„Nie
zapomnijcie o imprezie z okazji Końca Świata!”
Klik. Ekran ciemnieje, gdy Jiyeon
wyłącza telefon.
— Kto to?
— Bo Ram. — Jiyeon chowa telefon do
kieszeni, a następnie głębiej wsuwa na nos ciemne okulary, kryjące się pod
czapką z daszkiem. Oboje z chłopakiem właśnie spoglądają na wysoki, srebrzysty
wieżowiec, skąpany w promieniach późno porannego słońca.
O tej godzinie spodziewają się, że nie
zastaną nikogo w mieszkaniu, chociaż nie mają stuprocentowej pewności. Z tego
jednak powodu urwali się z lekcji.
— Na pewno wszystko mamy ustalone? —
Dziewczyna spogląda na Myungsoo, nie będąc pewna, czy tego typu akcja nie
przerasta czasami jego sił. Nie zapomniała przecież, że nigdy wcześniej nie
brał w czymś podobnym udziału. Dla niej to chleb powszedni.
— Tak. — Ku jej zaskoczeniu, chłopak
zdecydowanie przytakuje. — Powinienem bez problemu włamać się do sieci
wewnętrznej budynku. — Wypowiada każde słowo, jakby czytał instrukcje obsługi.
— Wszystko sterowane jest komputerowo, wiec z łatwością odetnę zasilanie na
czwartym piętrze.
— I jesteś pewien, że wtedy zamki się
odblokują? — Jiyeon mruży oczy, chociaż za okularów nie sposób to dostrzec.
Wszystko, co wiążę się z elektroniką przerasta jej wyobrażenia, a zarazem
uzmysławia sobie, jak bardzo potrzebuje Myungsoo i jego umiejętności.
— Powinny. — Chłopak przytakuje. — Na
wypadek awarii ludzie nie mogą pozostać uwięzieni w swoich mieszkaniach,
dlatego system zabezpieczeń w takich sytuacjach automatycznie odblokowuje
drzwi.
— No dobra, w takim razie chyba mniej
więcej wiemy na czym stoimy. Postaram się uporać w dwadzieścia minut.
— Byłoby dobrze. — Oboje kierują się w
stronę głównego wejścia wieżowca. — Jeżeli odetnę zasilanie, wiadomość o awarii
zostanie automatycznie przesłana do centrali i pewnie ktoś przyjedzie sprawdzić
o co chodzi.
— Dwadzieścia minut wystarczy, żeby
się rozejrzeć — odpowiada stanowczo Jiyeon.
— No dobrze, ale pytanie najważniejsze,
jak w ogóle dostaniemy się do środka? — Myungsoo bezradnie spogląda na
zamknięte, główne drzwi. — Ktoś musi nas wpuścić od wewnątrz.
— To już zostaw mi. — Jiyeon uśmiecha
się półgębkiem i naciągając mocniej daszek czapki na twarz wybiera pierwszy
guzik z rzędu innych, wbudowanych w prostokątną płytkę przy wejściu.
Nikt nie odpowiada. Pewnie właściciele
są w pracy. Wybiera zatem kolejny guzik, oznaczony numerem dwa. Po chwili ktoś
odpowiada.
— Tak? — W domofonie rozlega się
kobiecy, schrypnięty głos. Właścicielka najpewniej dopiero co zwlekła się z
łóżka.
— Dzień dobry, tu kurier. Mam paczkę
dla pani — odpowiada Jiyeon pewnym siebie, firmowym tonem, jakby faktycznie
była tym za kogo się podaje.
— Em… to chyba jakaś pomyłka. Nie
zamawiałam niczego.
— Och! W takim razie przepraszam.
Musiałam pomylić numery mieszkania. Miłego dnia! — Natychmiast wybiera kolejny
guzik.
Myungsoo nerwowo przestępuje z nogi na
nogę.
— Jesteś pewna, że…
— Tak? — Tym razem z domofonu odzywa
się mężczyzna.
— Dzień dobry, tu kurier. Mam paczkę
dla pana.
Chwila ciszy, a następnie słychać
skrzyp odblokowanych drzwi wejściowych.
— Dziękuję! — odpowiada Jiyeon i
rozłącza się, natychmiast wchodząc do środka.
— To było niezłe. — Myungsoo z
aprobatą kiwa głową.
— Nauczyłam się już dawno, że zawsze
ktoś oczekuje kuriera. — Jiyeon posyła mu uśmiech i oboje rozstają się w
głównym holu. Ona by wsiąść do windy, on by poszukać męskiej toalety, gdzie w
jednej z kabin spróbuje włamać się do systemu. Tylko tam prawdopodobnie nie
nagrają go żadne kamery.
Jiyeon naciska odpowiedni guzik i
drzwi windy zasuwają się za nią. Na górnym panelu wyświetla się elektroniczny
zapis pięter. Dziewczyna stara się ustawić tak, aby zlokalizowana w rogu sufitu
kamera nie zarejestrowała pod żadnym kątem jej twarzy, a ubrania, które ma na
sobie jak najmniej powiedziały o budowie jej sylwetki.
Na czwartym piętrze panuje przejmująca
cisza. Niewielki, wąski korytarz emanuje spokojem, chociaż Jiyeon ma wrażenie,
że przez judasze kolejnych drzwi spoglądają na nią upiorne oczy.
Przystaje pod drzwiami numer
dwadzieścia, spoglądając na elektroniczny, prostokątny zamek, gdzie znajduje
się dotykowa klawiatura, oczekująca na wprowadzenie właściwego kodu.
Boleśnie wyczuwa dotyk kamery z
korytarza, ale stara się sprawiać wrażenie zrelaksowanej, chociaż wątpi, aby
ktoś w tym momencie siedział po drugiej stronie i ją oglądał. Monitoring
sprawdza przede wszystkim wtedy, gdy dojdzie do poważnego przestępstwa.
Najpierw próbuje zadzwonić do drzwi,
ponieważ należy sprawdzić, czy mieszkanie aby na pewno jest puste, ale nikt się
nie odzywa mimo trzech prób dzwonienia. Wtedy puszcza przez telefon cynka do
Myungsoo, mając nadzieje, że chłopakowi udało już się włamać do sieci
wewnętrznej.
Po chwili diodki elektronicznego zamka
gasną i słychać trzask odblokowanego mechanizmu.
Jiyeon ma ochotę uściskać Myungsoo
całą sobą, ale po prostu pociąga za klamkę i z dudniącym w piersi sercem
wchodzi do środka. A jeżeli jednak ktoś jest w mieszkaniu?
Boże, nawet nie chce myśleć, jak
bardzo w tym momencie ryzykuje.
Mieszkanie jest dość przestronne i
luksusowo wyposażone. Jiyeon zdejmuje buty w przedsionku. W normalnych
okolicznościach nie kwapiłaby się kulturą osobistą, ale wie, ze odcisk buta
może zostać zdjęty z posadzki i być ewentualnym tropem.
W duchu dziękuje Woo Binowi za to, jak
wiele ją nauczył.
Pierwsze co rzuca się w oczy to jasny
pokój gościnny połączony z jadalnią i kuchnią. Ktokolwiek tu mieszka na pewno
nie żałuje wonów na sprzęt. Duży, plazmowy telewizor zajmuje chyba z pół-ściany
salonu, gdzie widnieją także oprawione w grube ramy portrety jakiejś kobiety.
Jiyeon wpatruje się w twarz
nieznajomej, ustylizowanej na lata siedemdziesiąte, dwudziestego wieku. Jej
podobizny są tak gęsto rozmieszczone po całym pomieszczeniu, iż nie sposób nie
pomyśleć, że jest to osoba narcystyczna i czerpiąca radość z możliwości
oglądania siebie każdego dnia.
Mimo to, nie tego Jiyeon się
spodziewała. A może owa kobieta z portretu tu to wielka miłość jakiegoś szefa
mafii? Chociaż zdaje sobie sprawę, że ponosi ją wyobraźnia, stara się dopasować
to kobiece, pachnące perfumami mieszkanie do całej tej szopki związanej z
telefonem komórkowym i wysadzaniem ludzi w powietrze.
Co niby takiego się tutaj znajduje? Co
to ma wspólnego z jej matką?
Mnogość kwiatów i różnego rodzaju
bibelotów nie pozostawia wątpliwości, że w tych włościach rządzi kobieta.
W kuchni jest niebywale czysto, niemal
nie sposób uświadczyć obecności małego okruszka. W szaflach można znaleźć
jedynie zdrową, nisko kaloryczną żywność.
Jiyeon wraca do salonu i znów
przebiega spojrzeniem po półkach pełnych różnego rodzaju kaset i książek, aż
jej spojrzenie natrafia na posążek roześmianego buddy, wokół którego
poustawiane są kwiaty i kadzidełka.
Ołtarzyk. Ktoś tutaj musi modlić się każdego
dnia. Nieco dalej, w kącie znajduje się zwinięta mata do jogi.
Jiyeon pozwala sobie na sprawdzenie
kilku książek. Wie bowiem, że niektóre mogą mieć sekretne wycięcie, w którym
przechowuje się różnego rodzaju przedmioty, ale oczywiście żadna z książek nie
jest szczególna.
Zirytowana, przeciera ręką spocone
czoło. Jest jej duszno. Mieszkanie wygląda do bólu przeciętnie i nic nie
wskazuje na to, aby mogło się tu znajdować coś pożądanego.
Kieruje więc kroki do pierwszych
drzwi, jakie napotyka i wchodzi do średniej rozmiarów sypialni, na środku
której stoi idealnie pościelone łóżko. Przez rolety w oknach światło dnia
układa się pasiastymi smugami na granatowym dywanie. To właśnie pod jednym z
okiem ustawiono biurko, na którym stoją uporządkowane stosy zeszytów i
plastikowy słoik z długopisami. Obok znajduje się pudełko z samoprzylepnymi
karteczkami.
„Pamiętać
o wizycie matki u gastrologa”, czyta jedną z takich
karteczek, która została przypięta do stojącego ukośnie na biurku kalendarza.
Marszczy brwi. Matki? A więc to pokój
dziecka, dużego dziecka., myśli, zauważając, że umeblowanie wskazuje, że ten
kto tu mieszka już dawno przestał bawić się zabawkami.
Sądząc po idealnym porządku, niemal
chorobliwej perfekcji w każdym detalu bardziej obstawia, że to dziewczyna niż
chłopak.
Nagle telefon w spodniach zaczyna
wibrować. Serce omal nie wychodzi jej gardłem.
„Dwadzieścia
minut już minęło. Wychodź!” – to od Myungsoo.
— Aish! — Jiyeon wywraca oczami i
chowa telefon z powrotem do kieszeni.
Dwadzieścia minut! Dobre sobie! I tak
nic nie znalazła! Nie wyjdzie stąd, dopóki nie znajdzie chociaż minimalnej
podpowiedzi, o co tu chodzi.
Już ma otworzyć dużą, prostokątną
szafę naprzeciw drzwi, kiedy w oczy rzuca jej się niewielkie zdjęcie w ramce,
powieszone na ścianie.
Przełyka z trudem ślinę, bowiem
rozpoznaje twarz. Do obiektywu uśmiecha się wysoki, smukły chłopak z
rozpuszczonymi, brązowymi włosami do ramion. Idealnie równe zęby niemalże kłują
w oczy, a czerwona, stylowa apaszka wokół szyi wskazuje, o posiadaniu
zamiłowania do mody.
— Tchórz… — Jiyeon wyciąga rękę i
ostrożnie dotyka szybki zdjęcia. Serce łomocze jej w piersi jak szalone, kiedy
przebiega spojrzeniem po tak dobrze znanych, sztucznych rysach chłopaka.
Patrzy bowiem na Jeong Hana.
***
— Jeong Han? Ten laluś? Jaja sobie
robisz!? — wykrzykuje Myungsoo, gdy po pół-godziny oboje siedzą w jednej z
kawiarni, rozczarowani i z pustymi rękoma.
— Taa… — Jiyeon wzdycha, spoglądając
na okno, gdzie mokrą ulicą pędzą rzędy samochodów. Rozpadało się na dobre. Sama
ma na sobie przemoczoną kurtkę i żadnego parasola.
— Co twoja matka może mieć z tym
wspólnego? — Myungoo coraz bardziej się dziwi. — Przecież ten koleś mieszka
tylko z matką. Wszyscy w szkole wiedzą, że to jakaś przebrzmiała aktorka, nieco
zdziwaczała na stare lata.
— Nie wiem, serio nie wiem. — Jiyeon
pociera ze zmęczeniem brew. Nie ma na nic ochoty, nawet na podwójne late przed
sobą. — To zwykłe mieszkanie, luksusowe i kobiece pod każdym względem, ale
takie zwyczajne, Myungsoo.
— Właśnie widzę. — Chłopak przytakuje,
przesuwając palcem po zdjęciach na telefonie, które Jiyeon zrobiła w przypływie
olśnienia. Mogła przecież uważnie je studiować po wyjściu z mieszkania. — Te
kwiaty na parapetach to nie jest chyba jakaś unikatowa marihuana, prawda? —
wzdycha sarkastycznie.
— Uwierz mi, chciałabym, żeby to była
marycha, bo przynajmniej mogłabym snuć spekulacje, że chodzi o narkotyki, ale
to tylko jakieś głupie paprotki.
— Co teraz zrobimy? — Myungsoo oddaje
jej z rezygnacją telefon.
— Chyba muszę się nieco do niego
zbliżyć, wiesz? — Jiyeon zerka na niego niepewnie. — Do Tchórza.
— Jiyeon… — Myungsoo niespokojnie
wierci się na krześle. — Mówiłem ci już, że to koleś Vernona. Nie ufam mu.
— A jakie mam wyjście? — Podnosi ręce.
— Jedyne, co przychodzi mi do głowy to to wasze całe Gemini.
— Nie nasze, tylko ich. Ja nie mam z
tym nic wspólnego.
— A więc ich Geminii.
— Ale to tylko licealne
stowarzyszenie, może i dziwne, ale żaden dorosły do niego nie należy.
— Ale ktoś musi trzymać nad nim
piecze, tak? — Jiyeon nie ustępuję. — Muszę się dowiedzieć, Myungsoo o co
chodzi. Dlaczego matka miała w telefonie lokalizacje Hana. I myślę, że…
— Że co?
— Że jednak wybiorę się na tę Imprezę
Z Okazji Końca Świata. Han na pewno tam będzie.
— Wybierzemy się. — Poprawia ją
dobitnie Myungsoo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz