystko jeszcze się zdzwonimy.
Min Ji uśmiecha się leciutko.
— Oczywiście, ja też na to liczę. Co do
rachunku…
— Spokojnie, ja go ureguluje.
Kiwa głową i machając mu na pożegnanie,
wychodzi.
***
Wielopiętrowy wieżowiec policji wznosi się
przy ulicy Sajik-ro 8 gil. Min Ji z pośpiechem i kołatającym w piersi sercem
pcha obrotowe drzwi, wchodząc do przestronnego holu, gdzie pani z recepcji
kieruje ją do pokoju numer dwa, za drzwiami którego kryje się sporych rozmiarów
policyjne biuro.
To właśnie tam zastaje rozpartego na krześle
w nieeleganckiej pozie Allena, w zniecierpliwieniu postukującego nogą.
Kilka kroków dalej drugi chłopak jest
napastowany przez jakiegoś człowieka, który nie szczędzi okrzyków pod adresem
jego spuchniętej, pokrwawionej twarzy.
Najpewniej jego ojciec tudzież wuj.
— Przyszłam po Allena — oznajmia Min Ji
strwożonym głosem, przyciągając do siebie uwagę starszej policjantki z włosami
związanymi w estetycznego koka.
— Han Min Ji? — Kobieta zagląda w papiery.
— Pani jego opiekunem prawnym?
— Zgadza się. — Na biurku ląduje dowód
osobisty Min Ji, która zerka z niedowierzaniem na pobitą twarz chłopaka. Wargę ma
rozciętą; na wysokości lewej kości policzkowej widnieje dorodny siniak, a czoło
zdobi paskudy guz wielkości śliwki. Na prawej brwi zakrzepła krew. — Co się
właściwie stało?
— Zabraliśmy tych chłopców z jednego z
okolicznych parków. Wdali się w bójkę.
W bójkę? Zdaniem Min Ji takie obrażenia
świadczą o porządnym, bezlitosnym laniu. Ale w żaden sposób nie prostuje
stwierdzenia policjantki.
— Tak mi przykro. Przepraszam za Allena. —
Min Ji uśmiecha się ze skruchą. — Postaram się, żeby to więcej się nie
powtórzyło.
— Proszę tutaj machnąć podpis. —
Policjantka podsuwa jej jakieś papiery. — I będzie pani mogła go zabrać do
domu.
— Ach, oczywiście.
Po dokonaniu wszelkich formalności na
komisariacie, Min Ji i Allen wychodzą na chłodną ulicę, rozjarzoną neonami
pobliskich sklepów i bannerów reklamowych.
Gdy dochodzą do jej samochodu,
zaparkowanego wzdłuż chodnika, Min Ji obraca się w jego stronę.
— Nawet nie chcę mi się strzelić ci
porządnego kazania!
— To dobrze się składa, bo ja nie mam
ochoty go słuchać.
Chce na niego porządnie krzyknąć, gdy w tym
momencie dzwoni jej telefon. Początkowo ma nadzieję, że to Hun Joon, ale na
wyświetlaczu pojawia się Feng Lu.
— Tak?
— Min Ji, mamy problem!
— O nie, co znowu?
— Przed drzwiami są dziennikarze, cała kohorta!
— Co proszę? Z jakiego powodu?
— Ktoś dał cynka, że do Korei wrócił
dziedzic La Rose, są ciekawi i rządni informacji.
— Jest już po dziewiątej. Czy ci ludzie nie
mają za grosz wstydu?
— Min, co ja mam teraz zrobić? Czy Allen
mógłby z nimi chwile porozmawiać? Może wtedy dadzą spokój.
— Mowy nie ma! — Kobieta zerka z lękiem na
pokiereszowaną twarz chłopaka, opartego o maskę jej samochodu. — To nie jest
najlepszy moment, Feng.
— To co ja mam zrobić?
— Na razie powiedz, że jest późno i że
jutro przyjadę z nimi porozmawiać.
— Ty?
— Tak ja, Feng. Dobranoc. Jutro wszystkim
się zajmę.
— Dobrze. Dobranoc.
— Aish! — Min Ji z całą siłą, jaka tylko
kryje się w jej ciele uderza chłopaka w ramię, chcąc ukarać go chwilowym bólem.
— Jestem taka wściekła, że nawet sobie nie wyobrażasz!
— Ała! — Allen wykrzykuje z oburzeniem. —
Noona, wiesz jak to boli?
— Ma boleć! — odpowiada ostro. — Właśnie
zepsułeś mi randkę i obrałeś sobie najgorszy moment na bójki!
— Randkę? Chcesz powiedzieć, że ktoś się z
tobą umówił? Ała! Noona! Tak nie można!
— Stąpasz po cienkim lodzie, dzieciaku! —
Min Ji mierzy go sokolim spojrzeniem, w którym łatwo odczytać chęć mordu mimo
panującej wokoło nocy. — To już drugi raz, gdy pokrzyżowałeś mi plany. Ja też
mam swoje życie, gdybyś chciał wiedzieć! I nie jest szczytem moich marzeń,
biegać za tobą po komisariatach! Aish! — Przykłada zimną rękę do rozgrzanego
czoła, a potem wbija w chłopaka kolejne, mocne spojrzenie. — Dlaczego ty w
ogóle bijesz się z kimś po nocach?
— Niedokończone sprawy z przeszłości —
odpowiada chmurnie Allen. — Czy możemy odłożyć tę rozmowę na jutro?
— Och Boże i co ja mam teraz z tobą zrobić?
— Patrzy na niego z wyraźną niechęcią. — Co sobie pomyślą o tobie pracownicy
hotelu? Dziedzic La Rose pokiereszowany na zgniłe jabłko. To niewyobrażalne!
Przez chwilę stoją w milczeniu, popatrując
jeden na drugiego, aż w końcu Min Ji podejmuje decyzje, która nie do końca jej
się podoba, ale póki co nie widzi innej możliwości.
— No dobra, dzisiaj przenocujesz u mnie?
— Co proszę? — Allen wytrzeszcza oczy.
— Dobrze słyszałeś. U mnie. Wsiadaj do auta
i nie odzywaj się do mnie przez resztę drogi, bo dokończę to, co spartaczył
twój rywal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz