21 - Włamanie.

„Nie zapomnijcie o imprezie z okazji Końca Świata!”
Klik. Ekran ciemnieje, gdy Jiyeon wyłącza telefon.
— Kto to?
— Bo Ram. — Jiyeon chowa telefon do kieszeni, a następnie głębiej wsuwa na nos ciemne okulary, kryjące się pod czapką z daszkiem. Oboje z chłopakiem właśnie spoglądają na wysoki, srebrzysty wieżowiec, skąpany w promieniach późno porannego słońca.
O tej godzinie spodziewają się, że nie zastaną nikogo w mieszkaniu, chociaż nie mają stuprocentowej pewności. Z tego jednak powodu urwali się z lekcji.
— Na pewno wszystko mamy ustalone? — Dziewczyna spogląda na Myungsoo, nie będąc pewna, czy tego typu akcja nie przerasta czasami jego sił. Nie zapomniała przecież, że nigdy wcześniej nie brał w czymś podobnym udziału. Dla niej to chleb powszedni.
— Tak. — Ku jej zaskoczeniu, chłopak zdecydowanie przytakuje. — Powinienem bez problemu włamać się do sieci wewnętrznej budynku. — Wypowiada każde słowo, jakby czytał instrukcje obsługi. — Wszystko sterowane jest komputerowo, wiec z łatwością odetnę zasilanie na czwartym piętrze.
— I jesteś pewien, że wtedy zamki się odblokują? — Jiyeon mruży oczy, chociaż za okularów nie sposób to dostrzec. Wszystko, co wiążę się z elektroniką przerasta jej wyobrażenia, a zarazem uzmysławia sobie, jak bardzo potrzebuje Myungsoo i jego umiejętności.
— Powinny. — Chłopak przytakuje. — Na wypadek awarii ludzie nie mogą pozostać uwięzieni w swoich mieszkaniach, dlatego system zabezpieczeń w takich sytuacjach automatycznie odblokowuje drzwi.
— No dobra, w takim razie chyba mniej więcej wiemy na czym stoimy. Postaram się uporać w dwadzieścia minut.
— Byłoby dobrze. — Oboje kierują się w stronę głównego wejścia wieżowca. — Jeżeli odetnę zasilanie, wiadomość o awarii zostanie automatycznie przesłana do centrali i pewnie ktoś przyjedzie sprawdzić o co chodzi.
— Dwadzieścia minut wystarczy, żeby się rozejrzeć — odpowiada stanowczo Jiyeon.
— No dobrze, ale pytanie najważniejsze, jak w ogóle dostaniemy się do środka? — Myungsoo bezradnie spogląda na zamknięte, główne drzwi. — Ktoś musi nas wpuścić od wewnątrz.
— To już zostaw mi. — Jiyeon uśmiecha się półgębkiem i naciągając mocniej daszek czapki na twarz wybiera pierwszy guzik z rzędu innych, wbudowanych w prostokątną płytkę przy wejściu.
Nikt nie odpowiada. Pewnie właściciele są w pracy. Wybiera zatem kolejny guzik, oznaczony numerem dwa. Po chwili ktoś odpowiada.
— Tak? — W domofonie rozlega się kobiecy, schrypnięty głos. Właścicielka najpewniej dopiero co zwlekła się z łóżka.
— Dzień dobry, tu kurier. Mam paczkę dla pani — odpowiada Jiyeon pewnym siebie, firmowym tonem, jakby faktycznie była tym za kogo się podaje.
— Em… to chyba jakaś pomyłka. Nie zamawiałam niczego.
— Och! W takim razie przepraszam. Musiałam pomylić numery mieszkania. Miłego dnia! — Natychmiast wybiera kolejny guzik.
Myungsoo nerwowo przestępuje z nogi na nogę.
— Jesteś pewna, że…
— Tak? — Tym razem z domofonu odzywa się mężczyzna.
— Dzień dobry, tu kurier. Mam paczkę dla pana.
Chwila ciszy, a następnie słychać skrzyp odblokowanych drzwi wejściowych.
— Dziękuję! — odpowiada Jiyeon i rozłącza się, natychmiast wchodząc do środka.
— To było niezłe. — Myungsoo z aprobatą kiwa głową.
— Nauczyłam się już dawno, że zawsze ktoś oczekuje kuriera. — Jiyeon posyła mu uśmiech i oboje rozstają się w głównym holu. Ona by wsiąść do windy, on by poszukać męskiej toalety, gdzie w jednej z kabin spróbuje włamać się do systemu. Tylko tam prawdopodobnie nie nagrają go żadne kamery.
Jiyeon naciska odpowiedni guzik i drzwi windy zasuwają się za nią. Na górnym panelu wyświetla się elektroniczny zapis pięter. Dziewczyna stara się ustawić tak, aby zlokalizowana w rogu sufitu kamera nie zarejestrowała pod żadnym kątem jej twarzy, a ubrania, które ma na sobie jak najmniej powiedziały o budowie jej sylwetki.
Na czwartym piętrze panuje przejmująca cisza. Niewielki, wąski korytarz emanuje spokojem, chociaż Jiyeon ma wrażenie, że przez judasze kolejnych drzwi spoglądają na nią upiorne oczy.
Przystaje pod drzwiami numer dwadzieścia, spoglądając na elektroniczny, prostokątny zamek, gdzie znajduje się dotykowa klawiatura, oczekująca na wprowadzenie właściwego kodu.
Boleśnie wyczuwa dotyk kamery z korytarza, ale stara się sprawiać wrażenie zrelaksowanej, chociaż wątpi, aby ktoś w tym momencie siedział po drugiej stronie i ją oglądał. Monitoring sprawdza przede wszystkim wtedy, gdy dojdzie do poważnego przestępstwa.
Najpierw próbuje zadzwonić do drzwi, ponieważ należy sprawdzić, czy mieszkanie aby na pewno jest puste, ale nikt się nie odzywa mimo trzech prób dzwonienia. Wtedy puszcza przez telefon cynka do Myungsoo, mając nadzieje, że chłopakowi udało już się włamać do sieci wewnętrznej.
Po chwili diodki elektronicznego zamka gasną i słychać trzask odblokowanego mechanizmu.
Jiyeon ma ochotę uściskać Myungsoo całą sobą, ale po prostu pociąga za klamkę i z dudniącym w piersi sercem wchodzi do środka. A jeżeli jednak ktoś jest w mieszkaniu?
Boże, nawet nie chce myśleć, jak bardzo w tym momencie ryzykuje.
Mieszkanie jest dość przestronne i luksusowo wyposażone. Jiyeon zdejmuje buty w przedsionku. W normalnych okolicznościach nie kwapiłaby się kulturą osobistą, ale wie, ze odcisk buta może zostać zdjęty z posadzki i być ewentualnym tropem.
W duchu dziękuje Woo Binowi za to, jak wiele ją nauczył.
Pierwsze co rzuca się w oczy to jasny pokój gościnny połączony z jadalnią i kuchnią. Ktokolwiek tu mieszka na pewno nie żałuje wonów na sprzęt. Duży, plazmowy telewizor zajmuje chyba z pół-ściany salonu, gdzie widnieją także oprawione w grube ramy portrety jakiejś kobiety.
Jiyeon wpatruje się w twarz nieznajomej, ustylizowanej na lata siedemdziesiąte, dwudziestego wieku. Jej podobizny są tak gęsto rozmieszczone po całym pomieszczeniu, iż nie sposób nie pomyśleć, że jest to osoba narcystyczna i czerpiąca radość z możliwości oglądania siebie każdego dnia.
Mimo to, nie tego Jiyeon się spodziewała. A może owa kobieta z portretu tu to wielka miłość jakiegoś szefa mafii? Chociaż zdaje sobie sprawę, że ponosi ją wyobraźnia, stara się dopasować to kobiece, pachnące perfumami mieszkanie do całej tej szopki związanej z telefonem komórkowym i wysadzaniem ludzi w powietrze.
Co niby takiego się tutaj znajduje? Co to ma wspólnego z jej matką?
Mnogość kwiatów i różnego rodzaju bibelotów nie pozostawia wątpliwości, że w tych włościach rządzi kobieta.
W kuchni jest niebywale czysto, niemal nie sposób uświadczyć obecności małego okruszka. W szaflach można znaleźć jedynie zdrową, nisko kaloryczną żywność.
Jiyeon wraca do salonu i znów przebiega spojrzeniem po półkach pełnych różnego rodzaju kaset i książek, aż jej spojrzenie natrafia na posążek roześmianego buddy, wokół którego poustawiane są kwiaty i kadzidełka.
Ołtarzyk. Ktoś tutaj musi modlić się każdego dnia. Nieco dalej, w kącie znajduje się zwinięta mata do jogi.
Jiyeon pozwala sobie na sprawdzenie kilku książek. Wie bowiem, że niektóre mogą mieć sekretne wycięcie, w którym przechowuje się różnego rodzaju przedmioty, ale oczywiście żadna z książek nie jest szczególna.
Zirytowana, przeciera ręką spocone czoło. Jest jej duszno. Mieszkanie wygląda do bólu przeciętnie i nic nie wskazuje na to, aby mogło się tu znajdować coś pożądanego.
Kieruje więc kroki do pierwszych drzwi, jakie napotyka i wchodzi do średniej rozmiarów sypialni, na środku której stoi idealnie pościelone łóżko. Przez rolety w oknach światło dnia układa się pasiastymi smugami na granatowym dywanie. To właśnie pod jednym z okiem ustawiono biurko, na którym stoją uporządkowane stosy zeszytów i plastikowy słoik z długopisami. Obok znajduje się pudełko z samoprzylepnymi karteczkami.
„Pamiętać o wizycie matki u gastrologa”, czyta jedną z takich karteczek, która została przypięta do stojącego ukośnie na biurku kalendarza.
Marszczy brwi. Matki? A więc to pokój dziecka, dużego dziecka., myśli, zauważając, że umeblowanie wskazuje, że ten kto tu mieszka już dawno przestał bawić się zabawkami.
Sądząc po idealnym porządku, niemal chorobliwej perfekcji w każdym detalu bardziej obstawia, że to dziewczyna niż chłopak.
Nagle telefon w spodniach zaczyna wibrować. Serce omal nie wychodzi jej gardłem.
„Dwadzieścia minut już minęło. Wychodź!” – to od Myungsoo.
— Aish! — Jiyeon wywraca oczami i chowa telefon z powrotem do kieszeni.
Dwadzieścia minut! Dobre sobie! I tak nic nie znalazła! Nie wyjdzie stąd, dopóki nie znajdzie chociaż minimalnej podpowiedzi, o co tu chodzi.
Już ma otworzyć dużą, prostokątną szafę naprzeciw drzwi, kiedy w oczy rzuca jej się niewielkie zdjęcie w ramce, powieszone na ścianie.
Przełyka z trudem ślinę, bowiem rozpoznaje twarz. Do obiektywu uśmiecha się wysoki, smukły chłopak z rozpuszczonymi, brązowymi włosami do ramion. Idealnie równe zęby niemalże kłują w oczy, a czerwona, stylowa apaszka wokół szyi wskazuje, o posiadaniu zamiłowania do mody.
— Tchórz… — Jiyeon wyciąga rękę i ostrożnie dotyka szybki zdjęcia. Serce łomocze jej w piersi jak szalone, kiedy przebiega spojrzeniem po tak dobrze znanych, sztucznych rysach chłopaka.
Patrzy bowiem na Jeong Hana.

***
— Jeong Han? Ten laluś? Jaja sobie robisz!? — wykrzykuje Myungsoo, gdy po pół-godziny oboje siedzą w jednej z kawiarni, rozczarowani i z pustymi rękoma.
— Taa… — Jiyeon wzdycha, spoglądając na okno, gdzie mokrą ulicą pędzą rzędy samochodów. Rozpadało się na dobre. Sama ma na sobie przemoczoną kurtkę i żadnego parasola.
— Co twoja matka może mieć z tym wspólnego? — Myungoo coraz bardziej się dziwi. — Przecież ten koleś mieszka tylko z matką. Wszyscy w szkole wiedzą, że to jakaś przebrzmiała aktorka, nieco zdziwaczała na stare lata.
— Nie wiem, serio nie wiem. — Jiyeon pociera ze zmęczeniem brew. Nie ma na nic ochoty, nawet na podwójne late przed sobą. — To zwykłe mieszkanie, luksusowe i kobiece pod każdym względem, ale takie zwyczajne, Myungsoo.
— Właśnie widzę. — Chłopak przytakuje, przesuwając palcem po zdjęciach na telefonie, które Jiyeon zrobiła w przypływie olśnienia. Mogła przecież uważnie je studiować po wyjściu z mieszkania. — Te kwiaty na parapetach to nie jest chyba jakaś unikatowa marihuana, prawda? — wzdycha sarkastycznie.
— Uwierz mi, chciałabym, żeby to była marycha, bo przynajmniej mogłabym snuć spekulacje, że chodzi o narkotyki, ale to tylko jakieś głupie paprotki.
— Co teraz zrobimy? — Myungsoo oddaje jej z rezygnacją telefon.
— Chyba muszę się nieco do niego zbliżyć, wiesz? — Jiyeon zerka na niego niepewnie. — Do Tchórza.
— Jiyeon… — Myungsoo niespokojnie wierci się na krześle. — Mówiłem ci już, że to koleś Vernona. Nie ufam mu.
— A jakie mam wyjście? — Podnosi ręce. — Jedyne, co przychodzi mi do głowy to to wasze całe Gemini.
— Nie nasze, tylko ich. Ja nie mam z tym nic wspólnego.
— A więc ich Geminii.
— Ale to tylko licealne stowarzyszenie, może i dziwne, ale żaden dorosły do niego nie należy.
— Ale ktoś musi trzymać nad nim piecze, tak? — Jiyeon nie ustępuję. — Muszę się dowiedzieć, Myungsoo o co chodzi. Dlaczego matka miała w telefonie lokalizacje Hana. I myślę, że…
— Że co?
— Że jednak wybiorę się na tę Imprezę Z Okazji Końca Świata. Han na pewno tam będzie.
— Wybierzemy się. — Poprawia ją dobitnie Myungsoo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz